Na
jakim najdłuższym czasie można zrobić zdjęcie?
Aparat
jakim dysponuję, jak większość lustrzanek, ma możliwość
strzelenia zdjęcia w trybie "B", czyli robi zdjęcie tak
długo, jak długo naciskamy spust migawki palcem (lub zdalnie). A
czy ktoś jest chętny na naciskanie spustu migawki przez DWANAŚCIE MIESIĘCY? Na szczęście są inne sposoby na taką sztukę.
Jak wiemy Facebook ma dużo wad. Ale jak się przyjrzeć, to ma też trochę zalet. Pewnego dnia zobaczyłem na fejsiku zdjęcia użytkownika Obscurnie -LINK i to dało mi do myślenia. Damian Kępiński je robi. Ale JAK robi?
Wkłada
papier fotograficzny do camera obscura w postaci puszki po
herbatnikach, po kawie, albo kawałka rury kanalizacyjnej z wykonaną
dziurką. Montuje je na kilka miesięcy. To tak mnie zainteresowało,
że postanowiłem podrążyć temat i autora. Oto wynik wiercenia
dziury w brzuchu Damiana Kępińskiego z Obscurnie:
Fabrykant:
Masz Pan cierpliwość! Ile trzeba czekać, zanim takie solarne
zdjęcie się zrobi? Jakie są minimalne i maksymalne wymagania
czasowe? Czy im dłużej tym lepiej?
Damian
Kępiński - Obscurnie: Minimalny czas to tak naprawdę jeden dzień,
ale wtedy na negatywie zarejestruje nam się jedynie ślad Słońca i
kontury obiektów które znalazły się w kadrze. Według mnie
sensownym minimum są 3 miesiące, a optymalny czas, po którym
zdjęcie powinno wyglądać bardzo dobrze to pół roku. Mówię
"powinno", bo warunek jest taki, że zdjęcie nie zostanie
w międzyczasie przez kogoś zerwane, zniszczone przez wilgoć lub
inne nie do końca przewidywalne czynniki. Maksymalna granica czasu w
zasadzie nie istnieje, bo można naświetlać zdjęcia nawet latami.
Według mnie jednak tak długie ekspozycje trochę mijają się z
celem, bo po jakimś czasie papier może stracić swoją czułość i
przestać reagować. Inna sprawa, że na wieloletnim zdjęciu nie
zauważymy wyraźnie więcej szczegółów, niż na zdjęciu rocznym
czy nawet półrocznym. Spośród zdjęć które już zrealizowałem
rekordowym jest zdjęcie remontu na Jasnej Górze - naświetlane
prawie dwa lata. Widać na nim jednocześnie "duchy" armat,
które usunięte zostały z tego miejsca po kilku miesiącach od
rozpoczęcia przeze mnie ekspozycji, ale jednocześnie drewnianą
konstrukcję, którą zbudowano długo PO usunięciu armat. Z tego
powodu wszystkie te obiekty zapisały się jako przezroczyste -
oczywiście w przeciwieństwie do budynku sanktuarium, który ze
względu na ciągłą obecność w kadrze wyszedł bardzo wyraziście.
Mam
również kilka kamer zamontowanych w pobliżu zapory solińskiej,
które wiszą tam od prawie 3 lat, bo jak do tej pory nie jest mi po
drodze po nie jechać i przynajmniej do najbliższego lata licznik
ich czasu będzie ciągle tykał, bo tylko wtedy możliwe jest
wejście tam, gdzie wiszą.
Fot. Obscurnie. Park Helenowski. Widać jak rosną liście na drzewach. |
Fot. Obscurnie. Kościół św. Teresy w Łodzi. Ciemniejszy ślad w prawym rogu to samochody zatrzymujące się na światłach. |
Skąd fascynacja fotografią otworkową? Czy to długoletnie hobby? Jak się zaczęło? Każdy zaczynał od jakiejś ciemni w łazience - Ty też?
Mój
staż to około 3,5 roku, a na pierwsze ślady solarygrafii trafiłem
w jednej z astronomicznych gazet kilka lat temu, podczas jazdy na
astro-zlot w Niedźwiadach - pamiętam ten dzień dokładnie. Muszę
tutaj przyznać, że w kontekście wiedzy o fotografii byłem w
tamtym czasie totalnym lamusem, który jakiekolwiek aparaty częściej
widział w telewizji, niż trzymał w dłoniach i mimo momentalnej
fascynacji opisaną tam techniką ubzdurałem sobie, że koniecznie
potrzebuję profesjonalnej ciemni, by wystartować ze swoimi
pierwszymi zdjęciami. Patrząc z perspektywy czasu to było dość
śmieszne. Taka bezsensowna blokada trwała u mnie przez kilka
dobrych miesięcy - dopiero po tym czasie przełamałem się i
postanowiłem poskładać swoje pierwsze kamery. Start miałem bardzo
"mocny", bo na raz zbudowałem około 200 aparatów z
pudełek po kliszy (czarnych, z szarym dekielkiem), zapakowałem do
środka papier Foma
i rozwiesiłem je w moim rodzinnym Bełchatowie. Na plastikowych
paskach zaciskowych. Zamysł miałem taki, że zawieszę tych solarek
bardzo dużo i część zostawię na bardzo długi czas, a część
będę zdejmował po paru dniach/tygodniach/miesiącach, by sprawdzać
jak postępuje naświetlanie. To było najrozsądniejsze, tym
bardziej, że wiedziałem, iż moja niecierpliwość w tamtym czasie
nie pozwoli na długotrwałe wiszenie ich wszystkich.
Po
trzech dniach wybrałem się zerwać ze słupów pierwszą partię
i... konsternacja, bo już po tak krótkim czasie kilka z nich
wysunęło się z pasków i spadło na ziemię. Winę za to ponosi
ich podatność na różnice temperatur, w efekcie czego na zmianę
sprężają się i rozprężają, tracąc swoją sztywność. Na
domiar złego już w domu okazało się, że negatywy które
wyciągnąłem z pudełek są bardzo zaciemnione. Bez żadnych
konturów budynków, bez krajobrazów. Jedyne co w tamtym momencie
wzbudziło mój zachwyt, to fakt, że na wszystkich obrazkach lekko
majaczyły łukowate ślady Słońca. Moje pierwsze! Jednak zachwyt
zachwytem, ale szybko zacząłem zastanawiać się o co chodzi z tymi
prześwietleniami i doszedłem do wniosku, że pomalowanie szarej
pokrywki ciemnym markerem to zdecydowanie za małe zabezpieczenie
przed przedostającym się do środka światłem - powinienem okleić
wszystkie kamerki czarną taśmą, a nie zrobiłem tego myśląc, że
światło nie przejdzie przez pokrywkę. Oczywiście przeszło. W tym
momencie na mieście wisiało jeszcze około 180 moich pudełek,
które skonstruowane były dokładnie tak samo, więc stało się
jasne, że trzeba je wszystkie zerwać i pogodzić się z bolesną
porażką 0:200.
Tę
"traumę" potraktowałem jako motywującą naukę i wziąłem
się do pracy - tym razem z większą dbałością o zabezpieczenie
przed światłem i stabilne montowanie na wybranej miejscówce. Od
tego czasu zacząłem owijać kamerki aluminiową taśmą (jak się
okazuje idealną do zabezpieczenia przed światłem) i przyklejać je
bardzo mocnym klejem montażowym Mamut Glue, zamiast
śmiechu-wartymi paskami zaciskowymi. Z perspektywy czasu mogę
powiedzieć, że był to pewnego rodzaju przeskok "technologiczny",
z którego korzystam do dzisiaj.
Właściwie nie potrzeba do fotografii otworkowej kupować sprzętu. Ale trzeba go sobie samemu wykonać. Jak się do tego zabrać?
Fot. Obscurnie. Licheń. |
Fot. Obscurnie. Licheń. |
Fot. Obscurnie. Warszawa. Zwróćcie uwagę na dźwigi w tle! I na łukowy ślad samochodów. |
Właściwie nie potrzeba do fotografii otworkowej kupować sprzętu. Ale trzeba go sobie samemu wykonać. Jak się do tego zabrać?
O.:
Rzeczywiście, trzeba się tym zająć samodzielnie, ale to na tyle
prosta procedura, że w zasadzie KAŻDY mógłby zacząć bawić się
w konstruowanie kamer. Na początek trzeba uzbroić się przede
wszystkim w cierpliwość... a poza tym w czarno-biały papier
światłoczuły, puszkę po napoju (na przykład), czarną taśmę,
drobny papier ścierny i cienką igłę. Osobiście używam wielu
typów kamerek i ciągle próbuję nowych rzeczy, ale jak dotąd
najczęściej używałem puszek po energetykach, rurek
kanalizacyjnych, pudełek po kliszach i metalowych pudełek po
herbacie. Fakt jest taki, że można użyć w zasadzie wszystkiego co
da się szczelnie zamknąć, wyczernić i zrobić odpowiedni otworek
przez który do aparatu będzie wpadało światło. Według mnie
puszki po energetykach to najbardziej wdzięczny materiał do
wykorzystania na "body", więc to na jej przykładzie warto
opisać cały proces przygotowania kamery. Na początek więc nożem
lub otwieraczem odcinam górną część puszki (tę z "kluczykiem"),
a następnie mniej więcej 2/3 wysokości robię mikroskopijny
otworek - szpilką lub igłą. W przypadku wspomnianej puszki dobrze
by dziurka miała około 0,3-0,4mm.. Aby ułatwić sobie jej
zrobienie, przed nakłuwaniem szlifuję papierem ściernym blachę
puszki, by stała się trochę cieńsza - łatwiej dzięki temu
zrobić mikro-dziurkę. Gdy już ją mam, ponownie delikatnie
przecieram otworek od wewnętrznej strony puszki, aby wyrównać jej
krawędzie. To dość misterna robota, bo dbałość o możliwie
najbardziej okrągły kształt i gładkość krawędzi otworka ma
ogromne znaczenie w kontekście jakości końcowego zdjęcia. Gdy
otworek mam już dopieszczony, przychodzi czas na przygaszenie
światła w pokoju (nie trzeba egipskich ciemności - wystarczy
półmrok) i załadowanie do kamerki papieru światłoczułego,
którego wielkość docinam tak, aby zmieścił mi się praktycznie
na całej ścianie wewnątrz puszki. Po włożeniu przyklejam taśmą
jego górne rogi do ściany puszki, by w czasie ekspozycji nie latał
sobie swobodnie w środku - to dość ważne, bo każdy, nawet drobny
ruch papieru (lub samej kamery) kończy się rozmazanym obrazem.
Stabilizacja jest więc na każdym etapie kluczową sprawą. Po
włożeniu papieru zaklejam zrobiony na samym początku duży otwór
aluminiową taśmą, a następnie całą kamerę taśmą w kolorze
kamuflażu - najczęściej wybieram kolor czarny lub szary. Ostatnie
co robię, to zaklejam skrawkiem taśmy mikroskopijny otworek przez
który ma wpadać światło - taśma ta robi za migawkę i odsłaniam
ją gdy kamerka znajdzie się już na swojej docelowej miejscówce.
A
co po kilkumiesięcznym naświetleniu?
Zrywam
kamerkę i ponownie przy wygaszonym świetle wyciągam naświetlony
negatyw i przygotowuję do skanowania. Najczęściej jest przemoczony
i brudny więc płuczę go i suszę. Kilka miesięcy to wystarczająco
duża przestrzeń czasu, aby w puszce znalazł się na przykład
centymetr mieszanki złożonej z wody i pyłu, wpychanych przez wiatr
przez otworek. Po wyczyszczeniu skanuję negatyw w zwykłym, domowym
skanerze na ustawieniach .dpi na poziomie 600... A ostatnią fazą
jest obróbka, czyli odwrócenie kolorów z negatywu do pozytywu,
odwrócenie lustrzane i zabawy krzywymi/balansem kolorów/innymi
opcjami według własnego uznania. Nie ma określonego kanonu do
którego bezwzględnie trzeba dążyć i dzięki temu podczas obróbki
dozwolone są wszelkie chwyty i kolorystyczne szaleństwa.
Czy
do sprawy podchodziłeś naukowo, czy eksperymentalnie? Precyzyjne
wyliczenia rozmiarów i odległości papieru od dziury, czy raczej
szedłeś na żywioł?
Wszystko
na żywioł! Do tego stopnia, że do dziś nie znam żadnego wzoru
odpowiedzialnego za wyliczenie średnicy otworu wobec odległości od
papieru. :)
Czy
eksperymentowałeś z wariantami materiału światłoczułego? Z
jakimi efektami?
Na
początku oczywiście zdarzało mi się testować i eksperymentować
z różnymi typami papierów, ale przeszło mi w momencie, w którym
wpadła mi w ręce spora ilość Kodaka Polymax, którego
obecnie traktuję jako docelowy papier. Polski rynek jest dość
biedny jeśli chodzi o dostępność najlepszych papierów, ale to
nie znaczy, że kompletnie nie mamy w czym wybierać... Z dostępnych
u nas najlepiej spisywała się u mnie Foma 311/312. To
wytrzymały i ładnie reagujący papier. Wcześniej często z niego
korzystałem. Spokojnie dawał sobie radę z ciężkimi warunkami,
był odporny na wilgoć/mróz i dawał bardzo charakterystyczne,
nasycone kolory. Mówiąc o najlepszych papierach miałem na myśli
wspomniany wcześniej Kodak Polymax, ale też Kodak
Kodachrome czy AGFA MCP. Niestety, trzeba uganiać się za
nimi na internetowych giełdach fotograficznych, lub na Ebay.
Eksperymentowałem swego czasu z kilkoma typami papieru Ilford,
z kilkoma Fomami i z kilkoma Fotonami. Ten ostatni po
wystawieniu na światło zachowywał się niemal tak, jak zwykła
kartka papieru. Zero reakcji na światło. Ilfordy z kolei
mimo pięknych kolorów śladów Słońca cechowały się emulsją
bardzo podatną na destrukcyjny wpływ wilgoci - po paru tygodniach
często nie było co zbierać z negatywu. Fomy z kolei są
dość solidną alternatywą dla papierów z wyższej półki,
pokroju na przykład Kodaka. Ogólna konkluzja jest taka, że
jeśli tylko jest możliwość, warto celować w papiery Kodaka.
Fot. Obscurnie. Zamek książąt Oleśnickich. Puszka została zgnieciona przez przypadkowego wandala, ale została na swoim miejscu. |
Fot. Obscurnie. |
Jak
dużo puszek rozwiesiłeś do tej pory? Ile teraz się naświetla?
Dokładnych
statystyk nie prowadziłem, ale myślę, że do tej pory zawisło
około 650-700 sztuk, a w obecnej chwili wisi ich około 170. Z czego
mniej więcej 120 w różnych zakątkach Polski, a reszta rozsypana
po Austrii, Niemczech i Litwie.
Jak
dokonujesz wyboru miejsca zdjęciowego? Czy to długie poszukiwania?
Zdaje się, że sporo też zależy od położenia aparatu względem
Słońca?
Regułą
jest u mnie to, że najpierw szukam ciekawych obiektów w internecie
i gdy trafię na coś intrygującego, to ustalam jakieś inne ciekawe
miejsca po drodze i po prostu jadę tam. Lubię podróżować po
Polsce i nie trzeba mi szczególnej motywacji, by zwiedzać miejsca w
których jeszcze nie byłem. Gdy już jestem pod danym obiektem, to
poszukiwanie konkretnego miejsca dla kamerki trwa bardzo krótko. To
ma o tyle znaczenie, że im dłużej się czaimy, tym bardziej
zwracamy na siebie uwagę ludzi w pobliżu, dlatego zdecydowanie
podczas montowania kamer jest dość ważne. Próbuję sobie
wyobrażać jak promienie Słońca będą zachowywać się w danym
kadrze. Nie jestem w żaden sposób zafiksowany na punkcie obecności
wachlarza śladów Słońca na obrazku i skupiam się bardziej na
samym obiekcie, na odblaskach i innych "interakcjach"
Słońca z otoczeniem, niż na nim samym.
Fot. Obscurnie. Piękna praca szlabanu. Cień samochodu. |
Fot. Obscurnie. Białystok. Duchy rowerów. |
Fot. Obscurnie. Duchy samochodów. |
Fot. Obscurnie. EC2 w Łodzi. |
Fot. Obscurnie. Berlin. |
Nigdy o żadnej puszce nie zapomniałeś?
Nie,
próbuję o nich zapominać, ale się nie udaje. :) W moim przypadku
wskazane byłoby, abym zapominał o swoich solarkach na te 5-6
miesięcy. To paradoksalne, ale jestem dość niecierpliwym
człowiekiem i zapomnienie o solarkach w niektórych przypadkach
wyszłoby mi na dobre, bo nie kusiłoby mnie, by rwać je przed
czasem. Wiem co i gdzie wisi, bo komórką robię poszczególnym
kamerkom zdjęcia z włączoną opcją geotagu. Aczkolwiek to i tak
jest jedynie celem zabezpieczenia, bo z reguły gdy trafiam po długim
czasie do miasta w którym zostawiłem serię kamer, to bez problemu
odtwarzam z pamięci drogę jaką przeszedłem rozwieszając je, i
znajduję wszystkie po kolei... Oczywiście pod warunkiem, że
przetrwały tam gdzie je zostawiłem.
Czy
zdarzało Ci się, że puszki znikały za sprawą wandali lub innych
niemiłych osobników?
To
jest niestety wpisane w tę zabawę. Początkowo zrywano mi około
30% kamer - czyli bardzo dużo. Ginęły głównie dlatego, że nie
kamuflowałem ich dostatecznie dobrze i wręcz prosiły się o uwagę
ludzi/służb. Wiele się wtedy nauczyłem jeśli chodzi o kamuflaż
i umiejscawianie kamerek tak aby nie przyciągały wzroku i w efekcie
teraz giną może 2 sztuki na 100, góra. Generalnie jest sporo ludzi
na których trzeba uważać. Typowi przechodnie nie są
problematyczni. Mam wrażenie, że nie zwracają uwagi na zawieszone
solarki, nawet jeśli mocno nie pasują do krajobrazu. Za to z tzw.
"keszerami" jest trochę inaczej. Keszerzy, to ludzie
bawiący się w Geocaching, czyli terenową zabawę polegającą na
odszukiwaniu za pomocą GPS różnego rodzaju pojemników ze
schowanymi w niej drobnymi fantami na wymianę i listą, na której
podpisują się wszyscy którzy dany pojemnik odnaleźli. Niestety
zdarzało mi się nie raz, że miejsca w których zostawiałem kamery
zbiegały się ze współrzędnymi "keszów" i wtedy
najczęściej moje solarki omyłkowo brane były przez nich za
właściwy "kesz". Otwierali je więc, a do środka
wrzucali na przykład karteczki z imionami i przedmioty typu agrafka,
guzik czy pięciogroszówka. Najczęściej moje solarki były przez
Keszerów zrywane ale szczęśliwie zostawiane w pobliżu pierwotnej
miejscówki, więc udawało mi się przynajmniej odzyskiwać kamery.
Trochę gorzej z negatywami, bo one zwykle były zniszczone.
Inna bajka
to wszelkiego rodzaju służby porządkowe. Miałem na przykład
akcje związane z przyjazdami do Polski ważnych ludzi, typu Donald
Trump wizytujący Warszawę, czy papież Franciszek przyjeżdżający
na ŚDM w Częstochowie. Kilka miesięcy przed przyjazdem tego
pierwszego obstawiłem kilkanaście bardzo obiecujących kadrów w
okolicach Centrum Warszawy, ale okazało się, że przetrwała tylko
jedna z nich. Było jasne, że służby wyczyściły tę okolice, z
jakichkolwiek podejrzanych przedmiotów na potrzeby jego przejazdu i
wizyty. Analogiczna sytuacja miała miejsce z papieżem Franciszkiem
w Częstochowie, przy czym tam nie przetrwała żadna.
Czy
mając już duże doświadczenie jesteś w stanie przewidzieć CO
wyjdzie na fotografii, czy jednak za każdym razem jest to
zaskoczenie?
Cała
magia solarygrafii polega na tym, że pewnym można być tylko tego,
że będzie się zaskoczonym. Przewidzieć jestem w stanie na pewno
wygląd kadru. Z całą resztą bywa różnie i z reguły wszystko
pozostaje zagadką aż do momentu zakończenia ekspozycji. Czasem nie
da się przewidzieć jak zachowa się papier w danym mikroklimacie -
przykładowo duża wilgotność powietrza w danym miejscu sprawia, że
emulsja zwiększa swoją czułość i przybiera bogatszą kolorystykę
(co jest jedyną zaletą wilgoci według mnie), ale jednocześnie ta
sama wilgoć może w którymś momencie zadziałać destrukcyjnie na
emulsję światłoczułą i sprawić, że spłynie ona z papieru,
kończąc żywot negatywu. Dlatego bardzo istotne jest wybieranie
papieru, który sobie po prostu z tą wilgocią poradzi - na przykład
wspomniany Kodak
Polymax.
Szczerze mówiąc nie ma szans, by rosa nie dostała się do środka.
Mikroskopijny otworek zupełnie wystarczy, bo skala czasu jest
ogromna i woda da sobie radę z dostaniem się do środka - obojętnie
jak mocno będziemy się starać, aby to się nie stało. Kwestia
tylko ograniczenia tej wilgoci jakimiś doraźnymi rozwiązaniami.
Jeśli wiem, że kamerka będzie wisiała w bardzo wilgotnym
środowisku (nad rzeką/w lesie/na łące), to montuję wtedy coś
a'la prowizoryczny system hydrauliczny - czyli po prostu sznurek
wyprowadzony z wnętrza kamerki na zewnątrz. Trudne do
przewidzenia jest na pewno to, jakie wydarzenia zapiszą się na
zdjęciu - czasem nie dzieje się nic szczególnego, ale czasem
dzieją się cuda, jak na przykład wyparowanie budynku, który
jeszcze kilka miesięcy temu znajdował się w kadrze, a w
międzyczasie został wyburzony. Wtedy na negatywie rejestruje się
jego przezroczysty obrys, z prześwitującymi przez niego obiektami z
tła.
Fot. Obscurnie. Dźwigi! Billboard po prawej z dwoma lub trzema reklamami na raz! |
Fot. Obscurnie. |
Fot. Obscurnie. |
Czy
zdarzały się skuchy?
Tak
jest, skuchy chodzą w parze z solarygrafią :) Kilka takich było,
ale jedna szczególnie mi się zapisała w pamięci - na szczęście
z happy endem. Ogólnie lubię klimaty industrialne, a że w pobliżu
mojego rodzinnego miasta mamy sporą elektrownię to stwierdziłem,
że pojadę tam na rowerze i obstawię ją z możliwie najbliższej
odległości. To były moje początki zabawy z energetykami -
spakowałem więc kilkanaście sztuk i pojechałem robić swoje. To
był ładny dzień, nikt tam na mnie nie zwracał uwagi, więc
wszystko szło wzorowo. Po paru godzinach zawiesiłem ostatnią i już
miałem wracać po swój rower, gdy nagle drogę zajechał mi
samochód ochrony elektrowni. Nie miałem świadomości, że zrobiłem
coś "nie tak", więc humor mnie nie opuszczał, nawet
wtedy gdy zdecydowanie zalecili, bym pojechał z nimi bo mają
podejrzenie o... działalność terrorystyczną. Wsiadłem z nimi i
pojechaliśmy do ich centrali, gdzie na monitorach pokazali mi jak
zawieszam swoje solarki. Wytłumaczyłem im spokojnie, że to żadne
ładunki wybuchowe, tylko bardzo proste aparaty fotograficzne. Nawet
pokazałem im kilka wcześniejszych zdjęć na telefonie - oczywiście
nie uwierzyli, że to możliwe. Zamiast tego ostrzegli mnie, że
"zaraz będzie policja" i że im już wyśpiewam całą
prawdę. Jeden z nich powiedział, że zanim przyjedzie policja
pofatygujemy się tam, gdzie zostawiałem wszystkie swoje "ładunki".
Po to, żebym pokazał im co to takiego. Pojechaliśmy i gdy już
byliśmy na miejscu, jeden z nich nakazał mi ze srogą miną, żebym
zerwał to co zawiesiłem. Podszedłem więc. Wisiała wysoko i gdy
zacząłem po nią sięgać, to kątem oka zauważyłem jak każdy z
nich robi kilka kroków do tyłu. Zaśmiałem się wtedy, choć
pewnie nie powinienem... Gdy zerwałem kamerkę i (o dziwo) nic nie
eksplodowało zaproponowałem im, że ją otworzę i pokażę co jest
w środku. Zgodzili się, ale jednocześnie kazali mi się do siebie
z nią nie zbliżać. Zacząłem otwierać puszkę i co ciekawe to
była jedna z pierwszych które tego dnia zawieszałem, więc bardzo
delikatnie na papierze zarysował się obrys komina i bardzo krótki
ślad Słońca. Pokazałem im szybko negatyw, by mogli się
przekonać, że to na serio działa. Byli skonsternowani, ale
nastawienia do mnie niestety nie zmienili. Zamiast tego usłyszałem,
że już nie podejrzewają mnie o terroryzm, a o "fotografowanie
obiektów strategicznych". Pomyślałem: "Cyrk".
Wsiedliśmy więc do samochodu by wyzbierać całą resztę aparatów
i wróciliśmy do centrali, gdzie czekał już na mnie policjant.
Długo między sobą rozmawiali, a policjant bardzo dokładnie
oglądał moje puszki. Po jakiejś godzinie policjant poważnym tonem
powiedział do ochroniarzy, że zabiera mnie na komendę i tam
zostanę przesłuchany. Ochroniarze wyraźnie się ucieszyli, że
"mam za swoje" i że spełnili już swoją misję. Wsiadłem
z policjantem do radiowozu, i już na początku zapytał mnie gdzie
zostawiłem swój rower. Odpowiedziałem, że jakiś kilometr stąd,
a on ku mojemu zdziwieniu stwierdził, że mnie do niego podwiezie i
pozwoli jechać do domu... Okazało się, że Pan policjant blefował
mówiąc, że zabierze mnie na komendę. Zaintrygowały go moje
solarki i nawet całkiem rzeczowo wypytywał o różne niuanse
związane z techniką. Poza tym bardzo chciał, żebym dał mu dwie z
tych zerwanych puszek. Powiedział: "dzieciom pokażę, pewnie
się zainteresują". Zawiózł mnie jak obiecał i puścił
wolno...
Świetna
historia! Fotografując różne industriale zawsze zastanawiam się
kiedy jakaś władza położy mi rękę na ramieniu i uzna za
imperialistycznego szpiega. Do tej pory musiałem tylko uciekać
między zaparkowanymi autobusami przed ochroniarzami z łódzkiej
Manufaktury. Ale to nic w porównaniu z Twoim terroryzmem w elektrowni Bełchatów.
Czy
nabyta praktyka w montażu puszek pomaga w zrobieniu ciekawej fotki?
I jak pomaga?
Czy
praktyka pomaga w zrobieniu ciekawszych zdjęć? W pewnym sensie tak,
ale w zdecydowanie większym stopniu pomaga unikać okoliczności
które mogą sprawiać problemy. (Na marginesie: częste podciąganie
się na znaki drogowe celem zamontowania na szczycie kamery powoduje,
że na każdy kolejny znak wchodzi się trochę łatwiej - pod tym
kątem praktyka też jest bardzo przydatna :) ) Dzięki
doświadczeniom i sporej ilości błędów dowiedziałem się czego
unikać i jakie tricki wykorzystywać, by solarki bezpiecznie trwały
na swoich miejscach. Nauczyłem się przewidywać niuanse, których
wcześniej nie brałbym nawet pod uwagę. Przykład? Lepiej unikać
przyklejania solarek na latarniach, które mają zamontowane na sobie
rurki na flagi. Szczególnie niedługo przed świętami państwowymi,
podczas których flagi na pewno się tam pojawią. Oczywiście nie
flagi są tutaj "problemem", a ludzie którzy te flagi
wkładają i przy okazji mają nakaz usuwać wszystko co wystaje
ponad kształt latarni. Praktyka pomaga też zrozumieć pewne
zachowania ludzi, co okazuje się bardzo przydatne, bo regularnie
zdarza mi się montować kamery pośród przechodniów i dobrze
byłoby pozostać niezauważonym - a jak to zrobić? Pójść w
zupełną skrajność i stać się widocznym aż za mocno i na
przykład założyć odblaskową kamizelkę robotniczą a następnie
przy tych wszystkich ludziach wspinać się na przyniesionej
drabinie. Mimo kamizelki pozostaje się dla tych ludzi niewidocznym,
bo przekonani są o tym, że mają do czynienia ze zwykłą obsługą.
Świetne rady dla prawdziwych terrorystów! Miejmy nadzieję, że nie czytają wywiadów na kulturalnych blogach.
Czy
masz jakieś marzenia i plany dotyczące swojej fotografii?
Przede
wszystkim chciałbym z powodzeniem wykończyć swoją drugą ręczną
analemmę - to jest plan, nie marzenie. Tym razem analemmę uliczną,
o wiele bardziej ryzykowną i przez to bardziej "stresogenną"
niż poprzednia. To bardzo wymagający projekt - tym bardziej w
formie, jaką ja sobie narzuciłem. Obecna kamerka analemmowa wisi
przy ruchliwym skrzyżowaniu, z widokiem na powstającą budowę.
Pierwszy punkt złapałem pod koniec czerwca i do tej pory
zarejestrowało się ich już ponad setka. Póki co, ma się ona
bardzo dobrze i na razie nie zwróciła niczyjej uwagi. Z kolei
pierwsza z analemm powstawała pod moim blokiem w Bełchatowie. Całe
przedsięwzięcie musiało być rozłożone na okrągły rok, bo
dokładnie tyle czasu trzeba, aby uzyskać pełną "ósemkę".
Analemma jest kształtem nakreślonym na niebie przez pozycje Słońca
fotografowanego przez cały rok, codziennie i dokładnie o tej samej
godzinie. Trzeba więc systematycznie pojawiać się przy niej po to,
aby odkryć jej otworek na skromne 2 minuty.
[Analemma
przy okazji obrazuje ruch Ziemi wokół Słońca i nachylenie osi
obrotu Ziemi do płaszczyzny jej orbity – przypis Fabrykant]
Fot. Obscurnie. Analemma. |
Czy
jakieś lokacje do zdjęć pozostają w sferze marzeń?
No
jasne! Bardzo kręci mnie tematyka związana z cywilizacją Inków i
marzy mi się obstawienie kamerami Machu Picchu. Nawet kilkudniowymi,
aby tylko złapać kontur zabudowań i gór w tle. Z kolei
wielomiesięczne solarki z tego miejsca są w sferze marzeń
"ekstremalnych", bo sprawiałyby one dość istotny kłopot
- konieczny byłby powrót po nie, co - delikatnie mówiąc - nie
kalkulowałoby się zbyt dobrze. Bardziej dostępne miejsca które
chciałbym zaliczyć to na przykład opuszczone wesołe miasteczko w
Prypeci.
Czy
środowisko solarygrafistów jest w Polsce duże? Czy to jakieś
formalne struktury?
Sformalizowanych
grup nie znam. Ciągle jest to niszowe środowisko, ale w ostatnim
roku zauważyłem dość wyraźny wzrost zainteresowania
solarygrafią. Mam wrażenie, że ta magiczna i jednocześnie
banalnie prosta technika, przez lata była niedoceniana i schowana
gdzieś w głębokim cieniu. Według mnie trzeba jej było wyjścia
do ludzi i w miarę możliwości staram się nieść ten "kaganiec
oświaty", publikując swoje rzeczy w różnych zakątkach
internetu, czy pokazując je na wystawach.
Notujesz coraz większe sukcesy, a o Twoich zdjęciach słychać coraz częściej. Zdaje się, że były też za granicą. Spodziewałeś się tego? Czy to coś co cieszy i nakręca?
Fot. Obscurnie. Zdjęcie już podpisane. |
Notujesz coraz większe sukcesy, a o Twoich zdjęciach słychać coraz częściej. Zdaje się, że były też za granicą. Spodziewałeś się tego? Czy to coś co cieszy i nakręca?
Tak
jest, to mnie motywuje i pokazuje, że to co robię idzie w dobrym
kierunku. A czy spodziewałem się "sukcesów"? W pewnym
sensie tak, ale nie spodziewałem się, że będzie to miało miejsce
już teraz. Na pewno bardzo cieszył mnie odbiór mojej pierwszej
analemmy - wtedy naprawdę sporo się działo i czułem, że
"Obscurnie" wzbudza bardzo duże zainteresowanie, nie tylko
pojedynczych osób, ale i niektórych mediów. Z drugiej strony nie
publikowano jeszcze moich zdjęć w National Geographic, więc do
sukcesu (takiego prawdziwego, bez cudzysłowu) pozostała jeszcze
dłuższa chwila :) . W moim odczuciu poziom jaki prezentują moje
zdjęcia jeszcze nie jest takim, jakiego bym od siebie oczekiwał.
Oczywiście jestem świadomy, że robię zdjęcia które potrafią
się spodobać, ale jednocześnie wiem, że mam jeszcze dużo pracy
do zrobienia, by być w pełni zadowolonym z efektów. Mam spore
parcie na dalszy rozwój i podnoszenie sobie poprzeczki - zarówno w
kontekście obróbki końcowej, jak i od strony konstrukcyjnej.
Kiedy
najbliższa wystawa?
Najbliższa
wystawa zaplanowana jest na połowę lutego przyszłego roku, w
Łódzkim Domu Kultury.
Super!
Odwiedzę na pewno!
Bardzo
dziękuję za wywiad. Życzę okładki w National Geographic!
https://www.facebook.com/Obscurnie-240846306278893/
Bardzo interesujący wywiad. Zastanawiam się tylko, czy te negatywy są utrwalane chemicznie przed skanowaniem, tak jak się to robi z tradycyjną fotografią w ciemni? Czy też skanowanie jest czynnością destrukcyjną, kończącą życie papieru światłoczułego i dalej zdjęcie jest już tylko w postaci cyfrowej?
OdpowiedzUsuńObchodzi się bez jakiejkolwiek chemii. Skanowanie rzeczywiście działa destrukcyjnie, ale nie w takiej skali jaką można by przypuszczać, bo spada jedynie kontrast negatywu, o parę procent dosłownie, zamiast całkiem się zaświetlić.
UsuńA dlaczego niby nie wywoływać chemicznie tych papierów? Jeśli się nie mylę to skaner liniowo naświetla skanowany objekt a tym samym doświetla obraz zarejestrowany na papierze i powinien ten obraz chyba całkowicie zniweczyć ale ie zarejestrować. W wywiadzie nie poruszono wogóle kwestii nominalnej światłoczułości papierów a tym samym kwestii kompletnego prześwietlenia papieru.
UsuńCóż, wobec faktu, że papiery które wychodzą z solarek są naświetlone do tego stopnia, że widać na nich bardzo wyraźnie naświetlony negatyw jeszcze przed skanowaniem, to wywoływanie jest ostatnią rzeczą jaka jest potrzebna. Utrwalanie owszem, ale to już po skanowaniu (które nie degraduje obrazu w większym stopniu niż 5-10%). Temat kompletnego prześwietlenia papieru nie został poruszony, bo w solarygrafii zjawisko takiego prześwietlenia to bardzo rzadko występujące zwierzę ;)
UsuńA co to są "puszki po energetykach" ?
OdpowiedzUsuńPo napojach energetyzujących typu Red Bull.
UsuńWszystkie znane mi papiery i błony fotograficzne mają czułość na tyle wysoką, że ulegają prześwietleniu nawet w wyniku parosekundowego przypadkowego otwarcia opakowania w którym są sprzedawane. Nie rozumiem jak można ładować kamerę obskurę przy jakimś świetle lub skanować. NB. Mam kamerę obskurę a kiedyś próbowałem na niej coś zarejestrować ale zabrakło mi cierpliwości. Kolorowe papiery fotograficzne są przystosowane do światła powiększalników ( 3200 stopni Kelvina) więc fotografowanie w plenerze powinno dać zafałszowany kolorystycznie obraz. Oczywiście można dalej obrabiać w Photoshopie...
OdpowiedzUsuńWszystkie "znane Ci papiery i błony" nawet po otwarciu na kilka/kilkadziesiąt sekund nadają się do solarygrafii. Jak wspomniałem już wyżej nie jest konieczne otwieranie papierów do solarygrafii w sterylnych, ciemniowych warunkach. Owszem, do fotografii którą zamierzamy naświetlać sekundy/minuty, i którą zamierzamy wywołać i utrwalić, ten papier już się absolutnie nie nada, ale do solarygrafii nie sprawia to najmniejszego problemu. Druga rzecz, że nie używam papierów kolorowych, tylko czarno-białych, więc jest swego rodzaju fenomenem, że zdjęcia wychodzą kolorowe - fenomenem, którego nikt jeszcze nie zdołał wytłumaczyć.
UsuńMoje zdjęcia z dzieciństwa nie były aż tak fajne... i nie było skanerów, obróbki i całego tego cyfrowego tałatajstwa ;)
OdpowiedzUsuńps. Super pomysł, super temat, super wywiad!
"Z kolei pierwsza z analemm"
OdpowiedzUsuńxD
super sprawa! bardzo mi sie podoba, musze kiedys sprobowac!
OdpowiedzUsuńz papierem swiatloczulym mialem okazje pobawic sie za dzieciaka, kiedy to jeszcze pare pudelek takiego papieru mial dziadek, a juz sam nie wywolywal tylko zanosil do minilabu, ale szybko sie zniechecilem, bo bez chemii nazywanie go "swiatloczulym" bylo zdecydowanie naduzyciem, probowalem naswietlic taka karteczke rzutnikiem do bajek z jakas klatka bajki i niedosc ze to trwalo cala noc to i tak niebardzo bylo cokolwiek widac, pomagalo psikanie na ten papier woda z takiego psikacza np po plynie do szyb. niestety dziadek nie mial juz chemii, albo nie chcial jej dac kilkulatkowi w wieku ledwo przedszkolnym do zabawy ;)
potem juz w pracy probowalem fotografii otworkowej na kliszach rentgenowskich z bardzo pozytywnym skutkiem, o czym kiedys wspominalem, ale jeszcze moge pokazac efekt (matryca laptopa z bialym tlem jako negatoskop, stad widac piksele): https://obrazki.elektroda.pl/3570232300_1324596623.jpg
To zdjęcie otworkowe robi fajne wrażenie, panie Benny. Bardzo dobra jakość.
Usuńwww.lublin112.pl/zatrzymany-47-latek-jest-fotografem-rzekome-bomby-przy-obwodnicy-byly-aparatami-do-robienia-zdjec/
OdpowiedzUsuńwlasnie niedawno tuz pod lublinem straszna afera z tego byla, ale koniec koncow mysle ze nic mu nie zrobia, bo i niby za co, a przynajmniej mnustwo ludzi uslyszalo o solarygrafii :)
Tak, już czytałem. Napędziło to temu wpisowi nieco czytelników ;)
Usuń