Właściwie to cały ten blog powinien mieć taki tytuł. Już nawet parę tego typu wpisów było - na przykład Canon 70-200 f/2,8 L contra trzydziestopięciolatek 70-210 f/4 - LINK. Może powinno się stworzyć cykl.
No to cykl (cytat).
Nowe kontra stare
Dostał się był w nasze (w pluralis majestatis) fotodinozowe ręce obiektyw, jakiego byśmy sobie najpewniej nigdy nie kupili. I to zupełnie nie dlatego, że jest niedobry. Wręcz przeciwnie, wedle wszelkich znaków, bardzo dobry. Przeciwko niemu przemawiają dwie następujące przemowy - jest dość drogi i druga przemowa - że nie potrafilibyśmy go właściwie wykorzystać.
Ta druga przemowa świadczy przede wszystkim przeciwko Fotodinozie, a nie przeciwko obiektywowi. Ale co zrobić. Nie jestem makrowcem. Nie fotografuję na ogół żadnych żyjątek mniejszych niż kot sąsiadów, nie robię zbliżeń łebków od szpilki i nie zastanawiam się ile aniołów mieści się na ich powierzchniach. Obiektywy makro oceniam pod kątem ich przydatności do zupełnie innych celów, niż zostały zbudowane.
Porządnego testu tego obiektywu nie będzie. I kto się go spodziewał, ten może przestać już czytać. Będzie test nieporządny.
Będzie test dający (mam nadzieję) niejaką odpowiedź na pytanie - czy nowe i drogie jest rzeczywiście lepsze niż
Czy jednak nie?
Z jednej strony staje obiektyw Canon 100mm f/2,8 Macro, serii L, a "L" jak zapewne wiecie, jest od "Luxury". Z drugiej strony staje coś, co obok żadnej luxury nigdy nie stało - Sigma 90mm Macro. Zwykły koń roboczy, nieco zajeżdżony, choć należy nadmienić, że zajeżdżony przeze mnie. Kupiony w stanie "mint" razem z pudełkiem.
Czym się różni wróbelek?
Od zewnątrz widać, że to zupełnie inne klasy i epoki, pomimo zbliżonych ogniskowych. Canon jest duży, ma porządny uchwyt statywowy, znacznie, znacznie większą soczewkę przednią, wyposażono go w osłonę przeciwsłoneczną i, wedle producenta, w uszczelnienia, pozwalające polować na żuczki w wilgotnych trawach. Sigma nie ma tego wszystkiego, jest mała, skromna i prosta. Ale jeśli ktoś za wyznacznik solidności uznaje metalowy korpus zewnętrzny, ma go i nasza tania Sigma - pochodzi z czasów zamierzchłych, gdzie obiektyw plastikowy było wstyd produkować, a kto aspirował do czegoś lepszego niż amatorski sprzęt - musiał dać trochę metalu w swojej inżynierskiej konstrukcji. No to dał.
Oczywiście jeśli miałbym stawiać na to, co przetrzyma atak nuklearny, albo chociaż atak jelonka rogacza, stawiałbym bez wątpienia na Canona. Jest to sprzęt robiący wrażenie bardzo integralne. Z Sigmą trochę gorzej - przedni człon wysuwa się mocno do przodu, a lakier stanowi największą wpadkę Sigmy we wczesnych latach 90-tych. Dobrze wyglądał tylko jako nowy, a wystarczy troszkę go poużywać, żeby zaczął odpryskiwać i obłazić.
W późnych latach 90-tych Sigma miała inną największą wpadkę, jaką była zmiana software aparatów dokonana przez Canona, co sprawiło, że Sigmy przestały działać z Canonami inaczej, niż tylko na pełnym otworze przesłony. Dzisiaj na szczęście można już zmienić im elektroniczny chip i zaczynają działać na powrót. Co też uczyniłem ze swoim egzemplarzem.
Canon, jako konstrukcja nowa, jest wyposażony we wszystkie najlepsze funkcje, jakie się dało. Ma silnik ultradźwiękowy. A Sigma nie. Ma soczewkę niskodyspersyjną ze szkła UD (i nie jest to skrót od Unii Demokratycznej). A Sigma nie. Do tego jest to jedna z piętnastu jego soczewek. Sigma ma wszystkich ledwo sześć. Ma stabilizację obrazu, pozwalającą przekraczać o cztery aż stopnie czasy utrzymania z ręki. Sigma oczywiście nie - powstała gdy takich cudów nie było jeszcze w planach. Canon ma przesłonę o dziewięciu listkach, która ma dawać idealne rozmycie tła, Sigma ma zaledwie siedem. Ale przede wszystkim Canon oferuje w standardzie maksymalne powiększenie 1:1, podczas gdy Sigma tylko 1:2. To dla wielbicieli zbliżeń bardzo duża różnica.
Uwaga: wszystkie zdjęcia przykładowe - sample są prosto z aparatu (Canon 5D), jedynie zmniejszone, ale niewyostrzane.
Z wymienionych wyżej różnic największą stanowi, jak dla mnie, autofokus. Obiektywy Macro zawsze ostrzyły wolniej od zwykłych szkieł, bo przeznaczono je do precyzyjnego łapania ostrości na bliski dystans. Canon wyłamuje się z tego schematu. Ostrzenie jest bardzo szybkie i bardzo pewnie, a przy tym praktycznie niesłyszalne. Pomiędzy obydwoma obiektywami zieje tu wyraźna przepaść.
Czy zieją jeszcze inne przepaście?
Stabilizacja, która pozwala w Canonie zupełnie nie przejmować się drganiami rąk przy zbliżeniach, nawet u największych deliryków. Niemniej wiąże się to z dość nieprzyjemnym dla mnie efektem lekkiego pływania obrazu w wizjerze. Jestem po prostu nieprzyzwyczajony. Po naciśnięciu spustu do połowy obraz w wizjerze zaczyna zachowywać się jak jacht na przystani przy skansenie we Wdzydzach - LINK. Możliwość zrobienia nieporuszonego zdjęcia bije jednak Sigmę na głowę. Canon jest tu pewny i niewzruszony, podczas gdy w Sigmie musimy cały czas brać poprawkę na słabsze warunki światła, podpierać rękę i pilnować odpowiednio krótkich czasów, a i tak czasem coś się omsknie i poruszy.
No a w praktyce?
Jak wiadomo, w teorii nie ma różnicy między teorią a praktyką, a w praktyce - jest. Wszystko zależy od tego, jakie zdjęcia was interesują.
Lepsze kontra gorsze
Canon jest wyraźnie we wszystkim lepszy. Wyraźnie Robi bardziej kontrastowe zdjęcia, mniej blikuje pod światło. Jest szybszy i pewniejszy. Przede wszystkim pozwala na sporo większe zbliżenie. O proszę bardzo:
(Wszystkie zdjęcia prosto z aparatu, zmniejszone, nie wyostrzane)
Bardziej niż zbliżenia interesują mnie portrety i detale. Teraz będą:
No i jak jest kapralu? Tak jest!
Canon wszędzie lepszy, idealnie kontrastowy i wyrazisty. Dużo żywszy kolorystycznie, wręcz nierealnie żywy.
Ja na przykład bez reszty robię się żywszy
Odrobinę dobrej herby wyreżywszy.
Łona i herba, jak Stalin i Beria
Reżę ją seriami i zapewniam, że to dobra reżyseria.
Odrobinę dobrej herby wyreżywszy.
Łona i herba, jak Stalin i Beria
Reżę ją seriami i zapewniam, że to dobra reżyseria.
(Łona i Weber "Reż tę herbę")
To też moja wina, bo w aparacie mam na stałe ustawioną kolorystykę "landscape", która wygląda korzystnie z moimi stareńkimi obiektywami. Z Canonem zaczyna wyglądać wręcz przesadnie. Ten Canon to sam w sobie ideał, po prostu!
Czy ma jakieś słabsze punkty?
Jeden, ale bardzo mały. Obejrzyjmy jak obiektywy sprawują się pod słońce. Proszę bardzo:
Sigma pod słońce dużo gorsza. Traci kontrast, blikuje licznie i wyraźnie, aczkolwiek i z Canona jakiś bliczek się uzyskuje, a już myślałem, że jest perfekcyjny. Nie wiem jednak, czy zauważyliście, że choć kontrast Sigmy przy wszystkich porównaniach zdjęciowych jest wyraźnie słabszy, to ostrość już, na oko patrząc, wcale nie. Na zdjęciach z jednego i drugiego można liczyć psie kudły.
Z jednego i z drugiego obiektywu można uzyskać ładne, klimatyczne zdjęcia. Z Canona, obiektywnie ładniejsze. Zdjęcia z Sigmy będą porównywalne dopiero po podciągnięciu kontrastu w programie graficznym. Obydwa obiektywy dają ładny, przyjemny dla oka bokeh, czyli to o co idą bójki do krwi na forach fotograficznych onanistów.
Ale czy Canon jest ostrzejszy? Sprawdźmy. No to siup na słynną oś optyczną Fotodinozy:
Sigma, choć wyraźnie ustępuje kontrastem, to jednak ostrością już niewiele. Canon jest obiektywem najrówniejszym jakościowo, jaki testowało się na Fotodinozie. De facto wycinki zdjęć z Canona wyglądają identycznie ostro, nieważne czy na przesłonie f/2,8 czy f/11. Sigma traci kontrast (choć nie ostrość) z każdą przesłoną, do tego na wszystkich przesłonach widać delikatne wady chromatyczne, w postaci rozmytych na kolorowo krawędzi. Niemniej szczegółowość obrazków nie jest gorsza, niż z konkurenta. Żeby uzyskać podobny jak z Canona efekt trzeba by się pomęczyć, jak się już wyżej powiedziało, w podciąganiu kontrastu w jakimś programie do obróbki. Winą moim zdaniem powłoki przeciwodblaskowe - w Canonie idealne, w Sigmie oldskulowe.
Gorsze jest lepsze?
Podsumowanie w stylu Fotodinozy. W pełni półprofesjonalne:
Nie używałem Canona jakoś strasznie długo, ale wystarczająco, żeby stwierdzić, że przy moich bardzo "mało makrowych" działaniach Sigma nieproporcjonalnie niewiele ustępuje perfekcyjnemu Canonowi. Nieproporcjonalnie do ceny, rzecz jasna. Na pewno nie jest dziesięciokrotnie gorsza, tak jak Canon jest dziesięciokrotnie droższy.
Jak dla mnie. Ale ja nie jestem makro.
Pomimo jego idealności nie zakochałem się w Canonie. Jest to obiektyw świetny jakościowo, ale nie odnajduję w nim jakiegoś wyrazistego charakteru, czegoś wyjątkowego dla siebie. Ogniskowa portretowa, ale jasność nie jest powalająca. Rozmiar przy tym potężny, a cena, w przeciwieństwie do jasności nie jest niska. Zapewne wielbiciele makro będą mieli z niego znacznie więcej uciechy niż ja.
Do tego notuję też pewne drobne przewagi Sigmy 90 f/2,8 Macro nad droższym Canonem. Są to oczywiście przewagi w stylu Fotodinozy, a nie takie prawdziwe, jak na innych, prawdziwych portalach fotograficznych.
Pierwszą przewagę już wspomniałem - to rozmiar. Sigma jest kompletnie niezwracającym uwagi szkłem, małym byle czym, po którym zupełnie nie widać, że ma możliwość dość przyzwoicie teleobiektywowo zbliżać fotografowane obiekty. Przednia soczewka w rozmiarze kompakt wygląda wręcz na sprzęt amatorski. Tego o potężnym Canonie powiedzieć nie można, choć różni je zaledwie 10mm ogniskowej.
Druga przewaga jest natury wrażeniowej. Zupełnie subiektywnej.
Otóż Canon jest za dobry. Za dobry jak dla mnie. On jest doskonały właściwie. Prawie nie winietuje, nawet na pełnym otworze. Podczas gdy ja jestem przywiązany do winietowania, jak chłop do ziemi. Jadę po prostu non stop kompozycje centralne na pełnym otworze, spodziewając się wyraźnego oldskulowego winietowania. Nawet wspomniane wyżej Wdzydze, jeden z moich ulubionych własnych fotoreportaży, zrobiłem z celowym założeniem wad obiektywowych. Spodziewałem się, że zdjęcia wyjdą klimatyczne, bo wiedziałem, że obiektyw daje potężną winietę. Żadnego zdjęcia nie ruszyłem w programie graficznym. Jest tam obiektyw sauté i nic więcej. Można powiedzieć, że jest współautorem. Z Canonem nie dałoby się tego zrobić, bo on jest po prostu zbyt bliski ideału, daje czysty i ładny obrazek od pełnego otwarcia, ale o oldskulowym klimacie retro można zapomnieć.
Zatem dla makro idealistów - Canon. Szkło właściwie idealne pod każdym praktycznym względem. Za wyjątkiem obciążania portfela.
Dla wielbicieli oldskulowego obdrapania, winietowania, oraz dla tych, co kasy nie mają, ale mają sporo czasu na poprawianie kontrastu przed komputerem - Sigma. Nie jest zła. Za to tania.
Dużo się nie dowiedzieliście z tego testu. Lepszy jest lepszy, a gorszy jest gorszy.
Ale w sumie fajnie, że ten świat oferuje tak różne opcje. Warto było spróbować.
Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty.
P.S. Porządny test tego szkła jest na Optyczne.pl - LINK
(Optyczne w podsumowaniach napisało: "winietowanie na pełnej klatce mogłoby być mniejsze". Ja wołam: Większe! Większe!)
P.S. Zapraszam do czytania moich chamskich felietonów na SNG Kultura. No dobra. Kłamałem. To są kulturalne felietony.
Oraz do oglądania/ czytania mojej Motodinozy gdzie ukazał się akurat artykuł o światowych bestselerach.
P.S. Jeżeli artykuł się podobał, będę wdzięczny za wszelkie udostępnienia. (Piszę pro publico bono, znaczy się jeno sława i chwała mi zapłatą)
Och, plusquamperfectum z pluralis majestatis! Pluskwa nie siada! Ale to jest dowodus rzeczowus (po polsku: korpus delirius) pozwalający uzasadnić dlaczego Was, z Bożej Łaski Fabrykancie, nie przyjęli byli do Fotoblogii.
OdpowiedzUsuńDobra, wracamus ad remus (to na pewno pluralis, nie wiem czy na pewno majestatis). Do tej Sigmy była zaprojektowana soczewka nasadkowa pozwalająca uzyskać 1:1. Jestem (na 90%) pewien, że stanowiła ona wyposażenie standardowe, a nie opcjonalne.
To wysuwanie się przodu Sigmy zasadniczo jest wadą, bo trudno uszczelnić, AF wolniejszy, potrzebna większa wytrzymałość... Ale wewnętrzne ogniskowanie Canona skutkuje skracaniem ogniskowej wraz ze zmniejszaniem odległości ostrzenia. Zmniejszaniem szczególnie tak silnym jak przy makro. Nie kojarzę żadnych wyników testów, ale podejrzewam, że ze 100 mm tego Canona, przy 1:1 pozostaje nie więcej niż 60. No, może 70. To nie tak ważne przy reprodukcjach, lecz przy robalach (i innych takich) może spowodować, że fotografując musimy zejść poniżej odległości ucieczki.
A, kot sąsiadów bardzo sympatyczny. Zwłaszcza gdy jest go dwóch.
Dzięki za poprawianie humoru. Zapewne swym fachowym okiem trafił Pan w sam środek sedna, ale ja, mając do dyspozycji Canona na dwa dni nie wpadłem na to, żeby te korpusy deliktów (skracanie ogniskowej) sprawdzić. Ale już trudno. Po to mamy Foto-nieobiektywnego, żeby rzetelnie przetestował i prawdę powiedział, a Fotodinozę żeby w pełni półprofesjonalnie pobajdurzyła o wrażeniach.
UsuńMasz Pan chyba słuszność, co do tej soczewki, bo ona występowała też seryjnie w Cosinie 100 Macro. Moja zaginęła zapewne w pomrokach dziejów, u poprzedniego właściciela, ale chyba nie będę dążył do jej przywrócenia. Bo jak się wspomniało - makro to nie jest mój rewir na dzielni.
Polecam do testów skromną Tokinę AT-X 90mm f/2.5. Taka bez AF, nic nie mająca, ładnie rysująca, z ładnym bokehem. W tandemie z 5d classic pracuje rewelacyjnie.
OdpowiedzUsuńA dziękuję, ale są dwie przeszkody: biorę do testów to co akurat uda mi się wyrwać komuś z gardła, oraz przeszkoda druga - strasznie jestem autofokusowy. Niemniej posiadam z dawnych czasów manualną Tokinę 135/2,8, tyż z ładnym rozmyciem. Ale jednak jej nie używam zbyt często, bo się zbyt wygodny zrobiłem. Zapewne jednak do prawdziwego makro autofokus jest zupełnie zbędny. Tu nasuwa się trzecia przeszkoda - słabo się znam na robocie makro. Jak to śpiewał Kuba Sienkiewicz "ale kiedyś się wezmę".
UsuńSoczewka, która jak i ta z tandemu z Cosiną zapewne była achromatem, w niewielkim stopniu psuła jakość poprawiając skalę odwzorowania. Ale będąc elementem optycznym skupiającym również skracała ogniskową całego układu. Pewnie na to jest jakiś wzór. Albo apka.
OdpowiedzUsuńNiestety używam telefonu bezapkowego: https://fotodinoza.blogspot.com/2014/11/dlaczego-nokia-3260i-jest-lepsza-niz.html
UsuńZ ciekawości właśnie przeprowadziłem ćwierćprofesjonalny ekskrement, z którego wynikło, że po dodaniu soczewki obiektyw widzi węziej. Soczewka to uczciwy sowiecki achromat +4 D, a obiektywem był canonowski 50/1.8 STM.
UsuńJak Fabrykant, jestem Canon-ierem i macro ani Macron nie są mymi ulubieńcami. Ale dostałem na gwiazdkę (1 star rating) Canona EOS 200D. Aparat do kitu (typowego - 18-55mm). Ze szkopułem - ten kitowy obiektyw jest ciemny jak diabli, przyzwyczajone (te diabli) że w dawnych złotych czasach (vide SNG Fabrykanta) obiektywy były jasne ok. f1,8. Jasne? To powtórzę me biadolenie. W tych złotych czasach wyprodukowano miliony niezłych objektywów na format 36x24 mm. Każdy objektyw, jak wykrył pan Zeiss i S-ka, opierając się na prawach fizyki i optyki , jest najlepszy w środku a na rogach gorszy i winietujący.Obecnie w erze cyfrowo-digitalnej większość aparatów ma format mniejszy niż ten "full" czy nawet poker (Hasselblad). Czyli tamte stare objektywy, użyte do obecnych nie fullformatowych aparatów dałyby z siebie to co mają najlepsze - sam cymes. Najłatwiej to zbadać u Soniego i oczywiście Canona bo nie gardzą one wszelkimi szkłami, nawet tymi zrobionymi z denka od butelki (vide Fabrykanta- test objektywu , którego nie ma). Co postanowiłem sprawdzić. Kupiłem całą masę chińskich adapterów do Canona M42, Minolta MD itd. I wyciągnąłem z archiwum testowe obrazki."Lange Rede, kurzer Sinn" (długa rada, krótki grzech). Te stare objektywy nie zawsze są lepsze niż kit choć choć pracują środkiem. Do bólu głowy mnie ten środek doprowadził. Najlepszy okazał się stary objektyw Minolta f. 1,7/50mm, ale głównie przy pełnym otworze bo przyblendowany już nie tak. Ale o to mi wszak chodziło - o jasny objektyw w przeciwieństwie do ciemnego (jak diabli) kitu canonierskiego. Zdumiewająco dobry był też inny, stary kit od mego Canona EOS 5000 - EF 35-80 mm (też ciemny jak tabaka w rogu). Ten plastikowy starik miał niezłą ostrość (do ok. 72 linnii/mm) zarównio w środku jak i na rogach. I to najlepszą ostrość przy pełnym ciemnym otworze! Ponadto te stare Canony EF dają szybki i pewny autofocus na EOSie 200D! No i ekspozycję czasów migawki (Av).
OdpowiedzUsuńAle nawiążę do tego co nie bardzo czynię - macro. Użyłem tu starą minoltową Tokinę 80-200 mm Macro. Trochę nierówna ale dobra , szczególnie przysłonięta do 11, za to na Macro - acceptable , z tą zaletą , że przy 200 milimetrach jestem daleko w strefie bezpiecznej ucieczki przy fotografowaniu "bugs". Zaś ten nowoczesny , oryginalny, kitowy objektyw 18-55mm jest lepszy niż jego "Ruf". Z tym Macronem jeszcze nie skończyłem bo zamierzam przeprowadzić testy z odwróconymi objektywami (reverse ring).
A co do graciarsko-luksusowego wywodu Fabrykanta, to (bo u nas jest to rodzinne) testy zdarzyły mu się nieporządne - ten ładny rudy listek macro-fotografował raz przy przysłonie 2,8 (Canon) a raz przy f.5 (Sigma) albo odwrotnie, nie pomnę, bo nie chcę sam rzucać kamieniem.
Tak to już z nami jest, Szanowny Wóju. Co do obiektywów jasnych, to polecam oczywiście Aliexpress i Yongnuo. Jeden jest za darmo - 50/1,8, za bodaj 40 zieleńców, a drugi, mało jeszcze znany, za półdarmo Yongnuo 50/1,4 za 140 bucks. Pierwszy ma nieco omylny autofokus i tak jak wszystkie stare M42- słabe powłoki przeciwodblaskowe, co jest w dzisiejszych czasach cyfrowych matryc, odbijających światło jak lusterko, pewną niedogodnością. O tym drugim mało co wiadomo, ale jest o kilka lat nowszy, może Chińczycy zrobili postępy. Ten drugi mnie wyjątkowo interesuje do testu, bo w Polsce mało jego testów, ale nadal się zastanawiam nad jego zakupem, boż po co cały browar kupować, żeby jedno piwo wypić. 50/1,8 mam canonowskie, i jak Wójowi kasy nie szkoda, to najbardziej polecam Canona 50/1,8 STM, będzie hulał z 200D po polu i pił kakao (Tuwim).
UsuńŚwietne fotki i ciekawe porównanie, taka SIGMA bez problemu starczy do zwykłego użytkowania, robienia zdjęć casualowo nadaje się idealnie. Canon jest lepszy i to widać , no ale to już jest raczej sprzęt profesjonalny.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Na Canona, szczerze mówiąc, żal by mi było kasy. Za 3,5 kafla znalazłoby się trochę bardziej pasujących dla mnie obiektywów. Portretówek, albo szerokich kątów. To mnie bardziej kręci. Niemniej, właściwie jestem już wyposażony do woli, tyle że w sprzęty dwudziestopięcioletnie, które mają swoje wady. Do profesjonałki i sportu one się słabo nadają, ale do spokojnego celowania w zabytki - jak najbardziej.
UsuńObiektyw contra subiektyw ? Oto ( odwieczne ) pytanie . Odwie t rz ne ??Może to problem z ortografią ? A może "cóś" bardziej przyziemnego - to nie cytat , a chora wyobrażnia . A jeśli "odwietrzne" , to bardziej "odnawietrzne" czy "odzawietrzne" ? Decyzja:idę z prądem - czyli subiektyw . Czyżby to prąd ? podpis krzysztof żaczek
OdpowiedzUsuńPłyniemy pod prąd. Chuck Norris też umiał jeździć na nartostradach pod prąd.
Usuńrozumiem, że bardziej luksusowy jest ten mniejszy? miniaturyzacja kosztuje, wiadomo
OdpowiedzUsuńWiadomix. Podarujmy sobie odrobinę luksusu. Albo chociaż kuskusu.
Usuńa jak przez Fabrykanta to chyba w końcu jakiś fax kupię. Pardon, aparat. Taki z epoki faksu. I pierwszy w kolekcji na C.
OdpowiedzUsuń(bo ja dotąd sigmę sd10 zażywam...)
A, no to trzeba wszystkiego w życiu spróbować. Potem coś na N i coś na P. A może i na F. A SD10 to ciekawy wielce sprzęt, z piętnaście lat temu się nad nim po amatorsku zastanawiałem, ale poszedłem w kontynuację już posiadanego systemu (10D). Podobnież Foveon wsadzony do środka jest świetny (kolory, ostrość). Potwierdza Pan Szanowny?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAch, bez potrzeby bym go nie trzymał!
OdpowiedzUsuńJest WOLNY, daje czas na zastanowienie się przed cyknięciem kolejnego ujęcia. Kolory - raczej w niebieski/zielony (coś jak fuji - ale to moja ocena), ostrość matrycy w porównaniu z apartatami z tamtych lat - wychodzi bardzo dobrze (na dpreview porównują SD10 do Canona EOS 10D).
Ten aparat ma w sobie coś z Volvo 740 - jest niezniszczalny, kanciasty, ma wszystko to, co jest potrzebne. I jak Volvo żłopie paliwo robiąc wir w baku tak ten smok wysysa energię z baterii niczym czarna dziura.
A dla mnie ważne jest, że na zdjęciach portretowych widać pojedyncze włosy na głowie, nie "włosy w kolorze".
Wadą jest to, że trzeba mieć windowsa do wywołania ich RAWów, co doprowadza mnie do szału. Tylko oprogramowanie SIGMY jest w stanie wyciągnąć z 10MP, wszystkie inne - z zadyszką 3MP. Wspominałem coś o prądożerności?
Do kompletu już prawie na stałe obiektyw Sigma DC 18-50 1:2,8EX.
Po co zmieniać, jak działa? (Kupiłem coś mniejszego, ale to była m.in. kwestia wagi - na wyjazdach każdy gram i prądożerność mają znaczenie).
Ale ja się tam nie znam ;)
pps. [usunięcie związane z poprawką błędów]
Zrobiłem testy starych obiektywów użytych z adapterami do Canona EOS200D.Kombinacje z reverse adapter oraz z pierścieniami pośrednimi - do kupy 3 pierścienie - 12,18,24mm. Canon nie bardzo był posłuszny przy trybie Av ale w trybie "P" działało wszystko bezbłędnie i aparat dobierał czasy migawki aby dać poprawną ekspozycję.Rekordowo dobry okazał się stary (od Minolty SR)obiektyw 80-200mm f 4,5(na całym zakresie transfokacji!). Przy 200 mm i macro nominalnie 1:4 dostałem makro 1:1 i ostrość od rogu do rogu i to również przy średnich blendach a nie tylko przy f.22. Kontrast niezły ale trochę lepszy przy ogniskowej 80. Standartowy obiektyw Minolta 50mm f.1,8 zamocowana odwrotnie też daje bardzo dobry obraz "quasi-makro" ok. 1:10. Niektóre testowe zdjęcia można zobaczyć na Fotodinozie Fejsbuk.
OdpowiedzUsuń