Nie da się kupić herbaty. Ni cholery.
W żadnym supermakecie. Współfabrykantka znalazła wreszcie jedną
sztukę w Lidlu, na regale z napisem „Kuchnia orientalna”.
Montefrio |
Trafiliśmy w fantastyczne miejsce.
Wyobraźcie sobie takie zadupie, które ma swoje własne zadupie. To
zadupie ma jeszcze jedno własne. I my tam mieszkamy.
Ciężko było w ogóle skręcić z
autostrady, a jak już się skręciło, to potem w ciągu godziny
jazdy przez oliwkowe wzgórza spotkaliśmy trzy auta. A na samym
końcu było Montefrio.
Montefrio nie zaznaczono w żadnym z
naszych dwóch przewodników. Turystycznie nie specjalnie istnieje. A
jest to jedno z bardziej fotogenicznych miasteczek jakie oglądałem
w Hiszpanii.
Wokoło góry i wzgórza w kolorze
czerwonawego piasku, na których rośnie miliard drzew oliwkowych.
Wróć. W którym rośnie sto miliardów drzew oliwkowych. Pusto.
Montefrio |
To daje troszkę obrazu jak duża jest
Hiszpania. 504 tys kilometrów kwadratowych, przy ludności 48
milionów. No turyści w to nie są wliczeni, ale turyści rozkładają
się głównie na wybrzeżu. I głównie na ręcznikach się
rozkładają. Te dane dają 96 osób na kilometr kwadratowy. Do tego
Hiszpanie mają sporo dużych miast - taki Madryt ma 3,5 miliona
ludzi. Poza nimi zaludnienie jest spore tylko na północy i
wybrzeżach.
Andaluzja tak naprawdę jest rolnicza,
górzysta i pusta. Wszystkie Mercedesy AMG, torby od Gucciego,
kasyna i Dziani Wąsacze zostają w okolicach Marbelli, nad morzem, a
tu proste życie w białych chatkach na pustkowiu,rozweselane czasami
sangrią.
Teraz Polska (cytat)- 312 tysięcy
kilometrów kwadratowych i 123 osoby na kilometr. Do tego raczej
prawie o żądnym kawałku naszego kraju nie da się powiedzieć że
to pustkowie. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć- domki i sioła. Tak
to już jest u McDonalda (cytat) i dlatego środek Hiszpanii nie musi
dużo robić, żeby wywrzeć na mnie egzotyczne wrażenie.
Jednak robi.
W niedzielę budzą nas poranne strzały
znikąd (cytat), to farmerzy tradycyjnie nawalają do gołębi,
latających nad oliwkami. Ciekawa rzecz, że dwa tysiące kilometrów
dalej, na Sardynii tradycja niedzielnej nawalanki do szkodników
wygląda dokładnie identycznie, tylko tam mordują króliki.
Sucho tu. "Oszczędzajcie, proszę wodę"- powiedział do nas gospodarz- "od trzech lat nie spadł tutaj deszcz, wodę muszę kupować z cysterny". I rzeczywiście, pewnego dnia z kranów nic nie leci - przyjeżdża cysterna.
Sucho tu. "Oszczędzajcie, proszę wodę"- powiedział do nas gospodarz- "od trzech lat nie spadł tutaj deszcz, wodę muszę kupować z cysterny". I rzeczywiście, pewnego dnia z kranów nic nie leci - przyjeżdża cysterna.
Zalew- Embalse de Iznájar. Widać duże problemy z wodą. |
Embalse de Iznájar |
Podstawowym środkiem lokomocji jest tu
piętnastoletni samochód terenowy, najczęściej Nissan Terrano II,
produkowany swego czasu w Hiszpanii, albo jakiś inny Montero czy
Vitara. I to ma swoje duże zalety. Jeżeli w mieście chcemy znaleźć
wśród czterdziestu innych jakąś dobrą knajpę- to jest trudno,
ale tu, wśród oliwek wystarczy patrzeć przed którą stoją stare,
prawdziwe terenówki- i już wiadomo gdzie można najlepiej zjeść.
Je się tu w innym trybie niż u nas. I
pracuje też. Od 12-tej do 16.30 są zamknięte wszystkie
supermarkety, a od 12-tej do 19-tej wszystkie kuchnie w
restauracjach. Słońce pali jaskrawym światłem. Ulice w
miasteczkach pustoszeją. Drobny ruch konsumpcyjny zaczyna się po
19-tej, a o 21-ej puste przez cały boży dzień drogi nagle
zapełniają się samochodami jadącymi z plantacji do restauracji. W
miasteczkach, nawet bardzo mikrych i nieciekawych, towarzystwo
wystawia plastikowe krzesła z domów na zaułki i, o ile tylko nie
wybiera się do knajpy, dyskutuje/ biesiaduje/ przesiaduje.
Zaułków tu pod dostatkiem. Arabowie
wszystkie zbudowali.
Montefrio |
Montefrio |
Montefrio też zbudowali. Montefrio
było ich ostatnią redutą na północy, postawili tu zamek na
szczycie góry, poniżej którego rozłożyło się miasteczko w
stylu arabskich medyn, jedno z "pueblos blancos" (białych
miasteczek) andaluzyjskiego interioru. Nie tak wąskie i ciasne jak
inne, bo dość późno budowane- XV wiek. Niemniej skręca się na
niektórych winklach na dwa razy, nawet Fiatem Pandą. Poza tym na
niektórych uliczkach pod górę lepiej nie stawać, bo inaczej
będzie trzeba na wstecznym na sam dół i z rozpędem jeszcze raz.
Montefrio |
Montefrio |
Montefrio |
Ostatnia reduta arabów i tak padła,
zdobywcy rozkazali zburzyć zamek (którego architekt miał podobno
wcześniej zbudować powalający pałac Alhambra- więc trochę
szkoda) i na jej miejscu postawić kościół, który do dziś góruje
nad Montefrio.
Pies pod kolor 1. |
Pies pod kolor 2. |
Jak wspomniałem - w dwóch naszych
książkowych przewodnikach nie ma o Montefrio ani słowa, ale za to
doceniło je National Geographic, jako jeden z dziesięciu
najlepszych widoków świata. Warunki terenowe są tu rzeczywiście
fantastyczne- stromy szczyt otoczony prawdziwymi przepaściami-
poświęciliśmy chwilę na objechanie miasteczka- właściwie z
każdej strony widoki nadają się na ustawienie kolejnych tablic
National Geografic.
Montefrio |
Montefrio |
Tutaj Fiat Panda po zatrzymaniu na pochyłości powiedział że on jednak wraca. |
Ten środek Andaluzji przypomina ciasto
z rodzynkami, w którym na górskich pustkowiach za rodzynki robią
białe miasteczka, obowiązkowo z zamkiem na szczycie góry. Każde
trochę inne, każde zakręcone na swój sposób. Niektóre zakręcone
fantastycznie, kiedy do arabskiego dziedzictwa dodano co nieco innych
smaków.
Takie na przykład Priego de Cordoba.
Tutaj sypnięto na bogato smakiem baroku. Małomiasteczkowego,
pysznego baroku, z fontanną wielkości dwóch boisk do koszykówki w
sercu tegoż baroku.
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Niczym się to właściwie nie różni od Hammamet w Tunezji. |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Priego de Cordoba |
Takie na przykład Alhama de Granada.
Tutaj zamek na szczycie góry był tak naprawdę reliktem całego
wczesnośredniowiecznego miasta- olbrzym ze spektakularnymi ruinami.
Nie widziałem nigdy lepiej zaaranżowanych turystycznie ruin- a
trochę się ich widziało w Grecji, Chorwacji, Włoszech czy też u
nas. Ideał ruinowy. Zresztą nagrodzony bodajże hiszpańską
nagrodą turystyki. Wspaniale działa na wyobraźnię.
Alhama de Granada |
Alhama de Granada |
Alhama de Granada |
Alhama de Granada |
Alhama de Granada |
Alhama de Granada |
Alhama de Granada. Oprócz ruin jest tutaj sporo atrakcji. |
Alhama de Granada. Fot. Gryka. |
Takim fantastycznym miasteczkiem była
też i sama Granada, tyle tylko że rozrosła się w olbrzymią
metropolię. Ale ten pierwotny rys widać w niej doskonale w
otoczonej murami z XI wieku dzielnicy Górny Albacín-
świetnego miejsca, z którego przez szybkę można sobie polizać
pałac Alhambra.
Bo Alhambrę
polizaliśmy przez szybkę. Liznęliśmy cukierka przez papierek.
Granada. Alhambra z Górnego Albacín |
Granada |
Granada |
Granada. I autor, autor! |
Granada |
Granada |
W czasach
studenckich byliśmy ze Współfabrykantką w Alhambrze. Wtedy się
szło, kupowało się bilet w kasie i zwiedzało się w samotności
ów sławny pałac z arabesek.
Dzisiaj nie ma już
tak dobrze.
Bilety trzeba
rezerwować przez internet. Wiedziałem o tym. Ale nie wiedziałem że
trzeba je rezerwować z dwutygodniowym wyprzedzeniem!
To jest brudna
prawda, człowieku (cytat).
Trochę mnie to
zdziwiło, pamiętając jeszcze dawne pustki panujące w tym zabytku
(wtedy w środku lata). Doczytałem jednak ile osób dziennie zwiedza
dzisiaj Alhambrę.
Zgadniecie?
…
…
…
…
…
Sześć tysięcy
trzysta osób. Dziennie!!!
Obserwacja z nadziejami. Oranżowy mur z XI wieku. Kot z XXI-go. |
Granada |
Granada. A nie! To Opel Zafira jest. |
Granada |
Granada |
Grenadeńska medina
wynagrodziła nam co nieco stratę Alhambry. Ale inny obiekt powalił
nas na kolana.
Ja na kolana padłszy
zaraz tyż prędko poszedłem (cytat).
Katedra.
Granada |
Granada |
Granada |
Granada |
Powiedzieć, że
jest to obiekt monstrualny to nic nie powiedzieć. Powiedzieć że
jest to obiekt o największym wypasie renesansowym jaki widziałem-
to mało. Tam renesans bucha fantastycznym detalem jakby był
barokiem. Szczęka na ziemi.
Dla osób które nie
lubią zwiedzać kościołów- wejdźcie do środka, a spędzicie tam
czterdzieści minut.
Dla osób które
lubią zwiedzać kościoły- wejdźcie do środka a nie wyjdziecie.
Nie za bardzo mogę
wyobrazić sobie następujące rzeczy- jakie wrażenie robił ten
obiekt na ludziach z epoki w której go zbudowano (co prawda budowano
go 200 lat), skoro takie robi na mnie? Oraz druga rzecz- ile to
musiało kosztować?
Dużo. Ciężko
objąć rozumem. Ale Granadę stać na to. Wypas i rozmach, oraz
dobrostan miasta widać i dziś na każdym kroku.
Granada |
Granada |
Nasz następny cel
majaczył na horyzoncie. Być w Krakowie i Zakopanego nie widzieć?
Nie godzi się. Trzeba obejrzeć to Zakopane Hiszpanii, znaczy się
Sierra Nevada. Zwłaszcza, że podobno ze szczytów widać Maroko.
Siupa do góry!
Sierra Nevada |
To co nas spotyka po
godzinnym wjeździe samochodem na wysokość 2500 metrów- to pustki.
Zauważyłem te pustki szukając kwater na wakacje. Najtańsze były
w górskich kurortach. Jest to dosyć zrozumiałe- oprócz
malowniczych gór nie ma tam właściwie nic- stojące zamknięte
hotele wzdłuż gęstych serpentyn szosy. Nie wyglądało nawet żeby
w tym nieco wymarłym Zakopanem był w ogóle jakiś sklep o tej
porze roku.
Sierra Nevada |
Sierra Nevada |
Sierra Nevada |
Sierra Nevada |
Sierra Nevada |
Refleksje nasunęły
mi się takie- ten kurort musi być tak młody, że Hiszpanie jeszcze
nie zdecydowali jaki jest styl ich architektury góralskiej. Nie
dorobili się jeszcze żadnego Stanisława Witkiewicza.
I tak jest po
trosze. Pod sam koniec XIX wieku konsul hiszpański w Helsinkach
niejaki Angel Ganiviet wrócił do ojczyzny i zarażony miłością
do narciarstwa zaczął promować Sierrę. Pierwsze schronisko
zbudowano tam w 1912 roku, a więc prawie osiemdziesiąt lat po
pierwszym schronisku w Morskim Oku.
Teraz panuje tam
pewne architektoniczne niezdecydowanie- część starszych hoteli
naśladuje alpejskie kurorty, a większość pochodzi z lat 70-tych i
80-tych.
Bliskość Granady
sprzyja Sierra Nevadzie- to tylko 27 kilometrów, choć trudną,
ostro wznoszącą się szosą. Podobno w dawnych czasach tragarze
znosili w lato ze szczytów lód do restauracji w mieście, chociaż
ostatnie zimy raczej na to nie pozwalają. Jest to też pewnikiem
jedyne miejsce w Europie, gdzie wiosną możemy sobie tego samego
dnia rano pozjeżdżać na nartach, a po południem wykąpać się w
morzu- do wybrzeża jest tylko 90 kilometrów. A przy tym spora
różnica w wysokości (3200 metrów) i temperaturze.
Hiszpania jest chyba jednym z
najbardziej skomplikowanych krajów do objęcia rozumem i opisem. Jak
napisał Ernest Hemingway- „trzeba o Hiszpanii pisać od razu po
przyjeździe, potem już nie wiadomo co sądzić”. Coś w tym jest.
A zwłaszcza coś w tym było gdy Hemingway odwiedzał Hiszpanię.
Im więcej czytam o Hiszpanii, tym bardziej
dochodzę do wniosku że "socjalizm", "konserwatyzm",
"kapitalizm", "postęp", "religijność"
w każdym kraju oznaczają coś nieco innego, pomimo teoretycznej
uniwersalności tych pojęć. Każdy kraj ukształtowany przez
historię, stosunki własności, dawną pozycję, przerabia te
pojęcia na swoją modłę. A Hiszpania, mimo że suwerenna, cały
XIX wiek i początek XX- go miała cholernie skomplikowany. Był to
czas kollapsu mocarstwowych aspiracji tego kraju, który pamiętał
siebie z czasów podbojów Kolumba i Hiszpańskiej Inkwizycji (Nikt
nie spodziewa się Hiszpańskiej Inkwizycji!!!- cytat), a tu
tymczasem dostał w dupsko od "dzikich" Berberów w Maroku
(15 tys. zabitych żołnierzy hiszpańskich) a królewska armada
nawet nie sięgała kostek brytyjskiej flocie. "Jaka to woda?
Brytyjska!" - mówiło się w XIX wieku wkładając palec do
dowolnego oceanu.
Rozwarstwienie majątkowe w Hiszpanii
sięgało absurdów. Chłopów pańszczyźnianych chowano nago, bo
rodziny nie stać było nawet na płótno do owinięcia zmarłego, a
w tym czasie magnateria miała na własność 2/3 ziemi tego kraju.
Pozostałą 1/3 dysponował kościół, pracujący na swą świetność
ekonomiczną od średniowiecza. Nowe pomysły na aranżację
społeczną w duchu socjalizmu, komunizmu i anarchizmu zmieszały się
z gorącą krwią Hiszpanów, powodując demokratyczno- parlamentarne
drgawki od ściany do ściany (raz zwyciężali socjaliści, dwa lata
później konserwatyści, dwa lata później socjaliści itd) i
całkowitą likwidację umiarkowania i politycznego centrum.
Radykalizację. Zaryzykuję stwierdzenie, że o frustracyjnym
podłożu.
Wojna domowa była nieunikniona.
Opisana już kiedyś na Fotodinozie, przy okazji kariery Davida
Seymoura Chima – LINK.
Czy te zaszłości z wojny są jakoś
dostrzegalne?
Czy te zaszłości z wojny domowej
jakoś wpływają na dzisiejszą Hiszpanię?
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję
się, zarobiony jestem (cytat).
W trakcie naszego pobytu dokonano dwóch zamachów w Barcelonie i Cambrils. Myślę że wobec tego większość zaszłych konfliktów odeszła na plan drugi. Wszyscy Baskowie i Katalończycy mają dziś inne problemy.
Z resztą- skąd niby miałbym wiedzieć
takie rzeczy? Z języka hiszpańskiego nie znam ani słowa i tylko
jedną piosenkę:
Są tu krnąbrne słowa zdrady, bo
nie ustalono, kto
Się dopuścił takiej zbrodni, lecz nie warto wnikać w to
Nie zabiera się kobiety, choćby kołdrą zwał ją ktoś
Pójdzie z dymem ta speluna,
z której zdrajca zabrał ją.
Ajajajaj, aj marny los,
Znajdźmy go teraz,
I fora stąd.
Ta kobieta, stara gitarra i mój starry parasol
Moi bracia, ma kompania tego znajdą, kogo chcą
To dwunasty był listopad, kilku mężczyzn, kilka żon
I zbyt wiele tequila blanco i pozostał wstyd i srom.
Się dopuścił takiej zbrodni, lecz nie warto wnikać w to
Nie zabiera się kobiety, choćby kołdrą zwał ją ktoś
Pójdzie z dymem ta speluna,
z której zdrajca zabrał ją.
Ajajajaj, aj marny los,
Znajdźmy go teraz,
I fora stąd.
Ta kobieta, stara gitarra i mój starry parasol
Moi bracia, ma kompania tego znajdą, kogo chcą
To dwunasty był listopad, kilku mężczyzn, kilka żon
I zbyt wiele tequila blanco i pozostał wstyd i srom.
(cytat).
Malaga. Niedokończona katedra. O boszz, jak oni jej strasznie nie dokończyli! |
Malaga |
Malaga |
Z resztą- skąd niby miałbym wiedzieć
takie rzeczy?
W trakcie dwutygodniowego pobytu udało nam się głębiej porozmawiać z następującymi osobami w Hiszpanii:
W trakcie dwutygodniowego pobytu udało nam się głębiej porozmawiać z następującymi osobami w Hiszpanii:
-Brytyjką, zarządzającą
nieruchomością.
-Brytyjczykiem zamieszkałym Liverpoolu
na ulicy Penny Lane, znawcą hard-, glam- i art- rocka, właścicielem
domu wśród oliwek, emerytem.
- Bardzo sympatyczną rodziną
muzułmańską z Francji, na wakacjach w Hiszpanii (idealny literacki
francuski, wg francuskojęzycznej Współfabrykantki).
-Jezusem, tfu... Jesusem (znaczy czytaj: Hesusem), naszym ostatnim jednodniowym gospodarzem.
Rozmówki hiszpańskie:
Z Brytyjką (lat 50):
- To gdzie się dzisiaj wybieracie?
- Chcemy jechać na Gibraltar- (tak
jak nas matka i Hiszpanie uczyli- wymawiamy frontowe „G”)
-... Macie na myśli... eee...
Gironę?
- Nie, Gibraltar!
- ...Nie znam takiego miejsca.
- No jak to?! Przecież to wasze-
angielskie! Duża góra przy brzegu hiszpańskim, na południu!
- Aaaaa! Wam chodzi o DŻIBRALTAR!!!
Zatem drogie robaczki nie istnieje coś
takiego jak Gibraltar przez „G”.
Z Jezusem. Znaczy z Jesusem (lat 30,
zamieszkałym w wypasionym mieszkaniu w Maladze), w bardzo łamanej
angielszczyźnie:
- Skąd wy właściwie jesteście?
- Z Polski.
- A!- chwila zastanowienia-... A to
po jakiemu wy mówicie?
- Po polsku.
Chwila zastanowienia
- Aha... A skąd tak dobrze znacie
angielski?
- Uczymy się w szkole.
- Uczą was w szkole angielskiego?!!
- No jasne. Nasze dziecko nawet się
uczy hiszpańskiego w szkole.
- Hiszpańskiego?!! Niesamowite!
No rzeczywiście. Dosyć niesamowite.
Fabrykant.
Najbardziej podoba mi się ta Lamaga i łyżew przed katedrą
OdpowiedzUsuńa Katalończycy nadal myślą o jednym - za niedługo będzie referendum dot. niepodległości - niezgodne z prawem, ale zgodne z duchem demokracji
OdpowiedzUsuńGranadyjska katedra jest cudna. Lat kilka temu zwiedzaliśmy Alhambrę (niestety) z wycieczką. Zostało trochę czasu, więc zasugerowaliśmy przewodnikowi że tu jakaś katedra podobno jeszcze jest... "Aaa, niby jest, ale zamknięta. A jak przypadkiem otwarta to i tak nie wpuszczają. A jak już wpuszczają, to za wstęp zdzierają." Po takim dictum nie było wyjścia, trzeba było spróbować. Bez przewodnika, rzecz jasna. Katedra oczywiście była otwarta, wpuszczali i brali grosze. Polecam odwiedzić!
OdpowiedzUsuńPoza tym: -Nie ma takiego miasta Gibraltar. Jest Girona, Gijon, tak... -Gibraltar, miasto w :-) Anglii. -To co mi pan nic nie mówi, to przecież ja muszę poszukać. (cytat, w zasadzie)
Piękna ta dziesiątka, renoofka znaczy. I jaka zadbana! Koło identycznej parkowaliśmy przez kilka lat naszą rodzinną Zastawę 750. Za wczesnego Gierka.
Nie widzę zdjęć Malagi z góry. Czyżby, mości Fabrykancie, do twierdzy nie chciało się wspiąć?
Świetne zdjęcie z "żydowską bramą". Z początku nawet myślałem, że to nie odbicie autora, a eee... "miejscowy" stojący za bramą. Nakrycie głowy takie jak trza, ciemny strój... Po powiększeniu spostrzegłem własną pomyłkę. Ale gdyby tak ściemnić koszulę, dokleić pejs...
Świetny artykuł.
Malagę oglądaliśmy w biegu przez 2 godziny tuż przed wylotem. Postanowiliśmy iść za głosem serca i nastroju i nie zwiedzać po łebkach wszystkiego, ino się zanurzyć. To był dobry plan, choć twierdzę widzieliśmy słynnym sposobem wycieczek studentów architektury: "Kościoły z zewnątrz, zamki od dołu, knajpy od środka".
UsuńJasne, 2 godziny w Maladze, to tylko popętać się po uliczkach + katedra. No i knajpa od środka.
Usuń"Wszystkie Mercedesy AMG, torby od Gucciego, kasyna i Dziani Wąsacze zostają w okolicach Marbelli"
OdpowiedzUsuń- zdecydowanie sie nie zgadzam, zadnych dzianych wasaczy nie bylo jak sprzedawalem Marbelle, tylko 2 Ukraincow, dali 200 dolcow i 200zl ;)
fajne motoryzacyjne nazwy maja te ich miasteczka ;)
Uśmiałem się Benny! To znaczy się była to transakcja podwójnie międzynarodowa.
Usuń