I oto my tu Panie pantha rei, tempus
fugit, a tu czas płynie.
Płynie płynie i dopłynął.
Fotodinoza istnieje rok. Zaczęliśmy 28 grudnia zeszłego roku.
Nastąpił zatem czas na podsumowania i przemówienia.
Odpowiemy zatem na liczne pytania
naszych czytelników, które niewątpliwie im się nasuwają, tylko
nie mają odwagi zapytać. Zapytamy także czytelników o parę
zabagnionych spraw wymagających natychmiastowego wyjaśnienia.
No i jak tam się pisze bloga?
Ujdzie w praniu. Zyski i straty
wspomniane we wcześniejszych felietonach. Mogę pochwalić tutaj
googlowego Bloggera- jest (z małym wyjątkiem) fajnym narzędziem,
łatwym w obsłudze, logicznym i dobrym. Fatalnym wyjątkiem jest
zamieszczanie komentarzy na Fotodinozie, które- choć włączone i
ustawione odpowiednio- nie chcą się czasami zapisywać, wredne.
Znalazłem tymczasem że nie tylko na Fotodinozie, tu z autobezsens.blogspot.com
:
„Ogłoszenie:
Na tym, jakże dopracowanym narzędziu, jakim jest Blogger pojawiają się ostatnio problemy z dodawaniem komentarzy. Zdarza się to na różnych blogach i oczywiście nikt nie wie jak to naprawić. (...) że google naprawi problem z komentarzami to nie wierzę.”
Na tym, jakże dopracowanym narzędziu, jakim jest Blogger pojawiają się ostatnio problemy z dodawaniem komentarzy. Zdarza się to na różnych blogach i oczywiście nikt nie wie jak to naprawić. (...) że google naprawi problem z komentarzami to nie wierzę.”
Czas na statystyki.
Blogger daje wgląd w statystyki
odwiedzin i jest to zarówno błogosławieństwem i atrakcją dla
piszącego, jak i przekleństwem. Otóż powoduje różne skutki
uboczne- kompulsywne sprawdzanie co trzy minuty ileż to osób wlazło
na wpis- o! Na Bugu we Włodawie przybyło cztery! O, krzywa
odwiedzin rośnie! O spada.
Drugim przekleństwem (i zagadką) jest
to że statystyki są niby szczegółowe i przedstawiają nawet
jakich systemów operacyjnych i przeglądarek używacie (kogo to
obchodzi?), oraz to skąd pochodzą czytelnicy bloga. Znam ja zatem
Wasze pochodzenie, do trzeciego pokolenia i wiem, że mieliście
dziadka w Wehrmachcie, a babcię w Armii Czerwonej, ale to właśnie
stanowi dla mnie największą zagadkę. O co chodzi? O to:
Statystyka odwiedzin według krajów, w
całym okresie istnienia Fotodinozy:
Jak widać, spiritus -dzięki
internetowi- flat ubi vult (parafraza logiczna).
Dodam, że w niektórych okresach
miałem także np.27 odwiedzin z Maroka (hę?), Kilkanaście z
Tunezji i 5 z Iranu (???). Były to zapewne takie odwiedziny jak
moje, kiedy włażę na jakąś stronę internetową, widzę że to
nie to czego szukam i wychodzę. Natomiast Algierczycy ewidentnie nie
pomylili się przypadkowo i mylnie wchodząc tu aż 63 razy. Co ich
skusiło? Nie wiadomo.
Niestety Blogger nie pozwala na
powiązanie konkretnych wejść z konkretnym wpisem, więc nie wiem
również co skusiło Irańczyków.
Największą, epokową wręcz zagadką
dla mnie są odwiedziny Amerykanów. Na boga! Jest ich połowę tylu
co Polaków! A ja tam, po drugiej stronie Atlantyku znam zaledwie
dwie osoby! I do tego piszę slangowym, potocznym językiem, więc
jeśli większość Amerykanów to native speakerzy, to wyobrażam
sobie jakie bzdety wyświetla im google translator po przetłumaczeniu
i resztki fryzury stają mi dęba.
No jasne- reklamuję się w podpisach
postów językiem międzynarodowym, używając np. określenia „test
review”, albo „vs” zamiast „kontra”. Ale nie mogę sobie
wyobrazić, że to przyczyna tej fali amerykańskiej.
Co prawda Amerykanie wynaleźli
internet, oprócz paru innych rzeczy, więc może to tak z automatu
ta internetowa popularność.
No chyba że to Polonusi. A, jeśli
tak, to witamy chlebem i solą w Starym Kraju.
O tym, że są to prawdziwi Amerykanie
przekonuje mnie fala odwiedzin jaka następuje nocną porą-
kontynent północny na schemacie świata rozświetla się wtedy
zielonym światłem jak neon barowy na obrazach
Hoppera.
Tak czy siak mam
prośbę- Amerykanie, ujawnijcie się, stawiając choć krzyżyk w
komentarzu! Halo! Jesteście tam?
Co do innych
nacji- to w niektórych przypadkach mogę zwizualizować sobie moich
Czytelników z pamięci (np. z Niemiec).
Jakie wpisy
cieszyły się największym wzięciem?
Nie uwierzycie.
Ja też nie do końca wierzę. Niektóre z wpisów miały okazję
zaistnieć za moim autoreklamiarskim powodem na innych forach- na
www.optyczne.pl, na Złomniku,
dzięki któremu na statystykach odwiedzin wyrósł olbrzymi
Matterhorn,
na Canon-Board, gdzie zamieściłem dwa- trzy testy, na
bardzo ciekawej automobilowni.pl, gdzie komentowałem wpisy gospodarza. Ale też
zaistniały samoistnie, bez mojego udziału np. wpis o Arnoldzie
Odermatcie na autogaleria.pl.
Co tam się
czytało na Fotodinozie?
Na samym szczycie
szczytów stoi test obiektywu Sigma 1000 mm, boż na skalę polską
jest to nie byle jaki obiektyw. Obiektyw ten wlazł na ten szczyt za
pomocą czytelników Optyczne.pl, za co im, oraz Optycznemu jestem
wdzięczny. Piszę co prawda w zupełnej opozycji dla Optycznych, bo
oni są naukowi, precyzyjni i nowocześni, a ja jestem chaotyczny,
rozrywkowy i oldskulowy.
Tuż poniżej
szczytu, powiedzmy że w dwugodzinnej kolejce na Giewont, stoi wpis o
Canonie EOS IX, zdechłym Praszczurze, mający 878 wyświetlenia. W
ogóle wielką karierę zrobiły wszystkie artykuły o APS, o którym
w internecie jest niezawiele, a w polskim internecie- prawie nic. Dwa
wpisy o wymarłym APS załapały się do pierwszej dziesiątki
(Przyszłość zaczęła się wczoraj, pozycja 7). To ci dopiero!
Na trzecim
miejscu- curiosum impossibile- z 838 wyświetleniami wylądował
napisany całkowicie od niechcenia, prześmiewczy i banalny wpis o
transakcjach na Allegro. Komuż on się tam spodobał w cyfrowym
świecie- nie mam pojęcia- to największa zagadka Fotodinozy, której
nie pojmuję.
Dużą
popularnością, a właściwie, jak na Fotodinozę szaleńczą
popularnością cieszył się wpis dotyczący Wybrzeża Amalfi.
Czwarte miejsce (726 wyświetleń). Najlepiej- widać z tego- byłoby
zatem prowadzić bloga gdzieś z włoskiego wybrzeża, w cieniu
wulkanu, albo chociaż w cieniu wulkanizacji jak się nie da inaczej,
od czasu do czasu przesyłając poczytne raporty. Myślimy nad tym,
pracujemy nad tym, ale jeszcze nie teraz. Zwłaszcza że Włosi nie
czytają w ogóle, ani w szczególe Fotodinozy, w każdym razie nie
łapią się do pierwszej dziesiątki.
Nasuwa się też
myśl, że w popularności Amalfi pobiło na głowę Warszawę,
pomimo że Warszawa też ciekawa.
Na piątym
miejscu listy znalazł się wpis popularnohistoryczny o IG Farben.
Bardzo słusznie, niech się wiedza spod dywanu rozpowszechnia jak
najszerzej- 656 wyświetleń. Ten wpis zdobył też najwięcej plusików gugleplusa (+13).
Sporą
popularność zdobył także wpis, po którym (jako jedynym) się
tego spodziewałem- pierwszy w internecie katalog starych Sigmautofokusowych z komentarzem, Po prostu takiego w łacińskim
internecie nie było.
A według autora?
Najbardziej
niedoceniane moje wpisy, to te oczywiście z początków Fotodinozy.
Jestem dumny i blady z jednego szczególnie. I mogę skomentować ten
wpis i jego popularność takim oto cytatem:
Z czasem o tym
pozapominano
Oprócz
starców już mało kto
Mówi dzieciom
swym na dobranoc
O dzielnej
Margot!
Gdy Margot
stanik swój rozpinała
By miał kotek
biedactwo co ssać
Biegła nas,
biegła nas cała zgraja
By po pa- pa-
pa- pa- pa- patrzeć
By po pa- pa-
pa- pa- pa- pa!
To wpis O
pierwszej fotografii świata:
Jest to moje
pierwsze dzieło od prób z czasów licealnych, o którym można
powiedzieć, że jest jakąkolwiek beletrystyką.
Drugi wpis jaki
lubię, a jaki nie był specjalnie czytany, to analiza zdjęciaSebastiao Salgado- z serii Workers.
Były wpisy
lepsze, gorsze, udane i mniej udane. Jak to w życiu. A jaka będzie
przyszłośc? Ciężko powiedzieć. I tej wersji będziemy się
trzymać (cytat- Adam Kresa).
Testy w pierwszej
dziesiątce popularności są trzy: Sigma 1000/8, wspomniany test
Canona IX, oraz test naszego woła roboczego, który jeść nie woła-
Canona D60, ukochanego retro- autofokusowego aparatu W skrócie-
retrofokusa. Retro- c'est trop (cytat strawestowany).
Mimo braku
wysokiej popularności innych testów- testy będą. Są niszowo
hipstersko lumberseksualnym symbolem mrocznej niszowości Fotodinozy.
Tak myślę. Tak sobie to wyobrażam.
Jakie są
dokonania Fotodinozy na niwie blogowego testowania?
Napisało się w
ciągu roku 71 wpisów (włączając ten), co daje średnio średnią
średnią w okolicach 1,3 wpisu na tydzień. Jak zaczynało się rok
temu, to Gregi powiedział, że karierę robią tylko ci blogerzy,
którzy wrzucają co najmniej jeden wpis na tydzień. Łapiemy się
zatem na ścieżkę kariery. Na wąskiej ścieżce przez ogródek
Fotodinozie udało się przetestować następujące 15 rzeczy, że
nikt nie zaprzeczy:
OBIEKTYWY:
Canon EF 38-76/4,5- 5,6 (pierwszy w polskim internecie)
Sigma AF 18/35
(pierwszy w polskim internecie)
Sigma AF 24/2,8 Super Wide Macro II
Sigma AF 28/1,8High Speed Wide (pierwszy w łacińskim internecie)
Sigma AF 21-35/3,5-4,5 (pierwszy w łacińskim internecie)
Sigma AF 1000/8APO (pierwszy w polskim internecie)
Żaden Obiektyw
(pierwszy w historii fotografii)
APARATY:
Canon EOS 650
(pierwszy w polskim internecie)
Canon EOS D60
(pierwszy w polskim internecie)
Nikon Df (pewnie
ostatni w polskim internecie)
Dlaczego piszę o
„łacińskim internecie”? Nie znam innego alfabetu (no, oprócz
umiarkowanej znajomości cyrylicy), co może oznaczać, że ktoś już
wcześniej przetestował owe sprzęty po arabsku, bułgarsku lub
chińsku, ale nie jestem w stanie ich odnaleźć na piątej stronie
googla. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie- będę wdzięczny za
rzut ratowniczego linka, który naprostuje błędne przekonania
Fotodinozy o własnej, urojonej wielkości.
(„Jeśli
kiedykolwiek pomylę się w waszym... w naszym języku włoskim-
poprawcie mnie”- oto jeden z ulubionych cytatów, jaki tu z pewną
nieśmiałością zacytuję.)
Fotodinoza
wygląda na pierwszy rzut oka na wielce erudycyjną, oraz
wszystkowiedzącą na temat sprzętu fotograficznego. Otóż
zapewniam- to fałszywe wrażenie. Sporą część wpisów stworzyłem
przeszukując dla rozrywki własnej zasoby internetu, jest to więc
wiedza pochodząca w dużej ilości z zewnątrz, a nie od środka
kotka. Powinienem był, oczywiście zawsze umieszczać linki do
wszystkich źródeł, często to robiłem, ale wydawało mi się to
pewną przesadą, a z drugiej strony dodatkową robotą, którą może
przecież wykonać także czytelnik, zainteresowany zgłębieniem
jakiegoś tematu.
W internecie
jest, na dobrą sprawę- wszystko. Tylko nie zawsze wiadomo gdzie to
znaleźć. Stanisław Lem nie mylił się w swoich futurystycznych
wizjach zalewu nadmiarem informacji, w wymyślaniu „szukanistyki”-
nauce o szukaniu informacji, oraz kompletnie od niej niezależnej
„znalezistyki”- która mówi jak taką informację naprawdę
znaleźć. U Lema byli nawet Drogiści, uczeni którzy zajmowali się
pomiarem długości drogi, jaką impulsy poszukujące w planetarnej
pamięci określonych danych muszą przebyć, aby dotrzeć do tych
danych. Wszystko to wymyślił 30- 40 lat temu, a teraz my w tym
żyjemy.
Otóż Fotodinoza
jest taką rozkojarzoną pogłębiarką internetową, której się
wszystko ze wszystkim kojarzy. Kopie dziury w dnie internetu, a potem
się tym chwali. Tu pokopie, tam pokopie, czasem zainteresuje ją
Cartier Bresson, a czasem Kosogłos. Sklejamy Sigmy z hipsterami,
oraz lodówki z Canonami.
Wszystko to,
metodą prób i błędów staram się utrzymywać w granicach
okołofotograficznych- co czasem trudne.
Wątpliwości
czasem nachodzą.
Niektórzy mi
mówią- marnujesz się chłopie, pisałbyś do jakichś gazet. No,
ale co to w końcu jest, jak nie moja własna, całkowicie autorska
gazeta? W której nikt mnie nie pilnuje? Ja tak na to patrzę, ale
nie wiem czy mam rację. Może jednak euforia twórcza zwycięży nad
wątpliwościami.
W każdym bądź
razie dziękuję Wam, Drodzy Czytelnicy! Jesteście mi podporą i
inspiracją i pomocą i fajnie, że chce Wam się to wszystko czytać.
Myślę o was nieustannie i kompulsywnie sprawdzam Wasze wejścia na
Fotodinozę.
Życzę Wam
wyjątkowo dobrego roku 2015. Ze wszech stron i ze wszech miar!
Fabrykant
P.S. Jedyną
radą- prośbą do Czytelników, chcących zamieścić komentarz jest
SKOPIOWANIE go przed kliknięciem „Opublikuj”, żeby móc w razie
czego spróbować zrobić to jeszcze raz. Sorry za wredną
amerykańską korporację.