środa, 18 marca 2015

Listy do J.


Pisanie bloga to zajęcie choć atrakcyjne- także wielce ryzykowne. Prawie jak stąpanie po krawędzi przepaści. Czyhają pułapki, niebezpieczeństwa czają się wszędzie.

Tematy. Śliskie tematy. Lenistwo. Brak czasu. Komentujący (na szczęście na Fotodinozie mało komentują). Wypalenie twórcze. Tworzenie wypaleńcze. Huśtawka nastrojów.



No w sumie to o życiu to samo można powiedzieć.



W zeszłym tygodniu Google Blogger ostrzegł mnie że "Niektóre treści erotyczne nie będą mogły być publikowane" No nie. Jeszcze i to! Na każdym kroku kłody pod nogi twórcy. Ja tu pod fotograficzno- erotycznym wzmożeniem, a tu panie tego, zabraniają.



Ponieważ za chwilę zabronią, trzeba się spieszyć z tym erotyzmem. Spieszmy się pisać wpisy, zanim Google zabroni, następny wpis trzeba napisać erotyczny do granic wytrzymałości. Nie wiem czy to zniesiecie, drodzy Czytelnicy. Zastanowię się nad tym.



Tymczasem z wydarzeń dnia codziennego na Fotodinozie. Dzieje się. Globalizacja Fotodinozy osiągnęła szczyt. W języku polisz- inglisz napisaliśmy listy mailowe do firm Tamron, Cosina i Samyang, co było dużym osiągnięciem, bo np. firma Tamron nie posiada maila, firma Samyang posiada, ale nie działa, a firma Cosina zastrzega następująco: "Please note that we might not reply to personal inquiries".

Wszystko powyższe napisałem całkiem serio, mimo wydźwięku kabaretowego są to fakty autentyczne.



Do Tamrona napisałem z intencją znalezienia maleńkiego trybiku do naszego 20-40/2,7- 3,5, którego nie dało się dorobić, o czym się już wpisywało na Fotodinozie- tutaj. Chodziło mi jedynie o podanie jakiegokolwiek innego modelu obiektywu, z którego można by taki trybik wyciągnąć traktując jako dawcę organów.

No niestety. Tamron ma podane na stronie mnóstwo kontaktów do dystrybutorów z całego świata, ale nie posiada maila do siedziby w Japonii. Co mi po dystrybutorze? Już z jednym dystrybutorem w Polsce gadałem trzy razy przez telefon i wysłałem trzy maile, co było stratą czasu (choć samym naprawom serwisowym nie mam nic do zarzucenia). Chciałbym trafić na kogoś kompetentnego, kto może pomóc, choćby powiedzieć- nie ma żadnych szans chłopie, wyrzuć ten złom do kosza i kup coś nowego.

Niestety Tamron Japonia nie posiada maili, tylko numery telefonów. Być może mógłbym nawet zadzwonić do Japonii za X złotych+ VAT, ale jak ja im przez telefon prześlę zdjęcia mojego trybiku? Hę?


No i potem przeszukując fora w beznadziejnym poszukiwaniu maila do Japonii nasunął się mail do Tamron USA.INC. Miał przyjemny wydźwięk: custserv@... A ja przecież customer jestem. No i przecież Amerykanie są znani z bardzo dobrej obsługi klienta, a jeśli ktoś tego nie wiedział- niech przeczyta "Ameryka po kawałku" Marka Wałkuskiego.

No i nie zawiodłem się- bardzo miły pan z Commack,NY, po tamtej stronie kuli ziemskiej, w czasie kiedy ja smacznie spałem na naszej stronie kuli ziemskiej, odpisał na maila i obiecał pomóc jakkolwiek. Uff.

A dwa dni później przyszedł mail że mają potrzebną mi część z używanego obiektywu! Hurra! Jedyny problem z przesłaniem trybiku na drugi koniec świata, mam nadzieję że zostanie rozwiązany, że wszystkie trybiki w światowej maszynie pocztowej zadziałają. Opiszę Wam wszystko, jak tylko historia się zakończy.

Dzięki ci Tamronie USA!!!



Dalej Cosina. Ta sama polityka- adresy mailowe dystrybutorów, adres do firmy w Japonii wyłącznie dla chętnych na zostanie dealerem. Oj, zostałbym dealerem, choć na razie jestem zerem. Nic to. Napisało się na dealerski adres pytania dotyczące historii opisanego już Dwunastoraczka 19-35. Mógłby ktoś w końcu rozjaśnić panujący w internecie mrok niewiedzy! Wyobraźcie to sobie- obiektyw sprzedawany przez 10 lat we wszystkich krajach świata, znany i ceniony nie ma nigdzie opisanej porządnie historii, nikt nie stwierdził do tej pory z całą pewnością kto go zaprojektował, kto go produkował i do którego roku. A producent (rzekomy) nie odpowie, bo "proszę zauważyć, ze możemy nie odpowiadać na pytania osobiste (osobowe?)" Co to, kurde ma znaczyć?

Zadałem moje pytania historyczno- fotograficzne i teraz zobaczymy czy były osobiste, czy nie...





W rozpaczy przetłumaczyłem googlem japońską stronę Cosiny (na angielski, bo tłumacz Google japońsko - polski zna nasz język tylko z widzenia przez głuchy telefon w ciemnych okularach po zmroku), gdzie spośród japońskich krzaczków znalazł się nawet formularz kontaktowy. Ma on jednak następujący podpis: "This email form is for Japanese Domestic Market only. We might not reply to any incoming emails from Overseas. If you have some questions on our products, please contact a distributor in your country, or retail store nearby"

Mhm, sklep detaliczny za rogiem odpowie na moje historyczne pytania, akurat! Zapytaj ekspedienta, ekspedient prawdę ci powie.




Skłania mnie to znowu do myśli o napisaniu jednak do Cosina USA.



No i ja też postanowiłem napisać sobie dopisek do swojego adresu e-mailowego:

"Nadawco! Przemyśl sprawę czy nie jesteś aby zza morza. Jeśli jesteś zza morza- spadaj na drzewo, bo psem poszczuję (mam trzy psy i jeden adres mailowy). Nadawcy zza morza proszeni są o pisanie na Berydyczów (obwód żytomirski, Ukraina)"



No i Samyang. To już nie Japonia. To Korea. Południowa, południowa oczywiście. Nie mogę wam zdradzić po co pisałem do Samyanga, bo nie będzie (dla znawców) niespodzianki z wpisów szykowanych za pewien czas. Też z pytaniami historycznym pukałem do koreańskich bram.



Zapukał bym z ochotą do samych rajskich bram
Żeby zapytać o to, czy piwo mają tam.
                          (cytat)

Strona Samyanga promieni się cała polityką miłości: "Samyang Optics is always wide open to our customers." "Setting customer satisfaction as our number one priority". Są adresy mailowe! Wysyłam.

Działa jeden- do marketingu. Trzy wcześniejsze- do działu rozwoju i badań i do działu sprzedaży obiektywów wracają niedostarczone do nadawcy. No ale przynajmniej marketing działa.

Przeczytali z pewnością mój mail.

Skąd wiem?

Stąd:

Tak że gdybyście przeglądali Fotodinozę- uważajcie. Zostałem Wielkim Bratem. Śledzę wszelkie myślozbrodnie.


Jestem bardzo ciekawy czy odpowiedzą. Moje pytania nie były tak całkiem wygodne dla Samyang Optics. Poczekam do końca tygodnia na wieści z drugiego końca świata. Ten wpis będzie taką dyskretną presją na Samyanga. Dajcie mi punkt oparcia na wpisie, a podniosę Ziemię.



Fabrykant











2 komentarze:

  1. Panie Fabrykancie, smutek jakiś przeziera z tego Pana wpisu. Mimo, że on w treści całkiem pozytywny jest. Czyżby świat się kończył? A nie, to wiosna chyba po prostu idzie... Ale ja też ostatnio jakiś nieswój jestem i nie wiem dlaczego. Ta słoneczna aura tak chyba działa. Jakby było więcej chmur i deszczu, to by od razu człowiek jakiś żywszy był. No nic, nieważne, nastroje ulotne są. Cogito Ergo Sum, ten teges.

    A poza tym Panie Fabrykancie, to żeś mnie Pan nieźle zdenerwował! No normalnie, aż żem się zatrzęsłem! Jak można napisać, że na Fotodinozie nie komentują? A ja, to przepraszam, co? Kanapka ze szczawiem? Przecież się staram... :-)))

    A tak w ogóle, Panie Fabrykancie, to ja przepraszam, że to moje komentarze takie niemerytoryczne są. Ja się naprawdę na fotografii nie znam. Co nie znaczy, że nie lubię. Bo lubię i to bardzo. Ja na świat patrzę fotograficznie, chociaż zdjęć nie robię. Ja kadry mam w głowie, ale ich nigdy na kliszę (matrycę) nie przeniosłem. Ale te foty, co Pan tu czasami pokazujesz, w bezbrzeżny podziw i zachwyt mnie wprawiają. Patrzę raz, patrzę drugi raz, potem znowu wracam i patrzę. Tak mnie jakoś przyciągają, te zdjęcia. I Pana teksty, też mie się podobają bardzo. Ładnie Pan słowem i językiem operujesz. Plastycznie tak i miękko. Tak jak lubię. Bez zacietrzewienia i niepotrzebnej napinki. Z dystansem i z polotem. Dlatego właśnie tu zaglądam. Bo tematyka blogowa to jedno. Drugie i ważniejsze, to sposób w jaki to opiszemy. Co niebezpiecznie zbliża nas do tezy, jakoby forma mogłaby być ważniejsza od treści. Ale oczywiście, nie jest. W każdym razie, jakbyś Pan pisał o fizyce kwantowej w ten sposób, to też bym czytał. Albo o archeologii śródziemnomorskiej, to też bym. Ale Pan piszesz akurat o fotografia i mi to pasuje. Książkę Pan jakąś napisz, tak jak pewien bloger od złomiastych pojazdów, na temat dowolny, może być o fotografia. W każdym razie ostrzegam, że ja będę na Fotodinozę zaglądał i będę niemerytorycznie komentował, bo inaczej ja nie potrafia (bez fotografia). Oczywiście za jakość i treść komentarzy, redakcja nie odpowiada!!!


    Dyrektor Artystyczny Nieco Nieetyczny (DANN)
    Waldeck_13

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Panie Waldeck_13. Smutek przeziera z pierwszych zdań wpisu i nie jest to smutek bez powodu. Powodem jest, przyznam- dyskusja na Złomniku o końcu Złomnika- taż dyskusja w której Pan Szanowny mnie dzielnie zareklamował. Tak jakoś mi się chwilowo smutno zrobiło, że coś tam się kończy. Ale potem zaraz napisałem sobie do Japonii i Korei i humor mi się poprawił.
    Dziękuję za miłe słowa o pisaniu. Pradzę też szczerze, że jeśli odczuwa Pan Szanowny głód dobrego pisanego słowa, to polecam wspomnianego Andrzeja Bobkowskiego, jeśli jeszcze Pan nie czytał. Jest on niedościgniony, ten Bobkowski. Czyta się to jak najlepsze blogi, tylko jeszcze ciekawiej, bo o najciekawszych sprawach wszechświata pisze- okupacji Paryża przez Niemcy, stosunkach obu narodów do siebie, polskiej klęsce wrześniowej i polityce wojennej. Niezwykle ciekawe i wchodzi jak masełko, a przy tym obrazowe, lekkie, erudycyjne, osobiste. Chciało by się tak jak On.
    Pańskie komentarze bardzo są mi miłe, Panie Dyrektorze, jako pierwszej osoby, której nie znam osobiście, a która nie dość że komentuje, to jeszcze jej się podoba. Cuś pięknego. Liczymy na Szanownego Pana w ciągu dalszym. O ile nastąpi.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.