Życie pozagrobowe.
Cyfrówka rządzi niepodzielnie. Film
fotograficzny złożyli już dawno do grobu. Ale ci co chcą
przysypać go ziemią i łopatką nagrobek uklepać proszeni są o
zachowanie spokoju.
To fakt, że niektóre z najbardziej
znanych klisz fotograficznych nie są już produkowane, a niektóre
firmy, niegdyś sławne, stanęły na krawędzi przepaści, a potem
zrobiły wielki krok naprzód (cytat strawestowany). Z jednej strony
było to źródłem smutku i nostalgii dla wielu tradycyjnych
fotografów, z drugiej- źródłem inspiracji. Kodak co prawda
wycofał z produkcji swojego Kodachrome, ale jednak znany reporter
Steve McCurry wykorzystał ten fakt jako impuls do projektu „Last
roll of Kodachrome”- otrzymał w 2010 roku od wytwórni ostatnią
kliszę i przez rok strzelał na niej zdjęcia ze swoich wypraw.
Trzeba powiedzieć, że postarał się pan McCurry żeby żadnej
klatki nie zmarnować. Zdjęcia można obejrzeć- TUTAJ.
Też by się chciało tak jak i on-
pomnikowo epitafium napisać.
Każdy by chciał
poudawać Steva, no to i ja niezgorszy znalazłem na dnie szafki
ostatnią rolkę. Tylko nie Kodachrome to był, a parweniuszowski
ProFoto 400 BW. No i nie ostatni na świecie, tylko ostatni w szafie.
I nie na placu Czerwonym tylko na placu Lenina i nie rozdają tylko
kradną (cytat).
(...)
Spytałem jak
było
„Nie ma o
czym mówić, podbiłem Nowy Jork
Raz w zimie
Ludzie na
Brooklynie
Wynosili mnie
na rękach z klubu”
Sprawdziłem
Nie żebym nie
wierzył, ale z nudów.
I wiecie, nie
kłamał
Nie wątpię,
bo przecież
Zgadzało się
we wszystkich detalach
Z wyjątkiem
kilku znaczących- Jak Cejlon w sporcie
Nie na
Brooklynie- tylko Greenpoincie
Nie na rękach-
na nogach
Latem, a nie
zimą
I nie z klubu-
tylko ze sklepu z wędliną.
Afrokolektyw „Głaz narzutowy”
Trzeba jednak
napisać, że nastąpił niejaki schyłek fotografii srebrowej. Fuji
pozamykało część swoich fabryk, Agfa zlikwidowała w ogóle dział
minilabów i przestała produkować filmy na rynek fotografii
konsumenckiej. Wydawało się jakieś dziesięć lat temu, że to
koniec pieśni i ostatni gasi światło.
Ale nie.
Nie gasi.
Tradycyjna analogowa fotografia odbiła się od dna i przeżywa fale
renesansu. Nie to żeby od razu zaczęli z powrotem produkować
masowo Kodachrome, choć Kodak przebąknął coś ostatnio na ten
temat (co na to Steve McCurry?), ale pałeczkę przejęli poniekąd
inni, jakby bardziej entuzjastycznie nastawieni i mniej
konwencjonalni producenci.
Przede wszystkim
znana i rozreklamowana Lomografia, nie tyle producent co bardziej
ruch klubowy, mająca za główny motyw nostalgię za radzieckimi
aparatami marki Lomo. Miałem taki aparat swego czasu- zepsuł się
na kluczowej, z mego punktu widzenia, wycieczce do Londynu, wszystkie
Big Beny i Tałerbridże propały jak sen jaki złoty i nie
było co zbierać. Dlatego do aparatów Lomo odczuwam raczej coś w
rodzaju antynostalgii.
Niemniej są
tacy, którzy odczuwają pociąg. Jest to pociąg szerokotorowy.
Radzieckie Lomo były bardzo ciekawym sprzętem- aparatem
miniaturowym, kieszonkowym z bardzo jasnym i niezłym obiektywem.
Wzornictwo jak na produkt socjalistycznych republik także niezłej
próby. Jednak tendencje do rozszczelniania się i zacinania czynią
z niego sprzęt wyróżniający się na tle tła. Każda potwora
znajdzie swego amatora- dzisiejsi wielbiciele doceniają przede
wszystkim aspekt losowy jaki serwują te aparaty, wręcz DOMAGAJĄ
się zdjęć lekko uszkodzonych, niezbyt klarownych, przypadkowo
dziwnych. Robionych z nieco loteryjną jakością.
I czyż nie jest
to przypadkiem esencja fotografii analogowej? A raczej esencja jej
przewag?
Tak, bo ona ma
przewagi nad fotografią cyfrową. Nie tylko niedostatki. Może
raczej jej wady stały się wobec cyfrówek nie tyle zaletami ile
cechami (it's not a bug, it's feature - jak mówią niektórzy).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.