wyświetlenia:

wtorek, 1 grudnia 2015

Nie kadrować mi tu, do diaska! Lodzer glajszacht.


Nie bylismy pierwsi, jak wiadomo. Przodkowie byli pierwsi.

Łódź powstała od wytyczenia, na surowym korzeniu paru wzgórków i rzeczek. Jako oddalone od siebie osiedla tkaczy, foluszników i innego rzemiosła tkackiego, w środku lasów i pól.


A long time ago came a man on a track
Walking thirty miles with a sack on his back
And he put down his load where he thought it was the best
He made a home in the wilderness
he built a cabin and a winter store
And he ploughed up the ground by the cold lake shore
And the other travellers came riding down the track
And they never went further and they never went back
Then came the churches then came the schools
Then came the lawyers and the came the rules
The came the trains and the trucks with their loads
And the dirty old track was the telegraph road 

 

Rozwój był jak erupcja wulkanu, bo trafiła się niespotykana koniunktura. Lodzermensche, tacy jak ja to wiedzą, ale dla nielodzermenschów zamieścimy pewne dające do myślenia informacje- otóż w ciągu 100 lat, licząc od 1815 do 1915 roku Łódź zwiększyła ilość ludności 600-krotnie. I jest to od starożytności do dzisiaj nie pobity miejski rekord Europy.

W 1815 w mieście Łódź mieszkało 799 obywateli

A w 1915- 600 000.

A kiedy już przyszli ci prawnicy ze swoimi prawami i powstała ta linia telegraficzna- przydaliby się fotografowie do sfotografowania tego wszystkiego.

Zaczęło się jakiś rok temu od zdjęcia. Zamieszczonego w miesięczniku Karta nr 75/2013, w artykule"Łódź czterech dekad". Nigdy nie czytałem miesięcznika "Karta". Kupiłem go za kilka złotych w knajpie Niebostan, która jest też antykwariatem (a antykwariaty mamy dobre, już pisałem). Nigdy nie bywałem w knajpie Niebostan. W Niebostanie byłem dzięki Gregiemu, który podzlecił nam zrobienie zdjęć dla Centrum Dialogu. Nigdy nie bywałem wcześniej w Centrum Dialogu. Były to zdjęcia z cyklicznej imprezy "Żywa biblioteka". Nigdy nie byłem na tego typu wydarzeniu.

"Żywa biblioteka" polega na zaproszeniu osób które wyróżniają się jakimś wykluczeniem, skazą czy społeczną osobnością, do rozmów z przychodzącymi widzami. Człowiek wykluczony ma stać się niejako "książką", którą można pytać o dowolne rzeczy, byle go nie obrażać, a "człowiek- książka" będzie szczerze odpowiadać.

Mogę dyskutować o tej imprezie długo. Ale podsumuję krótko- Ma ona swoje duże zalety i duże wady. Dużą zaletą jest dialog i poszerzanie komunikacji między ludźmi, odkrywanie świata. Dużą wadą jest traktowanie wszystkich wykluczonych równo i tak samo. Co na jednym poziomie (zwłaszcza w odbiorze nastoletnich odwiedzających) stawia niewidomą panią jak i byłą narkomankę, oraz dominikanina i chłopaka który upodobał sobie chodzenie w damskich sukienkach. Ich intencje i motywacje są skrajnie różne i skrajnie różny mają wpływ na coś, co nazwałbym dobrem wspólnym.

Nie podoba mi się także instrumentalne traktowanie uczestniczących w wydarzeniu ludzi- pomimo tego, że odbywa się to za ich zgodą. Podświadomie kojarzy mi się to z cyrkowym panoptikum. No co ja poradzę.

Centrum Dialogu nie wartościuje, bo jest politycznie poprawne i ma szlachetne intencje. Ale ja mogę wartościować i choćbym polubił daną osobę bardziej czy mniej- inaczej będę oceniał coś co przytrafia jej się losowo, a inaczej to, o czym sama zadecydowała. Inaczej będę oceniać chęć zbawienia świata (choćby miała ta chęć fałszywe podstawy), wobec chęci dogodzenia sobie i swoim żądzom (jakiekolwiek by nie były).
Niemniej wszystko to było nowe i ciekawe i jakkolwiek przyczyniło się to do poszerzenia mojego spojrzenia na świat. A przy okazji kupiłem miesięcznik "Karta", który także się do tego przyłożył, ale zupełnie nie tycząc mojego ,światopoglądu tylko zwracając uwagę na historię. Odległą w czasie, ale bardzo bliską w przestrzeni.

Historię łódzkiej fotografii.

Bardzo przyjemną historię pierwszych fotografów serwuje strona Baedeker Łódzki:


choć według różnych innych źródeł- nie jest ona dokładna. Telewizja kłamie, jak wiadomo. A internet, to już kłamie z całej siły.

Otóż wygląda na to, że piewszym łódzkim fotografem nie był Józef Zajączkowski (jak pisze powyższy Baedeker), tylko lwowiak pochodzenia niemieckiego- Dominik Zoner.

Zoner poznał dagerotypię w 1840 roku w Wiedniu, a potem został wędrownym fotografem jeżdżąc po Galicji i Zaborze Rosyjskim z przedstawieniami „pokaz miniatur z wyobrażeniami przedmiotów, krajobrazów i gmachów przedstawionych za pomocą optycznego przyrządu” oraz "widowisk fizyczno – optycznych”.

Osiadł w rozkwitającej Łodzi, otworzył atelier i drukarnię przy dzisiejszej ulicy Legionów nr 3 w 1861 roku. Zakład znajdował się w oficynie z przeszklonym dachem.
Foto: Dominik Zoner

Fotograf robił portrety mieszczan, ale też jest uznawany za autora pierwszego zdjęcia nowej Łodzi przedstawiającego dzisiejszy Plac Wolności. Nie wiadomo tylko czy na pewno to zdjęcie było pierwsze.
Fotografia: Dominik Zoner ok. 1862

Nawet nie tak wiele się tu zmieniło. Też jesień i pogoda chmurna. Tylko na środku placu stanął jakiś facet z szablą.
Foto: Fotodinoza 2015

Dominik Zoner” autorstwa Carl Suck Gabinet-Portrait. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons - https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Dominik_Zoner.jpg#/media/File:Dominik_Zoner.jpg
Dominik Zoner w końcu przeniósł się po dobrych dwudziestu latach do Krakowa.
Syn Dominika- Leopold Zoner wrócił do Łodzi, gdzie został znanym fotografem, wydawcą i drukarzem niemieckojęzycznej gazety "Lodzer Tageblatt", oraz książek po niemiecku, rosyjsku i polsku.


Niesamowicie ciekawą postacią rozkwitającej Łodzi był Józef Zajączkowski, według niektórych źródeł- pierwszy fotograf w mieście. Przy placu Wolności pod numerem 8 miał swoje atelier w latach 1862- 1863. Bardzo krótko- to fakt, ale zrozumiały. Oprócz zajmowania się fotografią był to człowiek ryzykujący całym życiem dla Polski- zaangażowany konspirator w powstaniu styczniowym i podczas jego trwania tajny narodowy naczelnik miasta. W jego zakładzie zbierała się śmietanka konspiratorów łódzkich. Po niepowodzeniu powstania Zajączkowski musiał opuścić Łódź, ścigany przez carską ochranę i wyemigrować do Galicji. Pozostawił po sobie zdjęcia łódzkich lodzermenschów i podmiejskich włościan.

Tych powyższych panów można typować na pierwszych łódzkich fotografów, ale wymienię jeszcze dwóch innych panów, którzy doprowadzą mnie do finalnego zdjęcia z miesięcznika "Karta". Jednego pana wymieniam ze względów na osobistą prywatę, bo zdjęcie jego autorstwa leży u mnie pod szkłem na stole w dużym pokoju- to Eliasz Stumman, fotograf o 10 lat późniejszy niż pionierzy.
Artem Czkwianianc, kupiec, właściciel znanej restauracji i winiarni na Piotrkowskiej 69 (wspomnianej przez Reymonta w "Ziemi Obiecanej"). Foto: Eliasz Stumman.

Stumman otworzył zakład w 1871 roku na Piotrkowskiej 17 potem przeniesiony pod nr 16, potem pod 20 i wreszcie pod numerem 18 zakład zaprojektował mu najbardziej znany architekt łódzki- Hilary Majewski. Z tym projektem, to mogło być według mojej wiedzy- różnie. Majewski, będący architektem miejskim podpisywał często swoim nazwiskiem projekty innych budowlańców. Ale mniejsza. Stumman jest znany z widoków fotograficznych miasta, z którymi wydał album w 1884 roku, a niedługo potem drugi- z pierwszą panoramą Łodzi zrobioną z komina fabrycznego przy dzisiejszej ulicy Kilińskiego. To ci dopiero! Też bym tak chciał!
Ira Aldridge
 Parę lat wcześniej W 1867 roku przyjechał do Łodzi na tourne pierwszy czarnoskóry tragik szekspirowski- Ira Aldridge. Był światowej sławy aktorem- jego nazwiskiem są do dziś nazywane teatry na całym świecie. Do dziś także zachowało się krzesło z jego imieniem w The Royal Shakespeare Company- przyznawane tylko najwybitniejszym, co świadczy o jego klasie. Grywał w "Otellu' i "Makbecie". Otella zamierzał zagrać z lokalnym łódzkim zespołem aktorskim. Niestety zachorował na zapalenie płuc i zmarł. Penicylina miała być wynaleziona niestety sporo później. Został z wielkimi honorami pochowany na łódzkim cmentarzu Starym, pogrzeb w którym uczestniczył prezydent miasta, zgromadził tysięczne tłumy mieszkańców. Aktor początkowo spoczął pod skromnym nagrobkiem. Po dwudziestu z górą latach córka Aldridge'a ufundowała mu piękny pomnik, z fotografią. A fotografię na porcelanie wykonał Eliasz Stumman, najprawdopodobniej ze zdjęcia zrobionego przez siebie, podczas poprzedniego pobytu Iry Aldridge'a w Polsce (był u nas siedmiokrotnie).

Stumman wykonywał zdjęcia zakładów przemysłowych na zlecenie łódzkich fabrykantów- głównie Karola Scheiblera, fotografował strażaków fabrycznych i strażaków Łódzkiej Straży Ogniowej Ochotniczej (notabene Leopold Zoner, syn Dominika był jednym z filarów tej organizacji).
W 1895 roku odbyła się uroczyście w Łodzi "Pierwsza Wystawa Przemysłowa" w parku Helenów. Park ów, założony przez właścicieli browaru- rodzinę Anstadtów był ówcześnie jednym z najmodniejszych punktów miasta- olbrzymim terenem z altanami, stawami, terenami sportowymi, kaskadami wodnymi i pomnikami, pięknie utrzymaną zielenią, z wejściem za (dć podobno słoną) opłatą.
Park Helenowski. Foto: Bronisław Wilkoszewski

Wystawa Przemysłowa była dodatkową nobilitacją dla tego miejsca, atrakcją dla łodzian i dumą dla notabli.
Uczestniczyło w niej 120 wystawców, a fotograf Eliasz Stumman był jednym z nich - w pawilonie wystawowym miał własną gablotę (gablotę wg. Wikipedii, w rzeczywistości był to rodzaj wielkiego tablaeu), w której eksponował swój dyplom mistrzowski, cztery duże portrety i dwadzieścia siedem zdjęć.
A całą wystawę sfotografował pięknie pan Bronisław Wilkoszewski.
Otwarcie wystawy. Foto: Bronisław Wilkoszewski

Foto: Bronisław Wilkoszewski



Wnętrze pawilonu wystawowego. Foto: Bronisław Wilkoszewski

Foto: Bronisław Wilkoszewski

Pawilon wystawowy. Foto: Bronisław Wilkoszewski

Foto: Bronisław Wilkoszewski.To zdjęcie jest prawie takie samo jak w miesięczniku "Karta", gdzie przykuło moją uwagę. Jednak "prawie" robi różnicę...


Znalazłem na jego zdjęciach z Wystawy wspomnianą "gablotę" Eliasza Stummana! Ciekawe czy ktoś ją wcześniej zlokalizował? Jeden wiekopomny fotograf Łodzi zrobił zdjęcie wystawie innego wiekopomnego fotografa! O jest tutaj:
W centrum- ekspozycja zdjęć Eliasza Stummana na Pierwszej Wystawie Przemysłowej w Łodzi, rok 1895. Foto: Bronisław Wilkoszewski

Bronisława Wilkoszewskiego nazywają "łódzkim Canalettem". Byłem ciekawy dlaczego właściwie, skoro byli wspomniani wcześniejsi, także fotografujący Łódź dagerotypiści, z których jeden nawet wlazł na komin fabryczny, żeby mieć lepsze ujęcie. (notabene Wilkoszewski także wlazł był).
Jednak rzeczywiście- Wilkoszewski miał ambicje inwentaryzatora i zapał i do tego dużą wiedzę i umiejętności. W 1892 wg "Lodzer Zeitung" i "Dziennika Łódzkiego" rozpoczął "zdejmowanie najważniejszych budynków w Łodzi" i czynił to konsekwentnie przez kilka lat, dzięki czemu mamy dziś obfotografowane wszystkie najważniejsze miejsca miasta i to jeszcze przed końcem XIX wieku.
Nowy Rynek, czyli dzisiejszy Plac Wolności. Rok (wg forun na www.fotopolska.eu) prawdopodobnie 1898, bo jeżdżą tramwaje, zakładane w 1897-mym. Foto: Bronisław Wilkoszewski

Foto: Bronisław Wilkoszewski 1896

Foto: Bronisław Wilkoszewski, 1896

Zero zmian w stosunku do dnia dzisiejszego. No przepraszam. Nie ma faceta z szablą. Foto: Bronisław Wilkoszewski 1896.

Tutaj pejzaż nie zmienił się ani trochę, choć na zdjęciu nie ma jeszcze Pałacu Poznańskiego. Jednym słowem Manufaktura jak żywa. 1896. Foto: Bronisław Wilkoszewski

No i kto z Łodzian rozpoznaje gdzie to jest? Praktycznie bez zmian do dziś, tylko drzewa jakoś wyparowały. Piękny punkt wykonania tego zdjęcia, prawda?
  Foto: Bronisław Wilkoszewski 1896

Park Julianowski z Pałacem Heinzla na horyzoncie. Widok od strony stawów, których na zdjęciu jeszcze nie ma. Natomiast pałacu dzisiaj już nie ma. Taki zbieg okoliczności. Foto: Bronisław Wilkoszewski ok 1896.
Jego zdjęcia są bardzo dobre technicznie, idealnie odwzorowują architekturę, odpowiednio ustawiono aparat by linie pionowe były pionami w całym kadrze. Dzisiaj potrzebny do tego obiektyw tilt- shift, dawniej aparaty wielkoformatowe miały w standardzie możliwość przesuwania optyki względem materiału światłoczułego, żeby zakrzywić oś optyczną, ale wyprostować perspektywę. Przewaga dzięki technice (cytat).


http://mkmlodz.webd.pl/kolekcje/ppiotrkowska.htm
Wilkoszewski kadruje grzecznie, czysto i dokumentalistycznie. Interesuje się też nie tylko architekturą, ale jako pierwszy, albo jeden z pierwszych łódzkich fotografów chwyta w kadr życie codzienne, tłum na ulicach, Żydów w chałatach, tramwaje Herbrand (do dziś zdjęciami Wilkoszewskiego chwali się łódzkie MPK), wspomniane otwarcie Wystawy Przemysłowej. Zdjęcia są dobre, staranne, często z ciekawych punktów widzenia, bardzo interesujące dla miłośników historii miasta, ale można im zarzucić pewien brak iskry, brak malarskiego spojrzenia. Natomiast może to być zupełna nieprawda.
Bo zdjęcie które przykuło moją uwagę w miesięczniku "Karta" (pierwsze w artykule) jest świetne. Ma wyrazisty rys w postaci niebanalnego, pięknego kadrowania. Tyle tylko, że tak wygląda w miesięczniku "Karta", natomiast przeglądane na reprodukcjach w internecie wydaje się już zupełnie zwyczajne. Dlaczego?
Bo jakiś wandal je skadrował (przy skanowaniu?), zachowując treść, ale gubiąc formę.
Wilkoszewski niewątpliwie skomponował to zdjęcie świadomie. W owych czasach zrobienie zdjęcia nie było puknięciem w ekran i kliknięciem przycisku "share"- trzeba było się do niego starannie przygotować i nie zmarnować szklanych płytek z emulsją na nieudany kadr. Ustawić ciężki sprzęt na statywie, wyregulować.

Otóż fotograf kadruje to zdjęcie w sposób godny artysty. On nie kadruje tego zdjęcia po to by widać było twarze wszystkich pozujących postaci, nie kadruje tego zdjęcia dla jego treści- bramy triumfalnej do parku Helenów umajonej z okazji Pierwszej Wystawy Przemysłowej. Nie.

On kadruje to zdjęcie, żeby było ładne.

Żeby brama miała w stosunku do ram zdjęcia ładne proporcje.
To jest świetne.
Dajmy je jeszcze raz w dużym formacie, dla tych którzy mają duże ekrany (nie dla mnie, zatem):
Foto: Bronisław Wilkoszewski, zdjecie z miesięcznika "Karta nr 75/2013
Mur dzieli zdjęcie na idealne połówki, w ciężarze ciemnych i jasnych obszarów panuje boska wręcz harmonia, którą Grecy starożytni wykuwali w pocie czoła wieki temu. Brama do parku jest jak ornament na antycznym dziele sztuki.
Ale tylko na całym kadrze, reprodukowanym w "Karcie". Tak jak chciał twórca tego obrazu. A nie tak jak przykadrował do internetu jakiś niewrażliwy dyletant.

Wstydźże się Pan, panie kadrowiczu!
  
Ta sama brama z innej perspektywy, prawdopodobnie parę lat póżniej- przybyły tory tramwajowe- foto: Bronisław Wilkoszewski prawdopodobnie 1899.
Mur istnieje do dziś. Brama zmieniła formę. 2015. Foto: Google.
Oczywiście nie byłem pierwszy w przymierzaniu tej fotografii do dzisiejszego czasu. Refotografia była pierwsza:
http://refotografie.blogspot.com/2014/08/wejscie-do-parku-helenow-od-ul-ponocnej.html

Być może zatem Bogusław Wilkoszewski wielkim poetą był, tylko mu następne pokolenia wykastrowały zdjęcia. Może jest wśród nich wiele rewelacyjnych, tylko trzeba je oglądać w oryginale.
W każdym razie strasznie przyjemnie tak się zanurzyć w przeszłość. Zanurzyłem się w całości- odwiedziłem wczoraj łódzkich fotografów. Z dużym zaciekawieniem. Co też po nich do dziś zostało?
Niewiele. U Dominika Zonera na Legionów 3 kamienica w ruinie. Nie da się wejść na posesję. Z widoku sokoła, wypuszczonego przez Google'a, na podwórzu nie ma śladu przeszklonych dachów atelier, ale musiały być gdzieś tutaj. Dachy ze szkła dość łatwo się tłuką, jak wiadomo.
Legionów 3 tuż koło Placu Wolności.
Nie dało się wejść pod numer 3. Zajrzałem obok na Legionów 5.
Zostały te same koty i te same gołębie, co w czasach Dominika Zonera.



Józef Zajączkowski natomiast wyniósł się zupełnie spod numeru 8 na Placu Wolności.
Plac Wolności 8
Eliasz Stumman zostawił po sobie kamienicę na Piotrkowskiej pod 18. Mogę uwierzyć, że Hilary Majewski maczał palce w jej projekcie- jest niezbyt duża, ale wypasiona, z podwójnym podwórzem i podwójnym przejazdem bramnym. Gdzieś tu duch starej fotografii i starej Łodzi dąży dokąd chce.

Piotrkowska 18
Na cmentarzu Starym na pomniku nagrobnym Iry Aldridge'a trwa zdjęcie Stummana na wieczną pamiątkę ich obydwu.


No i cóż- trzeba wracać do teraźniejszości. Tylko którędy?

Fabrykant
dyrektor kreatywny cały zanurzony.


Źródła i źródełka:


https://pl.wikipedia.org/wiki/Dominik_Zoner

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Zaj%C4%85czkowski



10 komentarzy:

  1. Bardzo interesujące, nie tylko dla Lodzermenschy. Sam też zbieram stare fotografie, mam wiele z końca XIX wieku (w tym także stereoskopowe). Podstawowym dla mnie kryterium jest rewers fotografii "gabinetowej" - czyli wizytówka fotografa. Gdybym wiedział jak umieszcza się obrazki na Fotodinozie to bym pokazał ("Pokażcie więc Szwejku..."). I pomyśleć , że ten blogspot jest wszak do de.. przepraszam , z .de..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd Wuj wie że nie tylko dla Lodzermenschy? Przecie Wuj też Lodzermensch ino na wychodźstwie. Blogspot jest także bardzo ciekawą rzeczą, której nie pojmuję. W każdym kraju ma inną końcówkę domeny, co za tym idzie w Niemczech wygląda jakbym był z .de, a w Albanii jakbym był z .al.
      Może za to Wujek Szanowny pokazać co na Fejsie. Wtedy właścicielem skanów będzie Zuckernerg. Bo jak ja coś opublikuję to od razu przechodzi na własność Google'a. Takie to wszystko sprytne. Dlatego- co wrzucone w internet to już nie Twoje. Taka jest moja filozofia. Może najlepiej pooglądać na żywo...

      Usuń
  2. Zoner jest wiecznie żywy ;)

    http://www.zoner.com/pl/poradniki/maximize-your-raw-support

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Fabrykancie, Pan się zanurzył w historii, a ja się zanurzyłem w Pana tekście. Piękna podróż fotograficzno - historyczna, przez to fascynujące miasto. Tak lubię. Mnie coraz bardziej fascynuje i wciąga ta Pańska Łódź. Przyjdą jeszcze świetlane lata dla Łodzi, zobaczysz Pan. Dla mnie to jest takie polskie amerykańskie miasto. Dlaczego amerykańskie? Bo powstało w XIX w. (jak większość miast amerykańskich), bo tak jak one błyskawicznie się rozwijało oraz posiada prostopadłą siatkę ulic (tak jak amerykańskie). Bywam czasami w tej Łodzi i coraz trudniej mi stamtąd wyjeżdżać. Kto wie, może się w końcu tam przeprowadzę. Może będziemy sąsiadami, Panie Fabrykancie. Łódź jest dla mnie zagadką, którą kiedyś rozgryzę. Ale jeszcze nie teraz. Także jak Pan coś tam jeszcze masz o Łodzi, to dawaj Pan. Poczytamy, pooglądamy.

    A zdanie "No i cóż- trzeba wracać do teraźniejszości. Tylko którędy?" zapamiętuję sobie, jako jedną z najciekawszych konstrukcji słowno - frazeologicznych, jakie wyczytałem.

    A i jeszcze jedno. Awansujesz Pan Panie Fabrykancie. Pniesz się Pan konsekwentnie w górę. Gdzie? Ano na liście zakładek mojej przeglądarki. Zaczynałeś Pan z ostatniej pozycji kilkanaście miesięcy temu i ciągle idziesz w górę. Wyprzedziłeś Pan już w międzyczasie parę innych blogerów, kilka portali informacyjnych, stronę z pogodą i YouTube. Wypłynąłeś Pan z odmętów rozwijalnego menu "Ulubione" bezpośrednio na szerokie wody paska zakładek. Już Pana widać. Do pokonania pozostały poczta gmail, Gazeta Wyborcza, Polityka, tłumacz Google i Allegro. Także jesteś Pan ten teges blisko podium. Jak Pan sam widzisz, silni zawodnicy przed Panem, co łatwo nie ustąpią. Ale Fotodinoza to też nie ułomek i na pewno stoczy z nimi ciężki bój o miejsce na pasku. Ja w każdym razie trzymam kciuki i jak już Fotodinoza zostanie pierwszą i najważniejszą zakładką w mojej przeglądarce, to wyślę Panu zrzut ekranu. Będzie można sobie wydrukować i powiesić na ścianie na pamiątkę. Z podpisem "Od Dyrektora Artystycznego". Żeby inni widzieli, że masz Pan wysoko postawionych znajomych. Bo to splendoru przydaje. Ja w każdym razie Fotodinozy nigdy z paska zakładek nie wyrzucę. Nawet jak Pan przestaniesz pisać (nie daj Borze Tucholski), to sobie będę przypominał stare Pana teksty. Ale mam nadzieję, że co jak co, ale na razie mi to nie grozi.

    A więc pozostaję z szacunkiem.

    Dyrektor Artystyczny Nieco Nieetyczny
    Waldeck_13

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie. Bardzo mi było to przeczytać, aż Żonie pokazałem jak mi Pan ładnie napisał. Co do rywalizacji z pocztą gmail, to mam obawy, że nie ustoję. No ale cóż, będziemy próbować, choć powoli. Ostatni wyzbyłem się, przyznaję, wyrzutów sumienia, że w tym, czy innym tygodniu nie wrzuciłem żadnego wpisu, tylko staram się pisać swoje, żeby było dobrze, a nie szybko. Tak że ten. Alleluja i do przodu! A nie, cholerka, to nie te święta...Pozdrawiam serdecznie z miasta w samym środku kraju! Zawsze mi Pan Szanowny poprawia humor.

      Usuń
    2. No i tak trzymać, Panie Fabrykancie. Jakość się liczy, nie ilość. A Gmaila się Pan nie bój. Ja go jakoś zagadam, a Pan wtedy hyc! I już jesteś Pan na pierwszym miejscu. Sposobem go podejdziemy, sposobem.

      DANN
      Waldeck_13

      Usuń
    3. walka z wyborczą a tymbardziej z polityką, znając zdroworozsądkowe poglądy Fabrykanta może być krwawa

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.