fot: Andreas Feninger |
Każdy skądś tam wyrasta. Choć nie
każdy się do tego przyznaje.
Na wielkim dębie każdy wyrasta z
jakiejś gałęzi, a ta z kolei z jakiegoś konara. Dołem korzenie.
Gdzieś tkwią w człowieku geny i kształtowanie. Czasami da się je
wypatrzeć w rzeczach ulotnych.
Jak zobaczyłem zdjęcia jednego z
fotoreporterów Life'u- Andreasa Feningera, to pomyślałem sobie-
oho, coś w tym musi być! Te zdjęcia są inne. Grafika i struktura
w nich aż bucha.
Franz, to nasz! (cytat)
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
Na razie Andreasa nie ma jeszcze na
świecie:
Karl
Karl Feninger pierwszy raz przyjechał
z Niemiec do USA wraz z rodzicami, w wieku 9 lat. Jego zdolności
muzyczne odkryto w St. Mary's College w Columbii, gdzie trafił na
dobrego nauczyciela, który skierował go w stronę kariery solisty
skrzypcowego. Zadebiutował szybko koncertem Bethovena w wieku 14
lat. Wrócił niedługo potem do ojczyzny, gdzie kontynuował studia
w Lipskim Konserwatorium. Oprócz rozwijających się perspektyw
muzyka- solisty spróbował także pracy dyrygenta.
Potem w USA wybuchła Wojna Secesyjna.
Bo to wszystko w XIX wieku było.
Młody Feninger rzuca Niemcy i jedzie z
powrotem do USA, gdzie zapisuje się do armii unionistów i służy
pod rozkazami generała Quincy Gillmoura.
Kim się czuł zatem? Niemcem?
Amerykaninem?
Krwawy konflikt na szczęście nie
wpłynął na jego dalsze losy. Po wojnie domowej wrócił do muzyki
i koncertowania. Dał kilka chwalonych występów w Nowym Jorku, a
potem pojechał do Afryki Południowej na tourné.
Wrócił do Niemiec, gdzie jego kariera muzyka rozwijała się w
najlepsze.
Kilka lat później sprawdził swoje zdolności jako kompozytor. Napisał koncerty, poematy muzyczne,
operę i symfonie, komplementowane przez samego Franciszka Liszta.
Zajął się także uczeniem gry na fortepianie. W Niemczech
wypracowywał swój dydaktyczny styl i metody, jednak już niedługo
znów przeniósł się do USA.
W Stanach został dyrektorem do spraw
muzyki w żeńskim koledżu w Stamford, gdzie pracował przez 32
lata. Opracował własny sposób uczenia muzyki, „oparty na
znajomości ludzkiego charakteru”, opisał go w książce „An
experiential psychology of music”.
Karl ożenił się
z pianistką i śpiewaczką z którą koncertował długie lata. W
1871 w Nowym Jorku urodził im się syn Lyonel Feninger.
A co to wszsystko
ma wspólnego ze zdjęciami Andreasa Feningera? Niby jeszcze nic.
Nadal jeszcze nie ma go na świecie.
Lyonel
Nowojorczyk Lyonel (używający także
imienia Leonell) po raz pierwszy odwiedził Niemcy w wieku 16 lat,
wraz z rodzicami, którzy odbywali tam trasę koncertową. Zdaje się
że kraj przodków bardzo mu się spodobał, a może nawiązał tam
jakieś dobre kontakty, bo za zgodą rodziców postanowił zostać i
studiować w Szkole Sztuk Plastycznych w Hamburgu. Młody Lyonel od
dzieciństwa dobrze rysował. Już wkrótce przeniósł się na
Królewską Akademię w Berlinie. Już tam, jeszcze jako nastolatek
nawiązywał współpracę z czasopismami, przesyłając im swoje
karykatury i obrazki. Rok później studiował już w Paryżu na
Academié
Collarosi, założonej przez włoskiego rzeźbiarza. Wytrzymał tam
siedem miesięcy i ponownie pojawił się w Berlinie, gdzie
zdecydował się na rozpędzenie swojej kariery rysownika prasowego.
Wkrótce jego rysunki satyryczne i ilustracje opanowały cztery
popularne berlińskie czasopisma.
Poznał szybko
pierwszą żonę, z którą równie szybko się rozszedł. Związał
się wkrótce ponownie z malarką Julią Berg, studentką akademii
plastycznej z Weimaru. Lyonel i Julia wyjechali niedługo potem do
Paryża, gdzie w 1906 roku urodził się syn- Andreas Feninger.
Ten rok był dla
Lyonela przełomowy także ze względu na kontakty jakie nawiązał
we Francji- z Robertem Delaunay'em i Henrim Matissem- pod ich wpływem
ze zdolnego rysownika gazetowego zaczął rodzić się artysta. Nowe
pomysły na malarstwo kiełkują w twórczości Lyonela zwrotem w
stronę kubizmu i ekspresjonizmu.
Rodzina Feningerów-
Lyonel, Julia i mały Andreas krążyła wciąż między Francją a
Niemcami, w zależności od kontraktów jakie uzyskiwał ojciec.
W 1908 roku James
Keely wydawca amerykańskiego Chicago Tribune stwierdził, że wobec
olbrzymiej niemieckiej diaspory emigrantów (stanowili wówczas 1/4
mieszkańców Chicago) musi zaproponować im coś atrakcyjnego w
swojej gazecie. Pojechał do Niemiec szukać sprawnych rysowników i
karykaturzystów, chętnych do stałej współpracy. Trafił na
Lyonela Feningera, z którym podpisał kontrakt na rysowanie komiksów
do "Chicago Tribune". Były to jedne z pierwszych gazetowych historyjek
obrazkowych, pod tytułem „Kin-der-Kids”, dzisiaj kultowe wśród
znawców wczesnego komiksu- pierwsze z wyrafinowanym, inteligentnym
humorem, drukowane w kolorze.
Sława Feningera po
obu stronach oceanu sięgnęła zenitu i wkrótce obsługiwał on
kilkanaście czasopism w Niemczech i USA.
Tymczasem Lyonel
także malował.
Lyonel Feninger, 1924. Fair use, https://en.wikipedia.org/w/index.php?curid=11168237 |
Miesiące letnie
rodzina Feningerów spędzała nad Morzem Bałtyckim- w Kołobrzegu
(Kolberg) na przykład, ale głównie jednak na wyspie Uznam, w
miejscowości Benz. Lyonel malował tam architekturę i pejzaże.
Motywy z tych wypraw pojawiały się później w wielu jego pracach,
tam szukał swojego stylu i tam cyzelował swój warsztat świetnego
obserwatora światła i cienia.
Lyonel Feninger, "Benz IV,", 1914 By Lyonel Feininger - artnet, PD-US, https://en.wikipedia.org/w/index.php?curid=39298301 |
Pierwsze wystawy jego kubistycznych obrazów odbyły się w Paryżu i Berlinie, wstąpił też do grupy artystycznej Berliner Sezession, a potem do kolejnych grup ekspresjonistów. W zainicjowanym przez siebie stowarzyszeniu Novembergruppe poznaje Waltera Gropiusa.
Tutaj brwi
czytelników- architektów unoszą się lekko do góry.
To Walter Gropius
zatrudni wkrótce Lyonela Feningera w swojej nowej szkole, zwanej
Bauhaus.
Bauhaus
Co to w ogóle był
ten Bauhaus, którego nazwa przewija się przy różnych przejawach
sztuki, architektury i kultury w XX wieku? Ba, nawet roadster Audi TT
w czasie pokazów prototypu w 1995 roku, był opisywany jako
nawiązanie do Bauhausu.
No, właściwie duża
część naszej estetycznej i architektonicznej współczesności to
są ewolucje idei Bauhausu- co ma dobre, ale też (dla niektórych) i
złe strony.
Bauhaus był,
założoną w 1919 w Weimarze przez Gropiusa - szkołą rzemiosł
artystycznych, mającą wypuszczać wszechstronnie wyedukowanych
twórców. Był szkołą realizującą częściowo realne, a
częściowo utopijne idee. Sam Gropius był socjalistą z przekonań,
jeżeli nie komunistą nawet. W swoim Bauhausie zjednoczył w całość
praktyczno- filozoficzną różne prądy i tendencje jakimi pulsował
świat lat 20-tych. Przede wszystkim prądy modernizmu i nowoczesnych
technologii.
Głównymi
założeniami Bauhausu była funkcjonalność połączona z prostotą
formy. Odrzucono wszelką ornamentację, która była dominującym
elementem architektury poprzednich wieków- budynki miały być
proste, bez ozdób, szczere w swych materiałach, nie udające
niczego. Czyste formalnie. Gropius i kadra jego szkoły kładli duży
nacisk na społeczny i psychologiczny odbiór architektury- dobro
człowieka i jego rozwój miały być nadrzędnym prawem, dlatego
należało w projektowaniu wziąć pod uwagę efekty badań wszelkich
nauk o człowieku- psychologii, biologii, socjologii, ergonomii.
Te pozytywne w swych
założeniach idee prowadziły de facto z jednej strony do starannego
przemyślenia funkcjonalności mieszkania (im to np. zawdzięczamy
dzisiejsze „eurokuchnie” w miejsce pieca i stołu naszych
prababć, a także w sporej części- wentylację, izolację i duże
przeszklenia), a z drugie strony- do „twardego”, a priori,
odrzucenia tradycyjnej architektury.
Bauhaus podkreślał
rolę społeczną architekta, jako zawodu projektującego przestrzeń,
a przez to wpływającego poważnie na stosunki społeczne, kulturę,
przyrodę i „kształtowanie człowieka”. Z jednej strony
prowadziło to do przemyślenia odpowiedzialności architektów i
urbanistów wobec społeczeństwa, z drugiej (po latach) wykształciło
dzisiejszy pop- kult tzw. stararchitektów. Czyli tych, którzy
jednym projektem powalonego muzeum w Bilbao zdolni są do
„kształtowania życia w mieście na zupełnie nową modłę”, za
co różne władze różnych innych miejscowości gotowe są wręczać
miliardowe gratyfikacje.
Prawdopodobnie pierwsza na świecie współczesna kuchnia- na zdjęciu rekonstrukcja domu idealnego "Haus am Horn" wg. Bauhausu- z 1923 roku. |
Bauhaus zauważał
rewolucyjność swojego podejścia do budowania i projektowania, więc
idee szkoły głosiły „że należy wychować nowego człowieka”
do odbioru owej architektury i sztuki. Te idee wychowawcze zrobiły
później, jak wiemy, wielką karierę od lat 30-tych do dzisiaj.
Dzisiaj co prawda nie wychowuje nas już towarzysz Stalin, ale za to
wychowuje nas na ten czy inny sposób np. Google, który żywi, broni
i zapewnia dostęp do rozrywki.
Przemyślana od nowa
funkcjonalność i sposoby budowania Bauhausu brały też pod uwagę
postęp w nowoczesnych materiałach i technologiach, jaki dokonywał
się od początku wieku, a przyspieszył jeszcze w latach I wojny
światowej.
Jak wiadomo- budowa
bunkrów znacznie rozszerzyła wiedzę o zbrojonym betonie i
możliwościach jego stosowania. Wielki postęp zanotowała też
technologia stali, nowe stopy, znacznie wytrzymalsze, pozwalające
używać cieńszych elementów. Wszystko to w Bauhausie było
wprzęgnięte w system edukacyjny.
Walter Gropius
dostrzegł też duże zalety jakie daje modularność i
prefabrykacja- przyspieszenie i potanienie budowania. I promował je,
w oparciu o dobre i przemyślane projekty. Masowej produkcji
przemysłowej było przeciwnych wielu rzemieślników, między innymi
meblarze. Gropius postanowił pogodzić obydwa żywioły i wpleść
artystyczne działanie w nowe ramy, dostosować je do nowych wyzwań.
Skłonić do współpracy przemysł z artystami.
Zasadą była też w
Bauhausie „szczerość używania materiałów”, czyli
technologiczne ich zastosowanie, z uwzględnieniem i wykorzystaniem
właściwości. A ponieważ stosowano szeroko nowe, wcześniej rzadko
używane we wzornictwie materiały- dawało to zupełnie nowe
horyzonty projektantom.
Prefabrykacja
opanowała świat i w ciągu kilkudziesięciu lat w niektórych
miejscach została rozkręcona do granic absurdu (np. w komunizmie,
ale też w modernistycznych osiedlach Europy Zachodniej), wypaczając
pierwotne zamierzenia Bauhausu, ale też, zgodnie z ideą szkoły-
pozwalając budować tanio i dostępnie.
Choć z wysoką
jakością projektowania i wykonania nie zawsze miało to coś
wspólnego.
A czy ma to coś
wspólnego ze zdjęciami Andreasa Feningera?
Może ma, a może
nie ma.
Szczerość użycia
materiałów- czyli drewna jako drewna, stali jako stali i betonu
jako betonu w późniejszych czasach została także zdecydowanie
wypaczona. Najprostszy przykład- spójrzcie pod nogi. Czy trzymacie
je właśnie na dębowym parkiecie? Czy może jednak na plastiku,
który ten parkiet udaje? Kwestia szczerości legła na ołtarzu
kosztów i została poświęcona- za czasów Gropiusa tańsze były
nie tylko materiały, ale też przede wszystkim praca.
Modularyzacja
natomiast, czyli oparcie się projektantów na pewnych podstawowych,
powtarzalnych jednostkach, a także dostosowanie ich do rozmiarów
człowieka, oraz jego możliwości ruchowych (tu ściśle wiąże się
z ergonomią)- to są podstawy dzisiejszego działania architektów.
Część z nich stała się normą, a nawet prawem określanym
przepisami budowlanymi.
Walter Gropius
zatrudnił w Bauhausie najlepszych według siebie fachowców. Za
modularyzację i systematyzację projektowania odpowiadał mistrz
budowlany Ernst Neufert. Nazwisko znane dziś każdemu
architektowi i studentowi, a przynajmniej każdemu w Europie.
Opracował on książkę „Bauentwurfslehre” czyli „Podręcznik
projektowania architektoniczno- budowlanego”, wielką książkową
cegłę nad którą pracował do śmierci, zawierała wytyczne
dotyczące projektowania z grubsza WSZYSTKIEGO. Dlatego jak teraz nie
wiesz jakie wymiary powinna mieć hala do gry w badmintona, to mówisz
do kolegi przy sąsiednim biurku- „podaj no mi Nojferta z półki”.
Dygresja:
Bauhaus został rozpędzony na cztery
wiatry za czasów nazistowskich. Już za czasów Gropiusa, w latach
20-tych szkoła była uznawana za wywrotową i dopiero wystawa z
zaprojektowanym przez Bauhaus domem wzorcowym (prawdopodobnie
pierwsze na świecie szafki kuchenne ustawione w jeden ciąg i
przykryte blatem), która okazała się wielkim sukcesem oddaliła
nieco od Bauhausu groźbę zamknięcia. Potem kiedy władze Weimaru
nie okazały się nadal zbyt przychylne- uczelnia przeniosła się do
Dessau. Gdy nastali naziści- Bauhaus został zamknięty. Spora część
jego wykładowców wyemigrowała do USA, jednak jeden- Ernst Neufert
właśnie, został doceniony przez hitlerowców.
Albert Speer zlecił Neufertowi
opracowanie norm prawnych dla budownictwa. Co lepsze- Ernst Neufert
trafił na tzw. „Gottbegnadeten-Liste”.
Nie wiecie co to jest? Ja też nie
wiedziałem. To lista „Obdarzonych łaską Bożą (w III Rzeszy)”-
artystów NIETYKALNYCH, stworzono ją na polecenie Hitlera. Owi
artyści byli zwolnieni ze służby w Wehrmachcie i przez całą
wojnę mieli służyć sprawie państwowej. Trafiło na nią 1041
twórców, architektów, malarzy, kompozytorów i filmowców. Dzięki
stworzeniu tejże listy i za pomocą jej członków Ministerstwo
Propagandy i Oświaty jeszcze w 1945 roku nakręciło najdroższy w
swojej historii propagandowy film wojenny „Kolberg”, zamiast
wysłać filmowców na front.
Koniec dygresji.
Bauhaus stawiał na
zniesienie podziałów pomiędzy artystą, rzemieślnikiem i
przemysłowcem. Współdziałanie wszystkich specjalistów we
wspólnym dziele tworzenia.
Zauważa się
dzisiaj głównie technologiczną wartość tego pomysłu-
zjednoczenie procesu projektowego w zespołach, grupach fachowców
różnych branż, które wspólnie opracowują budynek czy przedmiot
użytkowy, łącząc swoje umiejętności, współdziałając i
inspirując swoją pracę. Jednak w pewnym sensie było to też
emanacją egalitaryzmu, w stronę którego świat skierował się po
I wojnie światowej.
Emancypacja kobiet,
wobec zniknięcia facetów, którzy zaszyli się na kilka lat w
okopach i masowo ginęli, także równość wobec śmierci, jaką
większość europejczyków doznała na własne oczy, wpłynęła na
zmniejszanie się różnic klasowych i ogólnie- kontakty pomiędzy
pracownikami a pracodawcami.
Bauhaus naciskał na
edukację wszystkich branż- projektantów, rzemieślników,
wykonawców- pod każdym kątem. Łączył twórców w
interdyscyplinarne zespoły. Łączył sztukę i naukę w jedno, w
spójnej filozofii kształcenia.
Oczywiście,
niektóre z postulatów tej szczytnej idei tworzenia nie zostało
wcale zrealizowanych. Choćby postulat „wprowadzania do
formy architektonicznej warunków regionalnych, klimatów,
krajobrazów i zwyczajów mieszkańców”. Nawet w samym budynku
szkoły, która w 1929 roku przeniosła się z Weimaru do Dessau i
zbudowała cały kampus (istniejący do dziś) według własnych
założeń. Małe pytanie: czy tenże kompleks ze względów na
„warunki regionalne, klimat, krajobraz” nie mógłby stanąć w
jakimkolwiek INNYM kraju? Mógłby. Modernizm, odrzucając tradycyjne
formy stworzył „styl międzynarodowy”, dziś powszechnie
akceptowany, ale mający często mało wspólnego z „warunkami
regionalnymi, klimatem, krajobrazem”.
Budynki Bauhausu w Dessau, proj. Walter Gropius z zespołem, 1926. Fot- Wikipedia |
Budynek warsztatów Bauhausu w Dessau, proj. Walter Gropius z zespołem, 1926. Fot- Wikipedia |
Nie wszystkie te nowoczesne idee były
realizowane w samym Bauhausie, nawet podczas jego istnienia.
Dlaczego? Hm. No cóż- twórcy to na ogół indywidualiści.
Tutaj przytoczymy znany w środowisku
dowcip, autorstwa Krzysztofa Gol' a Piotrowskiego:
Spotyka się dwóch architektów na
ulicy. Jeden jest z dzieckiem.
- O cześć stary, kopę lat! Nie
widzieliśmy się chyba od studiów! Poznaj- to jest mój syn.
- Cześć! Hm...- (krytyczne
spojrzenie)- JA BYM GO ZROBIŁ INACZEJ.
Dzisiaj wygodnie pisze mi się krytykę
Bauhausu, kiedy jestem mądrzejszy o całe stulecie. Każdy może być
taki krytyczny jak trochę pożyje.
Niemniej Bauhaus, choć nieco
idealistyczny, wyznaczył drogę do współczesnego projektowania,
współczesnego kształcenia artystów i techników i do
współczesnego mieszkania. De facto stworzył podwaliny
wnętrzarskiego stylu międzynarodowego w duchu IKEI. Z mebli projektowanych w latach 20-tych w Weimarze da się dzisiaj złożyć ABSOLUTNIE WSPÓŁCZESNE wnętrze. No, może pozbawione telewizora.
proj. Marcel Breuer, lata 20-te. |
Fotel D42 proj. Mies van der Rohe, lata 20-te |
Kołyska dla dziecka, proj. Peter Keller, lata 20-te. |
Jeżeli
jesteście zwolennikami modernizmu- możecie być tej szkole
wdzięczni. Jeżeli jesteście tradycjonalistami- być może- nie.
Lyonel Feninger został w 1919 roku
zatrudniony w weimarskim Bauhausie jako wykładowca technik
drukarskich i szef warsztatów druku. Opracowywał liczne wydawnictwa
szkoły i uczył młodych grafików. Po przenosinach szkoły do
Dessau dostał, tak jak i inni „mistrzowie- wykładowcy” swój
własny dom w szkolnym kampusie. Jednak z biegiem lat własna
twórczość zaczęła pochłaniać Lyonela Feningera coraz bardziej
i już w 1926 roku prosił Gropiusa o zwolnienie z funkcji. Za jego
namową wytrwał w szkole do 1932 roku.
Andreas
I tu wreszcie, po wielowersowym
przygotowaniu gruntu, przechodzimy do najmłodszego z Feningerów. W
czasie gdy jego ojciec zatrudnia się w Bauhausie Andreas ma 16 lat.
Uczęszcza do szkoły w Berlinie, gdzie Feningerowie emigrują z
Francji, ale wkrótce ją rzuca. Kiedy w Weimarze jego ojciec
obejmuje katedrę druku, Andreas zamiast do szkoły powszechnej
chodzi na zajęcia Bauhausu, gdzie kończy kurs stolarza meblowego.
Gdy szkoła rzemiosł przenosi się do Dessau Andreas Feninger zapisuje się na
studia architektoniczne w pobliskim Zerbst.
Jest to ciekawe, i świadczy o
niezależności młodego artysty, który nie wybiera najłatwiejszej
drogi, jaką byłoby zapisanie się na kursy Bauhausu do Waltera
Gropiusa, albo słynnego Miesa van der Rohe.
Niemniej szkoła Gropiusa wywiera na
nim jednak poważny wpływ- to tam uczy się robić zdjęcia, a za
sąsiada w Dessau ma samego László Moholy-Nagy'a, wykładowcę
fotografii i słynnego już wtedy artystę.
Na początku lat 30-tych młody
Feninger rozpoczyna pracę w zawodzie architekta. Projektuje w
Niemczech kilka domów. Wzorem dziadka i ojca nie usiedzi jednak w
jednym miejscu- przenosi się do Paryża, gdzie zatrudnia się u
samego Le Corbusiera, czyli Charlesa Paula Jeanneret'a- dzisiejszą
ikonę modernizmu, a wtedy wziętego projektanta i wizjonera.
Corbusier zrewolucjonizował spojrzenie, na architekturę jeszcze
bardziej niż Bauhaus- jego idee miast-ogrodów i potraktowanie
budynków jako „maszyn do mieszkania” zawładnęły myślami
architektów i urbanistów na następne dziesięciolecia.
Feninger wytrzymuje w Paryżu osiem
miesięcy i za namową swej dziewczyny przenosi się do Szwecji.
Podejmuje pracę w biurze architektonicznym, ale fotografia pociąga
go coraz mocniej. Skupia się na zdjęciach architektury czym zyskuje
popularność, zostaje uznanym specjalistą od techniki
fotograficznej, zajmuje się pracą w ciemni i wykorzystaniem długich
ogniskowych.
Ale robią się już późne lata
30-te. W Europie zaczyna się ferment i wszyscy mówią o wojnie.
Andreas, syn niemieckiej Żydówki wyjeżdża do Ameryki.
fot: Andreas Feninger |
Lyonel
Tymczasem po skończeniu pracy w
Bauhausie w połowie lat 30-tych Lyonel Feninger- ojciec Andreasa na
zaproszenie władz Haale i dzięki ich stypendium, przez kilka lat
maluje ekspresjonistyczne, piękne widoki miejskie, które trafiły
do tamtejszego muzeum i ratusza i zyskały uznanie krytyków.
Lyonel Feninger, Katedra w Halle 1931 Von Lyonel Feininger - Eigenes Werk (own photograph), Gemeinfrei, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=19971736 |
Niedługo tam powisiały
Naziści zamknęli Bauhaus i zajęli
się organizowaniem swojego podwórka wedle własnej modły. Obrazy
kubistyczne i ekspresjonistyczne zostały uznane za sztukę non
grata, a sam Feninger i jego żona zaczęli mieć kłopoty. W 1937
roku na polecenie hitlerowców zorganizowano wielką wystawę w
Monachium, pod tytułem „Sztuka zdegenerowana” („Entartete
Kunst „) na którym obrazy Lyonela zawisły na poczesnym
miejscu. W tym samym roku Feninger wraz z żoną, dzięki pomocy
swojego marszanda, wyjechali do USA.
Mimo początkowego poczucia alienacji,
po kilkunastu latach spędzonych poza miejscem urodzenia, Lyonel
powoli zyskiwał sławę i wtapiał się w środowisko amerykańskich
malarzy. Jego ulubionym „tematem” stał się Manhattan, gdzie
malował akwarele i robił zdjęcia. W 1944 roku, dzięki poznanemu
Fernandowi Legere' owi zorganizował swoją wystawę retrospektywną
w Museum of Modern Art, z obrazami przywiezionymi z Niemiec i tymi
malowanymi już w Ameryce. Wkrótce zyskał uznanie środowiska i w
1947 roku został prezesem „Federacji amerykańskich malarzy i
rzeźbiarzy”.
W latach 50-tych odzyskał należną
sławę także w Niemczech, jednak wiele z jego obrazów z okresu
przedwojennego zostało bezpowrotnie zniszczonych przez hitlerowców
lub utraconych w wojennym wirze.
Fotograf
Andreas Feninger- syn Lyonela,
zdeklarowany fotograf z architektury rodem, rozpoczął w USA nową
karierę. W Szwecji jeszcze dopracowywał technikę fotografowania,
zwłaszcza użycie superteleobiektywów. Podobnie jak u ojca- Nowy
Jork został jego ulubionym amerykańskim motywem i poświęcił mu
większość ze swoich zdjęć. Na jego fotografiach Manhattan
przyjmuje ten ikoniczny, uwznioślony wyraz z jakim to miejsce
dzisiaj kojarzymy- staje się symbolem cywilizacji. Strukturą
wzniesioną rękami człowieka, która staje się równa
monumentalnym pejzażom natury.
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
Bo struktura, to coś co Andreas
Feninger wydobywa ze wszystkich swoich kadrów.
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
Fascynowały go miejskie pejzaże i
budynki, które fotografował wielce efektownie, niemal jakby była
to reklama miasta, ale interesowała go także natura, strukturalność
jej wytworów w skali mikro i makro.
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger, szkielet żmiji. |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
Jego zdjęcia były doskonałe
technicznie i wyraziste. De facto były zdjęciami dokumentalnymi.
Miały w sobie pewien podziw, szacunek dla świata. Zachwyt, który
przekazywał widzowi.
„Realizm i superrealizm to coś,
co popieram. Świat jest pełen rzeczy, które oko nie dostrzega.
Aparat może zobaczyć więcej, i czasem dziesięć razy lepiej”
„(..)tak jak język mówiony czy
pisany można wykorzystywać albo w inteligentny sposób celem
poszerzenia wiedzy, wymiany myśli, duchowego rozwoju, albo marnować
na bezsensowne plotki, tak i fotografia może przekazać odbiorcy coś
cennego lub też zmarnować jego czas na nic nie warte bla-bla-bla.
Najistotniejszą cechą fotografii jest zatem jej treść”
Andreas Feninger
Feninger pracował
z początku dla agencji Black Star Picture, dla której robił
wszelkiego typu reportaże na zlecenie. Później poznał Wilsona
Hicksa, szefa działu fotograficznego w czasopiśmie „Life”,
który zaproponował mu współpracę. Andreas po dwóch latach
został fotografem etatowym. Pod skrzydłami „Life” miał duże
pole swobody i poświęcał się temu co lubił najbardziej-
fascynującej dokumentacji świata techniki i przyrody. Przepracował
w gazecie ponad 20 lat, w trakcie których zamieszczono tam kilkaset
jego fotoreportaży i zdjęć okładkowych. De facto styl fotografii
Feningera wpisywał się idealnie w założenia gazety, która
powstała dla czytelników:
„Aby
mogli zobaczyć życie; zobaczyć świat, naocznych świadków
wielkich wydarzeń, oglądać twarze biednych i gesty dumnych.
Zobaczyć dziwne rzeczy - maszyny, wojska, tłumy, cienie w dżungli
i na Księżycu; Zobaczyć dzieła człowieka - jego obrazy, wieże i
odkrycia. Aby mogli zobaczyć rzeczy odległe o tysiące mil, rzeczy
ukryte za murami i wewnątrz pomieszczeń, rzeczy zbyt niebezpieczne
aby samodzielnie do nich pojechać. (...) Aby mogli widzieć i
cieszyć się widząc. Widzieć i być zachwyconymi. Zobaczyć i być
pouczonymi.
Henry Luce, założyciel
„Life'u” jako magazynu fotoreporterów.
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
fot: Andreas Feninger |
Andreas Feninger z biegiem lat odkrywa
w sobie talenty pisarza i dydaktyka. Za namową Hicksa wydaje w 1945
roku pierwszą swoją książkę „Feninger o fotografii”. Później
pisze następne. Gdy w 1962 odchodzi z magazynu „Life”, żeby
zająć się własną twórczością ma ich na koncie już
kilkadziesiąt. W Polsce, jeszcze za komunizmu ukazała się jego
„Filozofia fotografowania”. Publikuje poradniki i analizy
fotograficzne do końca życia.
Czy edukacja młodzieńcza w Bauhausie,
wpływ rodziny, która nigdy nie zagrzała dłużej miejsca, zawodowe
wykształcenie, miało wpływ na zdjęcia Andreasa Feningera?
Oceńcie to sami.
fot: Andreas Feninger |
Ale według mnie nawet jego
najsłynniejsze- ikoniczne zdjęcie, przedstawiające fotoreportera
Denisa Stock'a z aparatem Leica, zdjęcie które przerosło sławą
zarówno sławę samego Stock'a (późniejszego fotografa Magnum),
jak i sławę innych zdjęć Feningera, mogę określić jednym
stwierdzeniem: „jak z Bauhausu”.
Fabrykant
Źródła i
źródełka:
„The Great Life
Photographers”- praca zbiorowa edytorów „Life'u”
Różne nudne
książki o architekturze, jakie trzeba było czytać na studiach.
Ładne, współczesne wanny spa w stylu Bauhausu:
https://hotspring.com.pl/katalog-wanien-spa/
https://hotspring.com.pl/katalog-wanien-spa/
Na półce od lat mam "Naukę o fotografii" - jedną z pierwszych książek z których się fotograficznie edukowałem. I dopiero teraz pokojarzyłem autora...
OdpowiedzUsuńJa nie miałem tej książki, ale stała na półce u kolegi. I też nie wiedziałem nic o autorze. Przaśne wydanie książki i niemieckie nazwisko kojarzyło mi się do tej pory z NRD.
Usuńdobry artykuł - dużo dobrych zdjęć - najbardziej podobała mi się oczywiście goła żmija!
OdpowiedzUsuńbo pan z aparatem ma jakieś przerażająco nierówne oczy...
Goła żmija perwersyjna! Wiedziałem że z Pana Szanownego to reptiliolog jak się patrzy! A jak się nie patrzy- to nie.
Usuńswoją drogą to ten goły śmigłowiec wygląda niezmiernie podobnie do tej gołej żmii - tylko łeb ma inaczej zakończony; teraz to ze mnie helicoptiliolog!
UsuńA propos modularności i prefabrykacji w architekturze (hasła Bauhausu) to jak Poznański budowałswój pałac w Łodzi, to jego architekci zamówili we Wiedniu modularne, prefabrykowane elementy ozdobne do fasady. A były one tańsze i szybciej dostarczane niż rzemieślniczo robione...
OdpowiedzUsuńFeninger - jedna z moich fotograficznych miłości :)
OdpowiedzUsuńBył jeszcze czwarty Feninger- T.Lux Feninger, brat Andreasa, także fotograf, także kształcony w Bauhausie. Ale nie napisałem o nim w artykule ani słowa, stwierdzając że trzech Feningerów to aż nadto. T.Lux jest ewentualnym tematem na osobny wpis ;) Bardzo ciekawy.
Usuńswietne zdjecia i swietny artykul, nie wiedzialem tez o Bauhausie a bardzo mi sie podobaja jego "wytwory"
OdpowiedzUsuńtylko nie lubie slowa "modularne" bo "modulowe" znaczy to samo, a nie jest takim dziwolagiem :)
oczywiscie, ze artykol powinien zawietac tez pana T.Lux-a :) czyzby on wymyslil pomiar swiatla w luxach?
Dziękuję!
UsuńKażdy jakoś się przyzwyczaja do słów. "Modularne" biorę z architektonicznego określenia, zwłaszcza że wzorzec- schemat proporcji człowieka jaki narysował słynny Le Corbusier zwał się "modulorem".
Ten T.Lux to miał niezłą ksywę, co nie? To z pseudonimu było, żeby się odróżnić od ojca- malarza. Może kiedyś się napisze.
a jeszcze dzis sobie czyszcze w srodku telewizor i patrze...
Usuńhttp://mreq.republika.pl/1/bauhaus1.jpg
kurcze jak bym wiedzial wczesniej to bym nie brudzil :) moze jest warty miliony :)
pewnie ze fajna :)
OdpowiedzUsuńi są cycki :)
OdpowiedzUsuń