piątek, 10 listopada 2017

Volvox. Kosmos w ciapki.




Zdaje się jakoby fotografia analogowa nie oferowała już w dzisiejszych czasach szczególnych atrakcji, oprócz chęci wyróżnienia się, hipsterskiego szpanowania, lub też prywatnego powrotu do przeszłości. Każda z tych motywacji jest niszowa, nawet pomimo tego, że hipsteria rozlewa się na wszystkie dziedziny życia szeroką falą, (nawet jeśli nie uprawiają jej hipsterzy).

To z dobrobytu.

Ego! Ego! Ego!

Zajęcia i pretensje do świata osiągają różne szczyty rafinacji, wcześniej niespotykane. Ludzie na przykład mają dość turystów i chcą zabronić uprawiania turystyki w swoim mieście- w Barcelonie są tacy. Turyści im są po prostu niepotrzebni- tylko przeszkadzają, włóczą się, zdjęcia robią, achy i ochy wydają z siebie na każdym kroku. No nie do zniesienia to jest. Barcelonę trzeba zamknąć.

To z dobrobytu i braku wojen to wszystko.

Na takich trza ino Małotsetunga, panie! Ino Małotsetunga! (cytat).

U nas jeszcze nie dochodzi do tego stopnia rafinacji, ale powoli społeczna rafineria sublimuje kolejne frakcje. Nie zanosi się na to że będzie lepiej. Gorzej będzie. Znaczy będzie gorzej, dlatego że będzie lepiej. Ale czy na pewno?
Na pewno.

Dobra, złaźmy z tego wysokiego konia. Podajcie mi moje ego!

Z dnia na dzień żeby wzrok przywykł
Uczę moje dni zmiany perspektywy
Bo wciąż wąsko widzą, mimo tylu przynęt
A tak trudno zwiększyć im horyzont choćby o centymetr
Z dnia na dzień żeby wzrok przywykł
Uczę moje dni zmiany perspektywy
I każdemu z nich co tak pilnie oka strzeże
Mówię: patrz trochę szerzej, patrz trochę szerzej.

Nie jest tak źle! A nawet jest nieźle.Ruszyła maszyna po szynach! Znowu odzyskaliśmy widzenie! Obiektyw Sigma 14/3,5, nieznany nikomu prawie oprócz Fotodinozy, udało się uratować! Kilka wpisów temu relacjonowałem tragedię Zgniecenia Obiektywu Przez Ryanair- LINK, kiedy wydawało się że rozczłonkowany instrument trzeba będzie spisać na straty. Otóż wręcz przeciwnie-odzyskał on świetność po naprawie i to taką świetność, jakiej nie miał przedtem.
Po prawdzie- w ogóle nie trzeba było go naprawiać- wystarczyło go po prostu skręcić! Rozkręcił się, biedaczek, zdarza się to w najlepszej rodzinie. Trzeba było też podłączyć naderwaną taśmę wielościeżkową do miejsca mocowania.
Nie dość, że wrócił do żywych, to wreszcie sprawnie działa autofokus! To znaczy stan adekwatny do wieku- jak piszą sprzedawcy young i oldtimerów. Działa wolno, ale działa bez przerw w dostawie.
Wielka radość w domu Gucia!
Na inaugurację drugiego życia 14-tki postanowiłem trzepnąć trochę zdjęć, w miarę możliwości prowokujących.


Fotografia analogowa jak się napisało- nie wydaje się oferować dzisiaj wielkich atrakcji oprócz sentymentu. Ale pod jednym względem nie jest ona czczą igraszką- nadal świetnie uczy cierpliwości , przewidywalności i oczekiwania nieoczekiwanego.








Oczywiście nie trzeba mieć do niej przewidywalności jak Stanisław Lem, tylko zupełnie inną- estetyczną i fotograficzną. Nie wiem czy taką mam, ale spróbować można.
Można też zwiększyć sobie ryzyko nieoczekiwania. Bo bez ryzyka nie ma zabawy. A dzisiejsza fotografia analogowa uatrakcyjniła faktor nieprzewidywalności.
Powrót do epoki Piastów i Jagiellonów. Tak się zamarzyło. Dawno nie strzelałem zdjęć na filmie i sprawdzenie jak robi się takim obiektywem z epoki, z aparatem z epoki, tylko o dziwo- na filmie zupełnie nie z epoki- było kuszące. Jak niewielkie cofnięcie w czasie. Jak przejechanie się Fordem Model T. No dobra może jak NSU Ro 80- LINK. W motoryzacji epoki lecą trochę w innym rytmie niż w fotografii.


Revolog. Już się pisało o tej firmie, rodem z Wiednia.

Podniecony perspektywą twórczą kupiłem ów (cholernie drogi) film bezrefleksyjnie. Dopiero w chwili zakupu przyszło mi na myśl że niewiele o nim wiem. Ale ja już się dowiem! Zaraz tu zgłębimy tajniki!
Konfekcjonowany jest w puszeczce z zielonymi naklejkami bez kartonika, co jak na produkt luksusowy jest nieco niestatndardowe. Ale za to ekologiczne. ISO 200. Przyznaję że zupełnie zapomniałem pomyśleć wcześniej o czułości, wtłoczony w koleiny myślowe codziennego guziczka z napisem „ISO” z którym możemy sobie ustawiać co chcemy.
Przyglądamy się.
Spod zielonych naklejek wystają żółte. Trzeba zedrzeć naklejkę.

>>Matusku, wrogu mój śmiertelny,
nadęty, drętwy i bezczelny,
nie spocznę, póki ruszasz szczęką!
Zrobię ci masaż koło szczęki,
aż zaczniesz, bracie, śpiewać cienko
i smętne wydasz jęki...<<

Zatkało mnie z oburzenia. A więc Pleksik miał rację! Łobuzy wykorzystują nasz własny afisz propagandowy do swoich niecnych celów! Zmieniają w nim tylko jedno słowo. Po prostu na „Blokerze” naklejaja˛ „Matuska”. Naprawdę tani sposób! Co więcej, zauważyłem, że ten podły proceder uprawiają już od dawna. Gdy tylko my nakleiliśmy Blokera, oni zaraz naklejali Matuska, więc my znowu
Blokera, więc oni znowu Matuska. Wszystkie nalepki utworzyły już razem dośćgrubą warstwę. Nie namyślaja˛c się wiele, zdarłem nalepkę z Matuskiem. Oczywiście pod spodem ukazała się nalepka z Blokerem. Mogłem na tym poprzestać, ale zdjęła mnie ciekawość, kto był na początku, zacząłem więc zdzierać nalepki po kolei. 
Niestety, kiedy zdarłem osiemnastego z kolei Blokera i pod spodem ukazał się dziewiętnasty Matusek i chciałem zerwać tego dziewiętnastego Matuska — pod spodem ukazała się dziura, bo razem z dziewiętnastym Matuskiem oderwali się wszyscy pozostali Matuskowie i Blokerzy. Byli zbyt mocno sklejeni.
                Edmund Niziurski „Siódme wtajemniczenie”




Proszę bardzo. Pod spodem Kodacolor. Ale żadna to nowina ani ujma.
Volvox Revolog to film preparowany. Nie jest to przecie zwykła konfekcja, jaką dość często stosują marki spod znaku Lomografy- czyli cięcie klisz innego producenta I pakowanie je do pudełek z własnymi napisami. Volvox został wcześniej w fabryce już NAŚWIETLONY (prawdopodobnie) laserowym wzorem. Jak piszą sami jego wytwórcy- „zepsuty”.
Revolg to dzieło dwójki Austriaków, Michaela Krebsa i Hanny Pribitzer. Ciekawa jest geneza tego pomysłu, o której wyczytałem w wywiadzie z nimi przeprowadzonym przez blog Japancamerahunter. Otóż obydwoje byli studentami szkoły fotograficznej. Michael Krebs w swym zamiarze miał stworzenie dla potrzeb swoich prac negatywu fotograficznego celowo postarzonego. Eksperymentował zatem z kontrolowanym podgrzewaniem klisz, lekkim ich prześwietlaniem. Filmy te niespodziewanie zyskały dużą popularność na uczelni, na tyle dużą, że Michael zdecydował się je seryjnie produkować. Hanna została jego wspólniczką w wymyślaniu ciekawych sposobów „zepsucia” klisz i tak się zaczęła działalność Revologa. Teraz produkują dziesięć rodzajów filmów efektowych.
Generalnie załoga Revologa robi karierę. Tylko 5% produkcji zostaje w Austrii, reszta rozchodzi się po całym świecie.


Z efektów oferowanych przez wiedeński Revolog spodobał mi się właściwie jedynie Volvox. Ale za to bardzo. Większość pozostałych struktur z innych produktów tej firmy zanadto przypomina schematyczną maskę nakładaną w fotoszopach, podczas gdy Volvox niejako wtapia się w naturę zdjęcia na tyle, że można go wziąć za efekt lądowania ufo, albo jakąś dziwną odmianę śniegu. Tu z poziomu struktury przechodzimy na poziom efektu psychodelii i to mi się właśnie zwidziało gdy zapragnąłem na chwilę wrócić do zdjęć analogowych.
Volvox notabene to gatunek zielenicy, wyglądający w przybliżeniu jak kulka złożona z zielonych punktów.


Wiele osób w ogóle zarzuci Revologowi, że po tym jak fotografia cyfrowa zdemolowała rynek analogowy i wdeptała filmy w ziemię oni jeszcze dokładają jeden gwóźdź do trumny i przerabiają nobliwe i klasyczne medium na „Photoshop w analogu”. Tak powiedzą fotograficzni puryści. ALE jeżeli jednak dzięki tym mało konwencjonalnym działaniom fotografia klasyczna może zyskać choćby jednego więcej entuzjastę- to ja popieram to z całych sił. Być może to filmy dla tych którym rzeźbienie w Photoshopie już nie wystarcza (to nie ja) i pragną czegoś mniej wypracowanego, ale za to bardziej emocjonalnego.

Czy da się osiągnąć takie efekty w Photoshopie? No pewnie że się da. Wszystko się da. Volvox ma jednak Photoshopem kilka znacznych przewag, a najznaczniejsze z nich emocjonalne. Otóż żaden Photoshop nie zapewni takiej zabawy w niepewność jak ów film. Takiego napięcia. Volvox pozwala na zgadywanie, przewidywanie, wyczekiwanie. Jest samą esencją tego czym film różni się od cyfrówki- nie dość że opóźnieniem efektu, to jeszcze jego częściową nieprzewidywalnością. Jest wyższym stopniem krążenia wokół nieprzewidywalnego.




No i poszedłem w Łódź z tym Volvoxem. Postanowiłem zacisnąć zęby i trzepnąć w ciągu jednego dnia pół ciekawej Łodzi. Trzydzieści sześć klatek. Zrobiłem piechotą jakieś dziesięć kilometrów, a samochodem w międzyczasie następne dziesięć.

Przyjemnie było obserwować świat i miasto, obwąchiwać jego zakamary.

A barony i margrabie obmacują uda żabie
Liżą ostryg zakamary obwąchują ser prastary.
Pudelsi

W jednej trzeciej z tych miejsc nie byłem nigdy, a w połowie z nich nigdy nie robiłem zdjęć. Tak się rzuciłem zgłębiać! Przyjemnie było też obsługiwać aparat, dawno nieużywany, miło przypominający czasy przeszłe.


FX. Znaczy efekty.
W niektórych miejscach zaskakujące. Trzeba uważać na ten Volvox! A przede wszystkim musi uważać ten co go będzie skanował.
Poszedłem na żywioł, na żywca tak zwanego- i dodawałem sobie lub odejmowałem ekspozycji z każdego ujęcia tak swobodnie, jakbym był co najmniej jakim Hannemanem, albo Bressonem- na wyczucie, bez światłomierzy, na tempo. Jak mi się coś spodobało to strzelałem, nie bacząc na cenę jednej klatki wynoszącą 1 złoty i 30 groszy, nie licząc wywołania i skanowania. Kto bogatemu zabroni? Kto biednemu zabroni udawać bogatego? Poszedłem w rejony, w które rzadko się zapuszczam- środek śródmieścia.

Karol- lat dwadzieścia- w sercu śródmieścia
Nie podejrzewając nic
Zrobił kilka pizz.

Napiszę chyba o tych rejonach niezgłębionych jakiś wpis, a chwilowo wystarczą podpisy pod zdjęciami.
Niezbadane są uroki łódzkie.










A na razie o Volvoxie: w końcu aparat cichym szumem dał do zrozumienia że zwija go do rolki (to akurat Canon Elan był- LINK, najcichszy aparat swoich czasów) a ja mogłem dać go do wywołania i skanowania , jako ten udawany koneser analoga- i czekać.


























Uwaga pierwsza: Przyciemnianie i rozjaśnianie zdjęć wyraźnie i mocno wpływa na efekt zielonych kropek Volvoxa. Jak zmniejszycie ekspozycję o działkę przesłony- wzór pojawi się niemal wszędzie. Jak rozjaśnicie kadr o działkę do przodu- będzie go widać głównie najciemniejszych partiach. W sporej części przypadków trochę przesadziłem z przyciemnieniem- ale po pierwsze wiedziałem że Volvox się wtedy wykaże, a poza tym żyję w ciemnym i tajemniczym mieście i chciałem to mieć na zdjęciach.

Uwaga druga: Efekt Volvoxa niezwykle utrudnia skanowanie automatyczne- zielone plamki są widoczne wszędzie- nie tylko na kadrach, ale także na ramkach zdjęć- niektóre maszynowe skanery nie rozpoznają gdzie jest koniec i początek klatki.

Uwaga trzecia: Efekt Vovoxa myli skaner ustawiony na automat również pod względem kolorów i balansu bieli- cały skan jest przewalony w stronę magenty, za wyjątkiem zielonych kropek. Można to oczywiście zostawić jako dziki efekt, ale można i skorygować w stronę kolorów bardziej naturalnych.

Bardzo mi się to wszystko spodobało. To co daje Volvox to radość z niespodzianki. Nie wiem czy te kadry które strzeliłem byłyby ciekawe i bez tego efektu. Ale z nim dają wrażenie jakiegoś radosnego i głupawego machania pędzlem po rzeczywistości niczym Jackson Pollock. Wrażenie unieważniania tych kadrów i sprowadzania ich na drogę oniryczną i abstrakcyjną.

I wiecie co? Łódź pasuje do Volvoxa znakomicie.
I mi też ten Volvox pasuje.
Dawno nie miałem takiej przyjemności fotografowania.

Fabrykant

Źródła i źródełka:






6 komentarzy:

  1. Dziwna sprawa - tak ok. 1/3 zdjęć jest rewelacyjna (moje ulubione to z tą stertą śmieci i słupem), 1/3 takase, 1/3 słaba. Jak dla mnie warto wydać 3,90 za dobrą klatkę ;)

    ps:link do NSU nie działa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zupełnie tak jak w życiu! Takie zdjęcia jaki fotograf.

      Link już działa, ale zmartwię Szanownego Pana- zna go Pan już bardzo dobrze.

      Usuń
  2. Ja te zdjęcia dzielę zupełnie inaczej- 1/3 fajnych, 2/3 zwykłych tylko że w zielone ciapki.

    OdpowiedzUsuń
  3. niektore zdjecia na prawde fajne :)
    no i halda pralek fajna :D one tak sobie leza i zule nie zweszyly ich jeszcze? to faktycznie dobrobyt u Was :) u nas to by zostaly z tego same platiki i kamienie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tak dobrze, Panie Benny, to złomowisko w środku miasta i pan cieć pilnuje.

      Usuń
  4. ps. od razu wiedzialem ze pod spodem jest Kodak, poznalem po paseczkach i zoltym tle :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.