No oczywiście tym, że ma jedną nóżkę troszeczkę.
Jakiś czas temu załadowałem swój wierny aparat analogowy analogowym filmem Rollei Redbird. Ale nie był to zwykły film, tylko film efektowy, w związku z tym oczekiwałem efektownych efektów. Fajerwerków nawet.
Ogólnie rzecz biorąc, najprostsze efekty uzyskiwane ze zwykłych filmów, to po prostu wsadzanie ich nie do tych chemikaliów, do których były przeznaczone. To nawet ciekawe, że postępowanie wyglądające na koszmarny błąd daje jakieś dobre efekty. Nazywa się to cross-procesem, w ładnie wyglądającym skrócie angielskim: X-pro.
Jak wiadomo, mamy z grubsza dwa rodzaje filmów - negatywy i slajdy. Te ostatnie zwane są także diapozytywem, filmem odwracalnym, albo potocznie - filmem do przezroczy. No fakt. Jak się schrzani naświetlenie filmu, to czasem wychodzą zupełnie przezroczyste, rzeczywiście. Negatywy wywołuje się dziś na ogół w procesie C41, a slajdy w procesie zwanym E6.
Proces C41 wynalazł Kodak w roku 1972. Co, uwaga, nie oznacza, że wcześniej nie było wcale kolorowych filmów negatywowych, wszyscy siedzieli jeszcze na drzewach, a na dole biegały dinozaury. Filmy kolorowe to wynalazek jeszcze przedwojenny - pisało się o tym ciut we wpisie o IG Farben - TUTAJ. Wcześniej stosowano po prostu nieco inne procesy wywoławcze, o innych numerkach. Ten kodakowski był najnowszy i spełniał wszystkie główne wymagania dotyczące uzyskiwania wywołanego filmu - zwykle sporym problemem było blaknięcie barwników po pewnym czasie od wywołania, chodziło też o łatwość produkcji i przechowywania odczynników. C41 stał się standardem we wszystkich laboratoriach, inni producenci - Fuji, Agfa, Konica, nazwali swoje analogiczne do kodakowego procesy innymi numerkami, ale generalnie wszyscy na swoich filmach negatywowych piszą o możliwości ich wywołania w C41.
Konstrukcja błony filmowej jest, trzeba to uczciwie powiedzieć, dość poważnie skomplikowana. Wbrew wszelkim pozorom. Film kolorowy składa się co najmniej z kilkunastu warstw naniesionych na bazową folię. Przede wszystkim z warstw na bazie związków srebra, uczulonych na konkretną barwę światła - żółtą, niebieską lub czerwoną (barwy podstawowe). Niestety rzecz nie jest tak prosta, jak by się myślało - poszczególne światłoczułe barwniki mają kompletnie różną czułość, dlatego trzeba dodawać do warstw filmu nie tylko neutralne "oddzielacze" poszczególnych barwników, ale także warstwy filtrujące określone barwy światła, żeby tą różną czułość jakoś wyrównać. Co gorsza na światło niebieskie jest uczulony w pewnym stopniu każdy z owych barwników, trzeba i to brać pod uwagę i odpowiednio kompensować.
W zależności od czułości ustawia się też kolejność warstw barwnych, żeby te górne naświetliły się mocniej (barwnik czuły na światło niebieskie, dający żółty zafarb negatywu), a te dolne (czułe na żółć i czerwień) słabiej. Dodatkowo za barwnikiem czułym na niebieskość, a jeszcze przed barwnikami kolejnych kolorów, umieszcza się warstwę "filtra żółtego". Tenże żółty filtr, odcina niebieskiemu światłu dostęp do warstw leżących poniżej. Na dole leży warstwa reagująca na światło czerwone, najszybciej zmieniająca się pod wpływem naświetlenia, zatem schowana za poprzednimi. Pod nią jeszcze dodatkowo - warstwa przeciwodblaskowa, żeby nie dawać wtórnego odbicia światła od folii bazowej, która jak wiadomo jest materiałem błyszczącym.
Żeby dodatkowo zrekompensować wszystkie niedostatki w działaniu barwników, owa bazowa klisza foliowa, na którą naniesione są wszystkie warstwy, jest zwykle z folii pomarańczowej, co poprawia sumaryczny efekt. Prawie każdy film negatywowy jest tego koloru - sami pewno wiecie, o ile tylko mieliście z nim do czynienia. W wyjątkowych przypadkach producent daje / dawał bezbarwny podkład, w filmach przeznaczonych do skanowania. Musi być to jednak kompensowane w ustawieniach skanera, oraz uwzględniane przy naświetlaniu odbitek.
Z wierzchu, jeszcze przed wszystkimi światłoczułymi barwnikami stosuje się warstwę filtrujące ultrafiolet (który jest wszędzie, ale ludzkie oko go nie widzi), a jako pierwszą - warstwę ochronną, która ma zapobiegać porysowaniu kliszy.
Poddane naświetleniu w aparacie, a potem zanurzane w kąpielach chemicznych klisze ukazują swe kolory. Proces przebiega w temperaturze 38 stopni, stosowane są następujące kąpiele: wywoływacz, odbielacz, utrwalacz, woda i stabilizator. W uproszczeniu - wywoływacz ujawnia na kliszy jednocześnie obraz barwny, jak i czarno-biały, srebrowy, uzyskany za pomocą naświetlonych w warstwach kliszy halogenków srebra. Kolejna kąpiel, w odbielaczu, zamienia uzyskane srebro metaliczne w halogenki srebra, pozostawiając na filmie sam obraz barwny. Potem utrwalacz zamienia halogenki srebra w sole srebrowe, a utrwala naświetlone kolorami warstwy. Sole srebra są łatwo rozpuszczalne w wodzie, co dzieje się w następnej kolejności. Na koniec płukanie w stabilizatorze pozwala uniknąć zacieków widocznych na kliszy.
Podczas wywołania bardzo istotne jest utrzymywanie temperatury, i nie tylko określonego stężenia chemikaliów, ale i równomiernego stężenia w pobliżu kliszy. Koniecznie zatem trzeba mieszać, jak Bogdan Smoleń podczas gry w karty.
Filmy diapozytywowe, czyli slajdy, są równie skomplikowane w konstrukcji co negatywy, a ich wywoływanie E6 nieco bardziej żmudne - stosuje się tam podwójny proces wywoływania - raz czarno-białego, drugi raz kolorowych składników filmu. Pomiędzy nimi stosuje się kąpiel w środku chemicznym, który symuluje zaświetlenie filmu dodatkowym światłem (w czasach bardziej zamierzchłych trzeba było film, po prostu realnym światłem błysnąć). Następne działania, czyli odbielanie, utrwalanie, płukanie wodą i stabilizowanie wyglądają podobnie do negatywowych.
No i kto bogatemu zabroni wkładać film negatywowy do odczynników diapozytywowych i odwrotnie? Nikt nie zabroni, wolność jest. Każdy może wkładać tam gdzie chce.
I co się stanie?
Najmniej ciekawy jest negatyw włożony do procesu E6, choć nie można powiedzieć, że nieciekawy. Uzyskuje się dość blady pozytyw, czyli slajd do naocznego oglądania, nieco zielonkawo- pomarańczowy. Zielonkawy z powodu wspomnianej pomarańczowej kliszy bazowej. Po zeskanowaniu i posiedzeniu przed Fotoszopem zapewne można wypracować ciekawe obrazki, ale sauté, ten "wymuszony slajd" nie będzie się raczej nadawał prosto do rzutnika.
Zdjęcie z aparatu Holga, na filmie negatywowym Kodak Color Plus, poddanemu procesowi E6 do slajdów. Fot. Chris Marchant, Wikipedia, licencja CC. https://www.flickr.com/photos/forayinto35mm/7381039510/ |
Zupełnie inaczej jest po wstawieniu diapozytywu (slajdu) w proces negatywowy C41. O tam to się dzieje! Dostajemy negatyw z przewalonymi kolorami - dość zaskakująco przewalonymi, bo wszystko zależy od wielu rzeczy. Producenta filmu i chemikaliów do wywołania - co, sami przyznacie, zapewne daje już setki tysięcy kombinacji. Po drugie od temperatury wywołania. Ogólnie większość filmów daje efekty z mocniejszym kontrastem, zielenią przewaloną w stronę turkusu, żółtym przewalonym w stronę zieleni i żywymi czerwieniami oddanymi z większą głębią. Fajne!
Diapozytyw (slajd) poddany obróbce C-41 Sage Ross [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], from Wikimedia Commons |
Taki właśnie jest film efektowy Rollei Crossbird, na którego miałem wielkie chęci, przy okazji fotografowania w Święto Niepodległości (o czym się już pisało prześmiewczo - TUTAJ). Rollei Crossbird, to po prostu diapozytyw (najpewniej produkcji Agfy) oznaczany na opakowaniu jako negatyw, żeby wywoływać go w procesie C41. Crossbirda już nie produkują, niestety. Zamiast Crossbirda dostał się w me ręce i w mój aparat analogowy jego brat Rollei Redbird. Te wszystkie czerwone zdjęcia są z niego.
Do której kategorii należy ów Redbird? Negatywów wsadzanych do E6, czy slajdów zanurzanych w C41?
Do żadnej.
Jest jeszcze sporo odmian filmów efektowych, niektóre z nich tworzone bardzo wyrafinowanymi metodami - jak miejscowe naświetlanie filmów laserem - jeden taki kosmos w ciapki się strzeliło na blogu - TUTAJ. W tak spreparowanych filmach celuje wiedeńska firma Volvox.
Ale oprócz mocno zakombinowanej preparacji, jest dostępna także preparacja prosta jak drut.
Wystarczy odwrócić film na lewą stronę.
Co się stanie?
Otóż cały misterny plan, doświadczalnie i laboratoryjnie przygotowany przez firmę, która wyprodukowała film pójdzie się czochrać. Całe balansowanie kolorów i czułości, nanoszenie warstw w odpowiedniej kolejności, filtry odcinające spektrum niebieskie od dolnych odczynników taśmy filmowej pójdzie na marne, ale za to da film w czerwonej skali odcieni (redscale film). Czerwonej, albo i nie czerwonej. Zależy jak się go naświetli. Rollei Redbird jest właśnie takim filmem. Jak się uprzeć, to można go sobie samemu sprokurować, ze zwykłego negatywu. Potrzebne tylko ciemne pomieszczenie i nikłe zdolności manualne: https://www.youtube.com/watch?v=mgvQmNQrHOw.
Jak to teraz działa? Strzelając zdjęcia na odwróconej kliszy swiatło przechodzi po pierwsze przez pomarańczową folię bazową filmu (czyli de facto - filtr odcinający część niebieskiego spektrum światła), dociera najpierw do warstwy najbardziej czułej ze wszystkich - tej wyczulonej na barwę czerwoną, która natychmiast się bardzo cieszy i naświetla. Pozostałe warstwy są mniej czułe. To, jak się napisało wyżej, takie bardziej brutalne, macho-warstwy. Uczulona na żółtą barwę naświetla się w następnej kolejności. Tymczasem pierwotna wierzchnia warstwa, czuła na niebieskie światło, leży teraz na samym spodzie i to jeszcze, uwaga, odcięta dodatkową warstwą filtrującą światło niebieskie. Uzyskać niebieskie odcienie na takim odwróconym filmie, jak widać - nie sposób.
Ale za to żółte, już od biedy - w zależności od stopnia naświetlenia filmu.
Kto wpadł pierwszy na pomysł założenia kolorowej kliszy odwrotną stroną? Musiał to być ktoś przedwojenny. Nawet wiem jak się nazywał: Przypadek jego imię. Wiem także, co się stało z pierwszym filmem redscale w historii - trafił do kosza na śmieci. W dawnych dobrych czasach kliszy filmowej nie sprzedawano w takich ślicznych czarnych kanisterkach z kodem kreskowym, jak to się dzieje dzisiaj, które tylko wyjmujemy z pudełka i pakujemy beztrosko (no, niektórzy jeszcze pakują) do aparatu. Kupowało się ją zapakowaną ledwo w czarny papier, albo w ogóle w filmowej rolce, trzeba było ją często przewijać, obcinać w ciemni, wciskać na ślepo w roleczki aparatu. Dość łatwo było zatem o pomyłkę, kiedy ktoś, po ciemku założył film nie tą stroną co trzeba.
Przyznaję szczerze, z resztą widać to po zdjęciach, że lekcję, którą tu właśnie przekazuję, odrobiłem za późno - tj. już PO strzeleniu filmu Redbird. Wiedziałem, że film w czerwonej skali trzeba strzelać z prześwietleniem, ale nie wiedziałem, że aż takim. Teraz, po zgłębieniu technikaliów staje się to jasne - światło de facto ma przed sobą same bariery, zanim dotrze do emulsji światłoczułej - po pierwsze sam pomarańczowy (czyli przyciemniający) kolor folii, potem jeszcze warstwę antyodblaskową. A jak się uświadomi, że tak naprawdę z trzech warstw światłoczułych naświetlone zostają tylko dwie, a ostatnia, niebieska nawet nie piuknie, to już można zrozumieć, że prześwietlić ten film trzeba potężnie. A nie tylko troszeczkę, tak jak ja to robiłem. Trzeba go bowiem prześwietlić aż o dwie działki przesłony.
Byłoby to ciężkie, w moim przypadku. Film ma nominalną czułość 400 ISO. Strzelałem fotki zimową porą, z niebem ołowianym i ciemnym, jeśli miałbym prześwietlać wszystko o 2EV do przodu, strzelałbym tak jak na filmie 100 ISO. Co oznacza czułość 100 ISO w pochmurny zimowy dzień, nie muszę wam pewnie tłumaczyć. Nic nie znaczy.
Niniejszym wyszła straszna ciemnizna. Ale w sumie, klimat ujęty na zdjęciach - krajobrazy naszego Sin City - nie najgorzej się z nim rymują. Nie są to najlepsze zdjęcia, jakie strzeliłem w życiu, no już trudno. Pełen półprofesjonalizm. Ale za to przyjemność strzelania była duża, a tajemnica oczekiwania na niespodziewane efekty - niezastąpiona. Zatem ubawiłem się świetnie. Czego i Państwu życzę.
Fabrykant
P.S. Następny wpis ukaże się prawdopodobnie z lekkim opóźnieniem. Zostańcie, w razie czego, nastrojeni na nasze fale.
Źródła i źródełka:
https://en.wikipedia.org/wiki/C-41_process
https://en.wikipedia.org/wiki/Redscale
A ten wróbelek to raczej jakiś inny cipiór .albo gawron , a zaręczam , że zioła w ostatnim czasie nie degustowałem - tak to widzę . Ale jakby co , odszczekam . Zaraz potrenuję z zaprzyjaźnionym burkiem zza płota .W połowie mój , w połowie sąsiada-płot oczywiście . k.żaczek
OdpowiedzUsuńA burek też wspólny?
UsuńFabrykant ma zadatki na asystenta chemii fotograficznej w łódzkiej Szkole Filmowej. Za mych czasów był tam asystentem pan Ryszke.A profesorem w tej dziedzinie pan Wol ( nie Wohl). Właśnie u nich miałem robić pracę dyplomową na temat zbliżony do tego co tu opisuje Fabrykant. I nie zrobiłem, dołaczając się do grona absolwentów, którzy pracy dyplomowej nie zrobili (na pierwszym miejscu jest Polański Roman). A miałem jeszcze jeden pomysł z kliszami dotyczący tzw. wędrującej maski. Według mnie należałoby włożyć do kamery filmowej 2 taśmy - najpierw, od strony obiektywu bardzo niskoczułą a za nią drugą taśmę wysokoczułą. Według mej teorii pierwsza taśma stanowiłaby maskę a druga tło. A może odwrotnie, już nie pamiętam bo było to ponad 50 lat temu. Nastomiast jeśli chodzi o przewijanie różnych taśm filmowych to do dzisiaj mam pudełko filmu kinematograficznego Eastman - 30 metrów, z czego wwijałem do kasetek te 1,65 metra w worku ciemniowym (Dunkelsack). Ten film był bardzo dobrej jakości, co mógłbym nawet udwodnić gdybym umiał na Fotodinozie zamieszczać obrazki. Jak wszystkie profesjonalne filmy kinematograficzne był na światło sztuczne - 3600 stopni Kelvina. Ale w mym laboatorium mam jeszcze koreks do wywoływania filmów - 35 mm a nawet 4x5 cali. Zgaśmy światło i zabierzmy się do kąpieli (odwracalnych i negatywowych)!
OdpowiedzUsuńZabierzmy się! W komentarzach nie można zamieszczać zdjęć, ale można zamieszczać linki do facebooka, jeżeli tam się je zamieści.
Usuńakurat obejrzałem sobie ostatni odcinek Grand Tour - szkoda, że twórcy nie czytali tego artykułu wcześniej, mogliby ulepszyć ten odcinek używając tego efektu; wyobrażacie sobie Czerwony Sztandar L5 w takich barwach? mniód!
OdpowiedzUsuńWidziałem tylko Polowanie na Czerwony Październik, Czerwonego Sztandara nie widziałem.
Usuńhttps://en.wikipedia.org/wiki/Hongqi_L5
UsuńO żesz kurde. I nawiązali przodem do tych dawnych chińskich limuzyn, oraz Wołgi Gaz 21. Będzie się dobrze eksportował do Rosji...
UsuńA ja wiem o innym Czerwonym Sztandarze, tudzież Czerwonej Fladze! To chińska kopia Leicy M4 mająca upamiętnić jubileusz dwudziestolecia chińskiej rewolucji. Znany jako Hong Qi 20, z racji skali produkcji (prawdopodobnie 200szt.) osiąga ceny wyższe niż oryginał
OdpowiedzUsuńhttp://camera-wiki.org/wiki/Red_Flag_20
A, to ciekawe!
UsuńBardzo wcale nie najgorzej! Nawet jeśli Autor ma jakieś techniczne zastrzeżenia (których nie dostrzegłam, myśląc, że tak ma być :D ), to sytuację ratuje choćby dobór kadrów. A dodawszy do nich kolorystykę, całość stanowi wyśmienitą strawę intelektualną (tak, musiałam uruchomić parę ostatnich szarych komórek i "przestawić patrzenie" - fascynujące :) ).
OdpowiedzUsuńA, i dziękuję za kolejną porcję przystępnej nauki - że nawet ja zrozumiałam ;)
UsuńBardzo mi miło. Za sprawą Szanownej Pani odwiedziłem w tym tygodniu Kieżmark. Ale bez rezultatu, niestety. To znaczy z niedostatecznym rezultatem. Pocałowałem klamkę muzeum. Będzie za jakiś czas wpis.
UsuńOch, to przykro słyszeć... Ale nawet patrząc na ich stronę, można lekko skołowacieć. Czynne poniedziałek-niedziela, z wyjątkiem sobót, niedziel i świąt państwowych. Hmm, cokolwiek enigmatyczne... I jeszcze godzinna przerwa obiadowa. A śmiem podejrzewać, że pocałowanie klamki było spowodowane jeszcze inną, nieznaną przyczyną zamknięcia?
UsuńTym niemniej, wpisu wyczekuję z niecierpliwością!
Ja bym takie odwrócone filmy nazwał odwrotkami. Ale by się zrobił bałagan! I wołał - oczywiście - w E6. Byłoby Już Całkiem Ekstremalnie Artystycznie. No, nie całkiem. Całkiem to dopiero gdy się taki film wywinie na lewą stronę.
OdpowiedzUsuńNa lewą stronę to się staje automatycznie. Laboranci wkładają film do skanowania tą stroną do jakiej są przyzwyczajeni, a nie tą odwrotną, na której robi się zdjęcia na Redbirdzie, zatem musiałem poodwracać lustrzanie wszystkie skany z powrotem. Ale muszę rozważyć pomysł Szanownego Pana, bo być może jeszcze nikt go nie zrealizował. Do dzieła!
Usuńbardzo fajny kawal wiedzy! natomiast sam "efekt" jak dla mnie taki sobie... rownie dobrze mozna by zrobic na czarno-bialo i ogladac przez czerwona szybke, tudziez w irfan-view sobie zjechac do zera niebieski i zielony :) duzo ciekawiej wyszlo by to w tym cross-procesie.
OdpowiedzUsuńten zwykly negatyw po procesie slajdowym wyglada jak jakis orwo-color ;) moze to caly sekret - robili tylko jeden filmu i wkladali do pudelek ze niby pozytywowy i negatywowy :)
a jak sie zalozylo odwrotnie tasme do magnetofonu szpulowego to wychodzilo strasznie przytlumione i beznadziejne nagranie, pewnie dzis by sie jakies dresy zachwycaly ze sam bas hehe a ja tam niecierpie przytlumionego dzwieku i zawsze z zacieciem ustawialem glowice zeby jak najwiecej wysokich tonow wycisnac :)
Wydaje mi się, że film Crossbird Rollei-a znów jest do kupienia :). Na pewno na aledrogo da się znaleźć.
OdpowiedzUsuńO! To fajna informacja. Poszukam.
UsuńA szanowny Pan próbował zdjęć na: LOMOGRAPHY Redscale XR negative 50-200 (właśnie odwrotnie założony) lub na: LOMOGRAPHY LomoChrome Purple XR 100-400 (de facto kross - slajd w C-41) ?
OdpowiedzUsuńJa nie, ale jestem ciekaw efektów rzeczywistych.
Mam zerowe doświadczenie w tej materii. Zamiast Rolleia Redbirda, chciałem kupić slajd tejże firmy i wywołać w C-41, ale jak szukałem, to akurat nie było. Prawdziwe slajdy, niestety, mają w dzisiejszych czasach dość powalone ceny, więc się nie zdecydowałem. Ale kiedyś się wezmę (cytat).
Usuńz opóźnieniem, ale ..
UsuńKróciutka kryptoreklama: w sklepie fotonegatyw.com mają różne dziwne filmy(do kupienia :)). Zaletą jest to, że można pojechać i obejrzeć i pogadać z właścicielem (to nie ja :)), bo sklep ma siedzibę stacjonarną w Łodzi, na Łagiewnickiej. Szczegóły na w/w stronie
Ależ Szanowny Komentatorze - toż ja nawet zrobiłem wywiad z panem z Fotonegatywu - jest do poczytanie tutaj:
Usuńhttps://fotodinoza.blogspot.com/2016/03/musi-byc-przyszosc-pierwszy-wywiad-na.html
Nie zagłębiłem się w Pański blog aż tak daleko :( Postaram się nadrobić :) Wywiad przeczytam z zaciekawieniem. Natomiast jest pewne, że asortyment sklepu zmienia się. To co było (prawie) 5 lat temu to jednak inna historia niż to co jet dzisiaj; właśnie w asortymencie filmów "dziwnych" - nietypowych.
OdpowiedzUsuńZ życzeniami powodzenia - będę śledził wpisy :)