By Deon Maritz (Flickr) [CC BY-SA 2.0
(https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia
Commons.
|
Ty jesteś taka moja mała Kate Moss
Chude
masz ręce, chude nogi a oczy
Oczywiście
głębokie, że hej hej hej.
Chude
modelki ciągle w modzie są
Ciągle
na głodzie chodzą, mało śpią.
Ty
jesteś taka moja mała Kate Moss
Kochanie,
wytrzyj nos...
Organek
„Kate Moss”
Kate obudziła się jeszcze przed świtem. Niejasne uczucie mówiło
że coś jest inaczej niż zwykle. Uniosła głowę z pościeli
wielkiego łóżka i rozejrzała się po białych ścianach sypialni.
Na jednej z nich czerwieniał w milczeniu wściekle kontrastowy
Warhol, promieniejący kolorem nawet w półmroku przedświtu. Kate,
przymrużyła oczy i prześlizgnęła się wzrokiem po obrazie.
Kieliszek niedopitego wina, rozrzucone w lekkim nieładzie ubrania,
białe szpilki pod fotelem. Chwilkę wsłuchiwała się w ciemność
za oknami, ale szum miasta był ledwie dostrzegalny. Wielka, samotna,
obła lampa milczała na suficie. Zza drzwi garderoby sączyła się
słaba poświata. Ach, to to. Zapomniała zgasić tam światło.
Mrużąc oczy żeby się nie rozbudzić, wysunęła swe szczupłe
ciało spod prześcieradła. Biały dywan miło i miękko dotykał
jej stóp. Uchyliła drzwi od szafy, gdzie wielkimi stertami leżały
jedne na drugich pudła z butami, przesunęła nogą pod ścianę
srebrną torbę od Hermesa, potem machinalnie podniosła czerwone
czółenko, które spadło z półki i wcisnęła je obok
nierozpakowanego, czarno żółtego pudła z aparatem. Nie miała
dotąd czasu żeby do niego zajrzeć od świąt. Może się kiedyś
przyda. Kliknęła przełącznik i domknęła drzwi i wróciła do
łóżka. Gdy zasypiała ponownie, Londyn powoli otwierał oczy.
Słońce
przebijało się przez zasłony. Kate usiadła na łóżku i
przeciągnęła się. Mmmm, przyjemnie.
Musiała być już dziesiąta.
Na razie nie sprawdzała godziny. Zrzucając prześcieradło na
podłogę ruszyła do łazienki, gdzie jasne światło odbijające
się od bieli i kontrast antracytowej ściany rozbudzał ją do
reszty. Weszła za wielką szybę i odkręciła krany.
Wycierała
się grubym ręcznikiem, który powodował przyjemne mrowienie.
Zerknęła w lustro- nie jest źle, nawet bez makijażu… W tym
momencie przypomniała sobie że nie wzięła z garderoby ubrań.
Naga, z ręcznikiem na włosach wróciła do sypialni. Mijając
łóżko, jakiś mocny czerwony kształt przyciągnął jej wzrok.
Róża
na stoliku nocnym.
Skręciła
gwałtownie. Przecież jej tu wczoraj nie przyniosła?! No chyba że
nie pamiętała… Pochyliła się nad stolikiem. Niepokój uderzył
falą gorąca. Do łodyżki przymocowany był bilecik:
„Tak
rzadko o mnie myślisz. Tęsknię. Nie mogę bez Ciebie żyć.”
Kate
aż zatkało ze zdziwienia. Nie dotykając róży usiadła na łóżku
oniemiała. O co tu chodzi? Krople wody kapały z włosów na biały
dywan. Ktoś tu był?! Ona sama przecież nie przyniosła tej róży
wczoraj w nocy. Była pewna. Prawie.
Zamyśliła
się i spróbowała przypomnieć sobie wydarzenia poprzedniego
wieczoru, ale nie do końca mogła być pewna swoich wspomnień.
Prawdę powiedziawszy nawet nie pamiętała jak otwierała drzwi. W
każdym razie wróciła sama. Tak. Tego swojego odbicia w lustrze
kiedy winda wiozła ją wczoraj z parkingu na górę mogła być
pewna. Pożegnała się z Jamiem pod domem. Odjechał taksówką.
Skąd zatem ta róża? Może włożył ją do kieszeni jej płaszcza,
a ona go wyjęła? Pamiętała by przecież. Chyba.
Czy
to możliwe, że ktoś był tu w mieszkaniu, kiedy ona spała?
Musiałby mieć klucz, bo przecież jak inaczej? Fala gorącego
niepokoju znowu ją zalała. Pomyślała o Johnym. Czyżby dorobił
klucz? Ale to do niego zupełnie niepodobne. Nie, to niemożliwe.
Z
pewnością Jamie musiał wsunąć jej tę różę w taksówce.
Trochę to dziwne, ale obydwoje byli na niezłym rauszu. Może miał
ją jej dać w restauracji i zapomniał? Tak, pewnie tak. Spyta go
dzisiaj, jak zadzwoni. Jamie zapewne gdzieś nad Atlantykiem, w
drodze do Nowego Jorku. Kate zwizualizowała sobie odrzutowiec lecący
nad falami błękitu.
Uspokojona,
ale nadal zamyślona poszła po ubranie, wycierając do sucha włosy.
Weszła
do wielkiej kuchni, z której dość rzadko korzystała, oprócz
śniadań. Po pierwsze włączyła potężny niklowany ekspres, potem
odwróciła się w stronę wysokiego okna na taras.
Na
stoliku leżały na talerzu dwa croissanty i słoiczek jej ulubionego
dżemu z daktyli. Obok nich mała żółta karteczka:
„ Smacznego!
Dla Ciebie wszystko!
N.”
N!
Kate odetchnęła z ulgą. A więc to Natahlie, ta dziewczyna od
sprzątania! Czasem prosiła ją o zrobienie śniadania kiedy
spieszyła się na sesje… Ale ta róża? Nathalie musiała tu być
kiedy ona spała… I tak by sobie pozwalała? Hm. Czyżby była
les? Rozmawiały kiedyś dłużej i Nathalie opowiadała o swoich
dzieciach i mężu z wielkim zapałem. No ale kto wie… To przecież
nic nie znaczy. Nie za bardzo jej się to wszystko podobało. Trzeba
będzie zmienić panią od sprzątania. W ogóle jakieś to dziwne…
Zawahała się czy nie zadzwonić do Jamie’ego w tej sprawie, ale
pewnie był jeszcze nad oceanem.
Bardzo
dziwne.
Otworzyła
okno tarasowe i zamyślona wyszła na taras. Postawiła filiżankę
na barierce i pochyliła się opierając łokcie na drewnianej
poręczy. Pod nią widać było stoki licznych dachów sąsiednich
apartamentowców, poniżej kanały dawnych doków i zieleń a przed
nią rozpościerała się panorama miasta, jak zwykle za lekką
mgiełką od Tamizy, pomimo słonecznego dnia. Ulicą na dole
przejechali rządkiem rowerzyści, wszyscy w białych kaskach,
zręcznie omijając uliczną polewaczkę. Błyszczały dachy
samochodów. Błyszczały okna odległych wieżowców. Coś błysnęło
także z prawej strony. Kate odwróciła głowę w tamtym kierunku i
przymrużyła oczy. No nie! Z odległego o sto metrów dachu celował
w nią jakiś duży teleobiektyw. Cholerni paparazzi! Nigdy im mało!
Kate, świadoma ewentualnych konsekwencji, pokazała im fakera,
przyłożyła ręce do ust- „Dzwonię na policję, bydlaki!”-
wrzasnęła w kierunku dachu na sąsiednim kwartale. Szybkim, acz
wystudiowanym krokiem wróciła do kuchni, zamknęła drzwi na taras
i zasunęła roletę. Niech ich cholera!
Szybko wrzuciła do torebki klucze i paczkę herbatników. Wystukała na telefonie: „Proszę o zwrot kluczy do mieszkania. Przyjdź dziś o 6 po południu” i wysłała do Nathalie. Przed wyjściem sprawdziła wszystkie okna i drzwi. Te dziwne wydarzenia z poranka rozstroiły ją nieco. Nie bardzo to wszystko pasowało. Musiała się jednak spieszyć.
Winda
zjechała do podziemi. Kate poprawiła rzęsy w lustrze i wyszła
raźnym krokiem na parking, gdzie wśród rzędów czarnych suv-ów
stało jej, wyglądające na filigranowego maluszka, stare zielone
Porsche. Lubiła je. Miało swój styl. Jamie co prawda zawsze mówił
jej żeby nie jechała zbyt ostro zanim się rozgrzeje, ale spieszyła
się na sesję Vougue’a. Nic nie będzie tak szybkie jak jej
Porsche.
Lubiła
sesje z Mertem i Marcusem, oni po prostu byli spoko. Lubiła ich
zdjęcia, z mocnymi brutalnymi kolorami i zawsze była z nich
zadowolona. Wspólnie z nią zwykle wymyślali fajne rzeczy, można
było trochę grać, trochę się bawić.
Tym
razem też się dużo działo. Przebrana w czerwono niebieską szatę
z brytyjską flagą Kate wyginała się kusząco i zwiewnie,
obiektywy chłopaków śledziły jej każdy ruch, studyjne flesze
buchały co sekundę białym światłem. Fotografowie jak zwykle byli
wyluzowani, żartowali, śmiali się z bucowatego Evansa u którego
byli wczoraj na wywiadzie. Kate pomiędzy ujęciami wrzucała
ironiczne szpilki. Bawili się doskonale.
***
Przepchnęła
się przez korki Londynu w rytmie pulsującego „Billie Jean”
Jacksona. Świetny ten numer, szkoda że nie ma już faceta. Kate
lubiła od czasu do czasu puścić sobie jakiś utwór z Jacksona na
pełny regulator, żeby bit przeniknął basem aż do kości. Zielone
Porsche dudniąc
„
People
always told me be careful of what you do, and don't go around
breaking young girls' hearts... ”
zjechało
po pochylni do garażu podziemnego.
Winda
sunęła w ciszy na najwyższe piętro. Kate obserwowała w lustrze
własne zielone oczy, zrobiła do siebie dzióbek i uśmiechnęła
się. Ciekawe co Mert i Marcus wyciągną z tej sesji. Fajnie było!
Klucze
z torebki trafiły do zamka, uchyliła drzwi do mieszkania.
Zorientowała
się od razu że coś jest nie tak. Znowu. Przeciąg zwichrzył jej
włosy.
Zastygła
w progu. Otwarte okno... Przecież wszystkie były zamknięte.
Nieprzyjemne
dreszcze przebiegły jej po plecach. Szybko cofnęła się i
zatrzasnęła gwałtownie drzwi. Nacisnęła przycisk. Windę, niech
to diabli, już ktoś zabrał . Schody... Przeskakiwała po trzy
stopnie biegnąc w dół, gwałtownie zakręcając z ręką na
barierce. Drzwi na parterze huknęły o ogranicznik. Konsjerż Mike
podniósł głowę na wpadającą Kate.
- Mike,
chyba miałam włamanie.
- Cholera-
mięśniak Mike nie tracił czasu, sprężyście poderwał się zza
kontuaru – spokojnie Kate, zaraz tam idę. Masz klucze?
Podała
mu breloczek, który ściskała cały czas w dłoni.
- Idę
schodami, będzie szybciej. Możesz tu zostać. Albo wjedź windą.-
Mike nie tracił chwili i biegł już łomocząc do góry.
Kate
wolała nie zostawać, ruszyła za nim.
Na
górze Mike ze sprejem pieprzowym w ręku pchnął gwałtownie drzwi
do mieszkania. Kate nie widziała zbyt wiele zza jego szerokich jak
szafa pleców, zajrzała ostrożnie. Cisza. Przeciąg nadal wiał z
otwartego wejścia. Mike wpakował się sprężyście do środka i
ruszył w stronę sypialni. Została ostrożnie w progu. Słuchała
kroków.
Mike
wrócił z sypialni - Zostań tu! - rzucił jeszcze i zagłębił się
w przestrzeni salonu i kuchni.
-Nikogo
nie ma. Wejdź i sprawdź czy coś zginęło!- zawołał z głębi
mieszkania.
Kate
zajrzała do sypialni. Wszystko było na swoim miejscu. Z otwartego
porte-fenetre wiało wydymając białe zasłony. Sprawdziła
szuflady. Złoty zegarek od Calvina leżał tam gdzie był rano. Tak
samo biżuteria. Zerknęła czy Mike nadal jest w salonie i odsłoniła
sejf schowany za czarno- białym szkicem Paula Klee. Otworzyła go
szybko. Nie. Tutaj nikt nie szperał.
Zerknęła
do garderoby- to samo. Nikt nie ruszył leżącej od wczoraj na
podłodze srebrnej Birkin, a pudełka od butów stały na swoich
półkach. Omiotła spojrzeniem pomieszczenie i ruszyła do salonu.
- Miałaś
tu coś cennego?- zapytał Mike oglądający okna i zasłony.
-
Raczej nie. Ale okno w sypialni było zamknięte kiedy wychodziłam.
- Zginęło
coś?
- Chyba
nie.
- Zaraz
zobaczę to okno- Mike ruszył do sypialni, chowając do kieszeni
sprej z gazem pieprzowym.
Kate
poszła za nim machinalnie gapiąc się na jego sylwetkę kulturysty.
- Nie
wygląda żeby ktoś tu od zewnątrz majstrował- stwierdził Mike
oglądając framugi- Nic cennego nie zginęło?
- Nie.
Wszystko na miejscu.
- Hm.
Może to jakiś... wielbiciel?
- Albo
fetyszysta - Kate weszła do łazienki. Tu także wszystko leżało
tak jak poprzednio. Zajrzała do kosza na bieliznę. Nie wyglądało
na to, że coś się tu zmieniło.
-
Może to okno było słabo zamknięte i samo się otworzyło?- Mike
oglądał klamkę – Na pewno nikt tu nic nie ruszał?
- Chyba
nie... - Kate rozmyślała rozglądając się po pokoju.
- Dzwonimy
na policję?
- Niee...-
machnęła ręką - Przecież tu chyba nikogo nie było. Musiało mi
się wydawać. Może słabo domknęłam. Spieszyłam się rano.
Bardzo dziękuję Mike.
- Cała
przyjemność po mojej stronie. Szkoda że nie jestem fetyszystą –
roześmieli się oboje – jakby co to siedzę na dole, Kate. Dzwoń.
- Dzięki.
Mike
trzasnął drzwiami i została sama, nadal zamyślona.
Te
dziwne karteczki z rana. Chyba jednak nie jest tak w porządku jak
się wydaje. Może trzeba komuś o tym powiedzieć. Rozejrzała się
kolejny raz po mieszkaniu. Otworzyła po kolei wszystkie szafki w
kuchni, zajrzała za kanapę i do szuflad. Przejrzała półki z
książkami. Odsunęła białe drzwi szaf w przedpokoju. Zlustrowała
taras na dachu.
Potem
jeszcze raz wróciła do sypialni i otwartego okna. Przeszukała
pościel, obejrzała obrazy na ścianach, znów weszła do
przysypialnianej garderoby żeby spojrzeć na pudełka i sukienki.
Podniosła srebrną torebkę i odwiesiła ją na uchwyt obok innych.
Rozgarnęła wiszące ubrania. Nic.
Raczej
wszystko było tak jak wcześniej.
Miała
już gasić światło, kiedy jej wzrok zatrzymał się na żółtym
pudełku od Nikona. Było lekko naddarte z boku. Nalepka
zabezpieczająca wieczko sterczała do góry. Cholera. Cholera jasna!
Jednak złodzieje! Wyszarpnęła pudełko z półki, zrzucając przy
okazji czerwone czółenka od Prady. Otworzyła gwałtownie.
Było
puste.
W
środku spoczywała tylko mała czarno-żółta karteczka. Kate mało
oczy nie wyszły z orbit, a niepokój znowu złapał ją w kleszcze.
„Nie
dbasz o mnie. Nigdy o mnie nie myślisz. Kończę z tym
N.”
Puste
pudełko wypadło jej z rąk i głucho puknęło o podłogę. Trzeba
zadzwonić! Szybko! To jakiś wariat! Na policję... Nie, cholera,
najpierw do Jamiego! Trzeba mu powiedzieć...
Kate podeszła odruchowo z komórką do otwartego okna. Ze
zdenerwowania nie mogła odblokować iphone'a. W końcu wybrała
odpowiedni numer. Słuchała dłuższy czas przerywanych dźwięków
z tamtej strony oceanu... Nie odbierał. W końcu włączyła się
automatyczna sekretarka. Kate nagrała wiadomość szybko rzucając
słowa. Może oddzwoni... Oparła szczupłą nogę i łokieć na
barierce okna i wykończona tym wszystkim ujęła głowę między
ręce. Za dużo tego wszystkiego. Była kompletnie rozbita. Wiatr kołysał lekko zasłonami.
Słońce pomarańczowiało nad dachami.
W
cieniu ulicy, kilka pięter pod sobą zauważyła nagle Nathalie w
czerwonej, kraciastej sukience, która szybkim krokiem wyszła zza
rogu i zmierzała do jej wejścia. Ufff. Nathalie! Już zapomniała
że się z nią umówiła. Na szczęście zaraz tu będzie Nathalie i
jej pomoże! Co za ulga. Trzeba będzie chyba zmienić mieszkanie,
czy co? Jakiś wariat odwiedza ją w garderobie!
Kate
wychyliła się przez barierkę, żeby obserwować Nathalie wchodzącą
do budynku. I wtedy drobny błysk na dole zwrócił jej uwagę.
Mrugnęła oczami.
Na
chodniku leżały rozpryśnięte soczewki, metalowe pierścienie.
Rozwleczone elektroniczne obwody drukowane jaśniały zielonkawą
plamą kruszynek, Czarna obudowa rozpęknięta niczym czerep na
dziesięć części od uderzenia, splątane kable wielościeżkowe,
matowa ramka migawki, przycisk spustu. Pęknięta matryca lśniła na chodniku w
zachodzącym słońcu.
W
jednym przebłysku zrozumiała wszystko.
To
aparat ją kochał po prostu.
Fabrykant
P.S.
Inspiracje:
https://www.youtube.com/watch?v=6hYBpaiTVdk
https://www.youtube.com/watch?v=PxVfNYR04Ec
P.S.
Inne moje opowiadania fotograficzne
Inspiracje:
https://www.youtube.com/watch?v=6hYBpaiTVdk
https://www.youtube.com/watch?v=PxVfNYR04Ec
fajne :) do momentu naderwanego pudelka nie wiedzialem co bedzie, ale pudelko mnie naprowadzilo na wlasciwy trop :)
OdpowiedzUsuń