Co za głąby! Ci
inżynierowie.
(Inżynierowie zawsze
kłamią- powiedział inżynier Fabrykant)
Człowiek tak robi te
zdjęcia i robi i rzadko się zastanawia. Ma pod palcami multum
kółeczek i przycisków, i przyciska je tak bezrefleksyjnie i
odruchowo. A przecież warto pochylić się nad historią
bezsensownie zmarnowanego pomysłu na ułatwienie życia. Pomysł był
dobry, ale końcowe wykonanie- jak zwykle w komunizmie. I do tego to
w japońskim kapitalizmie było.
Każdy, kto kupił
lustrzankę Canona po roku 1988-tym, znajdzie na swoim aparacie
kółeczko trybów- wiecie, tam gdzie można ustawiać te wszystkie
P, Av, Tv, M, (dla Nikonowców P, A, S, M) program zielony, dla
zielonych i sportowy dla sportowców, oraz krajobrazowy dla Giewontu
i jeszcze makro dla mróweczek. Niektórzy zapewne korzystają z tych
prefiksowanych trybów tematycznych (w dolnej części kółeczka),
ale jak dowiedzą się w końcu jak działa przesłona i czas na
zdjęcie- przestawiają się na górną „zaawansowaną” ćwiartkę
kółeczka i jadą na priorytecie przesłony, albo czasu, albo, jak
ciemno to nawet Manualu. No i tak jadą i jadą i nawet nie
zauważają, że na tym kółeczku jest (i to po stronie
„zaawansowanej”!) jeszcze jeden program:
A-DEP.
Nikt z niego nie korzysta.
Nikt!
Pan korzysta? A może Pani
korzysta? Nie słyszę. Dziękuję za zaufanie- znowu jednogłośnie
(cytat).
A program ten jest na
kółeczku nastaw we wszystkich lustrzankach Canona od 26-ch lat!
O co chodzi? To jakieś
kuriozum. Curiosum nawet.
To coś takiego jak
atawizm u psa, który kręci się, „ugniata sobie trawę” przed
położeniem się na dowolnie twardym legowisku. Pomimo że mieszka w
bloku z wielkiej płyty w centrum miasta.
Skąd to się w ogóle
wzięło? U Canona, bo u psa- to nie wiem.
Z szalonej rywalizacji
lustrzanek autofokus w latach 90-tych. Z zachłyśnięcia się
możliwościami elektroniki (W tym wypadku było to zachłyśnięcie
aż do zadławienia). Po tym jak wszyscy wielcy producenci wypuścili
już swoje systemy autofokus, a publiczność zakrzyknęła- wow!,
nastąpiła eskalacja zbrojeń- kto wsadzi więcej ułatwień dla
fotografującego i więcej automatycznie działających gadżetów.
Pomysłów było wiele- większość udanych mamy wszyscy w swoich
lustrzankach. Nieudane wymarły śmiercią naturalną. Z wyjątkiem
A-DEP.
Z nieudanych pomysłów
można wspomnieć o systemie „zmiękczania” obrazu, w celu
uzyskania modnego od lat 20-tych do 90-tych „portretu za mgiełką”.
Do czasów elektroniki uzyskiwało się ten efekt filtrami
(zamożniejsi fotografowie), lub nakładając pończochę na obiektyw
(ubożsi). Canon stworzył do tego specjalny program na kole trybów,
który naświetlał klatkę filmu dwukrotnie- raz z prawidłowo
ustawioną ostrością, drugi raz- automatycznie rozostrzoną. Efekt
podobny do pończochy, ale jaka automatyka!
Najdalej w gadżetach
poszła Minolta. Był to spacer aż po krawędź mogiły. Minolta nie
była nigdy przodownikiem w obiektywach- nie miała za wiele super
wyjątkowych szkieł, natomiast cała inżynierska para szła w
aparaty.
W pewnym momencie
wprowadzono serię lustrzanek i obiektywów zoom z automatyczną
zmianą ogniskowej. Powiedzmy to jeszcze raz- OGNISKOWEJ, a nie tylko
ostrości. Znaczy się aparat sam dostosowywał zoomowanie do motywu
jaki wykrywał przed obiektywem, sam kadrował portrety i rozszerzał
kąt widzenia dla pejzaży. Nie wiadomo było tylko- po co tu jeszcze
fotograf. Na tyle to deprymowało ludność cywilną, że przestała
kupować Minoltę i ta musiała wprowadzać całkowicie nowe
wzornictwo kolejnych modeli, żeby przekonać klientów „że to już
nie te dziwne automaty”.
Wracając do A-DEP- na
początku był to całkiem niezły pomysł. Powinien się nazywać
raczej A-DOF, bo oznaczało to coś w duchu „Automatic Depth Of
Field”, ale być może nazwa była już zastrzeżona. Był to (ale
już nie jest) program pomagający ustalić głębię ostrości
zdjęcia tak, żeby obejmowała te elementy które fotograf życzy
sobie mieć ostre (Tu, a propos, moje Rebusy m. in. o głębi ostrości ). Wszystko polega na przymykaniu przesłony- bo to
od niej zależy głębia ostrości. Rzadko komu chce się dokonywać
dokładnych obliczeń odległości, ogniskowych i przesłon, na ogół
robi się to na wyczucie, pamiętając że głębia ostrości
rozciąga się tylko w 1/3 przed punktem w który celuje ostrość, a
aż 2/3 za tym punktem. Tymczasem Canon wprowadził w modelu EOS 750
automacik, który liczył to wszystko dokładnie. Odbywało się to
tak:
Nastawiamy program A-DEP.
Celujemy punktem ostrości
w najdalszy obiekt, który ma być ostry na zdjęciu i naciskamy
spust do połowy.
Celujemy punktem ostrości
w najbliższy obiekt, który ma być ostry na zdjęciu i naciskamy
spust do połowy.
Zapala się kropka,
potwierdzająca ustawienie ostrości
Kadrujemy i wykonujemy
zdjęcie naciskając spust do końca.
Może skomplikowane i
żmudne, ale czasami naprawdę PRZYDATNE. Można było wycelować w
ciocię Helę na końcu stołu, a potem w wujka Gienka na pierwszym
planie i wuala- nikt nie miał pretensji że jest rozmazany.
Tak było bodajże do
EOS'a 5 (1992) Wtedy inżynierowie wynaleźli coś nowego i połączyli
to ze starym. Wielopunktowy autofokus. „To może ja to uproszczę”
powiedział jakiś inżynier, jak w reklamie kabaretu Mumio:
Teraz A-DEP działał za
JEDNYM tylko przyciśnięciem spustu- wystarczyło jedynie utrzymać
elementy które miałyby być ostre w polu trzech/ pięciu punktów
autofokusa.
Jakoś dawało się to
znieść, choć wcześniej ciocia Hela mogła znajdować się w lewym
górnym narożniku, a wujek Gienek w prawym dolnym- i A-DEP też
działał. Teraz zmuszano nas do tego by obydwoje znajdowali się w
środku kadru, w polu rzeczonych punktów AF.
A potem Canon wprowadził
7 punktów AF.
A potem Canon wprowadził
9 punktów AF
A potem Canon wprowadził
11 punktów AF, rozrzuconych po całym kadrze.
No i, do cholery,
spróbujcie teraz tak ustawić kadr, żeby ŻADEN punkt autofokusa
NIE celował teraz w komin cukrowni za ciocią Helą, oraz kielonek
bimberku pół metra przed wujkiem Gienkiem, podczas używania
funkcji A-DEP.
NIE DA SIĘ.
To nie działa!!!!!
Canonie! To nie działa!
Marnujesz od 10 lat miejsce na kółeczku nastaw na funkcję, która
źle działa i w związku z tym NIKT jej nie używa. Dlaczego?
Ja rozumiem- japońska
tradycja i szacunek dla przeszłości.
Ja rozumiem- dawny
splendor i szum w artykułach gazetowych, gdy funkcję tę
wprowadzano w 1990 roku.
Wspomnienia to piękna
rzecz.
Ale, ratunku! To nie
działa!
Wyjścia są trzy:
1. Powrót do pierwotnego,
trzykrokowego ustawiania głębi ostrości, przy pomocy tylko
jednego, centralnego czujnika.
2. Schowanie tej funkcji
głęboko w menu- dla tych, którzy wiedzą już wszystko o życiu i
teraz chcą się zmierzyć z A-DEP.
3. Przyznanie się do
porażki, uznanie tego trybu za anachronizm i popełnienie seppuku
nad kieliszkiem sake.
Canonie! Do roboty!
Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl
Dodane po kilku dniach P.S.
Dla sprecyzowania- pierwotny, ustawiany pojedynczym czujnikiem system nazywał się "DEP", a "A-DEP" to jego nieszczęsna uproszczona przeróbka z którą się do dzisiaj męczymy.
Zapomniałeś wspomnieć o trudności jaką jest naciśnięcie spustu do połowy tj. do 50 % A jak naciśnie się do np. 62% to już dupa blada, zdjęcie się zrobiło (nieostre bo bez a-dep). No i podczas tego przechodzenia z cioci Heli na wuja Gienka trzebaby ciągle trzymać spust na 50 % bo jak więcejprocentowy to bimber nie wytrzyma i wuj się upije (jak niżej podpisany). GIENIALNE! Niech żyje damska pończocha! (tak to się nazywa co jest poniżej pasa?)
OdpowiedzUsuńZapomniałem dodać, w potocznym języku niemieckim " Dep(p) " to po prostu przygłupek a nawet cały głupek.
OdpowiedzUsuń"Tak było bodajże do EOS'a 5 (1992) Wtedy inżynierowie wynaleźli coś nowego i połączyli to ze starym. Wielopunktowy autofokus. (...) Teraz A-DEP działał za JEDNYM tylko przyciśnięciem spustu- wystarczyło jedynie utrzymać elementy które miałyby być ostre w polu trzech/ pięciu punktów autofokusa."
OdpowiedzUsuńTo jest, niestety, tylko półprawda, a nawet nieprawda. Niezależnie od wprowadzenia wielopunktowego autofocusa we wszystkich późniejszych analogowych modelach dwu- i jednocyfrowych (50, 30/33, 3) pozostawiono zasadę osobnego wskazywania punktów wyznaczających przedni i tylny skraj głębi ostrości. Wyznaczenie GO za pomocą wielopunktowego AF przy jednorazowym naciśnięciu spustu zastosowany był tylko w prostych modelach amatorskich (500N, 300, 3000).
Nie jestem niestety wielkim znawcą i do tego piszę nieuważnie. Zgoda co do mojego felietonowego uproszczenia- 50, 30/33 i 3 używały starego DEP. Ale na "nieprawdę" nie mogę przystać- piszę przecież przede wszystkim o tym, że późniejsze wielopunktowo- autofokusowe Canony nadal miały uproszczoną funkcję A-Dep, zatem wg Pana słów za "prosty model amatorski" należałoby uznać takie aparaty jak Canon 20D, 30D, 40D i 50D, ten ostatni z autofokusem 9-cio punktowym. Na szczęście Canon opamiętał się nieco od 650D i w serii z 7-kami A-Dep zniknął już z kółka nastaw. Dzięki za sprostowanie.
OdpowiedzUsuń