Fotografia
to opowiadanie poezją o prozie życia. Fotografowie wojenni wiedzą
coś o tym. Brudna i zła, wojna musi być tak przedstawiona, by
uderzyć widza w czuły punkt, sprawić by przeniósł się oczami
wyobraźni do sytuacji, jakie zarejestrował fotoreporter. Wtedy
powstają dobre zdjęcia. Takie które się zapamiętuje.
Powiem
to szczerze- Robert Capa, jeden z najbardziej znanych fotoreporterów
wojennych, prekursor, człowiek nieustraszony, człowiek który
poświęcił życie dla sprawy pokazywania światu rzeczywistości
wojny- nie jest moim ulubionym fotografem.
Doceniam
jego wkład, doceniam jego pracę. To cholernie ciężkie musiało
być, trudne i niebezpieczne. Facet brał udział w 5-ciu wojnach,
poczynając od hiszpańskiej wony domowej (1936) aż do śmierci w I
wojnie indochińskiej (1954). Jego biografia jest niesamowita, nawet
ta z Wikipedii (polecam gorąco, choć był w młodości wrednym
komunistą), coś jak film przygodowy:
Wszyscy,
prawdopodobnie wszyscy, znają jego zdjęcia z inwazji na Normandię,
robione pod ostrzałem, z najwyższym poświęceniem.
Robert Capa |
Być może wiecie o tym fakcie, że zdjęcia z D-Day zostały przesłane w rolkach do redakcji „Life'u” (Można by rzec, że „Life” był takim ówczesnym CNN), gdzie laborant- patałach tragicznie je przegrzał przy suszeniu, maksymalizując kontrasty i ziarno. Dlatego są takie „brudne” i słabo czytelne. Uratowano z klisz co się dało, choć w zamyśle Capy miało to zapewne wyglądać inaczej.
Niestety,
zdjęcia Capy, choć historyczne i epokowe, nie wzbudzają jakoś
mojego najwyższego entuzjazmu estetycznego („ja, na kolana padłszy, zaraz tyż
prędko poszedłem”- cytat).
Najbardziej
trafia do mnie to jego zdjęcie, które znalazłem w „Małej
historii fotografii”. Robione prawdopodobnie w chwili względnego
spokoju, kiedy jatka ataku już się przetoczyła. Jako pesymiście
(wesołemu pesymiście) podoba mi się uderzający przekaz tego
zdjęcia, obrazujący doskonale Daremność. Wojenną daremność
wielu wysiłków:
Capa,
razem z Cartier- Bressonem założył wiekopomną agencję fotografów
Magnum. Chwała mu za to. A do annałów i kronik, wielokrotnie
cytowana, przeszła jego sentencja:
„Jeśli
zrobiłeś kiepskie zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco
blisko”
Chwytliwa
i prowokacyjna sentencja, którą blogerzy i portale foto umieszczają
w „10-ciu najważniejszych cytatach o fotografii” i traktują
jako przykazanie.
To,
między innymi, dzięki niej wszyscy pchają się z obiektywem
rozdając kuksańce łokciami, żeby być w samym centrum wydarzeń.
„Jeśli zrobiłeś kiepskie zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco blisko”
A
to przecież nieprawda jest.
A
przynajmniej- jest to prawda połowiczna.
Zastanawiałem
się dłuższą chwilę jakie można dać przykłady kontra. I
stwierdziłem, że dobrą kontrą jest zdjęcie jego brata- Cornella
Capy, także fotografa.
Cornell,
zwany „le petit Capa”, młodszy brat Roberta, mniej znany, bo nie
rzucał się w wiry wojenne, ale jednak znany, bo fotografujący dla
„Life'u”.
Miał
do fotografowania nieco inne nastawienie niż awanturniczy brat.
Skupiał się bardzo często na „ogóle”, a nie na szczególe. O
swojej pracy powiedział:
„Nie
fotografowałem nigdy pejzażu, jeśli nie był częścią
opowiadanej historii. Jeśli widziałem chłopa pracującego na polu-
pracującego z widoczną trudnością- wtedy robiłem zdjęcie chłopa
na polu. Ale nigdy nie robiłem zdjęcia samego pola bez chłopa”.
Czy
Cornell robił gorsze zdjęcia niż jego brat? Mnie podobają się
bardziej, choć oczywiście, były robione w łatwiejszych
okolicznościach. Niektóre portrety Cornella Capy, są dosłownym
zaprzeczeniem głośnej teorii jego brata: „...nie byłeś
wystarczająco blisko”. Nie był blisko. I udawało mu się.
To
zdjęcie może być ikoną:
Portret
Aleca Guinness'a 1952 (zanim jeszcze został Obi Wan Kenobim):
Niektórzy
powiedzą że nie jest to portret. No, może i nie jest. Ale ten
nieportret mówi bardzo wiele o portretowanym. Niezależnie od tego
czy zdjęcie jest pozowane, czy też podchwycone spontanicznie-
jednak Alec Guinness zgodził się do niego pozować w ten sposób.
Co
ja czytam o Guinessie z tego zdjęcia? To:
Człowiek
lubiący spokój
Marzyciel,
może nawet romantyk
Niekonwencjonalny
Elegancki
Nie
bojący się ośmieszenia.
Może
wy wyczytacie tam jeszcze inne rzeczy. Nie wiem czy to dużo, ale
wiele portretów nie mówi nam zupełnie nic o portretowanych
osobach, a to zdjęcie jest pod tym względem wyjątkowe.
Rację
mieli, oczywiście, obydwaj Capowie. Haczyk tkwi w zrozumieniu, co
oznacza „wystarczająco blisko”. Bliskość fizyczna nie jest
receptą na zrobienie dobrego zdjęcia. A przynajmniej nie receptą
jedyną. Dla Cornella „wystarczająco blisko” oznaczało
niekonwencjonalne 20 metrów od portretowanego.
Robert
Capa, strzelając swoją sentencją, miał raczej na myśli
bezkompromisowość, odwagę i działanie. Myślę też że chciał
zrobić wrażenie wszystkowiedzącego zwycięzcy, mówiąc te słowa.
Sedno sprawy zawiera się w zwrocie „wystarczająco”, a zatem
sentencję tą można traktować tak ogólnie, jak tylko się da.
Może
właśnie na zewnątrz wydarzeń i z daleka od nich powstanie
najlepsze zdjęcie?
Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl
Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl
Fabrykant słusznie zauważył że "bon mots" R. Capy jest tylko połowicznie trafny. Tak jak ten cytat jest powyżej.W odniesieniu do mediów dobrze jest być z jeszcze jednej bardzo starej nacji. A najlepiej być redaktorem naczelnym decydującym o tym jakie zdjęcia są do przyjęcia.
OdpowiedzUsuńCzy zauważyliście, że choć wojna jest okropnie brutalna to w dokumentacji fotograficznej nie ma prawie, pokiereszowanych okropnie zwłok ( w bliższym planie) . Zwłoki są bardzo niefotogeniczne i zawsze obrażają czyjeś uczucia. Ale wojna polega na zwłokach, własnych i wroga.
Capa, choć jego prawdziwe nazwisko jak wiemy (z mojego linku do Wikipedii, choćby) to Friedmann, podobno mocno utożsamiał się ze swoja węgierska ojczyzną- zdjęcie z cytatem ukradłem z internetu, zapewne wrzucili je jacyś węgierscy nacjonaliści :).
OdpowiedzUsuńWojna w rzeczywistości na pewno nie jest tą poezją, którą pokazują nam wojenni fotoreporterzy. Świat w ogóle rzadko jest tą poezją, jaką pokazują zdjęcia.
nie spojrzałem do Wikipedia ale moja wzmianka o bardzo starej nacji potwierdza się że Capa był węgierskim żydem. Utalentowanym, jak sam to skromnie przyznaje...
OdpowiedzUsuń