Wiecie co to jest Toruń?
To takie miasto jest. Nawet znane.
Piernik, Kopernik, ratusz, Wisła,
Apator Toruń, krzywa wieża, ruiny zamku, planetarium, obiad w
makdonaldzie, autobus. Wycieczki szkolne lecą tym tropem. W młodszej
części młodości bywałem wielokrotnie w Toruniu i też leciałem
tym tropem. Ale dorosłem. Doczytałem. Zdziwiłem się.
I teraz już wiem, że w tym Toruniu
zupełnie nie o to chodzi.
Dzisiaj Toruń leży gdzieś tam w
środku północnej Polski. Tak się dziwnie jednak składa, że w
poprzednich swych życiach leżał zwykle w pobliżu jakiejś
granicy. Najpierw w pobliżu granicy krzyżacko- pruskiej. Potem
odwrotnie- prusko- krzyżackiej, potem polsko- krzyżackiej, potem
prusko- polskiej, potem księstwowarszawsko- rosyjskiej, potem
prusko- rosyjskiej przez chwilę rosyjsko- pruskiej, potem znów
odwrotnie. Wszystko w zależności od tego kto akurat miał Toruń w
posiadaniu. W każdym razie granica zawsze była tuż-tuż.
A miasto miało wiele zalet. Przede
wszystkim Wisła się tu wypłycała. Można było z jednej strony na
drugą- siup, bez zamaczania majtek. No i bogato było. Oj bogato.
Wielce multikulturowo, z racji owych granic. Prusko, polsko i
autonomicznie. Za czasów polskich wojen z Krzyżakami Toruń na
przykład wsparł króla Włodzimierza Jagiellończyka kwotą 200
grzywien, co było równe OSIEMDZIESIĘCIOLETNIM dochodom miejskim
ówczesnego Krakowa. Znaczy się- biednie nie było.
Transport rzeczny, składy soli,
międzynarodowy handel (granice!), uniwersytet, a potem jeszcze Toruń
jako główny ośrodek luteranizmu w regionie- wszystko to powodowało
przyrost gotówki w mieście.
No ale trzeba było się zbroić.
Przecież granica tuż-tuż. Jeszcze ktoś napadnie.
No więc Toruń się zbroił przez całą
swoją długą historię.
A ostatni napad połączony z rujnacją
miasta miał miejsce w 1703 roku, kiedy to zbombardowali go Szwedzi.
Potem (aż do dzisiaj) nikt nie rujnował militarnie Torunia, no
chyba że dekretami urzędowymi. Cudem boskim nie zdemolowali go
nawet Rosjanie w 1945, nie wiem co ich powstrzymywało.
Tymczasem przez wieki Toruń został
uzbrojony tak, że lepiej nie można.
I, jak to mawiał jeden mój kolega- to
jest jednak coś!
To, że jest się w jakimś dziwnym
mieście- to widać. Mało uważne oko, zajęte planetarium, krzywą
wieżą na ulicy Pod Krzywą Wieżą, piernikami i ratuszem może to
przeoczyć. Ale kto tylko skieruje wzrok poza stare miasto- zauważy.
To jest jakieś militarne miasto.
Dlaboga! (jak pisał Lem) wszędzie
jakieś artefakty forteczne.
Wszystko przez Prusaków. Ein- zwei-
polizei. Ordnung muss sein. Wiadomo.
Toruń od czasów wieków średnich
obwarował całe śródmieście potężnymi murami, fosą i
bastionami. Jednak Prusacy wznieśli się na kolejny stopień
umilitarnienia miasta. Ogłosili Toruń miastem- twierdzą.
Po kongresie wiedeńskim w 1815 roku,
kiedy to ziemia toruńska dostała się Prusom, rozpoczęto szerokie
przebudowy miasta, żeby wzmocnić jego potencjał obronny.
Przebudowano średniowieczne fosy, dodano arsenały, koszary,
wozownie i szpital wojskowy, nowe umocnienia i bramy. Ale Prusacy
rozhulali się na całego po wygranej wojnie francusko- pruskiej, po
której narzucono Francji płacenie kontrybucji. Francja miała
wypłacić od 1871 roku w ciągu trzech lat 5 miliardów franków w
złocie.
Od czasu gdy usłyszałem tę kwotę
zawsze mnie zastanawiało- ile to tak naprawdę było?
Podrążyłem. Na jednego franka
przypadało 0,29 grama czystego złota. Wychodzi mi że było to 1450
ton złota. Miliard ówczesnych dolarów. Mniej więcej roczny dochód
narodowy całych Prus. Przywożone pod eskortą w ciągu trzech lat
francuskie złoto przestało mieścić się w sejfach rządowych
całego Berlina.
Do roku 1870-go Prusy dorobiły się 31
banków z kapitałem około 400 mln marek. Po trzech latach płacenia
francuskich kontrybucji powstało kolejnych 107 banków z kapitałem
706 milionów marek (między innymi Deutschebank i Dresdner Bank)
Lata 1870-te to akurat boom kolejnictwa
w Prusach. Do 1871 budowano kilka tysięcy kilometrów torów
rocznie. W pierwszym roku płacenia kontrybucji powstało 12 tysięcy
kilometrów torów.
Miało to wszystko różne dalsze
konsekwencje, ale dla Torunia przede wszystkim konsekwencje
militarnej rozbudowy. Wybudowano na przykład forteczną bramę
kolejową na nowej linii do Olsztyna.
Przejeżdżało się w młodszej części
młodości koleją przez ową pruską bramę, nie wiedząc że to
brama. Jakieś tam tunele i ceglane mury nagle się zjawiały za
oknem żółto niebieskiego podmiejskiego relacji Toruń- Olsztyn.
-Panie zawiadowco, co to za pociąg?
-Żółty
-Ale dokąd?!
-Do połowy.
(sucharek)
Jest to jedyna XIX
wieczna zachowana brama kolejowa.
Ale bramy kolejowe to jeszcze nic.
Lepsze rzeczy powstały za francuskie złoto.
W 1872 roku sztab generalny Prus podjął
decyzję o rozbudowie Twierdzy Toruń i dostosowaniu jej do postępu
w sztuce militarnej- przede wszystkim do wprowadzonych niedawno dział
gwintowanych.
W 1858 roku użyto po raz pierwszy
dział gwintowanych, w miejsce dawnych gładkolufowych. Te pierwotne,
gładkolufowe strzelały kulistym pociskiem na jakieś 2000-3000
metrów, lecz zasięg ich skuteczności kończył się na jakichś
1500 metrów. Celność także była wątpliwa- kule stawiały duży
opór powietrzu.
Pierwsze gwintowane lufy dawały zasięg
około 4000-5000 metrów, ale skuteczność rażenia była w
okolicach 3000, bo pociski leciały stabilizowane ruchem żyroskopowym
i mogły być zaostrzone, co stawiało mniejszy opór. Celność
znacznie wzrosła. Zaczęto także wyposażać pociski w materiał
wybuchowy.
Miało to wszystko duże przełożenie
zarówno na taktykę ataku jak i obrony.
A nawet miało to przełożenie na
umundurowanie. Jeszcze na początku XIX wieku mundury oficerów były
maksymalnie zdobne i wymyślnie różniły się od mundurów
szeregowców. Pod koniec XIX wieku różniły się na ogół już
tylko pagonami. Po prostu wzrosło znacznie ryzyko, że wróg z
odległości kilometra wypatrzy oficera i odstrzeli go snajperskim
strzałem z gwintówki.
No, co prawda nie wszędzie te mundury
się zmieniły. Jak może pamiętacie Francuzi na początku I Wojny
Światowej występowali w czerwonych gaciach i pomysły na ich zmianę
były torpedowane, jako odejście od świętej tradycji.
Wiemy do czego to doprowadziło- prawie
im Niemcy wleźli do Paryża.
Ale wróćmy z Paryża do Torunia.
Pruskie władze postanowiły wybudować
pierścień fortów wokół miasta, w promieniu czterech kilometrów.
I wybudowały. Szesnaście fortów, dwadzieścia baterii ziemnych i
osiemdziesiąt cztery schrony międzypola. Nie zaniedbano też
wewnętrznego pierścienia obrony, który dostał nowe umocnienia.
Przed I Wojną Światową Toruń
posiadał ponad 200 obiektów fortecznych, co czyniło go jedną z
największych twierdz w Europie Wschodniej. Obiekty były ze sobą
skomunikowane odpowiednimi drogami wojskowymi (dziś stanowiącymi
ulice Torunia), telefonicznie i telegraficznie, miały systemy
nawadniające, odwadniające i własne ujęcia wody pitnej.
Każdy z 16 fortów zewnętrznych miał
rozpiętość ok 300-400 metrów, olbrzymie wały i fosy, stoki
bojowe, oraz budynki koszarowe sięgające trzech kondygnacji pod
ziemię.
Budowa, wyposażenie i utrzymanie
kosztowały Prusy 60 milionów marek.
Zbudowano także halę dla sterowców.
Tę bym chętnie zwiedził. Niestety już nie istnieje.
Forty Torunia nie zostały nigdy
wykorzystane do obrony miasta. W I Wojnie Światowej armia pruska
wycofała się z nich niszcząc wyposażenie i linie telefoniczne. W
II Wojnie Światowej nie były brane pod uwagę, ze względu na
archaiczność ich idei wobec celności i siły uderzeniowej
nowoczesnej artylerii.
I dlatego stoją sobie prawie w
komplecie do dzisiaj.
Trzeba to zobaczyć!
Miałem być jakieś dwie godziny w
Toruniu. Pal licho Kopernika, piernika i krzywą wieżę! Forty!
Niestety w dniu pobytu świat
postanowił, że od dzisiaj już jest wiosna i trzeba odkręcić kran
do podlewania roślinek. Po drodze się zachmurzyło, a od Włocławka
lało non stop na słynną autostradę Amber Gold One. Potem lało,
padało, kropiło, kapało, siąpiło i znowu lało. Potem kolejność
uległa zmianie.
Miałem dwie godziny na Toruń. W
deszczu. Najbardziej ucierpiały na tym zdjęcia.
Niewiele można zwiedzić w ciągu
dwóch godzin. Ale coś tam można. Powiem Wam tak- wystarczy
wychylić się poza śródmieście, a relikty pruskiego systemu
wydawania 60 milionów marek są po prostu wszędzie.
Dawna piekarnia garnizonowa i magazyny furażu. |
Dawna piekarnia garnizonowa i magazyny furażu. |
Dawna piekarnia garnizonowa i magazyny furażu. |
Współczesne dostawy do niewspółczesnych magazynów fortecznych. |
Wystarczy pójść kawałek i się
natknąć. Potem można w internecie sprawdzić na co tam się
natknęło. Akurat najpierw trafiła się ufortyfikowana piekarnia
garnizonowa i magazyny furażu. Znaczy się samo żarcie. Piekarnia w
czasie swej świetności mogła wyprodukować 30 TYSIĘCY bochenków
chleba dziennie.
W pobliżu dawne zabudowania szpitala
diakonisek.
Tuż obok koszary Kaszownika (Kaszownik
to staw w pobliżu).
Idziemy sobie środkiem miasta, a tu co
chwila jakieś podejrzane artefakty.
50 metrów dalej natrafia się na kawał
lekko zarośniętego dzikiego wzgórza w środku
miasta- to koszary (podwalnia) Bastionu
IV. Zarośniętą elewację koszar widać od strony Starego Miasta,
natomiast największym cymesem jest to, że można sobie wleźć na
grzbiet bastionu i pospacerować na przedziwnym wygonie.
Leje. Zatem zwijamy się z tego
wzgórka. Trzeba obejrzeć jakiś fort z toruńskiego pierścienia
zewnętrznego. Najłatwiejszą opcją jest Fort IV, niegdyś imienia
generała Johana Yorck von Wartenburg, a za czasów polskich-
Stanisława Żółkiewskiego na północnym wschodzie miasta. Gdyby
nie padało odwiedziłoby się jeszcze Fort I, leżący niedaleko
Wisły- najnowszą z pruskich inwestycji- jedyny fort pancerny na
wschodnim froncie, w swoim czasie najpotężniej umocniony w Europie,
uzbrojony w najpotężniejsze działa 21 cm. Nie wolno go co prawda
zwiedzać.
Ale podobno- jak u Szwejka- nie wolno,
ale można.
Pod Kulaśną widać było na dole w
rzeczułce zdruzgotany pociąg Czerwonego Krzyża, który runął z
nasypu kolejowego. Baloun wytrzeszczył na ten widok oczy. Osobliwie
dziwiły go części lokomotywy porozrzucane na wszystkie strony.
Komin maszyny wtłoczony był w nasyp kolejowy i sterczał zeń niby
lufa działa 28-centymetrowego. ´Widok ten wzbudził także
zainteresowanie w wagonie, w którym znajdował się Szwejk.
Najbardziej oburzył się kucharz Jurajda. — Czyż to wolno
strzelać do wagonów Czerwonego Krzyża? - Nie wolno, ale można —
rzekł Szwejk. — Wycelowali akuratnie, a wytłumaczyć się
nietrudno, że to było w nocy i że znaków Czerwonego Krzyża nie
było widać. W ogóle dużo jest na świecie takich rzeczy, których
robić nie wolno, ale można. Najważniejsze to, żeby spróbować,
czy zakazanej rzeczy zrobić nie można. Podczas cesarskich manewrów
w okolicy Pisku przyszedł rozkaz, ze nie wolno wiązać żołnierzy
w kij. Ale nasz kapitan wymiarkował, że robić to można, bo taki
rozkaz był strasznie śmieszny: każdy przecie mógł łatwo
wymiarkować, że żołnierz związany w kij nie mógłby maszerować.
Więc się nad tym befelem nie zastanawiał tak bardzo, żołnierzy
związanych w kij kazał wrzucać na wóz taborowy i maszerowało się
dalej aż miło. Albo weźmy taki przypadek, który zdarzył się u
nas przed sześciu laty. Na naszej ulicy mieszkał niejaki pan Karlik
na pierwszym piętrze, a na drugim piętrze mieszkał bardzo porządny
człowiek, student konserwatorium, Mikesz. Ogromnie lubił kobiety, i
między innymi zaczął się też zalecać do córki tego pana
Karlika, który był właścicielem domu transportowego i cukierni, a
gdzieś na Morawach miał podobno zakład introligatorski pod jakąś
obcą firmą. Otóż, gdy ten Karlik dowiedział się że ten student
zaleca się do jego córki, poszedł do niego do mieszkania i
powiada: .,Z córką moją żenić się panu nie wolno, mój panie
łapserdaku, bo jej panu nie dam!” „No dobrze — odpowiedział
pan Mikesz — jeśli żenić mi się z nią nie wolno, to się
przecież na kawałki nie rozszarpię.” Po dwóch miesiącach pan
Karlik przyszedł znowu do tego Mikesza, przyprowadził z sobą nawet
swoją małżonkę i oboje rzekli jednogłośnie: „Pan, panie
łapserdaku, pozbawił naszą córkę honoru.” „Tak jest —
odpowiedział Mikesz — pozwoliłem sobie zhańbić ją, szanowna
pani”. Ten pan Karlik zaczął na niego niepotrzebnie wrzeszczeć i
przypominać mu, że przecie powiedział, że z jego córką żenić
mu się nie wolno, bo mu jej nie da, ale mu tamten całkiem rzeczowo
odpowiedział, że ani myśli się z nią żenić, skoro nie wolno.
Wtedy zaś nie było mowy o tym, co wolno. A ponieważ o tym nie było
mowy, więc on dotrzyma słowa i prosi, żeby się nie niepokoili, bo
on jest człowiekiem charakteru, nie żadną chorągiewką, ba,
zawsze dotrzymuje słowa, to co powie, to jest święte, więc córki
państwa Karlików nie chce i nigdy chcieć nie będzie. A gdyby z
tej racji miał być narażony na prześladowania, to także nie robi
sobie z tego nic, bo sumienie ma czyste, a jego nieboszczka mamusia
jeszcze na łożu śmiertelnym zaklinała go, żeby nigdy w życiu
nie kłamał, on zaś przyrzekł jej to uroczyście, a takie
przyrzeczenie obowiązuje. W jego rodzinie w ogóle nikt nie kłamał,
on zaś miewał w szkole zawsze stopnie celujące z zachowania.
Widzicie więc — wywodził Szwejk — że wielu rzeczy czynić nie
wolno, ale ostatecznie można. Drogi ludzkie mogą być różne, byle
cel był wzniosły. „
Jarosław Haszek.
„Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej”
Ale deszcz padał,
padał bez końca. Prosiaczek myślał sobie, że nigdy, póki
żyje, a miał już on lat bardzo dużo - może trzy,a może i cztery
- że nigdy nie widział takiego deszczu. Dzień w dzień, dzień w
dzień, deszcz, deszcz i deszcz. (cytat), zatem zrezygnowałem z
Fortu I na rzecz Fortu IV, łatwiejszego do zdobycia.
Muzeum Artylerii w dawnych koszarach WP. |
Takie rzeczy stoją sobie wszędzie. Takie rzeczy tylko w Toruniu. Schron międzypola. |
Po drodze mija się
dosłownie co pięćset metrów jakieś przejawy pruskiego
militaryzmu. Stoją sobie przy dwupasmówkach i w pobliżu bloków z
wielkiej płyty.
Mija się też
młyn. Tak zwany Młyn Richtera. O ranyboskie! Co to za kolos! To
jest wielkości głównej tkalni łódzkiej Manufaktury. Nie zdołałem
zrobić mu w ulewie zdjęcia, dlatego pożyczam z Wikipedii. Młyn
parowy z końca XIX wieku, jeden z największych na Pomorzu- o
powierzchni użytkowej 10.606 metrów kwadratowych i kubaturze 44.828
m³. Do
niedawna budynek stał w ruinie, dzisiaj mieści się tam instytucja
o nieco wyraczastej nazwie „Centrum Nowoczesnosci Młyn Wiedzy”-
rodzaj multimedialnego muzeum techniki, z największym w Polsce
wahadłem Focault'a.
W
Forcie IV można poszaleć. Zwłaszcza w zimowy dzień, ponury jak
nieszczęście, kiedy jest się jedynym zwiedzającym. „Zabrania
się chodzenia po skarpach”. Nie wolno, ale można. Zwiedziłem
sobie w ulewie. Imponujące. No bo co w końcu, kurczę blade
(cytat). Niestety gdy pokrowiec na plecak fotograficzny zaczął
przemiękać musiałem zagęścić ruchy. Zdjęcia na dworze nie dało
się zrobić. Znowu trzeba zarąbać z Wikipedii.
Fort IV, im Johana Yorck von Wartenburg- Stefana Żółkiewskiego. Zdjęcie: http://www.turystyka.torun.pl/art/89/twierdza-torun-i-forty-xix-w.html |
Fort IV, im Johana Yorck von Wartenburg- Stefana Żółkiewskiego. |
Fort IV, im Johana Yorck von Wartenburg- Stefana Żółkiewskiego. |
Fort IV, im Johana Yorck von Wartenburg- Stefana Żółkiewskiego. Poterna. |
Fort IV. Relikty różnych armii. |
Zawod Imieni |
Fort
ten, zbudowany według „projektu typowego” niejakiego generała
Alexisa von Biehlera (nie mylić z kadetem Bieglerem), który
postawił i nadzorował dziesiątki, o ile nie setki pruskich fortów,
stawianych według jego planów, mógł schronić załogę ośmiuset
ludzi (dwie kompanie) zabezpieczając ich przed pociskami 220mm.
Razem z innymi fortami Torunia nigdy nie został użyty w żadnej
obronie. Po Pierwszej Wojnie obiekty przejęło Wojsko Polskie i
zorganizowało w nich magazyny i koszary, potem w kampanii
wrześniowej Niemcy wkroczyli do twierdzy Toruń właściwie bez
walki, nie licząc kilku bomb spuszczonych na lotnisko i wysadzenia
mostu. Później w 1945 roku, kiedy paliło im się pod tyłkiem
postanowili bronić się do upadłego, zgodnie z doktryną Hitlera
mówiącą o tworzeniu miast- twierdz. W desperacji miastem twierdzą
ogłoszono nawet Kołobrzeg (Festung Kolberg), który nie miał w
ogóle żadnych umocnień. Co dopiero mówić o solidnej Festung
Thorn. Obsadzono go trzydziestomoa siedmioma tysiącami żołnierzy,
wyposażonych w solidną broń przeciwpancerną. 19 stycznia podeszła
Armia Czerwona, która jednak nie doceniła sił niemieckiej obrony i
niezbyt intensywnie przeprowadzała atak. Toruń został w ciągu
kilku dni otoczony, ale nie zdobyty, pomimo walk na przedmieściach.
Wyglądało na to że ta sytuacja może się długo utrzymywać, bo
Niemcy byli przygotowani na długotrwałe oblężenie.
Na
szczęście dla Torunia Armia Czerwona niezależnie od okrążenia
miasta parła jak burza na północ i zachód i zdobyła przyczółki
w okolicach Grudziądza i Świecia, a z drugiej strony- Bydgoszczy.
Sytuacja w Toruniu traciła powoli na znaczeniu, bo miasto znalazło
się niespodziewanie „na tyłach frontu”. Niemieckie wojsko
broniło się już rozpaczliwie w innych miejscach. Licząc na
przełom w walkach komendant Twierdzy Toruń gen.Otto
Lüdecke opracował plan ewakuacji całej załogi fortecy i rzucenia
swojego wojska na pomoc broniącemu linii Wisły Wehrmahtowi. I tu
nastąpi zaskoczenie- Hitler zgodził się na ten plan, jedyny raz w
historii niemieckich miast- twierdz. Wszystkie inne Festungen poszły
na kompletny rozkurz w beznadziejnym oporze. Toruń ocalał.
No
i ten cały Toruń zatruł mnie (zatruj
ciastem puszystym-
cytat), zasiał ziarno.
(Więc sadzę gdzie tylko da się
nieśmiertelne ziarno
Pole którego okiem nie da się ogarnąć
Dla jednych trutką a dla innych karmą
Jednym błogosławi innym przyszłość wróży marną
Szydera, choćby jedna na milion
nie ma szans my i tak przemycimy ją
w końcu padnie ostatni bastylion
w dogodnej chwili zasadzimy ją- cytat)
Pole którego okiem nie da się ogarnąć
Dla jednych trutką a dla innych karmą
Jednym błogosławi innym przyszłość wróży marną
Szydera, choćby jedna na milion
nie ma szans my i tak przemycimy ją
w końcu padnie ostatni bastylion
w dogodnej chwili zasadzimy ją- cytat)
opanował mnie jak psychobójca, o
którym śpiewał jeden znany Torunianin (czy Toruńczyk?)
Należy temu Toruniowi i pruskiemu
dziełu wydawania 60 milionów marek więcej czasu, niż tylko
godzina w deszczu.
Fabrykant
Dzięki!
Źródła i źródełka:
Co mi ślina na język przynosi? A komentarze 3.
OdpowiedzUsuńWięc pierwszy, dla pocieszenia zmokłego Fabrykanta - "Rain in Spain, rains mainly on the plain" . Ale w Toruniu miałeś pecha a nawet pH (woda: równo 7,00).
2-gi). Kontrybucje wojenne francusko-pruskie . Więc w owej wojnie -określonej we francuskim podręczniku historii (wydany w 1934 roku dla liceum francuskich) jako największej hańbie w historii Grande Nation - Prusacy nie weszli do Paryża bo czekali, okrążywszy miasto, aż Francuzi sami się powyrzynają. Bo akurat lud francuski, (który kilka miesięcy wcześniej masowo demonstrował w stolicy domagając się od Cesarza Napoleona III aby zaatakował Prusy), kiedy armia pruska zbliżała się Paryża, postanowił urządzić Komunę Paryską znaną nam z lektury pana Marxa. I wtedy resztki rządu francuskiego poprosiły oblegającą armię pruską aby pozwoliła Armii de la Grand Nations przejść przez wrogie szeregi i zaatakować od tyłu komunardów. Niewiele pomogło. Resztki rządu musiały podpisać haniebną kapitulację i zapłacić miliardową kontrybucję. Resztki rządu wezwały obywateli aby oddały na tę kontrybucję swe prywatne złote obrączki, kolie itp. I w miarę jak spłacały tym złotem karę za swą głupotę to armia pruska wycofywała się o parę kilometrów na wschód. Ale już Metza i Sztrasburga nie oddała.
3-ci.) Ale wróćmy do Torunia. Shame on me! Za młodu, autostopem bardzo często jeździłem autostopem z Łodzi do Torunia. Ale zaślepiony miłością do (nie)pewnej Ani wogóle nie zauważyłem w tym mieście żadnej fortecy pruskiej.Wielka szkoda. Bo bardzo lubię fortece a nawet fortele. Zaliczyłem np. fortecę-fortel zwaną Linią Mażinota, która też nie oddała ani jednego strzału ku uciesze podłych Prusaków.
Zazdroszczę Maginota! Też bym sobie zobaczył! Toruń za to stoi, więc można go zwiedzić. Ja zamierzam trochę pogłębić kiedyś owo zwiedzanie.
UsuńWspaniały wpis!!
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobają mi się cytaty: z mojego ukochanego Szwejka, z mojego ukochanego Puchatka i z mojego ukochanego Mikołajka.
A sama treść jest bombowa, żeby nie powiedzieć - bombardierska. Nie mówiąc już o formie, ale to tutaj tradycja.
Pozwolę sobie jednak na maleńkie sprostowanie: Zawod był Imieni Lichaczewa, a nie Lenina. A wcześniej - Imieni Stalina, ale to już na marginesie.
Dziękuję za rewelacyjny deser intelektualny po poniedziałkowym korpo-lunchu!!
Dziękuję! Lenin pomylił mi się z Lichaczewem. Ale oni podobni byli. Przynajmniej w poglądach. Będę miał na uwadze Mikołajka, Puchatka i Szwejka. Ten ostatni nawet prawie się zgodził historyczno- chronologicznie z tematem. Ostatnio przeczytałem Szwejka po raz kolejny (n-ty), z wielkim ukontentowaniem. To jest po prostu poezja. Jeżeli jeszcze nie czytałeś to polecam na aperitif do tego deseru książkę Antoniego Kroh "O Szwejku i o nas". Wielce polecam, można Szwejka i jego epokę zgłębić do głębi i w tej głębi odkryć drugą głębię, którą rozumieją Czesi, a dla nas jest hermetyczna.
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz, ale wpis, nad którym siedzę, jest wyjątkowo czasochłonny (owszem było do przewidzenia). Bardzo dziękuję za polecenie książki, bo głębsze zrozumienie Szwejka jest warte odrobiny zachodu. Tyle tylko, e najpierw będę musiał odświeżyć sobie samego Szwejka, bo czytałem go co prawda dwa razy, ale bardzo dawno. Na szczęście nie narzekam na brak czasu na czytanie, bo czytam w środkach komunikacji publicznej - a spędzam w nich ponad półtorej godziny dziennie.
UsuńMyślę że nawet nie trzeba czytać "Szwejka", który jest w owej książce obszernie cytowany.
UsuńCzas na czytanie- bezcenny. Tego mi zawsze brakuje. W pewnym sensie- te przyszłe samochody autonomiczne to nie jest taki zły pomysł...
Toruń piękne miasto. Byłem tam w podobnym czasie trzy lata temu, choć skupiony byłem raczej na centrum miasta.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawy jestem jak procentowo wygląda ilość fortów, które wzięły udział w walce w przewidziany przez konstruktorów sposób w stosunku do tych, które okazały się praktycznie nieprzydatne. Przykładów trochę można wskazać. Z tych, które jako tako kojarzę:
1) sam mieszkam pomiędzy dwoma fortami na południu Krakowa. Na Festung Krakau w czasie pierwszej wojnie światowej zatrzymała się rosyjska ofensywa, miasto jednak nie było otoczone. Rosjan zaatakowały tylko niektóre z baterii fortów wschodnich i południowych. Jeśli chodzi o zniszczenia, to gorzej skończył się wybuch amunicji w jednym z fortów ( Rajsko - ślady są widoczne do dzisiaj. Bawiło się tam w dzieciństwie ). Gdybym miał talent do pisania, to pewnie byłby to temat "na osobny wpis". Podczas II wojny światowej Niemcy bronili się tam bardzo krótko. W mojej okolicy w fortach stacjonowały wojska rosyjskich nacjonalistów ( własowcy ). Cudem moi przodkowie ocaleli, po tym jak rzeczeni Rosjanie postanowili sobie "dla treningu" postrzelać z armat do okolicznych domów.
2) Twierdza Przemyśl - wzięła udział w walce, przechodziła z rąk do rąk. Mimo swoich rozmiarów i licznego garnizonu nie zdołała obronić miasta na długo. Zniszczenia wojenne były znaczne.
3) linia Maginota - wiadomo
4) forty Eben-Emael. Mimo, że konstrukcja była stosunkowo nowa, bo z lat 30. XX wieku, konstruktorzy nie przewidzieli, że wróg może przyjść z góry. No i Niemcy wylądowali na "dachu" fortów i szybko je unieszkodliwili.
Fajna jest niemiecko-francuska forteca - Neuf-Brisach nad Renem. Też nie spisała się w walkach choć była miasto czysto garnizonowym, bez cywili tylko sami wojacy. Francuzi ją pięknie zbudowali ale w wojnie Prusacy obeszli ją od tyłu i załoga francuska musiała się poddać. Niemcy znani są z tego, że obchodzą fortece i linie od tyłu albo z boku. Francuzi są znani z tego, że budują piękne fortece i Linie i nie wyobrażają sobie, że Niemcy mogą je obejść z tyłu albo z boku.
UsuńMożna wymieniać dalej: Międzyrzecki Rejon Umocniony, bodajże największa inwestycja w beton jaką można oglądać w Polsce- poddał się po kilku wystrzałach. Zdaje się że tak samo skończyły rosyjskie umocnienia na wschodzie Polski w 1941 roku.
OdpowiedzUsuńDla miłośników fortów, bunkrów i innych budowli militarnych.
OdpowiedzUsuńDarmowy pdf z inwentaryzacji tych budowli w Toruniu:
http://tonz-torun.blogspot.com/p/publikacje.html
Świetne, bogate! Dzięki! Będzie to mym przewodnikiem po następnym wypadzie do Torunia.
Usuńswietny artykul! szkoda ze dopiero teraz, a nie w okolicach tego o Chełmnie, bo jak z Zonka wracalismy z nad morza to dzieki Tobie wstapilismy obejzec Chelmno i bardzo nam sie podobalo, w Toruniu tez bylismy, ale w srodmiesciu, tak jak wszyscy, wiec nie bylo za wiele ciekawego, teraz bysmy wiedzieli co poogladac... :)
OdpowiedzUsuńa Szwejka wogole uwielbiam! to jest chyba najlepsza ksiazka na swiecie wogole! ostatnio nawet sluchalismy jej "sluzbowo" w delegacji do szwecji, mam fajna wersje w mp3 bardzo starannie zrobiona jak sluchowisko, moge sie podzielic, tylko ze zajmuje z 500MB wiec raczej sie tego nigdzie nie "wrzuci" ale plyte skopiowac "nie wolno, ale mozna" :)
:) Uśmiałem się ze Szwejka w kontekście płyty cd. Jak poczekasz jeszcze z dwa- trzy tygodnie to z okolic Torunia będzie na Fotodinozie jeszcze Ciechocinek (o ile szczęście i wena dopisze), można będzie oblecieć za jednym zamachem ;) . A na emeryturze będzie można z Fotodinozą zwiedzać całą Polskę i pół Europy. Dziś Toruń, jutro- cały świat! (cytat- trawestacja).
Usuńhehe pewnie ze poczekam ;) narazie nigdzie tam sie nie wybieram, bo ja to wogole daleko jezdzic nie lubie, a w szczegolnosci nad morze gdzie jest zawsze paskudnie, zimno i pada, dla mnie najfajniejsze atrakcje turystyczne to sa zlomowiska :)
Usuńpo prostu jak jestem gdzies blisko, to fajnie zobaczyc cos ciekawego przy okazji :)
Chciałem wcześniej napisać, ale się jakoś nie złożyło. Bardzo fajny wpis o Festung Thorn, dawno już tam nie byłem, a i nie wszystko udało się zobaczyć. Nie tak znowu daleko od Torunia leży inne potężne założenie: Festung Posen. Całkiem sporo się zachowało oprócz Cytadeli. No i jest kilka smaczków, owoc niedawnych działań. Myślę tu o kładce z Bramy Poznania w miejscu Wielkiej Śluzy i jednym z fortów który można zwiedzić dopiero po wykupieniu biletu do Nowego Zoo, bo jest na jego terenie. http://www.twierdza.poznan.pl/szlak/
OdpowiedzUsuńCiekawe rzeczy Pan Szanowny tu opowiada. Poznań zwiedzałem do tej pory po łebkach (jak większość miejsc, niestety), ale kładka Bramy Poznania nawet wystąpiła przez chwilę na Fotodinozie. O w tym wpisie:
Usuńhttps://fotodinoza.blogspot.com/2016/05/czy-lepiej-miec-nic-czy-nie-miec-nic.html
Niestety nie byłem jeszcze w samym muzeum. Ale mam nadzieję na większe zwiedzanie, bo raz na pół roku bywam w Poznaniu. Fort Posen też należałoby zgłębić. Dzięki za link!
Wchodzę sobie "popaczeć" zdjęcia, a tu tyle wiedzy! Chapeau bas! Ten rys historyczny wiele wyjaśnia...
OdpowiedzUsuńToruń polubiłam od pierwszego wejrzenia, przy drugim jeszcze bardziej, a grane było tylko centrum (i szkoła samochodowa jako nocleg - niestety, wtedy nie wiedziałam o znajdującej się tuż obok kolekcji pojazdów)... Teraz wiem, jaki będzie plan na dalsze zwiedzanie, jeśli jeszcze kiedyś się przydarzy ten kierunek podróży. Te zagospodarowane, "żyjące" forty! Coś pięknego. Już sama starówka - pełna sklepików i możliwości zaparkowania starym golfem wśród gotyku - mnie zachwyciła ;) Ależ bym pracowała w takim ufortyfikowanym salonie yamahy! (pomijając fakt, że do handlu to się nadaję równie dobrze, jak mój piesek do pilnowania ciastków. Chyba pilnowania, żeby nikt inny ich nie zjadł).
Co do deszczu, to współczuję odczuwania go w naturze, ale zdjęciom wcale na złe nie wyszło. Przynajmniej mi on bardzo pasuje do takich scenerii. Przy pięknej, letniej pogodzie te cegły i chaszcze by wyglądały, nie wiem... jakoś cukierkowo. Nie pasowałoby ;)
Wspaniały spacer. Czekam na - być może - więcej.
Dziękuję! Różne "więcej" są na Fotodinozie pod tagiem "Tu byłem Tony Halik". Polecam się.
UsuńPolecam na przykład taki wpis: fotodinoza.blogspot.com/2017/07/stalowa-wola-twoja-zdunie.html
UsuńA czy jest pod tagiem więcej Torunia? Z pozostałymi, żeby nie było, też się sukcesywnie zapoznam ;)
UsuńNiestety Toruń na razie tylko jeden. Ale mym marzeniem jest wyeksplorować któryś z zamkniętych fortów Torunia, z tych co to nie wolno, ale można.
Usuń