CZĘŚĆ PIERWSZA (mniej więcej dla
wszystkich)
Szanowna publiczności. Fotodinoza
dokonała zakupu niekontrolowanego na znanym portalu aukcyjnym („-W
jakim portalu się promujesz?- W dzinsowym”). Specjalnie dla Was,
Droga Publiczności (no bo przecież nie dla siebie, skądże)
wydaliśmy wszelkie swoje oszczędności na takie dwa zestawy:
Canon EOS 500N i dwie sztuki Sigmy
28-70/ 2,8- 4
Canon EOS 3000N i jedna sztuka Canon EF
28-80/ 3,5- 5,6
Zakup ten pozwoli nam (o, włączył mi
się pluralis majestatis) na napisanie dwóch artykułów, mamy
nadzieję. Jeden będzie o aparatach- i właśnie go czytacie. Drugi
o obiektywach, ale w późniejszym terminie.
NOMENKLATURA NOMEN OMEN:
Canon zaczął swoje EOS'y od numerka
650, który był aparatem dla bardziej zaawansowanego amatora,
później były następujące numerki: 620 dla jeszcze bardziej
zaawansowanego amatora, 750 i 850 dla zielonych amatorów. Potem EOS
600 zastępujący dwa pierwsze aparaty. Zrobił się troszeczkę
bigos z tymi numerkami i dopiero wypuszczenie Canona EOS 1 (1989),
dla pełnych profesjonałów, ustaliło system w jaki nazywane były
poszczególne linie modelowe.
Marketingowcy doszli wreszcie do sensu-
otóż, zawsze na szczycie stawki znajdował się Canon z numerkiem
1, w kolejnych wariantach, ale ZAWSZE z jedynką w nazwie. To był
aparat najwyższej półki- dla zawodowców.
Potem półprofesjonaliści dostali
aparaty z pojedynczą cyfrą (zaczęto od EOS'a 10, ale potem cyfry
zeszły w dół), EOS 5, EOS 3.
Zaawansowani amatorzy dostali najpierw
EOS'a 100, a potem aparaty z dwoma cyferkami- EOS 50, EOS 30.
Amatorzy z ambicjami do rozwoju dostali
modele trzycyfrowe, dziedziczące schedę po EOSach 750 i 850.
Amatorzy zieloni otrzymali linię
aparatów z czterema cyferkami- zaczętą EOSem 1000.
I tak jest na szczęście do dzisiaj.
Cyferki określają półkę
zaawansowania aparatu, oraz kolejne generacje modelowe- teraz będzie
uproszczenie: na początku były numerki od „1”: EOS1, EOS 10,
EOS 100, EOS 1000F (1989-1992), potem od „5”: EOS 1n, EOS5,
EOS50, EOS500, EOS5000 (1992-1998). Potem od „3” (1998- 2004
kiedy numery przeszły już na cyfrówki).
Dodatkowe literki za cyfrą określały
modyfikacje, czy też modernizacje dotychczasowego modelu i były
niezbędne Canonowi profesjonalnemu, ponieważ on zawsze był
EOS'em 1, tylko w kolejnych generacjach 1N/ 1N RS, 1V , 1D.
Na tej bazie można umiejscowić nasze
świeżuńko zakupione aparaty. Oto prezentujemy rywali,
Wyobraźmy sobie że jest właśnie rok
2001 i oto mamy:
NAJNOWSZĄ NOWOŚĆ dla amatora
zaczynającego przygodę z fotografią, lekki, bardzo łatwy w
obsłudze:
Canoooooooooooooon EOOOOOOOOOOOOOOOS
3000N !!!!!
A po drugiej stronie:
Nieprodukowanego już od dwóch lat, a
debiutującego w roku 1996- aparat dla amatora z ambicjami
rozwojowymi, lekki, wygodny, ale o zaawansowanych funkcjach dających
spore możliwości ustawiania , model który w swoim czasie sprzedał
się w rekordowej ilości egzemplarzy:
Canoooooooooooooon EOOOOOOOOOOOOOOOS
500N !!!!!
Tak oto spotykają się dwaj rywale z nieco
różnych półek cenowych i zaawansowania... Ale zaraz...
Chwilunia... Jacy oni do siebie podobni!
No to może dokładniejszy rzut oka:
Czy te aparaty w ogóle się różnią?
Tak. Technicznie jednym szczegółem- lampa błyskowa w 500N
wyskakuje automatycznie w ustawionych programach amatorskich, a w
3000N musi być ręcznie podniesiona. Estetycznie- kolorem i leciutko kształtem. Wnętrze, tylną pokrywę, spód korpusu mają identyczne.
No i tak oto dowiedzieliśmy się że
koncerny sprzedają nam (tak jak czasami Fotodinoza) odgrzewane
kotlety!!! I to pięcioletnie! Mowa tu o koncernach w ogóle, bo
przecież Canon nie jest jedyny w te klocki- a przykłady
motoryzacyjne? Taki Seat Exeo, na przykład:
A przykłady
literackie? Mariusza Szczygła „Gottland” poznałem wcześniej w
95% z jego reportaży w Dużym Formacie Gazety Wyborczej (tak czy
siak to doskonała książka).
A przykłady gastronomiczne odgrzewanych kotletów?
Jednakoż przykład odgrzewania
kotletów u Canona jest, mimo wszystko całkiem pozytywny- otóż w
2001 roku, razem z Canonem 3000N klient w najtańszym aparacie
dostawał to, co jeszcze pięć lat wcześniej było „lepszą
półką”- aparatem umożliwiającym całkiem sprawne manewry
manualne w programach zaawansowanych, a nawet mającym tak ciekawe
funkcje jak wielokrotne naświetlanie jednej klatki (do 9-ciu razy),
które pozwalało bawić się nakładkami efektów bez Photoshopa,
albo program A-DEP umożliwiający dokładne sterowanie głębią
ostrości.
Mogę tu zaświadczyć że 500N, a za
nim zapewne 3000N, jest aparatem wiecznym. WIECZNYM. Był to pierwszy
sprzęt używany przez nas w Fabryce Ślubów (wraz z EOSem 100),
przez dobrych parę lat znosił intensywne użytkowanie, wszelkie
wyjazdy i podróże i sesje zdjęciowe - zupełnie inaczej niż
prezentowany tu świeżo kupiony egzemplarz, który, sądząc po
stanie jego wnętrza nie przemęczał się zanadto. Nasza 500N NIGDY
nie zawiodła i będzie na zawsze spoczywać na poczesnym miejscu w
naszej szafie.
CZĘŚĆ DRUGA (dla maniaków)
(ale na końcu są zdjęcia i złota myśl)
OCENA
Czy to dobry aparat/ aparaty? 80%
użytkowników nie wykorzysta nawet połowy ich możliwości, bo ich
zaawansowanie jest całkiem wysokie. Generalnie w prostej formie
zawierają to co większości potrzeba.
Mamy do dyspozycji wszystkie „twórcze”
tryby: priorytet przesłony- Av, czasu- Tv, manualne nastawy obu
wartości w trybie M i tzw. przestawialny Program (P). Mamy tzw.
„amatorskie” programy Portret, Krajobraz, Makro, Sportowe i
Zdjęcia Nocne, oraz program „zielony prostokąt” który sprawia
że aparat zachowuje się jak typowy kompakt i sam ustawia wszystkie
parametry. W tym bogactwie jest metoda- pozwala to przejść
amatorowi od etapu całkowitej bezświadomości fotografowania do
etapu pełnego zaawansowania i kontroli nad zdjęciem. Brzmi to może
jak zdanie z folderu reklamowego, ale jak bumcykdana- jestem
przykładem takiego właśnie rozwoju. U mnie zadziałało. Jest to
godne pochwały że inżynierom udało się stworzyć takie
kształcące narzędzie.
Oba aparaty mają wspomniane wyżej
bajery typu nakładanie kilku ujęć na jedną klatkę, czy też
przydatny zwłaszcza do slajdów bracketing (zdjęcie niedoświetlone,
standardowe i rozjaśnione na trzech kolejnych klatkach). Program
A-Dep pozwala do tego kontrolować głębię ostrości- aparat
przymknie przesłonę na tyle żeby uzyskać ostry obraz w obszarze
obejmowanym przez wszystkie punkty autofokusa. Jak na podstawowy
aparat dla amatora- to bardzo bogaty zestaw bajerów.
Na uproszczeniu 500N i 3000N w stosunku
do wyższych modeli cierpi głównie wygoda użytkowania- jeśli
miałbym im coś zarzucać to brak tylnego pokrętła, które
umożliwia jednoczesne manewry przesłoną i czasem w trybie M, albo
manewrowanie wybranym parametrem i jednoczesne zmniejszanie poziomu
naświetlenia zdjęcia, bo jestem do tego pokrętła przyzwyczajony.
Niestety kółeczko to występowało od modeli dwucyfrowych. Tutaj
trzeba przycisnąć przycisk pod kciukiem i użyć przedniego
pokrętła, żeby dokonać tej zmiany.
Nie można też tych aparatów uznać
za szybkostrzelne- jedną klatkę na sekundę ciężko brać za
serię z kałacha. Ale i tak- kto dziś strzela seriami używając
filmu? Tu przypomina mi się prawdziwa anegdota, jak na rajd Paryż-
Dakar w latach 80-tych fotoreporterzy używali dwóch narzędzi-
Canona EOS1, o szybkostrzelności 6 klatek na sekundę, oraz
asystenta z dwoma potężnymi workami- jednym na filmy świeże, a
drugim na naświetlone. To były czasy konsumpcji i rozpasania!
Mówi się także że amatorskie
sprzęty z wizjerem opartym na systemie luster mają ciemny obraz na
matówce w porównaniu do pryzmatu w droższych modelach. Patrzę
właśnie w wizjer Canona 50e, na zmianę z wizjerem 500N i nie jest
to zbyt duża różnica, zauważalna przede wszystkim w świetle
sztucznym, główna różnica to wielkość obrazu w wizjerze.
Natomiast w stosunku do cyfrówek APS-C- obraz w wizjerze 500N/ 3000N
jest wyraźnie większy. Zaoszczędzono też kilka jenów na braku
diod podświetlających na matówce aktywny punkt autofokusa-
wyświetla się on jedynie na indykatorze „w podpisach” pod
obrazem.
Sterowanie autofokusem jest w tych
aparatach wyraźnie uproszczone w stosunku do w pełni ustawialnych
wyższych modeli Canona- aparat seryjnie pracuje w trybie AI Focus
samemu ustalając czy potrzebne jest ciągłe śledzenie czy
zatrzymanie ostrości, ale jesteśmy w stanie uzyskać to co
potrzebujemy, gdy skorzystamy z programów „Sport” lub
„Krajobraz”, do których przypisane jest ostrzenie ciągłe i
pojedyncze. Trzeba po prostu trochę poznać te sprzęty i wtedy
stają się bardzo sprawnym narzędziem.
Autofokus radzi sobie dobrze, nawet w
ciemniejszych warunkach światła, a w warunkach dziennych także z
obiektami w ruchu. Sprzęt daje też dobre naświetlenie klatek,
chociaż przy używaniu negatywów dobrze jest podnieść poziom
światła o 0,5- 1 EV, bo negatywy nie lubią niedoświetlenia
(inaczej niż cyfra) i przy rozjaśnieniu zdjęcia oddadzą lepiej
szczegóły w cieniach.
Parametry mają obydwa aparaty typowe
dla swojej półki i swojej epoki- migawka strzela z czasem
najkrótszym 1/2000 sekundy, najdłuższy mierzony to czas 30 sekund,
a najdłuższy możliwy w ogóle to czas B, sterowany dowolnie
palcem na spuście przez użytkownika. Canon tylko raz dał w
aparacie amatorskim migawkę dającą krótsze niż 1/2000 sekundy
czasy- było to w Opus Ultimus ery analogowej- rzadkim dziś Canonie
300X, który w małym ciałku dawał znakomite parametry wzięte z
modeli dwucyfrowych (rzadkim, bo się już nie sprzedawał, w epoce
szalejących cyfrówek).
W porównaniu do modeli dwucyfrowych
500N i 3000N nie dają możliwości zmniejszenia ilości światła
błyskowego- aparat błyska tylko w automatyce E-TTL, ewentualne
kompensowanie błysku może odbywać się tylko z poziomu zewnętrznej
lampy błyskowej. Dla osób używających często lampy może to mieć
znaczenie.
Obydwa aparaty są rzeczywiście bardzo
lekkie, poręczne, niezaduże. Mają przyzwoicie wyprofilowane
uchwyty i nieźle się je trzyma, ale przede wszystkim mają cechę
bardzo lubianą przez Fotodinozę- współpracują z każdą Sigmą
autofokus (tutaj artykuł o starych sigmach AF:http://fotodinoza.blogspot.com/2014/03/sigma-tajna-historia-smaczne-kaski.html) jaką wyprodukowano i mierzą światło z dowolnym
obiektywem np. z gwintem M42 i przejściówką.
A nawet bez
obiektywu. (W przygotowaniu na Fotodinozie- Pierwszy we
wszechświecie test ŻADNEGO obiektywu)
Umówmy się że 500N i 3000N to nie są
sprzęty z jakąś wyjątkowo wysoką techniczną charyzmą- to
raczej porządne konie robocze, mające niezłe możliwości, warte
swej ceny.i dające w tanim wydaniu smaczek zabawy z filmem 35 mm.
Dużym plusem w dzisiejszych czasach, w
stosunku do tańszych cyfrówek APS-C jest „pełnoklatkowość”
tych aparatów- mają przecież uwielbiany za plastykę zdjęcia i
małą głębię ostrości „Full Frame” i na filmie także widać
tą różnicę, zwłaszcza z dobrymi obiektywami stałoogniskowymi.
Na tych aparatach pełnoklatkowe obiektywy szerokokątne, typu 16, 18
czy 20mm, są NAPRAWDĘ szerokokątne. Widać też plusy przy
stosowaniu tańszych, wiekowych obiektywów, które na cyfrówce przy
ostrym słońcu tracą na kontraście- nie były projektowane do
współpracy z lustrzaną powłoką cyfrowej matrycy, która bardzo
mocno odbija światło, w przeciwieństwie do powierzchni filmu.
|
Sigma AF 18/3,5, f/11 Fuji Superia 400 |
|
Sigma 50/2,8 Macro, f/4, Fuji Superia 400 |
|
Sigma AF 18/3,5, f/5,6, Fuji Superia 400 |
|
Sigma AF 18/3,5, f/6,3 , Fuji Superia 400 |
|
Sigma AF 18/3,5, f/4,5, Fuji Superia 400 |
|
Tamron 20-40/2,7-3,5 f/5,6, Kodak BW 400 CN |
Sporo, oczywiście zależy tu od samego
filmu i staranności jego wywołania, nie mówiąc już o ewentualnym
skanowaniu. A nie mówiąc już o zdolnościach fotografującego.
A może mówiąc. Film ma jedną
zaletę- skłania do zastanawiania się nad kadrem i oszczędzania
ujęć, do kombinowania nad odpowiednim nastawieniem aparatu i
przewidywania jak może wyglądać finalna fotka. Reguły niby
podobne jak w cyfrowej fotografii, ale tu jakby bardziej szanowane...
Fabrykant
dyrektor zarządzający walnięty o
sprzęty
P.S. W przygotowaniu na Fotodinozie sensacja rewelacja!- Jedyny na świecie test ŻADNEGO obiektywu. Najprawdopodobniej w piątek 21 marca. Stej tjuned.