piątek, 8 listopada 2019

Najlepsze zdjęcie streetphoto 2019

Fot. Magda Chudzik, finalistka Urban Photo Awards 2019
Nienajgorzej. Niby źle, ale jednak całkiem całkiem. Ze street photo nie jest ostatnio w Polsce zbyt dobrze. W tym roku, z niewiadomych mi przyczyn nie odbył się konkurs Leica Street Photo, który powinien mieć numerek dziewiąty. Przykre. Nie zauważyłem także konkursu Polska Ulicznie, który przyniósł mi dwa lata temu wiele satysfakcji. Wiele satysfakcji, doprawdy, co opisałem TUTAJ. Może organizatorzy pokłócili się na temat tego, co to w ogóle jest street photo? Nikt tego do końca nie wie, nawet najstarsi górale. Ja tylko wiem, że daje mi to dużo radości w oglądaniu. Jest lekko ironiczne, zaskakujące i na ogół bardzo różnorodne, bo nie zdefiniowane. I wydaje się wolne. Trochę takie właśnie polskie, improwizowane, jak to u nas - nie wiadomo czy jeszcze zgodne z prawem, ale się próbuje i jakoś uchodzi. Na czuja.

Street photo to jest coś, co nie próbuje przekazać ci całej prawdy. Przekazuje tylko prawdy chwilowe, skojarzenia, spostrzeżenia, dziwne asocjacje. Raczej nikogo nie nawraca. Pokazuje tylko palcem - o zobacz tam! I za chwilę idziemy dalej. 

Może nawet jest zgodne z dzisiejszym życiem codziennym, w którym nie ma czasu czytać blogów, książek, opinii, ani niczego, co nie jest łatwym do przyswojenia znakiem, najlepiej zgodnym z naszymi poglądami.

W Polsce konkursów nie ma, zatem wiedziony jesienną nostalgią za streetphoto rzuciłem okiem na zagranicę. Na Triest. Na Urban 2019 Photo Awards, w ramach Trieste Photo Days - LINK. Niby zagranica, ale impreza przyjemnie międzynarodowa, wśród współproducentów imprezy dostrzegłem na poczesnym miejscu nie tylko Kraków Photo Fringe, Fotopolis, Raciborskie Centrum Kultury i krakowski "Pierwszy lokal na Stolarskiej po lewej stronie, idąc od Małego Rynku", ale także, ku swemu zaskoczeniu Dom Literatury w Łodzi. Ten Dom Literatury cicho siedzi i w ogóle się tym nie chwali, a tu taką szacowną imprezę wspiera. Oprócz nich także całe rzesze instytucji rodem geograficznym ewidentnie z dawnych Austro - Węgier: Czech, Słowacji, Serbii, Chorwacji, Węgier i okolic. Od razu swojsko się poczułem, jak za miłościwie nam panującego cesarza Franciszka.


Oczywiście też natychmiast doznałem estetycznej satysfakcji, przeglądając wszystkie dwieście dziewięć zdjęć finalistów, dwadzieścia zdjęć nagrodzonych i wyróżnionych, oraz jedno zwycięskie. Sęk w tym, że są powkładane nie do tych przegródek co trzeba. Ja bym to zrobił inaczej.


Spotyka się dwóch architektów na ulicy.

- O cześć! Kopę lat! Wieki się nie widzieliśmy!
- Cześć! Miło widzieć! Poznaj - to jest mój syn.
(krytyczne spojrzenie)
- Ja bym go zrobił inaczej.
              Krzysztof Gol Piotrowski

Prezesem jury w Trieście był pan Martin Parr, członek mej ulubionej agencji Magnum, człowiek legenda. Człowiek, który stworzył właściwie nowy styl w fotografii. Można by ten styl nazwać "na naturszczyka". Jego zdjęcia reportażowe jako pierwsze zwróciły się w stronę kiczu traktowanego dokumentalnie. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak zdjęcia z wakacji cioci Wiesi. Jest na nich zwykle ten badziew, tandetny blichtr, jaki cechuje wiele zdjęć wakacyjnych, okropne krzyczące i niedobrane kolory, a także na przeważającej większości potężne doświetlenie lampą błyskową pierwszego planu, zupełnie takie samo jakie serwują amatorom aparaty kompaktowe, kiedy wykryją że robi się zdjęcia pod światło. Martina Parra interesują przede wszystkim plaże, kurorty, wypoczynek zbiorowy i zabytki Które Musisz Odwiedzić, a także stragany wokół tychże zabytków. Celuje swoim obiektywem w amerykańskie kotyliony i flagi, w brytyjskie tatuaże i w chińskie podróbki wieży Eiffla, w supermarketowe zakupy. W skrócie celuje on w takie mniej więcej Mielna - Saint Tropezy polskiego wybrzeża, albo w inne Ibizy - Skorzęciny Morza Śródziemnego.



Fot: Martin Parr, Magnum.



Fot: Martin Parr, Magnum.
Fot. Martin Parr, Magnum.


Jego zdjęcia mają walor magnetycznego kuriozum, tak mocno odróżniają się od artystycznej przeciętnej, oprócz tego są jak wejście z ukrytą kamerą do hermetycznego świata, którego nikt nie zauważa, choć wszyscy widzą. Martin Parr robił takie zdjęcia już we wczesnych latach osiemdziesiątych, ta stylistyka rozpowszechniła się później szeroko, w sporej części dzięki Lomografii. Jednak Martin Parr jest jeden, a reszta to

epigoni.
Jego zdjęcia, choć w swym sensie dokumentalne, zahaczają bardzo mocno o street photo - kierują uwagę na chwilowe paradoksalne zestawienia, dziwne przypadki i kompozycje zestawiane z nieprzystających do siebie rzeczy. Nic dziwnego, że jako nestor uświetnił Urban Photo Awards w Trieście.


I Nagroda konkursu Urban Photo 2019, fot: Md Enamul Kabir
Charyzma szefa jury odbiła się jednak wyraźnie na werdykcie. Ewidentnie. Zwycięskie zdjęcie Md Enamul'a Kabir'a z Bangladeszu jest ewidentnie inspirowane stylistyką Martina Parra. Jest to oczywiście dobre zdjęcie, aczkolwiek moim zdaniem zbyt mało poruszające wyobraźnię, do czego street photo najbardziej jest stworzone. Chciałbym, żeby zdjęcie uderzało mnie jakąś dziwną historią, atakowało emocją, albo estetycznym kontrastem, żeby dostrzegało to co zwykłe a niedostrzegane. To zdjęcie takie nie jest, pomimo dobrych akcentów kolorystycznych. Przedstawia egzotykę, ale dla mnie zbyt płytką. Opowieść jaką można z niego wyczytać - jest krótka, skojarzenia płaskie. Świat jest różnorodny, a każdy kraj inny. Każdy kogut skończy kiedyś w rosole. Nie jestem w stanie wycisnąć z niego więcej. Nie jest też jakąś wyjątkowo przykuwającą uwagę kompozycją.
Do tego wszystkiego jest doświetlone światłem lampy błyskowej co ewidentnie nasuwa głupią myśl, że należy ją włączać, jeżeli celuje się w konkursy w których szefem jury jest Martin Parr.


Dodatkowo Md Enamul Kabir zrobił jedno jeszcze zdjęcie na konkurs, moim zdaniem lepsze, więcej mówiące, równie emanujące egzotyką, o lepszej, moim zdaniem, kompozycji i przyciągające kolorystyką. A przy tym nieco śmieszne - czego w street photo poszukuję.

Foto: Md Enamul Kabir
Każdemu wolno wyczytywać ze zdjęć to co chce. Zwłaszcza fotografowi - pomnikowi, jakim jest Parr. Uważam jednak, że wśród zdjęć finalistów jest co najmniej kilka lepszych. A jedno jest w ogóle najlepsze.
Sporo rodaków wzięło udział w konkursie. Zwycięzcą kategorii "Spaces" jest na przykład Marcin Giba, fotograf zdjęć dronowych, czytałem z nim kiedyś internetowy wywiad.


Fot: Marcin Giba

Zdjęcia Marcina Giby są niezwykle estetyczne kompozycyjnie, graficzne i zaskakujące kolorami, aczkolwiek dla mnie są odległe od street photo zarówno stylistyką, jak i sposobem zrobienia. Nawet biorąc pod uwagę kategorię "Spaces", w jakiej zwyciężyły. Niemniej - brawa dla fotografa!  Oprócz niego wśród finalistów znalazło się kilkoro jeszcze Polaków - Marzena Hans, Paweł Jędrusik, Michał Kowalczyk, Małgorzata Mikołajczyk, Irena Walania, Taida Tarabula i Anna Niemiec, znana mi wcześniej z Szerokiego Kadru geometryczna minimalistka. 



"Searchin for your own path". Fot: Anna Niemiec
O ile kategorie narodowe są w fotografii mało istotne (choć nie nieważne, bo przecież pochodzenie kulturowe kształtuje nasze spojrzenie na świat), to jednak  nie powstrzymam się ze stwierdzeniem, że narodowo trzymamy bardzo dobry poziom. Nie wszystkie zdjęcia z wybranych przez jury w Trieście są jakości takiej, jak prace polskich fotografów, zakwalifikowały się tam zdjęcia, hmmm... dość banalne, kilka z nich odwaliłbym w przedbiegach i nie dopuścił do konkursu. Ja bym to zrobił inaczej.
Ale ja nie o tym.
Jest w tym konkursie sporo prac, które chętnie bym wyróżnił. W jednym werdykcie zgadzam się z jury w całej pełni. W zdjęciu Jaume Escofet'a nagrodzonym "Honorable Mention". Fantastico! Street foto na całego, śmieszne, podpatrzone, a jak się zastanowić to nawet głębsze:


"Polityk". Fot. Jaume Escofet

Wśród nienagrodzonych finalistów jest sporo zdjęć, które jak magnes przyciągają moją uwagę, a niestety nie dostały żadnego "honorable mention". Na przykład zdjęcie pana Luki Corvino. Jest to przykład fotografii w której asceza jest doprowadzona do perfekcji - odejmijcie jeden element, a stanie zupełnie niezrozumiałe, zamilknie zupełnie, podczas gdy w oryginale opowiada historię. Dla każdego inną. 


"Untitled". Fot. Luca Corvino

Potężną siłę ma też fotka Ireny Walani. Dość często street photo bazuje na chaosie życia, posługuje się odbiciami w witrynach, lustrach, które odrealniają fotografię, szuka kompozycji złożonych z zupełnie niezwiązanych elementów, łącząc w całość rzeczy niełączalne. U pani Ireny, oprócz takiej mozaiki mamy dodatkowo wyraziste, harmonijne kolory, a przede wszystkim zaskakujące analogie kompozycyjne (ramię!).


"Pink intrigue". Fot. Irena Walania
Oj, rozdawałbym "honrable mentions", rozdawałbym! 

Zobaczcie sami, co Wy rozdalibyście. Zdjęcia finalistów są tutaj: https://urbanphotoawards.com/finalists-2019/finalists-2019-single-photos/


Przy okazji konkursu Urban Photo Awards natknąłem się też na fotografię, która trzepnęła mnie po głowie.

pani Magda Chudzik zgłosiła do konkursu pracę, która jest najlepszym zdjęciem streetphoto, jakie widziałem w tym roku. Powinno dostać pierwszą nagrodę. Ja ją ekskatedra przyznaję.


"Symmetry". Fot: Magda Chudzik

To zdjęcie przemawia zarówno formą, jak i treścią. Forma jest na pierwszy rzut oka istotniejsza, ale i metafizykę jakąś to zdjęcie włącza. Oto argumenty jednoosobowego jury Fotodinozy, przemawiające za tym obrazem:

-Zaskakujące ustawienie kontrastów. W przeciwieństwie do większości zdjęć, do jakich przyzwyczajone jest oko, to zdjęcie jest ciężkie u góry, a lekkie u dołu, pomimo tego, że jest zrobione w normalnej pozycji, z poziomym horyzontem. To oprócz fotografki także zasługa mgły. Złapanie tego zdjęcia we mgle daje także uwodzicielski kontrast pomiędzy głównymi motywami a delikatnym tłem.

-Fantastyczna, genialna rytmika struktur. Sam most we mgle już byłby niezły, ale dopełniony ósemką ze sternikiem stanowi źródło  jakichś dalekich i dziwnych skojarzeń. Kręgosłup? Szkielet wieloryba? Obcy ósmy pasażer Nostromo? W każdym razie jakaś forma animalna. Zaraz urwie się z tej symetrii, wylezie z tej mgły i nas zje.


-Idealna kompozycja. Linie prowadzące mostu celują w kajak i wzmacniają ten kluczowy element. Do tego wzmacniają jego absurd. Proporcje mostu i kajaka są także świetne - bardzo łatwo byłoby je zakłócić, używając np. innej ogniskowej obiektywu, celując z wyższego lub niższego poziomu. Autorka zrobiła to perfekcyjnie.


-Enigmatyczność. Mgła dodaje tajemnicy, odrealnia. Przenosi tę scenę na wyższe poziomy abstrakcji. Pytania same się cisną na usta - co to za dziwny most? (zauważcie dziwność tego mostu - to jest most który jakby nic nie niesie - sama konstrukcja, a gdzie ulica, tory, spód?) Dokąd płyną? Dlaczego w taką pogodę? Miasto na drugim brzegu, przesłonięte oparem sugeruje jakąś środkową europejskość. Ale może to przywidzenie tylko? Może to złuda białego oparu?


-Poezja i absurd: Płynęli. Przez chwilę stworzyli kompozycję idealną z mostem. Zniknęli we mgle.


Howgh!


Zdjęcie to, pomimo kompozycyjnego wypracowania wpisuje się moim zdaniem świetnie w nurt fotografii streetowej. Ma w sobie nutę ironii, nie dokumentuje na poważnie, a jedynie celnie zauważa zagadkowe i chwilowe związki. 


I jakoś tak lepiej się człowiekowi robi, jak ogląda takie zdjęcie.

Przynajmniej nie musi wiosłować we mgle.

Fabrykant


P.S. Na moim drugim blogu o motoryzacyjnych gratach Motodinoza ukazała się właśnie Wielka Historia Przegrywu - tj. tekst o Alfie Romeo Novanta jest TUTAJ

P.S. II
Strona internetowa konkursu Urban Street Photo:
 https://urbanphotoawards.com

7 komentarzy:

  1. Podkreślając enigmatyczność zdjęcia pani magdy należy odkryć jego wyższy poziom. Jak się dobrze przyjrzeć to nad tym mostem są jakby postacie 5 gimnastyków, uprawiające jakby akrobację. W górnym rzędzie gimnastyk zwisający z kołem, na lewo od niego, robiący jakiś piruet, koniżej, jakby skaczący na jednej nodze... Czary mary... A z innej, poruszonej tu beczki (śmiechu?) - czy nie także konkursu Polska Ulicznica? Jak np. Miss "Pretty Women"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten most to Kładka "Bernatka w Krakowie, łączy kazimierz z podgórzem, jest mostem pieszo-rowerowym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stąd brak "ulicy, torów, spodu"
      tzn spody są dwa ale nie idą środkiem lecz zewnętrzami
      teoretycznie jeden jest dla cyklistów , a drugi dla pieszych , ale oczywiście rowerzyści mają to w dupie

      tak to wygląda z góry w guglach

      https://www.google.pl/maps/@50.0471979,19.9468752,3a,60y,180h,90t/data=!3m6!1e1!3m4!1stDRX864eBjk--oY6CnPe-w!2e0!7i13312!8i6656

      Usuń
  3. Zieeew... ja bym to zrobił inaczej :-)
    https://flic.kr/p/AeRPvF

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.