poniedziałek, 20 marca 2017

Projekt Okrążenia vol. 8. Stacja Łódź Żabieniec. Z miasta do wsi i z powrotem.

To jest wpis z serii Projekt Okrążenia Łodzi, w którym krążymy sobie wokół stacji Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. Generalnie kręćka można dostać, mówię wam. Jak to w Łodzi.


Tymczasem na stacji Łódź Żabieniec. Najponurszej stacji w mieście:
Ja wiem co tu jest. Tu nic nie ma (cytat). No nie- jest jedna znacząca, przepotężna rzecz w pobliżu- ZUS. Tam czyhają nasze emerytury. Albo nie. Nie wiadomo.

Z tyłu czai się ZUS. (Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8, -0.33 EV)


 Natomiast skoro do emerytury daleko, to trzeba niestety pojechać też dość daleko od stacji Łódź Żabieniec, żeby obejrzeć coś ciekawego, a nie tylko Teofiów Przemysłowy i bloki z lat 70-tych. Ale da się. Obierzemy kierunek północny.

(...) Stanął chłop pośrodku pola
Splunął, odbił się mocno.
Przeleciał koło kościoła
Poleciał w stronę północną. (cytat).
            
Właściwie odległość do kolejnego przystanku ŁKA (Łódź Radogoszcz Zachód- 3,8 km) można by z przyjemnością pokonać rowerem, ponieważ na tym odcinku zahaczamy o przestrzeń gdzie formalne miasto przenika się z wsią. Tutaj napotkamy ślady dawnych podłódzkich folwarków, a także spędzimy przyjemny czas w wiejskich ostępach, wśród działek oraz użytków ekologicznych. Już kilometr od dworca Żabieniec opuścimy asfalt na rzecz ulic gruntowych. Wszystko to w ścisłych granicach Łodzi.
Światełko w tunelu na Żabieńcu. (Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/3,2, -0.33 EV)

I właśnie w te najbliższe leśne ostępy kryją jedną skromną, acz intrygującą tajemnicę, dla której warto wystawić rower na peron dworca Łódź Żabieniec.
Właściwie ciężko będzie nazwać to zwiedzaniem zabytku.
To będzie taki ciekawy spacer po lesie.


W ogóle po stacji Łódź Żabieniec nie spodziewajcie się jakichś fajerwerków. To bardziej podróż w zamierzchłą przestrzeń, kiedy miasta tu wcale nie było, niż jakieś zabytki.
Po drodze na północ możemy zobaczyć sobie dość malowniczy wagon techniczny, stojący (zdaje się że po wieczne czasy) na bocznicy w pobliżu dworca- za wiaduktem.

Z dworca Żabieniec zasuwamy ulicą Brukową, przysłowiową łódzką ulicą „hurtową”, z samymi hurtowniami i składami stali, węgla i blachodachówki. Kiedyś tu basen był nawet, w miejscu tych hurtowni- jeszcze w latach 90-tych. Kiedyś to były czasy...

(…) chcę cofnąć się w przeszłość, wiesz. Patrz, tutaj często
chodziliśmy na sanki, w weekendy i dzień powszedni;
tam, gdzie teraz banki i skład mebli.
A było tak wspaniale. Tak tęsknię za tym,
i nawet jak się załamałem na koloniach karate,
i jak na imprezie wyrzygałem pierwsze wino.
Czas mierzę od tamtych praktyk, dawno to było,
do wyblakłych z całego serca śmieję się zdjęć i
czuję dziwny niesmak. Dziećmi
gdy byliśmy, niepełnoletni, świat był piękny,
dziś to śmietnik niespełnionych obietnic.”
               Afrokolektyw „Paranoja na bloku”

Mało tu przechodniów, czy w weekendy czy dzień powszedni. Ulica Brukowa wyprowadza nas kilometr dalej poza asfaltową cywilizację, i gdy miniemy bocznicę kolejową prowadzącą do elektrociepłowni (całkiem malowniczy wąwóz) wjeżdżamy w las.
I nie zauważylibyśmy absolutnie nic ciekawego w tym lesie. Las jak las. Ale zdwajamy uwagę naprzeciwko małego domu wśród lasu, pod numerem 83.
Zdwajamy, zdwajamy.
Drzewa, krzaczory, mrocznie, pusto. Ale coś majaczy między pniami.
Zrujnowany cmentarz ewangelicki.
Resztki cmentarza, ledwo widoczne. Trzeba wejść głębiej w las, żeby go w ogóle dostrzec.
Bardzo nieliczne, pochylone nagrobki, trudne do odcyfrowania napisy gotykiem. Krawężniki ledwo wystające spod darni markują dawne alejki- całkiem duży obszar- 50 na 80 metrów. Kilkadziesiąt lat temu był tutaj niski mur i brama wejściowa, dzisiaj nie pozostał po nich nawet ślad.
Gałęzie i zwalone drzewa plączą się pod butami. Przekraczam jakąś leżącą kłodę, robię zdjęcia przekrzywionego pomnika. Dopiero potem, odwracam się i orientuję- leżąca kłoda to krzyż...




Kiedy spojrzymy na dokładniejsze mapy województwa, takie w skali 1:75000, ze zdziwieniem skonstatujemy, że na obszarze od Łodzi, aż do Kłodawy (ok 50 km) istnieją dosłownie tysiące ewangelickich cmentarzy! W każdej wsi i każdym miasteczku. To pozostałość po niemieckich osadnikach, którzy budowali miasto i region od XVIII wieku, krzewiąc kulturę upraw i rozwijając przemysł. Żeby daleko nie szukać- ja też jestem reliktem niemieckich osadników, w odległym już pokoleniu.

Niemieccy osadnicy zaczęli tu przyjeżdżać od czasu drugiego rozbioru, czyli 1793 roku, kiedy nagle Polska nam się skończyła (cytat) i nastały tutaj Prusy Południowe. Rząd pruski bardzo ochoczo i wte pędy znacjonalizował wszystkie majątki kościelne (a była ich olbrzymia ilość), tworząc własność państwową. Mając na celu zniemczenie nowych obszarów władze zaborcze zaczęły mocno promować osadnictwo w Prusach Południowych wśród chłopów i rzemieślników. Bonusy były naprawdę niezłe- oferowano sześcioletnie zwolnienie z podatków, zwolnienie ze służby wojskowej (w militarnych Prusach!), bezpłatne materiały na budowę domów i bezcłowy przywóz inwentarza i działkę w wieczystą dzierżawę. Sam bym się skusił. Przez 13 lat okresu „Prus Południowych” przyjechało w okolice łódzkie aż 180 tysięcy osadników, z czego połowa osiedliła się w miastach a połowa na wsiach.

Niemcy/ Prusacy przyjeżdżający tu z dalekich landów- Pomorza, Brandenburgii, Śląska, Saksonii, Nadrenii mieli wiele atutów- przede wszystkim znali się doskonale na nowoczesnych metodach uprawiania ziemi, a jako rzemieślnicy- mieli wysoką wiedzę techniczną. Bardzo się to przyczyniło do wzrostu wydajności rolniczej i przemysłowej.
Nazywani byli przez tutejszych „olędrami”, ze względu na pierwszych osadników na ziemiach polskich, którzy byli emigrantami z Flandrii i Fryzji i także- jak i Niemcy- wyznawali inną niż katolicka wiarę.
Wszyscy ci przybysze byli specjalistami od osadnictwa i roli na terenach podmokłych. Okolice Łodzi słynęły z rzeczek i mokradeł (trochę ich spotkamy na naszej wycieczce) i dzięki rzeczkom zbudowały później swoją potęgę przemysłową.

Z tych to właśnie względów osadnicy z Zachodu byli nadal chętnie przyjmowani po 1815 roku, gdy łódzkie przeszło pod zabór rosyjski. Ba, nawet polscy właściciele ziemscy sprowadzali na własną rękę chłopów z Niemiec obdarowując ich licznymi przywilejami, a w zamian za to uzyskując wysoko kwalifikowaną siłę pracowniczą. Zezwalano także na dużą autonomię osadników- wybieranie własnych sołtysów i budowanie szkół i kościołów. No i cmentarzy. To właściwie ostatnie relikty, jakie zostały po osadnictwie niemieckim (oprócz spotykanych często nazwisk). Większość dawnych Niemców wtopiła się i spolonizowała, a część bardziej germańska wyemigrowała, najpóźniej po II Wojnie Światowej.


(Sigma 24 Macro + Canon 5D - f/2,8, -1 EV, filtr pomarańczowy)

(Sigma 24 Macro + Canon 5D- f/2,8, -2 EV, filtr pomarańcz)



Cmentarz na Żabieńcu pochodzi z końca XVIII wieku, ostatnie pochówki odbywały się tu jeszcze 60 lat temu, wtedy jeszcze otaczał go solidny mur z kutą bramą. Pewnie niedługo czas całkiem rozmyje go w nicość. Zostanie jako symbol na mapie.

Dalej proszę Państwa mamy taką alternatywę- wrócić na stację Łódź Żabieniec, uznając że nie ma tu już więcej nic ciekawego, albo zagłębić się w to nic ciekawego, bo spora część tego nic ciekawego jest dość przyjemna, zwłaszcza na rowerową przejażdżkę.

Jak wspomnieliśmy- tutaj miasto Łódź przestaje być takie prawdziwe i przenika się z autentyczną wsią i jej reliktami, niektóre pewnie pamiętają XIX czy nawet XVIII wiek, choć raczej bardziej liczy się tu wiejski nastrój i pejzaż niż historyczne monumenty.

Ulicą Brukową można dojechać do prawdziwej wiochy. Przy odrobinie wysilenia wyobraźni możemy się tu poczuć jak sto pięćdziesiąt lat temu, za „olędrów”.
Brukowa, której bruk zanikł już dawno temu, doprowadzi nas do jednego z bardziej dramatycznych styków wsi i miasta- ulicy Liściastej, która po jednej stronie ma zabudowę wiejską jak za Cara Aleksandra (ostatecznie tu zabór rosyjski był), a po drugiej stronie- szeregówki z lat 90-tych. 
Prawie jak na wsi...

...ale wystarczy zmienić nieco kadr

Skręcając w Liściastą w lewo, na zachód, przekroczymy za chwilę tory kolei „Kaliskiej” po których latają nasze pociągi ŁKA – z pewnością usłyszycie ich kilkukrotne, niosące się daleko charakterystyczne trąbienie, z jakim witają wszystkie przejazdy kolejowe na trasie. Ten na ulicy Liściastej, nie dość że jeden z nielicznych niestrzeżonych, to jeszcze jeden z ostatnich z pierwotną nawierzchnią z bruku (choć słabo widoczną z powodu naniesionego gruntu z gruntowej drogi).
Dojazd do rogatek kolejowych.


Tuż przed przejazdem- dzikie krzaczory i rzeczka- „Użytek Ekologiczny Olsy na Żabieńcu”. Zupełnie jak na wsi. Co to w ogóle są te „olsy”?
Las olchowy (olszowy) porastający bagienne siedliska, o okresowo wysokim poziomie wody stojącej i różnej żyzności. Ma zwykle charakterystyczną kępową strukturę runa- na kępach wokół szyi korzeniowej olszy rosną gatunki borowe, w dolinkach przynajmniej okresowo wypełnianych wodą -rośliny bagienne.
Olsy są zazwyczaj trudno dostępne, głównie ze względu na podmokły grunt. Poziom wody sięga od kilku do kilkudziesięciu centymetrów. Są to najczęściej wody stojące, rzadziej wolno płynące.”- mówi Wikipedia.
Aaa, to olszynka, znaczy się! Trzeba było tak od razu mówić. Olszynka Niegrochowska. Żabieniecka.



Gruntowa ulica Liściasta biegnie wzdłuż rzeczki Sokołówki, tej samej którą spotkaliśmy kiedyś w postaci stawów w Parku Julianowskim w odcinku o Arturówku- LINK.
Tutaj, także napotkamy stawy- w pierwszym łowią nawet czasem ryby, drugi jest niedawno odremontowanym zbiornikiem retencyjnym Żabieniec. Za nim Sokołówka nabiera cech już zupełnie wiejskiej rzeczki. Zawsze przypuszczałem, że w miejscu spiętrzenia zbiornika Żabieniec stał kiedyś młyn- anturaż na to wskazuje. Szperam w internecie- i rzeczywiście, stał młyn zwany Pabianka (niedaleko jest ulica o tej nazwie) z dużym stawem -w tym samym miejscu co dzisiejszy zbiornik retencyjny. Ale nie pozostał po młynie żaden ślad, oprócz charakterystycznego obniżenia terenu i drzew.

(Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8, -0.33 EV, filtr czerwony)

(Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8, filtr czerwony)

Musiał stać młyn, myślałem sobie, bo jakieś sto metrów na północ od stawu, przy ulicy Liściastej jeszcze z dziesięć lat temu w krzaczorach było widać ruiny pałacyku- willi. Majątek był znaczy się. Swego czasu się tam buszowało. Teraz nie został ani kamień na kamieniu.

Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień
A na tym kamieniu jeszcze jeden kamień
                         piosenka ludowa

Za to dalsze prawdziwe mokradła i olszynki można oglądać przy Liściastej na północ od zbiornika Żabieniec. Wszędzie mokro, bagiennie, wodniście. Jakiś olęder by się tu przydał, albo Kurdlandczyk.

Błoto, mokradła, trzęsawiska, chlupiące wykroty, gnilne wyziewy, bańki gazów, sinobure mgły, drapiące w gardle- oto czym jest miejsce mojego kudlandzkiego lądowania, oto gdzie zaleciałem po 249 latach, jak wskazuje licznik. (…) Kiedy zszedłem pierwszy raz po trapie omal nie utonąłem w błocku, bo roziskrzony wilgocią dywan traw okazał się kożuchem topieli. Czegoś tak spaskudzonego jak rufa mojej rakiety chyba jeszcze nie widziałem. O rozbiciu obozowiska nie ma mowy. Muszę chyba sporządzić sobie jakąś pirogę, a najlepiej wziąć wodno- błotne narty. (...)
Rakieta zagłębia się powolutku w mazi. Obliczyłem, że z dziobem pogrąży się w ciągu tygodnia. Muszę rozpocząć przyspieszoną eksplorację. Ale jak ją przyspieszyć w takich warunkach?”
                              Stanisław Lem „Wizja Lokalna

No, z tymi mokradłami na Żabieńcu to nie jest tak źle- nawet ładne i nie tak głębokie. Nie trzeba przyspieszać eksploracji.
Co do majątków ziemskich- najróżniejsze ślady chałup można po drodze zoczyć. Są też szklarnie.

(…) Po co słuchać profesora
o powstaniach i zaborach
w mojej głosie świta dziś
złota, chociaż płytka myśl:

A ja sobie wybuduję szklarnięęęęę
Szklarnię albo dwie!
Wakacje spędzę w Soczi, w Warnie
Albo w NRD.
(…)
więc podziękujmy Żeromskiemu
za "Przedwiośnia" tom
za to, że pierwszy sto lat temu
wyśnił szklany dom „
                Kabaret Tey.
(Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8, -0.67 EV, filtr czerwony)

(Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8)

(Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8, -0.67 EV, filtr zielony)

Rzeczka, stawy, olsy. Kury, kaczki, drób, droga na Ostrołękę (cytat). Ale nie wiem czy wiecie w jakiej jesteście dzielnicy, rozanieleni szumem drzew? Otóż znajdujecie się właśnie na Teofilowie Przemysłowym. Nawet tabliczki z nazwami ulic to głoszą. Trochę trudno uwierzyć.

Ulica Krajowa. Tędy można dotrzeć do stacji Radogoszcz Zachód.

No i znów, proszę Państwa macie następną alternatywę- możecie ruszyć dalej na północ ulicą Krajową, w kierunku następnego wpisu na bloga, czyli stacji Radogoszcz Zachód (jeszcze nie napisany, ale pisze się), lub wrócić pętlą na nasz Żabieniec, przez mało turystyczne tereny. Co wybieracie?

Środek Łodzi. Teofilów Przemysłowy.

Jeżeli decydujecie się na pętlę do dworca Łódź Żabieniec to teraz z tej sielsko olęderskiej wsi będziemy musieli wrócić do naszego punktu wyjścia i to brutalnie. Przez swojskie leksykalnie ulice Kieratową i Żeńców, do brutalnej ulicy Traktorowej, która od razu samą nazwą zwiastuje straszliwą industrializację. Wrażliwe na piękno krajobrazu persony proszone są o przemieszczanie się z zamkniętymi oczami, a tych najbardziej wrażliwych skierujemy w drogę powrotną wzdłuż torów kolei kaliskiej, gruntowymi drogami lecącymi na tyłach Teofilowa Przemysłowego. Tylko pamiętajcie: Nie wolno tam przejść przez tory na wysokości ulicy Świętej Teresy! Głoszą to wyraźnie tabliczki przy dogodnie wybetonowanym chodniku, który stanowi najkrótszą drogę powrotną na dworzec Żabieniec. Nikogo nie namawiamy, broń boże! Natomiast namawiamy aby jednak zahaczyć o tereny Teofilowa Przemysłowego, najprawdopodobniej najbardziej nieurokliwej dzielnicy Łodzi.

Zawsze coś musi być najbardziej.


(Sigma 90 Macro + Canon 5D- f/2,8, -0.33 EV, filtr zielony)

(Sigma 24 Macro + Canon 5D- f/2,8, -0.33 EV, filtr czerwony)


(Sigma 24 Macro + Canon 5D- f/7,1, -0.33 EV, filtr czerwony)

Teofilów przemysłowy nie nadaje się do zwiedzania przez normalnych turystów, ale kto nienormalny- może wytropić tu różne kurioza, związane głównie z bocznicami kolejowymi jakie przecinają cały obszar na północny zachód od dworca Żabieniec. Nikt już ich nie używa. Ale są i przecinają, gdzieniegdzie biegną w malowniczych wąwozach, czasem kończą się bramami.

Cały Teofilów Przemysłowy znowu zawdzięczamy Niemcom. Ci Niemcy wszędzie wlezą, a to do Rumunii (tych już zwiedzaliśmy- LINK), a to do Paryża, a to do Łodzi. No i właśnie ci co wleźli do Łodzi w 1939-tym, wymordowali tu trochę ludzi i zmienili nazwę miasta na Litzmanstadt rzucili nam także pomysł dzielnicę przemysłową.

Niemcy w ogóle mieli szerokie plany. Litzmanstadt, dawna Łódź miała stać się wzorcowym niemieckim miastem. Jak pamiętamy- na życzenie niemieckiej mniejszości została przyłączona bezpośrednio do Rzeszy, a nie Generalnej Guberni. Owa mniejszość triumfalnie zresztą, z kwiatami, słodyczami i papierosami witała Wehrmacht wkraczający wieczorem 8 września do miasta od strony zachodu i południa (nie dziwię się wcale tej euforii).
Co zrobić z nieniemiecką większością- to było wiadome już od dawna- zabić, lub przekształcić w podludzi. Natomiast samo miasto miało zostać miastem idealnym- marzeniem każdego niemieckiego „osadnika”, na którego masowy napływ liczono.
Już w styczniu 1940 roku zaczęto realizować bogaty plan, który miał sprawić osiągnięcie tego celu. Przede wszystkim Łódź/ Litzmanstadt znacznie powiększono. Do czasów II Wojny granice miasta wyznaczła ta właśnie kolejowa obwodnica, po której poruszamy się na Fotodinozie pociągami ŁKA. Hitlerowcy przyłączyli do niej liczne dzielnice- Radogoszcz, Rudę Pabianicką, Nowe Rokicie i Chojny Zatorze, powiększając tereny miejskie z 58 do 200 km kwadratowych.
W 1941 roku był już opracowany szczegółowy plan przebudowy, zakładający wyburzanie sporej części śródmieścia, przebicie licznych szerokich arterii, a na obrzeżach- budowę nowych dzielnic mieszkaniowych. Zrealizowano je na Stokach, o których pisało się we wpisie o Stacji Łódź Stoki- LINK, ale także na Radogoszczu i Bałutach (osiedle Berlinek). Bałuty, przed wojną najbiedniejsza, najbardziej zapyziała i przeludniona dzielnica żydowska, miały stać się teraz dzielnicą willową.

Bałuty i Chojny to naród spokojny (cytat, ale chyba powojenny).

Niemcy adaptowali do swych planów także polskie pomysły na rozwój miasta- między innymi projekty wodociągów i kanalizacji (opisane w powyżej zalinkowanym wpisie o Stokach), projekty stacji towarowej Olechów (miała być największa w Europie), a także wybetonowali pas startowy lotniska Lublinek, na którym dzisiaj lądują Ryanairy. Planowali rozwój sieci tramwajów i kolei.
Losy wojenne nie pozwoliły im dokończyć dzieła. Ładne dzielnice mieszkaniowe na obrzeżach do dziś cieszą oko, a dziury po wyburzeniach do dziś szpecą śródmieście.
Szeroki plan na zbudowanie nowego Litzmanstadt wymagał według Niemców całkowitego usunięcia przemysłu z centrum miasta. Oglądając stojące do dziś setki XIX wiecznych budynków fabrycznych w śródmieściu możemy ocenić zakres planowanej przebudowy. Chcieli po prostu zlikwidować miasto i postawić je od nowa.
Nową dzielnicę przemysłową zaplanowano na zachodzie Łodzi. Tylko zabrakło im czasu na zrealizowanie tego planu. Dokonano tego po wojnie, za socjalizmu- to właśnie Teofilów Przemysłowy.


Nie ma tu zbyt wiele uroku. Ale zdarzają się uderzające kontrasty, kiedy stare, przedwojenne zapewne, bieda domki z przedmieść stoją wciśnięte pomiędzy molochy wielkiego przemysłu.





Jak to na Teofilowie Przemysłowym- wychodzisz z domu, a tu cię pociąg przejeżdża.





Kilka razy krążyłem po Teofilowie Przemysłowym,
mając nadzieję że znajdę tutaj coś. 

-A co tropisz? – zapytał Prosiaczek. 
-Coś, coś, coś – odparł tajemniczo Puchatek. 
-A co, co, co? – spytał Prosiaczek podchodząc bliżej.(…) 
-Będę musiał trochę poczekać, aż to coś wytropię, i wtedy się dowiem.


No i znalazłem. Jest willa przy ulicy Teofilowskiej, w lesie przy bocznicy kolejowej. Zrujnowana, ale niezła, z fachwerkiem, jak się fachowo określa mur pruski. Znaczy się warto było zahaczyć o ten Przemysłowy. Czy wam się opłaca? Nie wiem. I nikt nie wie w całym lesie (cytat). Zależy czy jesteście wariatami.

Tuż obok willi.
Powrót z Teofilowa na stację Łódź Żabieniec nastąpi po potężnym wiadukcie dwupasmowej arterii- ulicy Aleksandrowskiej. Jeżdżą po nim liczne tramwaje. Nie wiem czy uwierzycie, ale gdy w 1910 roku rozbudowywano sieć łódzkich tramwajów budując linię do Aleksandrowa, tory tramwajowe musiały przeciąć wcześniejszą linię kolejową kaliską. Ruch pociągów i tramwajów odbywał się, proszę Państwa, wahadłowo. Czy trakcja elektryczna nie była za niska dla niektórych parowozów? Nie wiem. Może ktoś wie?

Z tego całego Teofilowa Przemysłowego najbardziej chyba podobają mi się owe fabryczne linie kolejowe, zdechłe, zarośnięte, choć opatrzone różnymi groźnymi i zabraniającymi napisami, które pewnie do niczego się już nikomu nie przydadzą.
Lubię tory kolejowe. Ładnie wychodzą na zdjęciach. No i są bądź co bądź pretekstem do pisania kolejnych części Projektu Okrążenia Łodzi.

Czas na nas. Słychać już trąbienie pociągu ŁKA.

Fabrykant

Ukazały się dotąd następujące odcinki Projektu Okrążenia Łodzi - 

Kto chce pomóc - proszę o  udostępnianie. Dziękuję! 


P.S. Jak zwykle przy Projekcie Okrążenia- Wszystkie zdjęcia robione obiektywami Sigma AF 24/2,8 Super Wide Macro- LINK i AF 90/2,8 Macro -LINK. zdjęcia z ramką mają powiększony kontrast i ostrość, te bez ramki są tylko zmniejszone.

P.S.II: Polecamy się na Fejsiku: 
https://www.facebook.com/fotodinoza/


Źródła i źródełka:











11 komentarzy:

  1. Moim zdaniem aktualnie najbardziej ważna w motoryzacji jest ekonomiczność danego pojazdu. Producenci prześcigają się w nowinkach technologicznych często zapominająć o redukcji spalania auta, a potem celowo fałszują wyniki spalania. Przykładem dość głośnym był w ostatnich latach Volkswagen. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy pijesz do artykułu? Może komentarz nie trafił tam gdzie trzeba? Pozdrowienia

      Usuń
    2. istotnie, dzisiaj środa [cytat] ;-)

      Usuń
  2. Świetnie się czyta te opowieści. Wspaniałe źródło wiadomości o "zagranicy" ;)
    Tylko jedna uwaga: alternatywa może być jedna a dwie to ew. możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne jak zwykle :) tylko za malo tej czesci dla "nienormalnych". bardzo lubie ogladac zdjecia opuszczonych ruin, maszyn, samochodow itp, a najfajniej to tam polazic samemu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tym, że te na Teofilowie nie mają zbyt wiele uroku. Taka tam przemysłówka socjalistyczna. Też lubię fabryczne klimaty, ale dobrze żeby chociaż z cegły były. Albo jakieś wielkie. Wtedy jest fajnie. A tam same badziewne hurtownie i składy DHL. Jak jescze działała tam rozlewnia Coli, to bardzo malownicze były hałdy czerwonych skrzynek. Można je jeszcze zobaczyć na Google Street View, bodajże przy ul. Chłopskiej, zostały po dawnych czasach...

      Usuń
  4. Bardzo fajny wpis. Jeżdżę sobie po okolicy czasem rowerem, ale to już w miejscach, gdzie nawet drogi gruntowe zarosły. I natykam się na cmentarze ewangelickie - strasznie ciężki klimat. Jeżeli w środku pola jest kępa drzew, bluszczu oraz bzu - to bankowo był tam cmentarz. Po ogrodzeniu, pomnikach zwykle śladu nie ma. Ksiądz natomiast w mojej okolicy doskonale wykorzystał sytuację z 10 lat temu wycinając również dęby cmentarne na ławki kościelne - co będą się marnować...
    Ksiądz w sąsiadującej parafii Opatówek natomiast zaorał i wyrównał przyległy zabytkowy cmentarz ewangelicki, żeby zrobić miejsce dla nowych katolickich duszyczek. W sąsiednim Dębe taki cmentarz jest obecnie dewastowany przez okoliczną ludność - doskonale widoczna z drogi kupa gruzu... Ot, taki mamy klimat wiary w naszym kraju - że też się swego Boga nie boją ci ludzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki mamy klimat, ale taki jest los wszystkich cmentarzy- zostają zapomniane i znikają. To tylko kwestia czasu. Albo zdziczenia obyczajów. Ponieważ widziałem na własne oczy zdewastowane i zrabowane barokowe groby (polskiej szlachty) na Ukrainie, z rozbebeszonymi trumnami i szkieletami wyciągniętymi na wierzch- nic mnie już w materii zdziczenia nie zdziwi. A ponieważ w ostatnich wpisach (o Ciechocinku) stwierdziło się, wraz z komentującymi, że Polska leży okrakiem między Wschodem a Zachodem- to zaorywanie cudzych cmentarzy wydaje mi się nawet naturalne.
      Dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  5. Cześć, też się kiedyś zastanawiałem jak to było na przecięciu linii tramwajowej z kolejową. Sam jestem zdecydowanie za młody by to pamiętać, ale wujek mi opowiadał, że do momentu wybudowania wiaduktu na ulicy Aleksandrowskiej, tramwaje przez linię kolejową były przeciągane ciągnikami.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.