Sigma 24/2,8 Macro + Canon 5D @ f/10, filtr pomarańczowy, -0,67EV |
Stacja Łódź Arturówek.
Wysiadając na stacji Arturówek z
początku człowiek może nie wiedzieć gdzie się znajduje.
Ale może się dowiedzieć.
Każde miejsce na ziemi składa się z
warstw, jak w Photoshopie. Staje sobie człowiek w jakimś pustkowiu
i nagle okazuje się że stoi akurat w pradolinie Warszawsko-
Berlińskiej, albo w zlewni wód Bałtyku, albo na terenach dawnego
zaboru rosyjskiego, albo na obszarze wpływów lądolodu, albo w
dawnej Generalnej Guberni . Albo w czymkolwiek innym.
Wysiadając w Arturówku także nie
mamy świadomości, że wysiedliśmy w samym środku królestwa.
Najpierw królestwa Zawiszów, a potem królestwa fabrykanta Heinzla.
Niewiele na to wskazuje. Przed nami las, a za plecami ktoś myje
zabytkowego Mercedesa na samoobsługowej myjni samochodowej. Co? Że
jak wysiedliście to nie myje? No już trudno.
Czy coś tu w ogóle jest?
Owszem, ale przyda się rower, lub czas
na długi spacer, żeby dotrzeć choćby do miejsca od którego nazwę
wzięła stacja. Za to będzie całkiem przyjemnie, leśno, parkowo i
wypoczynkowo (z małymi wyjątkami na historię II Wojny Światowej).
Raduje się serce
Raduje się duszaGdy nasza drużyna
Na wypoczyn rusza (cytat).
To najbardziej relaksacyjna stacja w
obrębie ŁKA- płuca miasta, prawdopodobnie największy miejski
obszar leśny w Europie- 1205 hektarów- Las Łagiewnicki.
Na niektórych zwiedzanych stacjach w
naszym Projekcie Okrążenia trzeba mocno wysilić wyobraźnię, żeby
móc zwizualizować sobie jak tam kiedyś było. W Lesie
Łagiewnickim, który zaczyna się właśnie przed stacją nic nie
trzeba sobie wizualizować- tu jest w kilku miejscach mniej więcej
tak, jak było i 1000 lat temu- to pozostałość puszczy jaka
porastała tereny łódzkie, zanim sprowadzili się tu rzemieślnicy
i tkacze.
Nawet rzeczki i mokradła są pewnie
całkiem podobne i przypominają czasy, gdy warto było tu
zamieszkać, z powodu licznych rzek i obfitego dostępu do wody.
Rzeczka Sokołówka, przed Parkiem Julianowskim. Sigma 90/2,8 Macro @ f/2,8 -0,67EV |
Tylko dziki nie są już tak dzikie-
oswoiły się i latają po okolicznych śmietnikach, wybierając co
bardziej wypasione śmieci. Bo wokół raczej bardziej wypasione
dzielnice willowe.
Najpierw puszcza. Potem osadnicy, pola
uprawne i łąki. Potem folwarki. Wszystko jak w piosence:
Then
came the churches, then came the schoolsThen came the lawyers, then came the rules
Then came the trains and the trucks with their loads
And the dirty old track was the telegraph road.
Właścicielem
terenów w których centrum wysiedliśmy, byli w XVIII wieku
Zawiszowie. Trzeba powiedzieć, że nie byle jaki majątek to był.
Tak z grubsza obejmował prawą górną ćwiartkę późniejszego
miasta Łodzi. Zawiszom, a zwłaszcza Augustowi Zawiszy zawdzięczamy
miejsca i ich nazwy- wieś Łagiewniki Nowe, folwarki Marysin
(nazwany na cześć mamy- Marii Zawiszy z Karnkowskich), oraz
Arturówek.
Nazwa
tego ostatniego miejsca zatarła się już w historii, a jest hołdem
dla brata- Artura Zawiszy, powstańca listopadowego, walczącego do
ostatnich chwil z rosyjskim zaborcą, uczestnikiem kilku bitew,
konspiratorem organizującym opór, który niestety został schwytany
przez Rosjan i stracony w publicznej egzekucji w Warszawie.
Dwudziestoczteroletni Artur Zawisza po odczytaniu wyroku zakrzyknął
do zgromadzonego tłumu: „Gdybym mógł sto lat żyć, wszystkie
ofiarowałbym mojej Ojczyźnie!”. Słowa te stały się na
kilkanaście lat symbolem oporu i bohaterskiej postawy patriotycznej.
Brat
straconego- August, na cześć powstańca nazwał swój folwark
Arturowem.
Po
powstaniu styczniowym, w którym August Zawisza wziął udział,
władze carskie nałożyły na majątek potężne kontrybucje,
zmuszając rodzinę Zawiszów do zaciągnięcia kredytów i
wyciśnięcia ze swoich lasów większego dochodu. Niestety nic z
tego nie wyszło i Towarzystwo Kredytowe Ziemskie wystawiło majątek
łagiewnicki na licytację.
W
1885 roku nabył Łagiewniki, a niedługo później Marysin oraz
Arturówek, łódzki potentat bawełniany- Juliusz Heinzel (o którym
wzmianki napisało się/ pisze się przy okazji Stacji Łódź Stoki
i Łódź Dąbrowa).
Juliusz
Heinzel, urodzony w Łodzi w niemieckiej rodzinie, późniejszy baron
von Hohenfels, a początkowo zwyczajny majster fabryczny był
człowiekiem bardzo ambitnym, sądząc po jego czynach i zachowanych
wspomnieniach. Praktykował po szkole średniej w tkalniach Karola
Scheiblera, jednego z twórców włókienniczej potęgi Łodzi.
Potem
otworzył w 1864 roku własną przędzalnię wełny na Piotrkowskiej
104. Stoi do dziś, ale nie wygląda na fabrykę. Jeśli nie
jesteście łodzianami, to jak wyguglacie sobie ten adres – możecie
się zdziwić- to dzisiejszy Urząd Miasta Łodzi. Z frontu to pałac-
kamienica- niegdyś rezydencja fabrykanta. Ale kiedyś w budynkach na
tyle pracowały liczne maszyny Heinzla.
Z
wełną związał swoje główne interesy, wkrótce został określony
„królem wełny”, bo jego fabryka była największą w Królestwie
Polskim. Niemniej dywersyfikował swój biznes i wkrótce założył
z Juliuszem Kunitzerem olbrzymie zakłady Widzewskiej Manufaktury (o
której było/ będzie we wpisie o Stokach i Dąbrowie), de facto
nową dzielnicę miasta. W spółce Kunitzer zajmował się
produkcją, a Heinzel handlem wyrobami.
Jako
potentat przemysłowy wykupił olbrzymie tereny podłódzkie od
Zawiszów. Na tym kilkusethektarowym terenie zbudował swój Luwr, a
może i Schönbrunn,
który wydawał się być ewidentnie jego oczkiem w głowie. Jemu
zawdzięczamy jedne z najładniejszych obszarów zielonych w Łodzi.
Przede wszystkim Park Julianowski, w którym na zielonej połaci nad
stawami stanął wielki biały pałac. Dziś już nieistniejący. Ale
to było coś!
Kilka
kilometrów dalej, w Łagiewnikach, których nie obejmie ten wpis, bo
musielibyśmy pisać go do emerytury, Juliusz Heinzel wystawił swój
Wersal nad kolejnymi jeziorkami. Równie okazały i ze stadniną koni
(i gorzelnią)- ten istnieje i można go oglądać zza płotu. Od
wielu lat jego dzisiejszy właściciel- Miasto Łódź usiłuje
sprzedać ten obiekt za marne miliony peelenów, ale nabywca się nie
znajduje. Za to w stadninie koni może sobie dzisiaj pojeździć
każdy kto chce- nie tylko potentat przemysłowy.
Heinzel
musiał być gościem przywiązanym co nieco do blichtru i
wystawności. W 1891 roku nabył w Hohenfels w księstwie Sachsen-
Coburg- Gotha zamek i posiadłość, z którą był związany tytuł
barona. Został jedynym w mieście fabrykantem ze szlacheckim
papierem. Władze carskie oskarżyły go o bezprawne używanie
tytułu, ale przegrały rozprawę przed sądem.
Majątek
fabrykanta był potężny- pięć tysięcy hektarów lasów, kilka
folwarków. Od dzisiejszego Julianowa aż do Dobieszkowa- w linii
prostej to 15 kilometrów! Przekształcił on okolice rzeki
Sokołówki, w jakiej właśnie wylądowaliśmy, w prawdziwy pałacowy
park, ze stawami, sztucznymi wyspami, przestrzeniami trawników i
charakterystycznymi alejami o podwójnych rzędach. Heinzel
zainwestował w swoją siedzibę wprost niewiarygodną kasę.
Prawdopodobnie najwięcej z łódzkich fabrykantów. Do parku zostały
sprowadzone drzewa w ilości kilkuset sztuk i kilkudziesięciu
gatunków, z firmy ogrodniczej Späth
z Berlina. Zatem szło na bogato i po całości. Pałac projektował
Otto Gehlig, szacowny łódzki architekt.
Park
ten jednak, pomimo licznych zmian zachował ów przyjemny, bardzo
różnorodny charakter. Południowa część jest bardziej
odsłonięta, północna, do której niedługo dotrzemy- bardziej
leśna, z pięknymi okazami starodrzewia.
Zanim
dojdziemy do Parku Julianowskiego od stacji Arturówek, możemy sobie
nieświadomie minąć dwie wille- nie wille, niby podobne do
otoczenia, ale jakieś trochę inne. Stoją pod wysokim masztem
GSM-u, dzięki któremu działa nasza, testowana niegdyś Nokia
3260i- LINK .
Jedna willa- nie willa jest do sprzedania- ogłasza to plakat Urzędu
Miasta na ogrodzeniu. Sprzedaje się i sprzedaje dobrych już parę
lat.
Wille
są reliktem. To miejsce zagłuszarek radiowych z lat 50-tych. Kiedyś
się nie wzmacniało sygnału. Tylko zupełnie odwrotnie.
Tu
Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, Bum bum bum tu mówi Londyn.
London WC Dwa (cytat)
Trzeba
było chronić społeczeństwo przed zgubnym wpływem zachodniej
propagandy. Wszystko na nic. I tak się słuchało z uchem przy
głośniku.
Szzzzzzzzzzccchhhhhhhhhsszzzzzzzzzszzzzzssszzzzzzzzzzz.
Kevin
wychodząc położył pyłek w rogu szuflady.
Gdyby ktokolwiek robił rewizję w jego mieszkaniu- pyłku w rogu- nie będzie.
(Cytowane bezpośrednio z otchłani pamięci. I który to rok, koteczku?)
Co
by tu nie mówić- za komuny byłem jednak młodszy.
Przepraszam, nie powstrzymam się przed
zauważaniem w tym wpisie znacznie bardziej banalnych detali niż we
wszystkich innych częściach przewodnika. Osobisty stosunek autora
do opisywanych atrakcji przeważył nad pełnym półprofesjonalizmem
dokumentalisty, którym i tak nigdy nie byłem.
Wchodzimy zatem w Julianowski, który wygląda z każdym rokiem lepiej. Co cieszy. Chociaż urok miał od zawsze, od czasu gdy zagospodarował go fabrykant Heinzel.
Od strony Stacji Arturówek wchodzimy w
gąszcz młodszego lasu w którym niedawno zbudowano całkiem fajną
altanę na polanie, ale ciekawy relikt wskażą nam zarośnięte
schody które sprowadzą nas z tejże polany na przedziwną alejkę-
rodzaj ronda w środku lasu. Nie jest spektakularne w najmniejszym
stopniu, ale ma ciekawe pochodzenie- to betonowy tor do puszczania
modeli samolotów na uwięzi z lat 50-tych. Jeszcze mój szanowny
Tata widział za młodu jak latały tu samolociki, a pilot stał w
środku okręgu i sterował nim na lince. Oczywiście nie było tu
wtedy ani jednego drzewa.
Sigma 90/2,8 Macro @ f/2,8, filtr czerwony, -1EV |
Teraz można przemieścić się w
stronę jednego z licznych folwarków Heinzla, którego resztki
ostały się w najstarszym fragmencie parku. XIX wieczny folwark jest
dzisiaj placem zabaw w uroczym otoczeniu wiekowych sosen. Zachował
się budynek mieszkalny, stojący pod adresem od czapy.
Jest tutaj podobno Zgierska 139a. To
najlepszy adres w Łodzi. Nie wierzycie? Ulica Zgierska przebiega
prawie kilometr dalej i posesja numer 139a nie ma od niej
najmniejszego dostępu- jest oddzielona cmentarzem, parkiem i
licznymi ogrodzonymi działkami.
Adres ten jest dziś niestety
niezamieszkany. Czego tu nie było! Kiedyś podobno wypożyczalnia
rowerów nawet. Ja sam pamiętam krótko działającą salę z
automatami, po której został adekwatny do lat 80-tych, nobilitujący
napis na szczycie elewacji.
A moi Rodzice pamiętali potańcówki jakie organizowano w zadaszonej, istniejącej do dziś tancbudzie. Zaszyty w gęstym lesie budynek nigdy nie miał zbyt wiele szczęścia do biznesu- latem jest tu spory ruch w niezwykle przyjemnym ogródku jordanowskim w sosnowym lasku, oraz w siłowni na wolnym powietrzu, jaka powstała dzięki budżetowi obywatelskiemu. Późną jesienią i zimą jednak ruch zamiera. Właściciele psów na spacerach nie stanowią wystarczającego targetu, żeby utrzymała się tu jakakolwiek kawiarenka.
A moi Rodzice pamiętali potańcówki jakie organizowano w zadaszonej, istniejącej do dziś tancbudzie. Zaszyty w gęstym lesie budynek nigdy nie miał zbyt wiele szczęścia do biznesu- latem jest tu spory ruch w niezwykle przyjemnym ogródku jordanowskim w sosnowym lasku, oraz w siłowni na wolnym powietrzu, jaka powstała dzięki budżetowi obywatelskiemu. Późną jesienią i zimą jednak ruch zamiera. Właściciele psów na spacerach nie stanowią wystarczającego targetu, żeby utrzymała się tu jakakolwiek kawiarenka.
Smutek i nostalgia.
I sosny.
Znajdziemy tu za to
stupięćdziesięcioletnią studnię, do niedawna czynną.
Sigma 90/2,8 Macro @ f/2,8, filtr zielony |
Sigma 90/2,8 Macro @ f/2,8, filtr czerwony, -1 EV |
Sigma 90/2,8 Macro @ f/2,8, filtr żółty, -0,67 EV |
Własne źródło wody, adres nie do znalezienia, piękny las dookoła- czego chcieć więcej- żadne zabory, ani wojna ewentualnym mieszkańcom Zgierskiej 139a niestraszne. I to w środku miasta. Co najwyżej psie kupki.
Gdzie pan mieszka? A w parku miejskim.
Sigma 24/2,8 Macro @ f/4, filtr żółty, +0,67EV |
Sigma 24/2,8 Macro @ f/4,5, filtr żółty, -1EV |
Nie jest to jedyny folwark, jaki można
obejrzeć w okolicy. O kolejnym jeszcze będzie w następnej części.
Tymczasem z ogródka jordanowskiego w
lesie zjeżdżamy wraz ze spadkiem terenu w stronę stawów i
angielskiego parku pejzażowego, jaki został po milionerze Heinzlu.
Może poprowadzić nas tam artefakt w postaci brukowanej alejki. Mam
do niej sentyment- zrobiłem tam swoje najładniejsze zdjęcie
ślubne. I to aparatem analogowym. W czasach już cyfrowych. Oldskul
jak się patrzy. A jak się nie patrzy- też oldskul.
Jedyne zdjęcie w Projekcie Okrążenia nie zrobione obiektywem Sigma 24 lub 90, tylko z 10 lat temu obiektywem Tamron 20-40/2,8. |
Park Julianowski jest bardzo ładny.
Nie jestem obiektywny. Ale on jest bardzo ładny. Po wojnie został
nieco przebudowany, zmieniono kształt stawów, no i zniknął
bezpowrotnie pałac. Był wypasiony, stał na wielkim trawniku nad
stawami ze schodami schodzącymi kaskadowo w stronę wody. Na osi
pałacu na stawie była wysepka z altaną.
Polana na której stał pałac Heinzlów. |
Sigma 90/2,8 Macro @ f/4,5, -1EV |
Wypływasz łódeczką,
zanurzasz się w trzcinie,
co brzegi znienacka porasta...
dwa metry po tobą w
bagiennej gęstwinie,
sadyzmy! bandytyzm!
bestialstwa!
Tam szczupak żarłoczny
poluje na lina
i okoń się czai na
żabę.
Węgorz na płotkę
parol zagina,
sandacz się wpija w
doradę.Tam rak, wodny
żulik, dopadłszy robaka
zamęcza go w
sposób haniebny,
leszcz goni pędraka,
sum gnębi ślimaka,
liczą się tylko zęby!
A w górze słoneczko i miły
zefireki zielsko rozrasta się sielsko.
Na zielsku nenufar, a nad nim
motylek
z tą swoją słodyczą anielską.
(cytat)zanurzasz się w trzcinie,
co brzegi znienacka porasta...
dwa metry po tobą w
bagiennej gęstwinie,
sadyzmy! bandytyzm!
bestialstwa!
Tam szczupak żarłoczny
poluje na lina
i okoń się czai na
żabę.
Węgorz na płotkę
parol zagina,
sandacz się wpija w
doradę.Tam rak, wodny
żulik, dopadłszy robaka
zamęcza go w
sposób haniebny,
leszcz goni pędraka,
sum gnębi ślimaka,
liczą się tylko zęby!
A w górze słoneczko i miły
zefireki zielsko rozrasta się sielsko.
Na zielsku nenufar, a nad nim
motylek
z tą swoją słodyczą anielską.
W Julianowskim rosną wspaniałe okazy
przyrody- prosto z Berlina, rocznik 1890, a może i wcześniejszy- z
prałódzkiej prapuszczy. Pod jednym z dębów na przykład gromadzili się do boju uczestnicy powstania styczniowego.
Pałac Heinzlów miał bardzo burzliwą
historię. Jak wiemy w majątek rodzina wpakowała największą w
Łodzi kasę. Podobno na park i pałac poszło 600 tysięcy rubli.
Utrzymanie tego wszystkiego musiało nieźle kosztować, choć lasy i
folwarki przynosiły także dochody, a przede wszystkim przynosiły
dochody liczne fabryki barona Juliusza Heinzla.
Znane są opowieści o tym, jak to
baron z lubością przechadzał się z dubeltówką po swoich lasach
i strzelał do każdego nieszczęsnego przechodnia, jaki niebacznie
do nich wszedł, obsobaczając nieprzystojnymi słowy. Ale może to
tylko legenda miejska. A może i wiejska. Wystarczyła jedna taka
historia, a stała się podaniem ludowym.
Od mojego Dziadka, który nie był
łodzianinem, tylko drogistą (nie drogi budował, tylko miał
drogerię) z Ozorkowa, a w Łodzi bywał od czasu do czasu, mam
przekaz, że baron Heinzel w którąś niedzielę miesiąca otwierał
swój park dla ludu i każdy mógł tam oglądać wszystkie
wspaniałości angielskiego pejzażu.
Nie mam gdzie zweryfikować tej
opowieści, ale np. w Bawarii, u słynnego Wója Lecha, takie
tradycje jednoczenia się z ludem posiadaczy ziemskich widziałem na
własne oczy, więc być może nuworysz baron Heinzel na tychże
tradycjach się wzorował i snobował. (Juliusz Heinzel był między
innymi prezesem Łódzkiego Chrześcijańskiego Towarzystwa
Dobroczynności, które opiekowało się najbiedniejszymi- m.in.
budowało przytułki dla sierot i kalek, oraz organizowało
noclegownie i wyżywienie dla bezdomnych)
Po śmierci założyciela Julianowa w
1895 roku (został pochowany w pięknej kaplicy- grobowcu na Starym
Cmentarzu) jego majątek został policzony w celach spadkowych. Kwota
wyszła następująca: 5.858.676 rubli i 61 kopiejek. W 1855 roku
przyszły fabrykant dysponował majątkiem... 105 rubli. Nieźle mu
poszło, prawdaż?
Pałeczkę biznesową przejął syn-
Juliusz Teodor- rzutki przedsiębiorca, dbający o dalszy rozwój
fabryk ojca.
Wszystko szło pięknie aż do
Pierwszej Wojny Światowej. Po pierwsze wojna dokonała wielkiego
uszczerbku na majątku wszystkich fabrykantów- niemieckie władze,
które wygoniły z Łodzi Rosjan prowadziły politykę rabunku-
maszyny fabryczne i w ogóle jakikolwiek majątek i towar był
wywożony do Niemiec. Rosyjski rynek zbytu skończył się jak ucięty
nożem, produkcja stanęła, a ludzie poszli na bruk. Po drugie- atak
artylerii uszkodził poważnie pałac w Julianowie, co już kiedyś
zamieszczaliśmy, przy okazji zdjęć Michała Daszewskiego- LINK.
Dawny kraj macierzysty- Rosja, kupująca
do niedawna wszystko co w Łodzi produkowano, nie tylko stała się
obcym państwem, to jeszcze za chwilę- Związkiem Radzieckim,
zagrażającym wolnej Polsce.
Od zagrożenia ze strony ZSRR chronił
nas syn Juliusza Teodora- Juliusz Roman Heinzel, który wstąpił na
ochotnika do Polskiego Wojska w 1918 roku, ukończył szkoły
Podchorążych Piechoty i Podoficerów Jazdy, został dowódcą
szwadronu w 16 Pułku Ułanów i tak dzielnie prał bolszewików, że
dosłużył Virtuti Militari za wojnę w 1920 roku.
Sam ojciec, Juliusz Teodor również
bardzo udzielał się w powojennym dziele odbudowy ojczyzny,
organizując liczne aukcje dobroczynne, przewodniczył w komitecie
budowy szpitala przy ul Pańskiej (dziś WAM), oraz organizując w
Julianowie kwestę na rzecz dzieci. W pałacu bywali także licznie
przedwojenni celebryci i notable, m.in. Eugeniusz Bodo (z pochodzenia
łodzianin) i kapitan Franciszek Żwirko.
I tak to się toczy ta historia narodowa. Z Niemców- Polacy. Nie oni jedyni.
Interesy przemysłowe nie szły jednak
tak dobrze jak pod zaborami. Fabryki były olbrzymie, a rynek zbytu
zmalał kilkukrotnie. Heinzlowie byli zmuszeni reorganizować i
wyprzedawać swoje ziemskie dobra- teren pod Cmentarz Żydowski,
który odwiedziliśmy na stacji Łódź Marysin- LINK
został odkupiony właśnie od Heinzlów. W tym czasie powstały
również pomysły na podział Lasu Łagiewnickiego pod działki
budowlane i przy okazji na sprzedaż pozyskanego drewna. Za sprawą
tego powstało osiedle Arturówek.
Mimo tego fortuna Heinzlów stopniała
szybko i zmuszeni byli oni finalnie sprzedać swój majątek w
Julianowie i Arturówku miastu Łódź, co stało się w 1937 roku.
Park pałacowy stał się wtedy parkiem miejskim, a w pałacu
umieszczono zbiory Muzeum Archeologicznego, z zamiarem zorganizowania
w nim wkrótce dużego muzeum regionalnego.
Niestety. Nie udało się.
Then there was a hard time
Then ther was a war.
Co chwila jakieś wojny, cholerka.
Po ataku Niemiec na Polskę w 1939 roku
i sporym, jak na dysproporcje sił polskim oporze
wojska polskie wycofywały się od
strony Poznania i linii Warty. Sztab „Armii Łódź”, którego
dowódcą był generał Juliusz Rómmel, ulokował się właśnie w
pałacu julianowskim. Stąd dowodzono rozpaczliwą obroną przed
Wehrmachtem, który niestety w stronę Łodzi skierował swoje główne
uderzenie. 6 września pałac został zbombardowany, jako jeden z
nielicznych budynków w mieście. Niektórzy mówią, że przyczyniła
się do tego piąta kolumna mieszkających tutaj Niemców. Może i
tak.
Jak to się mówiło- w Łodzi przed wojną mieszkała połowa Polaków, połowa Niemców i połowa Żydów.
Budynek i sąsiedztwo zostały trafiony
kilkoma bombami lotniczymi, które zostawiły potężne leje w ziemi.
Pożar strawił dach i wnętrza.
Mówi się, że ruinę pałacu
rozebrano podczas niemieckiej okupacji, ale według większości
ustaleń prawdopodobnie usunięto gruzy już po wojnie.
Muszla koncertowa z lat 50-tych |
Kaczki z lat 2010-tych |
Została po pałacu olbrzymia łąka. I
aleje parkowe. I głaz z napisem, przypominający o żołnierzach
Sztabu Armii Łódź.
Piszą
w Wikipedii, że Heinzlowie zostawili po sobie tylko trzy wspomniane
pałace- Piotrkowską 104, Julianów i Łagiewniki, ale zostawił też
czwarty, o którym piszą na Fotodinozie.
Z łąki na
której stał główny pałac w różne strony prowadzą wielkie
podwójne aleje. Niektóre z nich nieco wirtualne, bo układ ścieżek
się zmienił i dziś nie idzie pomiędzy drzewami żadna dróżka
Dawne aleje biegnące od pałacu. |
Na osi alei
idącej na zachód stoi ostatni, najostatniejszy relikt rodziny
Heinzlów w Parku Julianowskim. Ten relikt nie wygląda zanadto od
strony od której się go najczęściej ogląda- czyli od strony ulic
i osiedla willowego. Powiem szczerze- oglądam go od parudziesięciu
lat, ale dopiero teraz, na potrzeby tego opisu, przedarłem
się przez krzaki i przyjrzałem mu się dokładniej. Jest bardzo
ładny. To pałacyk gościnny Heinzlów, zwany „myśliwskim”
Sigma 24/2,8 Macro @ f/3,2, filtr zielony, -1 EV |
Był jeszcze ładniejszy.
Za czasów dzieciństwa miał na
graniastej wieży wysoki blaszany hełm. Ale hełm zniknął w
otchłani dziejów i pewnie nie wróci zbyt szybko.
Po zubożeniu Heinzlów, a właściwie ich bankructwie, jak wiemy przeszedł na krótko w 1937-mym w ręce miasta Łodzi.
Then there was a hard time
Then ther was a war.
Po wojnie był to, przynajmniej od
czasów gierkowskich, nieformalny budynek ubecji. Bardzo dogodna
strażnica- bo po drugiej stronie skweru- ronda na skrzyżowaniu
Biegańskiego, Przyrodniczej i Alei Róż wybudowano hotel partyjny,
w którym wysocy towarzysze zatrzymywali się podczas pobytu w Łodzi.
Mieszkała tu cała wierchuszka, wszystkie Gierki i Kanie, oraz
Jaruzel, wożący się słynnymi Peugeotami 604. Czarne Wołgi
pojawiały się tu kluczami, wzmacniając miejskie legendy. Pamiętam.
Legenda miejska głosi, że pod
skwerkiem pomiędzy hotelem partyjnym, a pałacykiem myśliwskim są
zakopane wielkie awaryjne zbiorniki z paliwem dla Komitetu
Wojewódzkiego PZPR, na czas ruchawek i wojny.
Ale może to tylko kanalizacja była.
Za demokratycznej Polski hotel partyjny
przejął IPN.
(W IPN-ie są czasem ciekawe wystawy-
sprawdźcie- LINK).
Pałacyk myśliwski Heinzla, dopiero
teraz do tego doszedłem, ogląda się od czasu powojnia od strony
tyłów. Dopiero wytężywszy wzrok i znalazłszy dziesięć
szczegółów majaczących zza drzew możemy ocenić, że bogaty
front budynku znajduje się od strony parku. I do tego, że ma ładne
proporcje i symetrię. Projektował go prawdopodobnie także Otto
Gehlig. Jest w tym budyneczku coś germańskiego...
Front był rzecz jasna od strony parku,
bo przecież w parku Heinzlowie mieli swoją kwaterę główną, a
osiedle willowe nie istniało. Jedynym dziś śladem łącznika
pomiędzy obydwoma pałacami jest wspomniana aleja lip. Drzewo, które
wyrosło na jej środku jest być może jakimś znakiem ironii losu.
Dzieci, nie przywiązujcie się za bardzo do rzeczy materialnych. Wszystko zarośnie kiedyś chwastem.
Koniec części pierwszej. Jeszcze będzie
(Chyba, ze czytelnicy nie życzą)
Fabrykant
zanurzony w zwiedzanie
P.S. Wyjaśnienia:
1. Postanowiłem, że stacje Łódzkiej
Kolei Aglomeracyjnej nie będą opisywane po kolei. Po kolei PKP. Ale
numeracja okrążenia zostaje zachowana- zaczęliśmy od Marysina i
numery lecą zgodnie ze wskazówkami zegara- dookoła Łodzi. Kiedyś
się to uporządkuje.
2. Tę stację- Arturówek, po uwagach
krytycznych od czytelników, postanowiłem podzielić na części.
Teraz jest tak więcy internetowo. Znaczy się krótko.
3. Jak zwykle udział w Projekcie
Okrążenia Łodzi wzięły dwa dwudziestopięcioletnie obiektywy
Sigma 24/2,8 Super Wide Macro, dawno temu przetestowana- LINK
i Sigma 90/2,8 Macro, ostatnio przetestowana- LINK
Ukazały się dotąd następujące odcinki Projektu Okrążenia Łodzi -
Olechów
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-od…
Arturówek:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11a…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11b…
Marysin:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-1-s…
Stoki
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-2-s…
Widzew (na niepoważnie)
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-3a-…
Żabieniec
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-8-s…
Radogoszcz Zachód
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Karolew
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Jeszcze dużo roboty przede mną, ale nie poddajemy się.
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-od…
Arturówek:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11a…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11b…
Marysin:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-1-s…
Stoki
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-2-s…
Widzew (na niepoważnie)
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-3a-…
Żabieniec
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-8-s…
Radogoszcz Zachód
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Karolew
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Jeszcze dużo roboty przede mną, ale nie poddajemy się.
Kto chce pomóc - proszę o udostępnianie. Dziękuję!
Źródła i źródełka:
„Spacerownik łódzki 2” Marzena
Bomanowska, Ryszard Bonisławski, Joanna Podolska
Jestem zachwycona, mogę ciekawostke? W Paryżu tyrałam u pewnej łodzianki z ulicy Andrzeja, która opowiadała o extra libacjach w Pałacu, na których młody Heinzl przygrywał na fortepianie. Opowiadała tez o Esplanadzie i niedzielnych porankach tamże . Z widokiem na Pietrynę. Ha!Wejście do Julianowskiego za opłatą, tak było, opowiadał mój Dziadek, który póżniej w ramach solidarności klasowej brał udział w rozbieraniu muru.Ha!
OdpowiedzUsuńZnaczy się to jednak prawda, z tym zwiedzaniem parku przez lud pracujący, a nie iluzje mojej pamięci. Dziękuję!
Usuń