sobota, 11 czerwca 2016

David Seymour Chim, a sprawa polska.

fot. David Seymour Chim- Neapol 1949.
David Seymour Chim zostanie mostem. Mostem pomiędzy pisaniem wpisów o niczym, relacjami z wyjazdów, a solidnym artykułem o fotografii. Conieco też między Austrią i jej historią, a rodzinną Łodzią. Mam nadzieję, że pan fotograf nie obraziłby się za tak instrumentalne potraktowanie.

W mieście Łodzi, skąd się pochodzi odbywają się dwie duże imprezy fotograficzne- pierwsza to Targi Foto i Video w hali Expo, niegdyś w Hali Sportowej naprzeciwko akademików Politechniki. Tej hali, przy której stał na cokole samolot Mig 17 bodajże. Legenda miejska głosiła, że samolot będzie stał dopóty, dopóki pierwsza dziewica nie ukończy Politechniki Łódzkiej. Zdaje się, że jakiejś się udało, bo samolot parę lat temu zniknął jednak z cokołu. Gratulujemy!

Kiedyś chadzało się na targi Foto Video, kiedy jeszcze sprzęt fotograficzny stanowił tam ważny element- stoiska uginały się od obiektywów, a hostessy z wdziękiem pozowały tłumowi do zdjęć. Pamiętam jedne z targów z sześć lat temu- Sony wynajęło wtedy na ekspozycję całą wielką halę- japońskie kaligrafki malowały na papirusie japońskie literki, sushi kipiało na stołach, niemalże sake niemalże lało się niemalże strumieniami, a wiśnie kwitły w każdym kącie.

Potem jednak pod względem sprzętu robiło się coraz słabiej i słabiej, choć coraz mocniej robiło się pod względem wykładów o fotografii, warsztatów i spotkań z fotografami. Też fajnie i bardzo miło, jednak z jednym wyjątkiem. O ile sprzęty dawało się obejrzeć w dwie godziny w dowolnym terminie trwania imprezy, o tyle żeby posłuchać wykładów należałoby już wziąć sobie jakiś trzydniowy urlop od zajęć- bo dużo z nich odbywa się w środku dnia. W tym roku spojrzałem na listę wystawców- (brak Sony, brak Canona, brak Nikona) i na spis wykładów i nie zdobyłem się jednak na odwiedzenie targów. Trochę nawet żałuję.
 
Tak to jest z tymi targami. Bo bywało się na wielu targach.

Pierwsze poważne targi na jakich byłem, to były targi na Rynku Bałuckim. Dolnym Rynku Bałuckim, bo są dwa- górny w czasach dzieciństwa był w ogóle nie targowym pustym wygonem. Prawdziwy targ leżał na Rynku Dolnym, przy ulicy Dolnej, wówczas błotnisto brukowanej, w otoczeniu niskich chałupek bałuckich, bieda- kamieniczek niby z małego miasteczka. Z drugiej strony tymczasem flankowały Rynek budynki remizy strażackiej, tej samej dokładnie o której Tuwim pisał:
Leciała mucha z Łodzi do Zgierza
Po drodze patrzy- strażacka wieża
Na wieży strażak zasnął- i chrapie
W dole pod wieżą gapią się gapie.
Mucha strażaka ugryzła srodze
Podskoczył strażak na jednej nodze
Spogląda- gapie w dole zebrali się
Wkoło rozejrzał się- o rety! Pali się!
(pisane z pamięci, wyuczone w wieku lat 4-ch)
 
Ja też, jako mały gapia gapiłem się na drewnianą wieżę, która tak naprawdę nie służyła do obserwacji (a przynajmniej nie za naszych czasów), a do suszenia węży strażackich. W środku remizy stał Magirus, pewnie z lat 40-tych, z drabiną i błyszczał. Wiem bo zaglądałem.

Remiza stoi do dziś, choć jest już wypas full modern nowoczesno- nijaka, gładka i nudna. Wieżę drewnianą rozebrali już dawno. No i Magirusa nie ma, tylko Iveco. Wiem, bo zaglądałem.
Od Renault i Iveca trzymaj się z daleka (cytat)

Za czasów gdy wieża jeszcze stała, gdy chodziło się na Rynek Bałucki z babcią za rękę rządkiem stały na placu chłopskie wozy z kapustą i ziemniakami, konie cięzkie i brzuchate wstrząsały łbami i tupały podkowami o bruk, z pyskami po uszy zanurzonymi w workach z obrokiem. Pachniało końsko i kwaśno, ale świeżo. W klatkach stłoczone siedziały kury, kaczczki i króliki i ponuro kontemplowały swój przyszły los. Wspominam je pewnie dlatego, bo stojąc na ziemi znajdowały się mniej więcej na poziomie mojego wzroku- dobrze je zapamiętałem. Były też stoiska gołębiarzy, dyskutujących zawzięcie przy dymku papierosów wetkniętych w fifki.

Cały róg rynku zajmowały płachty prześcieradeł rozłożonych na chodniku i wypełnionych co do centymetra różnościami mechaniczno- druciarskimi. Zepsutymi i sprawnymi budzikami, śrubkami i trybikami, figurkami z porcelany, nakręcanymi zabawkami, made in USSR, latarkami, zużytymi łańcuchami rowerowymi i wszystkim tym, co w latach realnego socjalizmu stanowiło pewną wymienną wartość, a co dziś wypełnia śmietniska, jako odpad pozbawiony znaczenia i prestiżu.

Targ na Rynku Bałuckim nierozerwalną liną łączył czasy nam współczesne z czasami przedwojnia.
Najprawdopodobniej przed II-gą wojną ten rynek wyglądał identycznie, nie zmienił ani na jotę formy i treści. Chłopskie wozy od lat niezliczonych ciągnęły tam co ranek, żeby sprzedawać zieleninę miastowym. Bałuccy gołębiarze od zawsze stali zapewne w tym samym kącie placu, a płachty z towarem siajowo- mechanicznym (siajowo- słowo łódzkie) rozkładano zapewne w tym samym miejscu od lat 1910-tych. Czuję się dziś dzięki temu jakbym oglądał przedwojnie własnymi oczami.
 
Tak to się wydaje, choć w międzyczasie dolny Rynek Bałucki, jak i górny, zwany wtedy Baluter Ring przynależały podczas wojny do łódzkiego getta i oglądały wiele strasznych scen z życia tej dzielnicy.
I do czasów przedwojnia i wojny nas to wszystko przywodzi.
A bardzo pośrednio do drugiej dużej imprezy fotograficznej w Łodzi- czerwcowego Fotofestiwalu na który się pewnie wybiorę- jednym z jego przewodnich tematów będzie twórczość Davida Seymoura Chima, rocznik 1911, który mimo pozornie zagranicznego nazwiska jest nam dużo bliższy niż się wydaje.
Nie wiedziałem o nim zbyt wiele, nie znałem zdjęć. Jego nazwisko obiło mi się o uszy w kontekście słynnej, a może i najsłynniejszej Agencji Magnum. Ale okazuje się postacią wyjątkową. Wyjątkową dla Polski.
David Seymour Chim (Dawid Szymin)

Poniważ David Seymour pseudonim „Chim” nazywał się naprawdę Dawid Szymin, urodził się w Warszawie, w zaborze rosyjskim i był wraz z Robertem Capą i Henrim Cartier Bressonem współzałożycielem Agencji Magnum. I jako jeden z nielicznych fotografów, którzy zrobili światową karierę- a może i jedyny- jest określany jako Polak.
 
Nawet Artur Rubinstein w angielskiej Wikipedii jest „polsko- amerykańskim pianistą”, tymczasem David Seymour, pomimo że jego związki z Polską były mniej więcej takie same jak Rubinsteina we wszystkich publikacjach jest „polskim fotografem”. Nie wiem z czego to wynika, być może z takiego określania się samego Davida Seymoura, ale nawet amerykańskie strony internetowe o kulturze żydowskiej (które nie oszczędzają nam walenia po głowie pałką antysemityzmu) określają Szymina jako Polaka.
 
No i tu mały paradoks- jedynie polska Wikipedia określa go jako fotografa amerykańskiego!

Mam nadzieję dowiedzieć się nieco więcej na Fotofestiwalu.

Z biografii sądząc- Dawid Seymour Chim był obywatelem świata. Urodził się w żydowskiej rodzinie. Jego ojciec- Beniamin Szymin był znanym i wpływowym wydawcą książek w jidysz i hebrajskim, który przed I Wojną wyjechał z Warszawy do Odessy, a w 1919 roku wrócił już do wolnej Polski. Sam przyszły fotograf musiał znać zatem od dzieciństwa co najmniej trzy języki, o ile nie cztery, włączając w to rosyjski. Miał zostać pianistą, (w czym jego życiorys jest podobny do Ansela Adamsa) jednak nie zrobił kariery na tym polu. Jako młodzieniec wyjechał na studia do Lipska, gdzie studiował drukarstwo i fotografię, zapewne z myślą o pracy u boku ojca, jako wydawca. Stąd wnosimy, że poznał również język niemiecki.

Szymin miał, jak na fotografa bardzo słaby wzrok. Całe życie nosił okulary w grubych oprawkach. Mimo tej przeciwności fotografia coraz bardziej go wciągała.

W 1931 lub 32 roku młody Dawid Szymin wyjeżdża na studia na paryską Sorbonę, zakotwicza w Paryżu, gdzie oprócz nauki dorabia jako coraz bardziej biegły reporter. Żeby ułatwić współpracownikom wymowę swojego nazwiska, skraca je wtedy do przydomka „Chim”, które przywarło do niego na resztę życia. Możemy stąd przypuszczać, że mówił także po francusku.

Nawet nie musimy przypuszczać. Książka o historii agencji Magnum „Fifty years at the front” tak opisuje skrótowo Szymina: „krągły, przypominający sowę polski Żyd, nieśmiały, miły poliglota, który zupełnie niezwyczajnie jak na fotoreportera ubierał się zawsze w garnitur z kamizelką i krawat.”
 
W Paryżu Szymin poznaje innego żydowskiego emigranta z Europy Wschodniej, który interesuje się fotografią- Roberta Capę (Friedmanna), z którym się zaprzyjaźnia. Stanowią parę przyciągających się przeciwieństw- Capa awanturnik, ekstrawertyk, król życia i Chim- introwertyczny, filozofujący, melancholijny myśliciel.

Na spotkaniu lewicowych pisarzy i fotografów, zorganizowanym przez komunistyczne pismo Ce Soir Dawid Szymin spotyka innego fotografa, który tak samo jak i on nosi na szyi Leicę z dziwną przystawką. „Co tam masz?”- pyta. „To Vidom- nowy wizjer”- odpowiada Henri Cartier- Bresson.

Związki Dawida Szymina „Chima” z komunizmem nigdzie nie są expresis verbis opisane w jego amerykańskich biogramach, zapewne w USA nie jest to zbyt politically correct- mowa w nich o lewicowym francuskim piśmie Regards. Owo lewicowe pismo było organem prasowym francuskich komunistów, stworzonym w 1932 roku i znanym z licznie zamieszczanych fotoreportaży- Chim dostał tam angaż w 1934 r. Fotografami współpracującymi z Regards byli też Robert Capa i Cartier Bresson.

Zainteresowanie młodego fotografa komunizmem być może zaczęło się jeszcze w Polsce.
Szymin wpisywał się w etos dzieci z zamożnych żydowskich domów- jego życiowa droga do lewicy jest niemal identyczna jak kilka opisanych w świetnej książce „Ogród pamięci” Joanny Olczak- Ronikier, sadze rodzinnej Mortkowiczów i Horwitzów.

Grzegorz Berendt, historyk:
Ciekawe są przypadki pięknoduchów z zamożnych rodzin, którzy nie doświadczyli osobiście materialnej nędzy, chociażby Róży Luksemburg, bardzo aktywnej w SDKPiL. Ku komunizmowi popychał ich swoiście rozumiany humanizm, wola niesienia pomocy ludziom biednym i prostym, niezdolnym do samodzielnego sformułowania programu walki o poprawę swojego losu. Do zastanego porządku dodatkowo zniechęcała młodych nierzadka brutalność organów władzy państwowej, szczególnie policji, czy arogancja biurokratów, nieczułych na potrzeby niższych warstw społecznych. O poczuciu upokorzenia, wywołanego uderzeniem policyjną pałką wspominał po latach pisarz, a w młodości także komunista - Julian Stryjkowski. To młodzi żydowscy inteligenci dostarczali istotnej części kadr kierowniczych organizacjom komunistycznym w międzywojennej Polsce. Prowadzili niekończące się dyskusje, pisali manifesty i artykuły programowe, dominowali w redakcjach partyjnej prasy.”

Należy zauważyć, że ciążenie ku komunizmowi było w tym środowisku zupełnie naturalne- oprócz lewicowych partii, nie było w Polsce innych, w których młodzi Żydzi mogliby się wyżyć politycznie. Tam byli bezproblemowo asymilowani i zachęcani ideowym egalitaryzmem- jak zauważa Paweł Śpiewak w „Żydokomunie” (liznąłem tę książkę tylko w niewielkich fragmentach, muszę to nadrobić).

Bycie komunistą, jakimkolwiek- ideowym czy koniunkturalnym w przedwojennej Polsce ze wszech miar nie było łatwą i korzystną drogą. Polscy komuniści w 1920 roku stanęli w czasie wojny polsko- rosyjskiej po stronie naszego wroga- Rosji. Zaskarbili sobie tym żywą niechęć znacznej części społeczeństwa, a ponieważ były to wydarzenia bardzo emocjonalnie naznaczone i komentowane, przyczyniły się do wzrostu napięcia pomiędzy społecznością polską, a żydowską. Komuniści nie stanowili bynajmniej wielkiego procentu wśród 3,5 miliona Żydów mieszkających w Polsce, był to raczej margines, natomiast Żydzi stanowili bardzo duży procent wśród polskich komunistów. Byli „na widelcu” uwagi publicznej od czasów, gdy Rosjanie w 1920 roku przywieźli na bagnetach Armii Czerwonej polski rząd kolaboracyjny Marchlewskiego (Polrewkom), z zamiarem zainstalowania go w Warszawie po wygranej wojnie. Dość powiedzieć, że rząd ten prowadził obrady w jidysz. Nie mogło to pozostawać bez wpływu na późniejsze stosunki polsko- żydowskie i sformalizowanie się stereotypów o „judeokomunie”. Przeważyło to także udział w Wojsku Polskim wielu Żydów, którzy poszli walczyć z Rosją w 1920 roku.

Komunizm został w Polsce międzywojennej zdelegalizowany, a spora część „pięknoduchów” wyemigrowała lub znalazła się w więzieniu w Berezie Kartuskiej (połowa stanu więźniów to byli działacze komunistyczni).
 
Tymczasem Dawid Szymin, pseudo Chim wśród emigracyjnych żydowskich komunistów znalazł swoje miejsce w Paryżu- gdzie pomógł mu przyjaciel rodziny David Rappaport, właściciel małej agencji Rap, który wyposażył po przyjeździe młodego Chima w pierwszy aparat fotograficzny. Po poznaniu Cartier- Bressona, Roberta i Franka Capy Szymin wpadł w rozpolitykowaną socjetę francuskiej lewicy. Pisał o tym do rodziny:
Towarzysko znalazłem się w nowych kręgach, dość daleko od naszej polskiej bandy. Przebywam wśród fotografów i ludzi myślących, których zajmują te same co i mnie problemy. Jednakże czuję się trochę obcy i tęsknię za jednością naszej polskiej grupy”.
 
W 1936 roku zaogniona sytuacja w sąsiedniej Hiszpanii eksplodowała Hiszpańską Wojną Domową, którą wielu uważa za preludium do II Wojny Światowej. Jak słusznie zauważa Russell Miller- Hiszpańską Wojna Domowa była pierwszym na szeroką skalę fotograficznie zdokumentalizowanym konfliktem, gdzie fotografowie odegrali wyjątkową rolę w bezpośrednim przekazie wydarzeń- rok wybuchu tej wojny jest tym samym, w którym powstało pismo Life (pisało się o tym przy okazji Alfreda Eisensteadta) . Fororeporterskie magazyny stały się wtedy głównym medium przekazu- we Francji powstały wspomniane Regards, czy Vu, w Niemczech Berliner Ilustrierte Zeitung. Małe, reporterskie Leiki i ich kopie zrewolucjonizowały działania fotografów i pozwoliły stanąć na pierwszej linii frontu, a zdjęcia z tych aparatów mogły stanąć na pierwszej linii frontu medialnego.

Hiszpański konflikt wzbudził kręgi emocji w Europie niczym kamień wrzucony do jeziora. Państwa naszego kontynentu stanęły na baczność i natychmiast zaczęły opowiadać się po różnych stronach tej wojny, szukając swoich interesów, a opinia publiczna zawrzała wieloma głosami.

Burdel konfliktów interesów podczas hiszpańskiej wojny był po prostu straszny. Starły się tam nie tylko klasy społeczne, nie tylko siły polityczne, narodowe i ekonomiczne, ale przede wszystkim ideologiczne.

Ujmę to w jednym obrazowym zdaniu: ultrakatoliccy tradycjonaliści Baskowie poparli antyklerykalny rząd lewicowo- anarchistyczny, w nadziei na uzyskanie większej autonomii.
fot. David Seymour Chim- Msza polowa w baskijskich oddziałach republikanów.
fot. David Seymour Chim- Msza polowa w baskijskich oddziałach republikanów.

Zaczęło się od wzajemnego zabijania na ulicy pojedynczych przeciwników politycznych, a skończyło przewrotem wojskowym w połowie armii (Franco), gdy tymczasem druga połowa otworzyła arsenały z bronią dla rewolucyjnych bojówek anarchistów i komunistów.

Do Hiszpańskiej Wojny Domowej przyłączyły się natychmiast z pomocą wojskową, finansową i polityczną inne kraje- po stronie Franco przede wszystkim Włochy, z pomocą Niemiec, a także Portugalia. Do walki stanęli też tzw Biali Rosjanie, uznając tę wojnę za krucjatę przeciwko komunizmowi.

Po stronie republikańsko anarchstycznej wielkiego wsparcia udzieliła Rosja Sowiecka. Za jej sprawą Komintern, kontrolowany przez NKWD utworzył Brygady Międzynarodowe, wysłano broń, oraz wielu wojskowych, lotników i czołgistów. Do Brygad masowo przystąpili lewicowi robotnicy i intelektualiści z całego świata, francuscy, włoscy, niemieccy, czechosłowaccy, polscy, uznając tę wojnę za krucjatę przeciwko faszyzmowi.
 
Pomoc wojskowa, zwłaszcza ta z ZSRR okazała się słono płatna. Republikańsko- anarchistyczny rząd Hiszpanii wydał na nią 2/3 zasobów swojego złota, które pod nadzorem agenta NKWD Orłowa popłynęło statkiem do Odessy. Strona generała Franco była winna Włochom za kredyty 273 miliony ówczesnych dolarów, co doprowadziło w 1939 roku do całkowitego wyczerpania zasobów armii włoskiej. Zobowiązania frankistów wobec Niemiec spłacano dostawami surowców do 1943 roku.
 
Capa i Dawid Chim ruszyli do Hiszpanii dokumentować konflikt. Capa zrobił tam wiele ze swoich najbardziej znanych zdjęć- skupiał się na dokumentowaniu walk. Nigdy wcześniej nie oglądano fotografii będącej tak blisko akcji, na których zdjęto bezpośrednią relację z frontu. Najsłynniejszym zdjęciem została fotografia zrobiona w momencie strzału uśmiercającego republikańskiego żołnierza, wydrukowana najpierw przez Vu, a później przez amerykański Life. Capa miał 23 lata gdy zrobił to zdjęcie.
Fot. Robert Capa- śmierć loyalisty. Hiszpania 1936
W książce o agencji Magnum Russell Miller pisze, że Chim nie miał awanturniczej natury i w odróżnieniu od Roberta Capy- Friedmana robił przede wszystkim zdjęcia z tyłów, od strony cywilnej, pokazując nieszczęsne ofiary wojny. Jak można przekonać się na stronie agencji Magnum- nie jest to prawda. Chim z Wojny Domowej przywoził zdjęcia zarówno społeczne, pokazujące prozę życia szarego Hiszpana, jak i te z działań frontowych- gdzie armia republikańska, Brygady Międzynarodowe i rosyjscy lotnicy (jak już wiemy- słono płatni) nawalają do frankistowskich żołnierzy.
fot. David Seymour Chim- Armata republikanów.

fot. David Seymour Chim- Bitwa nad rzeką Ebro

fot. David Seymour Chim

Chim spędził w Hiszpanii niemal cały czas wojny- wracając co jakiś czas do Paryża z nowymi rolkami filmów. W Paryżu zrobił zdjecie Pabla Picassa na tle świeżo namalowanej „Guereniki”, upamiętniającej kilka tygodni wcześniejszy niemiecki nalot bombowy na wieś o tej nazwie.

Możemy stąd wnosić, że język hiszpański nie był mu także obcy.
fot. David Seymour Chim- Żołnierz republikański żegna się z synem.


fot. David Seymour Chim- Armia republikańska obsługuje karabin maszynowy.
 
Zdjęcia Chima z wojny obejmują także ważne wydarzenia polityczne po stronie republikańsko- anarchistycznej- wiece, spotkania gabinetowe, defilady armii. Dużo zdjęć ma opisy o dosyć propagandowym wyrazie- na przykład te, na których widać wartowników republikańskich pilnujących zrujnowanego kościoła przed rozszabrowaniem.
fot. David Seymour Chim- "Żołnierze armii republikańskiej pilnują zrujnowanego kościoła przed rabunkiem".
Skądinąd znamy zupełnie inne zdjęcia, o innym wyrazie, na których oglądamy rozszabrowane już przez anarchistów kościoły ze zbeszczeszconymi zwłokami zakonników wyciągniętymi z trumien i madonnami z uciętą głową.
Rosyjscy lotnicy na Wojnie Domowej w Hiszpanii, w tle samolot Polikarpow- fot. David Seymour Chim
 
Obydwie strony wojny mają wiele na sumieniu i obydwie otrzymywały wsparcie od mało chwalebnych totalitarnych reżimów- niemieckiego i sowieckiego, które okazały się w bliskiej przyszłości najbardziej krwawymi i bezwzględnymi machinami wojennymi w histrorii. Chim solidaryzuje się z jedną stroną konfliktu. Z dumą fotografuje rosyjskich lotników na hiszpańskich wygonach pomimo tego, że gdyby chcieć nieco poskrobać, system stalinowski jaki reprezentowali wsławił się już straszliwymi ofiarami celowo sprowokowanego głodu na Ukrainie (zmarło ponad 10 milionów ludzi w latach 1932- 1933!), nie mówiąc już o czystkach narodowościowych które pochłonęły kilka milionów istnień w latach 30-tych. Wszystko to pokrywała ideologiczna propaganda, przedstawiająca sowiecką Rosję jako awangardę światowego postępu, braterstwa i równości. Chim, świadomie lub nie, raczej naiwnie i idealistycznie niż cynicznie żyrował niestety ową propagandę.
Sprawa związków polskich komunistów z Paryża i Hiszpanii ze stalinowskim ZSRR jest znacznie bardziej skomplikowana niż się wydaje. Tuż przed II wojną światową Stalin wymordował we wspomnianych czystkach niemal co do jednego wszystkich polskich komunistów na terenie Związku Radzieckiego. Zostali oskarżeni o „odchylenia prawicowo- nacjonalistyczne”. Zarządzono z ZSRR rozwiązanie polskich partii komunistycznych.
Niemal jedynymi polskimi komunistami jacy ocaleli byli właśnie emigranci we Francji i w Hiszpanii, oraz agenci sowieckiej siatki szpiegowskiej w Polsce (m. in. Piotr Jaroszewicz) i NKWD (m. in. Bolesław Bierut).

Znów historyk Grzegorz Berendt:
O stanie umysłu setek działaczy komunistycznych świadczy fakt, że w przeważającej części podporządkowywali się ocenom i wyrokom ferowanym w Moskwie. Czynili to nawet tak doświadczeni i inteligentni ludzie jak Adolf Warski. Poddali się dyktatowi przywódcy "ojczyzny światowego proletariatu" - Stalina. W okresie wielkiej czystki wymierzonej w elity komunistyczne (lata 1934-1938) większość komunistów w Polsce przyjęła do wiadomości oskarżenia o rzekomo agenturalną działalność setek towarzyszy partyjnych z tzw. bardzo długim stażem. Uznali ich winę, nie protestowali, gdy ich niedawni przywódcy jeden po drugim znikali w otchłani gułagu. Również i w tym było coś niemożliwego do zaakceptowania przez normalnego człowieka, który miał więzi przyjacielskie i rodzinne.

David Chim w Hiszpanii miał zapewne okazje zetknąć się z echem tych czystek. Do Brygad Międzynarodowych został z Rosji pchnięty umyślny agent, który powiadomił o rozwiązaniu KPP i miał za zadanie stworzyć kadry nowej polskiej komunistycznej partii emigracyjnej. Wkrótce jednak zaczęły się następne rozłamy- nadchodził rok 1939, a z nim nowe rozdania na europejskim podwórku- emigracyjni komuniści poparli hasła polskiego Rządu Obrony Narodowej, występującego przeciw hitlerowskiemu zagrożeniu, gdy tymczasem Stalin szykował się już do paktu Ribentropp- Mołotow i sojuszu z Hitlerem.

Bardzo mnie ciekawi stosunek Dawida Szymina- Chima do tych wydarzeń. I to czy wpłynęły na jego decyzję o zostaniu do ostatniego aktu Hiszpańskiej Wojny Domowej- było nim zaokrętowanie się niedobitków armii republikańskiej na SS Sinaia, który wziął kurs na Meksyk. Stamtąd Chim przedostał się wkrótce do USA.

Statek SS Sinaia rozdzielił Dawida Szymina na zawsze z jego zostałą w Warszawie rodziną. Nie zobaczy już ich więcej. Niemieccy naziści wymordują w obozie wszystkich jego bliskich.
 
Zakotwiczył w Nowym Jorku, gdzie wspólnie z emigrantem z Niemiec Leo Cohnem otworzyli ciemnię- studio fotograficzne na 42 ulicy, oferujące usługi dla fotografów. Chim miał już przez Life'a szerokie kontakty, zachodzili tam wywoływać filmy między innymi (już tu opisywany) Phillipe Halsmann i André Kertesz. Chim łapał też kontrakty na zdjęcia dla gazety, fotografował celebrytów (zdjęcia sław są jednym z tematów wystawy na łódzkim Fotofestiwalu).

Można przypuszczać z dużą pewnością, że Chim znał również język angielski.

W 1942 roku Japonia zbombardowała Pearl Harbour i USA przystąpiły do II Wojny Światowej. Fotograf zgłosił się do armii, sądząc, że jego biegła znajomość sześciu języków może się przydać. Z początku wojsko odrzuciło jego podanie- Chim miał, jak wspomniałem bardzo słaby wzrok- jednak już niedługo został zatrudniony przez US Air Forces w dziedzinie na której się znał najlepiej- wywoływania i interpretacji zdjęć, przede wszystkim lotniczych. Komórką fotograficzną, którą utworzono przy amerykańskiej armii kierował znany nam z innych wpisów Edward Steichen, który zatrudnił w niej najwybitniejszych krajowych fotografów- między innymi Ansela Adamsa.

Jedna klika- jednym słowem.
 
Dawid Szymin, pseudonim Chim, dzięki pracy w US Army łatwo uzyskał obywatelstwo amerykańskie. Zmienił przy tym swoje nazwisko na bardziej międzynarodowe. Koniec wojny przywitał już jako David Seymour, w stopniu porucznika.
 
Po wojnie popyt na dobre fororeporterskie zdjęcia ciągle rósł. Przyjaciele z Paryża- Chim, Robert Capa i Henri Cartier- Bresson, oraz William i Rita Vandivert, George Rodger, Maria Eisner postanowili założyć agencję fotograficzną Magnum. Była to jedna z pierwszych spółdzielni fotograficznych, będąca własnością wszystkich jej członków. Pierwotnym celem jej powstania było uniezależnienie się fotografów od czasopism i wydawnictw, bo prawa autorskie do zdjęć do tej pory należały do zamawiającego medium. Dzięki spółdzielni- zdjęcia były sprzedawane, a prawa autorskie zostawały przy fotografach. Wspólny zarobek pozwalał finansować wyjazdy na fotoreportaże- de facto autorzy przestali być wyrobnikami na zlecenia i zaczęli sami szukać interesujących tematów. „Magnum jest wspólnotą myśli, wspólną humanistyczną jakością, ciekawością tego co dzieje się na świecie, połączoną z szacunkiem dla tego co się dzieje i chęcią wizualnego zapisania tych wydarzeń”- określił działalność Magnum Henri Cartier- Bresson.

Chim i Cartier-Bresson
Robert Capa i David Seymour Chim ok 1955- fot. Cartier- Bresson
Agencja zdobyła niesamowitą renomę w latach 50-tych i 60-tych, elitarny wręcz nimb, od lat przedwojnia zebrała fantastyczne i obszerne archiwum.

Tymczasem w światowej polityce- jeszcze w trakcie wojny, za sprawą Roosevelta i Churchila podewzięto decyzję o przekształceniu dawnej Ligi Narodów w ONZ. Przedstawiciele 26 krajów, w tym Polski (rząd na uchodźstwie) podpisali deklarację o powstaniu Organizacji Narodów Zjednoczonych już w trakcie wojny- w 1942 roku. Polski udział w tej organizacji skończył się dokładnie tak samo, jak skończyła się historia Polski po II Wojnie Światowej. . Anglicy i Amerykanie odwrócili sojusze, olali gwarancje dawane Polsce przed i w trakcie wojny, zawarli pakty ze Stalinem i sprzedali nas Rosjanom, w zamian za ich wysiłek wojenny.
Polski rząd emigracyjny, który podpisywał w 1942 roku porozumienia dotyczące założenia ONZ, nie został na pierwsze obrady tegoż ONZ w kwietniu 1945 roku dopuszczony.
Zachodni politycy poczekali do końca 1945-go, gdy w Polsce na rosyjskich bagnetach zainstalowano już komunistyczny rząd Bolesława Bieruta, który podpisał akt założenia Organizacji.

W ONZ udzielał się także inny polski emigrant żydowskiego pochodzenia- Ludwik Rajchman, wybitny przedwojenny lekarz bakteriolog, (w latch 20-tych dyrektor Państwowego Zakładu Higieny, wiele lat pracował także za granicą). Z jego inicjatywy powołano w ramach ONZ specjalny fundusz- United Nations International Children’s Emergency Fund, w skrócie- UNICEF. Organizacja ma się zająć szeroką pomocą dla dzieci- sierot wojennych pozostałych po wielkim konflikcie.

W cztery lata po wojnie UNICEF postanawia dać angaż naszemu Davidowi Seymourowi- Chimowi. Zadanie, z którego jest najbardziej znany i które uczyniło go bardziej sławnym, niż zdjęcia z Hiszpanii. Ma udokumentować los powojennych sierot w domach dziecka. Jest rok 1949. Fotograf rusza w wielką trasę po zniszczonej Europie Środkowej, Włoszech i Grecji.
fot. David Seymour Chim, 1949
Zdjęcia jakie zrobił są przejmujące i poruszające. Symboliczne. Wrażenie jakie zostawiają te fotografie jest takie, że tużpowojenna Europa była zglajszachtowana wojną do jednolitej szarej masy, niczym po użyciu jakiegoś monstrualnego miksera. Wszędzie gdzie był, było mniej więcej tak samo- biednie, głodno i wśród ruin. Być może świat ten różnił się gradacją zniszczeń, a Europa Zachodnia z wyjątkiem bombardowanych Niemiec, miała do odbudowania mniej niż ta wschodnia. Być może niektóre narody straciły w tej hekatombie więcej niż inne. Niemniej w Europie, czy była to Wielka Brytania, Polska czy Austria, olbrzymiej części ludności wiodło się tuż po wojnie raczej słabo.
fot. David Seymour Chim- dzieci bawiące się w ruinach. Austria. 1949
(A na przykład Białorusini? W czasie wojny zgładzono ponad 25% ludzi tej narodowości. Czy ktoś o tym pamięta?To procentowo dwa razy więcej niż Rosjan i trzy razy więcej niż Niemców. Białoruś jako państwo nie istniała, ale naród białoruski przecież istniał).

Sieroty zostałe na wojennych gruzach, ocalałe z rzezi, przechowane u obcych, albo radzące sobie samemu- były problemem w wielkiej skali. UNESCO utworzyło sierocińce i zorganizowało dożywianie dzieci w zniszczonej Europie. Chim przejechał Austrię, gdzie UNICEF w domach dziecka wydawał 1100 obiadów dziennie. Portretował dzieciaki, dokumentował charytatywną pomoc żywnościową.
fot. David Seymour Chim- Austria, 1949
fot. David Seymour Chim- Austria- sierociniec. 1949
 
fot. David Seymour Chim, 1949- Grecja- sierociniec


fot. David Seymour Chim, 1949- Neapol


fot. David Seymour Chim, 1949, Szpital dziecięcy Bellevue koło Wiednia.


fot. David Seymour Chim, 1949, Austria

Zdjęcia dzieci jakie wykonywał były poruszające i niosły prawdę o czasach zawartą w syntetycznym portrecie. Mało do tamtej pory robiono portretów dzieci. Mało było fotoreportaży z dziećmi w roli głównej- rzadko stanowiły one centrum zainteresowania fotografów. Rzadko stanowiły podmiot.

Była w tym także osobista emocja Davida Seymoura- Szymina. On także, choć dorosły, był wojennym sierotą. Myślę że rozumiał dobrze te dzieci, a może i utożsamiał się z nimi. Fotografie dzieciaków z powojnia wkleił później do swojego albumu rodzinnego.

Jako człowiek wielojęzyczny, który w swoim życiu oglądał już wiele, mimo wciąż młodego wieku- łatwo nawiązywał kontakty z dziećmi, łatwo przychodziło mu rozmawiać z nimi. Większość portretów jest fotografowanych z poziomu oczu modeli, co sprawia że odczuwamy pewną bliskość tej relacji. Chim odwiedzał wiele żydowskich sierocińców, gdzie znajomość jidysz dawała mu przepustkę do wniknięcia w ich życie i ich myśli.
Gdziekolwiek przyjeżdżałem- widziałem dzieci pełne marzeń o spokojnym i dostatnim życiu na ruinach świata ich rodziców. Ale żeby móc zwrócić im ten świat, pomóc im go zrozumieć i przepracować traumę jaką doświadczyły- to przedstawiało wyzwanie jakiego nie doświadczyliśmy nigdy wcześniej”
David Seymour „Co widziałem- kurier dla UNESCO” 1949.

W Grecji spotkał chłopca, który nie miał butów. Chim podarował mu własne- wspominał później wielką radość, jaką sprawił tym gestem.
fot. David Seymour Chim, 1949, Grecja


fot. David Seymour Chim, 1949, Grecja

We Włoszech odwiedził biedne południe i Neapol, skupił się na dzieciach próbujących odnaleźć się w powojennym świecie dorosłych, wpisać w jego reguły i przeżyć bez niczyjej pomocy. Robił zdjęcia dzieciakom handlującym i żebrzącym na ulicach.
fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol, dziewczynka sprzedająca czarnorynkowe papierosy.


fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol.

fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol.


fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol, amerykańscy Marines i dziewczynka sprzedająca czarnorynkowe papierosy.


fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol.


fot. David Seymour Chim- 1949. Neapol. Dzieci z wężem.

Po dziesięciu latach od swojego wyjazdu do USA dotarł do Polski, do rodzinnej Warszawy.

Na miejscu dowiedział się z bezpośrednich relacji o śmierci swoich rodziców w Getcie. Warszawa którą znał- miasto i ludzie- zniknęła w niebycie i była morzem ruin.
fot. David Seymour Chim- Dzieci z sierocińca idące do szkoły, Warszawa 1949.
 
Obszedł teren swojej dzielnicy, która w całości legła w gruzach zniszczona przez Niemców- niemal wszystko było zrównane z ziemią, ale mury jego gimnazjum wciąż stały.
fot. David Seymour Chim- Dzieci czekające na autobus na tle ruin getta, Warszawa 1949
Pod Warszawą, prawdopodobnie w żydowskim domu dziecka w Otwocku zrobił swoje najsławniejsze zdjęcie- portret Tereski, umieszczone później na słynnej wystawie „Family of a man” zorganizowanej przez Ewarda Steichena- zdjęcie jako symbol wojennej traumy.

fot. David Seymour Chim- Tereska.
Tereska, dziecko które przeszło przez obóz koncentracyjny i straciło tam rodziców, została poproszona o narysowanie kredą na tablicy- swojego domu.
Chim pisał: „ci którzy przeżyli, dorastali w świecie strachu. Nie tego zdrowego strachu, który powstrzymuje młodego chłopaka przed przepłynięciem rzeki, ale tego strachu, który wywołuje człowiek chcący go zabić.”

Podczas swojej misji Seymour- Chim zrobił 257 rolek filmu na swojej Leice oraz Rolleiflexie. UNICEF wydał z jego zdjęciami album- „Children of Europe”. Zdjęcia te wyjątkowo wpisywały się w humanistyczno- dokumentalny prąd jaki pojawił się w powojennej fotografii- zwrócenie uwagi na losy zwykłego człowieka, postawienie go w randze symbolu. Wkrótce zdjęcia Chima wystawiono na wspomnianej ekspozycji „Family of the Man”, która ten humanistyczny nurt zademonstrowała w świetle reflektorów.

David Chim nie miał według mnie tej lekkości geniuszu jaką miał Henri Cartier- Bresson, który z prawie każdej sytuacji wyciągał arcydzieła formy i kompozycji, a przy okazji obserwacje psychologiczne i socjologiczne. Zdjęcia Chima są bardziej zwykłe, bardziej codzienne. W Hiszpanii był po prostu właściwym człowiekiem we właściwym czasie, dzięki odwadze i umiejętności nawiązywania kontaktów- ale żadne z jego zdjęć z Wojny Domowej nie wywołuje u mnie jakiegoś super dreszczu estetycznego, jakiegoś niekłamanego zachwytu. Ich treść jest interesująca i jest znakiem czasu, ale ich forma jest dość codzienna.

Na zdjęciach dzieci z sierocińców ta codzienność i zwykłość jest czynnikiem działającym pozytywnie- podkreślającym fotografowanych modeli- skupiającym uwagę na nich, co jest motywem przewodnim całego fotoreportażu.
Choć ze względu na temat był to samograj, dzieci fotografowane przez Seymoura zostały znakiem czasu, symbolem chaosu, jakim była Europa po II Wojnie. Symbolem niewinnych ofiar i memento.

Sam Dawid Szymin- Seymour Chim, człowiek którego wojna pozbawiła rodziny i miejsca w którym mieszkał- został ofiarą kolejnego konfliktu. Jako fotoreporter w 1956 roku wyruszył do Egiptu dokumentować Kryzys Sueski. Cztery dni po zawieszeniu broni fotograf został zastrzelony przez egipski karabin maszynowy, gdy dokumentował wymianę jeńców.
 
Zginął stosunkowo młodo i jego nazwisko nie zdążyło się tak utrwalić w relacji do Agencji Magnum, jak nazwiska jego kolegów- Bressona i Capy, pomimo tego że był jednym ze współzałożycieli. Fajnie że nasz łódzki Fotofestiwal robi jego retrospekcję. O ciekawym człowieku i jego życiu. I o ciekawych czasach.

W sobotę 11 czerwca 2016 o 19.00- wernisaż wystawy w łódzkim Muzeum Kinematografii. Plac Zwycięstwa 2.

Fabrykant

P.S. Dzieci, uczcie się języków!
 
Źródła i źródełka:
https://pro.magnumphotos.com/C.aspx?VP3=CMS3&VF=MAGO31_10_VForm&ERID=24KL53Z58C














Książki:

Joanna Olczak- Ronikier „W ogrodzie pamięci”
Piotr Zychowicz „Żydzi”
Timothy Snyder „Skrwawione ziemie, Europa między Hitlerem a Stalinem”
Ian Jeffrey „Jak czytać fotografię”
Russell Miller „Magnum- Fifty Years at the front” :
https://books.google.pl/books?id=W90Rw9B5XHgC&pg=PA22&lpg=PA22&dq=David+Rappaport+agency+Rap&source=bl&ots=xjQsd1VMc9&sig=ykM_SX15ZpNBT5HO1RMuO_9JwEk&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjtpNrw5ZbNAhWChiwKHboWAZ4Q6AEIQTAE#v=onepage&q=David%20Rappaport%20agency%20Rap&f=false





2 komentarze:

  1. Dzień dobry,

    Tereska została odnaleziona i wbrew spekulacjom nigdy nie była w obozie koncentracyjnym. Zapraszam do przeczytania artykułu nt. jej życia i tego jak została zidentyfikowana.
    http://www.rp.pl/Plus-Minus/303309935-Tereska-Rozwiazujemy-zagadke-slynnego-zdjecia.html

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.