wtorek, 3 czerwca 2014

Kompania opozycyjnych braci

Robert Capa



Fotografia to opowiadanie poezją o prozie życia. Fotografowie wojenni wiedzą coś o tym. Brudna i zła, wojna musi być tak przedstawiona, by uderzyć widza w czuły punkt, sprawić by przeniósł się oczami wyobraźni do sytuacji, jakie zarejestrował fotoreporter. Wtedy powstają dobre zdjęcia. Takie które się zapamiętuje.



Powiem to szczerze- Robert Capa, jeden z najbardziej znanych fotoreporterów wojennych, prekursor, człowiek nieustraszony, człowiek który poświęcił życie dla sprawy pokazywania światu rzeczywistości wojny- nie jest moim ulubionym fotografem.



Doceniam jego wkład, doceniam jego pracę. To cholernie ciężkie musiało być, trudne i niebezpieczne. Facet brał udział w 5-ciu wojnach, poczynając od hiszpańskiej wony domowej (1936) aż do śmierci w I wojnie indochińskiej (1954). Jego biografia jest niesamowita, nawet ta z Wikipedii (polecam gorąco, choć był w młodości wrednym komunistą), coś jak film przygodowy:


Wszyscy, prawdopodobnie wszyscy, znają jego zdjęcia z inwazji na Normandię, robione pod ostrzałem, z najwyższym poświęceniem.

Robert Capa

Robert Capa


 
Robert Capa
 




Być może wiecie o tym fakcie, że zdjęcia z D-Day zostały przesłane w rolkach do redakcji „Life'u” (Można by rzec, że „Life” był takim ówczesnym CNN), gdzie laborant- patałach tragicznie je przegrzał przy suszeniu, maksymalizując kontrasty i ziarno. Dlatego są takie „brudne” i słabo czytelne. Uratowano z klisz co się dało, choć w zamyśle Capy miało to zapewne wyglądać inaczej.



Niestety, zdjęcia Capy, choć historyczne i epokowe, nie wzbudzają jakoś mojego najwyższego entuzjazmu estetycznego („ja, na kolana padłszy, zaraz tyż prędko poszedłem”- cytat).



Najbardziej trafia do mnie to jego zdjęcie, które znalazłem w „Małej historii fotografii”. Robione prawdopodobnie w chwili względnego spokoju, kiedy jatka ataku już się przetoczyła. Jako pesymiście (wesołemu pesymiście) podoba mi się uderzający przekaz tego zdjęcia, obrazujący doskonale Daremność. Wojenną daremność wielu wysiłków:

Robert Capa




Capa, razem z Cartier- Bressonem założył wiekopomną agencję fotografów Magnum. Chwała mu za to. A do annałów i kronik, wielokrotnie cytowana, przeszła jego sentencja:



„Jeśli zrobiłeś kiepskie zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco blisko”



Chwytliwa i prowokacyjna sentencja, którą blogerzy i portale foto umieszczają w „10-ciu najważniejszych cytatach o fotografii” i traktują jako przykazanie.

To, między innymi, dzięki niej wszyscy pchają się z obiektywem rozdając kuksańce łokciami, żeby być w samym centrum wydarzeń.




„Jeśli zrobiłeś kiepskie zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco blisko”


A to przecież nieprawda jest.



A przynajmniej- jest to prawda połowiczna.

Zastanawiałem się dłuższą chwilę jakie można dać przykłady kontra. I stwierdziłem, że dobrą kontrą jest zdjęcie jego brata- Cornella Capy, także fotografa.



Cornell, zwany „le petit Capa”, młodszy brat Roberta, mniej znany, bo nie rzucał się w wiry wojenne, ale jednak znany, bo fotografujący dla „Life'u”.

Miał do fotografowania nieco inne nastawienie niż awanturniczy brat. Skupiał się bardzo często na „ogóle”, a nie na szczególe. O swojej pracy powiedział:

„Nie fotografowałem nigdy pejzażu, jeśli nie był częścią opowiadanej historii. Jeśli widziałem chłopa pracującego na polu- pracującego z widoczną trudnością- wtedy robiłem zdjęcie chłopa na polu. Ale nigdy nie robiłem zdjęcia samego pola bez chłopa”.

Cornell Capa

Cornell Capa

Cornell Capa


Czy Cornell robił gorsze zdjęcia niż jego brat? Mnie podobają się bardziej, choć oczywiście, były robione w łatwiejszych okolicznościach. Niektóre portrety Cornella Capy, są dosłownym zaprzeczeniem głośnej teorii jego brata: „...nie byłeś wystarczająco blisko”. Nie był blisko. I udawało mu się.

To zdjęcie może być ikoną:

Cornell Capa


Portret Aleca Guinness'a 1952 (zanim jeszcze został Obi Wan Kenobim):




Niektórzy powiedzą że nie jest to portret. No, może i nie jest. Ale ten nieportret mówi bardzo wiele o portretowanym. Niezależnie od tego czy zdjęcie jest pozowane, czy też podchwycone spontanicznie- jednak Alec Guinness zgodził się do niego pozować w ten sposób.

Co ja czytam o Guinessie z tego zdjęcia? To:

Człowiek lubiący spokój

Marzyciel, może nawet romantyk

Niekonwencjonalny

Elegancki

Nie bojący się ośmieszenia.



Może wy wyczytacie tam jeszcze inne rzeczy. Nie wiem czy to dużo, ale wiele portretów nie mówi nam zupełnie nic o portretowanych osobach, a to zdjęcie jest pod tym względem wyjątkowe.



Rację mieli, oczywiście, obydwaj Capowie. Haczyk tkwi w zrozumieniu, co oznacza „wystarczająco blisko”. Bliskość fizyczna nie jest receptą na zrobienie dobrego zdjęcia. A przynajmniej nie receptą jedyną. Dla Cornella „wystarczająco blisko” oznaczało niekonwencjonalne 20 metrów od portretowanego.



Robert Capa, strzelając swoją sentencją, miał raczej na myśli bezkompromisowość, odwagę i działanie. Myślę też że chciał zrobić wrażenie wszystkowiedzącego zwycięzcy, mówiąc te słowa. Sedno sprawy zawiera się w zwrocie „wystarczająco”, a zatem sentencję tą można traktować tak ogólnie, jak tylko się da.



Może właśnie na zewnątrz wydarzeń i z daleka od nich powstanie najlepsze zdjęcie?

Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl





3 komentarze:

  1. Fabrykant słusznie zauważył że "bon mots" R. Capy jest tylko połowicznie trafny. Tak jak ten cytat jest powyżej.W odniesieniu do mediów dobrze jest być z jeszcze jednej bardzo starej nacji. A najlepiej być redaktorem naczelnym decydującym o tym jakie zdjęcia są do przyjęcia.
    Czy zauważyliście, że choć wojna jest okropnie brutalna to w dokumentacji fotograficznej nie ma prawie, pokiereszowanych okropnie zwłok ( w bliższym planie) . Zwłoki są bardzo niefotogeniczne i zawsze obrażają czyjeś uczucia. Ale wojna polega na zwłokach, własnych i wroga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Capa, choć jego prawdziwe nazwisko jak wiemy (z mojego linku do Wikipedii, choćby) to Friedmann, podobno mocno utożsamiał się ze swoja węgierska ojczyzną- zdjęcie z cytatem ukradłem z internetu, zapewne wrzucili je jacyś węgierscy nacjonaliści :).
    Wojna w rzeczywistości na pewno nie jest tą poezją, którą pokazują nam wojenni fotoreporterzy. Świat w ogóle rzadko jest tą poezją, jaką pokazują zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie spojrzałem do Wikipedia ale moja wzmianka o bardzo starej nacji potwierdza się że Capa był węgierskim żydem. Utalentowanym, jak sam to skromnie przyznaje...

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.