Rok temu fotografowie amatorzy zadrżeli z wrażenia - Canon wypuścił na rynek niezwykle tanią lustrzankę cyfrową EOS 2000D.
Ale ja nie o tym.
Dwadzieścia jeden lat temu profesjonaliści zadrżeli z wrażenia - Canon wypuścił na rynek niezwykle drogą lustrzankę cyfrową EOS D2000.
A właściwie to nie Canon go wypuścił, tylko Kodak.
Zaraz... To o którym Canonie wolicie? Nowym i tanim? Nie, niestety, będzie o starym i drogim.
Halo halo, tu Fotodinoza. Dinozaury fotografii, nic mniej!
Jeżeli miałbym wymienić pierwszy cyfrowy aparat fotograficzny, który działał właściwie równie dobre jak dzisiejsze, to byłby właśnie ten. Że co?... Nie, nie ma wifi. Bluetooth też nie. Filmy? A to ktoś kręci filmy lustrzanką? Wszyscy? A to przepraszam, może przesadziłem z tą współczesnością Canona D2000.
Niemniej był to aparat wyposażony całkowicie współcześnie, pod względem funkcji fotograficznych, a wiele późniejszych aparatów przerastał o głowę. Nie. Mało. O dwie do trzech głów. Co wydaje się niewiarygodne w tak zamierzchłych czasach, ale jednak. Pod wieloma, doprawdy, względami przerasta sporo dzisiejszych cyfrowych lustrzanek. Nie przerasta ich jednak pod dwoma aspektami - rozdzielczości i ceny.
Miał jedynie 2 Megapiksele. W dzisiejszych czasach wydaje się to śmiechu warte, ale, jak wtajemniczeni wiedzą - nie tylko rozdzielczość się liczy, ale i jakość owych pikseli ma spore znaczenie. Istniała jeszcze wersja z 6 Megapikselami, dla tych, którym standardowe dwa nie starczały. Droższa wersja.
W swej karierze cyfrowego fotografa używałem przez parę lat aparatu o sześciu megapikselach (Canona 10D) i zapewniam, że owa niewielka (jak na dzisiejsze czasy) rozdzielczość nie stanowiła najmniejszego problemu. Jedyną niedogodnością był brak możliwości wykadrowania poziomego kadru z pionowego zdjęcia i odwrotnie. Znaczy się - można było, tylko że nie do dużych powiększeń. W sam raz na zdjęcia do internetu, tyle, że, niestety, nie miałem wtedy nawet swojego internetu. Kopałem go łopatką u kolegi, albo zgrywałem w pracy napen drive dyskietki i płyty CD.
Dzięki brakowi możliwości solidnego przycinania zdjęć nauczyłem się starannie kadrować (co mi zostało do tej pory - 99% zdjęć na Fotodinozie stanowi pełen kadr, bez żadnego obcinania).
2 miliony pikseli w Canonie D2000 również nie było dla użytkowników specjalnym problemem, aparat ten i tak bił na głowę wszystko co miało większy pikselaż.
Trochę większym problemem mogła być cena. Kosztował 15000 dolarów. Przypominamy, że był wtedy rok 1998, a dolary trochę więcej warte. Jego sześciomegapikselowa wersja Canon D6000/ Kodak DCS 560 kosztowała równo dwa razy tyle tj. 30000 baksów, zatem był to dość słono płatny upgrade. Zważywszy, że poza tym aparaty te były właściwie identyczne.
To w końcu Canon, czy Kodak? Bo mi się to miesza. A tego byśmy nie chcieli (cytat z Jamesa Bonda).
Kodak, jako pionier cyfrowych lustrzanek, zadebiutował aparatami DCS, opartymi na Nikonie. Nikon, notabene, nie był w ogóle świadomy tego faktu i niewiele wiedział o tym, że jego analogowa lustrzanka staje się właśnie, za sprawą Kodaka, lustrzanką cyfrową. Dowiedział się dopiero na konferencji prasowej podczas premiery w 1991 roku.
Współpraca Kodaka i Nikona nie szła nigdy gładkim torem, bo Nikon pracował równolegle (choć powoli) nad swoimi lustrzankami cyfrowymi. Kodak od początku lat 90-tych budował swoje aparaty nie w oparciu o najwyższe, profesjonalne modele Nikona, typu F4, czy F5, tylko o tańsze modele amatorskie. Prawdopodobnie za sprawą braku zgody Nikona na
komercyjne wykorzystanie tychże przez konkurenta. Na bazie Nikona 8008S powstała kodakowska seria DCS200 o kilku modelach (1992), potężna wymiarowo, ale nie wymagająca dźwigania w plecaku "jednostki rejestrującej", tak jak to było w pierwszym DCS. Potem w oparciu o Nikona N90s/F90s seria Kodak AP, przeznaczona dla agencji fotograficznej Associated Press (za jedyne 17.500 $ sztuka - rok 1994) i seria Kodak 400, pierwsze lustrzanki które mogły być wyposażone w matrycę o 6 milionach pikseli - różną - na życzenie: kolorową, lub monochromatyczną.
Współpraca z Canonem natomiast hulała od połowy lat 90-tych aż miło. Aparaty nosiły nosiły oznaczenia "Kodak in cooperation of Canon". Pierwsze modele nazwane EOS-DCS zbudowano w 1995 roku, na bazie najlepszego ówcześnie z analogowych Canonów - EOS'a 1N. Za symbolem EOS-DCS stawiano następnie dodatkowe literki 1, 3 lub 5 , oznaczające rodzaj matrycy zamontowanej w aparacie. O ile sześciomegapikselowe czujniki nie wykazywały się specjalnie efektownymi właściwościami - miały np. stałą czułość 80ISO i pozwalały strzelać zdjęcia "seryjne" z prędkością 0,6 klatki na sekundę, o tyle małe matryce 1,2 Mpx dawały się regulować aż do 6400 ISO i pozwalały strzelać blisko 3 klatki. Można było zamówić rejestrator kolorowy, monochromatyczny lub przeznaczony do zdjęć w podczerwieni (infrared). Aparaty były standardowymi korpusami na film, do których domontowano tylną ściankę produkcji Kodaka. Canon, choć firmował to przedsięwzięcie i wziął udział w dostosowaniu elektroniki, nie obłowił się zbytnio - sprzedał około trzech sztuk EOS-DCS, podczas gdy Kodak około tysiąca egzemplarzy. Ale oczywiście była to inwestycja w cyfrową przyszłość.
Kodak tymczasem w tym samym 1995 roku zrobił pierwsze cyfrowe ścianki do aparatów średnioformatowych Hasselbladta. Miały sześć megapikseli i nazywały się DCS 465. Stała czułość 80ISO nie przeszkadzała nikomu, bo aparaty były przeznaczone do celów fotografii studyjnej, w której rzeczywistość doświetla się do woli fotograficznymi lampami. Były cenione przez ówczesnych użytkowników, między innymi dlatego, że były jedyne. Kosztowały 27.500 dolarów, a po zamontowaniu ewentualnych adapterów można je było zastosować także do innych aparatów średnioformatowych z wymiennymi ściankami - Mamiyi czy Sinara. Średni format od zawsze dawał dużo większą wolność, niż aparaty na zwykłe klisze - kto ma ochotę montuje kasetę z filmem, a jak nie z tym, to z innym, a kogo stać - ten wstawia do swojego Hasselbladta cyfrową ściankę. Wszystko w jednym.
Niestety, niestety, niestety. Rozmiar matrycy tej przystawki NIE był średnioformatowy - to 18,4 x 27,6 mm, czyli mniej więcej rozmiar tzw. APS-H (Jak wczesne Canony 1D). Zatem pole widzenia obiektywów zmniejszało się wybitnie, a ogniskową obiektywów trzeba było pomnożyć aż o 2,6x.
Kontynuowano wciąż rozwój lustrzanek opartych na Nikonach F90s/N90s jako serię Kodak 400 (4xx - z różnymi cyferkami x). Co ciekawe, w przypadku Nikonów cała tylna ścianka z amerykańskimi bebechami cyfrowymi Kodaka była mocowana za pomocą jednej, jedynej śruby do standardowego korpusu japońskiego producenta i pozwalała przywrócić w razie czego "analogowość" aparatu po odkręceniu. Do dzisiaj można czasem kupić na Ebayu owe tylne ścianki (drogo, bo jedynetakiedlakolekcjonerazobacz), gotowe do połączenia z dowolnym Nikonem F90s na film.
Najciekawszym i najbardziej odlotowym pod względem oryginalności Kodakonikonem był stworzony dla wojska tajny model DCS 425, oparty na - uwaga uwaga - podwodnym uszczelnionym aparacie Nikonos RS. Jeśli nie wiecie, co to Nikonos, to wyjaśniam - absolutnie kultowy aparat dla płetwonurków, umożliwiający bez żadnych specjalnych obudów obsługę na dużych głębokościach, który całkowicie zrewolucjonizował fotografię podwodną (do jego projektu przyłożyły się m.in doświadczenia Jacquesa Coustou, wynalazcy akwalungu). Oferowano do niego specjalne wodoszczelne obiektywy. Ogólnie można o Nikonosach napisać książkę, już z resztą niejedną napisano. Otóż w 1996 roku, Kodak przerobił to analogowe cudo na pierwszą podwodną lustrzankę cyfrową świata. Dwadzieścia trzy lata temu!!! Projekt przeznaczony dla US Navy Seals wychynął na światło publiczne dopiero kilka lat później.
We wszystkich powyższych aparatach stosowano trzy wielkości matrycy. Najmniejsza 1,5 MPx o rozmiarach 13,8 x 9,2 milimetra dawała dość gęstą rozdzielczość, ale była znacznie mniejsza od klatki filmu, co powodowało wielkie zawężenie pola widzenia obiektywów. Średnia matryca, najpopularniesza, o rozdzielczości 1,28 MPx była najbardziej elastyczna - miała regulowaną w szerokim zakresie czułość, sięgającą nawet 6400 ISO i najlepiej nadawała się do celów reporterskich dając najmniejsze cyfrowe pliki. Miała rozmiar dzisiejszej "małej klatki" APS-C. Największa matryca Kodaka, o wymiarach 27,6 x 18,4mm o sześciu megapikselach miała wspomnianą wyżej stałą czułość 80ISO, zatem nadawała się raczej jako sprzęt do studia.
I teraz najlepsze - ŻADEN z powyższych aparatów nie był wyposażony w ekran do wyświetlania zdjęć! Wszystkimi tymi sprzętami robiło się zdjęcia równie "na ślepo" jak aparatami analogowymi. Fotografie można było dopiero obejrzeć po podłączeniu się do komputera z odpowiednim programem do "wywołania" surowych plików cyfrowych, albowiem ŻADEN z powyższych aparatów nie przerabiał ich na jpg. Poza pierwszym Kodakiem DCS wszystkie one używały kart pamięci PCMCIA z twardym dyskiem.
I wtedy wchodzi Canon D2000/ Kodak DCS520, cały na biało! 3 lutego 1998 - pierwsza na świecie lustrzanka cyfrowa z ekranem wyświetlającym zdjęcia. Pierwsza na świecie lustrzanka dająca finalne obrazy jpg (ale nie pierwszy APARAT. Pierwszym aparatem cyfrowym potrafiącym te rzeczy była prawdopodobnie rok wcześniejsza Sony Mavica). To by już wystarczyło na pomnik, ale to nie było wszystko.
Do projektu aparatu i Canon i Kodak przyłożyli się nadzwyczaj. Zaprojektowano nowe dzieło od czystej kartki, uwzględniając zebrane od użytkowników życzenia. Ale nie tylko. Widać po tym aparacie, że zrealizowano tam wszystkie zamysły, jakie wyznaczyły trend wzorniczy i funkcjonalny u Canona na najbliższe dwadzieścia lat. Dość powiedzieć, że gdy nie widzielibyście przodu tego aparatu, to bez głębszej wiedzy nie bylibyście w stanie powiedzieć z którego roku pochodzi. Owszem, był około 20% większy niż dzisiejszy topowy Canon 1DX MkII, głównie na grubość, natomiast układ przycisków, choć nieco przefasonowany nadal jest niezwykle podobny. Świadczy to o dwóch rzeczach - o dbaniu przez Canona o profesjonalnych użytkowników i ich przyzwyczajenia, oraz o wyprzedzającym swoje czasy designie staruszka Kodaka - Canona D2000.
Jaki był ten aparat?
Po pierwsze, w przeciwieństwie do absolutnie WSZYSTKICH ówczesnych aparatów konkurencji był oparty na najlepszym profesjonalnym korpusie - Canonie 1N. Można powiedzieć, że jednym z dwóch najlepszych na świecie, obok Nikona F5, w owych czasach żaden inny sprzęt na film 35mm im nie podskoczył. To oznaczało, że miał, jak na swoje czasy, najlepszy autofokus, najlepszy pomiar światła i najlepszą migawkę ze wszystkich canonowskich korpusów.
Jaka jest różnica pomiędzy autofokusem starych aparatów profesjonalnych Canona, a nowych aparatów amatorskich i w pełni półprofesjonalnych? Duża. Te pierwsze ostrzą ZAWSZE w punkt. Z nieważne jakim obiektywem. Mogłem się o tym przekonać testując stareńkie Canony 1D i 1Ds - opisane TUTAJ.
Wyobraźcie sobie komfort użytkowników D2000 - po raz pierwszy mogli w lustrzance obejrzeć zrobione przed chwilą zdjęcie - tego jeszcze dotąd nie grali. Szybkostrzelność aparatu po przeróbce na cyfrówkę nie różniła się wcale od pierwowzoru na film - było to 3,5 klatki na sekundę, z możliwością strzelenia serii 12 klatek. Dla ówczesnego gazetowego reportera rzecz całkiem wystarczająca. Obudowa Canona / Kodaka również jak w pierwowzorze, Canonie 1N pozwalała bezkarnie tłuc innych reporterów po głowie i wytrzymywała ostrzał z granatnika p-panc. (w przeciwieństwie do fotografa).
Dzisiejsi użytkownicy Canona D2000 podkreślają, że fotografowanie nim niewiele różni się od aparatów współczesnych, a bije na głowę pierwszą cyfrową lustrzankę Canona, jakią ten wyprodukował już bez udziału Kodaka (EOSa D30). Wierzę. Mam starego D60, który włącza się dobre dwie sekundy, autofokus pozostawia w nim spooooro do życzenia, a gdy włożyć do niego kartę pamięci większą niż 2GB - wyświetla "error". W cztery lata wcześniejszym D2000 użyto kart z dyskiem twardym typu PCIMCIA, ale można z powodzeniem stosować w nim dzisiejsze karty pamięci Compact Flash z "reduktorem", które działają z aparatem bez problemu niezależnie od wielkości.
D2000/ DCs520 wyposażono nie tylko w stosowne zakładkowe menu, do którego trafiły znane kanonowcom funkcje indywidualne aparatu, nie tylko pokazywał miniaturki zdjęć z histogramem i oferował liczne ustawienia balansu bieli, ale miał nawet możliwość nagrania notatki głosowej przyporządkowywanej do odpowiedniego zdjęcia.
Żeby wszystko to działało Kodak zastosował w tym sprzęcie nowy procesor, odpowiadający za obróbkę obrazu, wyświetlanie zdjęć i przerabianie ich z ciąg zer i jedynek na jpg. Było jedno "ale". Początkowo planowano, żeby jpg-i wylatywały z aparatu w czasie rzeczywistym, nie udało się tego zrealizować - na wyprodukowanie pliku zdjęciowego trzeba było chwilę poczekać. Za to zastosowano po raz pierwszy rzecz cechującą aparaty profesjonalne do dziś - podwójny slot na kartę pamięci. Oraz, oprócz modułu do łączenia z komputerem - ta dam! - moduł do łączenia się z telefonem komórkowym z możliwością wysyłania zdjęć. Już wyobrażam sobie, jak podłączam moją Nokię 6230i - LINK do dwudziestoletniego Canona...
Po raz pierwszy u Kodaka i Canona aparat był integralną konstrukcją, nie dodatkiem do analogowego korpusu. Powiększone body Canona 1N zawierało uchwyt pionowy ze spustem, pozwalający upchnąć elektronikę nie rujnując ergonomii - układ ten jest zachowany w cyfrowych profesjonalnych Canonach do dziś.
W dużym ciele - mały duch. Potężny, ciężki, szybkostrzelny, wszystkomający i pancerny aparat wyposażono w matrycę o 2 Megapikselach. Dla potrzebujących więcej powstała wkrótce wersja Canon D6000 / Kodak 560 z matrycą 6Mpx, dwa razy droższa i dużo wolniejsza - używali ją fotografowie studyjni. Ten schemat dwuaparatowy przetrwał w Canonie wiele, wiele lat - z każdą generacją ukazywali się następcy owych profesjonalnych specjalizowanych aparatów - jeden dla reporterów pragnących szybkości, drugi dla fotografów studyjnych, pragnącychwolności rozdzielczości.
2 Megapiksele - śmiechu warte! Sęk w tym, że były to bardzo dobre megapiksele. Wszystkie kodakowe matryce były typu CCD (Charge Coupled Device - urządzenie o sprzężeniu ładunkowym), w przeciwieństwie do dzisiaj stosowanych CMOS (Complimentary Metal Oxide Semiconductor). Starsze CCD miały, wobec CMOS liczne wady - pobierały więcej prądu, wolniej sczytywały obraz, więcej się grzały, miały wąskie gardło przesyłu danych. Biły na głowę nowe matryce tylko pod jednym względem - znacznie większego stosunku powierzchni pikseli, do powierzchni samej elektronicznej matrycy. Oznacza to ni mniej ni więcej znacznie mniejsze szumy przy tych samych czułościach. Wielkość pojedynczego piksela na matrycy Kodaka - Canona była większa niż aparatów o kilka lat późniejszych - Canona 1D i Nikona D1, nie wspominając o współczesnych im aparatach z niższych półek cenowych.
Bezpośrednie porównanie zdjęć Kodaka DCS 520/ Canona D2000 z późniejszym o 5 lat 11 megapikselowym Canonen 1Ds można zobaczyć tutaj: https://www.flickr.com/photos/maoby/albums/72157694110717034
Przy dzisiejszym zaawansowaniu elektroniki i oprogramowania, w których lustrzanki robią czyste, niezaszumione zdjęcia z czułością 6400 ISO, całkiem ładne fotki na ISO 800 jakie dawał Canon D2000 nie wydają się osiągnięciem. Jednak były dużym osiągnięciem dwadzieścia lat temu, kiedy wszystko co bardziej czułe szumiało niczym lasy Podkarpacia. A przede wszystkim - dało się je oglądać od razu po zrobieniu. Fotoreporterzy dawali się za nie pokroić.
Nasz Canon / Kodak miał jeszcze jedną, bardzo przyjemną i niespotykaną dzisiaj właściwość - bardzo łatwo demontowalny filtr antyaliasingowy przed matrycą. Stosuje się go po to, żeby uniknąć brzydkiej mory na fotografowanych gęstych wzorach (mora powstaje z powodu nakładania się struktur fotografowanego obrazu na strukturę pikseli na matrycy). Filtr antyaliasingowy, obecny dziś niemal w każdym aparacie, powoduje lekkie zmiękczenie obrazu. A zatem, po jego łatwym demontażu w Canonie D2000 uzyskujemy - co, żołnierzu? Lekkie wyostrzenie i większą detaliczność zdjęcia. Pal licho wzorki i mory! Przy okazji ów filtr pozwalał łatwo przerobić aparat na specjalistyczny sprzęt uczulony na światło podczerwone.
Czy rzeczywiście D2000 / DCS520 jest pierwszą "współczesną" lustrzanką świata? Pod wieloma względami pewnie tak, choć dwadzieścia lat postępu technicznego robi trochę różnicy. W dzisiejszych czasach ten ciężki, wielki sprzęt, niezwykle solidny i prężnie działający, ale dający zdjęcia o wstrząsająco małym rozmiarze, wydaje się reliktem przeszłości. Ja jednak widzę w nim kamień milowy, który wyznaczył trendy. I to jak silne trendy! Kodak już dawno zdechły, a Canon dwadzieścia lat później nadal produkuje aparaty o podobnym kształcie, funkcjach i trzech wyświetlaczach - jednym górnym i dwóch z tyłu.
Chyba go sobie kiedyś kupię na emeryturze, tego Kodaka 520, choć nie wiem czy dam radę. Ceny tego złomu powoli rosną. Youngtimer się robi z niego...
Emeryturo, przybywaj, jak najszybciej!
Fabrykant
P.S. Na SNG Kultura ukazał się mój krótki reportaż z Włoch - LINK.
Na moim moto - graciarskim blogu Motodinoza ukazała się seria zdjęć włoskich aut, mniej więcej tak samo starych jak ów Canon D2000 - LINK
Historię wcześniejszych lustrzanek cyfrowych Kodaka opisałem TUTAJ
Źródła i źródełka:
Fajny, angielskojęzyczny wpis, na którym Kodaka - Canona porównano do... A z resztą, sami zobaczcie:
http://women-and-dreams.blogspot.com/2013/10/kodak-dcs-520-he-pays-landlords-wage.html
https://www.shutterbug.com/content/classic-digital-camerasbrkodaks-vintage-dcs-520-digital-slr-now-bargainbrbut-tech-1999-just-
http://www.mir.com.my/rb/photography/companies/Kodak/index.htm
http://www.mir.com.my/rb/photography/companies/Kodak/index3.htm
https://www.nikonweb.com/files/DCS_Story.pdf
https://www.shutterbug.com/content/classic-digital-camerasbrkodaks-vintage-dcs-520-digital-slr-now-bargainbrbut-tech-1999-just-
https://www.nikonweb.com/dcs425/
http://www.fotoporadnik.pl/ccd-cmos-1.html
Ale ja nie o tym.
Dwadzieścia jeden lat temu profesjonaliści zadrżeli z wrażenia - Canon wypuścił na rynek niezwykle drogą lustrzankę cyfrową EOS D2000.
A właściwie to nie Canon go wypuścił, tylko Kodak.
Zaraz... To o którym Canonie wolicie? Nowym i tanim? Nie, niestety, będzie o starym i drogim.
Halo halo, tu Fotodinoza. Dinozaury fotografii, nic mniej!
Canon EOS D2000. Fot. Morio, licencja C.C. |
Niemniej był to aparat wyposażony całkowicie współcześnie, pod względem funkcji fotograficznych, a wiele późniejszych aparatów przerastał o głowę. Nie. Mało. O dwie do trzech głów. Co wydaje się niewiarygodne w tak zamierzchłych czasach, ale jednak. Pod wieloma, doprawdy, względami przerasta sporo dzisiejszych cyfrowych lustrzanek. Nie przerasta ich jednak pod dwoma aspektami - rozdzielczości i ceny.
Miał jedynie 2 Megapiksele. W dzisiejszych czasach wydaje się to śmiechu warte, ale, jak wtajemniczeni wiedzą - nie tylko rozdzielczość się liczy, ale i jakość owych pikseli ma spore znaczenie. Istniała jeszcze wersja z 6 Megapikselami, dla tych, którym standardowe dwa nie starczały. Droższa wersja.
W swej karierze cyfrowego fotografa używałem przez parę lat aparatu o sześciu megapikselach (Canona 10D) i zapewniam, że owa niewielka (jak na dzisiejsze czasy) rozdzielczość nie stanowiła najmniejszego problemu. Jedyną niedogodnością był brak możliwości wykadrowania poziomego kadru z pionowego zdjęcia i odwrotnie. Znaczy się - można było, tylko że nie do dużych powiększeń. W sam raz na zdjęcia do internetu, tyle, że, niestety, nie miałem wtedy nawet swojego internetu. Kopałem go łopatką u kolegi, albo zgrywałem w pracy na
Dzięki brakowi możliwości solidnego przycinania zdjęć nauczyłem się starannie kadrować (co mi zostało do tej pory - 99% zdjęć na Fotodinozie stanowi pełen kadr, bez żadnego obcinania).
2 miliony pikseli w Canonie D2000 również nie było dla użytkowników specjalnym problemem, aparat ten i tak bił na głowę wszystko co miało większy pikselaż.
Trochę większym problemem mogła być cena. Kosztował 15000 dolarów. Przypominamy, że był wtedy rok 1998, a dolary trochę więcej warte. Jego sześciomegapikselowa wersja Canon D6000/ Kodak DCS 560 kosztowała równo dwa razy tyle tj. 30000 baksów, zatem był to dość słono płatny upgrade. Zważywszy, że poza tym aparaty te były właściwie identyczne.
Fot. Ashley Pomeroy, licencja C.C. |
Kodak, jako pionier cyfrowych lustrzanek, zadebiutował aparatami DCS, opartymi na Nikonie. Nikon, notabene, nie był w ogóle świadomy tego faktu i niewiele wiedział o tym, że jego analogowa lustrzanka staje się właśnie, za sprawą Kodaka, lustrzanką cyfrową. Dowiedział się dopiero na konferencji prasowej podczas premiery w 1991 roku.
Współpraca Kodaka i Nikona nie szła nigdy gładkim torem, bo Nikon pracował równolegle (choć powoli) nad swoimi lustrzankami cyfrowymi. Kodak od początku lat 90-tych budował swoje aparaty nie w oparciu o najwyższe, profesjonalne modele Nikona, typu F4, czy F5, tylko o tańsze modele amatorskie. Prawdopodobnie za sprawą braku zgody Nikona na
komercyjne wykorzystanie tychże przez konkurenta. Na bazie Nikona 8008S powstała kodakowska seria DCS200 o kilku modelach (1992), potężna wymiarowo, ale nie wymagająca dźwigania w plecaku "jednostki rejestrującej", tak jak to było w pierwszym DCS. Potem w oparciu o Nikona N90s/F90s seria Kodak AP, przeznaczona dla agencji fotograficznej Associated Press (za jedyne 17.500 $ sztuka - rok 1994) i seria Kodak 400, pierwsze lustrzanki które mogły być wyposażone w matrycę o 6 milionach pikseli - różną - na życzenie: kolorową, lub monochromatyczną.
Kodak na Nikonie N90s (amerykańska nazwa F90s). Fot Gisle Hannemyr. licencja C.C. |
Kodak Canon EOS-DCS 5. Zdjęcia można obejrzeć dopiero po podłączeniu do komputera. |
Kodak tymczasem w tym samym 1995 roku zrobił pierwsze cyfrowe ścianki do aparatów średnioformatowych Hasselbladta. Miały sześć megapikseli i nazywały się DCS 465. Stała czułość 80ISO nie przeszkadzała nikomu, bo aparaty były przeznaczone do celów fotografii studyjnej, w której rzeczywistość doświetla się do woli fotograficznymi lampami. Były cenione przez ówczesnych użytkowników, między innymi dlatego, że były jedyne. Kosztowały 27.500 dolarów, a po zamontowaniu ewentualnych adapterów można je było zastosować także do innych aparatów średnioformatowych z wymiennymi ściankami - Mamiyi czy Sinara. Średni format od zawsze dawał dużo większą wolność, niż aparaty na zwykłe klisze - kto ma ochotę montuje kasetę z filmem, a jak nie z tym, to z innym, a kogo stać - ten wstawia do swojego Hasselbladta cyfrową ściankę. Wszystko w jednym.
Niestety, niestety, niestety. Rozmiar matrycy tej przystawki NIE był średnioformatowy - to 18,4 x 27,6 mm, czyli mniej więcej rozmiar tzw. APS-H (Jak wczesne Canony 1D). Zatem pole widzenia obiektywów zmniejszało się wybitnie, a ogniskową obiektywów trzeba było pomnożyć aż o 2,6x.
Pierwsza cyfrowa przystawka do Hasselbladta (bez Hasselbladta) |
Rozłożony aparat cyfrowy Kodaka. W takiej pozycji należało wyczyścić matrycę aparatu. Fot. GcG(WPJA) licencja C.C. |
Najciekawszym i najbardziej odlotowym pod względem oryginalności Kodakonikonem był stworzony dla wojska tajny model DCS 425, oparty na - uwaga uwaga - podwodnym uszczelnionym aparacie Nikonos RS. Jeśli nie wiecie, co to Nikonos, to wyjaśniam - absolutnie kultowy aparat dla płetwonurków, umożliwiający bez żadnych specjalnych obudów obsługę na dużych głębokościach, który całkowicie zrewolucjonizował fotografię podwodną (do jego projektu przyłożyły się m.in doświadczenia Jacquesa Coustou, wynalazcy akwalungu). Oferowano do niego specjalne wodoszczelne obiektywy. Ogólnie można o Nikonosach napisać książkę, już z resztą niejedną napisano. Otóż w 1996 roku, Kodak przerobił to analogowe cudo na pierwszą podwodną lustrzankę cyfrową świata. Dwadzieścia trzy lata temu!!! Projekt przeznaczony dla US Navy Seals wychynął na światło publiczne dopiero kilka lat później.
Jedna foka z pierwszym na świecie wodoodpornym aparatem cyfrowym. Fot. Marynarka Wojenna USA, domena publiczna. |
We wszystkich powyższych aparatach stosowano trzy wielkości matrycy. Najmniejsza 1,5 MPx o rozmiarach 13,8 x 9,2 milimetra dawała dość gęstą rozdzielczość, ale była znacznie mniejsza od klatki filmu, co powodowało wielkie zawężenie pola widzenia obiektywów. Średnia matryca, najpopularniesza, o rozdzielczości 1,28 MPx była najbardziej elastyczna - miała regulowaną w szerokim zakresie czułość, sięgającą nawet 6400 ISO i najlepiej nadawała się do celów reporterskich dając najmniejsze cyfrowe pliki. Miała rozmiar dzisiejszej "małej klatki" APS-C. Największa matryca Kodaka, o wymiarach 27,6 x 18,4mm o sześciu megapikselach miała wspomnianą wyżej stałą czułość 80ISO, zatem nadawała się raczej jako sprzęt do studia.
I teraz najlepsze - ŻADEN z powyższych aparatów nie był wyposażony w ekran do wyświetlania zdjęć! Wszystkimi tymi sprzętami robiło się zdjęcia równie "na ślepo" jak aparatami analogowymi. Fotografie można było dopiero obejrzeć po podłączeniu się do komputera z odpowiednim programem do "wywołania" surowych plików cyfrowych, albowiem ŻADEN z powyższych aparatów nie przerabiał ich na jpg. Poza pierwszym Kodakiem DCS wszystkie one używały kart pamięci PCMCIA z twardym dyskiem.
Kodaki DCS, poczynając od 200 aż do 760. Fot. Maoby, kolekcja autora, zdjęcie zamieszczone za zgodą. |
I wtedy wchodzi Canon D2000/ Kodak DCS520, cały na biało! 3 lutego 1998 - pierwsza na świecie lustrzanka cyfrowa z ekranem wyświetlającym zdjęcia. Pierwsza na świecie lustrzanka dająca finalne obrazy jpg (ale nie pierwszy APARAT. Pierwszym aparatem cyfrowym potrafiącym te rzeczy była prawdopodobnie rok wcześniejsza Sony Mavica). To by już wystarczyło na pomnik, ale to nie było wszystko.
Do projektu aparatu i Canon i Kodak przyłożyli się nadzwyczaj. Zaprojektowano nowe dzieło od czystej kartki, uwzględniając zebrane od użytkowników życzenia. Ale nie tylko. Widać po tym aparacie, że zrealizowano tam wszystkie zamysły, jakie wyznaczyły trend wzorniczy i funkcjonalny u Canona na najbliższe dwadzieścia lat. Dość powiedzieć, że gdy nie widzielibyście przodu tego aparatu, to bez głębszej wiedzy nie bylibyście w stanie powiedzieć z którego roku pochodzi. Owszem, był około 20% większy niż dzisiejszy topowy Canon 1DX MkII, głównie na grubość, natomiast układ przycisków, choć nieco przefasonowany nadal jest niezwykle podobny. Świadczy to o dwóch rzeczach - o dbaniu przez Canona o profesjonalnych użytkowników i ich przyzwyczajenia, oraz o wyprzedzającym swoje czasy designie staruszka Kodaka - Canona D2000.
Jaki był ten aparat?
Po pierwsze, w przeciwieństwie do absolutnie WSZYSTKICH ówczesnych aparatów konkurencji był oparty na najlepszym profesjonalnym korpusie - Canonie 1N. Można powiedzieć, że jednym z dwóch najlepszych na świecie, obok Nikona F5, w owych czasach żaden inny sprzęt na film 35mm im nie podskoczył. To oznaczało, że miał, jak na swoje czasy, najlepszy autofokus, najlepszy pomiar światła i najlepszą migawkę ze wszystkich canonowskich korpusów.
Rozbudowany wizjer Canona 1N pozostał nie zmieniony w wersji cyfrowej. To jeszcze nie te czasy, kiedy podaje się ISO w wizjerze. |
Wyobraźcie sobie komfort użytkowników D2000 - po raz pierwszy mogli w lustrzance obejrzeć zrobione przed chwilą zdjęcie - tego jeszcze dotąd nie grali. Szybkostrzelność aparatu po przeróbce na cyfrówkę nie różniła się wcale od pierwowzoru na film - było to 3,5 klatki na sekundę, z możliwością strzelenia serii 12 klatek. Dla ówczesnego gazetowego reportera rzecz całkiem wystarczająca. Obudowa Canona / Kodaka również jak w pierwowzorze, Canonie 1N pozwalała bezkarnie tłuc innych reporterów po głowie i wytrzymywała ostrzał z granatnika p-panc. (w przeciwieństwie do fotografa).
Dzisiejsi użytkownicy Canona D2000 podkreślają, że fotografowanie nim niewiele różni się od aparatów współczesnych, a bije na głowę pierwszą cyfrową lustrzankę Canona, jakią ten wyprodukował już bez udziału Kodaka (EOSa D30). Wierzę. Mam starego D60, który włącza się dobre dwie sekundy, autofokus pozostawia w nim spooooro do życzenia, a gdy włożyć do niego kartę pamięci większą niż 2GB - wyświetla "error". W cztery lata wcześniejszym D2000 użyto kart z dyskiem twardym typu PCIMCIA, ale można z powodzeniem stosować w nim dzisiejsze karty pamięci Compact Flash z "reduktorem", które działają z aparatem bez problemu niezależnie od wielkości.
D2000/ DCs520 wyposażono nie tylko w stosowne zakładkowe menu, do którego trafiły znane kanonowcom funkcje indywidualne aparatu, nie tylko pokazywał miniaturki zdjęć z histogramem i oferował liczne ustawienia balansu bieli, ale miał nawet możliwość nagrania notatki głosowej przyporządkowywanej do odpowiedniego zdjęcia.
Żeby wszystko to działało Kodak zastosował w tym sprzęcie nowy procesor, odpowiadający za obróbkę obrazu, wyświetlanie zdjęć i przerabianie ich z ciąg zer i jedynek na jpg. Było jedno "ale". Początkowo planowano, żeby jpg-i wylatywały z aparatu w czasie rzeczywistym, nie udało się tego zrealizować - na wyprodukowanie pliku zdjęciowego trzeba było chwilę poczekać. Za to zastosowano po raz pierwszy rzecz cechującą aparaty profesjonalne do dziś - podwójny slot na kartę pamięci. Oraz, oprócz modułu do łączenia z komputerem - ta dam! - moduł do łączenia się z telefonem komórkowym z możliwością wysyłania zdjęć. Już wyobrażam sobie, jak podłączam moją Nokię 6230i - LINK do dwudziestoletniego Canona...
Po raz pierwszy u Kodaka i Canona aparat był integralną konstrukcją, nie dodatkiem do analogowego korpusu. Powiększone body Canona 1N zawierało uchwyt pionowy ze spustem, pozwalający upchnąć elektronikę nie rujnując ergonomii - układ ten jest zachowany w cyfrowych profesjonalnych Canonach do dziś.
W dużym ciele - mały duch. Potężny, ciężki, szybkostrzelny, wszystkomający i pancerny aparat wyposażono w matrycę o 2 Megapikselach. Dla potrzebujących więcej powstała wkrótce wersja Canon D6000 / Kodak 560 z matrycą 6Mpx, dwa razy droższa i dużo wolniejsza - używali ją fotografowie studyjni. Ten schemat dwuaparatowy przetrwał w Canonie wiele, wiele lat - z każdą generacją ukazywali się następcy owych profesjonalnych specjalizowanych aparatów - jeden dla reporterów pragnących szybkości, drugi dla fotografów studyjnych, pragnących
6 Megapixeli za 30.000 $. Fot. Ashley Pomeroy, licencja C.C. |
2 Megapiksele - śmiechu warte! Sęk w tym, że były to bardzo dobre megapiksele. Wszystkie kodakowe matryce były typu CCD (Charge Coupled Device - urządzenie o sprzężeniu ładunkowym), w przeciwieństwie do dzisiaj stosowanych CMOS (Complimentary Metal Oxide Semiconductor). Starsze CCD miały, wobec CMOS liczne wady - pobierały więcej prądu, wolniej sczytywały obraz, więcej się grzały, miały wąskie gardło przesyłu danych. Biły na głowę nowe matryce tylko pod jednym względem - znacznie większego stosunku powierzchni pikseli, do powierzchni samej elektronicznej matrycy. Oznacza to ni mniej ni więcej znacznie mniejsze szumy przy tych samych czułościach. Wielkość pojedynczego piksela na matrycy Kodaka - Canona była większa niż aparatów o kilka lat późniejszych - Canona 1D i Nikona D1, nie wspominając o współczesnych im aparatach z niższych półek cenowych.
Bezpośrednie porównanie zdjęć Kodaka DCS 520/ Canona D2000 z późniejszym o 5 lat 11 megapikselowym Canonen 1Ds można zobaczyć tutaj: https://www.flickr.com/photos/maoby/albums/72157694110717034
Stary i mało znany versus nowszy i ceniony. Fot. Maoby |
Nasz Canon / Kodak miał jeszcze jedną, bardzo przyjemną i niespotykaną dzisiaj właściwość - bardzo łatwo demontowalny filtr antyaliasingowy przed matrycą. Stosuje się go po to, żeby uniknąć brzydkiej mory na fotografowanych gęstych wzorach (mora powstaje z powodu nakładania się struktur fotografowanego obrazu na strukturę pikseli na matrycy). Filtr antyaliasingowy, obecny dziś niemal w każdym aparacie, powoduje lekkie zmiękczenie obrazu. A zatem, po jego łatwym demontażu w Canonie D2000 uzyskujemy - co, żołnierzu? Lekkie wyostrzenie i większą detaliczność zdjęcia. Pal licho wzorki i mory! Przy okazji ów filtr pozwalał łatwo przerobić aparat na specjalistyczny sprzęt uczulony na światło podczerwone.
Be very careful i demontuj natychmiast! |
Czy rzeczywiście D2000 / DCS520 jest pierwszą "współczesną" lustrzanką świata? Pod wieloma względami pewnie tak, choć dwadzieścia lat postępu technicznego robi trochę różnicy. W dzisiejszych czasach ten ciężki, wielki sprzęt, niezwykle solidny i prężnie działający, ale dający zdjęcia o wstrząsająco małym rozmiarze, wydaje się reliktem przeszłości. Ja jednak widzę w nim kamień milowy, który wyznaczył trendy. I to jak silne trendy! Kodak już dawno zdechły, a Canon dwadzieścia lat później nadal produkuje aparaty o podobnym kształcie, funkcjach i trzech wyświetlaczach - jednym górnym i dwóch z tyłu.
Chyba go sobie kiedyś kupię na emeryturze, tego Kodaka 520, choć nie wiem czy dam radę. Ceny tego złomu powoli rosną. Youngtimer się robi z niego...
Emeryturo, przybywaj, jak najszybciej!
Fabrykant
P.S. Na SNG Kultura ukazał się mój krótki reportaż z Włoch - LINK.
Na moim moto - graciarskim blogu Motodinoza ukazała się seria zdjęć włoskich aut, mniej więcej tak samo starych jak ów Canon D2000 - LINK
Historię wcześniejszych lustrzanek cyfrowych Kodaka opisałem TUTAJ
Źródła i źródełka:
Fajny, angielskojęzyczny wpis, na którym Kodaka - Canona porównano do... A z resztą, sami zobaczcie:
http://women-and-dreams.blogspot.com/2013/10/kodak-dcs-520-he-pays-landlords-wage.html
https://www.shutterbug.com/content/classic-digital-camerasbrkodaks-vintage-dcs-520-digital-slr-now-bargainbrbut-tech-1999-just-
http://www.mir.com.my/rb/photography/companies/Kodak/index.htm
http://www.mir.com.my/rb/photography/companies/Kodak/index3.htm
https://www.nikonweb.com/files/DCS_Story.pdf
https://www.shutterbug.com/content/classic-digital-camerasbrkodaks-vintage-dcs-520-digital-slr-now-bargainbrbut-tech-1999-just-
https://www.nikonweb.com/dcs425/
http://www.fotoporadnik.pl/ccd-cmos-1.html
pierwszy
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że nie ostatni. Uścisk ręki prezesa, za czujność!
UsuńW dobie internetu kopanego (0202122) Pan Szanowny już pendrive miał? Otóż burżujstwo. Burżujstwo i (komputerowe) lordowstwo z Pana wylazło. Zdjęcia kolorowe osobno, czarno-białe osobno, pliki, pliczki.
OdpowiedzUsuńAle to nie komputerodinoza, nie ma co się czepiać. Pozazdrościć jedynie braku przekonywania dyskietek zostaje.
Wracam do lektury.
Zapewne pamięć już, Panie, nie ta i były to dyskietki, oraz płyty kompaktowe. Ja z resztą bardzo późny internautonista jestem.
Usuńa tak z punkty widzenia kompletnego półamatora, to dlaczego te wielkie lustrzanki (współczesne) są takie wielkie?
OdpowiedzUsuń"Współczesne lustrzanki" to pojęcie strasznie szerokie - obejmuje również Canona 100D/ 200D, najmniejszą lustrzankę na świecie, mniejszą od kilku bezlusterkowców, jak i profesjonalne wielkoludy Nikona i Canona. Zatem - co kto lubi i co kto potrzebuje.
UsuńDlaczego co bardziej profesjonalne aparaty są takie duże?
Pierwszy powód to obiektywy z jakimi są używane. Proszę przyjrzeć się na jakimś wydarzeniu sportowym, jakiej długości lufy używają reporterzy. Mały aparat z obiektywem wielkości czeteroletniego dziecka (np.600mm f/4) jest potwornie niewygodny w użytkowaniu. Prawdę powiedziawszy już przy zwykłych reporterskich zoomach 70-200 odczuwa się różnicę.
Czy obiektywy nie mogły by być mniejsze? Nie mogłyby, jeżeli mają zachowywać jakość na tej wielkości matrycy, jaka jest w lustrzankach.
Kolejny powody wielkości profesjonalnych lustrzanek to wygoda uchwytu - w Canonach serii 1 uchwyty są dwa - pionowy i poziomy, żeby móc swobodnie i wygodnie operować wszystkimi funkcjami - to dla profesjonalistów jest zdecydowanie ważniejsze niż wielkość aparatu.
Po trzecie - lustrzanki są duże ze względu na wielkość komponentów wewnętrznych - żeby w wizjerze obserwować obraz rzeczywisty, a nie wyświetlany na ekraniku monitora (taki który nie daje żadnej zwłoki, zniekształceń i elektronicznych rozmazań, do zdjęć szybkiej akcji, sportu chociażby) konieczne jest lustro, które odbija go z obiektywu do wizjera, a zatem i komora lustra, która zabiera miejsce. Żeby bateria wytrzymywała cały dzień strzelania jak karabinem maszynowym - konieczna jest jej odpowiednia wielkość.
Do tego dochodzą jeszcze drobniejsze kwestie - jak np. ilość elektroniki i dążenie do jak najmniejszego jej nagrzewania się, wielkość przycisków, przystosowanych np. do obsługi w rękawiczkach, jasność i, co za tym idzie, wielkość wizjera (jest to wielka różnica pomiędzy najtańszą, a najdroższą lustrzanką w gamie) itp.
Jak dowodzą bezlusterkowce - można wiele z tych rzeczy upchnąć w mniejszej objętości, ale nadal z zastrzeżeniem słabszej wygody przy używaniu dużych i ciężkich obiektywów.
super artykul! moja ulubiona seria!
OdpowiedzUsuńja to internetu uzywalem w trybie tekstowym :) w linuxie na irssi sie na IRCu siedzialo i na EKG na gadu-gadu :) rowniez przez zdalne terminale z "serwerem" w domu :)
i nie, nie bylo to w czasach RIADa/Odry, to byly czasy gdy "normalni" mieli windowsa XP, a ja kombinowalem jak na 386 z 4MB ramu wgrac win95 ktory wymaga 8MB oraz jak odpalic GTA1 zajmujace 62MB majac dysk 40MB ;) i to sie udawalo :) tez jestem takim technicznym dinozaurem ;) a to wlasnie pisze na winXP a jaki to teraz windows mamy? kto by to juz liczyl... :)
wrociles z wakacji Fabrykancie? Maviki czekaja naszykowane, tylko ja w delegacji, wracam jakos za tydzien to moge wyslac.
ku chwale najlepszym artykulom fotodinozaurycznym!
ps: w czasach w/w opisanych zawsze marzylem o takim dysku PCMCIA, oczywiscie wtedy byly one nieosiagalne w normalnych pieniadzach, a teraz to nawet mam taki :)
ps2: pamieci Compact Flasch sa kompatybilne z IDE - mozna je uzywac jako zwykle dyski HDD z przejsciowka na ktorej sa tylko sciezki i zlaczki, zadnych scalakow itp, robilem zreszta przejsciowki z IDE 3.5 na 2.5 cala (czyli zeby laptopowy dysk podlaczyc do zwyklego kompa) instalowalem tez system na zwyklej karcie CF 1GB i to normalnie dziala i jest to bardzo fajne!
Przed każdym bardziej technicznym artykułem powinienem się chyba konsultować z Tobą, Benny, jako nestorem technologicznym. Dzięki za komentarz.
UsuńJestem gotów na Maviki, poczekam cierpliwie. Dziękuję!
P.S. Ja też nie wiem, jaki nam obecnie numerek Windowsa panuje.
niema takiej koniecznosci, naprawde artykuly sa na bardzo wysokim poziomie, i nie dostrzegam jakis glupot wymagajacych korekty :)
UsuńPS: mam Nikona takiego obracanego z dwoch czesci (poprzednika SQ, SQ tez zreszta mam ;) ) i on ma wlasnie 2 megapiksele i robi przepiekne zdjecia, takze potwierdzam ze 2 megapiksele w zupelnosci sa wystarczajace, zreszta nie o megapixele chodzi a najbardziej o jakosc obiektywu no i matrycy.... i pewnie postprocessingu, choc w takim starym Nikonie pewnie nie jest to zbyt zaawansowane. jedyna jego wada to ze jest na 4 paluszki ktore rozladowuja sie bardzo szybko, no i sie juz wytarl przesuwany wlacznik ten zespolony ze spustem migawki, nawet kiedys drugi rozwalony kupilem zeby to przelozyc, ale drugi tez sie wytarl juz, mialem zrobic osobny wlacznik ale ze znalazlem w kontenerku elektrosmieciowym Canona Powershot ilestam i mi sie bardzo spodobal, rowniez dlatego ze ma baterie li-ion to Nikon poszedl w odstawke i teraz to trzeba by go poszukac wogole... :(
PS2: udalo sie zakupic niezlego Canona 10D za jakies okolo 130zl i na tym Canonie Twoja Sigma dziala w pelni poprawnie :) tylko nie wiem jak wylaczyc w nim samowyzwalacz, za kazdym wcisnieciem spustu trzeba pare sekund czekac... oczywiscie jak zwykle nie mialem czasu zeby to porozkminiac bo znow w delegacje wyjechalem, a wczesniej spawalem i rekonstruowalem Nissana Terrano 2...
i jeszcze ci przekleci politycy :( teraz bede musial porejestrowac wszystko, i czy wogole to sie uda?
"z polityki sa same nieszczescia" cytaty z Gangu Olsena zawsze prawdziwe, no ale to juz straszne hamstwo jest, a mieli byc tacy dla ludzi, oszusci!
Wyłączenie samowyzwalacza w 10D - z trzech przycisków na górze aparatu wybrać "Drive", pokręcić kółkiem (chyba tym pod palcem wskazującym) aż zniknie samowyzwalacz z pojawi się ikonka zdjęć pojedynczych lub seryjnych.
UsuńCanon 10D jest znacznie lepszy z natury niż 300D - więcej funkcji na klawiszach obudowy, lepsza kontrola nad ustawieniami. Miałem go dobre 7 czy 8 lat.
mam D2000 i DCS520 Canonem D2000 robiłem zdjęcia do czasu wyładowania baterii - czym naładować?? Już mam 2 baterie ( druga nowa) - trzeciej nie kupię
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
B