niedziela, 25 czerwca 2017

Zdjęcia boskie

fot. Magdalena Wasiczek

Każdy kto pracuje- bierze udział w dziele boskiego stworzenia. Ta sentencja pomaga mi czasem wziąć się do roboty, pomimo że do boga mam daleko. Ale te słowa do mnie trafiają, sprawiając że człowiek czuje się przynajmniej przez chwilę cząstką czegoś większego i pociesza się że życie ma sens.

Pyta pani w wierszu czy życie ma sęs. Słownik ortograficzny daje odpowiedź negatywną.
        Już parę razy cytowana Wisława Szymborska.


fot. Magdalena Wasiczek

fot. Magdalena Wasiczek

Boskie dzieło nawet i dla ateuszy może być imponujące. Czasami udaje się to ująć na zdjęciach. Czasami udaje się bosko ująć boskie dzieła, ale do tego potrzeba już talentu, wyczucia i rzemiosła. Czasem uda się powalić ujętym obrazem na kolana. A ktoś, kto potrafi to robić seryjnie zasługuje na najwyższe nagrody i uznanie.
I ostatnio zostałem powalony, a przy tym uśmiech nie znikał mi z gęby. Ten efekt nie każdy wybitny fotograf jest w stanie na mojej marnej gębie osiągnąć.
Ale pani Magdalena Wasiczek potrafi.

wtorek, 20 czerwca 2017

Kodaczek biedaczek.

Logo Kodaka- z lewej z 2006 r, z prawej aktualne z 2012.


Ten Kodak to nie taki głupi się okazał jakby się myślało. Bo myślało się, że z głupoty upadł. A on upadł nie z głupoty, a z pomyłki.

Dzisiaj Kodak służy różnym wykładowcom marketingu jako chłopiec do bicia, jako przykład kariery od milionera do zera. Już się trochę przy różnych okazjach o tej szacownej firmie fotograficznej i jej wyrobach pisało- LINK

O wynalazcy "Forda model T" fotografii, który zaniósł to hobby pod strzechy amatorów- tekturowego Kodaka Brownie wyprodukowanego w uwaga, uwaga 250 milionach egzemplarzy! Producent całej rzeszy bardzo popularnych filmów fotograficznych, uwielbianych przez profesjonalistów dostarczyciel taśmy filmowej dla całego Hollywoodu. Ba! Wynalazca matrycy cyfrowej! Jednym słowem król rynku, który zginął marnie.


Zdjęcie z Kodaka Brownie: USS Nautilus przechodzi pod mostem George Washingtona w NY, 1956r.
By ArnoldReinhold - Own work by uploader. Scanned by me from a photograph I took in 1956. agr 17:50, 4 June 2008 (UTC), CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4164667

Zmarnował wszystkie potencjały i olbrzymi majątek. Ale okazuje się- walczył dzielnie. Zginął w boju, a nie z przepicia.

Kodak w latach 80-tych miał wszystkie atuty w ręku. Opanował praktycznie 3/4 rynku materiałów do fotografii analogowej. Rynku światowego, dodajmy. Do tego to jego inżynierowie byli wynalazcami aparatu cyfrowego i najistotniejszych patentów z nim związanych. Na przykład patentu na WYŚWIETLANIE zdjęcia w trybie podglądu na monitorze aparatu. Czujecie co to za pozycja? Za ten jeden patent Samsung zapłacił 550 milionów dolarów, a LG 414 milionów.

A jednak Kodak upadł. Jak to się stało?

wtorek, 13 czerwca 2017

Naprzód, dziewczyno petrolheada! "Wyścig" / "Rush" (2013)- recenzja.


A czy jak Twoja dziewczyna nie jest petrolheadem i nie wie kto to jest Niki Lauda to też będzie zadowolona z tego filmu?
Też.
A jak kto jest ekologiem i chętnie powiesiłby na drzewie pewną Szyszkę to też obejrzy ten film z przyjemnością?
Też.
O ile tylko ma pewne sentymenty do przeszłości i lubi dobre kino. Ale na szczęście- większość z nas ma, większość z nas lubi.


"Wyścig", patrząc na tematykę, powinien być głównie dla tych którzy mają benzynę we krwi. To epicka opowieść o rywalizacji dwóch kierowców Formuły 1 na początku lat 70-tych- Jamesa Hunta i Nikiego Laudy. Dobrze opowiedziana, fajnie pokazana, wywołująca uśmiech na gębie, który co prawda troszkę tężeje nam na ustach wraz z przebiegiem akcji. Bo ta jest dramatyczna i godna filmu, pomimo że kręci się stale wokół wyścigów.


Reżyser- Ron Howard- wspiął się tu na wyżyny swoich umiejętności, o dwa kroki wyżej niż w swoich „Apollo 13” i „Kod DaVinci”. Historia wyglądająca wstępnie na schematyczny hollywood wkręca nas coraz mocniej z każdą minutą.

Wkręca nawet kobiety nie mające prawa jazdy.

czwartek, 8 czerwca 2017

Łódź wpłynęła na morze. Fotografii.

Fot. Andrea & Magda, Sinai Park. http://andrea-magda.photoshelter.com/gallery-list

A skoro moja Łódź wpłynęła na fotograficzne morze, to w nim zanurkowałem.
Co prawda na krótko.
Zaraz trzeba było wyleźć i wytrzeć się szarym ręczniczkiem rzeczywistości.
Bo do roboty trzeba lecieć, obiad gotować, psy wyprowadzić.

Niemniej- co za cholerna przyjemność takie zanurzenie!
Fotofestiwal 2017.

Szczerze mówiąc- prawie tam utonąłem. Bo tam można utonąć z przyjemności w tym morzu zdjęć. I zaraz wam tu zrelacjonuję wrażenia z tego tonięcia.


Jeżeli jednak myślicie, że w fotografii jesteście na bieżąco, bo czytacie Fotodinozę, to nic bardziej mylnego! Fotodinoza to konserwa wychowana na klasyce, reporterach, agencjach Magnum i Cartier Bressonach, czerni- bieli, zapatrzona w przeszłość i nie trzymająca żadnej ręki na żadnym pulsie żadnej fotografii. Do tego aspołeczna, niesocjalizująca się, nie uczestnicząca. Nie bywająca. Konserwa w sosie własnym. (Niemniej konserwa otwarta).

Na tyle nie uczestnicząca, że to pierwszy Fotofestival na jaki się wybrałem. Już po szesnastu latach jego istnienia.
Wstyd?
Wstyd to kraść. (cytat)
Poprzednie Fotofestiwale śledziło się jednak od samego początku w różnych publikacjach i w prasie, na początku w świętej pamięci „Pozytywie”.
Tak naprawdę to „Pozytyw” jest źródłem, praprzyczyną i sprawcą tego, że w ogóle wybrałem się na Fotofestival 2017. Nawet mogę Wam powiedzieć który numer- 1/2005, ten:



W tym numerze po raz pierwszy zobaczyłem zdjęcia pana Martina Kollara. To była miłość od pierwszego wejrzenia. O tych zdjęciach napisało się TUTAJ.
A tu na Fotofestiwalu wielka wystawa zdjęć szanownego pana Kollara! Zadzieram kiecę i lecę! Nie mogę przeoczyć tego, że zdjęcia jednego z ulubionych fotografów same przyjeżdżają pod mój dom. Lecimy. Kocham Pana, Panie Kollar! (cytat strawestowany).

Fot. Martin Kollar, http://www.martinkollar.com

wtorek, 6 czerwca 2017

Projekt Okrążenia Łodzi Vol 9a. Stacja Łódź Radogoszcz Zachód- część północna i wschodnia.


Czego człowiek powinien się spodziewać po stacji Łódź Radogoszcz? Na pierwszy rzut oka nie wiadomo. Nazwa Radogoszcz zlała się łodzianom w jedno z wielkimi osiedlami mieszkaniowymi z lat 80-tych. Radogoszcz Wschód to bodaj ostatnie osiedle z wielkiej płyty postawione w naszym mieście. Projektanci (Zbigniew Lipski i Jakub Wujek, znani w Łodzi z licznych realizacji w latach 80-tych i 90-tych) zdołali zmiękczyć projekt i zmiękczyć producenta prefabrykatów tak by owa wielka płyta przynajmniej w niektórych miejscach nie przypominała dawnych blokhauzów z czasów socjalizmu.
Ale nie tylko prefabrykaty na Radogoszczu można zobaczyć. A nawet można zobaczyć takie rzeczy, przy których prefabrykaty to pikuś.


Nie spodziewalibyśmy się tu wielkich atrakcji. Blisko już granic Łodzi- obok ostatnich wielkich osiedli mieszkaniowych. Ale ta podmiejskość okazuje się niespodziewanie historycznym atutem.

A pierwsza wzmianka o wsi Radogoszcz pochodzi z- tadam!- 1242 roku! Książę Konrad Mazowiecki hulał tu na zjeździe książąt. A to ci dopiero! A my tu teraz hulniemy pociągiem aglomeracyjnym.



Sigma AF 90mm- f/2,8


Ljegalna Robota

Należy przejechać się rowerowo, lub przespacerować 500 metrów od stacji i zagłębiamy się w morze różnych artefaktów chwytających oko. Nie są to może wawelskie zamki, ale jak na łódzką miarę...

Na początek jednak nie zamki, a trochę solidnej mieszkaniówki. Bardzo solidnej.
Kiedy ominie się bloki Radogoszcza i pójdzie na wschód w stronę ul. Zgierskiej nagle wpada się w inną czasoprzestrzeń i inny wymiar. Osiedle domów robotniczych w okolicach ulic Trawiastej, Nagietkowej, Rumiankowej, wśród sosnowego lasu i alei drzew.


Ul. Ziołowa. (Sigma AF 24mm- f/11)

Ul. Ziołowa

Od razu widać, że z tymi domami jest coś nie tak.
Od razu widać, że to nie Polak budował.
Zbyt równe, zbyt jednolite i harmonijne, homogeniczne.
Kto ty jesteś?
Niemiec mały.

czwartek, 1 czerwca 2017

Fale miłości. Polska Ulicznie 2017

Fot. Paweł Sasor. Zdjęcie wyróżnione w konkursie "Polska Ulicznie 2017".

Moja miłość do zdjęć przeżywa różne fale. Czasami idę za tropem jakiegoś zdjęcia, albo fotografa i nic. Nic nie bierze. A wydawałoby się że powinno żreć jak dzikie. Wszystko się zgadza- i twórca dobry i temat (zwłaszcza temat!) nośny a tu nie ma chemii, zupełnie inaczej niż u Curie- Skłodowskiej. Tak było właśnie ze zdjęciami znanego René Burri, fotografa ulubionej agencji Magnum. Bo ja tak właśnie na Agencji Magnum się wykształciłem i ją poważam a priori. Pan Burri niedługo po drugiej wojnie postanowił się zająć tematem Niemiec, niemieckich stref okupacyjnych. Pomyślałem- temat dla mnie. Podniecony przekrojowymi artykułami na Automobilowni- LINK opisującymi motoryzacyjną złożoność tej epoki, wspominającą nędzę jaka dotknęła po wojnie nawę najbogatsze kraje Europy Zachodniej, rzuciłem się do przekopywania archiwów Magnum.
Ale nic. Nie bangla.

Może spodziewałem się czegoś innego, czy jak? Zdjęcia René Burri, za wyjątkiem niektórych wyjątków, zdają mi się mało wnikliwe, mało wciągające. Zbyt grzeczne jakieś, jak na ten niegrzeczny czas. No co ja zrobię. Może jestem zbyt wybredny? Może się za bardzo wyalienowałem z rozentuzjazmowanego tłumu?
(Przyczyną może być autocenzura fotografa, który planował wydanie swojego albumu zarówno w Zachodnich, jak i Wschodnich Niemczech).


René Burri 1961, Osiedle robotnicze fabryki Krupp, Zagłębie Ruhry.
René Burri 1959, Frankfurt nad Menem.

Jednak pojawił się na szczęście lek na moją alienację, który przypomniał mi jakie zdjęcia powinienem oglądać, żeby pisać same pozytywne wpisy na Fotodinozę.

Rozstrzygnął się konkurs fotograficzny "Polska ulicznie 2017"- LINK

I jakoś od razu przypomniało mi się, że streetfoto to chyba moja ulubiona bajka. Bo streetfoto to jakby najbliższe dziedzictwo klasycznego fotoreportażu, Cartier Bressonów i braci Capa, zaprawione przy tym szczyptą absurdu i ironii. A absurd i ironię lubimy co najmniej równie mocno jak fotografię.
W konkursie zwyciężyło jedno bardzo dobre zdjęcie. Mogę tylko żałować że nie mogło zwyciężyć ich więcej. Ale na szczęście są też zdjęcia wyróżnione, może i równie dobre. Każdy gust jest inny, ale i tak współczuję jurorom. Musieli się namęczyć. Ja na szczęście nie muszę. Mogę żyć lekko, łatwo i przyjemnie. Mogę sobie zamieszać w tych werdyktach jak chcę.

fot. Marcin Urbanowicz. Pierwsza nagroda w konkursie "Polska Ulicznie 2017"

Zdjęcie zwycięskie pana Marcina Urbanowicza. Tak to świetne zdjęcie. Bardzo dobre. Myślę że sięga jakichś nieokreślonych granic streetfotografii. Ono jest dobre w sensie ogólnym a nie stricte "ulicznym". Przez intensywne kolory i rodzaj złapanej na zdjęciu kurtyny ma posmak egzotyki, przez niedookreśloność centralnego detalu emanuje tajemnicą, która jest sednem tego obrazu. Aż chciałoby się puścić je jak film. Ino fotografia to nie plik avi- zostajemy z tą tajemnicą na zawsze.
Dodatkowo ta drabina. Symbolikę drabiny odkrył już pionier fotografii- Henry Fox Talbot, kiedy szukał tematyki do swoich pierwszych zdjęć w latach czterdziestych XIX wieku.