środa, 7 sierpnia 2019

Sigma autofokus i auto-da-fé



Ogłoszenie parafialne:
Na SNG Kultura ukazał się mój ranking 12 książek ostatnio przeczytanych: kliknij LINK
Na mojej Motodinozie ukazał się test pewnej Lancii, zasłużonej dla polskich przemian ustrojowych: kliknij LINK

****************************************

No i co? Myślicie że wszystkie artykuły na Fotodinozie to będą wpisy epokowe? Nie ma tak dobrze. Tym razem będzie wpis o głupotach. Rzeczach kompletnie nieinteresujących i bez sensu. O kolekcji własnych obiektywów.
Jestem kolekcjonerem. Wielu już było kolekcjonerów. Niektórzy zbierają na przykład odkurzacze. Niektórzy kolekcjonują stare lustrzanki Kodaka - natknąłem się na takich w trakcie pisania artykułu o pierwszych cyfrowych lustrzankach.
- Co robisz chłopczyku?
- Zbieram psie kupki.
- To bardzo ładnie, ale tu jedną zostawiłeś.
- Taką już mam.
              (Marek Raczkowski)
Ja też sześć lat temu zacząłem pisać bloga i zbierać psie kupki... tfu, zbierać stare obiektywy Sigma. No, nie myślcie sobie, że to były jakieś manualne rarytasy błyszczące mosiądzem i szlifowanym ręcznie szkłem, jak obiektywy pana Petzvala z Wiednia. Powiedziałbym że wręcz przeciwnie, zupełnie przeciwstawnie i całkiem odwrotnie. To były rzeczywiście takie fotograficzne psie kupki, których nie chciał nikt. Kryteria były następujące - żeby było maksymalnie tanio, żeby obiektywy miały jakiś drobny nimb profesjonalizmu, no i musiały być autofokus. Ja bez autofokusa nie fokusuję.
Rzecz całą oczywiście ułatwiały to kolekcjonowanie wojny między Canonem a Sigmą, które spowodowały, że stare Sigmy autofokus nagle w końcu lat 90-tych i początkach 2000-ch przestały działać z lustrzankami Canona. Niektórym się wydawało, że zupełnie i bezpowrotnie. Ja jednak zgłębiłem temat i wyszło, że działają, choć tylko troszeczkę. Jak wiadomo tym się różni wróbelek, że ma jedną nóżkę troszeczkę. Działają troszeczkę - wyłącznie na otwartej przesłonie. 
Nie wszyscy przyjęli to do wiadomości, niektórzy stwierdzili, że ich stare obiektywy Sigma są zupełnie do wyrzucenia i nic nie warte. Ja natomiast postanowiłem oprzeć się na tym fakcie i kupować takie obiektywy, które będę mógł użytkować właśnie bez przymykania przesłony, i które dadzą mi przy tym jakąkolwiek atrakcję. To był całkiem dobry plan. 
Zwłaszcza, że po czasie okazało się, że są ludzie, którzy pracują nad tym, żeby stare Sigmy znów uruchomić z Canonami - na przykład pan Jiři Otisk spod czeskiej Ostrawy - pisało się o nim TUTAJ. Ale to się okazało dopiero później. 
Na samym wstępie kupiłem sobie, za bodaj 350 zł obiektyw 28/1,8 High Speed Wide, który ładnie uzupełnił mi zestaw Canonów i pozwolił porobić kilka zdjęć z prześlicznie rozmytym tłem, choć nie zawsze z trafioną ostrością (na ogół co trzeci raz). Potem już poszło. Najtańszą z moich Sigm kupiłem za 90 złotych i był to wyjątkowy rarytas (w moim mniemaniu, oczywiście), tj. bardzo rzadko spotykana superszerokokątna 21-35/ 3,5-4,2, najdroższą, kolejny rarytas, ale tym razem już rzeczywisty - Sigma 400mm f/5,6 AF superteleobiektyw za 450 złotych. Większość pozostałych nie przekroczyła kwoty 200 złotych. Ponieważ zakupy były rozłożone w czasie, za cenę jednego, najtańszego profesjonalnego zooma miałem na raty całą kolekcję obiektywów udających prawie profesjonalne, tyle tylko że nie umiejących przymknąć przesłony. Czy to było sensowne? Pewnie nie bardzo. No ale kolekcjonizm to kolekcjonizm. Zwłaszcza, że po odkryciu możliwości rechipowania tychże obiektywów sensowność raptownie wzrosła.
Mym przewodnikiem po świecie starych Sigm był nie internet, w którym sześć lat temu o starych Sigmach było mało - były to sprzęty z końcówki czasów analogowych i ery przedinternetowej których historia i użytkownicy nie poważali za bardzo - nie internet, ale przede wszystkim katalog obiektywów Sigma rocznik 1993.
Katalog nieco żałośnie śmieszny - co prawda wydany profesjonalnie, z opisami przypominającymi późniejsze sigmowskie katalogi, ale ze zdjęciami wprost amatorskimi na maksa, o lata świetlne do tyłu w porównaniu z dzisiejszymi folderami, pełnymi spektakularnych zdjęć autorstwa różnych "ambasadorów marki Sigma" (między innymi przez kilka lat świetnymi zdjęciami podróżniczymi Jacka Bonieckiego).
Postanowiłem zbierać Sigmy według tego żałosnego katalogu.
Kolekcja jest nadal niepełna, ale nie wiem czy kiedykolwiek będzie pełna, zatem postanowiłem dokonać krótkiego podsumowania.
Czy te obiektywy mają zalety? Sporo.
Czy te obiektywy mają wady? Dużo.

Sigma AF 14mm f/3,5


To nawet nie super, ale wręcz hiperszeroki kąt na pełną klatkę. Po raz pierwszy w życiu mogłem sfotografować całe wnętrze sławojki stojąc w drzwiach, oraz wnętrze bagażnika Lancii Kappa od środka - LINK i to bez wysiłku. Za tę możliwość wybaczam owej Sigmie wszystkie wady. Jest ich dość dużo - wyraźnie widoczne wady chromatyczne (kolorowe obwódki wokół kontrastowych linii), im bliżej brzegu tym gorzej, dramatyczne blikowanie pod słońce i utratę kontrastu - podczas fotografowania muszę pomagać sobie lewą ręką, która rzuca cień na przednią soczewkę, wtedy jakoś idzie.


Sigma AF 14mm f/3,5 na pełnym otworze i pełnej klatce Canona 5D

 We wnętrzach silniejsze żarówki również powodują lśniące "halo" i rozbłyski. Czyli ogólnie - rewelacja skrzyżowana z dramatem. W obiektywie zmieniłem chip, ale nie najgorzej się go używało i na pełnej przesłonie - trzeba się tylko wtedy pogodzić z dużo słabszą ostrością na krawędziach zdjęcia.
A, no i wygląda jak psia kupka, bo lakier zlazł z niego już dwadzieścia lat temu. 
A, no i autofokus jest raczej z tych najwolniejszych.

Jak jest fajny? Jak Ferrari Daytona. Niezbyt łatwy w prowadzeniu, ale satysfakcja gwarantowana.


(Test pobieżny mojej Sigmy 14mm jest TUTAJ)

Sigma AF 21-35 f/3,5-4,2.




Ten aparat choć nie z USA w górę niesie nam Tytusa (cytat). Można go używać całkiem wygodnie, może nawet najwygodniej ze wszystkich moich Sigm. Zrobiłem rechipowanie, ale stwierdzam, że można było go nie robić, bo i tak ma świetnie dogodną dość "ciemną jasność", czyli światłosiłę. Większość zdjęć da się robić na pełnej przesłonie, manewrując tylko czułością ISO, pomiędzy 100 a 1600 ISO. Na pełnej klatce obiektyw używam regularnie do dokumentacji wnętrz - kąt widzenia i sposób oddawania perspektywy jest jeszcze całkiem "ludzki", w porównaniu do wszystkowidzącej 14/3,5.


Sigma AF 21-35mm f/3,5 - 4,2 na pełnej klatce Fujifilm.
 Dzięki stałej, głębokiej osłonie, jako jedyna z moich Sigm nie ma problemów z kontrastem i blikowaniem. Wady chromatyczne i dystorsje wyginające proste linie na brzegach kadru także trzymają się w granicach standardów unijnych. (Krzysiu, doprowadź swój pokój do standardów unijnych! - znów cytat z Raczkowskiego). Jest jedna podstawowa wada - autofokus o prędkości premiera Mazowieckiego, któremu ślimaki, jak pamiętacie - mmmmyk, mmmmyk, mmmmyk.
A no może jeszcze jedna - ciężar cegły.

Jak jest fajny? Jak Lancia Kappa 2,0 VTI. Niby taki mało wyrazisty, ale jednak luksus. Sprawdźcie sami - napisałem właśnie test Lancii Kappy na mojej Motodinozie - LINK
(Natomiast mój test Sigmy 21-35 jest TUTAJ)


Sigma AF 24mm f/2,8 Super Wide Macro.




Przyjemna rzecz. Nie bez wad, oczywiście. Wyjątkowo mały. Wyjątkowo mała minimalna odległośc ostrzenia. Dobra jasność. Długi czas użytkowałem bez możliwości przymykania przesłony, ale zwłaszcza przy dużych zbliżeniach przymykanie się przydaje.


Sigma AF 24mm f/2,8 Super Wide Macro na pełnym otworze i małej klatce APS-C

 Wady chromatyczne widoczne na brzegach i ciepły zafarb zdjęć mogą być dla niektórych odrzucające, ale ten obiektyw da się lubić i dużo potrafi - i szeroki kąt i makro w jednym. Na pełną klatkę nadaje się znacznie przyjemniej niż na małą, bo od razu szeroko i od razu wyraźna winieta. Ja lubię winietowanie, nawet winiety na autostrady.

Jak jest fajna? Jak Honda Civic CRX. Niewielka, a umie dużo.

(Mój test porównawczy Sigmy 24mm/2,8 i Canona 24/2,8 jest TUTAJ)

Sigma AF 28mm f/1,8 High Speed Wide




Rechipowałem ten obiektyw, ale wygląda na to, że zupełnie niepotrzebnie - odkryłem wkrótce jego prześliczne rozmycie tła na pełnym otworze i łagodne winietowanie kładące się na kadrze. Praktycznie 90% zdjęć robię nim na f/1,8 niezależnie od tego czy się "powinno", czy też reguły sztuki mówią że nie. Do tego odkryłem robienie nim zdjęć czarno-białych, które ukrywa jego wady chromatyczne, a zachowuje fantastyczny klimat obrazka. Jest to mój podróżniczy klimatyczny allrounder. Wszystkie zdjęcia ze skansenu we Wdzydzach, wszystkie niemal zdjęcia z Gdyni robiłem tym obiektywem. Nie oddam!

Jak jest fajna? Jak Fiat 124 Spider. Delikatniejszy niż ekstraklasa, ale obcowanie z nim to duża przyjemność estetyczna.

(Przykładowy reportage w moim stylu, a raczej w stylu owej Sigmy jest TUTAJ)

Sigma AF 28-70mm f/2,8




Jako element kolekcji - proszę bardzo, nadaje się. Jako obiektyw - lekka pomyłka, niestety. Po pierwsze (to bardzo dziwne, ale prawdziwe) nie lubię się z tym zakresem ogniskowych. Strasznie krótki i jakoś tak mało urozmaicony. Może stąd bierze się moja niezbyt korzystna opinia o tym obiektywie. Po drugie - dość mętne i nijakie rozmycie tła, po trzecie ostrość przeciętna, po trzecie duży spadek kontrastu pod światło. Obiektywu jeszcze porządnie nie przetestowałem na Fotodinozie, ale zdjęcia nie napawają wielką nadzieją. Kiedyś o nim będzie. Zostańcie nastrojeni na nasze fale. Na razie wolę 28-105mm f/3,5-4,5 Canona.

Jak jest fajna? Jak Daewoo Leganza. Tylko udaje, że jest Jaguarem.

Sigma AF 50mm f/2,8 Macro




Nie został przystosowany do współpracy z cyfrówką Canona. Albo używam na pełnym otworze, albo podczepiam do stuletniego Canona D60, który z nim współpracuje. Jest to szkło bardzo zacne. Bardzo. Przede wszystkim ma spore możliwości makro - czyli 1:1, to daje możliwość naprawdę bliskiego fotografowania. Po drugie cofnięta wgłąb konstrukcji przednia soczewka jest tak ładnie wysłonięta przed światłem, że sprawia to wrażenie dużo korzystniejsze niż w innych starych Sigmach - daje ładne, kontrastowe zdjęcia.


Sigma AF 50mm f/2,8 Macro na małej klatce APS-C

 Jest przy tym ostra w centrum i ma niemal idealnie skorygowane dystorsje. Mój egzemplarz ma niestety nieco zablokowany pierścień ostrości, który nie da się obrócić na maksa w stronę najmniejszej odległości ostrzenia, niemniej niepełna wartość nadal robi wrażenie na zdjęciach, a poza tym kosztował 150 złotych. Obiektyw jeszcze nie testowany na czytelnikach Fotodinozy.

Jak jest fajna? Jak BMW 320i serii E30. Stary, może i czasem się zepsuć, Będziesz Miał Wydatki, ale przyjemność jest.

Sigma AF 90mm f/2,8 Macro




Obok 28/1,8 mój drugi koń roboczy. Ma tylko jedną wadę - wolny autofokus. Wróć! Ma dwie wady - strasznie wolny autofokus i odłażący lakier. Kupiłem w stanie nówka nieśmigana, razem z odnośnym pudełeczkiem firmowym. Najprawdopodobniej nigdy nieużywany. Niestety zacząłem go intensywnie używać i lakier natychmiast zaczął odłazić. Natomiast cała reszta tego obiektywu - to zalety. Bardzo ostry, ładnie kontrastowy, niewiele wad chromatycznych i dystorsja nie krzywiąca linii przy krawędziach. Ostrością na pełnym otworze jest lepszy, niż Canon 85 f/1,8, a i wyżej mu nie ustępuje, co się sprawdziło porównawczo, naocznie i testowo - TUTAJ .


Sigma AF 90mm f/2,8 Macro na pełnym otworze i pełnej klatce Canona 5D

 Własności makro nie są już tak spektakularne, jak przy 50/1,8, ale za to nadaje się ładniej do portretów i przyjemnie winietuje.

Jak jest fajna? Jak Mercedes W124 Baleron, ale z małym silnikiem. Słabo przyspiesza, ale robi robotę.

(Mój test Sigmy 90mm jest TUTAJ )


Sigma AF 400mm f/5,6




Rozochociłem się kiedyś superteleobiektywem i postanowiłem kupić swój. Jest to, o dziwo nawet dość powszechny obiektyw jak na taką starzyznę. W swojej (odległej) epoce był dość tani. Wychodziło kilka kolejnych wersji, każda z trochę lepszymi soczewkami od poprzednich, moja jest najwcześniejsza (zgodnie z duchem mej kolekcji). Wszystkie Sigmy 400mm zebrałem w zestawieniu - TUTAJ. Nie jest to najlepszy sprzęt, ale i tak robi wrażenie.


Sigma AF 400mm f/5,6 na małej klatce APS-C

 Nie jest najlepszy, bo mam być może uszkodzony egzemplarz - podejrzewam źle ustawioną przesłonę. Efekty są takie - na pełnym otworze jest całkiem dobry, a potem na kolejnych przesłonach notuje nagły spadek jakości - wzrastają wady chromatyczne i spada ostrość. Od przesłony f/11 w górę jakość się ponownie poprawia. Zatem, wielce korzystnie, najlepiej nadaje się do użytkowania na pełnym otwarciu. Fotografowanie tą ogniskową, a już szczególnie na małej klatce matrycy, zmienia człowiekowi filozofię patrzenia. Po kilku godzinach fotografowania Sigmą 400 oko me nie patrzy bliżej niż 100 metrów, tylko wyszukuje na horyzoncie ciekawe motywy, które po skierowaniu weń tej lufy zdają się być na wyciągnięcie ręki. 
Niezależnie od jakości, radość fotografowania superteleobiektywem jest wielka.

Jak jest fajny? Jak zdezelowany Cadillac De Ville. Nie jedzie najlepiej, ale wrażenie robi.

(mój test porównawczy z Canonem 400 f/5.6 L - TUTAJ)

Które zatem najlepsze z kolekcji?
Te trzy: 14mm, 28mm, 90mm.


Top 3 moich starych Sigm autofokus
Czy czegoś brakuje w tym kolekcjonerskim zestawieniu? Jasne, brakuje kilku rzeczy, ale obawiam się, że już tak zostanie. Brakuje rybiego oka 15mm f/3,5, brakuje 70-210mm f/2,8mm, brakuje 300 mm f/4, a także dłuższych 500, 600 i 800mm. Nie wspominając już o jedynym w swoim rodzaju przepotworze, jakiego Fotodinoza jako pierwsza, jedyna i ostatnia w Polsce przetestowała kilka lat temu - monstrualnej Sigmie AF 1000mm f/8 - LINK.



Brakuje, ale będzie brakować zapewne. Po prostu przy krótszych ogniskowych mam lepsze czy gorsze zamienniki (np. okropne rybie oko 16mm ruskiego Zenitara), a dłuższe nie kosztują niestety 200 złotych, nawet w stanie kompletnej destrukcji i braku współpracy z Canonem. Prawdę powiedziawszy - najbliżej by mi było do wydania kupy szmalu na ową 1000mm f/8, gdyby była jakaś okazja, ale stwierdzam, że obiektyw służący do zrobienia kilku zdjęć na rok byłby jednak przesadną fanaberią. Należy poprzestać na małym.
I gównianym.

Fabrykant

P.S. Mój następny wpis o koniach i gołych babach będzie z pewnością epokowy. Zostańcie nastrojeni.

Zapraszam na facebooka Fotodinozy, tam się czasem coś dzieje: www.facebook.com/fotodinoza



11 komentarzy:

  1. Piękna kolekcja. Mam 24 Sigmy z tego zestawu i bardzo ją lubię. A może wyrzucić z łiszlisty 70-210 f2.8 jako nazbyt profesjonalny i rozejrzeć się za półprofesjonalnym 75-200 f2.8-3.5? Wprawdzie to konstrukcja typu pompka ale internety raczej pochlebnie piszą o jego jakości. I dorzucają coś o marnym AF i ewentualnej niekompatybilności z nowszymi EOSami. A kolekcję makrówek można ewentualnie zasilić 180 f5.6 APO. Wprawdzie była jeszcze wersja jaśniejsza ale ta wymieniona przeze mnie jest urzekająco wręcz wątła.

    OdpowiedzUsuń
  2. O! Świetnie, że Szanowny Pan przypomniał! 180/3,5. Mam cel w życiu!
    Natomiast już żadnych więcej 70-200 nie kupuję. Mam już dwa idealne:
    https://fotodinoza.blogspot.com/2017/07/canon-ef-70-210-f4-vs-ef-70-20028-l.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Hurgot Sztancy9 sierpnia 2019 17:15

    to się w półświatku nazywa "interim analysis" - jak wychodzi kiepsko, to się zwija interes, jak obiecująco, to się obiecuje więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to chyba z innego półświatka jestem. Jestem takim półświadkiem.

      Usuń
  4. Miałem kiedyś 90 sigmy, bardzo go lubiłem choć autofokus mnie wkurzał... W komplecie była soczewka która pozwalała na makro 1:1 (normalnie to 1:2). Obiektyw sprzedałem ale soczewka została (świetnie działa z np. 35/2 nikona). A co do sigmy 28-70 to kolejna wersja (EX z gwintem filtra 77mm) robiła naprawdę super robotę. Pamiętam szok kolegi gdy porównał ją z 28-70/2.8 Nikona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się nią bliżej zająć, tą 28-70. Może jeszcze zmienię o niej zdanie.

      Usuń
  5. Soczewka od tej 90 makro to prawdopodobnie achromat lub mniej prawdopodobnie apochromat czyli dwuelementowy układ optyczny w którym częściowo lub niemal całkowicie usunięto aberrację chromatyczną. Stąd dobre wyniki nawet z obiektywami "nie dedykowanymi" Mogę też potwierdzić info o bardzo dobrej jakości pierwszej generacji Sigmy EX 28-70. To zupełnie inna konstrukcja optyczna i mechaniczna niż jej poprzedniczka z tym samym światłem. I miała nie obracającą się przednią soczewkę w trakcie ogniskowania. Niestety pierwsze EX-y nie grzeszyły solidnością mechaniczną. Mojemu koledze wyłamał się bagnet w 24-70 f/2.8 I nie był to odosobniony przypadek...

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie ta ex wydała się dość pancerna (kupiłem używkę) - tyrałem ja z 801s i d70 w różnych warunkach i nic, sprzedałem z wytartą lekko osłoną p-słoneczną...

    OdpowiedzUsuń
  7. EX-y miały ogólnie dobrą opinię, ostrością w testach niewiele ustępowały Canonom L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28-70 była jednak mniejsza od 24-70, pewnie tak nie przeciążała mocowania.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.