piątek, 27 października 2017

Zderzenie szekspirowskie. Rybka zwana Wandą (1988)- recenzja



Staroć. Ramota. Ciekawe czy tak pomyśli wielu z czytających tego blogaska. Wszyscy już to widzieli i wyrobili sobie zdanie- pomyślą. Może i widzieli. Może i pomyślą, ale czemu to niby nie mógłbym zająć się klasyką? Hę? Nie wolno? Nie wolno, ale można. Zwłaszcza, że to klasyka dla której ZAWSZE usiądę przed telewizorem, jeżeli tylko leci w telewizji. To chyba o czymś świadczy? Tylko o czym? Może o tym, że to jedna z ulubionych moich komedii? Może. Nie będę zaprzeczał.


Ta komedia jest kilkuwarstwowa. Mimo tego że nie jest to film wyintelektualizowany, to z pewnością nie jest filmem dla głąbów. Mamy w "Rybce zwanej Wandą" kilkuwarstwowe zderzenie różnych rzeczy, że nikt nie zaprzeczy. Mamy też, troszkę między wierszami ujętą, autoanalizę narodową Anglików. Mamy też angielski humor klasyczny, skrzyżowany lekko z humorem anarchistycznym w stylu Monty Pythona, boż to przecież ich dzieło. Mamy wielopiętrowe oszukiwanie. Wszyscy oszukują wszystkich, dla większych lub mniejszych korzyści.

To wszystko jest świeże i aktualne jak, nie przymierzając, Szekspir.
Jednak zderzenia wychodzą w "Rybce" na plan pierwszy. Zderzenia charakterów. Dopiero ostatnio zauważyłem, że jedyną postacią mającą jeden tylko konflikt z pozostałymi bohaterami jest Ken- wielbiciel zwierząt, nieśmiały jąkała. Pozostali bohaterowie mają takie konflikty z KAŻDYM z pozostałych. Przykładem adwokat Archie Leach, grany przez Johna Cleese'a. Nie dość że jest manipulowany przez tytułową oszustkę Wandę, jest obijany rondlem po głowie przez jej kochanka, ma sprzeczne dążenia niż aresztowany George, którego ma bronić, to jeszcze żona go nienawidzi, a on nienawidzi jej.

Archie Leach jest tu właściwie kluczową postacią, wstawioną w uwierające zbyt ciasne ramy społeczne. Dopiero spotkanie wyluzowanej oszustki jest dla niego katalizatorem działania.


Brytyjskie społeczeństwo, poddane licznym konwenansom, usztywnione licznymi manierami jest w "Rybce" na ostrzu krytyki. Następuje tu kolejne zderzenie- z obcą kulturą, przede wszystkim amerykańską kulturą bezceremonialności, którą reprezentuje Otto, szybciej strzelający niż myślący, a przy tym potrafiący manipulować bliźnimi, między innymi wykorzystujący doskonale wspomniane brytyjskie konwenanse. Za rolę Otta, głąba, a przy tym manipulatora pierwszej wody należy się Kevinowi Kline jakaś nagroda. Nawet ją dostał- Oskara za rolę drugoplanową. Ta rola jest wręcz brawurowa. Wierzymy w tę komiksową postać bez zastrzeżeń.

Mimo wszystko krytyka brytyjskiej sztywności nie idzie aż tak daleko, by owo tradycyjne lordowskie spionizowanie i flegmatyczność całkowicie zdezawuować. Cóż by bowiem zostało z brytyjskiej kultury codziennej bez tego spionizowania? Niewiele, niewiele- widzimy to tam, dokąd dolatują samoloty Ryanaira z żądnymi uchlania się na umór brytyjskimi proletariuszami. (Proletariusze wszystkich krajów- łączcie się -cytat).
Poza tym kto, bez brytyjskiej flegmy i stoicyzmu dawałby przykłady bohaterskiego zachowania się w czasie wojennego bombardowania Londynu. Nie wiadomo co nas jeszcze czeka, drodzy Brytyjczycy, lepiej się nie odflegmatyzowujcie.


"Rybka zwana Wandą" daje"w niemal każdej scenie dowody, że podręczna, codzienna psychologia była konikiem scenarzysty - wszyscy są tu manipulowani w przewidywaniu ich stereotypowych zachowań. Chcąc zdominować Kena Otto udaje przed nim homoseksualistę- załatwia tym dwie pieczenie na jednym ogniu- Ken trzyma się od niego z daleka, a przy tym Otto odsuwa od siebie podejrzenia, że jest kochankiem Wandy. Chcąc zdominować nikomu nieznanego prawnika Wanda udaje oszołomienie jego osobą, dostarczając mu dokładnie tego za czym tęskni i sprawia że ten mięknie jak wosk.

Do czasu, co prawda. Do czasu, gdy to on pozna ją dokładniej i wtedy sam zorientuje się jak manipulować (np. domyśli się którędy Wanda ucieknie z sądu i zdoła ją schwytać by zrealizować swój plan.)
Psychologia codzienna, nieco komediowo przerysowana stanowi clou humoru "Rybki zwanej Wandą". A wraz z nią gafy, wpadki, przejęzyczenia pokazujące jak działa nasza podświadomość, za nic mająca usztywniające konwenanse.

Ten film bardzo dopracowuje psychologię postaci. Podglądamy co robią zanim przywdzieją swoje oszukańcze maski i jak przygotowują się do ról. Wszyscy tam wszystko udają, lecz właściwie tylko tytułowej Wandzie przynosi to realne sukcesy i uchodzi na sucho.

John Cleese, faktyczny twórca filmu- współreżyser, scenarzysta, główna rola- miał zawsze ciągotki w stronę podręcznej psychologii, widoczne już w Montym Pythonie i w "Hotelu Zacisze", gdzie brylował jako znerwicowany Basil Fawlty. Napisał bodaj nawet książkę o psychologii.

Kolejnym zderzeniem filmu jest zderzenie klasy wyższo- średniej z klasą przestępczą. Gdzie ę-ą brytyjskich posiadaczy musi się zderzać z brutalno podstępnymi środkami działania złodziei.

Galeria stworzonych i zderzanych przez twórców filmu postaci jest istnym panopticum. Czuć w tym fantastycznego ducha Pythonów. Żaden Amerykanin nie wymyśliłby podobnej menażerii nieprzystających do siebie bohaterów, a przy tym jednak kipiących wewnętrzną chemią. Niekiedy chemią miłosno nienawistną, zaprawioną elementami podziwu.
George- szef szajki, dandys i (można sądzić) dorobkiewicz. Jego pomocnik Ken miotany pomiędzy tkliwością i romantyzmem a morderczym zadaniem, do tego nie potrafiący wyksztusić z siebie słowa, Otto- zabójca- sprytny idiota, cytujący Nietschego do podbudowania swojej wartości, sędzia Leach- rozrywany pomiędzy oficjalną praworządnością, a chęciom wyzwolenia się z kajdan i tytułowa Wanda, w której to roli Jamie Lee Curtis roztacza maksymalny poziom swego uroku, żeby manipulować wszystkimi dookoła. Wanda może dzięki temu startować w konkursie na najbardziej uroczą kobietę- potwora świata.

Cleese w tym filmie wymyślił wręcz pomnikowo genialne komediowe sytuacje. W "Rybce zwanej Wandą" wypaliło wszystko. Precyzyjny scenariusz, wyraziste postacie, doskonała wprost gra aktorska i humor na poziomie zaawansowanym. A do tego wiwisekcja psychologogiczna damsko- męska, brytolsko- amerykańska i międzyklasowo- społeczna. Ten film nie dość że oglądam z przyjemnością po raz dziesiąty, to jeszcze sceny z niego wryły mi się w pamięć na zawsze.

Szczególnie sceny orgazmu Wandy.

Zachęciłem do obejrzenia, prawda?

Fabrykant.


7 komentarzy:

  1. Wstyd mi. Nigdy "rybki" nie widziałem. Mam na liście, jako że Pythonów uwielbiam, ale zawsze coś innego, zawsze spycham ten film gdzieś na spód. Muszę przesunąć w górę na liście priorytetów "do obejrzenia".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od Pythonów to jest jednak kawał drogi, tego wspomnianego anarchizmu jest tu sporo mniej, a film jest jednak bardziej przystępny, przez co mniej wyrafinowany (czytaj, dowcipy są "normalniejsze")

      Usuń
    2. Tak. Jednak zwłaszcza postać Kena i jego mordercze czyny są z ducha pythonowskie.

      Usuń
  2. Faktycznie film jak na t.zw. lekki kaliber wybitny. Zagrało wszystko, scenariusz, reżyseria, aktorski koktajl. Tu nie ma ról nie zapadających w pamięć. Odnoszę wrażenie, że na planie wszyscy się nakręcali żeby dorównać (albo i przewyższyć) kolegom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe od czego to zależy? Czasami filmy nie składają się tak ładnie, nawet "Lemur zwany Rollo" z tymi samymi aktorami nie jest już na takim poziomie.

      Usuń
    2. Właściwie od razu można rozpoznać główną różnicę pomiędzy "Rybką", a "Lemurem", który to film de facto miał być niejako powtórką pierwszej komedii- to tło społeczne, którego w "Lemurze" brak.

      Usuń
    3. No, niby powtórka jest. Ale słowo "popłuczyny" bardziej pasują. Liczyłem, że za drugim, trzecim obejrzeniem będzie lepiej, bo coś tam nowego dojrzę, ale nic z tego. Wypadał coraz gorzej. "Rybkę" (najpierw napisało mi się "Ryvkę", ale chyba bez sensu :-) ) oglądam sobie raz na jakiś czas, ale wolę na chybił trafił wybrać coś z "Zacisza". I cieszę się jak dziecko, gdy wypadnie odcinek z niemieckimi gośćmi.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.