fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
Pewnego
dnia dostałem od kolegi szokujące zdjęcia. To były zdjęcia
gratów z Japonii. Przesłał mi je Konrad Jęcek, podróżnik,
fotograf, automobilista, informatyk z zawodu, zasłużony dla
licznych portali linii lotniczych. Długoletni czytelnik Fotodinozy.
Zadzierzgnąłem bliższe więzy z Konradem, który wybierał się
do Japonii ponownie i podjął się próby przywiezienia mi jakiegoś
szacownego, luksusowego grata. Próba co prawda nie skończyła się sukcesem, ale
za to specjalny wysłannik Fotodinozy na Daleki Wschód zwiedził
liczne japońskie komisy fotograficzne, a i samą Japonię
przewiercił na wskroś. Postanowiłem wypytać go co nieco, w miłych
okolicznościach przyrody, wraz z Szanowną Współfabrykantką. Niektóre pytania z wywiadu zadała Współfabrykantka. (My oba to jedna osoba).
- Co cię najbardziej zdziwiło w Japonii?
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- Co cię najbardziej zdziwiło w Japonii?
- Niesamowite
połączenie supernowoczesności z tradycją. Na przykład to, że
się tam prawie nie używa kart kredytowych, tylko wszystko leci
gotówką.
- ????
- ????
- Ale
nie tak jak u nas, tylko wszystko jest zautomatyzowane. Nie tak jak u
nas, że banknoty zgniatamy w portfelu i dajemy w sklepie
pogniecione. Każdy Japończyk ma specjalny pugilares na banknoty,
sztywny i odpowiedniej wielkości. Wszystkie banknoty tam leżą
płasko i wyglądają, jakby właśnie wyszły z produkcji. Jest tam
pełno automatów do przyjmowania gotówki. Jeżeli nie wydają
reszty, to obok zawsze wisi automat do rozmieniania. Wrzucasz banknot
i dostajesz odpowiedni bilon. Wrzucasz bilon i wypada rozmieniony. W
każdym sklepie zamiast czytnika kart są automaty do wydawania
reszty. Kasjerka bierze od ciebie banknot i wkłada w ten automat. W
ogóle nie patrzy. Reszta wydaje się automatycznie. W niektórych
sklepach odchodzisz od lady z zakupami i dopiero potem wskazują ci
automat w którym płacisz samodzielnie. W ogóle tego nie
kontrolują. Dość to było egzotyczne.
W ogóle obsługa klienta po japońsku, z kilkoma obowiązkowymi ukłonami w twoim kierunku, na które oczywiście powinieneś się odkłonić, była dla mnie dość krępująca z początku. Tutaj kolejka ludzi czeka, ty chcesz jak najszybciej zabrać swoje zakupy z lady, ale nie można, bo się teraz kłaniamy. Kasjerka póki nie skończy twojej obsługi nawet nie spojrzy na kolejnego klienta. Ale wszyscy oczywiście cierpliwie czekają.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
W ogóle obsługa klienta po japońsku, z kilkoma obowiązkowymi ukłonami w twoim kierunku, na które oczywiście powinieneś się odkłonić, była dla mnie dość krępująca z początku. Tutaj kolejka ludzi czeka, ty chcesz jak najszybciej zabrać swoje zakupy z lady, ale nie można, bo się teraz kłaniamy. Kasjerka póki nie skończy twojej obsługi nawet nie spojrzy na kolejnego klienta. Ale wszyscy oczywiście cierpliwie czekają.
Druga
rzecz to czystość. Nieskazitelna. W niektórych miejscach jest tam
po prostu niewiarygodnie czysto, zwłaszcza w miejscach publicznych.
Sam widziałem, jak facet w publicznym kibelku na kolanach czyścił
szmatką jakąś nieistniejącą plamkę.
Kolejna sprawa, to różne niezwykle praktyczne funkcjonalne pomysły jakie się
spotyka w Japonii. Na przykład taka spłuczka wc. Jest sobie
spłuczka, ale nie napełnia się, tak jak u nas, w sposób sekretny
rurką do środka, tylko napełnia się górą. Bo na górze spłuczki
jest mała umywaleczka, w której możesz sobie ręce umyć, tą samą
wodą, która za chwilę będzie już użyta do następnych wiadomych
celów.
- To
teraz poprosimy o komisach, o komisach! Czy ty już wcześniej
wiedziałeś, że coś takiego tam istnieje?
-
Nie, to w ogóle przypadek. Kolega był napalony, żeby kupić sobie
tanio jakiś aparat kompaktowy z dużym zoomem. Sony Rx, czy coś w
podobie, jest tego mnóstwo modeli. Nie chce mu się targać jakiegoś
wielkiego sprzętu w plecaku, więc postanowiliśmy, że poszukamy.
Zaczęliśmy chodzić, oglądać ceny.
Co
chwila odkrywaliśmy coraz większe złomowiska różnych dziwnych
rzeczy. Leżały tam na przykład w wielkiej kupie aparaty, które
kiedyś były dla nas czymś niewyobrażalnie nieosiągalnym.
- Tak
zwane marzenie bizmesmena.
- Marzenie.
Tak. Po prostu leżały tam wrzucone do jakiejś sterty czy koszyka.
- Powstaje
pytanie - czy to były dobre, sprawne aparaty?
- No, tego nie wiadomo. Pewnie były uszkodzone. Podejrzewam, że w tej cenie to można by dziesięć takich kupić i coś by się z tego zmontowało. Co tam się zresztą mogło popsuć? To nie były jakieś super skomplikowane aparaty w typie Canona EOS 1, jakiego dla Ciebie w Japonii szukałem. W takim 50e to podejrzewam dałoby się wszystko prosto wymienić nawet bez specjalnej wiedzy.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- No, tego nie wiadomo. Pewnie były uszkodzone. Podejrzewam, że w tej cenie to można by dziesięć takich kupić i coś by się z tego zmontowało. Co tam się zresztą mogło popsuć? To nie były jakieś super skomplikowane aparaty w typie Canona EOS 1, jakiego dla Ciebie w Japonii szukałem. W takim 50e to podejrzewam dałoby się wszystko prosto wymienić nawet bez specjalnej wiedzy.
(Fakt.
Sam wymieniłem temy ręcamy niewprawnemi zamek tylnej klapy w 50e)
To
był dla nas szok. Ale przyznam, że nie rozglądałem się jakoś
dokładniej za cenami. Rzeczywiście zrobiłem tylko taki pierwszy
risercz, wyceniłem swój własny sprzęt według tych cen. Takie
ceny wydawało mi się – dość normalne. Ani żeby coś zaraz
zastawić, ani żeby coś natychmiast kupić. Ale jak już drugi raz
pojechaliśmy do Japonii, to już z takim silniejszym nastawieniem
zakupowym i byliśmy w kilku miejscach. Zrobiliśmy rajd dość konkretny. Tych komisów jest tam po prostu bardzo
dużo.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- Czy
to jest razem skupione na jakimś konkretnym obszarze?
- Bywa.
Są takie rejony że tak. Zwykle przy centrach handlowych jakiś
komis jest. Jest w Japonii nawet sieć komisów – Kitamura. Tam są zwykle
sprzęty najwyższej jakości. Jest w nich w ogóle gigantyczny wybór.
W bardzo różnej jakości są aparaty i w bardzo różnej cenie. Tych
współczesnych po prostu zatrzęsienie. Lustrzanki przede wszystkim.
Co jest zaskakujące – jakieś kompakty, małpki, to jest rzecz tam
nie istniejąca. Tego nikt w Japonii nie kupuje. W ogóle na ulicy
jak się popatrzy, to tam wszyscy chodzą z jakimś dużym sprzętem,
z lustrzankami. Dziadkowie, staruszkowie ze sprzętem tak
wypasionym że łeb urywa. Tego jest pełno na ulicach. Potem to w
tych komisach wszystko jest i oczywiście jest zadbane niesamowicie.
Jakieś mocno ściuchrane zdarzają się bardzo rzadko. Dość
powiedzieć, że nie mogłem się oprzeć i kupiłem dla siebie
zapasowe body – Canona 5D Mark III, w przeliczeniu za 3300 złotych.
25 tysięcy klatek. Mniej więcej połowa ceny polskiej.
- Aż
dziw! To był jakiś rodzynek? Wyjątek?
- Nie. Raczej częsta rzecz. W kilku miejscach widziałem takie ceny. Natomiast dotyczy to tylko tego modelu Canona. Następne Mark IV już są w cenach zbliżonych do naszych. No mówię sobie - zaraz zrobię jakiś biznes. Oczywiście pojawiła się wizja przyjechania do Japonii z pustym plecakiem i wyjechania z pełnym.
- Nie. Raczej częsta rzecz. W kilku miejscach widziałem takie ceny. Natomiast dotyczy to tylko tego modelu Canona. Następne Mark IV już są w cenach zbliżonych do naszych. No mówię sobie - zaraz zrobię jakiś biznes. Oczywiście pojawiła się wizja przyjechania do Japonii z pustym plecakiem i wyjechania z pełnym.
- Jak
na wczasach w Bułgarii, żeby się zwróciło!
- Właśnie.
Spisałem ceny wszystkiego co mogłem znaleźć, szkła, body i tak
dalej, ale niestety nie – nie mam pojęcia z czego wynikała ta
dobra cena Marków Trzecich, w okolicach 3 – 4 tysięcy złotych.
Inne rzeczy były podobnie wycenione jak u nas.
Odkryliśmy
przy okazji, że to nie jest tylko fotografia.
Oni
handlują ciuchami używanymi. Ale tylko markowymi. Można kupić
nawet używane buty, paski, torebki, kiecki, spodnie, koszule
garnitury. Wszystko. Tylko muszą to być Hlifigery, Bossy i jakieś
tego typu. Marek kobiecych niestety nie znam (śmiech). Torebek damskich bardzo
dużo.
Największy
szok w tych używkach – sklepy Book Off. Z książkami. To są
sklepy wielkości supermarketu. Jest to zawalone książkami,
czasopismami, mangha, roczniki magazynów samochodowych,
fotograficznych. Wszystko po japońsku oczywiście. W przyzwoitych
cenach. Wszystko można tam kupić. Zabawki używane – lalki,
modele do sklejania, modliłem się tylko żeby nie było wśród
nich żadnej Mazdy Miaty (śmiech), różne resoraki, samochodziki.
Oprócz tego ichniejsze seks – zabawki. Laleczki poubieranie w
różne seksy stroje. Kompletny odpał!
A
i zegarki. W bardzo dobrych cenach.
- Używane?
- Tak
używane, markowe.
No i było też tak zwane Book Off Hard – pralki zmywarki, całe AGD. Oni z tego masowo korzystają. Powszechnie. Całkiem to dobre dla środowiska.
No i było też tak zwane Book Off Hard – pralki zmywarki, całe AGD. Oni z tego masowo korzystają. Powszechnie. Całkiem to dobre dla środowiska.
- Też
nie wyrzuciłem swojego szesnastoletniego samochodu. Trzeba dbać o
środowisko!
- Właśnie!
Te komisy tam świetnie funkcjonują. Ludzie urządzają sobie
mieszkania z tych używanych rzeczy. Wszystko jest naprawdę
ładnie wyeksponowane, zadbane, opisane, nie kupujesz kota w worku.
Jak coś jest w złym stanie, to od razu jest gdzieś tam z boku w
koszyczku, jako szrot.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- Wybierasz
się tam jeszcze? Czy już chwilowo przesyt Japonią?
- Chwilowo
nie mam pieniędzy. Jest to niestety dość droga zabawa. Jest tam
drogo. Myśmy oczywiście sobie trochę folgowali, bo to trzeba sobie
coś fajnie zjeść, albo wypić. Bo tam przecież raz jedziesz na
ten koniec świata. Jak już przeznaczasz tą grubą kasę na wyjazd,
to już potem ceny jedzenia nie robią jakiejś różnicy. Generalnie
drogo. Nocleg za osobę za noc to jest średnio mniej więcej 150
złotych.
- Jak
na warunki europejskie to dużo.
- Bilet
kolejowy na trzy tygodnie to jest prawie 500 euro.
- O
kurczę, niezła kwota! Ale to jest bilet bez ograniczeń?
- Tak.
Chociaż tylko kolejami JR (Japan Rails), bo jest też wiele
prywatnych linii. W nich też trochę pieniędzy wydaliśmy. Czasami
przez nieświadomość, a czasami celowo – bo się niczym innym nie
da dojechać. No i przelot – około dwóch tysięcy złotych, choć
nie było łatwo za tyle go kupić. Generalnie sześć i pół
tysiąca wydaje się nawet nie wychodząc z domu. No ale to jest
jednak drugi koniec świata.
- A
gdzie tam jadałeś? Jedzenie jest drogie?
- Zależy
gdzie się je. Zwykle jadaliśmy w japońskich sieciach fast foodów,
gdzie dają jakiś ryż z wołowinką, albo zupy, czy coś podobnego.
Tam się je obiad za 3- 5 dolarów, czyli dosyć tanio.
- A
żarcie w sklepach? W sensie, że kupujesz sobie coś na śniadanie?
- Tam
jest pewien problem. Bagietka potrafi kosztować jakieś 2 dolary. No
bo oni po prostu jej nie jedzą. Kup też jakieś masło niesolone –
to jest wyczyn. I drogo. Nie ma może tragedii, ale jest trudność z
wyborem – co tu kupić.
-
A sushi? Rzeczywiście jest inne niż u nas?
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- Suszarnie,
takie prawdziwe, gdzie maestro robi coś na żywo przy tobie, są
naprawdę drogie. To kosztuje majątek. My się stołowaliśmy w
sieciówkach Kaiten Sushi - tych gdzie wszystko krąży na
taśmociągu. Zamawia się na monitorku. Talerzyk kosztuje tam zwykle
100 JPY, czyli dolara – dostaje się za to dwa kawałki sashimi –
czyli troszkę ryżu i surowa ryba. Może to być na różne sposoby
- i kreweteczka i ryba w panierce. Ze sześć rodzajów tuńczyka. Gorący ryż, zimny ryż. W sumie ze
czterdzieści – pięćdziesiąt rodzajów sashimi, świeżutkie, przed
chwilą zrobione, w różnych konfiguracjach. To co u nas jest
drogie, to tam akurat dość tanie. Nie jest to co prawda
restauracja, tylko takie japońskie pastwisko fastfoodowe. Czasami
się tam godzinę czeka na wejście.
- Taka
kolejka?!
- Tak.
Ludzie się rejestrują przez internet. Potem się przychodzi i
czeka. To jest w ogóle narodowy sport japoński – przychodzisz do
restauracji, jest kolejka, krzesełka do siedzenia, siadasz i
czekasz.
- Czy
jest aż taki niedobór restauracji na ilość mieszkańców?
- Raczej
chodzi o to, że wszyscy jedzą w tym samym momencie. To jest
tradycja.
- Przerwijmy
ten wątek, bo po tych opowieściach o sushi ślinka mi cieknie.
Gdzie byliście w ogóle? W jakich częściach Japonii?
- Od góry lecąc, to Tokio, potem w dół Nagoya, Kyoto, Osaka, potem w dół jeszcze Fukuoka i Nagasaki. Dość duży kawałek w sumie. Ale, mimo wszystko mało widzieliśmy obszarów wiejskich.
- Od góry lecąc, to Tokio, potem w dół Nagoya, Kyoto, Osaka, potem w dół jeszcze Fukuoka i Nagasaki. Dość duży kawałek w sumie. Ale, mimo wszystko mało widzieliśmy obszarów wiejskich.
- No
bo gdzieś muszą mieć rolnictwo i ten ryż uprawiać.
- Chociaż
oni importują bodajże 60% żywności. Ostatnio Unia Europejska
zniosła bariery celne z Japonią i uważam, że jest to dla nas
olbrzymia, gigantyczna wręcz szansa eksportowa. Tereny wiejskie
widziałem tylko z okna pociągu. Pola ryżowe po horyzont. Chciałbym
tę wieś z bliska jeszcze zobaczyć, może wynająć samochód i
trochę pojeździć.
- O
nie! Oni tam jeżdżą po przeciwnej stronie! Ja rezygnuję!
- To
jest do ogarnięcia. Zwłaszcza, że jeżdżą strasznie wolno.
Strasznie. Karetka jak jedzie na sygnale, to jakby stała w miejscu.
Powoli i spokojnie. Cały ruch samochodowy w ogóle jest bardzo
powolny, wyobrażam sobie jakie wrażenie zrobiła tam kultura
driftowa i jeżdżenie bokami po japońskich zakrętach. To musiał
być maksymalny szok dla Japonii, kiedy się to rodziło.
Małe miasteczka japońskie już widziałem - są po prostu urocze. Jest tam tak spokojnie i przyjemnie. W centrach dużych miast jest po prostu straszny pośpiech i ruch. W małych miastach jest takie życie "slow", małe knajpki nad morzem, na trzy - cztery osoby, sennie i spokojnie. Bardzo fajne. Pomimo tego, że Japonia jest raczej dość pracoholiczna.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
Małe miasteczka japońskie już widziałem - są po prostu urocze. Jest tam tak spokojnie i przyjemnie. W centrach dużych miast jest po prostu straszny pośpiech i ruch. W małych miastach jest takie życie "slow", małe knajpki nad morzem, na trzy - cztery osoby, sennie i spokojnie. Bardzo fajne. Pomimo tego, że Japonia jest raczej dość pracoholiczna.
- Zdaje
się że muszą tam zasuwać nieziemsko.
- Nie
do końca. Oni dużo czasu spędzają w pracy. Natomiast nie pracują
ciężko. Wykonują tak niesamowitą ilość zbędnych (w naszym
rozumieniu) czynności... Ile osób pracuje przy byle remoncie drogi,
to się w głowie nie mieści! Od każdej czynności jest jedna
wyspecjalizowana osoba, do tego są specjalni dziadkowie którzy
regulują ruchem, co wydaje się zupełnie niepotrzebne. Cała praca
w Japonii jest zorganizowana wedle tak skomplikowanych procedur...
Ale oni wszystko robią niesamowicie porządnie i dokładnie. Poziom
dopracowania wszystkiego jest tam niesłychany. Zwróciłem uwagę na
remont windy, którą mijaliśmy – nie dość, że oczywiście
obstawili wszystko pachołkami, że oczywiście wyłożyli wszystko
specjalną ceratką, to jeszcze przed tymi pachołkami położyli
następną ceratkę z wypustkami. Dopiero wtedy się
zorientowałem, że do tej windy prowadzi podobnie oznakowana ścieżka
dla niewidomych i ceratka była zabezpieczeniem, żeby nikt nie wlazł
w ten remont. Potem odkręcili panel od windy i za nim był już
przygotowany specjalny, drugi panel wyjmowany, przepięli wtyczki i
mogli już sterować tą windą po centymetrze góra-dół, tak jak
potrzebowali. Goście oczywiście ubrani w pełen rynsztunek,
uprzęże, kamizelki, lampy czołówki, jakby do jakiejś jaskini
wchodzili. Od razu postawili na dole specjalne sztyce dla
bezpieczeństwa, żeby im ta winda na łeb nie spadła...
- To mi przypomina remont w naszej spółdzielni mieszkaniowej,
gdzie facet z trzeciego na czwarte piętro przechodzi bez żadnej
uprzęży po barierkach, no bo co za problem, to przecież blisko
jest.
- Poziom
przygotowania, zaawansowania Japończyków jest niesamowity.
- Zaawansowane
procedury.
- Tak.
Niezwykle. Tak jest w każdej dziedzinie. Ta praca niby jest ciężka,
natomiast odbywa się powolutku, krok po kroku, wszystko jest
przemyślane.
- To jest w sumie fajne. Tak powinno być.Chociaż my jesteśmy doskonałym przeciwieństwem Japonii. Nie ma żadnych procedur, wszystko lecimy na żywioł i intuicyjnie.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- To jest w sumie fajne. Tak powinno być.Chociaż my jesteśmy doskonałym przeciwieństwem Japonii. Nie ma żadnych procedur, wszystko lecimy na żywioł i intuicyjnie.
- Fakt.
Hitem w Japonii, pewnie o tym słyszeliście, są motorniczowie pociągów, którzy wszystkie znaki pokazują palcem.
-????
-Japończycy
doszli do wniosku, że kiedy skoreluje się pokazujący ruch ręki ze
wzrokiem, to jest znacznie silniejsze zapamiętanie i świadomość
co się widzi. I oni każdy istotny znak, czy sygnał, który mijają
pokazują palcem i to jeszcze takim specjalnym wyrazistym gestem. To
jest coś niesamowitego.
- To
jest coś! Popieram! Uważam, że to świetny pomysł na
rozkojarzenie.
- To
jest hit. Oni czasem we trzech jadą tym pociągiem, to we trzech
pokazują te znaki!
Widziałem
jak motorniczy zabierał swoją teczkę i rzeczy z peronu, to
pokazywał wszystko paluchem, bo sobie sprawdzał czy w niej wszystko
ma! To już jest jakieś przegięcie, ale podobnie wyglądają
relacje motorniczych z zawiadowcami stacji, czy konduktorami –
pełno gestów, komunikują się w typie „widzę cię”,
kontrolują wszystko. Coś niesamowitego.
- To
na pewno wzmaga koncentrację.
- Na
pewno. W podobnym duchu działąją check-listy w samolotach. To jest
dobre. Stosuję to czasem w samochodzie...
- W
sumie można zrozumieć, dlaczego Japonia jest tak droga. Skoro to
wszystko wymaga takiego dopracowania i trzymania się procedur, to
muszą być w to zaangażowane olbrzymie ilości osób...
- Żebyście wiedzieli jak wyglądają japońskie ogrody przy tych kilkusetletnich pałacach! W fantastycznym pejzażu stoi sobie na przykład sosenka. Stoi na wielkim, idealnym kręgu z mchu. Na tym mchu nie ma nawet jednej igiełki z tej sosny. Dlaczego? Bo jakiś pan cały dzień grabi te wszystkie igiełki! A inny pan cały dzień przygląda się sosence i kombinuje, jak by tu przyciąć gałązkę, a tu podgiąć, żeby rosła w odpowiednią stronę i było idealnie.
To japońskie dążenie do perfekcji pozwoliło Japończykom faktycznie zmonopolizować fotografię. Przejąć kompletnie wszystko. Teraz już nie ma przecież żadnej liczącej się firmy poza japońskimi. No, Leica jeszcze, ale to jest dość niszowy sprzęt, no i moim zdaniem wcale nie jest lepszy. Japończycy potrafili jako pierwsi wytworzyć produkt najwyższej jakości, robiony masowo, a nie jednostkowo, o niesamowitej jakości i trwałości. Niesamowitej. Jak sobie pomyślisz, że taka migawka robi sto, dwieście, trzysta tysięcy kliknięć...
- Żebyście wiedzieli jak wyglądają japońskie ogrody przy tych kilkusetletnich pałacach! W fantastycznym pejzażu stoi sobie na przykład sosenka. Stoi na wielkim, idealnym kręgu z mchu. Na tym mchu nie ma nawet jednej igiełki z tej sosny. Dlaczego? Bo jakiś pan cały dzień grabi te wszystkie igiełki! A inny pan cały dzień przygląda się sosence i kombinuje, jak by tu przyciąć gałązkę, a tu podgiąć, żeby rosła w odpowiednią stronę i było idealnie.
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
To japońskie dążenie do perfekcji pozwoliło Japończykom faktycznie zmonopolizować fotografię. Przejąć kompletnie wszystko. Teraz już nie ma przecież żadnej liczącej się firmy poza japońskimi. No, Leica jeszcze, ale to jest dość niszowy sprzęt, no i moim zdaniem wcale nie jest lepszy. Japończycy potrafili jako pierwsi wytworzyć produkt najwyższej jakości, robiony masowo, a nie jednostkowo, o niesamowitej jakości i trwałości. Niesamowitej. Jak sobie pomyślisz, że taka migawka robi sto, dwieście, trzysta tysięcy kliknięć...
- I
żyje.
- I
żyje, a do tego nie ma najmniejszej utraty jakości w tym czasie,
żadnej utraty precyzji! Tam są przecież jakieś mechaniczne
komponenty, sprężynki, elektromagnesy. I nie konserwujesz tego w
ogóle! Dwadzieścia lat i działa!
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl |
- Strasznie dużo podróżujesz. Głównie na Wschód. Cały Wschód już masz zaliczony?
- Nie, nie nie cały.(świetne foty Konrada z jego podróży są tutaj- LINK) Od wschodu to będzie Japonia, Wietnam, Kambodża,
Laos, Tajlandia, Myanmar, czyli Birma, Kazachstan, choć na krótko,
Kirgistan, Indie, Sri Lanka, Izrael, Egipt, Armenia z
Nagornym Karabachem, Gruzja z Abchazją, Mołdawia z Naddniestrzem,
Ukrainy kawałek...
-No
i dojechaliśmy do domu. Widzę, że oprócz Dalekiego Wschodu
interesują cię kraje których nie ma?
-Tak.
W Górskim Karabachu widziałem nawet Mistrzostwa Świata w Piłce
Nożnej Krajów Nieuznawanych (CONIFA)
-?????
-Tak,
są takie mistrzostwa. Armenia Zachodnia, Naddniestrze, Osetia
Południowa i jeszcze parę innych. Co prawda poziom piłkarski taki,
że nasz Widzew to by ich rozniósł w każdym meczu. To są ciekawe
miejsca, te kraje nieuznawane. Nie wyślesz tam listu, bo poczta ich
„nie widzi”. Żeby zadzwonić z komórki – musisz kupić
ichnią kartę telefoniczną, bo żadne europejskie sieci
telefoniczne nie akceptują połączeń.
- Co
cię ciągnęło do owych licznych krajów nieuznawanych, bo masz ich kilka
w kolekcji. Czy tam jakaś turystyka się w ogóle odbywa?
- Najpierw
odpowiem o turystyce - nie da się tego uogólnić, bo każdy z
nieuznawanych krajów jest pod tym i innymi względami inny. W
Abchazji turystyka z roku na rok się rozwija głównie za sprawą
Rosjan i mieszkańców dawnego ZSRR, oczywiście poza Gruzją, bo
Gruzinom do Abchazji wjeżdżać nie wolno. W Naddniestrzu istnieje
oferta turystyczna nakierowana na przyjezdnych z Europy, którzy chcą
zobaczyć ten dziwny twór, ale nie tak łatwo tę ofertę odnaleźć. W Górskim Karabachu w zasadzie nie ma nic, tam trwa wojna, ostatnio
nawet się zaostrza. Bardzo jestem ciekaw jak wyszły im tegoroczne mistrzostwa
świata CONIFA - właśnie się odbywają. Pierwszy nieuznawany kraj
wyszedł trochę z przypadku, podczas mojego pierwszego pobytu w
Gruzji. Rozmawialiśmy o Abchazji z Kubą, który prowadził wtedy
hostel w Tbilisi, a teraz ma winnicę pod Telawi oraz jego kolegą
Dato, który uciekł przed wojną do Polski i nauczył się naszej
mowy handlując na stadionie dziesięciolecia. Okazało się, że od
wybuchu wojny w 92 roku Dato nie był w swoich rodzinnych stronach i nawet
nie ma pojęcia, czy stoi jeszcze dom, w którym mieszkał. Tak
narodził się plan szaleńczego wyjazdu w celu odnalezienia domu
Dato. Dojechaliśmy aż do granicy z Rosją w Psou, bo Dato mieszkał
ze 2 kilometry od niej. Oczywiście domu nie było. Potem już poszło
łatwo, bo pobyty i w Gruzji i Abchazji rozkochały mnie w
poradziecji, a tak się składa (przypadek?), że te nieuznawane
kraje głównie przestrzeni poradzieckiej się porobiły.
- Czyli
rosyjski z podstawówki się przydaje.
Bardziej
z liceum. W pierwszej klasie okazało się, że nie umiem absolutnie
nic, a po trzech latach - chociaż się nie przemęczałem i opór
nawet stawiałem - jakimś cudem nabyłem umiejętność
komunikowania się w tym języku.
- A
w matuszce Rasiji ty był?
- Nie
i nie zamierzam sponsorować tego reżimu nawet poprzez zakup wizy.
- A
Kuba??!! (Konrad był na Kubie kilka lat temu - foty stamtąd możecie zobaczyć tutaj: LINK)
- To
inny reżim (uśmiech) I chyba teraz właśnie przyjeżdżając tam jeszcze
się go osłabia. Jest tak dlatego, że nie ma on nic do zaoferowania
coraz liczniejszej grupie obywateli, którzy zarabiają w prawdziwych
dolarach świadcząc usługi dla turystów.
- Jaki
sprzęt foto bierzesz ze sobą na wyjazdy? Czy bagaż ewoluuje?
Zmniejsza się? Zwiększa? Czy wszystko co bierzesz się przydaje?
- No
dobra. Sprawa trudna. Mam niestety tendencję do brania wszystkiego,
co się może przydać. Odkąd przeszedłem mentalnie na robienie
zdjęć stałkami, to jeździ ze mną Sigma 8mm Fisheye (ostatnio
często wypada z plecaka), Samyang 14mm. Sigma 24/1.4, Sigma 35/1.4
(obiektyw najważniejszy), Canon 85/1.8 (bo może trzeba będzie
zrobić zdjęcie w sposób skryty i akurat autofocus zadziała...) no
i 70-200/2.8 IS - trzy kilogramy, a może dwa, nie wiem, które
zawsze się przydają. Do tego często statyw. Lekki, ale jednak.
Jakiś filtr polar, szare filtry, wyzwalacz - nigdy nie wiadomo na co
człowiekowi przyjdzie ochota. Natomiast nie zabieram lamp od
jakiegoś czasu. Mogę powiedzieć, że opanowałem technikę
robienia zdjęć z kilkoma lampami i mnie to zupełnie nie kręci
kiedy jestem na wyjeździe - po prostu nie ma czasu na ustawianie
tego wszystkiego.
Moi współtowarzysze podróży już wiedzą, że ja nie ginę, tylko zdjęcia robię, czekają cierpliwie z wyrozumiałością.
Kiedyś nawet się zastanawiałem, czy umiałbym robić tylko samym 35mm. Często wrzucam sam aparat z tym obiektywem do plecaka i oczywiście jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Daję sobie radę, lubię takie wyzwania. Ale zawsze wtedy pojawia się pokusa, żeby chociaż to nieszczęsne 85 dorzucić...
Moi współtowarzysze podróży już wiedzą, że ja nie ginę, tylko zdjęcia robię, czekają cierpliwie z wyrozumiałością.
Kiedyś nawet się zastanawiałem, czy umiałbym robić tylko samym 35mm. Często wrzucam sam aparat z tym obiektywem do plecaka i oczywiście jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Daję sobie radę, lubię takie wyzwania. Ale zawsze wtedy pojawia się pokusa, żeby chociaż to nieszczęsne 85 dorzucić...
- Życzę
Ci zatem częstego dorzucania osiemdziesiątki piątki podczas
kolejnych podróży. Dzięki za rozmowę!
Zdjęcia
Konrada z jego licznych wypraw, motorsportu i zdjęć komercyjnych możecie zobaczyć na jego stronie
www.gunforhire.pl
Konrad Jęcek |
ech ta Japonia, taki potencjał, a tyle problemów generuje... ale przynajmniej problemy mają w miarę rzeczywiste, a nie nasze, zmyślone
OdpowiedzUsuńniesamowita ta stacja benzynowa - mniód malina, na każdym skrzyżowaniu taką można by postawić
Zerknij Pan jeszcze na stronę szanownego wywiadowanego, a szczególnie w te trzy zakładki:
Usuńhttps://gunforhire.pl/albums/cars/
https://gunforhire.pl/albums/tokio-drift-in-odaiba/
https://gunforhire.pl/sets/motorsport/
zerknąłem, miłe, dziękuję
Usuńnaprawdę odkrywcze... Herr Baedeker by tego nie napisał...potrzebny jest współprzewodnik...
OdpowiedzUsuńWspółpółprzewodnik też styknie. Stacja paliw w pionie, to jest to! Super zdjęcia. Sądząc po nich, 70-200 chyba jednak sporo pracuje, ja bym go z plecaka nie wyrzucał. Choć praca parą 35 / 85 kusi...
UsuńZanęcony przez Konrada na ostatnim wyjeździe do Gdyni (będzie reportaż na Fotodinozie za jakiś czas) strzeliłem niemal wszystko 28/1,8 i 85/1,8 i jestem prawie zadowolony. Przydałby się jeszcze 200/1,8 do kompletu, ale musiałbym sprzedać nerkę. Zastępował go z musu 70-210 f/4.
Usuńooo fajni ci Japonczycy :) ja tez mam wszystko w domu z odzysku, tyle ze ja to bym buszowal w koszach ze zlomem :)
OdpowiedzUsuńskoro wiec ceny tych "trojek" sa polowe nizsze to nie rozumiem czemu ich nie przywozi ile mu sie zmiesci za kazdym razem :)
chociaz w tych koszach to chyba tylko analogowe lustrzanki leza.. analogowych to i ja mam troche takich porozbijanych ze zlomu ;) nawet nie probowalem nic z tego skladac bo ja jestem sknera wiec placenie za filmy, wywolywanie i odbitki to cos zupelnie nie dla mnie ;)
W Japonii byłam raz w życiu, jednak kultura ich mnie urzekła. Są mili, sympatyczni oraz przede wszystkim niezwykle pracowici. Sądziłam, że przeżyję szok wyjeżdzając tam, czułam się jednak świetnie w ich towarzystwie
OdpowiedzUsuńIm więcej czytam, tym bardziej mnie Japonia fascynuje.
Usuń