Dziwnie się składa, że Łódź jest
zdecydowanie za blisko Warszawy. To znaczy z jednej strony była
zawsze za daleko, gdy trzeba było szybko do niej dojechać, ale ze
względów strategicznych jednak- za blisko.
Wszyscy to mówią. Warszawa wysysa z
Łodzi wszelkie soki. Choćby tu zakopywać arterie pod ziemię,
budować bramy miasta, dworce, tunele średnicowe i przystanki "Łódź
Centrum".
Wygląda na to, że przystanek "Łódź
Centrum" posłuży Łodzianom do natychmiastowej szybkiej
ewakuacji do Wawy.
Wyssało 1/3 ludzi z miasta Łódź. Że
też ten Rembieliński musiał akurat tutaj lokować działki tkaczy,
nie mógł sto kilometrów dalej? Na przykład w mitycznej Byczynie-
i średniowieczne relikty by były i linia kolejowa przez środek
miasta już zbudowana.
Warszawa jak odkurzacz odkurza z nieba
wszystkie samoloty, które już już prawie dolatują do Reymont
Airport Łódź (LDJ), ale nagły poryw zasysający kieruje je do
destynacji WMI, albo WAW. Flight cancelled. Wszystko wyssane.
Ani tu u nas porządnych agencji
reklamowych, żeby znani smarowniczowie trybów kapitalizmu nie
musieli co rano jechać do pracy 120km. Ani ambasad. Ani ministerstw.
Ani wielkich korporacyjnych biur architektonicznych. Niestety nie ma
też komisów z wielkim wyborem sprzętów autofokus, który możnaby
obmacać.
Nie ma też prawie żadnych
sprzedających ciekawe i nikomu niepotrzebne aparaty i obiektywy
autofokus na Allegro. Oprócz mnie.
Co ja tu tak sam będę siedział.
Pojechałem do stolicy po złote runo.
W jedną stronę zabrał mnie wyssany
do Wawy Krzyś Gr. Po drodze omówiliśmy sprawy istotne dla Kraju
oraz sytuacji międzynarodowej, ustaliliśmy plan naprawy greckiej
gospodarki, uzgodniliśmy nasze stanowiska dotyczące wyborów
prezydenckich i parlamentarnych, afery podsłuchowej, kupy kamieni i
tłustych misiów. Nakreśliliśmy także wstępny plan stworzenia z
Polski światowego mocarstwa. Zaczęliśmy omawiać kwestię zdobycia
nowych kolonii na Tahiti i na Madagaskarze (Madaga...- że jak? Nie
"że jak"! Skaze!- cytat), ale trzeba było kończyć, bo
pojawiły się przedmieścia. Autostrada A2 jest za krótka, znowu
okazało się, że Łódź leży za blisko Warszawy, już mówiłem.
Ukazały się nam przedmieścia miasta
stołecznego, oplecione ślimacznicami autostrad, a potem Osiedle
Radiowo, Lotnisko Bemowo, Chomiczówka, Chomiczówka, pierwsze wino,
pierwsza wódka, prawie jak w piosence. Potem trzeba było iść
spać, bo się zrobiła pierwsza w nocy. Nie dość że autostrada,
to jeszcze i dzień za krótki.
No i po co cała ta wyprawa? No i po co
tak, po co tak, po co tak gna?
Otóż była to druga wawoeksploracyjna
wyprawa Fotodinozy, mająca zbadać niezbadane dotąd lądy,
potwierdzić niesprawdzone pogłoski i czcze domysły, oraz
wymiętosić dwa święte grale.
Święte
grale.
Profesjoalne Canony cyfrowe. Nigdy nie
miałem do czynienia z żadnym profesjonalnym Canonem cyfrowym. To
chyba wstyd, nie? Jak mogłem?
1Ds i 1D pierwszej serii.
Monstertruck'i fotografii. Nieźle namieszały, choć było to dawno
temu. Nie są ci one najnowsze, ale chyba nikt nie oczekuje od
Fotodinozy, żeby było tu coś najnowszego? Najnowsze- nie są. Od
czasu premiery 1D minęło niestety 15 lat. Hesus Maria, jak mawiają
Hiszpanie, aleśmy się postarzeli. 1Ds zjawił się dwa lata
później, w 2002 roku. W zasadzie kwalifikowałoby je to jako
elektroniczny złom, jak inne cyfrówki w tym wieku, gdyby nie
straszliwie wysoka półka z jakiej spadają i gdyby nie ich
pionierskie zasługi.
Jedyneczka z przodu zawsze oznaczała u
Canona EOS wszystko co było najlepsze- aparaty dla Leonów
Zawodowców, wypasione do maksimum narzędzia robocze, niedostępne
dla zwykłych śmiertelników. Głównie z powodu ceny, która zawsze
przekraczała cenę nowego Fiata Pandy, któryby to nie był Canon 1D
i któraby to nie była Panda.
Widać- tradycja jakaś.
W w okolicach swojej premiery w 2002
1Ds kosztował 8000$, parę lat później następca-1Ds MkII (2004)-
8000$, minęło parę lat i znów- 1Ds Mk III (2007) kosztował w
czasie premiery 8000$. Nie wiem czy zauważyliście, ale jakoś tak
dziwnie- nie taniało. Jedyne co, że dolar już nie był ten sam co
parę lat temu. Tak czy siak, w czasie gdy był nowy 1Ds w kolejnych
odsłonach żądał za swe tłuste ciałko zawsze powyżej 27
tysięcy złotych. Dużo? Mało? Dla tych, którzy nie zarabiają na
fotografii poważniejszych kwot- cena zaporowa. Są to zatem aparaty
służące amatorom i entuzjastom do lizania przez szybkę.
1D i 1Ds to były święte grale,
przynajmniej dla mnie. Ale był szum, jak wchodziły na rynek! Obydwa
te aparaty były w czasie swojej premiery granatem wrzuconym na rynek
(nie braczkiem). Canon rządził tymi sprzętami, a reszta
producentów milczała zawstydzona.
Generalnie konkurencja została
zmieciona i przez parę następnych lat nie mogła się ogarnąć.
Ale to było piętnaście lat temu.
I gdzie dzisiaj twoja chwała, Canonie?
1D był właściwie pierwszym
profesjonalnym aparatem Canona, zachowującym całą funkcjonalność
analogowych jedynek i dokładającą drugie tyle funkcji cyfrowych.
Strzelało toto 8 klatek na sekundę, nawet dzisiaj imponujące, a w
2000 roku było to o 50% szybciej niż wyrabiał konkurencyjny Nikon
D1. Do tego wszystkiego matryca naszego Canonka miała o 20% większą powierzchnię niż wszystkie inne lustrzanki, bo nie miała
typowej wielkości APS-C, tylko większą- 28,7 x 19,1mm, czyli APS-H. A jak wiadomo- nie
rozmiar się liczy, tylko to żeby był długi i gruby.
Migawka 1Dynki trzaskała zdjęcia z
prędkością niedościgłą- 1/16000 sekundy- po raz pierwszy u
Canona, mając do tego gwarancję na 150 tysięcy klapnięć.
Ustawialność tego aparatu
przekroczyła granice pojmowania, oprócz zwykłych funkcji dawał
możliwość spersonalizowania się na sto sposobów- dało się tam
ustalić kierunek kręcenia pokrętłami zgodny z życzeniem
użytkownika, albo najniższy i najwyższy czas oraz przesłonę
jakie życzył sobie ograniczyć fotograf, dało się nagrać notatkę
dźwiękową do zdjęcia, dało się ustawić szybkość śledzenia
autofokusa- ogólnie cały dzień zabawy w ustawianie i jeszcze się
nie nudziło.
Nie mówię już o najbardziej
wypasionym na rynku systemie autofokusa z 45 czujnikami ustawienia
ostrości, bo taki miała już jedynka analogowa.
1D rządził przez dwa lata, a potem
wypuszczono następny pocisk międzykontynentalny- Canona 1Ds.
Ten przeniósł wyścig fotograficznych
sprzętów na wyższy poziom- był pierwszym aparatem z pełną
klatką 35mm. Był co prawda jeszcze wcześniej Kodak DCS, ale z
powodu wad funkcjonalnych nie zrobił kariery. 1Ds przez ładnych
parę lat był jedynym na świecie aparatem z pełnoklatkową
matrycą. Na Nikona z takim wypasem trzeba było czekać do roku
2007. I póki go nie było Canon mógł żądać sobie za swojego 1Ds
tyle ile chciał. A jak wiemy- chciał 8000$. A i tak był szał.
Cóż to była za podnieta.
Supermachina.
Pierwszy raz superszerokokątne szkła
zyskały trochę wolności na cyfrówce, nic nie przycinało ich pola
obrazowania. Wielki szum medialny na temat 1Ds'a trwał i trwał i
trwał, a konkurencja Canona w tym czasie zasypiała gruszki w
popiele.
Niestety aparaty te, jako pionierskie,
musiały zapłacić pewne kontrybucje za swoje zalety. Był pewien
okup jakim musiały je okupić.
1D, był co prawda reportersko
błyskawiczny i szybkostrzelny, miał wysokie czułości i sporą
rozmiarowo matrycę, ale rozdzielczość tego potwora to było
zaledwie 4,15 megapikseli. Dzisiaj to gorzej niż śmiesznie, właśnie
najnowsza wersja pełnoklatkowego Canona osiąga dziś 50
megapikseli, co oznacza, że można z niej wydrukować zdjęcie
wielkości Oceanu Spokojnego, a i tak będzie dobrej jakości. (Nikt
na świecie nie potrzebuje zdjęcia wielkości Oceanu Spokojnego, ale
jednak i tak znajdują się chętni na ten aparat).
1Ds miał co prawda całkiem wysoką
rozdzielczość 11,1 megapikseli i nienajgorszą szybkość- 3 klatki
na sekundę (migawka do 1/8000 sek), ale jeśli chodzi o czułość to był masywnym
nieczułym brutalem- maksimum to było 1250 ISO.
Wszystko to przez procesory. Co było
robić, były to czasy gdy w komputerach rządził Celeron 533, czy
inna tam cyferka- a oba Canony miały na pokładzie najzwyklejsze
procesory ogólnego zastosowania. Dopiero rok później Canon zaczął
wstawiać do aparatów procesor dedykowany typowo pod obróbkę
obrazu- Digic.
Dla porządku dodajmy, że aktualny 1Dx
ma w środeczku nie tylko procesor Digic nowszy o pięć generacji,
to jeszcze ma dwa naraz takie procesory, oraz trzeci procesor Digic
osobno do autofokusa. No i chyba dlatego nie sprawia mu kłopotów
wyrabianie na pełnej klatce 14-tu zdjęć na sekundę przy ISO
128000 i rozdzielczości 18 megapikseli.
Wrażenia
pana Henia
Jedynki są wielkie. Jak mawiał Sołtys
Kierdziołek na kacu, po wielkim pijaństwie na statku Batory:
Człowiek myśli że jest wielgi.
Ale to nieprawda.
Tylko morze jest wielgie.
Jedynki są wielkie jak Warszawa.
Ruszyłem z rana przez Warszawę z buta, mając za przewodnika mapę
stolicy, bo to niedaleko było. Znaczy z mapy wyglądało na
niedaleko.
Niestety znowu okazało się, że w
skali 1:1 1 cm guza w terenie, równa się 1 cm guza na mapie (cytat-
Tytus de Zoo) i już po 4 centymetrach mapy i 40 minutach marszu
przez upał, nad estakadami stolicy- dotarłem do celu.
Więc jedynki są równie duże jak
Warszawa.
Nie ma takich dużych rączek, które
byłyby za duże na 1D. Już szybciej znajdą się za małe rączki.
Są to potwory upstrzone guziczkami, z
wszystkimi ważnymi funkcjami na wierzchu, jako z sercem na dłoni, z
trzema osobnymi ekranikami, z osobnym panelem dostępu do plików i
folderów, z ryglami do otwierania każdych drzwiczek, które
zapewniają wodoodporność. Wielkie, ogromne, z żelaza, stali
(cytat).
Różne rzeczy różnią się znacząco
od niższych modeli- przede wszystkim układ guziczków na górze,
przygotowany z myślą o innej filozofii ergonomicznej tych aparatów.
O tym za chwilę.
Bierzemy do ręki owe potwory nie dla
amatory- w miarę nie są tak ciężkie na jakie wyglądają, ważą
trochę ponad 1 kg 200 gram, można było spodziewać się więcej.
Wizjer wielki i jasny, pierwszy raz
przed oczami taki, który ma dwie drabinki (skale) prześwietleń-
jedną na dole, drugą z boku- dla lampy błyskowej. Obydwie szerokie
swoją skalą aż o 3 EV.
Obydwa, a szczególnie 1D po
naciśnięciu spustu wydają z siebie dźwięki jak strzały z
karabinu maszynowego- bodajże za sprawą dwóch silników- jednego
do opuszczania, drugiego do podnoszenia lustra, co przyspiesza całą
procedurę i sprawia wrażenie bojowe.
Dalej się fotografuje, całkiem
normalnie, choć mniej normalnie przy kadrowaniu pionowym, bo Jedynki
mają własny drugi uchwyt do pionowych kadrów. Niestety nie dla
mnie ten uchwyt. To ciekawe, ale aparatami bez pionowych uchwytów
połowa ludzi robi zdjęcia z ręką trzymaną pod brodą, a druga
połowa z ręką trzymaną nad czołem. Ja należę do tych
pierwszych. Ale być może po jakimś czasie obcowania z 1D i 1Ds
nauczyłbym się, że jednak ręka nad czołem jest wyrazem
profesjonalizmu i najwyższej półki, bo tak właśnie należy
trzymać Jedynki przy pionowych kadrach.
Jak robisz pionowe kadry? Amatorsko czy
profesjonalnie?- będę od dziś pytał znajomych fotografów. A oni
przyłożą rękę do czoła. Lub do brody w najlepszym przypadku.
Wszystkie zdjęcia, jakie się robiło
miały za zadanie cel pierwszy- sprawdzenie jak się sprawują
piętnastoletnie jedynki pod względem szumów na wysokich ISO.
Zatem- nie szczędziłem tym aparatom
czułości
Był też tajny cel drugi. Zbadać
Domysły i Pogłoski, oraz Pogromić Mity.
Skoro stare obiektywy Sigmy działają
w pełni z aparatem Canon D60, pochodzącym z roku 2002, oraz Canonem
D30, pochodzącym z roku 2000, to może działają też z Canonami 1D
i 1Ds z dokładnie tych samych lat?
Przybyłem do komisu Interfoto,
obładowany niczym zwierz juczny, zabierając na spotkanie z
Jedynkami większość moich Sigm, wszystkie stare jak świat.
Doczepiane były od frontu:
21-35mm f/3,5-4,5
28mm f/1,8 High Speed Wide Aspherical
24mm f/2,8 Super Wide Macro
50mm f/2,8 Macro
400mm f/5,6.
Niniejszym publikuję niezbyt
artystyczne, ale za to pionierskie w internecie zdjęcia z
pełnoletnich Sigm na pełnoklatkowym cyfrowym Canonie, na wyższych
niż minimalna przesłonach.
Potwierdzam- działają bez problemu.
(Confirmation Dinner Out- cytat).
Sigma 400/5,6 na 1Ds @ f/11, zmniejszone bez obróbki |
Sigma 21-35/3,5-4,5 na 1Ds, f/6,7 zmniejszone bez obróbki |
Sigma 400/5,6 na 1Ds, f/11, zmniejszone bez obróbki |
Hm. Podobają, nawet bardzo, ale po
spotkaniu z nimi nie wiem czy chciałbym je mieć na własność.
Mają dla mnie swoje wady (które dla niektórych będą zaletami).
Po pierwsze filozofia sterowania.
Sterowanie przyciskami jest zupełnie
inne niż w modelach z niższych serii, potrzeba do niego na ogół
więcej rąk, niż w modelach dla amatorów. Dwie ręce konkretnie.
W modelach dla amatorów i pełnych
półprofesjonalistów wystarczy w większości jedna.
Oczywiście w obsłudze 1D nie mam
żadnej wprawy.
Oczywiście da się z tym żyć i
wyuczyć na ślepo.
Jednak...
Najlepiej obsługiwać aparat 1D, który
wisi na szyi, tak żeby mieć dostęp do górnej ścianki z obu jej
stron. Do zmiany kilku ważnych parametrów (np. ISO, np. szybkosci
rejestrowania zdjęć) potrzeba dwóch palców lewej ręki
naciskających dwa osobne przyciski, oraz palca prawej ręki
kręcącego w tym czasie kółeczkiem.
Porównajmy to na przykład do Canona
400D. Opis zmiany ISO:
Nacisnąć dwa (lub więcej, w
zależności od żądanego ISO) razy kciukiem prawej ręki ten sam
przycisk.
W ogóle cała ergonomia 1D i 1Ds
wymaga więcej zaangażowania, bo opiera się na założeniu, że
parametry można zmieniać kółeczkiem TYLKO wtedy gdy przyciska się
przycisk.
W podobnej filozofii zrobione są menu
aparatu, także wymagające nie tylko wejścia w konkretną zakładkę,
ale także ciągłego naciskania klawisza, żeby móc cokolwiek
zmienić kółkiem nastawczym.
Należy oczywiście uwzględnić, że
owo menu ma już swoje lata, ma swoją nieco archaiczną stylistykę.
Na tle dzisiejszych canonowskich menu wygląda wręcz zabytkowo,
niczym gra komputerowa na Atari w telewizorze Rubin.
Wielce to wszystko embarasujące i
całkowicie niezgodne z moim doświadczeniem sprzętowym. Ale zapewne
celowe- wszystko jest podporządkowane uniemożliwieniu
przypadkowych, niezamierzonych zmian „bo się nacisnęło”.
Wszystkie kolejne 1Dynki kontynuują ten ergonomiczny dogmat.
Druga rzecz, która nie spodobała mi
się w owych świętych gralach to rozmiary- to już marudzenie, bo
przecież wiedziałem że są duże- choć może nie pozbawione
pewnych historycznych podstaw, oraz rzeczywistych obaw.
No bo jak tu wcisnąć takie 1Ds w
bagaż podręczny Wizzaira, hę? Razem z ubraniami i lekturami na
tydzień? Zwłaszcza, że cholerny Wizzair właśnie zmniejszył
rozmiar bagażu kabinowego, cwaniak jeden.
W dawnych dobrych czasach, gdy po
świecie chodziły dinozaury i gdy wychodził pierwszy analogowy EOS
1 (1989 rok), był ci on normalnego rozmiaru aparatem o wysokich
osiągach, do którego można było dołączyć batery grip z
uchwytem pionowym, jeśli ktoś potrzebował. Od czasu EOS'a 1v
(1999) batery grip jest nieodłączną częścią aparatu,
niezdejmowalną, czy ktoś chce czy nie. Może i fajnie, ale nie dla
każdego.
Trzecia, najważniejsza rzecz, jaka
niezbyt mi się podoba w pierwszych profesjonalnych cyfrówkach
Canona- to szumy.
Płonie ognisko i szumią knieje.
Niestety. Profesjonalne, jak i amatorskie Canony zrobiły w tej
dziedzinie postęp wyjątkowy i to jest ta dziedzina, którą tygrysy
lubią najbardziej. Niestety akurat 1D i 1Ds stoją na samym początku
tej drogi postępu. I choć w ich czasach żaden aparat nie był im
równy i oceniane były jako bardzo dobre, to niestety w naszych
czasach są jednak już takie sobie.
Ja się zawiodłem, w każdym razie.
Liczyłem na 1Ds. Szumi on jednak na wysokich ISO mniej więcej
niestety tak samo jak 40D i 30D. Zwłaszcza, że te wysokie ISO to
maksimum 1250. Ja mu w gaz, a on zgasł.
Oczywiście był to aparat do studia,
przede wszystkim, gdzie fotograf nie musi podkręcać ISO, wystarczy
że podkręci światło w swoich lampach i ma to co chce. Ale
liczyłem, że choć troszeczkę bardziej nada się do reporterki w
ciemnościach.
Jako pełny półprofesjonalista
testowy popełniłem karygodny błąd i zapomniałem sprawdzić, czy
mam wyłączone odszumianie w 40D, oczywiście było włączone,
zatem zdjęcia nie dały się potem porównać z tymi zrobionymi
1Ds'em. Porównania nie będzie. Będzie tylko pokazanie szumów z
1Ds'a:
Tak winietuje Tamron 17-50/2,8 na 1Ds. Fragmenty tego kadru poniżej |
Szumy na 1Ds |
Tutaj zakończmy marudzenia.
Rozpocznijmy Peany.
Takie się też należą. Można
śpiewać dziękczynne kantyczki, za dusze inżynierów, którzy
projektowali układ autofokus. Nie widziałem jeszcze tak dobrego AF
(ale ja mało co w życiu widziałem). Uwaga, opis dobroci
autofokusa: w czasie wszystkich prób z wiekowymi Sigmami (trzy z
nich mają ponad 20 lat), które mają dość chwiejny autofokus,
zrobiłem nieco ponad 50 zdjęć, wszystkie niemal w mrocznych
warunkach sklepu, z mieszanym oświetleniem żarowym z nikłą
domieszką dziennego. Zgadnijcie ile zdjęć miało nietrafioną
ostrość.
Jedno otóż, z Sigmy 400/5,6, robione
na dworze.
Efekt nie do uzyskania z moich Canonów
40D i 30D.
Dla takiego autofokusa wielu jest
gotowych zabić sprzedawcę i uciec z 1D pod pachą.
1D i 1Ds robią niezaprzeczalnie
solidne wrażenie. Mają świetny duży wizjer, migawkę robiącą (w 1D)
1/16000 sekundy. Tego mi czasem brakuje w zdjęciach narciarskich-
pomimo najniższego ISO100 jest tak jasno, że czas migawki 1/8000
nie wystarczy do zdjęć z małą głębią ostrości. Nie dość
tego w 1Dynkach możemy zażądać i zarządzić ISO 50, co wspólnie
pozwoli nam zastosować przesłonę aż o dwie działki mniejszą niż
w 40D.
Doznanie Jedynek było bardzo ciekawe.
Trochę za krótkie, przyznam, bo i dnia by nie starczyło na
zgłębianie tajemnic ich menu, gęstych od funkcji. Jeśli dobrze
pamiętam jest tam też tzw. ficzur na zapisanie wszystkich osobnych
ustawień indywidualnych aparatu dla bodaj trzech różnych
fotografów- rzecz przydatna w agencjach prasowych, gdzie jeden
aparat jest służbówką dla kilku używających. Fascynujące to
wszystko. Ale skomplikowane na tyle, że razem z panami z komisu nie
doszliśmy jak należy zmieniać „Funkcje Osobiste/ Personal
Functions”- na zaglądanie do internetu i szukanie instrukcji nie
było już czasu. Trzeba było zwijać kramik i ruszać w powrotną
drogę.
Gdy Polski Bus niósł mnie, oraz moje
Sigmy na pięterku, z pięknym widokiem na ekrany dźwiękochłonne
autostrady Warszawa- Łódź myślałem sobie o owych fascynujących
aparatach, ewentualnie wczuwając się w rolę ich posiadacza.
Przyznam, że sporo zależy od ceny jaką należałoby za nie
zapłacić- mają one konkurencję nie tylko w następcach z półki
profi, ale także z półek nieco niższych, bo część ich
wystrzałowych funkcji i osiągów zasiliło aparaty dla
zaawansowanych amatorów, choćby późniejsze 5D i 7D. Niemniej-
nimb sprzętu najwyższej klasy- jest. No i ten boski autofokus...
Marzenia i rozważania przerwał mi
wjazd w prawdziwie piękne pejzaże Parku Krajobrazowego Wzniesień
Łódzkich.
Ja już chyba mówiłem, że Łódź
leży za blisko Warszawy?
Fabrykant
Podziękowania dla komisu Interfoto za udostępnienie aparatów.
Na koniec, cytowany z pamięci, wiersz Sz.
Krzysztofa Gola, opiewający uroki Parku Krajobrazowego Wzniesień
Łódzkich:
Niedaleko od Strykowa
We wsi zwanej Dobra Mała
Rozbolała chłopa głowa
Najważniejszy członek ciała
Chłop bez głowy, jak bez wideł
Poszedł szybko do doktora
-„Słyszę w głowie wciąż szum
skrzydeł”
-”Bo odlecieć, panie, pora”
Stanął chłop pośrodku pola
Splunął, odbił się mocno
Przeleciał koło kościoła
Poleciał w stronę północną
Gdy tak leciał nad Strykowem
Nagle czuje- ból zanika
Przeraziwszy się okrutnie
Walnął głową w kant chodnika
Chłopie! Rozpoznaj przyczynę!
Ból głowy czasem się zdarza
Klina wybija się klinem
Omijaj z dala lekarza!
http://www.dcresource.com/reviews/canon/eos_1ds-review/
https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Canon_EOS-1Ds_04.jpg
http://www.fotopolis.pl/n/706/prezentacje-canon-eos-1ds/
nie napisałeś, czym dostałeś się do Wwy - niby wiemy, że Krzyśkiem, ale nie słyszałem wcześniej o takim pojeździe... słyszałem o Madzi, Hani, Suzi i Foce, ale o Krzyśku jeszcze nie...
OdpowiedzUsuńPojazd samochodowy, czterokołowy z silnikiem diesla typu TDI, w wariancie kombi. Z psem na pokładzie, pies marki Norka, rasy Cundle Burry.
UsuńWitam serdecznie. Małe doprecyzowania. Następujące zdanie z tekstu, prawidłowo i zgodnie z rzeczywistością, powinno mieć moim zdaniem takie brzmienie: "Do tego wszystkiego matryca naszego Canonka miała o 20% większą powierzchnię niż wszystkie inne lustrzanki, bo nie miała typowej wielkości APS-C, tylko większą- 28,7 x 19,1mm, czyli APS-H." I jeszcze jedna uwaga: Nie wiem jak 1D, ale 1Ds mk1 ma na pewno najkrótszy czas migawki 1/8000s. Proponuję po ewentualnym przeredagowaniu tekstu usunąć niniejszy wpis, jako nieaktualny. Swietny blog, czytam z zainteresowaniem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki za uwagi i miłe słowa. Lecę redagować.
Usuń