piątek, 4 września 2020

Tajemnice japońskie. Tokina i Angenieux.


 

Pieniądze, jak wiadomo, szczęścia nie dają. Trzeba się ich pozbywać jak najszybciej. Najlepiej na jakieś marzenia.

Napisałem nie tak dawno o kilku marzeniach sprzętowych, a od tamtego czasu jedno udało mi się zrealizować. Trzeba było poszukać, bo w sklepie nie leżało, no i pozbyć się trochę papierków, co to nie dają szczęścia.

Za to obiektyw - daje.

Nawet taki, co ma dwadzieścia siedem lat, przy dobrych wiatrach. To Tokina 17mm f/3,5. 

O nim będzie następnym razem. Tym razem o japońskiej manufakturze z Tokio, która go wyprodukowała.

Tokina zawsze była troszkę lepsza. Solidniejsza. Mowa oczywiście o czasach analogowych, z których pochodzi mój obiektyw, bo dzisiaj różnice pomiędzy producentami mocno się zatarły. W dawnych czasach jednak Tokina wsadzała w swoje produkty znacznie większe ilości metalu niż plastiku i w pewnych niszach rynku na tym wygrywała, bijąc tańszych, ale mniej solidnych Sigmę i Tamrona.

Tokinę założył w 1950 roku pan Kawaguchi Denkichi, jako zakład optyczny zajmujący się polerowaniem soczewek i luster, wytwarzaniem obiektywów do rzutników, na zlecenie firm zewnętrznych. Z początku była znana jako Tokio Koki Seisakusho (Tokijskie Zakłady Optyczne). Do firmy przechodzi kilku inżynierów z Nippon Kogaku, znanego później jako Nikon.

 Wczesne lata 50-te to w Japonii zapaść gospodarcza po hekatombie II wojny światowej. O szaleństwie japońskiej historii tamtego czasu, kiedy to, zaczynając od lat 20-tych XX wieku siła przemysłowa i gospodarcza Japonii rosła wykładniczo, przez II wojnę, kiedy cesarskie imperium za pomocą podbojów zaczęło rządzić niemal połową Azji i Pacyfiku (prawie że mieli Australię, blisko było), poprzez szybki upadek pod ciosami aliantów zakończony spuszczeniem na Japonię bomb atomowych i zniszczeniem wszystkich dużych miast w 40% (łatwo poszło, bo były w większości z drewna i papieru). Potem, aż do 1952 roku okupacja amerykańska tużpowojenna ogólna bieda. Niemniej Amerykanie uznają Japonię za swojego głównego sojusznika w Azji i pompują w nią pieniądze, oraz sprzedają technologię i wspierają wolny rynek. W 1953 roku Japonia, przed chwilą jeszcze na kolanach, osiąga PKB wielkości Włoch. A w 1967 zostaje trzecim najbogatszym państwem świata. Niezła huśtawka, co nie?

Tokina właśnie obchodzi 70 lat istnienia

Rozwój Tokiny wiąże się z tym wszystkim w jeden węzeł. Z początku firma przędzie jako tako, jak wielu producentów optyki w kraju. Ale w międzyczasie w pobliżu dzieje się dogrywka II wojny światowej - wojna w Korei. Amerykanie mają w Japonii spokojną bazę. Przewalają się tu transporty wojsk i cała obsługa koreańskiego konfliktu, między innymi fotoreporterzy, którzy w Tokio znajdują nie tylko świetne warsztaty naprawcze dla swojego steranego sprzętu, ale, o dziwo, i wytwórców obiektywów z mocowaniem pasującym do Leiki czy Zeissa. Próbują. Doznają szoku poznawczego. Te obiektywy, tanie jak barszcz, są lepsze niż wiele niemieckich konstrukcji. Japońska fotooptyka rozwija skrzydła.

I Tokina, a raczej Tokyo Koki rozwija skrzydła. Amerykanie są zachwyceni i ślą zamówienia do niewielkiej, niezależnej manufaktury. Amerykańska firma Ponder&Bess (później znana jako Vivitar) zamawia obiektywy ze swoim znaczkiem. Australijska firma Hanimex zamawia teleobiektywy 135mm f/3,5 i 100mm f/4.

W tym czasie Canon i Nikon rosną w siłę, a Japończykom żyje się dostatniej (cytat strawestowany). Japońska instytucja nadzorcza - Japan Camera and Optical Instruments Inspecting and Testing Institute pod koniec lat 50-tych ustala, że jeśli producent chce sprzedawać produkty na eksport, musi mieć zarejestrowaną własną markę handlową. Tokyo Koki chce. W 1960 roku powstaje marka "Tokina". Nadal wytwarza obiektywy dla firm trzecich, takich jak Soligor i Asanuma. Prezes firmy, Kawanuchi Denkichi widząc sukcesy swoich zleceniodawców marzy jednak o wypuszczaniu szkieł pod własną marką. Marzenie zostaje zrealizowane na niemieckiej Photokinie w 1974 roku - tam firma wystawia po raz pierwszy stoisko z napisem "Tokina".

Odtąd obiektywy Tokina zaczęły być znane. Firma zawsze dbała o bardzo solidną, metalową budowę swoich sprzętów, robiła dobrą optykę i wkrótce rozwinęła gamę najróżniejszych ogniskowych. Początkowo były to konstrukcje bazujące na wcześniejszych produkcjach dla firm trzecich - w większości teleobiektywy od 100 do 800 milimetrów, ale już za chwilę liczne zoomy (w latach 70 niezbyt poważane i traktowane jako sprzęt dla amatorów). Pod koniec lat 70. pojawił się też pierwszy manualny superszeroki kąt tego producenta - Tokina MF 17mm f/3,5 SL (1979 rok). Obiektyw ten był o pół działki jaśniejszy niż ówczesne produkty Nikona i Canona, a przy tym prawie połowę tańszy. Nieco późniejszy niż rok debiutu numer "Popular Photography" z grudnia 1982 podaje następujące ceny: Canon FD 17mm f/4 - 318 $, Nikkor AI 18mm f/3,5 - 471$, Tokina 17mm f/3,5 SL - 179 $. Tokina nie różniła się też specjalnie od konkurentów wytrzymałością mechaniczną, choć optycznie była (zapewne) nieco gorsza niż powyżsi. Niemniej cena czyniła cuda.

Powstały potem ulepszone serie, pod nazwą RMC Tokina i SZ-X Tokina ze znacznie poprawionymi powłokami przeciwodblaskowymi, które sprzedawały się dobrze i miały bardzo pochlebne opinie, zwłaszcza w wersjach stałoogniskowych.

A potem nadszedł straszliwy rok 1985. O roku ów! Wtedy to świat fotograficzny stanął na głowie, bo Minolta wypuściła pierwszy porządny i komercyjnie zdyskontowany aparat autofokus - Minolta 7000. A zaraz potem było jeszcze gorzej, bo w 1987 Canon wsadził wszystkie silniki napędzające automatyczne ostrzenie do obiektywów.

Wielu producentów skończyło wówczas karierę, bo z przemysłu precyzyjnego i optycznego należało się przekwalifikować na elektroniczno - optyczny, a nawet software'owy, żeby obiektywy rozumiały i przetwarzały wysyłane do nich przez aparat sygnały i jeszcze kręciły soczewkami za pomocą prądu.

Tokina dała radę, zatrudniając nowych ludzi, i forsując swoich inżynierów do zmian. Przerobiono liczne obiektywy na elektronikę. W 1988 roku powstał ważny dla firmy sprzęt autofokus - Tokina AT-X 270 AF - 28-70mm f/2,8, w którym postawiono na solidną obudowę i kompromis optyczny dający niską cenę. W zoomie nie zastosowano drogich w produkcji soczewek asferycznych, mimo to obrazek dawał bardzo dobrej jakości. Przy okazji mocno gryzł po kostkach Canona, Nikona i Minoltę, które w owym czasie nie miały wcale zooma o takim zakresie i profesjonalnym świetle f/2,8. Pierwszy reportersko-ogólny Canon to był przecież 28-80mm ze zmiennym światłem 2,8-4 (opisywany już na Fotodinozie, jako jeden z bardzo dziwnych obiektywów, którym Canon nie pochwali się na swoje urodziny - LINK). I tenże dziwny Canon ukazał się dopiero w 1989 roku.

Za profesjonalny obiektyw reportażowy robiła zatem przez pewien czas Tokina.


Lata 90-te to kariera kilku obiektywów tańszych znacznie niż te firmowe, a równie, lub niemal równie dobrych - na przykład trzysetki AT-X 300mm f/2,8, popularnego zooma 80-200mm f/2,8 i niedrogiej a metalowej lufy AT-X 400mm f/5,6. Jest to też czas tajemniczych i niewyjaśnionych do dziś związków Tokiny z francuskim producentem z wyższej półki - Angenieux.

Pierre Angenieux, urodzony w 1907, był optykiem, producentem bardzo cenionego sprzętu kinowego. W latach 50. zrewolucjonizował metody projektowania obiektywów, skracając czas jaki trzeba było na to poświęcić do 10%, w stosunku do wcześniej stosowanego procesu. Był także autorem konstrukcji umożliwiającej w ogóle stworzenie obiektywów szerokokątnych do lustrzanek na film 35mm, tzw. retrofokusa Angenieux. Dzięki temu wynalazkowi obiektywy szerokie rozbudowały swą konstrukcję z przodu, a skróciły z tyłu, umożliwiając ich montaż na bagnecie i zwiększenie odległości tylnej soczewki od filmu bez kolizji z ruchomym lustrem aparatu. Wcześniej, w latach 50. przy wielu superszerokokątnych obiektywach wymagane było zablokowanie lustra w górnej pozycji przed montażem takiego cuda na aparacie (zatem przestawał działać wizjer). To, między innymi, dzięki wynalazkowi Angenieux lustrzanki zyskały swoją dominującą pozycję w latach 60, jako wygodne i wszechstronne aparaty.

Potem Angenieux współpracował ściśle z NASA. Pierwsze zdjęcia Księżyca w wysokiej rozdzielczości, wykonane przez Rangera 7 (1964 r.) były właśnie z obiektywu tej firmy. Także większość późniejszych misji, aż do ery promów kosmicznych włącznie, obsługiwali optycznie Francuzi (Gemini, Apollo i Apollo - Sojuz). W międzyczasie zajmowali się głównie obiektywami do sprzętu kinowego, drogimi, acz bardzo cenionymi.

Pod koniec lat 80. Angenieux postanowił niespodziewanie wejść na rynek obiektywów popularnych z autofokusem. Nie wiadomo niestety, czy zrobił to sam, czy też przy pomocy Tokiny, która jak wiemy miała z autofokusem już wcześniejsze doświadczenia. W 1990 ukazał się bardzo jasny zoom Angenieux 28-70mm f/2,6, drogi i bardzo chwalony. Dzisiaj te, stosunkowo młode przecież, sprzęty autofokus osiągają ceny kosmiczne, głównie za sprawą nimbu producenta i jego marki "filmowej". Co prawda, oglądając zdjęcia z Angenieux w internecie, można uznać, że jest coś na rzeczy - fotki z tych obiektywów mają ładne kolory, rozmycie tła i dużą odporność na odblaski, ale żeby tam zaraz płacić za nie 1000 dolarów?



Tokina, jak pisałem wyżej, miała już zoom o podobnym zakresie dwa lata wcześniej. Angenieux 28-70 i pierwsza Tokina AT-X 28-70 f/2,8 są nieco podobne w schemacie konstrukcyjnym, ale całkiem różne zewnętrznie - francuski jest większy, cięższy i ma filtry 77mm, podczas gdy Tokina 72mm.



Ale już w 1993 roku Angenieux zostaje wykupiony przez Thales Group i zmienia nazwę na Thales Angenieux. Wycofuje się też całkowicie i na zawsze z rynku konsumenckiego - jego drogie obiektywy i tak słabo się sprzedawały. Od tamtego roku skupia się wyłącznie na produkcji dla przemysłu filmowego i optyce dla wojska.



Tymczasem w 1994 pojawia się nowa wersja Tokiny, nazwana na rynkach eksportowych AT-X 28-70mm f/2,6- 2,8 PRO (w Japonii f/2,8 PRO). Jest ciut większa i ma filtry 77 milimetrów. Czy to ten sam dawny i ceniony Angenieux? Nie wiadomo. Czy Tokina kupiła od Angenieux projekt obiektywu? Nie wiadomo. Czy może po prostu brała udział w tworzeniu francuskiego sprzętu? To ostatnie jest bardzo prawdopodobne. Natomiast, jeśli spytacie mnie, czy Tokina jest stricte taka sama jak wcześniejszy Angenieux, tylko pięć razy tańsza, to odpowiem, że raczej nie. Były produkowane w różnych fabrykach, w różnych krajach i najpewniej miały, choćby, inne powłoki przeciwodblaskowe. Nie znaczy to, że Tokina była gorsza. 

Byłoby miło, gdyby któryś z posiadaczy cennego Angenieux spotkał się z którymś z posiadaczy plebejskiej Tokiny, zrobił zdjęcia i porównał. Ale najpewniej nie chcą oni psuć sobie humoru. Można znaleźć co najwyżej porównania "filmowe", wielce impresyjne i niekonkretne. 

Dylematy konstrukcyjno jakościowe pomiędzy francuską a japońską wersją skończyły się w 2000 roku, kiedy to zastąpiono dawne 28-70 nieco bardziej plastikowymi i innymi wewnętrznie szkłami 28-80 AT-X PRO i 28-70 AT-X PRO SV (To "SV" jest od "special value" -  wersji potanionej). Nie mają one już raczej nic wspólnego z Angenieux, różne są wymiary, inne ogniskowanie soczewek i inne szkło użyte do ich wyprodukowania (mają po 2 soczewki asferyczne).

Tokina też za chwilę także zmieniła barwy klubowe. W 1994 roku powstał związek z firmą Kenko, producentem aparatów i optyki. W 2011 roku obie firmy zlały się w jedną, są też dziś w posiadaniu wytwórcy filtrów optycznych Hoya, a także mają trochę związków z Pentaxem - współpracują partnersko przy projektowaniu obiektywów od 2005 roku. W japońskiej gospodarce powiązania za sprawą krzyżowo wykupywanych akcji są bardzo popularne, dlatego trudno stwierdzić na sto procent "kto kogo ma" i "jak on go ma".

Dość ciekawe jest to, że Tokina za czasów autofokusowych produkowała bardzo mało taniego barachła dla amatorów, tak jak robiły to Sigma czy Tamron (konkurując ceną z najtańszymi "firmówkami"). Nawet opisywany na Fotodinozie Trabant Cosina 19-35/3,5-4,5 (LINK) miał u Tokiny swoją wersję "lux", lepszą konstrukcyjnie. Miała za to ta firma ciekawe pomysły na ogniskowe, inne niż u konkurencji, typu: zoom rybie oko 10-17mm, tani ultraszeroki obiektyw na małą klatkę 12-24 f/4 i bardzo jasny 11-16 f/2,8.

Nie znaczy to, że tanich zoomów nie było wcale. Były, ale dość krótko.

Tokina do dziś celebruje solidność konstrukcyjną, chociaż tego plastiku jakby więcej. Kiedyś to panie, były czasy, a teraz to nie ma czasów. No cóż, czasy się zmieniły, lustrzanki w międzyczasie tych czasów odchodzą do lamusa, a bezlusterkowce coraz bardziej opanowują rynek. Fotografia przy okazji drożeje i wchodzi w wyższe rejestry cenowo - jakościowe. Nikt tam dzisiaj nie celuje w fotografów biedaków, tylko wszyscy w wypasionych bogaczy. Takoż i Tokina przestawia się na bagnet Sony E i skupia (wedle słów projektantów) na najbardziej wymagających matrycach pełnoklatkowych, do których konstruowane są obiektywy serii Fírin (nie pytajcie o tą nazwę - jej pochodzenie jest wyraczaste i durne). Wedle testów - dają radę, wyraźnie lepiej nawet niż oryginalne obiektywy Sony. Brawo! Brawo Tokino. Brawo, choć nie tanio.



Ja tymczasem strzelam zdjęcia sprzętem z dawnych dobrych lat Tokiny, kiedy dyskusje "Angenieux, czy nie Angenieux" były jeszcze na tapecie. Bardzo mnie to podnieca (a mnie podnieca kafelek od pieca). Jestem zadowolony z tego powrotu do przeszłości, do czasów litego metalu, cen za połowę i "Popular Photography". A jak bardzo zadowolony?

Bardzo. Opiszę wam za jakiś czas.


Fabrykant

Zapraszam na moje felietony kulturalno - literackie na SNG Kultura:

http://sngkultura.pl/author/marcin-andrzejewski/

Zapraszam na mojego bloga o historii motoryzacji:

motodinoza.blogspot.com

I na Facebooka Fotodinozy:

www.facebook.com/fotodinoza



Źródła i źródełka

https://tokinalens.com/reviews/the_history_of_tokina_1950_2020/

http://camera-wiki.org/wiki/Tokina

https://cameragx.com/2018/04/11/the-truth-about-the-angenieux-28-70-af-zoom/

https://lensbeam.com/lens-reviews/rmc-tokina-17mm-135-review

https://www.cambridgeincolour.com/forums/thread61344.htm

https://tokinalens.com/reviews/product_managers_s_diary_part_2/

https://cameragx.com/2018/04/11/the-truth-about-the-angenieux-28-70-af-zoom/


4 komentarze:

  1. Z tym Angenieux i Tokiną to właśnie tak było jak Pan odpisujesz, Panie Fabrykancie. Tajemnica Poliszynela, bo wszyscy bardziej wtajemniczeni mówili, że sławetna Tokina 28-70 f/2.6-2.8 to Angenieux w innej obudowie, ale nie znam nikogo, kto by wskazał jakiekolwiek źródło tych rewelacji. Co oczywiście wcale nie musi być nieprawdą. Kiedyś rzeczywiście Tokina była takim nieco bardziej elitarnym kundelkiem, jakkolwiek zabawnie brzmi to sformułowanie. Swoje 100-300 f/4 sprzedawali jeszcze przed Sigmą, byli pionierami superzoomów, wypuszczając 35-200, 35-300 czy jedyny w tym zakresie 24-200. Ale chyba summa summarum, te kolejne przejęcia i fuzje jej nie posłużyły, bo ostatnie aktywności nie są zbyt imponujące, a niektóre obiektywy ostatnio wypuszczane na rynek i zapowiadane szkła atx-m to rebrandy chińskich Viltroxów. Akurat są to udane konstrukcje, ale dowodzi to, że innowacyjność już nie jest mocną stroną Tokiny. Ciekaw jestem, jakie też okrągłe rocznice istnienia tej firmy przed nami...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny ciekawy artykuł. Lubię takie drążenie tematu :)
    jeśli chodzi o porównanie, to ja bym ta Tokine i Angenieuxa prześwietlił rentgenem z każdej strony i wtedy można by wiedzieć więcej i bez rozbierania :)
    jak coś to mogę służyć pomocą i prześwietlić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapomnę o Panu Szanownym, panie Benny, jak tylko zdarzy mi się to dorwać.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.