Ta część Projektu Okrążenia Łodzi
będzie bardziej zwiedzaniem śladów pamięci, niż śladów
przestrzeni. Niektórym nie będzie się opłacało spacerować po
tym kawałku Radogoszcza, żeby zobaczyć coś co nie istnieje.
(Poprzednia część stacji Radogoszcz
Zachód- do poczytania TUTAJ)
Udając się z Radogoszcza w stronę
terenów quasi wiejskich, opisywanych już przy okazji Żabieńca-
najszybciej za pomocą ulicy Krajowej, która do dziś pozostaje
uroczą wiejską aleją- możemy się natknąć na relikt.
A może właściwie jest to ślad reliktu.
A może właściwie jest to ślad reliktu.
Nic spektakularnego, ślad zaledwie,
jak w Warszawie, opisywanej niedawno na Automobilowni- LINK. Coś
czego właściwie już nie ma.
Ale ponieważ było i wpisało się w
historię miasta, zatem może warto wspomnieć, zanim przyszłe
pokolenia zaleją to asfaltem.
Sierociniec Gminy Żydowskiej.
I jak zwykle historie nieistniejących
miejsc są najciekawsze. Jak to u nas.
Był to duży, trzykondygnacyjny
budynek z lat 30-tych, o wysokich proporcjach, który stał się
niejakim symbolem tego co działo się z Polską i jej mieszkańcami
w ciągu następnych dziesięcioleci. Sierociniec został założony
decyzją wojewody łódzkiego w 1922 roku, nazwany oficjalnie
"Internatem dla dzieci żydowskich i fermą w Helenówku, gmina
Radogoszcz".
Założyły go koła syjonistyczne,
które za cel obrały sobie powrót europejskiej społeczności
żydowskiej do Palestyny. A ponieważ Żydzi przez wieki zajmowali
się rzemiosłem i zawodami "umysłowymi" nie uprawiali
tradycyjnych wiejskich zajęć na roli, syjoniści zajęli się nauką
rolnictwa małych sierot, w nadziei wykorzystania jej na Ziemi
Obiecanej- stąd właśnie radogoska "ferma".
Sierociniec najbardziej znany jest z
tego, że przed wojną dyrektorował mu Chaim Rumkowski, późniejszy
szef łódzkiego getta. Rumkowski jest postacią maksymalnie
dramatyczną, która stała okrakiem pomiędzy niebem zbawienia i
piekłem unicestwienia, jego decyzje i sposób działania w getcie są
do dziś przedmiotem wielkich kontrowersji i dyskusji. Także
wcześniejsza, przedwojenna jego działalność nie jest ich
pozbawiona. W czasach gdy był dyrektorem, a właściwie także
twórcą- organizatorem radogoskiego sierocińca oskarżono go o
czyny pedofilskie, chociaż równie prawdopodobne jest to, że był
to efekt frakcyjnych walk o władzę w prężnie działającej
organizacji społecznej.
Rumkowski pochodził z Wołynia, był
człowiekiem bez wykształcenia, bardzo energicznym i pracowitym, o
silnym autorytarnym charakterze. Ta jego cecha wzmocniła się
jeszcze za czasów działania w żydowskim domu dziecka, choć wiele
osób, które go znały twierdzi, że mimo iż rządził silną ręką,
jednak zawsze dobro dzieci i opiekuńczość, a może i
nadopiekuńczość były mu celem.
Wcześniej prowadził drobne rzemiosło
tekstylne, a po I wojnie światowej był agentem ubezpieczeniowym.
Działał w międzywojniu jako radny w
gminie żydowskiej. Gdy do Polski wkroczyli Niemcy i zaprowadzili tu
swoje rządy, przypadek, a właściwie narzucona przez władze
decyzja postawiły Rumkowskiego na czele utworzonego w 1940 roku
getta.
Przewodzenie Starszeństwu Żydów w
czasie okupacji uwypukliło jego pozytywne i negatywne cechy- jak to
zwykle w godzinach najwyższej próby. Rumkowski dzielił i rządził,
został w getcie panem życia i śmierci, nazywanym przez społeczność
"królem getta". Z jednej strony ojcował swoim podwładnym
i zarażał swoimi wizjami, z drugiej był naciskany przez straszliwe
imadło Niemców, dążących do eksterminacji Żydów. Równowaga
między ceną zbawienia ludzi a kolaboracją była niezwykle cienka.
Rumkowski manewrował jak mógł. Ale mógł niewiele. Wraz z
niemieckim urzędnikiem Hansem Biebowem, przedwojennym kupcem z
Bremy, zorganizował z łódzkiego getta wielki zakład przemysłowy
produkujący ubrania i sprzęt dla Wehrmachtu, licząc na
racjonalność hitlerowców, którym się ów produkcja bardzo
opłacała. Ale jak wiemy racjonalność działań hitlerowskich
Niemców nie była ich mocną stroną.
"Gdy zastanawiałem się, jak
pokonać problem, wobec którego stanęli Żydzi, doszedłem do
wniosku, że praca jest dla nich najlepszym z błogosławieństw.
Znacie, nieprawdaż, moich pięć podstawowych haseł? 1: Praca, 2:
Chleb, 3: Pomoc dla chorych, 4: Opieka nad dziećmi, 5: Spokój w
getcie. (...). Samotnie dźwigam moje zadanie i jeśli trzeba, używam
siły. Dyktatura nie jest brzydkim słowem. Dzięki dyktaturze
zdobyłem uznanie Niemców dla mojej pracy. A gdy mówią:
Litzmannstadt Ghetto, odpowiadam: To nie getto, to miasto pracy"
Przemówienie Chaima
Rumkowskiego do ludności getta.
Działo się to w warunkach
narastającego straszliwego głodu pracowników tego „miasta
pracy”, ciągłego niedoboru wszystkiego i niemożliwego do pojęcia
stłoczenia ludzi, których po kilkudziesięciu mieszkało w jednej
izbie- niemieckie władze zgromadziły społeczność żydowską na
mikroskopijnej przestrzeni. Na tym tle wyrastały wojenne fortuny,
chwilowe jak się okazało, organizatorów przemysłu gettowego,
którzy stawali się demiurgami zdolnymi decydować o przeżyciu
ludzi, jeżeli tylko przyjęli ich do pracy. Na tym tle wyrastała
też nadzieja przetrwania, ale nadzieja ta była niweczona przez
kolejne żądania Niemców, planowo i metodycznie wywożących Żydów
na śmierć do Auschwitz.
Rumkowski osobiście decydował kto
może pozostać w getcie, a kto ma pojechać najbliższym transportem
do obozu zagłady.
Niektórzy chwalą ideę Rumkowskiego,
która według nich ocaliła wielu Żydów z łódzkiego getta,
dzięki temu że było ono produktywne i trwało najdłużej w
okupowanej Polsce, inni wskazują że to tylko chciwość Biebowa
przedłużyła jego istnienie.
Autorytet Rumkowskiego podupadł,
kiedy zgodził się poświęcić wszystkie dzieci do lat 10-ciu i
starców na rzecz dalszego istnienia getta jako zakładów przemysłu
wojennego i ocalenia pozostałych pracujących Żydów. Za jego
namową i według jego rozkazu „nieproduktywne jednostki” zostały
wywiezione na śmierć do obozu w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof am
Nehr). Z kilkunastu tysięcy dzieci z getta poniżej 10-go roku życia
ocalało tylko jedno.
Nie da się racjonalnie ocenić decyzji
Rumkowskiego, w czasach gdy nikt nie żąda od nas takich wyborów.
Można tylko sądzić, że Chaim Rumkowski zatracił się w swej
drodze wybierania mniejszego zła.
Czy to była jego wina? Czy miał
jakieś wyjście?
Adam Czerniaków, szef getta
warszawskiego postawiony przed podobnym dylematem- popełnił
samobójstwo. Ale czy należy oczekiwać samobójstwa od kogokolwiek?
Zresztą samobójstwo Czerniakowa i tak
niczego nie zmieniło.
Działania i plany Rumkowskiego nie
uchroniły go od podzielenia losu swoich współbraci- zginął w
Auschwitz, wywieziony wraz z żoną jednym z ostatnich transportów
ze stacji Radegast ( Tam znajduje się dziś muzeum opisane przy
okazji stacji Łódź Marysin – LINK) w sierpniu 1944 roku.
…....
Czy miasto dotknięte takimi dramatami,
czy kraj dotknięty takimi dramatami może jakoś podnieść się i
żyć dalej?
Pewnie musi.
Człowiek przetrwa wszystko, to i
miasto też.
Wróćmy na Radogoszcz.
W czasie gdy łódzkich Żydów
spędzono do getta, a polska ludność żyła pod opresją okupacji,
grożącą codzienną śmiercią (dodajmy tu dla czytelników
zagranicznych że okupowana przez Niemcy Polska była krajem w którym za pomoc
Żydom groziła kara śmierci dla pomagającego i najbliższej
rodziny- patrz komentarz p. Michała Grochowskiego pod wpisem), a przynajmniej wywózką do obozu lub na roboty przymusowe-
Niemcy przejęli budynek dawnego żydowskiego sierocińca i
przekazali organizacji Lebensborn.
Działalność Lebensbornu na
Radogoszczu- Helenówku zaczęła się w 1941 roku. Od tego roku na
podłódzkich wsiach dochodziło coraz częściej do zaginięć
młodych ludzi, zwłaszcza dziewczyn, które porywano do ośrodka na
Krajowej.
Lebensborn miał bowiem za zadanie
wzmocnić germańską rasę i wyhodować nowych Niemców, choćby i z
młodzieży pochodzącej z podbitych krajów. Szukano zatem ludzi o
aryjskim wyglądzie, którzy przed przyjęciem do ośrodka byli
szczegółowo badani przez niemieckich antropologów.
Sam ośrodek przypominał w pewnym
stopniu sielankę, w czasach gdy polska ludność niemalże głodowała
na okupacyjnych, kartkowych racjach żywności i nie znała dnia ani
godziny. W Lebensbornie zorganizowano zajęcia szkolne i
gimnastyczne, był podobno nawet basen. Zamknięci w ośrodku młodzi
ludzie, oprócz wychowawczego i propagandowego drylu cieszyli się
względną swobodą. Za wyjątkiem obcowania płciowego. To było
nakazane i ściśle kontrolowane przez lekarzy Lebensbornu. Niektórym
bezrefleksyjnym jednostkom może i odpowiadałoby życie w
charakterze egzemplarzy rozpłodowych, niemniej tezie tej przeczy co
najmniej kilka samobójstw odnotowanych na Helenówku. Dzieci
urodzone z tych związków były natychmiast zabierane matkom i
przekazywane do adopcji w Niemczech, gdzie uroczyste chrzty były
odbywane w obecności oficerów SS i portretu Hitlera.
Skala działalności Lebensbornu i
dokładny jej charakter jest do dzisiaj bardzo słabo rozpoznany,
ze względu na wstydliwy temat i milczenie świadków. Spora część
stwierdzeń na temat tej organizacji jest tylko pogłoskami lub
plotkami.
Lebensborn w czasie procesów
norymberskich nie został uznany za organizację zbrodniczą, tylko
za pomocową- między innymi z powodu braku dowodów. Dopiero w
latach 50-tych i 60-tych sądy niemieckie uznały jednak działania
Lebensborn za zbrodnicze. Nadal jest to jednak spora biała karta w
księdze historii.
Lebensborn istniał na Helenówku do
jesieni 1944-go, kiedy to Niemcy zaczęli mieć inne priorytety niż
sublimacja germańskiej rasy.
Po wojnie, za polskiej administracji,
budynek znowu powrócił do pierwotnej funkcji- działał jako
sierociniec dla żydowskich dzieci ocalałych z Holokaustu. Jednym z
owych dzieci był między innymi Henryk Grynberg.
W latach 60-tych wielki gmach na
Krajowej 15 zmienił przeznaczenie. Przekształcono go w dom
wychowawczy dla nieletnich dziewcząt. Z tego okresu pamięta go
większość mieszkańców Helenówka. I z tego też okresu pochodzi
jego niesławny przydomek- "Harem". Z domem wychowawczym
wiążą się niespodziewanie kolejne łódzkie, sławne nazwiska-
przebywała tu Nika Strzemińska, późniejsza lekarka i autorka
książek o własnych rodzicach- Katarzynie Kobro i Władysławie
Strzemińskim. Ciekawe, prawda?
Ciekawe. I nie istnieje. Dom poprawczy
zamknięto w latach 80-tych, od tamtej pory niszczał przez lata. Na
początku lat 2000-ch odzyskała go gmina żydowska i sprzedała w
2004 roku jakiejś firmie. Ta wyburzyła gmach przy ul. Krajowej.
Może i dobrze.
Tyle nieszczęść było z nim
związanych, że może lepiej że został zburzony. Miejmy nadzieję,
że inne budynki Radogoszcza Zachodu będą miały bardziej
szczęśliwe życie.
Ale pamiętajmy, pamiętajmy...
********************************************************
Nie będzie to jedyny obiekt w
okolicach Stacji ŁKA, który zniknął, ale jeszcze trwa. Żeby
zobaczyć kolejny należy przejechać/ przejść się kawałek w
stronę wschodnią, aż do ulicy Zgierskiej. Jest to praktycznie już
połowa drogi do przystanku ŁKA Łódź Arturówek- LINK, więc
można ruszyć potem na eksplorację jej okolic wedle wytycznych z
Fotodinozy.
Były sobie dwa pałacyki.
Na początku XX wieku spory majątek w
okolicach Zgierskiej, ciągnący się aż do ulicy Bema nabyli od
krewnych Olga i Reinhold Lange. Do tego dużego folwarku należała
cegielnia, młyn wodno- elektryczny i karczma- dzisiaj obiekty już
nieistniejące na ich miejscu stoją bloki Radogoszcza. Cegielnię,
prawdopodobnie tę właśnie, pamięta jeszcze mój Teść z czasów
tużpowojennych, kiedy jeździł z rodzicami tramwajem na letnisko na
radogoskiej wsi.
Małżeństwo Lange zbudowało dla
siebie willę- pałacyk pod adresem- Zgierska 213. Dodajmy że dziś
jest to adres okryty niesławą. Przynajmniej w Łodzi. Pałacyk
przetrwał z lekkimi uszkodzeniami czas I wojny światowej i
podłódzkie nawalanki pomiędzy armią rosyjską i niemiecką, a już
za wolnej Polski został sprzedany następnym właścicielom.
Tymczasem państwo Lange wystawili sobie kolejną rezydencję willową
na sąsiedniej działce- pod numerem 215. Od lat 20-tych, aż do
2010-tych dwie klasycystyczne wille przy Zgierskiej sąsiadowały ze
sobą będąc wśród bloków Radogoszcza pamiątką po dawnych
podmiejskich czasach, w otoczeniu pięknego starodrzewia.
W 2011 roku pałacyk przy Zgierskiej
213 kupił pewien pan, miłośnik (podobno) starych powozów i
samochodów. No ale nie miłośnik stuletnich willi, niestety. Willa
była wpisana do ewidencji zabytków i trwało wpisywanie jej do
rejestru (wyższy stopień ochrony konserwatorskiej), co , jak to u
nas, trwa długo.
Jak wiemy także- właściciele zabytkowych nieruchomości mają u nas systemowo przerąbane- czekają ich generalnie same obowiązki i żadne przywileje. Jest to znany fakt. Zatem lepiej nie mieć zabytku. Szanowny właściciel pałacyku zaczął niniejszym działać. Konsultował się podobno z prawnikiem i historykiem sztuki (nazwiska?! nazwiska?!), którzy stwierdzili w swej pisemnej ekspertyzie, że obiekt jest nic nie wart, w złym stanie i nadaje się do wyburzenia. W długi weekend przed Bożym Ciałem w 2011 roku willa została otoczona wysokim drewnianym parkanem (żeby nie było za dużo widać) i poczynając od godziny 17.00 (kiedy to urzędnicy i konserwator zabytków stoją już w korkach w drodze do domu) w ciągu pięciu godzin została zrównana z ziemią. Podczas tego procesu przerażeni okoliczni mieszkańcy wydzwaniali alarmowo do wszystkich służb, usiłując zatrzymać demolkę. Przyjechała Straż Miejska, ale nic nie wskórała. Budynek zniknął z powierzchni ziemi.
Jak wiemy także- właściciele zabytkowych nieruchomości mają u nas systemowo przerąbane- czekają ich generalnie same obowiązki i żadne przywileje. Jest to znany fakt. Zatem lepiej nie mieć zabytku. Szanowny właściciel pałacyku zaczął niniejszym działać. Konsultował się podobno z prawnikiem i historykiem sztuki (nazwiska?! nazwiska?!), którzy stwierdzili w swej pisemnej ekspertyzie, że obiekt jest nic nie wart, w złym stanie i nadaje się do wyburzenia. W długi weekend przed Bożym Ciałem w 2011 roku willa została otoczona wysokim drewnianym parkanem (żeby nie było za dużo widać) i poczynając od godziny 17.00 (kiedy to urzędnicy i konserwator zabytków stoją już w korkach w drodze do domu) w ciągu pięciu godzin została zrównana z ziemią. Podczas tego procesu przerażeni okoliczni mieszkańcy wydzwaniali alarmowo do wszystkich służb, usiłując zatrzymać demolkę. Przyjechała Straż Miejska, ale nic nie wskórała. Budynek zniknął z powierzchni ziemi.
Z wyburzeń można znaleźć liczne
filmy i zdjęcia w internecie. Na moje architektoniczne oko budynek
był w bardzo dobrym, a nawet świetnym stanie i nic mu nie dolegało.
Okoliczni mieszkańcy dostali piany.
Konserwator zabytków dostał piany. Urząd Miasta dostał piany. Nie
było to pierwsze zdemolowanie zabytku w Łodzi i, zapewniam, nie
ostatnie. Ale bezczelne i bardzo dobrze udokumentowane.
Wcześniej w Łodzi wielokrotnie
płonęły fabryki, najbardziej drastyczny przykład to Fabryka
Biedermanna przy Smugowej, piękny i wielki ceglany kompleks, który
dopiero po zdemolowaniu doczekał się wpisu do rejestru zabytków.
Ani nie uchroniło go to przed dewastacją, ani nie pomogło w
odbudowaniu. Stoi od piętnastu lat jako ruina.
Jednak w sprawie pałacyku przy
Zgierskiej zapadł wyrok skazujący. Właścicielowi groziło pięć
lat więzienia, za złamanie ustawy o ochronie zabytków i prawa
budowlanego. Proces ciągnął się z rok, w końcu nastąpił w nim
niespodziewany zwrot- właściciel przyznał się do winy i obiecał
odbudowę zniszczonego budynku, deklarując przeznaczenie na to 1,6
mln złotych. Odbudowa pałacyku miała nastąpić w ciągu trzech
lat.
Wyrok zapadł w 2012 roku.
I co? I co? I co?
Jest! Wyobraźcie sobie! Jeszcze nie
wykończona, ale jest.
Powiem szczerze, że to budujące.
Nie kamieni kupa.
I jeszcze to otoczenie. Nie wiem jak
można było wpaść na pomysł zniszczenia obiektu, do którego
wiedzie taka aleja drzew! No ale nareszcie znowu jest komplet i
równowaga przywrócona.
Cieszy także, że druga willa Lange'ów
nadal stoi i ma się dobrze, jest w świetnym stanie i działa w nim
akademia twórcza dla dzieci.
Obydwa budynki wraz z ogrodami stanowią dość przyjemną wyspę antyku na tle współczesnego, ciasno je oplatającego otoczenia i licznych parkingów. Miejmy nadzieję, że jeszcze trochę postoją.
Obydwa budynki wraz z ogrodami stanowią dość przyjemną wyspę antyku na tle współczesnego, ciasno je oplatającego otoczenia i licznych parkingów. Miejmy nadzieję, że jeszcze trochę postoją.
Fabrykant
Ukazały się dotąd następujące odcinki Projektu Okrążenia Łodzi -Arturówek:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11a…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11b…
Marysin:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-1-s…
Stoki
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-2-s…
Widzew (na niepoważnie)
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-3a-…
Żabieniec
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-8-s…
Radogoszcz Zachód
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Karolew
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
i Olechów
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-od…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11b…
Marysin:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-1-s…
Stoki
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-2-s…
Widzew (na niepoważnie)
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-3a-…
Żabieniec
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-8-s…
Radogoszcz Zachód
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Karolew
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
i Olechów
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-od…
Jeszcze dużo roboty przede mną, ale nie poddajemy się.
Kto chce pomóc - proszę o udostępnianie. Dziękuję!
bardzo interesujące Vademecum...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pracujemy i pracujemy, ale ciągle Łódź nieokrążona. Co chwila coś ciekawego zatrzymuje te pociągi ŁKA.
UsuńSzanowny Fabrykancie!
OdpowiedzUsuńProszę o sprostowanie tego fragmentu: "dodajmy tu dla czytelników zagranicznych że okupowana przez Niemcy Polska była jedynym krajem w którym za pomoc Żydom groziła kara śmierci dla pomagającego i najbliższej rodziny".
Spyta kto: a co tutaj nie pasuje?
Ano:
1. Łódź była wówczas miastem włączonym bezpośrednio do Rzeszy i obowiązywało prawo takie, jak choćby i w Berlinie czy Hamburgu. Stąd - nie było ono szczególne dla polskich ziem okupowanych. Inna sprawa - dyskryminowało ono nie-obywateli niemieckich (w świetle Ustaw norymberskich) i pozwalało ono sądzić ich surowiej - stąd nie-Niemcy mogli być skazani na śmierć za pomoc Żydom, podczas gdy Niemcom to niemal nie groziło (należy podkreślić - niemal. Są i takie przypadki.)
2. Kara śmierci za pomoc Żydom groziła na terenie Generalnego Gubernatorstwa (od jesieni 1941 r.), ale to nie jedyny obszar z takim prawem. Analogiczne zapisy obowiązywało również w Komisariacie Rzeszy Wschód i Komisariacie Rzeszy Ukraina (które częściowo obejmowały ziemie ZSRR, a nie polskie ). Także na Bałkanach (ale nie całych!) obowiązywało takie prawo - jeśli dobrze pamiętam: na terenie Chorwacji i Serbii.
Bardzo dziękuję za te cenne uwagi- moja wiedza jest tutaj dość pobieżna. Redaguję zatem słowo "jedynym", bo reszta się mniej więcej zgadza.
Usuńniesamowite historie, bardzo ciekawe, a odbudowanie willi wrecz niesamowite jak na polskie zwyczaje, niezle musieli go nastraszyc, ciekawe jak, i ciekawe skad tyle pieniedzy, czyzby rowniez od "prawnika i historyka sztuki" ? tak czy inaczej wielkie brawa dla wytrwalosci wymiaru sprawiedliwosci!
OdpowiedzUsuńszkoda tylko ze przy okazji nie naszla ich refleksja, zeby jednak nadac jakies prawa wlascicielom zabytkow.. chocby nawet zwolnienie z oplat za budynki i dzialke na ktorej sa..
O ile się nie mylę, to jedyny plus jest taki, że państwowe zabytki są dość tanie do kupienia- czasem za kwoty symboliczne.
Usuń