Fot. Steve McCurry. |
Ręka w górę, proszę!
No, parę rąk się podniosło...
Huzia na Steva Mc Curry'ego. Znany
dotąd jako bardzo znany fotoreporter National Geographic został
znanym oszustem.
Napisałem już o tym wpis, gdzie dwóch
moich alter egów dyskutowało na ten temat, ale jeszcze napiszę, bo
to polowanie z nagonką dalej trwa.
Fot. Steve McCurry, Kuba. |
Na włoskiej wystawie zdjęć fotografa
odkryto, że niektóre jego zdjęcia są retuszowane- za pomocą
klonowania wykasowano z nich przechodnia, napisy na murach i znak
drogowy w mało widocznym tle. Na tapetę wzięto potem wszystko co
było dostępne z dorobku McCurry'ego i przeanalizowano zmiany jakie
podlegały jego zdjęcia. Na niektórych z nich widać wyraźną
obróbkę i zmiany pewnych istotnych elementów, a nawet znikanie
pewnych postaci (usunięto już z sieci najbardziej ostry przykład retuszu jakim było wykasowanie jednego z piłkarzy z poniższego zdjęcia).
Fot. Steve McCurry |
Zmian na zdjęciach dokonali współpracownicy fotografa,
zajmujący się obróbką jego klatek. Jeden z nich został z tego
powodu zwolniony.
Fot. Steve McCurry |
Czy słusznie?
Fotografia straciła cnotę już dawno.
Nie było to wcale wtedy, gdy sowieccy komuniści retuszowali zdjęcia
przywódców, tak aby zdało się, że niektórzy z nich nigdy nie
istnieli. To się stało wtedy, gdy wynaleziono ciemnię
fotograficzną. Od tamtych czasów można fotografię poprawiać. I
się ją poprawia.
-Nie wolno! To zbrodnia na prawdzie!-
zakrzykną puryści.
-Nie wolno, ale można- odpowie dzielny
wojak Szwejk podczas osudov za světove
valky.
Różnych rzeczy nie wolno, wedle
różnych zasad
Ludzie najbardziej nie lubią
różnych rzeczy.
Krzysztof
Gol- Piotrowski
Nie wolno na przykład retuszować
elementów zdjęcia w fotografii reporterskiej
Ale w fotografii artystycznej- już
można.
No to teraz powiedzcie gdzie przebiega
granica.
Ansel Adams- nie opisałem tego we
wpisie o nim na Fotodinozie- za młodu wlazł był na masyw Half Dome
w dolinie Yosemite targając ze sobą skrzynkowy, wielkoformatowy
aparat i zrobił zdjęcie górom zakładając na obiektyw czerwony
filtr. Filtr ten wzmocnił kontrast nieba i podkreślił profil
grani.
Fot. Ansel Adams "Monolith, Yosemite" |
W późniejszym czasie, u szczytu
kariery, uznał fakt użycia filtra za zbrodnię i ogłosił manifest braku
manipulacji filtrami i deklarację przedstawiania świata takim jaki
on jest. Grupa fotograficzna f/64, którą założył miała w
założeniach tworzenie „czystej i prostej fotografii”, odwzorowującej świat bez tricków.
Nie przedstawił tylko manifestu braku
manipulacji w ciemni.
Sądząc po późniejszym dziele Ansela
Adamsa, o którym się już pisało- „Wschód księżyca,
Hernandez, New Mexico” i po tym jak było ono później przez wiele
lat przez niego interpretowane na odbitkach (nadal z tego samego
negatywu)- działania w ciemni z powodzeniem zastępowały mu
wszystkie filtry świata.
Ansel Adams. Nad nim odbitka zdjęcia z lat 40- tych i o 30 lat późniejsza. |
No i pytanie pierwsze- czy Adams żył
w prawdzie, czy też był hipokrytą?
No i pytanie drugie: czy jego zdjęcia
to fotografia artystyczna, czy może dokumentacyjna? W National
Geographic też była szeroko i wielokrotnie publikowana- zupełnie
tak samo jak zdjęcia Steve'a Mc Curry'ego.
No i pytanie trzecie: czy Adams jest
przez swoje manipulacje w ciemni gorszym fotografem niż inni?
Bardziej kłamał?
I czy w ogóle to było kłamstwo?
A gdzie jest prawda?
Bo jakoś mi się wydaje, ze na
fotografii może jej nie być WCALE. I nie potrzeba do tego
Photoshopa, ani manipulacji w ciemni. Wystarczy kadrowanie.
Wystarczy kierować obiektyw w
odpowiednią stronę, by ukryć całe zło tego świata i stworzyć
estetyczny raj na ziemi, cud i samą łagodność.
Wystarczy przesunąć się dwa kroki,
by podkreślić cały mroczny syf tego padołu, jego smutek i
brutalność i jego bezmiar krzywd.
To proste. I każdy kto przyłożył
oko do wizjera dokonuje selekcji swojej własnej prawdy, zanim
jeszcze wejdzie do ciemni, albo usiądzie przed monitorem komputera z
zamiarem retuszowania.
Fotografia potrafi udowodnić wiele
nieprawdziwych tez. Tezę o tłumie na manifestacji, tezę że miasto
jest piękne, albo tezę, że wszyscy przeciwnicy polityczni mają
non stop wykrzywione w złości głupie miny.
Da się te tezy fotografią obronić-
wystarczy przejrzeć dowolne gazety.
A czy fotoreporterzy tych gazet żyją
w prawdzie?
A czy fotografowie tych gazet nie są
takimi mniej więcej oszustami jak Steve McCurry?
Niech każdy, kto równa z ziemią
znanego fotoreportera National Geo odpowie sobie sam na te pytania, a
potem niech rzuca kamieniami ile wlezie.
Nie zgłębiłem
kiedy powstał pierwszy kodeks fotoreporterów, nie wiem nawet czy
jest to do zgłębienia, ale ten najbardziej znany, na którym większość
późniejszych się wzoruje pochodzi z Krajowego Związku
Fotoreporterów Prasowych USA (National Press Photographers
Association). Związek ten powastał w 1946 roku:
Kodeks etyczny
Fotografowie i osoby zarządzające procesem
produkcji informacji wizualnych mają obowiązek:
- Zachować dokładność i bezstronność podczas relacjonowania zdarzeń.
- Nie poddawać się manipulacji ze strony organizatorów aranżowanych „fotookazji”,
- Dbać o kompletność przekazu odpowiedni kontekst fotografii. Unikać stereotypowego przedstawiania określonych osób i grup. Nie uzewnętrzniać na zdjęciach własnych przekonań.
- Traktować fotografowane osoby z szacunkiem i godnością. Okazywać szczególne względy i współczucie ludziom dotkniętym różnego rodzaju nieszczęściami. Nie naruszać granic prywatności osób pogrążonych w bólu, chyba że bardzo ważny interes społeczny uzasadnia takie zachowanie.
- Podczas fotografowania nie ingerować w sposób świadomy w bieg wydarzeń, nie zmieniać wyglądu sceny i nie szukać możliwości ingerencji.
- Dbać o to, by obróbka fotografii nie naruszała integralności obrazu, jego treści ani kontekstu. Nie manipulować obrazami ani nie dodawać do nich dźwięków, które mogłyby wprowadzać odbiorców w błąd albo powodować niewłaściwą interpretację zdarzeń.
- Nie płacić informatorom ani fotografowanym osobom ani nie wynagradzać ich w żaden inny sposób za udzielanie informacji i możliwość fotografowania.
- Nie przyjmować podarunków, przysług ani pieniędzy od ludzi, którzy chcieliby mieć wpływ na kształt dziennikarskiej relacji.
- Nie przeszkadzać świadomie w pracy innym dziennikarzom.
Fotograf prasowy powinien:
- Pilnować, żeby sprawy publiczne były załatwiane w sposób jawny. Bronić prawa dziennikarzy do dostępu do informacji.
- Szukać w psychologii, socjologii, naukach politycznych i sztuce inspiracji do tworzenia nowych sposobów patrzenia na świat i prezentowania zdarzeń. Pracować z nieustającym zapałem do rejestrowania aktualnych wydarzeń i wykazywać entuzjazm dla nowoczesnych mediów wizualnych.
- Bronić swobodnego i nieograniczonego dostępu do fotografowanych osób, proponować inne rozwiązania w miejsce zbyt powierzchownych lub pospiesznych, dbać o różnorodność punktów widzenia i pokazywać problemy w nietypowych i niepopularnych ujęciach.
- Unikać działalności politycznej, społecznej i gospodarczej oraz innych zajęć, które mogłyby ograniczać niezależność dziennikarza albo sprawiać wrażenie, że ją ograniczają.
- Zachowywać się dyskretnie i skromnie w kontaktach z fotografowanymi osobami.
- Szanować integralność momentów fotograficznych.
- Dawać dobry przykład innym dziennikarzom i dbać o zachowanie wysokich standardów sformułowanych w niniejszym kodeksie. W sytuacjach, w których istnieją wątpliwości co do tego, jakie zachowanie jest właściwe, szukać rady u osób przestrzegających najwyższych norm etycznych.
- Fotografowie prasowi powinni także nieustannie doskonalić
swoje rzemiosło i podnosić standardy etyczne obowiązujące w
branży.
Wczytując się pilnie w te podpunkty i
obserwując świat dookoła można stwierdzić, że standardy te w
mniejszym lub większym stopniu łamane są nagminnie.
Kodeksy reporterów mówią o dawaniu
świadectwa prawdzie. O niemanipulowaniu obrazem. Mówią też o tym,
że reporter ma być obserwatorem, a w żadnym wypadku nie
inicjatorem wydarzeń. Nie ingerować. Rejestrować.
Gdzie w tym wszystkim mieszczą się
fotoreporterzy wojenni? Też mają nigdy nie ingerować w zastaną
sytuację? Nie stawać nigdy w obronie fotografowanych ludzi?
Naciskać spust w milczeniu? Pewnie zwykle tak się to dzieje.
Fajnie, ale czasami kończy się to
samobójstwami ze względu na wyrzuty sumienia i traumę (np. Kevin Carter, można o nim poczytać tutaj)
Gdzie w tych kodeksach mieszczą się
paparazzi? Na przykład ci, którzy ścigali Dianę i Dodiego Al
Fayed, aż do wypadku w tunelu? To też są nieingerujący
fotoreporterzy?
Zostawmy paparazzich, zresztą.
Pytania i tak się nasuwają.
Mieszanie z błotem Steva McCurry'ego
jest łatwe i proste. Głównie dlatego, że został przyłapany. No
i że nie poczuwa się specjalnie do winy, jako że to nie on, a jego
asystent te zdjęcia retuszował, a zdjęcia były jego impresjami z
Kuby. Czy warto jednak wytaczać armaty na znanego fotografa?
W moim odczuciu McCurry więcej mógł
w swym życiu nagrzeszyć kierując obiektyw nie w tę stronę co
powinien, niż pozwalając na wyretuszowanie przechodnia ze swojego
zdjęcia z Kuby.
Nagrzeszył mniej więcej tak samo jak
każdy fotograf.
Fotografowie mają zdecydowane
tendencje do kierowania obiektywów w stronę rzeczy NIETYPOWYCH.
Osobliwych wyróżniających się i znaczących. Intensywnych,
zwracających uwagę. Jak możemy zatem wymagać by fotografia
opowiadała nam szczerą prawdę o nudnym na ogół świecie, skoro
nie mielibyśmy ochoty tej prawdy oglądać. Chcemy oglądać same
fajerwerki.
Dekalog reporterów jest projekcją,
wyrazem pewnych złudzeń, jakie chcielibyśmy mieć na temat
fotografii. Chcielibyśmy, żeby opowiadała nam prawdę, całą
prawdę i tylko prawdę, tymczasem opiera się ona na- jakby tego nie
nazywać- iluzji.
Ja też bym tęsknił za prawdą
szczerą w fotografii. Też bym chciał, żeby wszystko było
przepięknie.
Też uważam, że należy usuwać z
różnych konkursów retuszowane zdjęcia, o ile regulamin ich nie
dopuszcza. Ale tu kryteria są jasne- chcesz brać udział w jakimś
World Press Photo- nie retuszuj. To rodzaj zawodów sportowych w
artystycznym medium.
Nie należy jednak popadać w przesadę
w żadnej dziedzinie i spodziewać się rzeczy niemożliwych.
Na przykład tego, żeby ludzie byli
ideałami. Albo tego, żeby dziedzina oparta na iluzji i działaniu
artystycznym poddała się ścisłym kryteriom.
Fabrykant
dyrektor kreatywny, coś mało ostatnio
walnięty o sprzęty, ale poczekajcie do jakichś kolejnych wpisów
to wam pójdzie w pięty.
kombinacje wszędzie i na każdym kroku, nawet tam, gdzie ich być nie musi, w sporcie, w emisji spalin, w fotografii, w umowach z bankiem - ludzie już chyba inaczej nie umieją...
OdpowiedzUsuńdawać jakieś sprzęta!!!
Coś tam będzie. Pisze się.
UsuńA co Szanowny Pan by wolał? Solidny opis pojedynczego zabytku, czy też może Top Five jakichś starych gratów?
poproszę o jedno i drugie, ale jeśli mam wybierać, to top fajw!
UsuńSam prezes użył kiedyś na takie mccurrowanie pięknego słowa - absmak. Wszystko jest ok, prawda nie istnieje, wiadomo, to tamto abo i nawet totamto, ale w powieki coś tam się sypło, i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Zgrzyta.
OdpowiedzUsuńA w ogóle to niezmiernie interesujący, acz mocno przegadany blog o fotografii. Tak trzymać, studiowałem w Łodzi, więc patrząc na Twoje kadry odnajduję w sobie te małe drobinki lodzermenscha, fajne to.
Przytyk ostatni: przeglądając te walnięte sprzęty, za dużo jest aparatów z kokosa (eosów czy tam innych takich tam tu-wciśnij-tam-pokręć i posłuchaj czy pik-pik), a za mało kanciastych blaszaków na trybach i sprężynach.
Prosta sprawa- nie znam się na nich, na tychże blaszakach mechanicznych. Zaczynałem od elektroniki i na niej skończyłem. Zresztą blogów o manualach jest pewnie trochę. Jak mi się skończą tematy elektroniczne, to może rozszerzę krąg zainteresowań.
UsuńPrzegadanie jest naturą tego pisania. Postanowiłem się nie powstrzymywać.
A absmak jakiś jest, rzeczywiście.