poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Koń jaki jest i Muybridge

Kobieta schodząca po schodach. Fot. Eadweard Muybridge (kolaż ze zdjęć).


Koń jaki jest, każdy widzi.
   (ks. Benedykt Chmielowski, 1745 r)
Niby widzi, ale jak się okazuje - nie bardzo. 
Dość dawno się zaprzyjaźniliśmy z koniem. Nie dość że 3,5 tysiąca lat temu to było, to jeszcze przed naszą erą. Koń był nam wszystkim - siłą pociągową, pojazdem do przemieszczania się, wyścigówką, zwierzem domowym, obiektem statusu, a czasem nawet i przyjacielem, jak się ktoś bliżej zaprzyjaźnił. Jednakoż do XIX wieku, mimo kilku tysięcy lat obcowania z bydlęciem, żaden malarz sztalugowy nie mógł być pewien, czy dobrze maluje konia w pełnym biegu. Sęk w tym, że nogi konia są szybkie, szybsze niż ludzkie oko. Najszybsze konie zasuwają 60km/h i dostrzec właściwy ruch kopyt nie sposób. Szeregowi jeźdźcy konni nie byli tym tematem przez ostatnie pięć tysięcy lat zainteresowani, ale im bardziej malarstwo robiło się realistyczne, im bardziej nauka czyniła postępy, tym bardziej ta kwestia stawała się istotna. Przede wszystkim- czy koń w cwale odrywa wszystkie kopyta od ziemi? Wy już oczywiście to wiecie, bo widzieliście dziesiątki fotografii biegnących zwierząt, niemniej pod koniec XIX wieku nikt ich jeszcze nie widział.


Ciekawe czy ten koń ma anatomiczne ułożenie kopyt... Władysław Podkowiński "Szał uniesień" 1894

Plotka głosi, że Leland Stanford, były gubernator Kaliforni, prezes Central Pacific Railroad, biznesmen i właściciel wielkiej stadniny koni (a później założyciel Uniwersytetu Stanforda) założył się ze znajomym Frederickiem McCrellishem o 25 tysięcy dolarów, że koń w galopie odrywa cztery nogi od ziemi. Być może to tylko malownicze przekłamanie, ale jak ubarwia narrację! 
Jak sprawdzić ów koński fakt? Może zrobić koniowi zdjęcia. Kogo by tu zatrudnić do tego? Może najbardziej wziętego ówcześnie fotografa ameryki - Eadwearda Muybridge'a.

Zarówno Stanford jak i Muybridge byli bardzo malowniczymi postaciami. Ten pierwszy dorobił się majątku wartego w dzisiejszych pieniądzach 1.506.000.000 dolarów oraz określenia stosowanego wobec siebie  przez przeciwników - "baron-rabuś" (robber-baron). Zarządzając przedsiębiorstwami kolejowymi i handlowymi, działając w polityce i stosując wszelkie swoje wpływy by kosić i wykupywać konkurencję, działał przy tym społecznie i był inicjatorem np. spółdzielni pracowniczych w USA. 

Notabene w 1975 roku studenci Uniwersytetu Stanforda zagłosowali za tym, by swoje drużyny sportowe nazwać ksywką "robber-barons", ale władze uczelni sprzeciwiły się temu, jako brakowi szacunku dla założyciela.

Muybridge natomiast... O, dużo by opowiadać. Urodził się w Kingston uppon Thames w Anglii w rodzinie kupieckiej, jako Edward Muggeridge. Nazwisko modyfikował kilka razy w życiu, twierdząc, że pisownia Eadweard Muybridge jest najbardziej zbliżona do staroangielskiego.  Jego dziadek wyuczył go papiernictwa, a w rezultacie młody Edward został pomocnikiem wydawcy i księgarzem w Londynie. W wieku 20 lat wyjechał jednak do Stanów Zjednoczonych, by pracować jako przedstawiciel londyńskiego wydawnictwa i księgarz. Trafił do Kaliforni, od niedawna kolejnego stanu USA. Trwała tam właśnie gorączka złota, a w biznesie kipiało jak w garnku bigosu. 


Samo San Francisco miało ówcześnie 40 księgarni. Muybridge prowadził swój interes z sukcesem. W 1860 roku wyruszył w podróż do Anglii, w celu poszukiwania cennych pozycji antykwarycznych, mając zamiar sprzedawać je w USA. Udał się w tym celu dyliżansem do St.Louis z zamysłem dostania się koleją do Nowego Jorku. Niestety nie dotarł do celu. W środkowym Teksasie konie gwałtownie poniosły pojazd powodując katastrofę - jeden z podróżnych zginął na miejscu, a Muybrigde wypadł z powozu i uderzył głową w kamień. Zabrano go do szpitala znajdującego się 240 mil dalej, w Fort Smith i dopiero stamtąd księgarz miał jakiekolwiek późniejsze wspomnienia po swoim wypadku. Leczył się tam trzy miesiące, cierpiąc na zanik powonienia i smaku, oraz dezorientację i brak skupienia. Leczenie kontynuował jeszcze przez rok w Nowym Jorku. 
Dzisiejsze analizy medyczne twierdzą, że wypadek mógł mieć spory wpływ na charakter i zachowanie Muybridge'a, u którego zauważano później czasami niezrównoważone zachowania. Mógł mieć także wpływ na wyzwolenie kreatywności, z której wcześniej nie był znany.
Księgarz wracał do zdrowia w rodzinnej Anglii, gdzie, według jego własnych słów, lekarz zalecił mu zmianę zainteresowań na świeży wynalazek - fotografię.

Muybridge zajął się mokrą techniką kolodionową i robieniem zdjęć. Uzyskał też w tym czasie patenty na ulepszenie procesu drukarskiego i maszynę do prania tkanin. 
Powrócił do USA jako wykształcony fotograf. Zaczął robić zdjęcia pejzażowe (trudne przy technice kolodionowej, przy której materiał światłoczuły należy wykonać tuż przed naświetleniem). Do tego celu wyposażył przewoźną na wózku ciemnię. Zajął się fotografowaniem spektakularnej doliny Yosemite (która kilkadziesiąt lat później zainspirowała sławnego Ansela Adamsa). 
Zwykle robił zdjęcia olbrzymich elementów krajobrazu - wodospadów i potężnych drzew, kontrastując je z drobnymi, mało widocznymi sylwetkami ludzkimi. Stosując nowoczesne szklane płyty zapuszczał się odważnie i pioniersko na skalne granie z wielkim aparatem na plecach, nie bacząc na ryzyko - uprzedzał w tym, jak się okazuje, wyżej wymienionego Adamsa.


Dolina Yossemite. Fot Eadweard Muybridge.
Jego fotografie wydawane w odbitkach i albumach stały się sławne. Zajmował się także fotografią stereoskopową, będącą ówcześnie namiastką kina i przyczynkiem do jego szerokiej popularności.
Wkrótce dostał zamówienia rządowe na dokumentowanie Alaski i zdjęcia latarni morskich na wybrzeżu. Prywatni biznesmeni zlecali mu także fotografowanie swoich majątków.
Podczas tych zleceń zjawiło się zamówienie bardzo charakterystyczne dla dalszej działalności Muybridge'a i dla naszej historii końskiego galopu - fotografowanie budowy Mennicy San Francisco w latach 1870 - 1872. Ciekawe jest to, że nikt dotąd, na żadnej "fotograficznej" stronie nie zebrał tych zdjęć do kupy i nie określił prototypami owego najsłynniejszego opus magnum, z którego Muybridge jest najbardziej znany. Poniekąd przecieramy tu szlaki internetowej analizy.


Fot. Eadweard Muybridge

Fot. Eadweard Muybridge

Fot. Eadweard Muybridge

Fot. Eadweard Muybridge

Fot. Eadweard Muybridge

Fot. Eadweard Muybridge
Muybridge wykonał zdjęcia budowanej mennicy w systemie który dzisiaj zwany jest poklatkowym - w pewnych odstępach czasu z mniej więcej tego samego punktu, od fundamentów, przez mury, aż po koniec budowy. To było pionierskie.


W 1872 roku Leland Stanford postanowił zatrudnić znanego Muybridge'a do rozstrzygnięcia odwiecznego sporu malarzy hippicznych. Czy też koń odrywa wszystkie cztery łapy od ziemi?
Żeby sprawdzić tę kwestię panowie skonstruowali w stadninie Stanforda w Sacramento bieżnię, z ustawionymi dwunastoma aparatami fotograficznymi. Migawkę wyzwalały nitki przeciągnięte w poprzek toru, które koń zrywał biegnąc przed obiektywami. Do pierwszych prób został użyty kłusak Occident ulubieniec Stanforda. Szybko udało się udowodnić, że koń nawet w kłusie odrywa wszystkie kopyta od ziemi - jeden z aparatów uchwycił tę fazę ruchu, choć sam Muybridge wątpił, że przy ówczesnym, mało czułym materiale fotograficznym może się to udać. A jednak!
Zdjęcie zostało wysłane do prasy kalifornijskiej, ale tam nie zdecydowano się na jego publikację, bo było przez Muybridge'a wyretuszowane. Ten negatyw nie zachował się do dziś, ale zachowały się drzeworyty wykonywane na jego podstawie. Powielanie fotografii nadal w owym czasie było problemem.
Zdjęcie, mimo wstępnego niedowierzania dostało jednak nagrodę na Wystawie Przemysłowej w San Francisco, a Leland Stanford postanowił finansować dalsze, bardziej szczegółowe badania ruchu konia.

Niestety przeszkodziły w tym poważne kłopoty fotografa. Eadweard Muybridge ożenił się w 1872 roku z 21 letnią Florą Shallcros Stone. Odkrył jednak po dwóch latach, że żona miała romans i ich syn Florado Helios (co za imię! - pochodziło od pseudonimu fotografa) jest prawdopodobnie dzieckiem niejakiego majora Larkinsa. Po tym odkryciu Muybridge wzburzony wyszedł z domu, żeby odszukać wspomnianego majora. Po znalezieniu Larkinsa Muybridge powiedział: „Dobry wieczór, majorze, nazywam się Muybridge i oto odpowiedź na list, który wysłałeś mojej żonie”, i zastrzelił go z rewolweru. Bez protestów dał się następnie zaaresztować i osadzić w więzieniu Napa.
Proces ciągnął się długo. Świadkowie dowodzili, że Muybridge po wypadku dyliżansu w Teksasie jest człowiekiem niezrównoważonym i szalonym i nie odpowiada za swoje czyny. Sam fotograf podważył te zeznania opisując, że jego działania były celowe i z premedytacją, aczkolwiek zachowywał się desperacko - raz z apatią, raz wybuchając emocjami. Wpływowy Stanford zorganizował Muybridge'owi obronę sądową i prawników. Wkrótce sąd odrzucił co prawda wniosek o niepoczytalność fotografa, ale uniewinnił go na podstawie prawa o "usprawiedliwionym zabójstwie", uznając że znajdował się w stanie wyższej konieczności honorowej.

W 1878 roku Leland Stanford zorganizował nową bieżnię w stadninie Palo Alto Stock Farma (dzisiejszych terenach uniwersytetu Stanforda, zwanych zwyczajowo "The Farm").
Muybridge ustawił wzdłuż toru dwadzieścia cztery aparaty, w rozstawie co 27 cali (69 cm). Muybridge zadbał o jak najbardziej czuły materiał na szklanych płytach. Żeby maksymalnie zwiększyć ilość światła i kontrast, jako tło dla konia rozwieszono białe prześcieradła, a sam tor wysypano wapnem. Migawki były wyzwalane nitkami zrywanymi przez konia, mniej więcej co 1/5 sekundy, a czasy otwarcia ustawiono na mniej niż 1/2000 sekundy. Dżokej najechał wytrenowaną klaczą o imieniu Sallie Gardner z prędkością hippiczną 1:40 - oznaczało to że galopowała milę w 1:40 sekundy (okolice 58 kilometrów na godzinę).




Wszystko odbyło się tym razem na oczach zgromadzonych dziennikarzy. Eadweard Muybridge na poczekaniu wywołał odbitki z fazami ruchu konia. Wzbudziły zrozumiałą sensację. Koń rzeczywiście odrywał wszystkie nogi w galopie, ale nie w fazie dotychczas malowanej na obrazach - z nogami tylnymi i przednimi maksymalnie wyciągniętymi, tylko wtedy, gdy znajdowały się pod brzuchem. Wreszcie udało się ustalić w jakiej sekwencji stawiane są nogi w szybkim biegu - najpierw lewa tylna i prawa tylna, a potem lewa przednia i prawa przednia, potem następuje faza lotu nad gruntem.


Fot. Eadweard Muybridge.

Obrazy z sekwencją końskiego kłusu i galopu znalazły się w tym samym roku na okładce Scientific American i stały się w pięć minut sławne w Stanach Zjednoczonych i Europie. Była to już era szybko rozwijającej się komunikacji i parowców kursujących regularnie przez Atlantyk.

Muybridge wynalazł specjalną maszynę do oglądania sekwencji zdjęć, nazwaną zoopraksyskopem, w której ciąg skopiowanych na dysk sylwetek, oglądany przez wizjer zlewał się w iluzję ruchu. Pierwszy pokaz, który de facto stał się pierwszym pokazem filmowym świata, odbył się w California School of Fine Arts 8 lipca 1878 roku. Niedługo później Muybridge spotkał się z Thomasem Edisonem, wynalazcą kinetoskopu - prekursora kamery filmowej.

Tak. Zdjęcia Muybridge'a i Stanforda poruszyły świat i przyczyniły się do rozwoju co najmniej kilku dziedzin nauki i sztuki - fotografii oczywiście, ale też filmu, którego były protoplastą, biomechaniki, analizy ruchu sportowego, dały też impuls do naukowego treningu koni wyścigowych.

Sami twórcy owej fotograficznej, poklatkowej metody skonfliktowali się niedługo później, po tym jak Stanford zlecił wydanie książki o ruchu koni, gdzie zamieszczono skopiowane ze zdjęć szkice, ale bez wspomnienia współudziału Muybridge'a w tym przedsięwzięciu.
Proces pomiędzy nimi przerwał i skomplikował na jakiś czas karierę fotograficzną Eadwearda Muybridge'a, któremu z racji "niepewnej" własności intelektualnej do zdjęć końskiego galopu odmówiono finansowania na brytyjskim Royal Society of Arts.
Proces, można było się spodziewać, został wygrany przez Stanforda. Sęk w tym, że Stanford miał pieniądze i prawników, a Muybridge talent i kopalnię pomysłów. Książka Stanforda ze szkicami koni nie sprzedała się specjalnie dobrze, natomiast wszystkie późniejsze prace fotografa - wręcz przeciwnie, osiągnęły wspaniały sukces.


Eadweard Muybrigde. Fot. Frances Benjamin Johnston ok. 1890.


Muybridge dostał wkrótce zatrudnienie i finansowanie na Uniwersytecie Pensylwanii. Zajął się analizą ruchu najróżniejszych zwierząt, między innymi z zoo w Filadelfii, a przede wszystkim zaczął fotografować sekwencje ruchu ludzkiego podczas różnych czynności - baseballa, krykieta, boksu, skoków, a także działań codziennych. Fotograf zorganizował do tego celu wielkie przeszklone studio, gdzie łatwiej było przeprowadzać eksperymenty. Muybridge czuł się zawsze bardziej artystą, niż naukowcem, poświęcał olbrzymią ilość czasu na wybór, edycję i dopracowanie każdego kadru.
W latach 1883 - 1886 wykonał na Uniwersytecie Pensylwanii ponad 100 tysięcy zdjęć.


Fot. Eadweard Muybridge.

Fot. Eadweard Muybridge.

Fot. Eadweard Muybridge.

Fot. Eadweard Muybridge.



Efekt jego działań został wydany jako zestaw - uwaga uwaga - 781 płyt kolotypowych, ze zdjęciami w formacie 19x24 cale. Wszystkich zdjęć było ponad 20 tysięcy. Zbiór wydany pod tytułem "Animal Locomotion: Electro-Photographic Research of Connective Phases of Animal Movements" zawierał zdjęcia faz ruchu 514 dorosłych mężczyzn i kobiet (do kilku pozował sam fotograf), 16 dzieci, 27 przykładów nieprawidłowego ruchu ludzkiego, 5 studiów ruchu ręki i 221 sekwencji ruchu różnych zwierząt. Tytaniczna praca!

Została doceniona. Muybridge do końca życia jeździł z wykładami na temat swoich fotografii, dawał liczne pokazy swoich ruchomych obrazów. Na emeryturę powrócił do rodzimej Anglii. Zmarł w 1904 roku, w wieku 74 lat.


Fot. Eadweard Muybridge (kolaż ze zdjęć)

Jego dzieło żyje do dzisiaj. Do dziś jego albumy sprzedawane są nadal na całym świecie. Z niektórych jego fotografii uczą się swojej sztuki animatorzy i artyści. Wpłynął nie tylko na twórców swojej epoki, ale wpływa do dziś - to jego pomysł na ustawienie aparatów jest wykorzystywany w filmie jako ujęcie "bullet time" (pierwszy raz bodajże w "Matrixie"), jednak z odwrotnym niż u Muybridge'a zamiarem - żeby zamrozić ruch filmowanego obiektu a uzyskać przy tym iluzję ruchu kamery.
Dużo fermentu zrobił pan Eadweard Muybridge. Dobrze, że wypadł z tego dyliżansu w Teksasie. Inaczej nie wiadomo co by było...


Fabrykant


https://en.m.wikipedia.org/wiki/Sallie_Gardner_at_a_Gallop


https://pl.wikipedia.org/wiki/Eadweard_Muybridge


https://californiahistoricalsociety.blogspot.com/2016/11/new-day-dawns-for-1874-old-us-mint.html

5 komentarzy:

  1. Piękna sprawa. Wniosek taki, że z każdego upadku można wyluskac coś pozytywnego:) No i wraca teza, że wszystko już kiedyś wymyślono.
    Wojluk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i też to, że przełamując różne techniczne bariery można przy okazji uzyskać ciekawe artystyczne rezultaty. A kreatywność to podstawa.

      Usuń
  2. na swój sposób, ten też był walnięty o sprzęty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Długi post a czytało się go z przyjemnością, dopiero znalazłem twojego bloga i już go lubię. Będę wpadał częściej.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.