piątek, 25 października 2019

Top 15 najważniejszych aparatów w historii fotografii cyfrowej (część 1)

Wiecie ile lat ma już fotografia cyfrowa? Nie domyślicie się! 
Nie wiadomo ile. 
Ale z pewnością nie mniej niż 44 lata. A raczej więcej. O kłopotach z ustaleniem palmy pierwszeństwa w dziedzinie fotografii możecie poczytać na Fotodinozie - TUTAJ. Była to technika mająca wielu ojców i wiele matek, a z tych ojców i matek narodziło się wiele dzieci. Nie wszystkie są uznane za pochodzące z prawego łoża i nie wszystkie były udane. Niektóre wcale nie istniały, ale nie przeszkadzało im to być kamieniami milowymi cyfrowej fotografii. Takie to paradoksy, proszę Państwa!
Nie ma też światowej zgody co do tego, jakie były najważniejsze aparaty na tej drodze. Nie ma jasności.

Bo nie mam jasności w temacie Marioli
Nie mam jasności - i dość mnie to boli..
Jak ona mówi - Te, nie rób mi wioski!
To daje dowód ironii, czy troski?
(...)
Wyczuj ten klimat, bo z tobą wymięknę!
I niech to dojdzie do ciebie powoli:
Że życie właśnie dlatego jest piękne,
Że nie ma jasności w temacie Marioli!

             Wojciech Młynarski

Nie ma jasności, ale są przebłyski w temacie aparatów cyfrowych. Można sobie wybrać po prostu, subiektywnie, własny wybór kamieni milowych, co do których ma się własne, subiektywne przekonanie, że były najistotniejsze. A przynajmniej najbardziej obrazowe.
Dość istotne w tym wszystkim jest określenie, co to jest aparat cyfrowy. Bo zanim były dzisiejsze aparaty cyfrowe, była przecież i telewizja i wideo i zdjęcia elektroniczne i skanowanie telewizji. Za sprawą wiernego czytelnika Benny'ego uznałem, że aparat cyfrowy to urządzenie produkujące pliki, które mogą być odczytane przez komputer. Przy każdym aparacie zaznaczam zatem, czy takowe produkował.
Dość tych wstępów! Oto mój worek kamieni milowych. 
15 najważniejszych aparatów cyfrowych w historii fotografii:




1. Łuna 3, Krasnogorskij Mechaniczeskij Zawod. 1959 rok.
Wczesna fotografia cyfrowa wzięła, tak naprawdę, bardzo dużo z telewizji. Nawet więcej z telewizji, niż z fotografii analogowej na film. A i z techniki skanowania wzięła dużo. Nie obyłoby się bez różnych pomysłów na skanery, które to pomysły sięgają jeszcze czasów międzywojennych. Łuna 3 dość spektakularnie skorzystała z powyższych wynalazków.
Łuna 3 to nie jest nazwa aparatu. To radziecka sonda kosmiczna wysłana w październiku 1959 roku na okrążenie Księżyca. Na pokładzie znajdował się specjalny, ale klasyczny aparat na film 35mm, z podwójnym obiektywem, a raczej z dwoma przemiennymi - 200mm f/5,6 i 500mm f/9,5. Z tego pierwszego dało się uzyskać z Łuny-3 zdjęcia całej tarczy Księżyca, a z drugiego - zbliżenia fragmentów.




 Sonda musiała być stabilizowana silnikami, żeby zatrzymać swój ruch wirowy i móc skierować obiektywy w stronę satelity Ziemi. Aparat strzelił automatycznie 29 klatek, następnie film został przewinięty do automatycznego wywołania, utrwalenia i osuszenia. Był to zapewne pierwszy fotolab, który opuścił planetę Ziemia. Następnie negatyw został naświetlony lampami katodowymi na fotopowielaczu lampowym, który zamienił jasne i ciemne partie zdjęcia na impulsy elektryczne. Te zostały wysłane radiowo na Ziemię, jako sygnał telewizji wąskopasmowej. Aparaturę skonstruował producent aparatów Zenit i Zorka 5 (z której, jak wiadomo, strzeliłem kilka zdjęć) zakłady KMZ z Krasnogorska.





Aparatura odbiorcza do sygnałów z sondy.

 Bez wynalazku telewizji wąskopasmowej, dokonanego w USA dwa lata wcześniej Łuna-3 niewiele by zdziałała. A najlepsze jest to, że użyty w Łunie-3 film był amerykański! Pochodził - ta dam!- z przechwyconych w Sowieckiej Rosjii balonów szpiegowskich USA. Był odporny na temepraturę i promieniowanie. 
Sonda Łuna-3 spaliła się w atmosferze ziemskiej. Ale zanim się spaliła, przekazała na Ziemię 12 lub 17 zdjęć (różne źródła różnie podają) z ciemnej strony Księżyca. Dzięki temu ludzkość zobaczyła ową ciemną stronę po raz pierwszy w swej historii.

Czy był sprzedawany? - nie
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - nie




2. Nieistniejący aparat cyfrowy Eugene F. Lally'ego. 1961 rok.
Pan Eugene Lally, to był gość, o którym nikt nie wie, a wszyscy używają jego wynalazków. W latach dziecięcych dostał aparat Kodak Brownie, który spowodował jego zainteresowanie fotografią i techniką. W wieku 14 lat (!!!) wynalazł on metodę korekty czerwonych oczu na zdjęciu, za pomocą błysków stroboskopowych. Mamy ten bajer aktualnie w każdym aparacie, a o tym kto go wynalazł - nie mamy pojęcia. To jednak było nic, wobec jego późniejszych pomysłów.


 Lally został elektronikiem, a potem przeniósł się do Kaliforni, by wziąć udział w amerykańskim programie kosmicznym. Był tam naukowcem, publikującym dla NASA swoje pomysły na eksplorację kosmosu. Miał szerokie horyzonty- zaproponował koncepcje statków kosmicznych, schemat załogowych misji marsjańskich, pomysł komunikacji satelitarnej i napędu jądrowego rakiet. Generalnie NASA do dziś czerpie garściami z jego pomysłów.
W 1961 roku wygłosił referat na temat wynalezionej przez siebie metody automatycznej nawigacji w kosmosie, za pomocą urządzenia śledzącego konstelacje gwiazd i zmiany ich położenia. Urządzenie miało być oparte na (nieistniejących jeszcze ówcześnie) czujnikach fotooptycznych, zamieniających światło na komputerowy sygnał i mogło być wykorzystywane do niemal kompletnego sterowania statkami kosmicznymi, włączając w to lądowniki.   Aktualnie wykorzystywane w nawigacji kosmicznej urządzenia są bezpośrednim rozwinięciem pomysłu Eugene Lally'ego. Przy okazji tego wykładu Lally napomknął o aparatach.
Napomknął, że z pomocą koncepcji jego czujników fotooptycznych da się zbudować także aparat nie wykorzystujący filmu i chemii, tylko impulsy elektryczne zapisywane w pamięci urządzenia, zamieniane na kody binarne, z łatwą możliwością analizy i przesyłania. Elementy fotooptyczne Lally zamierzał zgromadzić w układzie zwanym przez niego "mozaiką". Był to pierwszy pomysł na matrycę, jaką dziś każdy z nas ma w swoim aparacie, kamerze czy smartfonie. Eugene Lally na swoim wykładzie nazwał swoją koncepcję "fotografią cyfrową". Było to pierwsze użycie tych słów w historii.
Wykład, zamieszczony w periodyku naukowym American Rocket Society przeczytano w Bell Laboratories. Kilkanaście lat później Fairchild Semiconductors, wykorzystując doświadczenia Bella skonstruowało pierwsze półprzewodniki, z których dało się zbudować matrycę światłoczułą. Zwrócili się do Lally'ego z propozycją współpracy nad tym pomysłem. Ten, zajęty ówcześnie przy lotach kosmicznych, odmówił. Skierował ich do Kodaka.

Czy był sprzedawany? - nie
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - dawałby, gdyby istniał.






3. Thomas M McCord, James A Westphal. 1972 rok.

Już myśleliście, że teraz będzie o Kodaku. Ale nie. Zanim w Bellu i Fairchild Semiconductors zbudowali i dopracowali swoje elementy optyczne do matryc CCD, dwóch naukowców amerykańskich, jeden z MIT, drugi z CalTech zbudowało swoją matrycę - lampę na bazie krzemu, a potem napisało artykuł do "Applied Optics". Była to matryca typu Vidicon 256x256 pikseli, jaką stosowano w urządzeniach telewizyjnych, sczytywanie obrazu odbywało się tam za pomocą bombardowania krzemu elektronami, tak samo jak w lampie telewizyjnej.
Sygnał był, tak jak w dzisiejszych matrycach, zamieniany na cyfrowy. De facto można by zapewne uzyskać dziś z tego aparatu pliki RAW, czy TIFF, które ówcześnie jeszcze "nie były w obiegu". Najprawdopodobniej był to pierwszy w historii sprzęt dający cyfrowe zdjęcia, zdolne do odczytania przez komputer.
 Wadą matrycy McCorda i Westphala były wysokie szumy, a zaletą - niezwykła wprost wydajność w sczytywaniu światła. Teraz uważajcie - wydajność owej, pięćdziesięcioletniej niemal matrycy przekraczała mniej więcej dwa razy wydajność dzisiejszych aparatów komercyjnych. Sczytywała ona bardzo szerokie spektrum światła z wydajnością ponad 80 %, dzięki czemu nadawała się wspaniale do astronomii.
(Pan James Westphal został w tej branży na dłużej, był później jednym z współtwórców teleskopu Hubble'a)
 Zbudowano kilka egzemplarzy aparatu McCorda i Westphala, a ich macierzysty Massachusets Institute of Technology rozwijał dalej ten sprzęt. Już druga generacja potrafiła wyświetlić obraz na monitorze już kilka sekund po zrobieniu zdjęcia. Czterdzieści siedem lat temu!

Czy był sprzedawany? - nie
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - tak





4. Steven Sasson - Kodak. 1975 rok.
Najbardziej nagłośniony "pierwszy aparat cyfrowy na świecie". Nagłośniony za sprawą Kodaka, ale też licznie cytowanych wpisów w Wikipediach, gdzie za taki jest uważany. Kodak, jak wiadomo, jest firmą, która postawiła na nogi i sprowadziła pod strzechy fotografię klasyczną - dzięki jego wynalazkom i produktom użytkownikami fotografii zostali zwykli ludzie, a nie specjalizowani chemicy i bogaci zapaleńcy - kilka akapitów wyżej wspomniałem Kodaka Brownie, aparat, który był pierwszym tanim i łatwym w obsłudze sprzętem na rynku. Nic dziwnego, że w latach 70-tych król fotografii analogowej  Kodak zatrudniał u siebie samych chemików i mechaników. Kodak był monopolistą w wielu dziedzinach, między innymi w dziedzinie współpracy z NASA i rządem USA, skonstruował dla agencji nie tylko system fotomapowania księżyca, ale i wyposażenie satelitów szpiegowskich dla CIA. W połowie dekady było już głośno o raczkujacych pomysłach na obrazowanie bez użycia chemii, zatem zatrudniono w firmie kilku wyróżniających się inżynierów elektroników, bo Kodak na wszelki wypadek chciał sprawdzić możliwości. To, że nie traktował fotografii jako priorytetu widać było po budżecie na ich działania - był właściwie zerowy. 
Który z inżynierów jako pierwszy zaprojektował i wykonał prototyp aparatu cyfrowego - nie wiadomo. Przyjmuje się, że Steven Sasson, choć mógł to być również David Lewis, pracujący w innym laboratorium. Jedno jest pewne - nie powstałby żaden aparat, gdyby nie matryca CCD z półprzewodników czułych na światło. Taką skonstruowało Fairchild Semiconductors, według pomysłów Lally'ego sprzed ponad dekady. Matryce produkowano i pracownicy Kodaka mogli je wykorzystać do budowy aparatu, po tym jak wyprosili u szefostwa ich zakup. Sasson korzystając z odpadów z laboratorium kosmicznego Kodaka zbudował swój prototyp. Podobno zaglądał w tym celu nawet do śmietnika. 




Pierwsze zdjęcie uzyskano 12 grudnia 1975 roku. Niestety zdjęcie znane z Wikipedii jako "pierwsze zdjęcie cyfrowe" (chłopiec z psem) nie było pierwsze. Wikipedia kłamie. Pierwsze było portretem sekretarki laboratorium Joy Marshall, niestety nieudanym.
Co dalej z prototypem? Myślicie, że Kodak natychmiast rzucił wszystkie siły do rozwoju tego pomysłu? Niestety nie. Po zapytaniu Sassona, kiedy spodziewa się wprowadzenia aparatu cyfrowego do produkcji ten stwierdził, że za około piętnaście lat (w domyśle miał zapewne słabe siły swojego trzyosobowego zespołu). Po tym dictum szefowie kazali odłożyć projekt do archiwum. Nie uwierzycie - zapomniano o nim na dwadzieścia lat, po drodze zdążono nawet zgubić ów prototyp. Dopiero w 2001 roku Sasson dostał od Kodaka nagrodę za innowacyjność, a jego model został z pompą ogłoszony pierwszym aparatem cyfrowym. Jak widzimy po tym zestawieniu - nie była to do końca prawda.
Możemy spekulować, czy gdyby Kodak zainteresował się mocniej swoim wynalazkiem nie istniałby do dziś jako hegemon rynku fotograficznego, a nie firma, która swoim logo branduje smycze, pendrive'y i chińskie aparaciki. Ale o tym już kiedyś było na blogu - LINK

Czy był sprzedawany? - nie
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - tak






5. Cromemco Cyclops. 1975 rok.
Ten aparat rozwala system. Demoluje wszystkie narracje. Chodzi głównie o narracje Sony, Fuji, Casio, Nikona, czy nawet Kodaka, które twierdzą, że wypuściły na rynek pierwszy aparat "cyfrowy", "elektroniczny", czy też pierwszy "w pełni cyfrowy". Wszystko przy nim blednie. Był to nie tylko pierwszy aparat cyfrowy, jaki mógł kupić każdy przeciętny Kowalski (a nie NASA, CIA, czy US Army), ale był to pierwszy naprawdę i w pełni cyfrowy aparat wypuszczony na rynek. Naprawdę naprawdę. Czterdzieści cztery lata temu. Miał tylko jedną małą wadę - dość słabo działał. Jak sama nazwa wskazuje - nie był produktem żadnej wielkiej formy fotograficznej, czy elektronicznej. Było to dzieło zapaleńców, którzy swoje pomysły przekuli w skromny dość biznes, jednak realny. Ponieważ na rynku, jak się wspomniało powyżej, pojawiły się półprzewodnikowe elementy elektroniczne, panowie Roger Melen, Terry Walker i Harry Garland wzięli czułe na światło krzemowe elementy komputerowe MOS i stworzyli z nich matrycę 32x32 piksele. Dodali układ elektroniczny zamieniający światło na sygnał zero-jedynkowy, tak by mógł być zrozumiały dla komputera Altair 8800. Całość opisali w "Popular Electronics" jako urządzenie peryferyjne do tegoż komputera. Wkrótce nawiązali współpracę z twórcą Altair'a, a ponieważ mieli nadzieje na komercjalizację swej idei, w przeciwieństwie do Stevena Sassona - przyłożyli się do wdrożenia produktu, pomimo jego garażowego pochodzenia. Aparat, by stworzyć zdjęcie, kilkukrotnie sczytywał odczyt z pikseli matrycy, żeby stworzyć obraz w odcieniach szarości. Oczywiście to trwało nieco czasu. Do tego finalnym produktem był obrazek o 1024 pikselach (0,001 Megapiksela - porównajcie tą wartość z dzisiejszymi, najsłabszymi aparatami). Mimo wszystko na ekranach ówczesnych komputerów, o rozdzielczości 320x240 zdjęcia były nawet całkiem niezłe (podziękowania za korektę tego faktu dla Benny'ego), dopiero dzisiaj zostałyby uznane za erzatz wielkości znaczka pocztowego. Chęć posiadania takiego cacka skłoniła kilkaset osób do zakupu. Sprzęt, wraz z dodatkowym kontrolerem kosztował 590 $. Sprzedawane były również komponenty do samodzielnego złożenia i jeśli byłeś zdolny, mogłeś kupić sobie same części do zbudowania kamery, a kontroler wydziergać samodzielnie, według schematu z "Popular Electronics".
Cromemco Cyclops nie był idealnie działającym aparatem. Ale był aparatem działającym na zasadzie idealnie takiej, jak aparaty dzisiejsze. W technice 100% cyfrowej. I do tego można było go kupić.

Czy był sprzedawany? - tak
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - tak





6. Sony Mavica prototyp. 1981 rok.
Sporo osób twierdzi, że to pierwszy aparat cyfrowy na rynku. Nieprawda, choć jest to aparat bardzo istotny dla historii fotografii. Był pierwszym zwiastunem wiosny, wiosny aparatów cyfrowych, wieszczącym, że fotografia elektroniczna jest już bliska zejścia pod strzechy przeciętnego konsumenta. Z Mavicą jest trochę tak, jak z komunikatem Radia Erewań - nie na Placu Czerwonym, tylko na Placu Lenina, nie zegarki, tylko rowery i nie rozdają, tylko kradną. Nie była pierwszym aparatem na rynku, bo powyższy Cyclops temu przeczy swym istnieniem, nie była "na rynku", bo nikt nigdy nie kupił żadnej Maviki z 1981 roku - była prototypem przedstawionym na wystawie Photokinia, no ale najważniejsze - nie była w pełni aparatem cyfrowym w dzisiejszym rozumieniu. Czym zatem była?
Sony było jednym z pionierów wprowadzaniu na rynek techniki wideo. Dokonało tego już w 1965 wypuszczając czarno biały system wideo do użytku domowego PV-2000, nagrywający sygnał na taśmie magnetycznej w szpulach (odtwarzacz wideo przypominał magnetofon szpulowy) - był to pierwszy "popularny" produkt tego typu. Sony przez następne dwadzieścia lat stało się czołowym producentem magnetowidów i kamer i wypromowało swój system Betamax. Kamery z początku oparte były na lampach typu telewizyjnego, a zapis obrazu odbywał się analogowo na taśmie magnetycznej. Później wprowadzono do wideo światłoczułe matryce typu CCD. Było zasługą inżyniera Sony, pana Shigeyuki Ochi, że ktokolwiek zainteresował się fotooptycznymi własnościami krzemowych elementów CCD i tego, że zamieniają światło na sygnał elektryczny. Sony prowadziło badania nad CCD od 1970 roku i w 1980 wypuściło swoją pierwszą kamerę wideo opartą na półprzewodnikach krzemowych własnej produkcji. 
Od tej techniki wideo niewiele już brakowało do skonstruowania aparatu, który rejestrowałby nieruchomy obraz na podobnej zasadzie. 
Taka właśnie była pierwsza Mavica.
Mavica oznaczało skrót od Magnetic Video Camera i była to de facto kamera wideo, wyposażona odpowiednio, by rejestrować zrzut pojedynczej klatki. Matryca miała rozmiar 570x490 pikseli i fizyczne wymiary 10 x 12mm, przesłona regulowana była ręcznie, a migawka ustawiona na stały czas 1/60 sekundy, pozwalający dostosować rejestrację do limitów ustalanych przez technikę wideo, czyli tzw podwójny przeplot pola. Telewizja i analogowe wideo skanują i wyświetlają na ekranie telewizora naprzemiennie parzyste i nieparzyste linie z matrycy, dając naszemu oku odpowiednią iluzję obrazu, a przy okazji zmniejszając migotanie ekranu i dając wrażenie wyższej rozdzielczości - komponenty Maviki były dostosowane do złapania obu przeplotów (parzystego i nieparzystego) na jednej klatce. Zapis jaki był rejestrowany, to analogowe, telewizyjne NTSC. Da się go ładnie wyświetlać na telewizorach, jednak z założenia nie jest formatem przystosowanym do komputerów. Aparaty oparte na technice wideo zostały wkrótce nazwane still-camera, lub still-digital-camera.




Sony Mavica rejestrowała obrazy na dyskietkach dwucalowych, razem z aparatem wprowadzonych na rynek przez Sony i nazwanych Mavipak. Na dyskietce dało się zapisać około 50 kolorowych zdjęć. Co ciekawe możliwa była wielokrotne naświetlenie jednej "klatki" nawet do 20 razy. Jakość była oceniana ówcześnie na spełniającą najwyższe standardy telewizyjnych ekranów, zatem niezła. Do tego wszystkiego prototyp wyposażono w wymienne obiektywy - zaprezentowano 25mm f/2, 50 f/1,4 i zoom 16-65mm f/1,4.
 Mavica była jednym z pierwszych aparatów elektronicznych zaprezentowanych publicznie i z pompą, oferując "widoki" na komercyjny aparat dla każdego, zrywający z tradycją kliszy fotograficznej. Żadna inna firma nie zdecydowała się wcześniej na takie deklaracje i pojawienie się Maviki na prezentacji w Tokio było ostrogą wbitą w tłusty bok całej konkurencji. Cała branża fotograficzno - elektroniczna dostała nagłego przebudzenia i od tej prezentacji zaczęły się szeroko zakrojone badania rozwojowe i wyścig - kto pierwszy zarobi na nowym pomyśle. Czy był to aparat cyfrowy? Nie w dzisiejszym rozumieniu. Nie dawał plików komputerowych, tylko obrazy telewizyjne.

Na marginesie Maviki, należy wspomnieć o zakulisowych targach, jakie odbyły się pomiędzy Sony, a Malcolmem G. Campbellem. Pan Campbell, Nowozelandczyk w roku 1979 wymyślił i opatentował, a co lepsza wykonał "przedprototyp" oparty na identycznych jak Mavica założeniach. A co jeszcze lepsza - jego patent zawierał nie tylko wyświetlacz lcd do zdjęć (zrealizowany ponad dziesięć lat później), ale i wymienne "moduły pamięci magnetycznej". Campbell przez trzy lata peregrynował w Japonii od Toshiby i Hitachi przez National i Sony, żeby owe firmy pomogły mu zbudować prototyp, wszędzie odbijał się od ściany. W 1981 dopiero Sony skontaktowało się z nim listownie i (zapewne, bo tego nie wiadomo) dogadało w sprawie patentu.

Czy był sprzedawany? - nie
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - nie




7.Fairchild All-Sky Camera. 1981 rok.
Pomyślmy. Gdzie w roku 1981 można było wyświetlić zdjęcie cyfrowe? Odpowiedź - prawie nigdzie. W 1981 roku IBM wypuścił dopiero pierwszy swój PC (Personal Computer) 5150. Pierwsze popularne proste komputery domowe Commodore i ZX Spectrum miały ukazać się dopiero za rok - dwa. W roku, w którym wprowadzono w Polsce stan wojenny komputery mieli właściwie na całym świecie wyłącznie profesjonaliści. Za to zdjęcie w technice still-camera (wideo, zapis magnetyczny) można było oglądać na licznych ekranach telewizyjnych w każdym domu. Nic dziwnego, że cała para komercyjnego wykorzystania elektronicznej fotografii poszła w stronę wideo i telewizyjną, z zapisem analogowym.





Tymczasem nad zamianą obrazu na sygnał komputerowy, binarny, również pracowano równolegle, tyle że nie liczono na komercyjne sukcesy tegoż. Zajmowali się tym naukowcy, producenci półprzewodników krzemowych i uniwersytety. Wyżej wspomniało się o pracach panów McCorda i Westphala, którzy sygnał z lamp telewizyjnego typu zamieniali na cyfrowy.
Jednym z pierwszych udokumentowanych przypadków użycia techniki cyfrowej stanowiły działania na Uniwersytecie w Calgary, wspierane i promowane przez Fairchild Semiconductors. Z początku szły podobnym torem do działań wymienionych wyżej konstruktorów. Pierwsze aparaty do obserwacji astronomicznych zbudowano tam w 1977 roku także na bazie lamp. W 1981 roku do kolejnej wersji wstawiono już jednak matrycę CCD, produkcji Fairchild, o rozdzielczości 100x100 pikseli. Ponieważ na uniwersytetach posiadano wysokiej (jak na tamte lata) mocy komputery, służące do analizy nieba, konstruktorzy przekształcali analogowy sygnał z matrycy na dane zrozumiałe dla komputera. De facto zbudowali sprzęt działający na zasadzie identycznej, jak pierwsze w pełni cyfrowe aparaty - sygnał z matrycy, zapisywany cyfrowo. Urządzenie posłużyło do obserwacji zórz polarnych.
Czy był sprzedawany? - nie
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - tak







8. Canon RC-701. 1986 rok.
Najprawdopodobniej był to pierwszy aparat still-digital-camera jaki był sprzedawany w sklepach. Są pewne wątpliwości, bo wcześniej (1984 rok) weszła na rynek kamera wideo firmy Poynting Products, która potrafiła robić "zrzut" pojedynczej "klatki" obrazu, jako elektronicznego zdjęcia. Jednak Poynting Products FS-2505 Digital Freeze Camera było urządzeniem raczej specjalistycznym, sprzedawanym głównie fabrykom i przystosowanym do analizy ciągów technologicznych. Canon natomiast był elektronicznym kompaktem z wymiennymi obiektywami, dostępnym dla każdego, kto miał jedyne 2500 dolarów do wydania. Wymienne obiektywy 11-66mm f/1,2, 50-150mm f/2,8 i 6mm f/1,8 również były słono płatne (700 - 800 $), a ich jasność i milimetraż wskazują, że matryca aparatu nie była zbyt dużych rozmiarów. Rzeczywiście, był to przetwornik CCD firmy Texas Instruments o rozdzielczości poziomej 780 pikseli, wielkości 6,6 na 8,8 mm. Aparat zapisywał zdjęcia systemem analogowym na specjalnych dyskietkach. Do ich odczytania potrzebny był także rejestrator, za następne 2800$, oraz odtwarzacz/transmiter, podłączany do telewizora i linii telefonicznej, za jedyne 27000$ (słownie - dwadzieścia siedem tysięcy dolarów). Kto potrzebował, mógł kupić specjalną drukarkę z laminatorem. Ceny były zaporowe dla użytkowników prywatnych, ale stanowiły łakomy kąsek dla redakcji gazetowych i agencji prasowych (wysyłanie zdjęć telefonem na odległość). Pożądanie zostało wzmocnione użyciem prototypu Canona na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku, skąd inżynierowie przesłali 50 zdjęć z męskiego maratonu do redakcji japońskiej gazety Yomiuri Shimbun. Użyto telefonu samochodowego, który zepsuł się w czasie transmisji, inżynierowie Canona musieli przerzucić się na zwykłą telefoniczną linię miejską.  Ale udało się. Przesłanie zdjęcia czarnobiałego zajęło 6, a kolorowego 24 minuty.



 Sukces zdopingował maksymalnie Canona do wysiłków nad RC-701, zwłaszcza, że na tych samych igrzyskach pojawiły się prototypowe aparaty still-digital Sony.
RC-701 mógł robić zdjęcia z prędkością aż 10 klatek na sekundę, a migawka miała czasy od 1/8 do 1/2000 sekundy. Można było także stosować wielokrotną ekspozycję klatki. Obiektywy dedykowane pasowały wyłącznie do owego Canona, ale za pomocą adaptera można było podłączyć wszystkie 64 obiektywy canonowskie z bagnetem FD, choć niemal co do jednego stawały się na tym aparacie teleobiektywami. 6mm odpowiadało 24mm na pełnej klatce.
Sprawa pierwszeństwa w sprzedaży aparatu elektronicznego jest do dzisiaj wyrywana z rąk do rąk przez producentów, bo w tym samym 1986 roku pokazała się produkcyjna Sony Mavica MVC- A7AF, jak i Nikon SVC w kooperacji z Panasonikiem, a także kilka innych still-camer. Canon twierdzi jednak, że jego aparat trafił do sprzedaży w kwietniu 1986 roku. Ciekawe czy to prawda, czy tylko data wystawy Photokina na której był prezentowany.
Czy był sprzedawany? - tak
Czy dawał pliki do odczytania na komputerze? - nie


Tu zakańczam chwilowo Top 15 najważniejszych aparatów cyfrowych (Tu przerwał, lecz róg trzymał, wszystkim się zdawało...). Dalszy ciąg się pisze. A wy pozostańcie zadumani nad problemem: co jest, a co nie jest aparatem cyfrowym. No i oczywiście bądźcie nastrojeni na nasze fale.

Stacja Vavamuffin ciągle nadaje
Fale na których przepłyniesz przeciwności

Fabrykant

P.S.
Będę bardzo wdzięczny za wszelkie podlinkowania i polecenia artykułu. Został napisany pro publico bono - niech się rozpowszechnia!

Zapraszam na Facebooka Fotodinozy. Tam się czasem coś dzieje:

https://www.facebook.com/fotodinoza/

Część druga ukaże się za jakiś czas. James Bond will be back.



Źródła i źródełka:

http://mentallandscape.com/L_Luna3.htm

https://www.digitalkameramuseum.de/en/history

http://www.digicamhistory.com/1991.html

14 komentarzy:

  1. bardzo fajny artykul! czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy!
    z ciekawostek nadmienic moge, ze mam magnetowid szpulowy Sony :) z 10 lat temu go nawet uruchomilem, i nagralem na jednej szpuli pol Gangu Olsena z telewizji (tyle sie zmiescilo) jakosc nagrania nadspodziewanie dobra (oczywiscie czarno-biala) w tamtych latach musialo byc to naprawde niesamowite! orginalnej kamery niestety nie mam :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Na poważnie - ciekawe ile informacji dało się wyciągnąć z tego zdjęcia ciemnej strony księżyca. A może to tylko tak na pokaz, że się dało?
    Wygląda to na Pieguska położonego na spranych dżinsach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w owczesnych czasach mniejwiecej podobnie wygladaly wszelkie lotnicze zdjecia szpiegowskie, nad tym siedzial sztab ludzi i wypatrywali wyrzutni rakiet i sprzetu zabunkrowanego w buszu, i dawali rade, takze nie zdziwil bym sie gdyby to zdjecie tez mialo wielka wartosc poznawcza (i pewnie mialo) zreszta sam fakt, ze to polecialo, zrobilo zdjecia ktore zostaly wywolane i przeslane, w czasach gdy u nas na wsiach zazwyczaj nawet pradu nie bylo to zasluguje na najwyzsza pochwale!

      Usuń
    2. @Hurgot: Pan nie żartuje z poważnych osiągnięć technicznych! Ja i dzisiaj nie potrafiłbym wymyślić, jak takie zdjęcie zrobić.
      Nawet jeśli chodziło o symbol - nie ciekawiłoby Pana Szanownego jak wygląda druga strona tego gościa, co się na niebie uśmiecha? Mimo wszystko uważam, że to był wyczyn. Poza tym Benny ma rację - to zdjęcie z obiektywu "szerokokątnego", z tego drugiego było lepsze zbliżenie i pewnie na jego podstawie dało się wyrysować jakieś mapy (fragmenty).

      Usuń
    3. absolutnie nie było moim celem żartowanie z osiągnięć - osiągnięcie doceniam, wiem, że od czegoś trzeba zacząć itd.
      a spodziewałem się odpowiedzi np. takiej: po zeskanowaniu zdjęcia do dzisiejszych standardów utracono sporo z oryginalnej jakości; albo lekarz na USG widzi jeszcze mniej ;)

      Usuń
    4. Oryginalna jakość jest zapewne tajna. Zna ją tylko KGB, wydział lunaryczny.

      Usuń
  3. tak sobie teraz jeszcze wlasnie przypomnialem, ze w technikum przesylalismy sobie z kolega przez CB-Radio obrazki wlasnie przy uzyciu SSTV (slow scan television) i programikiem CromaPIX na windows95. nie wymagalo to w zasadzie zadnej jakosci sygnalu - tzn jesli sie wogole dalo dogadac (z szumami znanymi z CB) to obrazek bez problemu sie przesylal - podlaczalo sie wyjscie na zewnetrzny glosnik w CB-radiu do wejscia karty dzwiekowej przez potencjometr i kondensator i juz mozna bylo odbierac!
    i tak sobie teraz pomyslalem... moze to SSTV mialo pierwowzor wlasnie w kosmosie? i bingo!
    https://en.wikipedia.org/wiki/Slow-scan_television
    https://pl.wikipedia.org/wiki/SSTV
    wlasnie na Łunie-3 mialo pierwsze powazne zastosowanie!

    OdpowiedzUsuń
  4. tu jeszcze bardzo fajny dokladny opis SSTV wraz z historia i pierwszym przeslanym zdjeciem!
    http://www.sstv-handbook.com/download/sstv-handbook.pdf

    przy okazji jest tam tez opis "faksymilii" pogodowej... w zasadzie teraz dopiero sie dowiedzialem co to takiego... a kiedys na allegro byla bardzo tanio do kupienia taka faksymilia i to w dodatku Nagra! i nie kupilem :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Benny, powinien Pana Morawiecki zatrudnić w programie Narodowego Samochodu Elektrycznego. Zaraz by Pan coś zmajstrował i rząd mógłby ogłosić sukces.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to akurat bardzo proste, kupil bym melexa (jest na ramie) orginalne nowe nadwozie sprzedal, poszedl do jakiejs akademii sztuk pieknych i na prace dyplomowa niech by zaprojektowali nieco nowoczesniejsze wcielenie Beskida (za ktorym tak wszyscy teksnia), potem z projektem udal sie do zakladow naprawczych lodzi i motorowek zeby zrobili takie laminatowe nadwozie o rozstawie osi pasujacym do ramy melexa, skrecil do kupy i gotowe :)

      Usuń
    2. Benny na ministra Przedsiębiorczości i Technologii!!!

      Usuń
    3. ja zawsze powtarzam cytat z Gangu Olsena "z polityki są same nieszczęścia"
      ale bedac ministrem staral bym sie stworzyc choc namiastke raju dla graciarzy :) w pierwszej kolejnosci przywrocil mozliwosc czasowego wyrejestrowania, to bylby warunek oddania mojego prototypu melexobeskida "ku chwale rzadu" :) !
      poza tym pokazal bym tym leszczom co to prawdziwa racjonalizacja! (oj chyba by tego nie chcieli, skonczyly by sie "cieple posadki") :)

      ogolnie uwazam, ze tacy slawni ludzie jak Zlomnik czy Szczepan powinni cos w tym kierunku robic, aby dostac sie do wladzy, a ja na "Korwinowe" partie wolnosciowe zawsze bede glosowac, i powoli kropla drazy skale!

      Usuń
  6. Dziękuję. Druga część artykułu nastąpi za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  7. Temat niezwykle interesująca, wiele się z artykułu dowiedziałam. Fotografią interesuję się od niedawna dlatego dużo czytam

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.