środa, 2 maja 2018

Zmysłowość mimochodem. Iwo Zaniewski

Stado owiec na Rodos. Fot. Iwo Zaniewski



Jak to dawno, piętnaście lat? No, dość dawno.
No dość dawno to było. Ale pamiętam jak dziś. Weszliśmy ze Współfabrykantką do księgarni na Piotrkowskiej...
Hm... Było to tak dawno, że ta księgarnia już nie istnieje. To była bodajże Księgarnia „Pegaz” na rogu Narutowicza, do czasu istnienia- najstarsza w Łodzi. W 1882 roku założył ją Ludwik Fiszer. To ci dopiero dawno było! Piętnaście lat to pikuś.
W każdym razie wtedy jeszcze książki w niej leżały, po bożemu.
Weszliśmy do księgarni polizać cukierek przez papierek. Chciałoby się, ale pieniędzy nie starczało. Z pensji kasy za dużo nie było, a na wakacje trzeba było wyjechać. Zatem książki były dobrem luksusowym. Ale powąchać i polizać przez papierek zawsze można. Kto ubogiemu zabroni.
Tam leżała jedna książka, która wryła mi się w pamięć. Może i nawet trochę mnie przeorała, jak dzisiaj o tym myślę. Skromny tytuł: Iwo Zaniewski „Fotografie”.
Wtedy dopiero wnikałem w fotografię. Zaczynałem się interesować i zgłębiać. O tyle o ile.

Na studiach to był taki przedmiot nawet, i nawet mógłbym się dziś chwalić, że sam Marek Janiak ze słynnej w niektórych kręgach grupy „Łódź Kaliska” był moim wykładowcą. Niestety nie mogę się za bardzo chwalić, bo ówcześnie miałem na fotografię wyjechane.
Oczywiście fotografie robiły na mnie wrażenie i lubiłem je oglądać, ale żeby ich z własnej woli ich szukać - to nie bardzo. Kiedyś już pisałem- LINK, że w czasach licealnych odwiedziłem wystawę Weegee'gp, która poniekąd też mną wstrząsnęła. Na tyle że zapamiętałem jego nowojorskie kadry na całe życie i z łatwością potrafię je w myślach przywołać. Niemniej obejrzałem tę wystawę zupełnie mimochodem, wcale nie celowo.

Potem jednak fotografia coraz bardziej się rozpanoszała, stworzyliśmy z przyjaciółmi firmę fotograficzną i zajęliśmy rozglądaniem po świecie – jak też tę fotografię można robić, żeby było fajnie. Zaczęło się kupowanie „Pozytywów” i inne rozkminianie. O co w tym wszystkim chodzi.

Tymczasem w księgarni „Pegaz” wlazł mi w ręce album Iwo Zaniewskiego i przeorał. Dzisiaj dopiero zastanawiam się – dlaczego? Tak. Myślę że była to właśnie ta chwila, która zawróciła mnie na głębsze widzenie fotografii. Nie pamiętam co wtedy dokładnie pomyślałem, ale było to coś w rodzaju- „O kurde! Niezłe! To tak można? Też bym tak chciał!”.
Polazłem do tej księgarni, zdaje się nawet drugi raz, żeby sobie ponownie ten album przejrzeć.
Co tam jest w tym albumie, że tak mnie wzięło?
Zaczyna się wstępem. Jest to najmniej egzaltowany wstęp ze wszystkich wstępów do wszystkich albumów fotograficznych jakie oglądałem.

Najwspanialszym sposobem zwiedzania świata jest według mnie podróżowanie z ekipą filmową. Kierownicy produkcji załatwiają wszelkie uciążliwe formalności, a ja mogę się rozglądać na wszystkie strony. Kiedy nie filmujemy, a takich dni zawsze jest trochę, można na przykład w odpowiedniej asyście zwiedzić ubogie dzielnice Johannesburga i nie zostać zamordowanym. Niezwykle miłym uczuciem jest również kompletny brak pojęcia gdzie się człowiek za chwilę znajdzie i jakie widoki się przed nim odsłonią.
(...)
Zauważyłem wtedy, że wystarczy opanować metodę prawidłowego naświetlenia nieba z jednoczesnym nietraceniem detali na dużo ciemniejszej ziemi, żeby uzyskać warte powiększenia zdjęcia.
(...)
Tak generalnie, to fotografuję co popadnie. Właśnie to w fotografii podoba mi się najbardziej, że zdjęcie czyhać może na nas w każdym kącie. Ja tylko specjalnie się nie męcząc chodzę sobie, albo jak już wspomniałem, jestem wożony i po prostu daję mu się uchwycić.

Wyciągi w Val Thorens. Fot. Iwo Zaniewski


Do dzisiaj w pamięci zostały mi te zdjęcia, oglądane w księgarni. Zdjęcia wyciągów w mglisty dzień. Zdjęcia kóz wbijających się klinem w kamienną wioskę. Wyciągi w mglisty dzień dawały mi do myślenia – przecież ja takie wyciągi oglądałem nie raz. Oglądałem – i nie widziałem. To było jednocześnie familiarne i nokautujące. Nigdy nie pomyślałem żeby skierować na nie aparat., żeby z mglistych struktur wydobyć coś ciekawego.
Kozy w greckiej wiosce były jakimś zewem podróży, ale takiej na wyciągnięcie ręki przecież, którą wtedy, w miarę możliwości uprawiałem. Też kiedyś widziałem kozy, ale nic mi z tego dobrego nie przyszło. Żadne fajne zdjęcie.
W każdym razie te zdjęcia wytyczały drogę. Trzeba patrzeć uważnie. Trzeba się zastanawiać nad tym co się widzi.
Tak trzeba żyć!
Statyści. Warszawa. Fot. Iwo Zaniewski

Alpy, Francja. Fot. Iwo Zaniewski

Wybrzeże Atlantyku, Francja. Fot. Iwo Zaniewski

Ogród botaniczny, Powsin. Fot. Iwo Zaniewski



Pekin. Fot. Iwo Zaniewski

Pekin. Fot. Iwo Zaniewski

Slub Doroty Dąbrowskiej. Paryż. Fot. Iwo Zaniewski

Ciężko, co prawda, się mierzyć z Iwo Zaniewskim, malarzem, autorem sporej ilości wystaw i albumów, który z Konstantym Przyborą stworzył chyba najbardziej rozpoznawalną agencję reklamową PZL, tę od pierwszych reklam Frugo, a potem od reklam Plusa z kabaretem Mumio. Fotografia była dla niego raczej odskocznią, niż sztuką uprawianą na maksa. Wydał tylko ten jeden album. Potem, jak mi napisał, do fotografii raczej już nie wracał. Szkoda.


Kręcenie filmu. Fot. Iwo Zaniewski

Sprzedawca ram. Bronisze. Fot. Iwo Zaniewski

Śmieciarze. Warszawa. Fot. Iwo Zaniewski

Sklep z pamiątkami. Rodos. Fot. Iwo Zaniewski

Glenorchy, jezioro Wakatipu, Nowa Zelandia. Fot. Iwo Zaniewski

Bramkarz. Warszawa. Fot. Iwo Zaniewski

Sprzedawca kapeluszy. Nowy Jork.  Fot. Iwo Zaniewski

Wyścigi konne. Warszawa. Fot. Iwo Zaniewski

Dziwny dom. Francja. Fot. Iwo Zaniewski

Po owych piętnastu latach wypatrzyłem album w antykwariacie przez internet. Przyznam, że dość trudno było go znaleźć, wyszedł pewnie w niezbyt dużym nakładzie. Nie ma daty wydania, nie ma numeru ISBN, taki skromny biały kruczek. Ciekawy byłem, czy dobrze zapamiętałem te zdjęcia.
Dobrze zapamiętałem.

Rodos. Fot. Iwo Zaniewski

Lefkara. Cypr. Fot. Iwo Zaniewski

Leszek Rybarczyk. Warszawa. Fot. Iwo Zaniewski

Lustra. Johannesburg. RPA. Fot. Iwo Zaniewski

Fot. Iwo Zaniewski

Rzym. Fot. Iwo Zaniewski

Rodos. Fot. Iwo Zaniewski

Sprzedawca dywanów. Rodos. Fot. Iwo Zaniewski


Jakie są? Malownicze. Urocze. Wszechstronne. Autor szuka w nich trzech rzeczy – światła, struktur i ciekawej gęby.
Struktury panoszą się wszędzie, gęsto, żywo, tworzą anturaże do portretów, wypełniają kadry pejzażami, od brzegu do brzegu kadru, jak u jakiego Boscha, gdzie w każdym centymetrze coś się dzieje.
Spora część tych zdjęć jest prześwietlona ciekawym, zastanawiającym światłem. To między innymi na ich bazie, piętnaście lat temu, nabierałem coraz mocniejszego przekonania, że światło z kontry robi najlepszą robotę, o ile udaje nam się je złapać.
Kompozycja jest bardzo klasyczna, spokojna, wręcz na dużej ilości kadrów centralna, ale Zaniewski zawsze umie znaleźć coś zakręconego, co w tym centrum jest umieszczone. Umie patrzeć. O to właśnie chodzi.

Szanghaj. Fot. Iwo Zaniewski

Szanghaj. Fot. Iwo Zaniewski

Szanghaj. Fot. Iwo Zaniewski

Bazylika św Piotra, Rzym. Fot. Iwo Zaniewski

Łabędzie w Konstancinie.  Fot. Iwo Zaniewski

Valparaiso, Chile. Fot. Iwo Zaniewski

Waiotapu. Nowa Zelandia. Fot. Iwo Zaniewski

Xymena Zaniewska. Kaszewiec. Fot. Iwo Zaniewski

Południowa Afryka. Fot. Iwo Zaniewski

Xymena Zaniewska, Florencja. Fot. Iwo Zaniewski

Zofia Zaniewska. Kawęczyn. Fot. Iwo Zaniewski

Zdjęcia te są gęste i zmysłowe. Malarskie, chce się powiedzieć, choć to banalne, bo malarz się za nie zabrał. Widać też w nich pewną przypadkowość, rzeczywiście – bezpretensjonalność, beznapinkowość. Każdy by tak mógł. Gdyby umiał, niestety.
Zmysłowość potęguje też soczysta czarnobiel tych kadrów, wzmocniona o ewidentne analogowe ziarno, bardzo dobra techniczna jakość, to wszystko powoduje, że te zdjęcia są jakieś takie bardziej namacalne, fizyczne. Bardziej niż dzisiejsze klarowne obrazki z cyfry. Może tu właśnie leży urok i przewagi analogowej techniki, o które lubią się sprzeczać puryści.

To wszystko razem – taka zmysłowość mimochodem.

Stara miłość nie rdzewieje. Miłość do fajnych zdjęć także. Fajnie mieć coś takiego, co przestawia na inne tory. Żeby wciąż po tych samych, codziennych, w kółko nie jeździć. 
Dziękuję za tę zwrotnicę.



Fabrykant



Zdjęcia publikowane za zgodą autora.

Strona Iwo Zaniewskiego, dużo fajnych zdjęć: http://www.iwozaniewski.com

2 komentarze:

  1. A, dziękuję, nie znałem!
    Ostatnio przeglądam zdjęcia z wydań foto z lat '80. Bywają perełki. Alle bardzo rzadko.
    (Przy okazji małą prywatę do Szanownego Pana mam, może Pan na g+ zajrzeć? Dziękuję).

    OdpowiedzUsuń
  2. na tym zdjeciu: https://2.bp.blogspot.com/-VGJZPzEah0g/Wt-Dn4FQW7I/AAAAAAAAIZ4/6tWoprgwXrM6wCxN3_UnIvNTZkuMV0EwwCEwYBhgL/s640/Leszek%2BRybarczyk.%2BWarsaw.jpg

    widac wieze z M2405S, WSH-110 i TSH-110 :) tych WSH i TSH jakos nigdy zabardzo nie lubilem, ale M2405S to najfajniejszy polski polularny szpulowiec (Koncerta nie licze, nie byl popularny...)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.