Wstręciuch premier Morawiecki zabronił mi pojechać na Kasprowy Wierch. Świętą górę polskiego narciarstwa. To byłby wpis! Narty, śniegi, zima 1935, minister Bobkowski (wuj ulubionego pisarza Andrzeja Bobkowskiego) wizytuje w zamieci budowę kolejki linowej, ludzie targają piechotą całą konstrukcję górnej stacji na plecach, architekci projektują modernizm, krytycy krytykują, a luxtorpeda pędzi do Zakopanego.
No ale premier powiedział - hola hola, panie Fabrykancie! Pandemia jest. Szlus. Żadnych luxtorped nie będzie. Została tęsknota za Tatrami i pięć dni zupełnie nikomu niepotrzebnego urlopu.
No i co tu robić z takim urlopem bez Zakopanego? No jak to co? Zwiedzać, zwiedzać, zwiedzać! Postanowiliśmy kolektywnie zrobić sobie turnus urlopowy w domu (pełne wyżywienie!) i zwiedzić niezwiedzalne.
Jak wiadomo w Polsce centralnej nic nie ma. O tym już pisałem. A im bardziej Prosiaczek zaglądał do środka, tym bardziej Puchatka tam nie było. Zajrzeliśmy do środka, na tyle na ile można najbardziej.
Gdzieś w środku mego środka
Jest takie dziwne miejsce
Nie daje mi zapomnieć żadnej chwili.
Czy na rolniczych pustkowiach i wygonach centralnej Polski jest w ogóle cokolwiek, oprócz ohydnych i chaotycznych obiektów współczesnej zabudowy, która raz jest klockiem polskim, raz modernistyczną willą, raz starą chałupą, a raz udawanym "dworkiem" o proporcjach wołających o pomstę boską, a raz sklepem GS przystawionym jak pięść do oka? Zdaje się że nie ma.
Przyznajmy to - Polska Centralna na pierwszy rzut oka nie jest jakaś śliczna, tak ogólnie... No, właściwie, to ja bardzo Szanownych Państwa przepraszam, ale Polska Centralna jest trochę brzydka. To znaczy ona Miejscami jest nawet Coś Tam Jakby. Tak jakby czasem ładnawata, ale tak niezdecydowanie. Bez przekonania. Punktowo. A najfajniej, to jest wtedy, jak żadnych budynków nie widać (są takie miejsca np. objęte Naturą 2000). Wtedy to ładnie jest! Jak współczesny człowiek centralnopolski nic nie zbudował i nie zepsuł.
To Was zachęciłem do zwiedzania, prawda?
Ale nie jest tak do końca.
Żeby zobaczyć coś powalającego na równinach i pustkowiach Polski centralnej trzeba mieć Plan. A oprócz tego skłonność do ruin, reliktów, mikrych śladów, krzaczorów, zbyrów i pewną wewnętrzną odporność. Odpornośc na widok marnotrawionego dobra historycznego. Bez tego nic! (jak pisał Lem).
To co da się doskonale zwiedzać na centralnopolskiej prowincji - to dwory. Albo to co pozostało po nich.
W 1939 roku na ówczesnych ziemiach polskich stało sobie 16 tysięcy dworów. W tym - uwaga - znaczna większość (ok. 12 tysięcy) w dzisiejszych granicach Polski. Szacuje się, że zostało ich dzisiaj 2800, z czego - uwaga uwaga - około 150 sztuk zachowało dobry stan, układ i walor oryginału (znaczy się poniżej 1% przedwojennego stanu posiadania). Około 2000 dworów jest w stanie ruiny, totalnego ogołocenia lub nieodwracalnej przebudowy. Tak piszą internetowe źródła. To ewidentnie wyliczenia szacunkowe, wyglądające dość arbitralnie, ale (wg mnie) bardzo niedokładne. Bardzo. Inne być nie mogą, proszę Państwa. Jak bowiem zakwalifikować fragment muru stojący w krzakach? Jako "istniejący dwór"? Czy też może "nieistniejący"? Przecież istnieje, choć pojutrze może przestać.
A jak zakwalifikować stan ogołocenia wraz z przebudową i odróżnić go od stanu oryginalnego? Gdzie jest owa nieprzekraczalna granica, za którą dwór przestaje być dworem, a staje się bohomazem krajobrazowym oszpeconym zmianami? Ino intuicja, wyczucie i dobry gust może nam to powiedzieć. Tabelek w exelu na to nie ma.
W ciągu pięciu dni widzieliśmy już wszystko. Obejrzeliśmy przy tem 41 dworów w stanach wszelkich (wypasiony, zdechły, przebudowany, istniejący ledwo albo wcale), 2 zamki (trzy, jeśli liczyć ten w Łęczycy), jedną fabrykę silników okrętowych do polskich łodzi podwodnych, jedną gorzelnię, dwa młyny elektryczne, jeden wodny i jedną (z najlepszych) stację kolei wąskotorowej pełną reliktów. Kościołów nie zwiedzaliśmy, sorry Winetou, nie było czasu. Pyknęło 1020 kilometrów.
Te kilometry bardzo odróżniają centralną Polskę od Dolnego Śląska, w którym się ostatnio bywało - LINK. Tam zabytki stoją w każdej wsi stadami, tutaj się trzeba trochę najeździć i być zdeterminowanym, oraz wyczulonym na ślady podworskie, bo większość z nich jest pochowana po krzaczorach i istniejąca tzw. Ledwo. Ledwo ledwo. Jak pisał jednak Vonnegut - wystarczy obejrzeć tysiąc obrazów i już się nie pomylisz, który z nich jest dobry, tak i z dworami: ja, już od czasów studenckich, jako maniakalny wielbiciel zdechłych ruin, bezbłędnie wyłuskuję z pejzażu tzw "starodrzew dworski" i mogę ze 100% dokładnością powiedzieć gdzie powinien stać dwór. Inna rzecz, że w 50% przypadków dworu tam już wcale nie ma. Został sam starodrzew. To jest właśnie te 13 tysięcy nieistniejących dworów których brakuje w bilansie z 1939 roku.
Dworów i rezydencji w Polsce było strasznie dużo, w porównaniu do Europy Zachodniej. W XVIII wieku odsetek szlachty w społeczeństwie wynosił u nas 10%, podczas gdy we Francji czy Niemczech było to 3-4%. Inna sprawa to zamożność owej szlachty. Szlacheckość często była tylko tytułem nadawanym przez króla albo sejm, a nie majątkiem, niemniej siedzibą rodową trzeba było się pochwalić, nawet gdy dochodzik marny i dupa goła. No to się budowało.
W wiekach średnich trzeba było zabezpieczać tyły, zatem były to najróżniejsze wieże rycerskie, dwory obronne, przypominające małe zameczki, albo też wersja dla ubogich - dwór na kopcu. Do dziś nie zachował się niestety żaden oryginalny drewniany dwór na kopcu, były ci one otoczone często fosą i palisadą. Za to mamy sporo kopców po nich, rozsianych po całej Polsce, a w sporej części postawiono na nich nowsze budynki dworskie, takie w duchu XVIII czy XIX wieku, stojące na miejscu tych wcześniejszych.
Obronność dworów musiała się poddać na rzecz funkcji reprezentacyjnej, bo, niestety niestety, ubolewamy nad tym, artyleria się tymczasem rozwinęła i choćby najgrubsze mury - dało się harmatą zacną rozwalić. Zatem ich sens znowu wklęsł, jak pisał klasyk.
W jakim stanie są owe zabytkowe dwory? Chcecie prawdy? W większości strasznym. Ale malowniczym. Fotogenicznym wielce. Coś dla mnie. Nie przedstawię wam detalicznie wszystkich czterdziestu jeden dworów, plus kilku fabryk, młynów, bo musielibyście oglądać ten wpis do jutrzejszego wieczora. Przelecimy tylko po łebkach i opiszemy te, które jakkolwiek wyróżniają się spośród ogółu i dają do myślenia. Na końcu zamieszczę spis, a może i jakie mapki, jak Google pozwoli. Ogólnie rzecz biorąc zwiedzało się te dwory północno - wschodniej części województwa łódzkiego, jakby to obcy kraj był, choć swojski. Po prostu na ogół poświęca się za mało czasu na to co bliskie. Tym razem się udało. I to jak! Wszystko dzięki premierowi.
Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów?
Dyć oczywiście pan wojewoda;
módl się, dziecino, z całą krainą -
niech Bóg mu siły doda;
śnieżku naprószył, śnieżek poruszył
dobry pan wojewoda.
A któż na szybach maluje kwiaty,
czy mróz, czy mróz, dziecino?
Nie, to rączuchną dla siebie, żabuchno,
starosta ze starościną;
srebrzyste prążki, listki, gałązki
dla ciebie, dziwna dziecino.
A któż te śliczne zawiesił sople
za oknem u okapu?
Czy może także mróz niedobry
swą fantastyczną łapą?
Nie, moje złoto, to referenci,
podkierownicy, nadasystenci
nocą nie spali, hurra! wołali,
sople poprzyklejali.
(cytat)
A! No i ja bardzo chciałem przeprosić Szanownych Czytelników, że Fotodinoza a się zamieniła ostatnio w blog krajoznawczy, no ale co ja poradzę, w krzaczory mnie ciągnie i w motoryzację (kto chce, niech zajrzy na fejsbuczka Motodinozy, można oglądać i bez przynależności do socjal-mediowych portali - LINK).
No to wsiadamy i jedziemy.
Na wstępie pierwszy krzaczor, widoczny wprost z drogi krajowej nr 91, czyli "starej jedynki" na obwodnicy Ozorkowa. Zawsze się go mijało mimo i to mimo tego, że jacyś pociotkowie mojego Dziadka kiedyś ten obiekt zdaje się posiadali. Ale kiedy to było, panie dziejku! Sto lat temu, może trochę mniej, bo z dzieciństwa pamiętam. Młyn stoi, choć już ledwo ledwo, nie działa od lat. Rzeka płynie i się marnuje.
|
Ozorków |
|
Ozorków |
Na wyciecze bardzo ciekawe okazały się te obiekty, które się wcale na takie nie zapowiadały. A jednym z najciekawszych była spotkania zupełnie nieplanowanie Kalinowa.
|
Kalinowa. |
|
Czytaj więcej po kliknięciu "czytaj więcej" |