Część pierwsza, być może nie ostatnia
Czy można uogólniać?
Można. Proszę bardzo.
Sigma to firma nieco
dziwna, acz ciekawa. Odważna, ale czasem nie mająca szczęścia.
Mająca mieszane opinie wśród fotografów. Uznana za zawodnika
spoza podium, ale często wygrywająca zawody. Wytrwale dążąca do
przodu.
A najdziwniejsze- wszyscy
chwalą się swoją historią, a Sigma woli troszkę o niej
zapomnieć. No cóż- były wpadówy, panie mecenasie, ale wyszliśmy
na prostą...
Na oficjalnej stronie
producenta można znaleźć co najwyżej skromną notkę historyczną
o początkach. Nie dowiemy się niczego o dawnych obiektywach Sigmy-
ważne jest tylko tu i teraz, najnowsze modele. To się marketingowo
opłaca, a wspominanie o 50-ciu poprzednich latach wymagałoby
wspomnienia także o niektórych mniej chlubnych momentach.
Ciekawe co ja bym zrobił
na miejscu dyrektorów Sigmy? Chyba bym walił prosto z mostu o
błędach i wypaczeniach minionej epoki. Zwłaszcza że oprócz
błędów były zwycięstwa i to nie byle jakie.
Na początek- same
zwycięstwa:
Najpierw była manufaktura
w Tokio, która pośrednio skorzystała na boomie japońskiej
gospodarki i rosnącej marce japońskiej elektroniki i optyki. Pisał
o tym Marcin Górko w swojej historii Nikona- w fotografii zaczęło
się to od wojny w Korei. Fotoreporterzy i fotografowie prasowi mieli
stamtąd daleko do swoich macierzy, a tu okazało się że sprzęt
psuje się w ciężkich warunkach klimatycznych i okolicznościowych.
Blisko było do Japonii, gdzie pojawiły się warsztaty i manufaktury
oferujące sprzęt, którego spróbowali zawodowcy z Korei. I nagle
okazało się że obiektywy i aparaty nie ustępują Leice i
Zeissowi, a jeśli nawet nieco ustępują- to są wielokrotnie
tańsze. Potem Nikon został oficjalną firmą reporterów magazynu
„Life” i zaczęła się wielka kariera japońskich aparatów i
optyki.
Sigma została jedną z
bardzo wielu firm produkujących szkła do aparatów. Jej historia
zaczęła się w 1961 roku, kiedy stworzono Sigma Research Centre w
Setagayaku. W latach 60-tych projektowano tu sprzęt mający
konkurować na rynku w warunkach gęstniejącej konkurencji. Sporą
częścią były obiektywy popularne, powtarzające parametry optyki
„firmowej” Nikona czy Pentaxa, sprzedawano je w niższych cenach,
kuszących dla amatorów.
Od samego początku
istnienia Sigma skupiała się jednak na wypracowaniu własnych nisz,
w których byłaby hegemonem. I to była, rzecz jasna, dobra
strategia, bo dzięki temu firma zaczęła się wyróżniać i
została zapamiętana.
Lata 60-te i 70-te to
światowa epoka manualnych obiektywów o pancernej, jak na dzisiejsze
czasy konstrukcji- obiektywy każdego producenta były bez wyjątku
metalowe, najczęściej z korpusem z mosiądzu, wszystko to ciężkie
i sprawiające wrażenie niezniszczalnego. Takie też były Sigmy.
Kto chce prześledzić
sigmowskie kalendarium (niekompletne) może je znaleźć tutaj:
http://www.sigmauser.co.uk/index.php?option=com_content&view=article&id=51&Itemid=67
Zrobię tu mały,
amatorski przegląd rodzynków wyciągniętych z tej listy, które
się wybijają i dzięki którym Sigma doszła tam gdzie jest
dzisiaj.
Pierwszym szkłem jakie
uderza po oczach był jeden z pierwszych obiektywów jakie
produkowano u Sigmy (być może nawet pierwszy-próbuję to ustalić).
Sprzedawano je pod marką innego znanego producenta osprzętu
fotograficznego jako Beroflex, a później także pod paroma innymi
markami i jest to:
Sigma/ Beroflex 12mm f/8 fisheye z 1961 roku.
Jak widać sprzęt nie był
zbyt jasny według dzisiejszych kryteriów- można rzec ciemny jak
nieszczęście, ale miał inne niewątpliwe zalety- był rybim
oczkiem dającym okrągły obraz na klatce 35mm, o wyjątkowo
krótkiej ogniskowej i gigantycznym polu widzenia 180°.
Do tego miał stosunkowo rozsądne rozmiary i wagę i cenę.
Fajna strona z testem tego
obiektywu:
Sigma Mirror
Ultratelephoto 500 f/4 z 1974-go był za to monstrualnym potworem o
konstrukcji lustrzanej. Był to jeden z najjaśniejszych obiektywów
lustrzanych o jakich słyszałem, jaśniejszy od Nikkora 500 f/5 o
tej samej ogniskowej, ale odbijało się to na jego wadze i
rozmiarze.
Trzeba powiedzieć że to
jedno z manualnych szkieł jakie chciałoby się mieć, choć na
pewno nie jest to obiektyw do noszenia na codzień.
Sigma 39-80/3,5 Zoom to
pierwszy zoom Sigmy z 1974-go. Należy zauważyć że jasność tego
szkła jest bardzo dobra i zrobiłaby karierę nawet dziś. Była to
bezpośrednia konkurencja dla długo produkowanego 43-86/3,5 Nikona z
lat 1963- 76, ale mająca szerszy zakres od dołu, co dawało większą
uniwersalność. Rok wcześniej ukazał się też najjaśniejszy w
tej klasie Canon 35-70/2,8-3,5, ale był to produkt raczej luksusowy.
Szersze niż 35mm standardowe zoomy pojawiły się dopiero na
początku lat 80-tych, między innymi sigmowski tzw. Zoom Theta:
28-80 3,5- 4,5.
Następny smakołyk z roku
1976-go to lustrzana Sigma 600/ 8 Mirror. Była teleobiektywem o
bardzo kompaktowych rozmiarach, 600mm upchnięto w korpusie długości
110mm. Zrobiła bardzo dużą karierę, dotrwała w produkcji do
1996, podlegając niewielkim modernizacjom, sprzedawana wtedy jako
jedyny obiektyw manualny wśród autofokusów Sigmy.
18/ 2,8 XQ Filtermatic wypuszczona w 1977 roku to sprzęt wyznaczający kierunek rozwoju Sigmy od tamtych lat aż do naszej teraźniejszości- superszerokokątne, bardzo jasne obiektywy. W tych dziedzinach kilkukrotnie była rekordzistą światowym. Między innymi właśnie ta 18-tka była jaśniejsza niż wszystkie ówczesne Nikkory i Canony o tej ogniskowej. Miała dodatkowo bardzo ciekawą konstrukcję z wbudowanymi wewnątrz czterema filtrami, które zastępowały filtry nakręcane od frontu, niemożliwe tu do użycia ze względu na bardzo wypukłą soczewkę.
14/ 3,5 i 14/2,8
Czternastka była dla
wielu systemów najszerszym dostępnym szkłem- np. dla Olympusa i
Minolty, które same nie produkowały takiego ultraszerokościowca.
Było to szkło w czołówce światowej, należące do najszerszych
rektilinearnych (czyli takich które obrazuję linie proste jako
proste, a nie zakrzywione jak rybie oko). Zarówno 14 jak i 18-tka
produkowane były równolegle w wersjach jaśniejszych- f/2,8 i
ciemniejszych- f/3,5 bardziej poręcznych i tańszych. Była to
wszechstronność oferty nie stosowana przez żadną inną firmę.
W 1978 roku wypuszczono
Sigmę 28 f2,8 Mini Wide. Była to jaskółka całej serii obiektywów
w jakiej wyspecjalizowała się Sigma w latach 80-tych- szerokich
stałoogniskowych sprzętów o dobrej jasności, ostrości i
roszsądnej cenie.
Rok 1979 Sigma zapisała w
annałach najszerszym zoomem świata 21-35/3,5-4,5. Był to chyba
obiektyw dzięki któremu Sigma stała się szeroko znana, producenci
głownego nurtu- Nikon, Canon, Pentax, Olympus nie odważyli się do
czasu rewolucji autofokusowej na tak szerokie zoomy i skupiali
się
na stałoogniskowych. Jak pokazała przyszłość- Sigma miała rację
pchając w tę stronę rozwój zoomów, dziś stanowią znaczną,
znaczną większość obiektywów o krótkiej ogniskowej.
W 1981 pojawił się
marketingowy kamień milowy w karierze firmy- Sigma 24/2,8 Super
Wide. Ten sprzęt zrobił karierę- miał dobrą jasność, porządną
jakość, dawał szerszy niż większość obiektywów standardowych
kąt widzenia i sprzedawano go w rozsądnej cenie. Było to marzenie
przeciętnego zaawansowanego amatora, którego zoomy kończyły się
na 35mm szerokości. Doczekała się kilku kolejnych wersji, a od
1990 roku została szkłem autofokus.
Z 1981 roku pochodzą
także bardzo interesujące teleobiektywy- 200/3,5 i 300/4,5,
interesujące, bo różniące się od mainstrimu. Były nieco
ciemniejsze od bardzo drogich profesjonalnych obiektywów „firmowych”
typu 200/2,8 i 300/4, ale zaledwie o ½ przesłony, co nie jest
znaczącą wielkoscią. Zapewne miały konkurencyjne ceny- niestety
nie zyskały wielbicieli, o 300/4,5 nie znalazłem w sieci nic w
ogóle.
Była to, mimo wszystko,
dobra strategia Sigmy stosowana jeszcze długie lata- pół kroku za
najdroższymi obiektywami profesjonalnymi konkurencji. Dziś jednymi
z jej przedstawicieli są na przykład EX 500/4,5 i zoom 17-70/ 2,8-4
OS.
Następny zwierz ma
parametry bezwzględnie ekstremalne- to lustrzany 1000mm f/13,5
wypuszczony w 1983 roku. To jak dotąd chyba najdłuższy ogniskową
obiektyw Sigmy, choć dość umiarkowany jeśli chodzi o rzeczywiste
rozmiary: długość 186,5mm, średnica 92mm i waga 1050g. Nie był
to sprzęt zbyt popularny, ale zapewne nie tego się po nim
spodziewano. Myślę że konstruktorom przyświecała idea
ograniczenia rozmiarów i masy, tak żeby sprzęt dawał się używać
z ręki. Wyszła z tego jednak ciemnizna niemożebna, a więc do
ograniczonych zastosowań dla ekstremistów (np. astrofotografia).
No a potem nastąpiło
trzęsienie ziemi. 1985 rok. Automatyczne ustawianie ostrości.
Najpierw próby Nikona i Canona- Nikon F3AF z ofertą 2-ch obiektywów
autofokus, canon F80, z trzema monstrualnie wyglądającymi zoomami.
Nie zrobiły kariery- były drogie i niedopracowane. Niemal w tym
samym czasie Minolta wyprodukowała model 7000 rozpoczynając system
Dynax. I to był strzał w dziesiątkę. Aparat dla zaawansowanego
amatora, który rozpoczął rewolucję.
A rewolucja miała
konsekwencje- wykosiła z głównego rynku wszystkich którzy nie
załapali się na automatyczne sterowanie ostrością i przemeblowała
sytuację krystalizując tzw. Głównych Graczy (First Party) i firmy
produkujące szkła do aparatów tychże Głównych- czyli Third
Party. Do tych ostatnich awansowały: Sigma, Tokina, Tamron i Cosina,
pozostali producenci manualnych obiektywów zostali znienacka w mało
znaczącej niszy. Znowu okazało się że ten kto nie biegnie jak
najszybciej do przodu- ten się cofa.
A potem Sigma musiała
podjąć walkę z Głównymi Graczami, którzy nie chcieli mieć u
boku konkurencji. Były wpadówy, była troszkę zszargana opinia.
Ale chyba wyszliśmy na prostą, panie mecenasie...
Źródła podane jako linki w
tekście.
Zdjęcia conieco ukradzione z różnych stron.
Fabrykant
Tutaj dodany później aneks do tego artykułu:
http://fotodinoza.blogspot.com/#!/2014/02/appendix-o-potworze.html
Tutaj dalsza część historii Sigmy- autofokus:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/03/sigma-tajna-historia-smaczne-kaski.html
http://fotodinoza.blogspot.com/#!/2014/02/appendix-o-potworze.html
Tutaj dalsza część historii Sigmy- autofokus:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/03/sigma-tajna-historia-smaczne-kaski.html
mam jeszcze Sigmy do Canona...
OdpowiedzUsuńTu appendix do artykułu:
OdpowiedzUsuńhttp://fotodinoza.blogspot.com/2014/02/appendix-o-potworze.html
Dzień dobry, przed kilkoma dniami odkryłem Fotodinozę i muszę szczerze przyznać, że nie mogę się oderwać.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do Sigmy: mam taką 50/2,8 Macro (starą z lat 1990.), może Fabrykant byłby zainteresowany krótkim testem? Ewentualna łyżka dziegciu jest taka, że ta Sigma ma bagnet Minolty - ale za to działa przy każdej przysłonie. :-)
Ha! No i właśnie tu jest pies pogrzebany- co ma bagnet Minolty, albo Nikona to hula na pełnej przesłonie aż klatki furczą (zdjęciowe). Owa łyżka dziegciu nie byłaby zbyt gorzkim kęsem, bo stuletnia analogowa Minolta leży na dnie szafy. I za propozycję bardzo, bardzo dziękuję. Wręcz jestem zaszczycony, że nieznany mi czytelnik gotów jest oddać swoją Sigmówkę na testowanie. Jednakoż nie skorzystam, a to z tego powodu, że mam taką 50/2,8, która jeszcze na Fotodinozie testowana nie była, ale z pewnością będzie, bo jest to najlepsze optycznie szkło Sigmy jakie mam. Zostawiam ją sobie na jakiś miły deser testowy. Nie wiem kiedy, ale kiedyś. Serdecznie pozdrawiam!
UsuńRozumiem, taki test na deser! Swoją drogą też sprawdzę moją Sigmę i porównam ją z Minoltą 100/2,8 Macro i Tamronem 180/3,5 Macro. Zatem miłego testowania!
OdpowiedzUsuń