Fotografia zaczynała się leniwie,
sennie i powoli. Niczym w letnim rozleniwieniu, popołudniową porą.
W dostojnej powolności czasów naświetlania. Jak wszyscy wiedzą-
minęło pół dnia, zanim panu Josephowi Nicéphorowi Niépce naświetlił się ten pierwszy
na świecie obrazek fotograficzny. My wszyscy z niego, kochani:
Joseph Nicéphore Niépce 1826 |
Znamy też zapewne ten kadr Paryża,
wykonany przez szacownego pana Daguerre'a, na którym jako jedyni
znaleźli się pucybut i jego klient, pomimo że ulice były pełne
ludzi-
tylko te dwie persony poruszały się z prędkością jaką zdolny był zarejestrować ówczesny film, tj. z prędkością 0 km/h.
tylko te dwie persony poruszały się z prędkością jaką zdolny był zarejestrować ówczesny film, tj. z prędkością 0 km/h.
Louis Jacques Daguerre 1839 |
Do naszych niemal czasów (zależy jak kto wiekowy) przetrwały monidła (wiem, nazwa niewłaściwa), na których rodziny zastygły na wieczność w nieruchomych, dostojnych pozach, niekiedy podparte dyskretnie od tyłu za pomocą podpórek i trzymaczy na kijku.
Lampy studyjne, nawet jako wezuwiańskie eksplozje magnezji, nie były w stanie dosypać odpowiedniej ilości światła do niskiej czułości emulsji filmowej.
Film ówczesny był takim mało czułym,
aż do brutalności wielkoludem- bo zwykle 6x6 czy też 6x9 cm. Nie
wystarczyło mu delikatne pogłaskanie, konieczne było strzelenie
pięścią słońca w pysk. A co!
Potem czas naświetlania rozpędzał
się niczym lokomotywa tuwimowska, wraz z postępem techniki, robiło
się coraz lepiej i lepiej, coraz szybszy ruch dawał się złapać w
pułapkę Daguerre'a.
Zdjęcia portretowe w studiu były od
zawsze ujęte w tą statyczną konwencję martwego bezruchu, jedyne
ożywienie wywoływała mimika modela lub specyficzne oświetlenie, w
najlepszym razie stosowano sztuczny wiatr (jak w kabarecie
Lipińskiej- made by Adam Słodowy „tu kręcić- tu wieje”)
Konserwatyści (niektórzy- do dzisiaj)
nie zanotowali pozytywnych zmian w w sprzęcie, wzmocnienia czułości
filmów, matryc, tytanicznej (bo z tytanu zrobionych) pracy
migających jak mignięcie okiem migawek, możliwości
natychmiastowego strzelenia błyskiem tuż po wyzwoleniu
poprzedniego.
Ktoś musiał wreszcie to przełamać.
Nie wiem, czy typuję trafnie na
prekursora pana Philipa Halsmanna. W każdym razie nie widziałem
wcześniejszych niż jego autorstwa zdjęć studyjnych, które tak skupiają się
na porzuceniu starego stylu (nazwijmy go- stylem mumijnym).
Pan Halsmann, łotewski Żyd, urodzony
w Rydze (rocznik 1906) karierę fotograficzną zaczął w latach
30-tych w Paryżu, gdzie uruchomił własne atelier na Montparnassie,
szybko zyskując uznanie jako portrecista. W ucieczce przed
niemieckim nazizmem wyemigrował w 1940 roku do USA, dzięki pomocy
Aberta Einsteina.
Iskrą zapłonową, która podpaliła
lont inwencji i spowodowała eksplozję, było spotkanie pana
Halsmanna z Salvadorem Dalim w 1941 roku. Obydwaj panowie zajęli się
wdrażaniem estetyki surrealizmu w skostniałą masę twórczości
fotograficznej. Ich współpraca trwała 37 lat.
Cóż za paradoks! Spotkanie surrealizmu z fotografią. Fotografia, ten symbol przyziemnego realizmu, stawiany w kontrze do sztuk wysokich, napędzanych li tylko wyobraźnią autorów. Gdzież to spotkanie? Gdzie ten styk? Fotografia – medium automatycznie rejestrujące zastany świat i surrealizm ze snów wzięty. Ale udało się, przy odpowiednim nakładzie sił i środków. O, jeszcze jak się udało:
To zdjęcie pochodzi sprzed ery
photoshopa i choć fotomontaż był oczywiście już stosowany (vide-
wymazywanie ze zdjęć ze Stalinem kolejnych odstrzeliwanych
współpracowników) to zdjęcie zostało zarejestrowane jako „live”.
Wyobraźcie sobie ten „live”. Można by w to nie uwierzyć gdyby
po latach nie ukazały się odrzuty z sesji, czyli takie dzisiejsze
„making of” i możemy prześledzić kolejne wersje realizacji
tego pomysłu:
Współpraca z Dalim dała panu
Halsmannowi widoczny impuls na całe życie- portrety w ruchu stały
się jego znakiem firmowym, sfotografował w ten sposób wiele
sławnych person. Najłatwiej szło mu z aktorami i muzykantami, gotowymi do
różnych wygłupów, a kostyczni księżna i książę Windsoru
zdobyli się na elegancki i szlachetny w swojej wymowie podskoczek.
Dean Martin i Jerry Lewis |
Nixon |
Sesja mody na plaży |
Dali i (zdaje się) sam Halsmann |
Marilyn |
Księżna i Książę |
Hopsasa wpływa bardzo pozytywnie na odbiór zdjęciowych modeli, postacie w podskokach wydają się bardziej śmieszne, bardziej bezbronne, a przez to automatycznie sympatyczniejsze.
Ludzie to lubią. Zarówno
fotografowani, jak i oglądający. Może dlatego Philip Halsmann jest
rekordzistą w ilości zdjęć na okładkę magazynu „Life”- miał
ich dokładnie 101.
Zauważam jednak, że ten
charakterystyczny styl nie przebił się, nie wszedł do kanonu, nie
zyskał zbyt wielu naśladowców. Fotografowie działający w studio
trzymali się (trzymają się) statyki z lepszym lub gorszym
skutkiem. Dynamika wymaga oczywiście więcej zachodu („stanie w
kolejkach po wizę jest niewarte Zachodu”-cytat), niektórzy
powiedzą że większej przestrzeni, ale zważcie na zdjęcie Marilyn
Monroe, w którym Halsmann pokazał (znów pod prąd tradycji) krańce studyjnego tła i kulisy
sesji w podskoku, niemalże wziął swoje zdjęcia studyjne w nawias
ironii.
Marilyn |
Halsmann doprawiony surrealizmem Dalego nawet w zdjęciach statycznych jechał po całości i realizował bezkompromisowe wizje prosto z wyobraźni. Każdy by tak chciał. Ale nie każdy by tak mógł...
Jean Cocteau |
Alfred Hitchcock i jego ptak |
Na koniec wypadałoby napisać, dzisiejszą modą, że żaden kot nie ucierpiał podczas prezentowanych zdjęć, jednak to zdaje się nieprawda.
Ucierpiał.
Ale to dla sztuki było.
Fabrykant
P.S. A już w najbliższych dniach- na Fotodinozie coś co wstrząśnie światem: Nikomu Nieznane Kulisy Powstania Pierwszego Zdjęcia W Historii!!!
Zostańcie z nami! Nastrojeni!
Źródła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.