fot. David Seymour Chim- Neapol 1949. |
W mieście Łodzi, skąd się pochodzi
odbywają się dwie duże imprezy fotograficzne- pierwsza to Targi
Foto i Video w hali Expo, niegdyś w Hali Sportowej naprzeciwko
akademików Politechniki. Tej hali, przy której stał na cokole
samolot Mig 17 bodajże. Legenda miejska głosiła, że samolot
będzie stał dopóty, dopóki pierwsza dziewica nie ukończy
Politechniki Łódzkiej. Zdaje się, że jakiejś się udało, bo
samolot parę lat temu zniknął jednak z cokołu. Gratulujemy!
Kiedyś chadzało się na targi Foto
Video, kiedy jeszcze sprzęt fotograficzny stanowił tam ważny
element- stoiska uginały się od obiektywów, a hostessy z wdziękiem
pozowały tłumowi do zdjęć. Pamiętam jedne z targów z sześć
lat temu- Sony wynajęło wtedy na ekspozycję całą wielką halę-
japońskie kaligrafki malowały na papirusie japońskie literki,
sushi kipiało na stołach, niemalże sake niemalże lało się
niemalże strumieniami, a wiśnie kwitły w każdym kącie.
Potem jednak pod względem sprzętu
robiło się coraz słabiej i słabiej, choć coraz mocniej robiło
się pod względem wykładów o fotografii, warsztatów i spotkań z
fotografami. Też fajnie i bardzo miło, jednak z jednym wyjątkiem.
O ile sprzęty dawało się obejrzeć w dwie godziny w dowolnym
terminie trwania imprezy, o tyle żeby posłuchać wykładów
należałoby już wziąć sobie jakiś trzydniowy urlop od zajęć-
bo dużo z nich odbywa się w środku dnia. W tym roku spojrzałem na
listę wystawców- (brak Sony, brak Canona, brak Nikona) i na spis
wykładów i nie zdobyłem się jednak na odwiedzenie targów. Trochę
nawet żałuję.
Tak to jest z tymi targami. Bo bywało
się na wielu targach.
Pierwsze poważne targi na jakich
byłem, to były targi na Rynku Bałuckim. Dolnym Rynku Bałuckim, bo
są dwa- górny w czasach dzieciństwa był w ogóle nie targowym
pustym wygonem. Prawdziwy targ leżał na Rynku Dolnym, przy ulicy
Dolnej, wówczas błotnisto brukowanej, w otoczeniu niskich chałupek
bałuckich, bieda- kamieniczek niby z małego miasteczka. Z drugiej
strony tymczasem flankowały Rynek budynki remizy strażackiej, tej
samej dokładnie o której Tuwim pisał:
Leciała mucha z Łodzi do Zgierza
Po drodze patrzy- strażacka wieża
Na wieży strażak zasnął- i
chrapie
W dole pod wieżą gapią się
gapie.
Mucha strażaka ugryzła srodze
Podskoczył strażak na jednej nodze
Spogląda- gapie w dole zebrali się
Wkoło rozejrzał się- o rety! Pali
się!
(pisane z pamięci, wyuczone w wieku lat 4-ch)
Ja też, jako mały gapia gapiłem się
na drewnianą wieżę, która tak naprawdę nie służyła do
obserwacji (a przynajmniej nie za naszych czasów), a do suszenia
węży strażackich. W środku remizy stał Magirus, pewnie z lat
40-tych, z drabiną i błyszczał. Wiem bo zaglądałem.
Remiza stoi do dziś, choć jest już
wypas full modern nowoczesno- nijaka, gładka i nudna. Wieżę
drewnianą rozebrali już dawno. No i Magirusa nie ma, tylko Iveco.
Wiem, bo zaglądałem.
Od Renault i Iveca trzymaj się z
daleka (cytat)
Za czasów gdy wieża jeszcze stała,
gdy chodziło się na Rynek Bałucki z babcią za rękę rządkiem
stały na placu chłopskie wozy z kapustą i ziemniakami, konie
cięzkie i brzuchate wstrząsały łbami i tupały podkowami o bruk,
z pyskami po uszy zanurzonymi w workach z obrokiem. Pachniało końsko
i kwaśno, ale świeżo. W klatkach stłoczone siedziały kury,
kaczczki i króliki i ponuro kontemplowały swój przyszły los.
Wspominam je pewnie dlatego, bo stojąc na ziemi znajdowały się
mniej więcej na poziomie mojego wzroku- dobrze je zapamiętałem.
Były też stoiska gołębiarzy, dyskutujących zawzięcie przy dymku
papierosów wetkniętych w fifki.
Cały róg rynku zajmowały płachty
prześcieradeł rozłożonych na chodniku i wypełnionych co do
centymetra różnościami mechaniczno- druciarskimi. Zepsutymi i
sprawnymi budzikami, śrubkami i trybikami, figurkami z porcelany,
nakręcanymi zabawkami, made in USSR, latarkami, zużytymi łańcuchami
rowerowymi i wszystkim tym, co w latach realnego socjalizmu stanowiło
pewną wymienną wartość, a co dziś wypełnia śmietniska, jako
odpad pozbawiony znaczenia i prestiżu.
Targ na Rynku Bałuckim nierozerwalną
liną łączył czasy nam współczesne z czasami przedwojnia.
Najprawdopodobniej przed II-gą wojną ten rynek wyglądał identycznie, nie zmienił ani na jotę formy i treści. Chłopskie wozy od lat niezliczonych ciągnęły tam co ranek, żeby sprzedawać zieleninę miastowym. Bałuccy gołębiarze od zawsze stali zapewne w tym samym kącie placu, a płachty z towarem siajowo- mechanicznym (siajowo- słowo łódzkie) rozkładano zapewne w tym samym miejscu od lat 1910-tych. Czuję się dziś dzięki temu jakbym oglądał przedwojnie własnymi oczami.
Najprawdopodobniej przed II-gą wojną ten rynek wyglądał identycznie, nie zmienił ani na jotę formy i treści. Chłopskie wozy od lat niezliczonych ciągnęły tam co ranek, żeby sprzedawać zieleninę miastowym. Bałuccy gołębiarze od zawsze stali zapewne w tym samym kącie placu, a płachty z towarem siajowo- mechanicznym (siajowo- słowo łódzkie) rozkładano zapewne w tym samym miejscu od lat 1910-tych. Czuję się dziś dzięki temu jakbym oglądał przedwojnie własnymi oczami.
Tak to się wydaje, choć w
międzyczasie dolny Rynek Bałucki, jak i górny, zwany wtedy Baluter
Ring przynależały podczas wojny do łódzkiego getta i oglądały
wiele strasznych scen z życia tej dzielnicy.
I do czasów przedwojnia i wojny nas to
wszystko przywodzi.
A bardzo pośrednio do drugiej dużej
imprezy fotograficznej w Łodzi- czerwcowego Fotofestiwalu
na który się pewnie wybiorę- jednym z jego przewodnich tematów
będzie twórczość Davida Seymoura Chima, rocznik 1911, który mimo
pozornie zagranicznego nazwiska jest nam dużo bliższy niż się
wydaje.
Nie wiedziałem o nim zbyt wiele, nie
znałem zdjęć. Jego nazwisko obiło mi się o uszy w kontekście
słynnej, a może i najsłynniejszej Agencji Magnum. Ale okazuje się
postacią wyjątkową. Wyjątkową dla Polski.
David Seymour Chim (Dawid Szymin) |
Poniważ David Seymour pseudonim „Chim”
nazywał się naprawdę Dawid Szymin, urodził się w Warszawie, w
zaborze rosyjskim i był wraz z Robertem Capą i Henrim Cartier
Bressonem współzałożycielem Agencji Magnum. I jako jeden z
nielicznych fotografów, którzy zrobili światową karierę- a może
i jedyny- jest określany jako Polak.
Nawet Artur Rubinstein w angielskiej
Wikipedii jest „polsko- amerykańskim pianistą”, tymczasem David
Seymour, pomimo że jego związki z Polską były mniej więcej takie
same jak Rubinsteina we wszystkich publikacjach jest „polskim
fotografem”. Nie wiem z czego to wynika, być może z takiego
określania się samego Davida Seymoura, ale nawet amerykańskie
strony internetowe o kulturze żydowskiej (które nie oszczędzają
nam walenia po głowie pałką antysemityzmu) określają Szymina
jako Polaka.
No i tu mały paradoks- jedynie polska
Wikipedia określa go jako fotografa amerykańskiego!
Z biografii sądząc- Dawid Seymour
Chim był obywatelem świata. Urodził się w żydowskiej rodzinie.
Jego ojciec- Beniamin Szymin był znanym i wpływowym wydawcą
książek w jidysz i hebrajskim, który przed I Wojną wyjechał z
Warszawy do Odessy, a w 1919 roku wrócił już do wolnej Polski. Sam
przyszły fotograf musiał znać zatem od dzieciństwa co najmniej
trzy języki, o ile nie cztery, włączając w to rosyjski. Miał
zostać pianistą, (w czym jego życiorys jest podobny do Ansela
Adamsa) jednak nie zrobił kariery na tym polu. Jako młodzieniec
wyjechał na studia do Lipska, gdzie studiował drukarstwo i
fotografię, zapewne z myślą o pracy u boku ojca, jako wydawca.
Stąd wnosimy, że poznał również język niemiecki.
Szymin miał, jak na fotografa bardzo
słaby wzrok. Całe życie nosił okulary w grubych oprawkach. Mimo
tej przeciwności fotografia coraz bardziej go wciągała.
W 1931 lub 32 roku młody Dawid Szymin
wyjeżdża na studia na paryską Sorbonę, zakotwicza w Paryżu,
gdzie oprócz nauki dorabia jako coraz bardziej biegły reporter.
Żeby ułatwić współpracownikom wymowę swojego nazwiska, skraca
je wtedy do przydomka „Chim”, które przywarło do niego na
resztę życia. Możemy stąd przypuszczać, że mówił także po
francusku.
Nawet nie musimy przypuszczać. Książka
o historii agencji Magnum „Fifty years at the front” tak opisuje
skrótowo Szymina: „krągły, przypominający sowę polski Żyd,
nieśmiały, miły poliglota, który zupełnie niezwyczajnie jak na
fotoreportera ubierał się zawsze w garnitur z kamizelką i krawat.”
W Paryżu Szymin poznaje innego
żydowskiego emigranta z Europy Wschodniej, który interesuje się
fotografią- Roberta Capę (Friedmanna), z którym się zaprzyjaźnia.
Stanowią parę przyciągających się przeciwieństw- Capa
awanturnik, ekstrawertyk, król życia i Chim- introwertyczny,
filozofujący, melancholijny myśliciel.
Na spotkaniu lewicowych pisarzy i
fotografów, zorganizowanym przez komunistyczne pismo Ce Soir
Dawid Szymin spotyka innego fotografa, który tak samo jak i on
nosi na szyi Leicę z dziwną przystawką. „Co tam masz?”- pyta.
„To Vidom- nowy wizjer”- odpowiada Henri Cartier- Bresson.
Związki Dawida Szymina „Chima” z komunizmem nigdzie nie są expresis verbis opisane w jego amerykańskich biogramach, zapewne w USA nie jest to zbyt politically correct- mowa w nich o lewicowym francuskim piśmie Regards. Owo lewicowe pismo było organem prasowym francuskich komunistów, stworzonym w 1932 roku i znanym z licznie zamieszczanych fotoreportaży- Chim dostał tam angaż w 1934 r. Fotografami współpracującymi z Regards byli też Robert Capa i Cartier Bresson.
Związki Dawida Szymina „Chima” z komunizmem nigdzie nie są expresis verbis opisane w jego amerykańskich biogramach, zapewne w USA nie jest to zbyt politically correct- mowa w nich o lewicowym francuskim piśmie Regards. Owo lewicowe pismo było organem prasowym francuskich komunistów, stworzonym w 1932 roku i znanym z licznie zamieszczanych fotoreportaży- Chim dostał tam angaż w 1934 r. Fotografami współpracującymi z Regards byli też Robert Capa i Cartier Bresson.
Zainteresowanie
młodego fotografa komunizmem być może zaczęło się jeszcze w
Polsce.
Szymin wpisywał
się w etos dzieci z zamożnych żydowskich domów- jego życiowa
droga do lewicy jest niemal identyczna jak kilka opisanych w świetnej
książce „Ogród pamięci” Joanny Olczak- Ronikier, sadze
rodzinnej Mortkowiczów i Horwitzów.
Grzegorz Berendt,
historyk:
„Ciekawe są przypadki pięknoduchów z
zamożnych rodzin, którzy nie doświadczyli osobiście materialnej
nędzy, chociażby Róży Luksemburg, bardzo aktywnej w SDKPiL. Ku
komunizmowi popychał ich swoiście rozumiany humanizm, wola
niesienia pomocy ludziom biednym i prostym, niezdolnym do
samodzielnego sformułowania programu walki o poprawę swojego losu.
Do zastanego porządku dodatkowo zniechęcała młodych nierzadka
brutalność organów władzy państwowej, szczególnie policji, czy
arogancja biurokratów, nieczułych na potrzeby niższych warstw
społecznych. O poczuciu upokorzenia, wywołanego uderzeniem
policyjną pałką wspominał po latach pisarz, a w młodości także
komunista - Julian Stryjkowski. To młodzi żydowscy inteligenci
dostarczali istotnej części kadr kierowniczych organizacjom
komunistycznym w międzywojennej Polsce. Prowadzili niekończące się
dyskusje, pisali manifesty i artykuły programowe, dominowali w
redakcjach partyjnej prasy.”
Należy zauważyć,
że ciążenie ku komunizmowi było w tym środowisku zupełnie
naturalne- oprócz lewicowych partii, nie było w Polsce innych, w
których młodzi Żydzi mogliby się wyżyć politycznie. Tam byli
bezproblemowo asymilowani i zachęcani ideowym egalitaryzmem- jak
zauważa Paweł Śpiewak w „Żydokomunie” (liznąłem tę książkę
tylko w niewielkich fragmentach, muszę to nadrobić).
Bycie komunistą,
jakimkolwiek- ideowym czy koniunkturalnym w przedwojennej Polsce ze
wszech miar nie było łatwą i korzystną drogą. Polscy komuniści
w 1920 roku stanęli w czasie wojny polsko- rosyjskiej po stronie
naszego wroga- Rosji. Zaskarbili sobie tym żywą niechęć znacznej
części społeczeństwa, a ponieważ były to wydarzenia bardzo
emocjonalnie naznaczone i komentowane, przyczyniły się do wzrostu
napięcia pomiędzy społecznością polską, a żydowską. Komuniści
nie stanowili bynajmniej wielkiego procentu wśród 3,5 miliona Żydów
mieszkających w Polsce, był to raczej margines, natomiast Żydzi
stanowili bardzo duży procent wśród polskich komunistów. Byli „na
widelcu” uwagi publicznej od czasów, gdy Rosjanie w 1920 roku
przywieźli na bagnetach Armii Czerwonej polski rząd kolaboracyjny
Marchlewskiego (Polrewkom), z zamiarem zainstalowania go w Warszawie
po wygranej wojnie. Dość powiedzieć, że rząd ten prowadził
obrady w jidysz. Nie mogło to pozostawać bez wpływu na późniejsze
stosunki polsko- żydowskie i sformalizowanie się stereotypów o
„judeokomunie”. Przeważyło to także udział w Wojsku Polskim
wielu Żydów, którzy poszli walczyć z Rosją w 1920 roku.
Komunizm został w
Polsce międzywojennej zdelegalizowany, a spora część
„pięknoduchów” wyemigrowała lub znalazła się w więzieniu w
Berezie Kartuskiej (połowa stanu więźniów to byli działacze
komunistyczni).
Tymczasem Dawid
Szymin, pseudo Chim wśród emigracyjnych żydowskich komunistów
znalazł swoje miejsce w Paryżu- gdzie pomógł mu przyjaciel
rodziny David Rappaport, właściciel małej agencji Rap, który
wyposażył po przyjeździe młodego Chima w pierwszy aparat
fotograficzny. Po poznaniu Cartier- Bressona, Roberta i Franka Capy
Szymin wpadł w rozpolitykowaną socjetę francuskiej lewicy. Pisał
o tym do rodziny:
„Towarzysko
znalazłem się w nowych kręgach, dość daleko od naszej polskiej
bandy. Przebywam wśród fotografów i ludzi myślących, których
zajmują te same co i mnie problemy. Jednakże czuję się trochę
obcy i tęsknię za jednością naszej polskiej grupy”.
W 1936 roku
zaogniona sytuacja w sąsiedniej Hiszpanii eksplodowała Hiszpańską
Wojną Domową, którą wielu uważa za preludium do II Wojny
Światowej. Jak słusznie zauważa Russell Miller- Hiszpańską Wojna
Domowa była pierwszym na szeroką skalę fotograficznie
zdokumentalizowanym konfliktem, gdzie fotografowie odegrali wyjątkową
rolę w bezpośrednim przekazie wydarzeń- rok wybuchu tej wojny jest
tym samym, w którym powstało pismo Life (pisało się o tym przy okazji Alfreda Eisensteadta) .
Fororeporterskie magazyny stały się wtedy głównym medium
przekazu- we Francji powstały wspomniane Regards, czy Vu,
w Niemczech Berliner Ilustrierte Zeitung. Małe, reporterskie
Leiki i ich kopie zrewolucjonizowały działania fotografów i
pozwoliły stanąć na pierwszej linii frontu, a zdjęcia z tych
aparatów mogły stanąć na pierwszej linii frontu medialnego.
Hiszpański konflikt wzbudził kręgi emocji w Europie niczym kamień wrzucony do jeziora. Państwa naszego kontynentu stanęły na baczność i natychmiast zaczęły opowiadać się po różnych stronach tej wojny, szukając swoich interesów, a opinia publiczna zawrzała wieloma głosami.
Burdel konfliktów
interesów podczas hiszpańskiej wojny był po prostu straszny.
Starły się tam nie tylko klasy społeczne, nie tylko siły
polityczne, narodowe i ekonomiczne, ale przede wszystkim
ideologiczne.
Ujmę to w jednym
obrazowym zdaniu: ultrakatoliccy tradycjonaliści Baskowie poparli
antyklerykalny rząd lewicowo- anarchistyczny, w nadziei na uzyskanie
większej autonomii.
fot. David Seymour Chim- Msza polowa w baskijskich oddziałach republikanów. |
fot. David Seymour Chim- Msza polowa w baskijskich oddziałach republikanów. |
Zaczęło się od
wzajemnego zabijania na ulicy pojedynczych przeciwników
politycznych, a skończyło przewrotem wojskowym w połowie armii
(Franco), gdy tymczasem druga połowa otworzyła arsenały z bronią
dla rewolucyjnych bojówek anarchistów i komunistów.
Do Hiszpańskiej
Wojny Domowej przyłączyły się natychmiast z pomocą wojskową,
finansową i polityczną inne kraje- po stronie Franco przede
wszystkim Włochy, z pomocą Niemiec, a także Portugalia. Do walki
stanęli też tzw Biali Rosjanie, uznając tę wojnę za krucjatę
przeciwko komunizmowi.
Po stronie
republikańsko anarchstycznej wielkiego wsparcia udzieliła Rosja
Sowiecka. Za jej sprawą Komintern, kontrolowany przez NKWD utworzył
Brygady Międzynarodowe, wysłano broń, oraz wielu wojskowych,
lotników i czołgistów. Do Brygad masowo przystąpili lewicowi
robotnicy i intelektualiści z całego świata, francuscy, włoscy,
niemieccy, czechosłowaccy, polscy, uznając tę wojnę za krucjatę
przeciwko faszyzmowi.
Pomoc wojskowa,
zwłaszcza ta z ZSRR okazała się słono płatna. Republikańsko-
anarchistyczny rząd Hiszpanii wydał na nią 2/3 zasobów swojego
złota, które pod nadzorem agenta NKWD Orłowa popłynęło statkiem
do Odessy. Strona generała Franco była winna Włochom za kredyty
273 miliony ówczesnych dolarów, co doprowadziło w 1939 roku do
całkowitego wyczerpania zasobów armii włoskiej. Zobowiązania
frankistów wobec Niemiec spłacano dostawami surowców do 1943 roku.
Capa i Dawid Chim
ruszyli do Hiszpanii dokumentować konflikt. Capa zrobił tam wiele
ze swoich najbardziej znanych zdjęć- skupiał się na
dokumentowaniu walk. Nigdy wcześniej nie oglądano fotografii
będącej tak blisko akcji, na których zdjęto bezpośrednią
relację z frontu. Najsłynniejszym zdjęciem została fotografia
zrobiona w momencie strzału uśmiercającego republikańskiego
żołnierza, wydrukowana najpierw przez Vu, a później przez
amerykański Life. Capa miał 23 lata gdy zrobił to zdjęcie.
W książce o
agencji Magnum Russell Miller pisze, że Chim nie miał awanturniczej
natury i w odróżnieniu od Roberta Capy- Friedmana robił przede
wszystkim zdjęcia z tyłów, od strony cywilnej, pokazując
nieszczęsne ofiary wojny. Jak można przekonać się na
stronie agencji Magnum- nie jest to prawda. Chim z Wojny Domowej
przywoził zdjęcia zarówno społeczne, pokazujące prozę życia
szarego Hiszpana, jak i te z działań frontowych- gdzie armia
republikańska, Brygady Międzynarodowe i rosyjscy lotnicy (jak już
wiemy- słono płatni) nawalają do frankistowskich żołnierzy.
Fot. Robert Capa- śmierć loyalisty. Hiszpania 1936 |
fot. David Seymour Chim- Armata republikanów. |
fot. David Seymour Chim- Bitwa nad rzeką Ebro |
fot. David Seymour Chim |
Chim spędził w
Hiszpanii niemal cały czas wojny- wracając co jakiś czas do Paryża
z nowymi rolkami filmów. W Paryżu zrobił zdjecie Pabla Picassa na
tle świeżo namalowanej „Guereniki”, upamiętniającej kilka
tygodni wcześniejszy niemiecki nalot bombowy na wieś o tej nazwie.
Możemy stąd
wnosić, że język hiszpański nie był mu także obcy.
fot. David Seymour Chim- Żołnierz republikański żegna się z synem. |
fot. David Seymour Chim- Armia republikańska obsługuje karabin maszynowy. |
Zdjęcia Chima z
wojny obejmują także ważne wydarzenia polityczne po stronie
republikańsko- anarchistycznej- wiece, spotkania gabinetowe,
defilady armii. Dużo zdjęć ma opisy o dosyć propagandowym
wyrazie- na przykład te, na których widać wartowników
republikańskich pilnujących zrujnowanego kościoła przed
rozszabrowaniem.
Skądinąd znamy zupełnie inne zdjęcia, o innym
wyrazie, na których oglądamy rozszabrowane już przez anarchistów
kościoły ze zbeszczeszconymi zwłokami zakonników wyciągniętymi
z trumien i madonnami z uciętą głową.
fot. David Seymour Chim- "Żołnierze armii republikańskiej pilnują zrujnowanego kościoła przed rabunkiem". |
Rosyjscy lotnicy na Wojnie Domowej w Hiszpanii, w tle samolot Polikarpow- fot. David Seymour Chim |
Obydwie
strony wojny mają wiele na sumieniu i obydwie otrzymywały wsparcie
od mało chwalebnych totalitarnych reżimów- niemieckiego i
sowieckiego, które okazały się w bliskiej przyszłości
najbardziej krwawymi i bezwzględnymi machinami wojennymi w
histrorii. Chim solidaryzuje się z jedną stroną konfliktu. Z dumą
fotografuje rosyjskich lotników na hiszpańskich wygonach pomimo
tego, że gdyby chcieć nieco poskrobać, system stalinowski jaki
reprezentowali wsławił się już straszliwymi ofiarami celowo
sprowokowanego głodu na Ukrainie (zmarło ponad 10 milionów ludzi w
latach 1932- 1933!), nie mówiąc już o czystkach narodowościowych
które pochłonęły kilka milionów istnień w latach 30-tych.
Wszystko to pokrywała ideologiczna propaganda, przedstawiająca
sowiecką Rosję jako awangardę światowego postępu, braterstwa i
równości. Chim, świadomie lub nie, raczej naiwnie i idealistycznie
niż cynicznie żyrował niestety ową propagandę.
Sprawa związków polskich komunistów
z Paryża i Hiszpanii ze stalinowskim ZSRR jest znacznie bardziej
skomplikowana niż się wydaje. Tuż przed II wojną światową
Stalin wymordował we wspomnianych czystkach niemal co do jednego
wszystkich polskich komunistów na terenie Związku Radzieckiego.
Zostali oskarżeni o „odchylenia prawicowo- nacjonalistyczne”.
Zarządzono z ZSRR rozwiązanie polskich partii komunistycznych.
Niemal jedynymi polskimi komunistami
jacy ocaleli byli właśnie emigranci we Francji i w Hiszpanii, oraz
agenci sowieckiej siatki szpiegowskiej w Polsce (m. in. Piotr
Jaroszewicz) i NKWD (m. in. Bolesław Bierut).
Znów historyk Grzegorz Berendt:
O stanie umysłu setek działaczy
komunistycznych świadczy fakt, że w przeważającej części
podporządkowywali się ocenom i wyrokom ferowanym w Moskwie. Czynili
to nawet tak doświadczeni i inteligentni ludzie jak Adolf Warski.
Poddali się dyktatowi przywódcy "ojczyzny światowego
proletariatu" - Stalina. W okresie wielkiej czystki wymierzonej
w elity komunistyczne (lata 1934-1938) większość komunistów w
Polsce przyjęła do wiadomości oskarżenia o rzekomo agenturalną
działalność setek towarzyszy partyjnych z tzw. bardzo długim
stażem. Uznali ich winę, nie protestowali, gdy ich niedawni
przywódcy jeden po drugim znikali w otchłani gułagu. Również i w
tym było coś niemożliwego do zaakceptowania przez normalnego
człowieka, który miał więzi przyjacielskie i rodzinne.
David Chim w Hiszpanii miał zapewne
okazje zetknąć się z echem tych czystek. Do Brygad
Międzynarodowych został z Rosji pchnięty umyślny agent, który
powiadomił o rozwiązaniu KPP i miał za zadanie stworzyć kadry
nowej polskiej komunistycznej partii emigracyjnej. Wkrótce jednak
zaczęły się następne rozłamy- nadchodził rok 1939, a z nim nowe
rozdania na europejskim podwórku- emigracyjni komuniści poparli
hasła polskiego Rządu Obrony Narodowej, występującego przeciw
hitlerowskiemu zagrożeniu, gdy tymczasem Stalin szykował się już
do paktu Ribentropp- Mołotow i sojuszu z Hitlerem.
Bardzo mnie ciekawi stosunek Dawida
Szymina- Chima do tych wydarzeń. I to czy wpłynęły na jego
decyzję o zostaniu do ostatniego aktu Hiszpańskiej Wojny Domowej-
było nim zaokrętowanie się niedobitków armii republikańskiej na
SS Sinaia, który wziął kurs na Meksyk. Stamtąd Chim przedostał
się wkrótce do USA.
Statek SS Sinaia rozdzielił Dawida
Szymina na zawsze z jego zostałą w Warszawie rodziną. Nie zobaczy
już ich więcej. Niemieccy naziści wymordują w obozie wszystkich
jego bliskich.
Zakotwiczył w Nowym Jorku, gdzie
wspólnie z emigrantem z Niemiec Leo Cohnem otworzyli ciemnię-
studio fotograficzne na 42 ulicy, oferujące usługi dla fotografów.
Chim miał już przez Life'a szerokie kontakty, zachodzili tam
wywoływać filmy między innymi (już tu opisywany) Phillipe Halsmann i André
Kertesz. Chim łapał też kontrakty na zdjęcia dla gazety,
fotografował celebrytów (zdjęcia sław są jednym z tematów
wystawy na łódzkim Fotofestiwalu).
Można przypuszczać z dużą pewnością, że Chim znał również język angielski.
Można przypuszczać z dużą pewnością, że Chim znał również język angielski.
W 1942 roku Japonia zbombardowała
Pearl Harbour i USA przystąpiły do II Wojny Światowej. Fotograf
zgłosił się do armii, sądząc, że jego biegła znajomość
sześciu języków może się przydać. Z początku wojsko odrzuciło
jego podanie- Chim miał, jak wspomniałem bardzo słaby wzrok-
jednak już niedługo został zatrudniony przez US Air Forces w
dziedzinie na której się znał najlepiej- wywoływania i
interpretacji zdjęć, przede wszystkim lotniczych. Komórką
fotograficzną, którą utworzono przy amerykańskiej armii kierował
znany nam z innych wpisów Edward Steichen, który zatrudnił w niej
najwybitniejszych krajowych fotografów- między innymi Ansela
Adamsa.
Jedna klika- jednym słowem.
Dawid Szymin, pseudonim Chim, dzięki
pracy w US Army łatwo uzyskał obywatelstwo amerykańskie. Zmienił
przy tym swoje nazwisko na bardziej międzynarodowe. Koniec wojny
przywitał już jako David Seymour, w stopniu porucznika.
Po wojnie popyt na dobre
fororeporterskie zdjęcia ciągle rósł. Przyjaciele z Paryża-
Chim, Robert Capa i Henri Cartier- Bresson, oraz William i Rita
Vandivert, George Rodger, Maria Eisner postanowili założyć
agencję fotograficzną Magnum. Była to jedna z pierwszych
spółdzielni fotograficznych, będąca własnością wszystkich jej
członków. Pierwotnym celem jej powstania było uniezależnienie się
fotografów od czasopism i wydawnictw, bo prawa autorskie do zdjęć
do tej pory należały do zamawiającego medium. Dzięki spółdzielni-
zdjęcia były sprzedawane, a prawa autorskie zostawały przy
fotografach. Wspólny zarobek pozwalał finansować wyjazdy na
fotoreportaże- de facto autorzy przestali być wyrobnikami na
zlecenia i zaczęli sami szukać interesujących tematów. „Magnum
jest wspólnotą myśli, wspólną humanistyczną jakością,
ciekawością tego co dzieje się na świecie, połączoną z
szacunkiem dla tego co się dzieje i chęcią wizualnego zapisania
tych wydarzeń”- określił działalność Magnum Henri Cartier-
Bresson.
Agencja zdobyła niesamowitą renomę w
latach 50-tych i 60-tych, elitarny wręcz nimb, od lat przedwojnia
zebrała fantastyczne i obszerne archiwum.
Chim i Cartier-Bresson |
Robert Capa i David Seymour Chim ok 1955- fot. Cartier- Bresson |
Tymczasem w światowej polityce-
jeszcze w trakcie wojny, za sprawą Roosevelta i Churchila podewzięto
decyzję o przekształceniu dawnej Ligi Narodów w ONZ.
Przedstawiciele 26 krajów, w tym Polski (rząd na uchodźstwie)
podpisali deklarację o powstaniu Organizacji Narodów Zjednoczonych
już w trakcie wojny- w 1942 roku. Polski udział w tej organizacji
skończył się dokładnie tak samo, jak skończyła się historia
Polski po II Wojnie Światowej. . Anglicy i Amerykanie odwrócili
sojusze, olali gwarancje dawane Polsce przed i w trakcie wojny,
zawarli pakty ze Stalinem i sprzedali nas Rosjanom, w zamian za ich
wysiłek wojenny.
Polski rząd emigracyjny, który
podpisywał w 1942 roku porozumienia dotyczące założenia ONZ, nie
został na pierwsze obrady tegoż ONZ w kwietniu 1945 roku
dopuszczony.
Zachodni politycy poczekali do końca
1945-go, gdy w Polsce na rosyjskich bagnetach zainstalowano już
komunistyczny rząd Bolesława Bieruta, który podpisał akt
założenia Organizacji.
W ONZ udzielał się także inny polski
emigrant żydowskiego pochodzenia- Ludwik Rajchman, wybitny
przedwojenny lekarz bakteriolog, (w latch 20-tych dyrektor
Państwowego Zakładu Higieny, wiele lat pracował także za
granicą). Z jego inicjatywy powołano w ramach ONZ specjalny
fundusz- United Nations International Children’s
Emergency Fund, w skrócie- UNICEF. Organizacja ma się zająć
szeroką pomocą dla dzieci- sierot wojennych pozostałych po wielkim
konflikcie.
W cztery lata po wojnie
UNICEF postanawia dać angaż naszemu Davidowi Seymourowi- Chimowi.
Zadanie, z którego jest najbardziej znany i które uczyniło go
bardziej sławnym, niż zdjęcia z Hiszpanii. Ma udokumentować los
powojennych sierot w domach dziecka. Jest rok 1949. Fotograf rusza w
wielką trasę po zniszczonej Europie Środkowej, Włoszech i Grecji.
Zdjęcia jakie zrobił są przejmujące
i poruszające. Symboliczne. Wrażenie jakie zostawiają te
fotografie jest takie, że tużpowojenna Europa była
zglajszachtowana wojną do jednolitej szarej masy, niczym po użyciu
jakiegoś monstrualnego miksera. Wszędzie gdzie był, było mniej
więcej tak samo- biednie, głodno i wśród ruin. Być może świat
ten różnił się gradacją zniszczeń, a Europa Zachodnia z
wyjątkiem bombardowanych Niemiec, miała do odbudowania mniej niż
ta wschodnia. Być może niektóre narody straciły w tej hekatombie
więcej niż inne. Niemniej w Europie, czy była to Wielka Brytania,
Polska czy Austria, olbrzymiej części ludności wiodło się tuż
po wojnie raczej słabo.
fot. David Seymour Chim, 1949 |
fot. David Seymour Chim- dzieci bawiące się w ruinach. Austria. 1949 |
Sieroty zostałe na wojennych gruzach,
ocalałe z rzezi, przechowane u obcych, albo radzące sobie samemu-
były problemem w wielkiej skali. UNESCO utworzyło sierocińce i
zorganizowało dożywianie dzieci w zniszczonej Europie. Chim
przejechał Austrię, gdzie UNICEF w domach dziecka wydawał 1100
obiadów dziennie. Portretował dzieciaki, dokumentował charytatywną
pomoc żywnościową.
fot. David Seymour Chim- Austria, 1949 |
fot. David Seymour Chim- Austria- sierociniec. 1949 |
fot. David Seymour Chim, 1949- Grecja- sierociniec |
fot. David Seymour Chim, 1949- Neapol |
fot. David Seymour Chim, 1949, Szpital dziecięcy Bellevue koło Wiednia. |
fot. David Seymour Chim, 1949, Austria |
Zdjęcia dzieci jakie wykonywał były
poruszające i niosły prawdę o czasach zawartą w syntetycznym
portrecie. Mało do tamtej pory robiono portretów dzieci. Mało było
fotoreportaży z dziećmi w roli głównej- rzadko stanowiły one
centrum zainteresowania fotografów. Rzadko stanowiły podmiot.
Była w tym także osobista emocja
Davida Seymoura- Szymina. On także, choć dorosły, był wojennym
sierotą. Myślę że rozumiał dobrze te dzieci, a może i
utożsamiał się z nimi. Fotografie dzieciaków z powojnia wkleił
później do swojego albumu rodzinnego.
Jako człowiek wielojęzyczny, który w
swoim życiu oglądał już wiele, mimo wciąż młodego wieku- łatwo
nawiązywał kontakty z dziećmi, łatwo przychodziło mu rozmawiać
z nimi. Większość portretów jest fotografowanych z poziomu oczu
modeli, co sprawia że odczuwamy pewną bliskość tej relacji. Chim
odwiedzał wiele żydowskich sierocińców, gdzie znajomość jidysz
dawała mu przepustkę do wniknięcia w ich życie i ich myśli.
„Gdziekolwiek przyjeżdżałem-
widziałem dzieci pełne marzeń o spokojnym i dostatnim życiu na
ruinach świata ich rodziców. Ale żeby móc zwrócić im ten świat,
pomóc im go zrozumieć i przepracować traumę jaką doświadczyły-
to przedstawiało wyzwanie jakiego nie doświadczyliśmy nigdy
wcześniej”
David Seymour „Co widziałem- kurier
dla UNESCO” 1949.
W Grecji spotkał chłopca, który nie
miał butów. Chim podarował mu własne- wspominał później wielką
radość, jaką sprawił tym gestem.
fot. David Seymour Chim, 1949, Grecja |
fot. David Seymour Chim, 1949, Grecja |
We Włoszech odwiedził biedne południe
i Neapol, skupił się na dzieciach próbujących odnaleźć się w
powojennym świecie dorosłych, wpisać w jego reguły i przeżyć
bez niczyjej pomocy. Robił zdjęcia dzieciakom handlującym i
żebrzącym na ulicach.
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol, dziewczynka sprzedająca czarnorynkowe papierosy. |
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol. |
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol. |
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol, amerykańscy Marines i dziewczynka sprzedająca czarnorynkowe papierosy. |
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol. |
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol. Dzieci z wężem. |
Po dziesięciu latach od swojego
wyjazdu do USA dotarł do Polski, do rodzinnej Warszawy.
Na miejscu dowiedział się z
bezpośrednich relacji o śmierci swoich rodziców w Getcie. Warszawa
którą znał- miasto i ludzie- zniknęła w niebycie i była morzem
ruin.
fot. David Seymour Chim- Dzieci z sierocińca idące do szkoły, Warszawa 1949. |
Obszedł teren swojej dzielnicy, która
w całości legła w gruzach zniszczona przez Niemców- niemal
wszystko było zrównane z ziemią, ale mury jego gimnazjum wciąż
stały.
fot. David Seymour Chim- Dzieci czekające na autobus na tle ruin getta, Warszawa 1949 |
fot. David Seymour Chim- Tereska. |
Chim pisał: „ci którzy przeżyli, dorastali w świecie strachu. Nie tego zdrowego strachu, który powstrzymuje młodego chłopaka przed przepłynięciem rzeki, ale tego strachu, który wywołuje człowiek chcący go zabić.”
Podczas swojej misji Seymour- Chim
zrobił 257 rolek filmu na swojej Leice oraz Rolleiflexie. UNICEF
wydał z jego zdjęciami album- „Children of Europe”. Zdjęcia te
wyjątkowo wpisywały się w humanistyczno- dokumentalny prąd jaki
pojawił się w powojennej fotografii- zwrócenie uwagi na losy
zwykłego człowieka, postawienie go w randze symbolu. Wkrótce
zdjęcia Chima wystawiono na wspomnianej ekspozycji „Family of the
Man”, która ten humanistyczny nurt zademonstrowała w świetle
reflektorów.
David Chim nie miał według mnie tej
lekkości geniuszu jaką miał Henri Cartier- Bresson, który z
prawie każdej sytuacji wyciągał arcydzieła formy i kompozycji, a
przy okazji obserwacje psychologiczne i socjologiczne. Zdjęcia Chima
są bardziej zwykłe, bardziej codzienne. W Hiszpanii był po prostu
właściwym człowiekiem we właściwym czasie, dzięki odwadze i
umiejętności nawiązywania kontaktów- ale żadne z jego zdjęć z
Wojny Domowej nie wywołuje u mnie jakiegoś super dreszczu estetycznego,
jakiegoś niekłamanego zachwytu. Ich treść jest interesująca i
jest znakiem czasu, ale ich forma jest dość codzienna.
Na zdjęciach dzieci z sierocińców ta
codzienność i zwykłość jest czynnikiem działającym pozytywnie-
podkreślającym fotografowanych modeli- skupiającym uwagę na nich,
co jest motywem przewodnim całego fotoreportażu.
Choć ze względu na temat był to
samograj, dzieci fotografowane przez Seymoura zostały znakiem czasu,
symbolem chaosu, jakim była Europa po II Wojnie. Symbolem niewinnych
ofiar i memento.
Sam Dawid Szymin- Seymour Chim,
człowiek którego wojna pozbawiła rodziny i miejsca w którym
mieszkał- został ofiarą kolejnego konfliktu. Jako fotoreporter w
1956 roku wyruszył do Egiptu dokumentować Kryzys Sueski. Cztery dni
po zawieszeniu broni fotograf został zastrzelony przez egipski karabin
maszynowy, gdy dokumentował wymianę jeńców.
Zginął stosunkowo młodo i jego
nazwisko nie zdążyło się tak utrwalić w relacji do Agencji
Magnum, jak nazwiska jego kolegów- Bressona i Capy, pomimo tego że
był jednym ze współzałożycieli. Fajnie że nasz łódzki
Fotofestiwal robi jego retrospekcję. O ciekawym człowieku i jego
życiu. I o ciekawych czasach.
W sobotę 11 czerwca 2016 o 19.00-
wernisaż wystawy w łódzkim Muzeum Kinematografii. Plac Zwycięstwa 2.
Fabrykant
P.S. Dzieci, uczcie się języków!
Źródła i źródełka:
https://pro.magnumphotos.com/C.aspx?VP3=CMS3&VF=MAGO31_10_VForm&ERID=24KL53Z58C
Książki:
Joanna Olczak- Ronikier „W ogrodzie
pamięci”
Piotr Zychowicz „Żydzi”Timothy Snyder „Skrwawione ziemie, Europa między Hitlerem a Stalinem”
Ian Jeffrey „Jak czytać fotografię”
Russell Miller „Magnum- Fifty Years at the front” :
https://books.google.pl/books?id=W90Rw9B5XHgC&pg=PA22&lpg=PA22&dq=David+Rappaport+agency+Rap&source=bl&ots=xjQsd1VMc9&sig=ykM_SX15ZpNBT5HO1RMuO_9JwEk&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjtpNrw5ZbNAhWChiwKHboWAZ4Q6AEIQTAE#v=onepage&q=David%20Rappaport%20agency%20Rap&f=false
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńTereska została odnaleziona i wbrew spekulacjom nigdy nie była w obozie koncentracyjnym. Zapraszam do przeczytania artykułu nt. jej życia i tego jak została zidentyfikowana.
http://www.rp.pl/Plus-Minus/303309935-Tereska-Rozwiazujemy-zagadke-slynnego-zdjecia.html
Bardzo ciekawe, dziękuję.
Usuń