Pewne
rzeczy się przeczytało. Rzeczy, że nikt nie zaprzeczy. Jak napisał
autor jednej z recenzowanych książek:
„-
Właściwie po co ci Leskow?
-
Naprawdę chcesz wiedzieć?
Sama nie wiem, ale skoro go dla ciebie wynalazłam i przywiozłam
tutaj...
-
Okej. Wiesz, większość moich znajomych biega
-
Ja też biegam – Znowu się skrzywiła.
-
No właśnie, biegają, chodzą na siłownię (…). Uwierzyli że
można wypocić te lata. Więc ja też któregoś dnia wstałem,
włożyłem specjalne buty i pobiegłem. Po dwudziestu minutach
byłem w domu (…) oczywiście miałem zadyszkę, wszystko mnie
bolało, ale przede wszystkim czułem się jak kretyn, wiesz, jakbym
uwierzył, że każdy kilometr to minus jeden dzień w metryce.
Przecież to głupie.
-
No dobra. Gdzie tu Leskow?
-
No więc niedawno zorientowałem się, że nie będę już
sprawniejszy, przystojniejszy, ani młodszy. Mogę tylko więcej
wiedzieć. Doczytać to, czego nie doczytałem. Domądrzyć się
czymś...”
Skala
sześciogwiazdkowa:
******
– Tusku, musisz!
*****
– bardzo dobra, wysoka satysfakcja.
****
– dobra, warta przeczytania.
***
– może być, ale może też nie być.
**
– słabo, jest słabo.
*
– w ogóle nic ni ma.
"Kaprysik" Mariusz Szczygieł ****
Teoretycznie są to reportaże z natury kobiece. Ale to reportaże o człowieku w ogóle. Każdy w bardzo różny sposób ratuje się przed pustką istnienia - o tym jest najwięcej części tej książki. Czasem w sposób twórczy robiąc zdjęcia, czasem księgując całe swoje życie w notatnikach, czasem pisząc listy. Lub listę (na przykład listę przeczytanych książek). Ciekawe, dające do myślenia i jak zwykle u Szczygła - fajnie ujęte. Są tu też trudne kwestie polsko - żydowskie, choć ostatni, najobszerniejszy w książce reportaż o tym temacie jest najbardziej powierzchowny - chciałoby się wniknąć głębiej.
Zarzutem do tej książki może być to, że wszystkie reportaże ukazały się wcześniej w magazynie Gazety Wyborczej - na szczęście nie wszystkie czytałem. Te (smaczne) odgrzewane kotlety ośmielają mnie przy okazji do pomysłu na własną książkę zrobioną z fragmentów Fotodinozy. Jak wszyscy - to wszyscy. Babcia też (cytat).
"Szybciej, wyżej, dalej. Skandale Volkswagena" Jack Ewing **** (dla motoryzacyjnych świrów: *****)
Dziennikarskie śledztwo. Bardzo ciekawe, zwłaszcza dla tych, którzy interesują się motoryzacją i przemysłem, napisane przystępnie, żywo i trzymające w napięciu. Dostajemy też dość szczegółową historię firmy, a zważywszy że jest to firma założona przez dwóch bardzo sławnych ludzi - znanego konstruktora Ferdinanda Porsche i znanego destruktora Adolfa Hitlera - jest tam mnóstwo zwrotów akcji i dość niezwykłych zdarzeń, rzutujących, o dziwo, na dzień dzisiejszy koncernu.
Afera dieslowska Volkswagena, o której było niedawno głośno, z wielu powodów nie chce się mieścić w głowie. Koncern ów był tym, który nakręcał do maksimum trendy ekologiczne w Stanach (bardziej niż Toyota), promował się jako zbawca środowiska naturalnego, a w tym samym czasie wyprodukował 11 milionów aut, które czterdziestokrotnie przekraczały normy emisji toksycznych tlenków azotu - tyle tylko że na drogach. Bo w testach Volkswagen wypadał świetnie za sprawą oszukującego testerów oprogramowania silnika. Książka ta daje też ciekawy obraz zupełnie różnych systemów prawnych panujących w Europie i USA. I między wierszami zwraca uwagę, że źle napisane, lub nieegzekwowane prawo daje horrendalne efekty w zetknięciu z wielką korporacją. Włos się jeży. Taki na przykład Jeep Cherokee z silnikiem diesla, w Europie poniżej +20 ºC wyłącza W OGÓLE kontrolę emisji spalin. Ów Jeep motywuje to europejskim prawem które mówi, że w niskich temperaturach kontrola emisji może być czasowo wyłączana dla ochrony silnika. Tylko nie mówi w jak niskich.
Po tej książce raczej nie kupię już diesla.
"Łódź 370. Śmierć na Morzu Śródziemnym" Annah Björk, Mattias Beijimo
***
Długo myślałem jak podsumować tę książkę. Przy okazji należałoby podsumować swój stosunek do uchodźców i kryzysu emigracyjnego... Na początek takie streszczenie - "Łódź 370" to głównie wyraz bezradności. Bezradności sytego Europejczyka, który chciałby żeby wszyscy-byli-zawsze-szczęśliwi, ale w zetknięciu z geopolityką nie pozostaje mu nic, poza pisaniem na transparentach "refugees welcome". To reportaż odkrywający prawdy znane. Uchodźcy płyną wszelkimi sposobami do Unii Europejskiej. Przemytnicy zarabiają na tym krocie. Ludzie toną w morzu. Unia, ani Turcja z której wyruszają nie robią zbyt wiele. Cokolwiek zrobisz, szeregowy syty Europejczyku i tak będzie zawracaniem wykałaczką Wisły, kroplą w morzu.
Motywacje emigrantów są znane - chcą do lepszego świata, chcą uciec ode złego. Są gotowi zapłacić za to wysoką, najwyższą cenę. Syty Europejczyk nie może na to patrzeć i robi co może. Ale może niewiele.
Reportaż ten jest po części naiwny, młoda, mało doświadczona dziennikarka ze Szwecji daje co chwila dowody swojej amatorskiej bezmyślności (w moim mniemaniu, np. używając non stop lokalizatora w iphonie i poruszając się w nielegalnych strefach, przechowując wszystkie dane w swej komórce, nie szukając także wcześniej pomocnych kontaktów na miejscu), ale daje to też pewien świeży efekt patrzenia na zdarzenia własnymi oczami czytelnika - amatora.
Czy ta emocjonalno- reporterska książka coś zmieni? Czy mniej ludzi będzie tonąć na Morzu Śródziemnym? Czy pociągający za globalne sznurki zrobią coś z tym?
Nie.
Zastanawiałem się nad tymi sześcioma gwiazdkami. Ale jednak tak. To bardzo ważna książka. Mimo tabloidowego, obrazoburczego tytułu.
Krytyka Powstania Warszawskiego zaczęła się jeszcze przed samym Powstaniem i trwa do dziś. Wiele powstało już książek na ten temat - sam czytałem kilka - Jana Nowaka Jeziorańskiego, Władysława Andersa, Stanisława Jankowskiego. Niemniej ocena Powstania i końca II Wojny Światowej ukształtowała się przede wszystkim pod wpływem osób które gloryfikują je i usprawiedliwiają. Ksiązka Zychowicza wykazuje jednak, że nie ma usprawiedliwień. Jest to pierwsza logiczna analiza działania Polski przed, w trakcie i po Powstaniu, napisana w sposób popularny, przystępny i bardzo żywy, rozpatrująca wszelkie warianty postępowania, wiedzę jaką mieli dowódcy, sytuację geopolityczną. Czytałem już wiele krytyk tej książki w różnych gazetach, zarzucających Zychowiczowi niekompetencję (nie jest historykiem), oraz dążenie do sensacji. Niestety nigdzie nie spotkałem zarzutów dotyczących logiki jego wywodu. A to jest właśnie główną siłą "Obłędu". Powstania nie dało się nijak wygrać. W imię przegranej z góry walki poświęciliśmy 200 tysięcy ludzi, całą stolicę i masę kulturowego dziedzictwa. Warto się nad tym zastanawiać.
Czytaj całość (15 książek) na SNG Kultura - LINK
A propos "Obłędu '44" - Zychowicza. Specjalnie kupiłem grubą książkę niemieckiego autora Hansa von Kranhalsa - "Powstanie Warszawskie 1944". Autor wielokrotnie podkreśla, że np. Niemcy bardzo dobrze , poprzez polskich konfidentów, byli poinformowani o przygotowaniach i momencie wybuchu powstania. Wiadomo, że sukces każdego działania wojennego powinien polegać na zaskoczeniu. Tego nie było. Nie było też broni. A było pełno wojsk niemieckich dookoła. Sięgnąłem też do wydanej w PRL- książki wojskowego historyka płk. Załuskiego. Choć książka jest propagandowa, to Załuski dość przekonywująco podaje, że wojska radzieckie były w czasie powstania za słabe aby przeciwstawić się Niemcom i przyjść z pomocą powstańcom. I oczywiście, taka pomoc była ze strony sowieckiej nie chciana.
OdpowiedzUsuń