piątek, 7 listopada 2014

Film. Protest przeciwko światu

Człowieku! Zastanów ty się, czy ma jeszcze sens strzelanie zdjęć na kliszy filmowej? No w ogóle, to nie ma. Ten dziewiętnastowieczny wynalazek rządził sferą popkulturowego obrazowania przez ostatnie sto lat. Może sto lat i wystarczy?
Dlaczego ktokolwiek mógłby mieć chęć zrobienia zdjęcia na celuloidowej taśmie, pokrytej emulsją, gdy można stworzyć je za pomocą tak wygodnego ciągu zer i jedynek (A może dwójek? Któż z nas je oglądał kiedykolwiek). Czy jest w tym jeszcze coś, oprócz ulotnego sentymentu?

Sentyment to dość ważna rzecz, mimo wszystko.



W historii przyszłe wydarzenia w mniejszym stopniu są uwarunkowane tym, co rzeczywiście miało miejsce, niż tym co ludzie myśleli że się stało”

Barbara W. Tuchman „Telegram Zimmermanna”



Zatem sentyment i nastroje rządzą światem. Nasz emocjonalny stosunek do filmu fotograficznego, jako narzędzia, które doskonale znamy, jest istotny. Działa z pewnością znany każdemu retro-sentyment, który każe dziadkom wspominać z uczuciem swoją Syrenkę (auto), pomimo że musieli wymieniać w niej przeguby po każdym zawracaniu.

Zastanawiam się czy jest coś więcej.



Trochę truizmów będzie, ale co tam.

Wrzeszczyn n. Bobrem, jest taka wioska.

Kilka razy wspominałem, że film 35mm wymaga od fotografa większego zastanowienia, dłuższej chwili namysłu nad przyszłym efektem. To niewątpliwie mobilizujące. A jeszcze bardziej mobilizujące w dzisiejszej dobie zwyżkowania cen filmów. Ekonomia, głupcze! Film oferuje swoje 36 klatek jako fundamentalis limit, że tak rzekę, wspomagany przez Google translatora. Jest to limit, tak naprawdę psychologiczny. Czy rzeczywiście wzbranialibyśmy się przed włożeniem następnej rolki, gdybyśmy uznali to za konieczne? Zapewne nie, ale duma i uprzedzenie nam nie pozwala.

Film zatem, jest wymagającym nauczycielem, z trzcinką stojącym nad twoją głową, dopingującym cię do wzniesienia się na wyżyny. Ma to coś w sobie, i jest łatwiejsze z aparatem na kliszę, niż z cyfrowym, nawet gdy narzucić sobie analogiczne rygory.



Film zachowuje się wyraźnie inaczej niż digitalne pikselki na matrycy. Inaczej chłonie światło, inaczej oddaje przejścia tonów od czerni do jasności, dużo większa rolę pełni tu i aparat i fotograf, pomimo że w ciemni można wprowadzać korekty. Negatyw nie boi się prześwietlenia, chowa za to skrycie szczegóły w cieniach, które łatwo giną w odmętach czerni. Ta charakterystyka, zupełnie różna od cyfrowego świata, w którym znacznie korzystniej zrobić zdjęcie za ciemne, niż za jasne- także jest pociągająca. Jak odejście od przyzwyczajeń. Jak trening umysłu. Jak pisanie bloga.

Jakby co- to jest Łódź, między ulicami Wólczańską i Wołową.

Pociągająca różnica jest jeszcze taka, że film jest fizycznym obiektem, odbitka jest fizycznym obiektem, a wywołanie- procesem chemicznym. To rzeczy materialne, namacalne i żywe. Dlatego też łatwiej mi postrzegać i lubić, tak jak się lubi psa, aparat analogowy, boż jest to de facto mechaniczna maszyna, która po szynach, ospale, podczas gdy aparat cyfrowy w dużej mierze jest czymś w rodzaju komputera, gdzie nieznane nikomu krążą prądy.

To oczywiście pewna iluzja, ale jak się napisało: najważniejsze jest to co ludzie myślą że się stało, a nie to co się stało naprawdę.



Podstawową różnicą jest oczywiście czas, jaki musi upłynąć pomiędzy tym co widzimy w wizjerze, a tym co powstanie na finalnym zdjęciu. Cyfrówka jest natychmiastowa i tą cechą wpisuje się w rytm dzisiejszego świata. Natychmiastowość świata, ale przez to jego chwilowość i brak trwałości. Czy pamiętacie jeszcze co w zeszłym tygodniu wrzucili znajomi na Facebooka? Czy pamiętacie wczorajsze wiadomości telewizyjne? Czy pamiętacie zeszłotygodniowe artykuły z gazet? Czy pamiętacie co obiecywali politycy jeszcze pół roku temu? A to przecież wydawało się całkiem ważne. Przez chwilę.



Film jest inny. Zupełnie inny.

Cierpliwość i spokój. To te rzadkie cechy, które się z nim wiążą. Film nie za bardzo przystaje do dzisiejszych czasów. Nie jest szybki. Przypomina głaz w rwącej rzece.

Przypomina obiad ugotowany własnoręcznie z wiejskich produktów, wobec torby na wynos z McDonalda. Rezultat finalny w sumie ten sam- nie jesteśmy głodni. Ale jakoś inaczej się to odbiera.

Psia jeśt najlepsia, jak wiadomo

Film jest konserwatywny i retro i niedzisiejszy. Ale może być też głosem protestu wobec tej sprawnej, wygodnej, świetnie działającej chwilowości, jaka nas otacza.



Zanim obejrzymy zdjęcie trochę wody zdąży upłynąć w Sokołówce. Trzeba poczekać, lecz to bardziej jak oczekiwanie na prezent pod choinkę, niż jak stanie w korku. Co prawda na końcu niekoniecznie czeka nagroda, ale nie szkodzi. Jest w tym magia. Jest w tym element sprawdzenia się. Niektórzy w tym celu biegają maratony (prawda?), albo rozwiązują krzyżówki. Robienie zdjęć na filmie 35mm także ma ten pierwiastek, a może robienie zdjęć w ogóle?

Trzeba to sprawdzić!
Pstryk.

dalej Łódź, między ulicami Wólczańską i Wołową.


Fabrykant

z www.fabrykaslubow.pl










4 komentarze:

  1. https://www.facebook.com/magazyn.classicauto/photos/a.523588767654423.128340.521970881149545/883534168326546/?type=1&theater
    wszystko płynie (i jedzie)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pod każdym tekstem chciałbym coś napisać, tylko nie wiem co, bo za diabła się nie znam na fotografii. Ale powiem tylko tyle: pięknie Pan piszesz o tych sprawach i chociaż nie pasjonuję się fotografią, to czytam z zapartym tchem. Dawać więcej!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te dusery! Aż żyć się chce. A nawet pisać. Będziemy próbować dalej.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.