czwartek, 5 maja 2016

Czy lepiej mieć nic, czy nie mieć nic. Loreo lens in a Cap - test review



Kupiłem coś. Nie wiem co.

To co Marylin Monroe mówiła o zakupach, to już znacie, nie będę się powtarzał. Pieniądze szczęścia nie dają. Kupiłem coś, co nie wiem jak nazwać. Możliwe że jest to obiektyw.
Ale niekoniecznie.
Trochę przypomina.
Ale niewyraźne takie.
Chyba to jednak nie obiektyw.
Chociaż...

Dość podobne.

Zrobiłem biznes z Chinami, znaczy się z Hong-kongiem. Czy Hong-kong to prawdziwe Chiny? Czy tylko nominalne? Też nie wiem. Zrobiłem z nimi biznes- ja im wysłałem trochę pieniędzy, a oni mi to coś. Taki handel wymienny. Międzykontynentalny.

Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie etyka powściągu
Znikła. Dobrobyt tu niezły,
Ale wartości sczezły.
               St. Barańczak

To coś co przyszło, ma tylko jeden porządny test w internecie. Na Fotodinozie zrobimy zatem drugi światowy, a pierwszy polski test obiektywu. O ile to obiektyw.

Będzie to oprócz testu urządzenia teleoptycznego także test idei.

Bo idea jest przednia, naprawdę przednia. To idea bardzo bliska Fotodinozie. Zgodna z jej spojrzeniem na fotografię i sprzęt. A może i na świat.
To idea- Tanio A Działa.
 
Nazywa się to Loreo Lens in a Cap. Można to nazwać brakującym ogniwem ewolucji pomiędzy camerą obscura a najprostszym obiektywem. Jak pamiętacie Fotodinoza stworzyła kiedyś równie brakujące ogniwo pomiędzy zupełnie niczym, a camerą obscura- pierwszy (i ostatni) na świecie testŻadnego Obiektywu.


Tym razem przeskoczymy więc o dwa ząbki do przodu w ewolucji technologicznej.
 
Przerobienie lustrzanki na camerę obscura nie stanowi wielkiego problemu. Najprostszy pomysł to zaklejenie czarną taśmą klejącą mocowania bagnetowego i zrobienie w niej dziurki szpilką. Niestety fotooptyka mówi, że im większa dziurka, tym obraz będzie gorszy. A jeszcze do tego mówi ta fotooptyka, że im mniejsza dziurka- tym obiektyw ciemniejszy i mniej światła doleci do matrycy lub klatki filmu. Nawet to logiczne, choć przykre. Dużo zależy też od jakości dziurki- im bardziej regularny, okrągły kształt- tym lepiej.

Trochę lepszym wariantem własnoręcznie wyklejonej czarną taśmą camery obscura jest seryjny dekielek na bagnet z odpowiednio spreparowanym otworem- czasem sprzedają takie na Allegro- duży otwór wywiercony wiertarką jest wyposażony w doklejoną od tyłu cienką blaszkę z otworem wypalonym laserem- dla jakości obrazu jest też istotna grubość elementu w jakim jest wykonany otworek.

Żeby dziurka w camerze obscura dawała lepszy obraz i większą jasność- musi być jednak wyposażona w soczewkę.

I Loreo właśnie takie coś stworzyło. Można by to nazwać dekielkiem z malutką soczewką. Można by, ale Loreo jest wyposażone także w najprostszą możliwą przesłonę- typu rewolwerowego- to obrotowa tarczka z różnej średnicy dziurkami. Zatem Lens in a Cap jest jednak czymś w rodzaju najprostszego obiektywu.

Ostrości nie da się w tym sprzęcie w żaden sposób ustawić. Ostrość jest w nim „fix” wzorem najbardziej prostych aparatów typu „point' n' shoot”- ustawiona na stałe na jakąś uśrednioną uniwersalną odległość. Obiektyw wykorzystuje właściwość zjawiska głębi ostrości, która to głębia w 2/3 rozciąga się za punktem ostrzenia, a tylko w 1/3 przed. Resztę załatwia niezbyt wysoka jasność soczewki- f/5,6. Dzięki temu ostrość obrazu rozciąga się od jakichś (jakich?) kilku metrów aż do nieskończonej dali.

Dodatkowo mamy wpływ na głębię ostrości i możemy ją powiększać za pomocą niższych przesłon, czytaj- mniejszych dziurek, o ile tylko światła nam wystarczy, bo z każdym stopniem przesłonięcia ubywa nam jasności.

Loreo jest pierwszym obiektywem jaki mam w swych rękach, dającym maksymalną przesłonę f/64. No normalnie nareszcie można się poczuć jak opisywany tu niedawno Ansel Adams, twórca grupy fotograficznej pod taką nazwą. Cool! Klasyka! Równamy do starych mistrzów!

Niemniej ustawiona na obiektywie przesłona f/64 powoduje w wizjerze niemal taki efekt jakby na bagnet założyć dekiel pozbawiony jakichkolwiek otworów. Widzę ciemność! Ciemność widzę! (cytat). Wymaga to samozaparcia w celowaniu aparatem na ślepo, zwłaszcza, gdy nie strzela się w jasnym świetle dziennym.

No dobra. Takie są założenia tej szczytnej idei. Ale jak zostały zrealizowane? Czy da się tym robić zdjęcia?

Nie jest to dobrze postawione pytanie. Jak udowodniliśmy- da się robić zdjęcia w ogóle Żadnym Obiektywem, więc pytanie brzmi- co dostajemy decydując się na Lens In The Cap, zamiast na zaklejenie bagnetu czarną taśmą i użycie szpilki?

Wygląd, wykonanie, konstrukcja. Konstrukcja???
Obiektyw, czy też dekielek sprawia korzystne wrażenie, pomimo tego że wykonano go w całości z plastku. Gładkość powierzchni i brak szwów po formie wtryskarki, precyzyjnie wykonane napisy dają nadzieję na nienajgorszą jakość tego sprzętu.

Tył Loreo
Tarcza z przesłonami zaskakuje na kolejnych dziurkach z odpowiednim kliknięciem- wygląda to wszystko na przemyślane, pomimo maksymalnego uproszczenia konstrukcji. Loreo jest maleńkie i płaskie znacznie bardziej, niż jakikolwiek obiektyw typu naleśnik (pancake) który można dołączyć do Canona, ale też jest grubszy niż zwykły dekielek.


Przy zakładaniu na bagnet sprzęcik zachowuje się jak obiektyw, a nie jak pokrywka- to znaczy zatrzaskuje się na mocowaniu i do jego zdjęcia wymagane jest naciśnięcie blokady bagnetu.

Tu można zauważyć pewien minus- Loreo jest zbyt gładkie i obłe, podczas zakładania czy zdejmowania palce ślizgają się po krawędzi. Szkoda że nie zastosowano karbowanego brzegu, tak jak w oryginalnym dekielku na bagnet.

Podobne zastrzeżenia można mieć i do pierścienia przesłon- także gładkiego- palec ślizga się na nim co nieco.

Loreo pisze na pudełku, że jego obiektyw jest wszystkoodporny. To znaczy można nim robić nie tylko zdjęcia na mrozie, ale i bez specjalnych konsekwencji zamoczyć w wodzie, do tego ma tylko dwa elementy ruchome i jest odporny na awarie.
Dwa dekielki. Jeden z soczewką.

Według twórców Lens in a Cap ma ogniskową 35mm, a konstrukcja optyczna składa się z 3-ch elementów, znaczy się nie pojedyncza soczewka tam siedzi, a cały układzik optyczny. Poszperałem (Marcin Górko nie musiałby szperać, on to wszystko ma w głowie). Całkiem być może że jest to Triplet Cooka, przynajmniej taka konstrukcja ma trzy soczewki, jak mówi Wikipedia, ale z małym, maleńkim zastrzeżeniem- oryginalny Triplet Cooka był ze szkła i to z dwóch jego rodzajów. Nie przypuszczam, by akurat huty szkła dostarczały je dla obiektywu Loreo. Soczewki tego obiektywu są niewątpliwie pochodną rafinacji ropy naftowej.

Nie jest to co prawda wielka ujma- spora część aparatów kompaktowych miała takie za czasów fotografii analogowej, a być może ma do tej pory i jakoś nikt nie narzeka i nie załamuje nad nimi macek (cytat).

Zdjęcia i testy
Nikt oczywiście nie spodziewa się jakości Zeissa po szkle niewiele różniącym się konstrukcyjnie od dziurki w deklu. To nie jest Zeiss. Raczej Rumzeiss. Rozbójnik Rumcajs o surowych manierach.

Loreo jest dokładnie tym czym jest- umiejscowione konstrukcyjnie pomiędzy camerą obscura a obiektywem, tak samo sytuuje się zdjęciowo. I to, o dziwo, wcale nie znaczy, że fatalnie!

Daje pole widzenia mniej więcej jak ogniskowa 35mm (bliżej 40mm- jak się okaże za chwilę). W porównaniu z deklem z dziurką jest oczywiście o niebo jaśniejsze, bo typowe dziurki w deklu dają jasność w okolicy f/64, gdy tymczasem Loreo ma jasność f/5,6 co oznacza że dopuszcza do matrycy 16 krotnie więcej światła niż wspomniany dekielek. To naprawdę olbrzymia różnica. W dzień jesteśmy w stanie swobodnie zrobić zdjęcie nawet we wnętrzu domu, a na dworze dajemy radę nawet w bezsłoneczną pogodę- nie przekraczając 400 ISO i robiąc zdjęcia z ręki. Zwykły dekielek z dziurką w tych warunkach nie da szansy na strzelanie bez statywu lub podparcia aparatu.

Jest to więc pod względem jasności nawet dość normalny obiektyw o poziomie amatorskim.



Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8, Łódź, ul. Narutowicza.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/5,6 (-0,66EV)


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/16 (-0,66EV)

Loreo jest sprzętem pełnoklatkowym, a nawet jak się okaże- zaskakująco pełnoklatkowym i dlatego, choć kojarzy się z najmniejszymi aparatami typu Canon 100D, czy 400D lub bezlusterkowcami- używałem go głównie na Canonie 5D. Dawał tam też bardziej interesujące kąty widzenia, niż podłączony do małej klatki APS-C.

Dokręciłem zatem Loreo do 5D i spróbowałem przetestować w stylu charakterystycznego dla Fotodinozy pełnego półprofesjonalizmu. Wszystkie zdjęcia bez ramki zostały zmniejszone, ale niewyostrzane i niepoprawiane w jakikolwiek sposób. Zdjęcia z ramką mają podwyższony kontrast i ostrość i można je traktować jako przykład tego co da się wyciągnąć z Loreo w pięć sekund w prostym programie graficznym.



Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8 (-0,66EV), Poznań- Ostrów Tumski.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/5,6, Poznań- Katedra na Ostrowie Tumskim.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8 (-0,66EV), Poznań, most Biskupa Jordana na Ostrowie Tumskim.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8, Poznań, most biskupa Jordana na Ostrowie Tumskim.



Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/16 (-0,66EV), Poznań, Ostrów Tumski kładka pomiędzy Bramą Poznania a Śluzą Katedralną.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/16, Poznań kładka pomiędzy Bramą Poznania a Śluzą Katedralną.

Do testów ostrości w centrum musiałem, ze względu na bardzo dużą i stałą minimalną odległość ostrzenia, zmienić obiekt zdjęciowy. Dotychczasowego Fiata 500 w skali 1:87 zastąpiła godnie Renault Alpine w skali 1:24. (Wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu)

Test 1

Loreo lens in a Cap + Canon 5D















Wycinek 10% kadru pokazany w oryginalnym rozmiarze. Przy maksymalnej przesłonie trzeba było zwiększyć ekspozycję o 1EV, żeby coś było widać.
Przy dwóch najmocniejszych przesłonach obraz na zdjęciu powstaje wyraźnie zbyt ciemny. W powtórce z testu zadałem znaczne prześwietlenie, żeby wyrównać te różnice:
F/64 z rozjaśnieniem ekspozycji o +2 EV


Test 2- plener, najbardziej przydatne przesłony
Zdjęcie:

f/8 (-0,66EV)
Centrum kadru, 10% powierzchni (kliknij, żeby powiększyć) :
Przesłony od lewej: f/5,6, f/8, f/16

Zdjęcie:
Loreo + Canon 5D, f/16 (-0,66EV)

Narożniki kadru lewy górny i prawy górny, 20% powierzchni klatki:



Zachowanie tego szkła, znaczy się tego plastika jest dość zaskakujące. Co sekundę jakieś zaskoczenie.

Każde ustawienie przesłony daje inną jakość obrazu i na dobrą sprawę inny efekt na zdjęciu. Dużą rolę grają tu warunki światła i kierunek z jakiego pada.
 
F/5,6
Na początek- na w pełni otwartej przesłonie obiektyw nie jest super ostry, ale też nie jest zupełnie beznadziejny. Z typowym obiektywem lustrzankowym nie można go co prawda porównywać, ale już z kompaktowym, analogowym Canonem- proszę bardzo. Daje radę, od biedy, choć pewne poważne niedogodności rzucają się w oczy.

Po pierwsze- gdzie by nie spojrzeć na obraz- widać go jak za lekką mgiełką. Przyczyną jest zapewne materiał z jakiego zrobiono soczewki. Plastik soczewek Loreo dający znaczny efekt komy, czyli oddanie pojedynczego punktu jako kształtu podobnego do przecinka- właśnie lekko zamglonego, pomimo tego, że widać na nim szczegóły.

Wydawałoby się przy tym, że aberracja chromatyczna będzie masakryczna, ale- zaskakujące- wcale nie różni się ona od wad starszych typów prawdziwych obiektywów- kilka posiadanych przeze mnie starych szkieł z autofokusem ma dokładnie taką samą.

Konstrukcja Trypletu Cooka miała właśnie zapobiegać wadom chromatycznym i zdaje się, że pomimo plastiku właśnie to robi.

W powyższym akapicie wymądrzam się i spekuluję- nie jestem specjalistą od szkła i jego wad. Nie znam się- więc się wypowiem.

Dystorsje geometryczne- czyli oddawanie na zdjęciu prostych linii jako lekko zakrzywionych- są w tym obiektywie rzeczą szokującą. Loreo nie ma prawie W OGÓLE dystorsji. Jeszcze nie widziałem takiego szkła. Lens in a Cap może się równać z najlepszymi!

Zatem, drodzy fotografowie szukający ideału- rzucajcie w kąt swoje Zeissy, Voigtländery i Canony z czerwonym paskiem i bierzcie Loreo! O ile tylko zależy wam na idealnym korygowaniu dystorsji.

Bo jak wam zależy też na innych rzeczach, to lepiej z powrotem weźcie z kąta swoje Voigtländery i Leiki.

Podobnie zaskakująco jest z winietowaniem- prawie go nie ma! Obiektyw daje na pełnej klatce jasne narożniki kadru już przy pełnym otwarciu. Może być to pewnym przekleństwem Loreo- napiszę o tym za chwilę. Ale dla purystów byłby pod tym względem bliski ideału. Gdyby tylko nie brać pod uwagę innych wad...

Należało też najpierw ustalić w jakim miejscu, to jest na jaką odległość nasz obiektyw ma ustawioną ostrość. Metodą prób i błędów oceniłem ją na jakieś 2,7- 3 m. Ponieważ, jak wspomniało się obiektyw nie jest wyposażony w taki luksus jak ustawianie ostrości, musimy radzić sobie dostosowując naszą odległość do obiektu. Czasami nie jest to możliwe i wtedy na zdjęciu najbardziej ostre będzie niekoniecznie to, co byśmy akurat chcieli. Należy zastosować pewną filozofię, w jaką wyposażyli nas starożytni- mianowicie stoicyzm. Nie wszystko będzie ostre, ale dość dużo na zdjęciu obejmie głębia ostrości.
Podatność na odblaski Loreo jest bardzo duża- wystarczy skierować go w stronę nieba, by kontrast na połowie kadru siadł zdecydowanie. Gdy mamy słońce przed sobą- biada nam! Bardzo łatwo na zdjęciu złapać promieniste odblaski.



Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/5,6, Łódź ul. Narutowicza.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/5,6, Łódź ul. Narutowicza.

Na f/5,6 Loreo nie jest najlepszym obiektywem, daje dość mało kontrastowy, lekko miękki obraz. Fajnie się sprawdza w nietypowym zastosowaniu- jako szkło do czarno-białych zdjęć. Przy czym nie potrzeba wcale do tego komputera, a wystarczy dowolna lustrzanka cyfrowa, w której można ustawiać zadane filtry kolorów do czerni i bieli- czyli prawie każda. W czarno białym klimacie Loreo przestaje drażnić największymi wadami- czyli kolorowymi obwódkami wokół kontrastowych detali, a miękkość zdjęć nie przeszkadza- możemy hipstersko udawać że właśnie taki klimat lekkiego retro jest czymś co chcemy uzyskać. Można by powiedzieć że Lens in a Cap jest na tej przesłonie czymś w rodzaju obiektywu efektowego. Takiego Lomography dla ubogich.

Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/5,6 (monochrome, filtr żółty, -1EV), Łódź ul. Narutowicza.

Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8, monochrome, filtr czerwony (-0,66 EV)

Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/5,6, picture style: monochrome, filtr: żółty, przyciemnienie o 1,33 EV
F/8
Obiektyw uzyskuje dobrą ostrość i najlepszy możliwy obraz- ostrość porównywalna ze słabszymi zoomami amatorskimi na otwartej przesłonie. Wady chromatyczne poprawiają się, zmniejsza się efekt mgiełki (koma) i polepsza kontrast. Jeżeli chcemy robić Loreo jakieś zdjecia dokumentacyjne czy reportażowe- to najlepiej właśnie na tej dziurce. Centrum obrazu jest niezłe, brzegi słabsze.
Na tej przesłonie Loreo jest średniej jakości normalnym obiektywem, o dość dużej minimalnej odległości wyostrzenia i bardzo marnej odporności na odblaski- dość podobnie jak i na innych przesłonach. Jest na to pewna rada- należy zatrudnić rękę lewą do roli osłony przeciwsłonecznej, żeby ostre bezpośrednie światło nie padało na soczewkę- znaczna różnica!

Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8 (-0,33EV), zdjęcie nieosłonięte.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8 (-0,33 EV), osłonięte ręką.

Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8 (+2 EV)


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/8 (+1,33EV)
F/16
Tutaj zaczynają dziać cuda optyki. Po zastosowaniu tej dziurki przesłony obiektyw zaczyna dawać na zdjęciu winietę- jest to zupełnie odwrotne niż przy innych obiektywach, one winietują zwykle na najniższej przesłonie. Ale też nie jest to normalna winieta- jest to jasna plama w centrum kadru w której spada kontrast, a brzegi pozostają wyraźnie ciemniejsze. Domyślam się co to jest.

Matka, ja wiem co tam jest! Tam nic nie ma! (cytat).

To jest poblask dawany przez matrycę aparatu, połączony z efektem zmylenia układu pomiaru światła. A może i jeszcze z jakąś dyfrakcją. Bo matryca ma powierzchnię niczym lustrzane szkiełko- odbija światło bardzo znacznie. Przy tym dziurka tak wysokiej przesłony dla obiektywu który sam przypomina dziurkę sprawia już pewne problemy dla czujnika natężenia światła w aparacie- jest to dość loteryjne- czasem jasność jest ustawiona dobrze, a czasem zdjęcie wychodzi zdecydowanie za ciemne, za to z jasną plamą światła w centrum kadru. Generalnie można się spodziewać zdjęć niezłej jakości i bez specjalnych zabiegów gdy światła jest dużo- tj. w śnieżnych górach, na plaży w słoneczny dzień, a gdy jest go mało- trzeba nadzorować to co wyrabia aparat i co raz go bacikiem- a to w górę, a to w dół.

Ostrość na przesłonie f/16 dochodzi do maksimum- niezłe stają się nawet rogi kadru. Gdyby nie fatalne poblaski na tej przesłonie i fotki, które wychodzą raz za ciemne, a raz za jasne można by nazwać najlepszymi jakie da się uzyskać z Loreo lens in a Cap. Jednak przesłonę wyżej- na f/8 obiektyw nie sprawia prawie żadnych niespodzianek i wolę go ustawiać na f/8 niż na f/16, pomimo korzyści ze zwiększonej głębi ostrości.

Na f/16 Loreo ponownie staje się obiektywem efektowym o dość nieprzewidywalnych efektach, za to z przyzwoitą ostrością. Czasami da się uzyskać świetny rezultat, a czasami jasna plama poblasku zepsuje nam zamiary.



Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/16 (-0,66EV), Poznań, Budynek Śluzy Katedralnej na Ostrowie Tumskim, na środku kadru zauważalne lekkie rozjaśnienie.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/16, widać wspomniany poblask w centrum kadru.


Canon 5D + Loreo Lens in a Cap, f/16 (-1EV), a tu bez żadnych efektów ubocznych.
F/32
Ta przesłona jest dziurką mniej więcej tej wielkości, jaką robi igła lekarska przy pobraniu krwi- powoduje to, że aparat nie uznaje światła przez nią przeciekającego za coś godnego zmierzenia. Wszystkie zdjęcia wychodzą za ciemne i trzeba wymusić na sprzęcie wyraźne prześwietlenie. Niestety znów dość loteryjnie- jak akurat jest słoneczny dzień- to +1 działkę, a jak ciemniej to i +2EV.

Jeśli chodzi o ostrość na tej przesłonie, to prawdopodobnie Loreo osiągnęło najlepszy wynik na poprzedniej dziurce f/16, bo tu brzegi obrazu robią się znacznie słabsze. Znaczy się lepsze jutro było wczoraj.

Większość zdjęć na f/32 należałoby robić ze statywu, bo czasy robią się przy niej już bardzo długie, nawet w jasny dzień. Zatem nie jest to ustawienie wielce praktyczne na co dzień. Nie uzyskujemy przy tym żadnych wielkich korzyści wobec przesłony f/16 za wyjątkiem nieco większej głębi ostrości, za to widać doskonale, wręcz idealnie wszystkie pyłki na matrycy aparatu.

Poblask w centrum kadru nadal występuje i udaje winietowanie.

F/64
Ta przesłona jest jak dziurka zrobiona cienką szpileczką. O ile jeszcze na f/32 cokolwiek widać w wizjerze, o tyle przy f/64 panuje tam wspomniana ciemność, zmieszana z pomrocznością jasną. Cholernie trudno być tym Anselem Adamsem nie widząc co się fotografuje. Tak to widać musi być.


Ostrość przy tej przesłonie wyraźnie spada- nie ma mowy o dobrej ostrości nawet w centrum kadru. Prawdopodobnie obiektyw wyraźnie przekracza przy tej przesłonie tzw. limit dyfrakcyjny- i choćby nie wiem jak się wytężał- to nie udźwignie, taki to ciężar (cytat).

Poblask w centrum kadru robi się niestety jeszcze bardziej widoczny i kłopotliwy- nawet gdy zdjęcia robione są w cieniu i z dala od źródeł światła.
 
Zarówno przy f/64 jak i f/32 obiektyw zachowuje się jak typowa camera obscura, czyli aparat otworkowy. Soczewka poprawia nieco właściwości zdjęcia w porównaniu z typowym „pinhole'm”- przynajmniej w porównaniu ze zdjęciami jakie widuje się w internecie jako przykładowe z lustrzanek z deklem z dziurką. Choć mam wątpliwości co do przesłony f/64- gdyby soczewek tam wcale nie było, to zapewne nie byłoby też odblasku światła od matrycy, a ostrość i tak nie jest wysoka.

W każdym razie na dwóch ostatnich przesłonach mamy do czynienia z obiektywem efektowym typu „pinhole”.

Porównanie (proste)
Tutaj proste porównanie Loreo z innym obiektywem. Nie porównałem go z żadnym normalnym stałoogniskowym szkłem, bo wydało mi się to porównanie nie fair. Andrzej Gołota może się boksować z małą dziewczynką, ale kto by to chciał oglądać. Bardziej sensowne wydało mi się porównanie z amatorskim zoomem. Pod ręką był akurat średniej klasy zoom- Canon 28- 105/ 3,5- 4,5 USM, a więc coś wcale nie z najniższej półki. Chwaliłem go już w Zestawieniu 10 najtańszych obiektywów do Canona EOS, które mają coś w sobie.
Przy okazji wyszło na jaw, że ogniskowa Loreo to 40mm, a nie 35 jak deklaruje producent.
Canon został ustawiony na najniższą przesłonę- dla 40mm było to f/4 i porównany z Loreo na dziurce f/5,6, także największej.


 
 
Wyraźnie widać słabszy kontrast Loreo, o którym już wyżej się wspominało. A jak tam z ostrością? Tak: 
 



O ile w centrum Canon wykazuje znaczną przewagę ostrości, która w Loreo siada za sprawą komy, o tyle- zaskakująco- na brzegu praktycznie nie widać różnicy pomiędzy obiektywami! O ile Loreo to obiektyw.
Na f/8 i f/16 Loreo na brzegach jest lepsze niż Canon na pełnym otworze. Na f/16 centrum kadru z Loreo jest nadal gorsze niż z Canona na f/4, choć różnica nie jest już taka duża.

Przemyślenia
Czym zatem jest Loreo lens in a Cap. Trzema obiektywami w jednym? Znaczy się kiepskim, nienajgorszym i pinhole'm? A może i czterema? Bo jest przy tym i dekielkiem na bagnet? Trochę tak. Nie jest to obiektyw dla każdego. Jak mało który obiektyw jest to sprzęt dla eksperymentatorów i fotografów o filozofii jaką przedstawił nam w swej pieśni raper Łona:

Och jakbym chciał podejść kiedyś do lustra
Wiedząc że w odbiciu ukaże się frustrat
Wierzę że ta chwila jest bliska
Ale jak na razie nic z tego
Wciąż tym pieprzonym optymizmem tryskam
Jakbym mocno nie wciskał sobie w łeb- że źle jest
To nie przedrze się żadna myśl która niepokój sieje
Wciąż mam nadzieję,
i tej nadziei mam coraz więcej
Że trafię na coś czym się zniechęcę
(…)
Dziś się raczej nie załamię, nic z tego nie będzie
Jeśli chodzi o kłopoty to mam słabą pamięć
To nie ten dzień,
chociaż taki ładny
Nic z tego nie będzie, dzisiaj nie mam szans żadnych,
                                                   mój boże
Człowiek szuka smutku a znajduje szczęście
Wystarczy że słońce świeci chociażby troszeńkę
Że ktoś się uśmiechnie do mnie czy wyciągnie rękę
Wystarczy tylko jakiś gest przyjazny albo dobry znak
I całą depresje trafia szlag, k... mać !


Łona „Nic z tego nie będzie”

Z drugiej strony nic mniejszego, co w miarę łatwo robi prawdziwe zdjęcia, na aparat nie da się założyć. Przy całej swej prostocie, by nie rzec prymitywizmie takie Loreo jest bardzo praktyczne i poręczne. Małe, jakby go wcale nie było. Jest tak małe i płaskie, że umożliwia noszenie lustrzanki niemal w kieszeni, a przynajmniej pod kurtką. Dokładnie tak czyniłem biorąc 5D z Loreo pod kurtkę narciarską oraz z fasonem lomograficznym strzelając z biodra lub z okna samochodu co tam akurat mi się spodobało. Mało obiektywów daje w lustrzance taką wolność i swobodę.

Do tego kosztuje w okolicach 100-150 złotych, zatem nic tańszego i nowego nie kupimy. Za Chiny ludowe i hongkońskie- nie kupimy. Nawet niewiele obiektywów używanych można kupić za tę cenę.

Niektórzy powiedzą, że to takie nic. Ani dobry obiektyw, ani tani dekielek. Na pytanie czy lepiej mieć nic, czy nie mieć nic- każdy musi sobie sam odpowiedzieć. Ja sprawdziłem- i zdecydowanie wolę mieć.
 
Ogólnie- polubiłem go. Jest to obiektyw- wyzwanie. Obiektyw- idea. Skłaniający do eksperymentowania i dający niecodzienne efekty, całkiem w duchu łomografii. Ale pewnie nie każdemu się spodobają zdjęcia jakie daje. Nie dla każdego, nie najwyższej jakości, ale za to tani, inspirujący i niesamowicie poręczny.

Taki on jest.

Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty

9 komentarzy:

  1. Mam nadzieje, że ten artykuł będzie niesamowicie popularny w necie i osiągniesz upragnioną sławę odkrywacza niewyświeconych boków i marginesów!
    Zdjęcia fantastyczne! Mój ulubiony styl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, sława to jest proszę Was
      Zabawa, lub paskudna gra (cytat)

      Usuń
  2. Drogi Fabrykancie1 Jak stary Adams tak i ja, stary L. mam obiektywy z przysłoną f.64.

    c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a więc wyciągnąłem: Glyptar-Anastigmat F:4,5 F= 21 cm Emil Busch A.-G. Rathenow - ma maksymalną przysłonę 50 , czyli prawie jak ideał Adamsa.Co jest fantastyczne to znakomita jasność tego obiektywu (4,5) przy długiej ogniskowej (co prawda 21 cm to standartowy obiektyw dla formatu 13x18 cm). I migawka centralna Compound do 1/100 sekundy!
      Następny egzemplarz - wypracowany Doppel-Plasmat 1:5,5 F=15 cm Dr. Rudolf. Hugo Meyer & Co Goerlitz , maksymalna przysłona 64 ale jak się przemieni elementy obiektywu z tyłu na przód (dlatego jest w nazwie "doppel") to staje się on -"Plasmatlinse" 1:11 F:26 cm (czyli tele-portretowy, oczywiście dla formatu 9x12 cm). I wtedy ten/ta Plasmatlinse ma maksymalną przysłonę 111 (sic!). Swego czasu eksperymentowałem z tym obiektywem. A jego pierwotny użytkownik zadał sobie trud sprawdzenia wszystkich przysłon w obu wersjach tego "dubelka" i wygrawerował ręcznie wartości przysłon, zgodne z własnymi doświadczeniami. Migawka już Compur, też do 1/100 sekundy.

      Usuń
    2. i te oba objektywy kupiłem taniej niż Lens in Cap...

      Usuń
  3. hurgot sztancy9 maja 2016 12:35

    no proszę, taki crossover wśród obiektywów... tylko jeszcze nie jest modny, więc i cena niższa

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny pomysl, choc cena straszna, koszt produkcji czegos takiego to pewnie z 2 dolary, wiec powinien kosztowac ze 20zl a nie 120.
    Tak czy siak najciekawszy Twoj opis Fabrykancie :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.