poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Złote medale Fotodinozy. Województwo niderśleszyńskie ciąg dalszy.

Trzy dni niby nic. Niby nic- a cieszy. Natłok wrażeń wylał się na głowę niczym wiadro wody sodowej. Takie rzeczy tylko w województwie niderśleszyńskim.

W pierwszej części nakłuliśmy Dolny Śląsk w kilku miejscach- LINK. Teraz po nakłuciu, gdy mimo tego balon wrażeń nie pęka, a nawet przeciwnie - rośnie nadal, rozdamy złote medale w paru kategoriach.

Na początku myślałem żeby zrobić coś w rodzaju Bitwy Złomów, to znaczy Bitwę Ruder. Niegdysiejszy Złomnik robił takie bitwy znajdując w ogłoszeniach najstraszliwsze złomy.
Gdzież jest niegdysiejszy Snowden? (cytat).
Kto się zatem wczyta- zauważy pewną symetrię w tym wpisie. Symetrię ruder.


Złoty medal za największe zgromadzenie niesamowitych ruder w jednym miejscu. Z podwójną pozłotą zupełnego zapoznania. (w znaczeniu że nikt nie zna).


Dwór w Maciejowcu


Kiedy miniemy zaporę Pilchowicką na Bobrze, z prawdopodobnie najpiękniejszą trasę kolejową w Polsce,


Trasa Jelenia Góra- Lwówek. Przystanek Pilchowice Zapora. Taż widziana w tle.

która to trasa biegnie samym brzegiem zalewu, bez most i bez tunel, zatem kiedy miniemy ową zaporę i trasę i ruszymy na zachód niczym Armia Czerwona- wąska prawie na jeden samochód droga zacznie wspinać się na lesiste wzgórze w Maciejowcu.
Wspina się, wspina, silnik rzęzi ostatkiem sił (cytat), i wśród gąszczy zieleni można nie zauważyć paru zabytków.
Ale jednego nie można zauważyć.
Wygląda jakby go przenieśli z Władcy Pierścieni i wstawili na Dolny Śląsk. Co wrażliwsze estetycznie dusze zakrzykną jakieś nieartykułowane okrzyki. Albo co gorsza niecenzuralne.
Dwór, kurdebalans, renesansowy!

Dwór w Maciejowcu


No jak się to czyta, to niby nic takiego. Toż ja renesansowy dwór to mam za miedzą w Poddębicach pod Łodzią. Ale jak się ogląda ten śląski- to zupełnie co innego. Surowe monstrum ze średniowiecza rodem, wygładzone renesansowym detalem. Proporcje- poezja. Wrażenie świetne. Klimat na pięć gwiazdek Michelina. No dobra, niech będzie- na pięć gwiazdek Stomil Dębica.

Surowizna tego obiektu jest co najmniej równa wieży rycerskiej z Siedlęcina, tylko wniknąć weń nie można. Zamknięty. Co ciekawe- zamknięty i nie zamieszkały od 1938 roku.

Dwór w Maciejowcu

Dwór w Maciejowcu. Zieleń równa zabytkowi.

Dwór w Maciejowcu

Nie jest to jedyny zabytek na tym lesistym wzgórku. Drugi czai się na przeciwnym skłonie wzgórza maciejowickiego.
I trzeci. Razem z czwartym.


Pałac w Maciejowcu
Rodzina von Dolan wybudowała tam pałac. Stan pałacu jest chwilowo opłakany i niedostępny, w swym opłakaniu otoczony ogradzającym płotem.
Z licznymi dziurami.

Ja nic nie sugeruję. Jak gdyby co, to my jak gdyby nigdy nic (cytat).

Ostatnio była tam szkoła ekonomiczna i, zdaje się, budynek do niedawna był nadal państwowy.
Zarówno od frontu jak i od tyłu czekają na nas atrakcje. Od frontu- na legalu, od tyłu już mniej. Na wprost frontowego wejścia właściciele wymyślili ozdobną kaplicę na szczycie wzgórka, w otoczeniu idealnej łukowej alei flankowanej przez rododendrony. Tylko że parę lat minęło i z rododendronów zrobiły się rododendroniszcza. Raczej nigdy takich nie widzieliście, a przynajmniej nie w Polsce. To dżungla rododendroniczna wygięta w łuk wokół małej kapliczki. Wszystko wśród kilkusetletniego starodrzewia. Klimat jest. Temat do zdjęć też.


Aleja rododendronów w Maciejowcu

Kaplica pałacowa w Maciejowcu.

Od strony ogrodowej pałacu- klękajcie narody! Ja też bym chciał mieć taki herb rodowy, jaki walnięto nad tarasową kolumnadą.


Pałac w Maciejowcu
Lata temu, a może i wieki, z tarasu pałacu można było spojrzeć na dolinę Bobru, bo w stronę Pilchowic on zwrócony. Ale od tamtych czasów drzewa rozrosły się niepomiernie, zwłaszcza że nawet chwasty przewyższają widza żądnego widoku.
Widoku nie ma. Może z drugiego piętra. Musi wystarczyć sam pałac.

Pałac jest z XIX wieku, miały go po kolei różne szlacheckie rody z "von" przed nazwiskiem, dość często zmieniał właścicieli. Na początku XX wieku kupiła go wdowa Emma von Kramsta, która przyczyniła się do rozbudowy pałacu i ostatecznego wykończenia. Dla swojej zmarłej w bardzo młodym wieku wnuczki ufundowała obok pałacu mauzoleum w stylu jońskim, wybudowane w 1942 roku, spoglądające spod pałacu na dolinę Bobru. Właścicielka Maciejowca (dawniej Matzdorf) zmarła niedługo później.

Spadkobiercą został syn- Georg von Kramsta, który wziął udział w pogrzebie matki, uwaga uwaga- pod eskortą Gestapo. Został bowiem oskarżony i aresztowany za pomoc Żydom. Trzymano go w więzieniu wrocławskim, potem trafił do Oświęcimia. W 1943 roku rodzina wykupiła go za 3,5 miliona marek, ale zmarł wkrótce od obrażeń i wycieńczenia w swoim rodzinnym majątku w Chwalimierzu. Hitlerowcy skonfiskowali Maciejowiec i urządzili w nim lazaret. Potem, do końca wojny był rezydencją ambasadora japońskiego w Niemczech- Hiroshiego Oshimy.

I to wyczytane zdanie uruchomiło w mojej głowie dzwonek alarmowy.

Może to tutaj ustalano wcześniej ostatni kurs, ostatniego U-Boota z tlenkiem uranu, prototypową bombą rakietową i planami odrzutowego myśliwca Messerschmitt Me262, który w kwietniu 1945 roku wyruszył do Japonii z misją ostatniej szansy? Hiroshi Oshima miał ostatnie spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Ribentroppem właśnie w kwietniu 1945.

Właśnie skojarzyłem te fakty. Gdzie indziej w Internecie tego o pałacu w Maciejowcu nie przeczytacie. Tylko u nas, na Fotodinozie najświeższe informacje sprzed 70-ciu lat!

Sam Hiroshi Oshima to postać na osobny wpis. Nawet na dwa osobne wpisy. Generał japońskiej armii, polityk i dyplomata, mówiący biegle po niemiecku. To właśnie on osobiście stał za sojuszem Japonii i Niemiec, jako państw osi. To było jego osobiste dzieło. To on uzgadniał potem z Ribentroppem i Hitlerem kierunki działań politycznych i natarć militarnych w Azji i Europie i wytyczał nowe cele. To on wytrwał w tym sojuszu do samego końca, aż po śmierć Hitlera.

-Czy będzie pan służył wiernie odnowionej Rzeczypospolitej Polskiej?
-Bezapelacyjnie i do samego końca. Mojego lub jej. (cytat).

Przed wojną Hiroshi Oshima był mediatorem pomiędzy Niemcami a Polską, jeszcze przed tym jak Hitler wziął nas na cel, wtedy kiedy jeszcze liczył na sojusz z nami.

Hiroshi Oshima okazał się także najlepszym informatorem US Army. Tyle że nieświadomie. Przez całą wojnę Japończycy używali jednego rodzaju szyfrowania, opartego na Enigmie. Amerykanie, dzięki Anglikom i Polakom złamali go już na samym początku konfliktu. Odczytywali wszystkie depesze słane z ambasady, a potem zapewne i z Maciejowa w Karkonoszach. Ambasador Oshima był bardzo dokładny i wylewny w depeszach do Tokio, po wizytacji w 1944 roku we Francji opisał ze szczegółami uzbrojenie i lokalizację wszystkich gniazd obrony w Normandii. Dlatego też D-Day poszedł tak łatwo i z dość niewielkimi stratami.

No i co? Wyobrażacie sobie? Jedna z najważniejszych postaci w historii II Wojny w pałacu w polskich Karkonoszach, którego prawie nie ma. Takie rzeczy tylko w Maciejowcu. Nikt jakoś do tej pory nie skojarzył zrujnowanego pałacu z tymi dramatycznymi wydarzeniami - w przewodnikach nie ma o tym słowa.

Dwór, pałac, kaplica. A gdzie czwarty zabytek Maciejowca?
Jest gdzieś tam.
The truth is out there. (cytat)
Nie wiedziałem że jest i wcaleśmy go nie szukali. Ale jest- kaplica grobowa właścicieli, w stylu klasycystycznym, nieco w dół wzgórza. Podobno jest. Zdjęcia na Fotodinozie- brak.



Złoty medal za największy obszar zabytkowy i nowoczesność zabytku.




Skromny pałac w Bukowcu.


Kilkunastohektarowy park.

Nie byle kto miał majątek w Bukowcu. Nie byle jaki był to majątek.

Nie tylko zainstalował ten pan pierwszą na dzisiejszych ziemiach polskich maszynę parową (jedną z kilku pierwszych na kontynencie), ale zainstalował również na Śląsku Johna Baildona, tego, którego imieniem jest nazwana dzisiejsza Huta Baildon- twórcę nowoczesnej metalurgii. Nie tylko postawił od podstaw śląski przemysł (także górnośląski), ale i postawił znaną w Karpaczu świątynię Wang.
(świątynię widziałem ostatnio w wieku lat sześciu i moje samozaparcie do obejrzenia jej teraz było odwrotnie proporcjonalna do ilości stojących w pobliżu autokarów wycieczkowych).
Pan ten nazywał się Fryderyk von Reden. Wikipedia pisze że był górnikiem. He he. Też bym chciał być takim górnikiem.
Pochodził z rodziny szlacheckiej i od młodości kształcił się na kopalnianego przemysłowca. Za młodu także zwiedzał całą Europę i studiował w Anglii, który to kraj miał wielki wpływ na kierunki jego pracy.
No i kierunki jego wypoczynku.
Ponieważ wuj Von Redena był pruskim ministrem górnictwa i hutnictwa, rzutki Fryderyk został szybko regionalnym dyrektorem Zarządu Górniczo Hutniczego we Wrocławiu. Od samego początku postawił sobie za cel szybką reformę i usprawnienie śląskiego przemysłu. Zawdzięczamy mu następujące rzeczy:
-uregulowanie większości śląskich rzek i przystosowanie ich do transportu górniczego.
-zainstalowanie maszyn parowych we wszystkich kopalniach w okolicach Tarnowskich Gór.
-kopalnię "König", dziś- "Król"
-kopalnię "Königin Luise", dziś "Luiza"
-odlewnię metali w Gliwicach. Pierwsze nowoczesne piece hutnicze na terenie kraju.
- "Hutę Królewską", dziś "Hutę Kościuszki"
-miasto Królewska Huta.
-wspomnianą świątynię Wang, sprowadzoną z Norwegii i złożoną z puzzli w Karkonoszach.

Von Reden okazał się w ostateczności zdrajcą. Kolaborantem nawet. Gdy Francja podbiła Prusy w 1806 roku Friedrich Wilhelm von Reden, ówczesny minister górnictwa i hutnictwa Prus złożył przysięgę na wierność Napoleonowi i pozostał na stanowisku.
Krótko jednak.
Po podpisaniu pokoju w Tylży, między Napoleonem a Prusami i Rosją, Von Reden został przez swoją macierz natychmiast pozbawiony swojej funkcji, oraz prawa do emerytury.
Można sądzić że nie było to dla niego dotkliwym ciosem, ponieważ domowe bogactwo, oraz majątek który zgromadził pozwalał mu cieszyć się zakupioną posiadłością Bukowiec (Buchwald) w Karkonoszach i przekształcać ją wedle swojej modły.

A teraz pozwala cieszyć się nią nam.
Bukowiec został oczkiem w głowie Fryderyka von Reden i jego żony Friedrike. Właściciel zainspirował się najnowszymi trendami organizacji majątków ziemskich, jakie poznał odwiedzając często Anglię. Idea była po pierwsze romantyczna- przebudowa posiadłości na bajkowe sioło, w nawiązaniu do antyku. Z licznymi "świątyniami", teatrem greckim, wieżami i budowlami ozdobnymi. Z licznymi stawami, rzeczkami i skalistymi wzgórkami. W to wszystko wkomponowane wysokowydajne gospodarstwo hodowlano- rolnicze, zorganizowane w nowoczesny sposób. Czysty romantyzm, skrzyżowany z czystym brytyjskim pragmatyzmem.
Von Redenowie poszli w to na całego.





Śnieżka widziana z parku
W Bukowcu stał już dwór, po wcześniejszych właścicielach, skromny, który nie został jakoś szczególnie przebudowany- znów zgodnie z brytyjską ideą, że żaden z ozdobników krajobrazu nie ma dominować nad innymi. Anturażu dopełniły warunki naturalne- rzeczki i skałki, oraz wspaniała panorama gór, ze Śnieżką na czele. Całość terenu jest po prostu ooolbrzymia. A spędzając trzy godziny na obejście go nawet nie widzieliśmy na oczy pól uprawnych, które niewątpliwie musiały otaczać cały majątek.

Świątynia w Bukowcu, na cześć Friedrieke von Reden.


Zabudowania gospodarskie. Drzewa całkiem się rozrosły. Co krok to pomnik przyrody.
Jak widać późny Gierek też dołożył się do pałacu w Bukowcu.

Von Reden zbudował dla żony świątyńkę dumania w stylu jońskim, mały amfiteatr, "domek ogrodnika" w postaci oryginalnej willi w mniej więcej secesyjnym stylu, spiętrzył liczne stawy, zbudował mostki i ścieżki, a także mauzoleum na wzgórzu, mające zostać jego kaplicą grobową.
Romantyczny wystrój znamy ze środkowej Polski z Arkadii/ Nieborowa, w jeszcze bardziej rozbuchanej formie, ale w Bukowcu bardzo ładnie działa górskie otoczenie, a zwiedzaniu sprzyja delikatna rujnacja majątku. Można tu zobaczyć takie rzeczy, jakich w Arkadii nie można- zabudowania gospodarskie, na niespotykanym poziomie.

Idziemy sobie, idziemy. A tu tradizzioni ruderi anticchi. Stoi coś potężnie rozległego, z nikłymi śladami kolumn i zdobień."Teren budowy, Wstęp Bron". Stosujemy znaną zasadę Szwejka. Wchodzimy od strony gdzie nie ma napisów.





Obory w Bukowcu.

Obory w Bukowcu.



Wewnątrz potężne gotyckie, a raczej neogotyckie sklepienia, ale przyglądamy się i jest to po prostu obora. Dodajmy- superergonomiczna, nie różniąca się na jotę od dzisiejszych zakładów przemysłu hodowlanego- środkiem rozsył paszy, dalej liniowe żłoby, stanowiska dla krów, z tyłu kanały na obornik i trasy jego wywożenia- tego samego uczyli mnie sto pięćdziesiąt lat później na wykładach w Katedrze Budownictwa Wiejskiego.
Taka nowoczesność w domu i zagrodzie, na miarę pruskich możliwości.


Złoty medal za uczynienie największego wypasu z największej rudery.

Zamek Karpniki

Karpniki. Trafiliśmy tam na pięć minut. Pierwsze skojarzenia- Szwajcaria. To jest jakaś Szwajcaria, wypasiona i wypieszczona jak nigdzie. Wysmakowana wręcz. Stoi sobie jasnokremowy zamek pośrodku fosy, z neogotyckim, romantycznym mostem, wśród parku i żwirowych alejek. Pyszne wykusze z drewnianym detalem jak dzwon wiszą na elewacjach. Portal z piaskowca flankuje drzwi. Mostki z drewnianymi poręczami w cenie domku jednorodzinnego dopełniają obrazu.


Zamek Karpniki

Zamek w Karpnikach.


Dziesięć lat temu była tu taka dżungla, że nie było widać literalnie nic, ani z szosy, ani z parku, ani nawet stojąc dziesięć metrów od elewacji. Szara, ponura rudera, smętna i zapuszczona, tonęła w dzikiej gęstwinie. Bez mapy i wódki nie razbieriosz kuda jego najti.

Zamek ten przechodził przez niezliczone ilości rąk wszelkiej szlachty. Zbudował go w gotyckim, surowym stylu rycerz Henryk Czirna w XIV wieku. Kilka lat później był już własnością Clericiusa Bolcze (Clercus von Bolitz) a niedługo potem nabył go pan Cuncze von Predel. Zapewne gdyby spytać powyższych dżentelmenów jakiej są narodowości, odpowiedzieliby że są "tutejsi". Na tę okoliczność przytoczymy sprośny limeryk Macieja Słomczyńskiego. Dzieci, nie czytajcie!

Pewną starą kurwę nad Nysą
całą noc rżnęli w dupę łysą.
Ona woła: Ach, goście!
Mówcie, ktoście są, ktoście?
Oni na to: Autochtony my są.

Zamek jednak ostateczną formę przybrał za sprawą rodziny koronowanej, kiedy to brat króla Prus, niejaki Wilhelm von Hohenzollern kupił posiadłość i zatrudnił architekta, żeby przerobić to wszystko na neogotyk, z angielskim parkiem. Architektem był pan Friedrich Stüller, a jego zaletą było to, że był uczniem Schinkla, tyż Friedricha.

O Friedriechu Schinklu szacowni nasi wykładowcy (pozdrowienia!) wbijali nam na studiach do głów duże ilości rzeczy. Był ci on berlinerem, jak później Kennedy, tylko bardziej- w stolicy zaprojektował liczne gmachy, kamienice i pałace, a dla nas jest o tyle ważny, że specjalizował się w letnich domkach pruskich wielmożów, w postaci gigantycznych neogotyckich pałacy, które licznie przetrwały na Ziemiach Odzyskanych.

Im dłużej jednak żyję
(Im dłużej człowiek żyje, tym krócej. Cytat- Krzysztof Gol)
im dłużej zatem, tym bardziej dostrzegam, że pan Schinkel od czasu do czasu pozwalał sobie na popelinę. Jakieś dwadzieścia lat temu na Politechnice Warszawskiej wychodziło pisemko studenckie „Arcytektura”. Jeden egzemplarz dostał się w nasze studenckie ręce. W nim to, nieznany mi z nazwiska autor wysnuł śmiałą tezę że cała współczesna architektura opiera się na projektowaniu klabzdronów z dziobami. To znaczy bazą jest klabzdron, a jak jest za bardzo klabzdronowaty, to architekt dodaje mu tu i ówdzie dzioby.

W tym duchu należy uznać, że postmodernizm wczesnych lat 90-tych to były prawie same dzioby, a dzisiejszy neomodernizm to na ogół samotny biały klabzdron.

Teza ta bardzo przyjęła się w naszym kilkuosobowym środowisku politechnicznym, i niestety mogę ją także zastosować do pewnych dzieł XIX wiecznego pana Schinkla. Okazuje się jednak, że jak zachwyca, kiedy nie zachwyca! (cytat). To są niekiedy ewidentne klabzdrony przymajone niekiedy dziobami.

Zamek w Karpnikach jednak, pocieszę Państwa, nie należy do tej kategorii, ma ładne proporcje i pan Stüller, wyszkolony przez pana Schinkla, nie musiał ratować go dodawaniem żadnych dziobów.
Przed wojną urządzono w Karpnikach muzeum, a w czasie wojny był tutaj skład zrabowanych przez Hitlera na terenie Polski dzieł sztuki.
Następne siedemdziesiąt lat przeznaczone było na niszczenie zabytku, zwieńczone odkuciem(!) przez złodziei renesansowego portalu bramnego w 1993 roku. Na szczęście kradzież udaremniono.


Zamek w Karpnikach.


Dziś w środku jest hotel i restauracja. No cóż, raczej mnie nie stać. Może Was będzie stać. A kto zajrzy do zamkowej sieni, zobaczy jeszcze jeden zabytek, który niektórzy uznają za równy godnością samemu obiektowi- motocykl Sokół 600.





 Ten to pojazd wyprodukowano tylko w 1400 egzemplarzach tuż przed wojną, a jego konstruktor Tadeusz Rudawski w 1939 roku wjechał jednym z nich na Kasprowy Wierch ścieżką dla pieszych, ustanawiając polski rekord wysokości. Cymesik!

Takich pałaców, w różnym stanie jest w pobliżu dwadzieścia siedem- sami zobaczcie- LINK



Złoty medal za możliwość zwiedzenia zupełnie poza godzinami otwarcia.


Jedzie się z Karpacza do Jeleniej Góry, jedzie się, a tu WTEM! Radary jakoweś wystawione, i to na ciężarówkach Tatra! Stop! Halt procesja! Stajemy.

Z Krakowa do Jeleniej osobowy się toczy
Ona miała takie piękne duże niebieskie oczy
Niebieską koszulkę i niebieską spódniczkę
Iw ogóle wszystko miała śliczne
Oto młodzian zmęczony o przedział ją pyta
Młodą konduktorkę żądza serce chwyta
Ręka jej drżała gdy mu bilet sprawdzała
Oczyma chciwymi na niego spojrzała
Młodzian zaś był słaby i rozumiał pomału
Dlaczego ona go zaprasza do służbowego przedziału
W pociągu był tłok a w przedziale mrok
W ciemnościach oboje zrobili ten krok

Zasłania zasłonkę
Rozpina garsonkę
Zostały pończoszki
I majteczki w groszki
Całuje gorąco i pieści ją czule
Rozpina niebieską służbową koszulę
Chciwie ust szukała pragnąc zapomnienia
Spełniła jego wszystkie najskrytsze marzenia
W burzy hormonów w deszczu feromonów
Wśród pijanych Romów co na korytarzu
grali na gitarze

Nagle pociąg na stacji gwałtownie hamuje
Raz jeszcze czule w usta ją całuje
Na peronie wkurzona czeka narzeczona
Tak z nieba na ziemię zlądował w Jeleniej.
                           (Pudelsi)

A my odwrotnie - z karkonoskiej prozy życia zlądowaliśmy w niebie Skansenu Sprzętu Wojskowego w Jeleniej Górze- Karpaczu.
Tylko że już zamknięte było.


Skansen Uzbrojenia Wojskowego Jelenia Góra- Karpacz






Nic to. Zza płotu też można ów skansen pięknie zwiedzić, choć tabliczki przy eksponatach przeczytają wyłącznie turyści dysponujący obiektywem 1000mm. My kiedyś dysponowaliśmy takim obiektywem- LINK.
I tym fotograficzno- krajoznawczym akcentem zakończymy nasze zwiedzanie obcych ziem w ramach swojskich granic.

Fabrykant

Zapraszamy na Facebooka Fotodinozy, celem promocji i autokreacji:
https://www.facebook.com/fotodinoza/


Jeżeli się podobało - byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie udostępnienia.
Dzięki!




Źródła i źródełka:









9 komentarzy:

  1. No i znów kolejna osoba przekonuje mnie, że źle wybrałem urlopową destynację. A Szanowny Pan już robi to drugi raz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nic straconego. Jedne wakacje wiosny nie czynią. Do tego przyznam, że za tydzień- dwa jeszcze raz będę Szanownego Pana przekonywał do kolejnych, innych jeszcze destynacji.

      Usuń
    2. O, ja sobie to tylko tu pozwolę położyć... Miłego oglądania!
      https://youtu.be/pcAOSeRgjRw

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję, oglądam z przyjemnością i zainteresowniem. Oraz przerażeniem, że życia nie starczy żeby ten cały Dolny Śląsk zwiedzić.

      Usuń
  2. Szninkiel - znam, śwetny komiks!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie znam, choć o uszy się obiło. Ale nie o oczy.

      Usuń
    2. polecam, pierwszy komiks dla "doroślejszych" jaki widziałem

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe rzeczy. Nawiązując do cz. I, gdyby same takie tu były, też bym czytała - i to jak! A gdy jeszcze takie zdjęcia do tego, to zostaję, nigdzie nie idę. "Nie wstanę! Tak będę leżał!"
    A cóż mogę skromnie dodać... Podobny wypas z rudery napotkałam także w Wiechlicach (ale to już chyba lubuskie), szczególnie ocieka tymże wypasem basen w dawnej stajni czy innej oborze (jeden z dwóch tak bajkowych, jakie znam - niestety nie z autopsji, a tylko ze zdjęć. Drugi w Chobienicach).
    Zaś jeśli Wam, mości Fabrykancie, w smak muzea podobne powyższemu, to pozwolę sobie polecić dolną mapkę w popełnionym wpisie, o tu: http://www.byledoprzodu-blog.pl/2016/11/muzea-motoryzacji-w-polsce/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Zajrzało się na byledoprzodu i będzie się zaglądać.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.