Fot: Brassaï |
Kawalerzysta
armii austro-węgierskiej Gyula Halász urodził się w Cesarstwie na
rok przed wiekiem XX-tym. Czy to zaważyło na jego życiu?
Na
pewno. Czas i miejsce urodzenia urabia człowieka jak forma. Pewnie
gdzie indziej i kiedy indziej urodzeni bylibyśmy kimś innym.
Gdybym
się urodził przed stu laty
W
moim grodzie.
U
Lariszów dla mej lubej rwałbym kwiaty
W ich
ogrodzie.
Moja
żona byłaby starszą córką szewca
Kamińskiego,
co kiedyś we Lwowie mieszkał
Kochał
bym ją i pieścił
Chyba
lat dwieście.
Mieszkalibyśmy
na Saksenbergu
W
kamienicy Żyda Kona
Najpiękniejszą
z wszystkich cieszyńską perłą
Byłaby
ona
Mówiąc
mieszałaby czeski i polski
Szprechała
by czasem
A
śmiech by miała boski
Raz
na sto lat cud by się dokonał
Cud
się dokonał
Jaromir
Nohavica „Cieszyńska”
Gyula
był synem profesora literatury francuskiej na uniwersytecie w
Brassó. Wszystko zaczęło się, gdy w wieku lat 5-ciu pojechał z
ojcem do Paryża. Wszystko zaczęło się od tego.
Dość
ciekawy początek, przyznacie.
Pięcioletni
Halász zakochał się w Paryżu. Nie można się temu dziwić. Było
to podówczas centrum wszechświata. Wielki elegancki Paryż. Na
ulicach miasta mały Gyula oglądał wytworne amazonki i jeźdźców,
powozy z wyższych sfer, pierwsze automobile, chodził z ojcem na
zawody sportowe i odwiedził cyrk Bufallo Billa, z kowbojami,
ndianami i prawdziwymi bizonami jaki wtedy zawitał do francuskiej
stolicy. Brał udział w ceremonii powitalnej króla Hiszpanii
Alfonsa XII.I Te wszystkie wrażenia wywarły niezatarty wpływ na
młodziaku i ukształtowały go. Halász postanowił wtedy związać
swoje życie z tym pięknym miastem.
I
dokonał tego. Podbił Paryż i świat cały.
Ale
marzenia te musiały trochę poczekać- nadchodziła I Wojna
Światowa.
Gyula
wcielony do armii austrowęgierskiej musiał przerwać studia na
akademii sztuk pięknych w Budapeszcie zaczęte w 1917 roku.
Służba
w wojsku rzuciła go do Berlina, gdzie doczekał końca wojny.
Przeprowadzka do wymarzonego Paryża nie wchodziła jednak w grę- w
1918 roku Francja nie przyjmowała nikogo z dawnych wrogich jej
armii. Halász został na razie w Niemczech, gdzie zaczął
uczęszczać do berlińskiej Akademische Hochschule, studiując
malarstwo, literaturę i teatr, liznął też trochę fotografii.
Wybór szkoły okazał się trafiony. Młody Gyula nie był tam
jedynym emigrantem z Europy Środkowej. Studiowali z nim także
Moholy- Nagy (późniejszy profesor Bauhausu), Oskar Kokoschka,
Wasilij Kandinsky i Michaił Łarionow. Chciałoby się do takiej
Hochschule uczęszczać!
Te
znajomości dały Halászowi dobrą bazę do dalszej kariery.
W końcu
w 1924 dostał się wreszcie do wymarzonego Paryża, gdzie zamieszkał
i zdobył swoją pierwszą pracę- został dziennikarzem. Wspominał
to zajęcie bardzo miło- jako świetny trening obserwacji i
zaangażowania. Niemniej poświęcał się też swoim pasjom
artystycznym- malował, rysował i rzeźbił. Nawiązywał też
liczne kontakty z ziomkami znanymi sobie jeszcze z budapesztańskiej
akademii i ich znajomymi, między innymi z André Kerteszem i kręgiem
znajomych mu fotografów, także Robertem Capą/ Friedmanem.
Gdy
patrzy się na wszystkie wpisy Fotodinozy o znanych zdjęciach i ich
autorach, można wysnuć wniosek- była to jedna wielka paryska
klika, to środowisko lat 30-tych. Towarzystwo znające się z
różnych powiązań, w sporej części złożone z emigrantów z
dawnych terenów Austro-Węgier. Paryż kipiał prądami
intelektualnymi i nurtami nowych kierunków w sztuce. Sciągał tu
wszystkich zdolnych i chętnych na włączenie się w ten gorący
tygiel.
Tymczasem
ojczyzna Gyuli Halásza właśnie zniknęła z tego świata.
Europejczykom w XX wieku się takie rzeczy często przytrafiały. Na
mocy układów w Trianon węgierska Transylwania stała się częścią
Rumunii, a węgierskie Brassó rumuńskim Braşov. Węgry po
pierwszej wojnie, jako strona przegrana, zostały rozciachane na
części. Zresztą Austria i Niemcy także nieźle dostali po
tyłkach. Trianon było dość okrutnym układem, nawet niektóre
głosy w Anglii i Francji mówiły, że zbyt okrutnym.
Zemściło
się to, jak wiadomo dwadzieścia lat później, kiedy nastąpiła
dogrywka.
Tymczasem
w Paryżu końca lat 20-tych:
Sama
fotografia wpadła na Halásza przez przypadek. Magazyn artystyczny
„Minotaur” w którym pracował zamówił u niego portrety
fotograficzne znanych rzeźbiarzy i malarzy w ich własnych studiach.
Halász poznał dzięki temu surrealistów- Salvadora Dalego i Paula
Eluarda, oraz zaprzyjaźnił się z Pablem Picassem, który przebywał
wtedy w Paryżu.
Fot: Brassaï, Pablo Picasso |
Ich
pierwsze spotkanie było podróżą do Hiszpanii na pokładzie
luksusowej Hispano- Suizy malarza, który to zawiózł Halásza do
swoich rodzinnych stron, by ten mógł sfotografować rzeźby i
obrazy Picassa.
Gula
Halász i Pablo Picasso toczyli długie rozmowy podczas tego pobytu i
późniejszych spotkań, które Węgier spisał we wspomnieniach.
Picasso, który zwykle nie czytał publikacji o swojej osobie
powiedział później: „Jeśli chcesz poznać mnie- przeczytaj tę
książkę.”
Halász
zaczął robić dużą karierę. Fotografował coraz więcej i coraz
ciekawiej. Powoli wypływał na tereny niezbadane dotąd w
fotografii. W 1925 roku przyjął przydomek Brassaï.
Brassaï.
Bardzo to charakterystyczne. Halász przybrał pseudonim w zupełnej
kontrze do wszystkich znanych nam emigrantów, którzy zangielsczali,
zniemczali, upraszczali swoje nazwiska. Friedmann stał się Robertem
Capą, Dawid Szymin- Chimem, Asher Fellig- Wegeem (wszyscy zapewne
chcieli ukryć żydowskie pochodzenie). Halász skrócił swój
nickname do dziwnego Brassaï, zmuszając tym samym Francuzów do
łamania sobie języka i dźwięcznego wymawiania ostatniej litery
(po to dwie kropeczki nad „i”). Niniejszym podkreślał swoje
pochodzenie, i to expresis verbis- bo po węgiersku znaczy to po
prostu „Braszowiak”.
Nie
odcinał się więc, a wręcz podkreślał przeszłość, z której
wyrósł.
Kim
byłby Brassaï, gdyby został w rodzinnym Siedmiogrodzie? Być może
nie zainteresował by się fotografią, być może nie krążyłby po
nocnym mieście z aparatem, być może byłby człowiekiem nieznanym.
Braszów po pierwszej wojnie stracił na znaczeniu i stał się
marginesem, prowincją, targaną niejakimi konfliktami i mającą za
sobą świetność i rozkwit.
When
you're growing up in a small town
when you're growing up in a small town
when you're growing up in a small town
you say, no one famous ever came from here
When you're growing up in a small town
and you're having a nervous breakdown
and you think that you'll never escape it
yourself or the place that you live
Where did Picasso come from
there's no Michelangelo coming from Pittsburgh
if art is the tip of the iceberg
I'm the part sinking below
When you're growing up in a small town
bad skin, bad eyes, gay and fatty
people look at you funny
when you're in a small town
My father worked in construction
it's not something for which I'm suited
oh, what is something for which you are suited
getting out of here
I hate being odd in a small town
if they stare let them stare in New York City
as this pink eyed painting albino
how far can my fantasy go
I'm no Dali coming from Pittsburgh
no adorable lisping Capote
my hero, oh, do you think I could meet him
I'd camp out at his front door
There is only one good thing about small town
there is only one good use for a small town
there is only one good thing about small town
you know that you want to get out
When you're growing up in a small town
you know you'll grow down in a small town
there is only one good use for a small town
You hate it and you'll know you have to leave
when you're growing up in a small town
when you're growing up in a small town
you say, no one famous ever came from here
When you're growing up in a small town
and you're having a nervous breakdown
and you think that you'll never escape it
yourself or the place that you live
Where did Picasso come from
there's no Michelangelo coming from Pittsburgh
if art is the tip of the iceberg
I'm the part sinking below
When you're growing up in a small town
bad skin, bad eyes, gay and fatty
people look at you funny
when you're in a small town
My father worked in construction
it's not something for which I'm suited
oh, what is something for which you are suited
getting out of here
I hate being odd in a small town
if they stare let them stare in New York City
as this pink eyed painting albino
how far can my fantasy go
I'm no Dali coming from Pittsburgh
no adorable lisping Capote
my hero, oh, do you think I could meet him
I'd camp out at his front door
There is only one good thing about small town
there is only one good use for a small town
there is only one good thing about small town
you know that you want to get out
When you're growing up in a small town
you know you'll grow down in a small town
there is only one good use for a small town
You hate it and you'll know you have to leave
Lou Reed i John Cale „Smalltown”
Historia
człowieka to historia przypadków jakie go spotkały- wzmocniona
jego własnymi wyborami- można tu snuć warianty alternatywne jak u
Kieślowskiego, można dywagować kim byliby ludzie, gdyby nie wojna,
gdyby nie emigracja, gdyby nie geopolityka.
Emigranci
opuszczali swoje strony rodzinne, na ogół na zawsze, a podczas ich
nieobecności kraje zmieniały przynależność, nowe ustroje kosiły
stare tradycje, a miejsca zmieniały się nie do poznania.
Stanisław
Lem, któremu po latach zaproponowano wycieczkę do rodzinnego Lwowa-
odmówił: „Byłoby to jak odwiedzić dawno kochaną kobietę,
podczas gdy ona ma już rodzinę i dzieci z kimś innym”.
Fot: Brassaï, widok na plac Concorde z balkonu Automobilklubu. |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Ówczesna
klisza fotograficzna wymagała stosowania w nocy bardzo długich
czasów naświetlania, po dłuższej praktyce Brassaï nie musiał
już patrzeć na zegarek- „Jeśli było średnio ciemno, potrzeba
było tyle czasu ile na wypalenie Gauloise'a. Jeśli było bardzo
ciemno- to Boyarda”- mówił.
Z racji
jego licznych znajomości z surrealistami próbowano go do nich
zaszufladkować, bo też jego nocne fotografie Paryża, wcześniej
nie za bardzo praktykowane- dawały oniryczny i lekko nierealny
nastrój. Ale sam fotograf bronił się przed takim szufladkowaniem.
Halász
latając po nocach z aparatem po Paryżu łapał najróżniejsze
podejrzane nocne sceny, ocierał się o brudy miasta, wchodził do
miejsc zakazanych. Wypraszał możliwość fotografowania w
rozbieranych rewiach, domach publicznych i kabaretach. Zdobywał też
dziesiątki znajomych z różnych kręgów- pierwszymi z nich byli
policjanci, którzy indagowali fotografa, pierwszy raz na oczy
widząc kogoś, kto fotografuje po nocy. Wkrótce zabierał ze sobą
odbitki, żeby móc pokazywać im na dowód swoje prace.
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Po
wydaniu albumu „Paris de nuit” w 1933 roku Halász został
prawdziwą sławą. Zlecenia sypały się zewsząd- do fotografowania
znanych person zatrudnił go „Harpers Bazaar”- zrobił zdjęcia
między innymi Giacomettiemu i Le Corbusierowi. Fotografował
Matisse'a, Jeana Geneta, Henri'ego Michaux.
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï |
Fot: Brassaï, schody na Montmartrze |
Nie ma
już węgierskiej Transylwanii, jaką Brassaï oglądał oczami
dziecka. Nie ma też Brassaïa w Transylwanii.
No ale
akurat my tu jesteśmy.
A
Transylwania od tamtych czasów pewnie nie tak wiele się zmieniła.
Podróbmy
trochę Brassaïa, skoro go wspominamy. I skoro jesteśmy w jego
rodzinnych stronach. I w hołdzie popodglądajmy jego Siedmiogród,
tak jak on podglądał Paryż.
Pójdzie
nam łatwiej. Odwalimy łatwiznę, bo nie na mało czułym filmie,
tylko na podkręconej elektroniczną ostrogą matrycy, która pozwoli
nam nie mierzyć czasu naświetlania wypalonym Gauloisem.
Ku
pamięci.
Fot: Gryka. Sighisoara, brama miejska. |
Fabrykant
jak w podróży, choć jak w domu
Źródła
i źródełka:
„Jak
czytać fotografię” Ian Jeffrey.
fajne te zdjecia, puki co najbardziej mi sie podobaja z tych wszystkich pozostalych juz opisanych przez Ciebie fotografow
OdpowiedzUsuńFajosko. To ciekawe zdjęcia, a na tle epoki to w ogóle przełomowe.
Usuńbardzo ciekawe i mało znane...
OdpowiedzUsuńFantastyczny artykuł! Postać Brassaia zaciekawiła mnie w związku z książką jego autorstwa "Rozmowy z Picassem". Napisałam o tej książce post na moim blogu i pozwoliłam sobie zamieścić link do Twojego tekstu: http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2017/11/ksiazki-o-sztuce-rozmowy-z-picassem.html
OdpowiedzUsuńDzięki! Bardzo mi miło. Zagłębiam się w "Sztukę w papilotach".
Usuń