poniedziałek, 4 maja 2015

Victoria sentymentalna

Ty jesteś starym gratem
Ja cię naprawię zatem
Zmienię ci obudowę
I włożę części nowe i
I będziesz piękny jak dawniej
I będziesz działać sprawnie
Znów pokażesz klasę
I zaświergolisz czasem
A ja cię wsadzę w klatkę
Byś nie odleciał przypadkiem

Będziemy piękni jak dawniej
Będziemy działać sprawniej
   Czesław śpiewa "Maszynka do świerkania"

Dusza ma fruwa na skrzydłach uniesienia. Problem nurtujący mnie od półtora roku został niespodziewanie rozwiązany. Przyznaję- nie był to problem wagi ciężkiej, był raczej z gatunku sentymentalnych niż sensownych. Był problemem niszowego wariata sprzętowego. Ale zahacza małym różkiem o kwestie ekologii, no i okazał się w rezultacie problemem międzynarodowym. Strasznie międzynarodowo się zrobiło na Fotodinozie.
Dotyczy to wszystko obiektywu, oczywiście, do którego sentyment mam niewytłumaczalny. Ale spróbuję go wytłumaczyć.
Chodzi o obiektyw Tamron 20-40/2,7- 3.5 SP. Zabytek nieprodukowany od 10 lat, biały kruk na żółtych tablicach, tylko dla fotografów z żółtymi papierami. Ale jednak. Zepsuty, ale pełen sentymentów. Wzmocnionych piętrzącymi się trudnościami.

Kupiliśmy go w 2003 roku, w sklepie Fotojoker, do dzisiaj istniejącym, co w naszym wulkanicznym kapitalizmie nie jest takie codzienne. Większość sklepów fotograficznych zdążyła zniknąć już w międzyczasie, na ich miejsce pojawiły się nowe, mało które firmy zostały w starych lokalizacjach. Fotojoker w Galerii Łódzkiej na tym tle stanowi oazę stałości. I podobnie takim symbolem stałości został dla mnie nasz Tamron, kupiony do Canona 10D.
Hammamet, Tunezja. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon 10D, palma odbija.

Wrzeszczyn, Polska. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon EOS Elan, Kodak Profoto 400 BW

Używało się go dużo. Strasznie dużo, do wszystkiego i w różnych okolicznościach przyrody, z cyfrówką i analogiem. Dlatego też zdjęcia jakie ilustrują artykuł są takie od czapy. Tamron 20-40 miał po prostu idealne ogniskowe- był superszeokokątnym kątem, ale po zapięciu do cyfrówki APS-C nadawał się nawet do portretów. Wielka wszechstronność. Należy stwierdzić, że ogniskowe tego szkła można już dziś oprawiać w ramki i wieszać na ścianie- niewiele jest takich obiektywów, przynajmniej w systemie Canona, które są dziś dla niego konkurencją, a tak jasnych- nie ma wcale. Jakoś tak producenci nie zauważają, że fajnie mieć jasny szeroki kąt i standard w jednym. Zawsze czegoś brakuje z tych cech, nie wspominając nawet o cenach.
Tamron jest przy tym pełen zalet, pomimo pewnych wad.
Zaletą pierwszą jest jego solidność, mało zauważalna na pierwszy rzut oka- na przykład na aukcjach internetowych. Póki go nie dotkniemy wydaje się być plastikowy, dopiero po wzięciu do ręki nagle objawia się jego ciężar i chłód metalu. Jest on rycerzem w stal zaklętym, choć pomalowanym mało efektownym grafitowo szarym, błyszczącym lakierem.
Do tego jest jasny na szerokim końcu, f/2,7- jaśniejszy niż inne zoomy, choć to jasność troszeczkę marketingowa- nie ma aparatu, który jest zdolny ustawić taką wartość przesłony, wszystkie wyświetlą standardowe f/2,8.
Jednym słowem świetlisty rycerz na grafitowym koniu. Takich nam trzeba więcej.
Człowiek przyzwyczaja się i polubia, ale teraz nagle dobry, fajny obiektyw, przyjemny w użytkowaniu, (choć oczywiście poważniejsze wady też ma- brzydkie zachowanie pod światło, dość głośny autofokus)- nagle przestaje kręcić silnikiem i milczy tajemniczo. Ale co się stało, kochanie?
Trybik, nieszczęsny trybik, o którym można co prawda pisać wpisy na blogu, ale od tego obiektyw się nie naprawia.
Jeden plastikowy trybik i szkło co prawda robi zdjęcia, ale nie jest już taki miłe że sam ustawi ostrość na to co trzeba. Jeden plastikowy trybik dostarcza wielu dylematów- części zamiennych brak. Czy mam zrezygnować z obiektywu? Mogę, ale jak zrezygnować z sentymentu?
Guellala, Tunezja. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon 10D
Jeden trybik psuje mi zabawę. No i nie jest to niestety zabytkowy Mercedes 300SL, albo chociaż Humber Super Snipe Series III, żeby móc dorobić do niego taką część. To porządny obiektyw, nie najdroższy, ale też nie najtańszy- nie wart z pewnością tego, żeby oddać go na śmietnik, ale też gdyby chcieć kupić taki sam używany- będący pewnym zauważalnym wydatkiem.
Zwłaszcza dla Fotodinozy, która na codzień jest odpowiednikiem tych blogerek- szafiarek, które latają po najtańszych lumpeksach.

Fotodinoza- "Tani Armani fotografii".

Jak tu z resztą oddawać na śmietnik towarzysza, który bywał z nami na wszystkich wyjazdach? Którym się robiło zdjęcia młodzieży, a także pracowało nim ciężko od czasu do czasu. Którym się robiło konkursy.
Łódź, Polska. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon EOS 50e, Kodak Profoto 400 BW
Przecież obiektyw jest dobry, działa. Po rozmontowaniu i złożeniu z wyjętym kółeczkiem zębatym ślicznie kręci silnikiem autofokusa, który jednakże już nic nie napędza.
Wyrzucenie niemal dobrego urządzenia jakoś kłóci się z moim poczuciem komfortu- podobnie jest z innymi urządzeniami, zwłaszcza samochodami, które oddawane są często na złom, bo nie opłaca się naprawiać jakiejś niewielkiej, ale kosztownej części.
Skomplikowany i przemyślany wytwór człowieka, złożony z setek elementów, tak samochód jak i obiektyw- sprzęty wzbudzające uczucia, emocje, przywiązanie, (chociaż wierzę że można darzyć sentymentem nawet odkurzacz) w jednej chwili stają się śmieciem, balastem, niczym.
To jest jakiś wewnętrzny sprzeciw wobec marnotrawstwa, wobec marnotrawczej natury świata, która całkiem współgra z dążeniem producentów do tego żeby natychmiast sprzedać nam coś nowego.
Chenini, Tunezja. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon 10D
Świat musi iść naprzód. Ale, cholera, oprócz zmian trzeba mieć też coś stałego, coś co świadczy o ciągłości, o trwaniu, o niezmienności. Nie tylko idee, także przedmioty.

Kiedyś taką mieszczańską schedą były meble, serwisy naczyń po dziadkach, złote zegarki na dewizkach, kolie diamentowe po prababci. Od czasu masowej produkcji z IKEI, Casio i Jablonexu idea ta straciła nieco na aktualności, choć sprzęt fotograficzny zawsze był uważany za coś trwalszego i godnego uwagi.
Tymczasem góry śmieci narastają, zwały na wpół zepsutego sprzętu warstwa po warstwie są gdzieś układane (poza naszym wzrokiem, żeby nie psuć nam konsumpcyjnego nastroju), wysyłane, przesuwane z jednego kąta świata na drugi. Świat, wydaje się utracił pewną równowagę na rzecz zakłamanej ideologii- z jednej strony ekologia jest na pierwszym miejscu, trąby trąbią o oszczędzaniu energii, z drugiej strony następuje masowy atak jednorazowych urządzeń, z których najbardziej wkurzają mnie drukarki. Nie ma domu, który bym nie odwiedził, w którym na podłodze, parapecie czy biurku nie stałaby jakaś zepsuta drukarka. Masakra jednorazowości.
La Toilette na pustkowiu, Tunezja. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon EOS Elan, Fuji Superia 400
Więc zawziąłem się sentymentalnie na Tamrona. Nie będzie świat pluł nam w twarz!
Najpierw próby po bożemu- w serwisie Tamrona w Polsce, bezskuteczne. Potem szukanie trybików u zegarmistrzów- bezowocne. Potem próby dorabiania trybiku przy pomocy druku 3D- nieudane. Potem z rozpaczy, na chybił trafił zakup najtańszego Tamrona na Allegro, żeby sprawdzić czy da się coś przełożyć. Nie da się.
Potem impuls poszukiwania w Japonii informacji o możliwości naprawy. Wszystko pięknie, tylko Tamron Japan ma telefony, ale nie ma adresu mailowego!
I co my teraz zrobimy?
Łódź, Polska. Tamron 20-40/2,7-3,5, Canon EOS Elan, Kodak 400 BW
Wpadamy na pomysł. Największym rynkiem na japońskie obiektywy jest od lat 60-tych rynek USA. Piszemy do Tamron USA, na drugi koniec świata.

Korespondencja odbywa się z jednodniowymi interwałami- ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś. To są zwyczajne dzieje.

Nie dość że miły pan z Tamron USA obiecuje pomóc, zapyta techników o inne obiektywy, z których można wyciągnąć taki trybik, to nie mijają dwa dni jak trybik się znajduje!

No jasne że zamawiamy! Ile się płaci?

"Hello Mr. Andrzejewski,
We can send this out free of charge. The part is very small and won't cost much to ship. We will be shipping this out today.
So there is no confusion, the part is white instead of black but it is still the same part.
Kind regards,

Brian Marley
Customer Service Supervisor
Tamron USA, INC
10 Austin Blvd
Commack, NY 11725

www.tamron-usa.com"



Czy mógłbym jeszcze prosić o przeniesienie całego Tamron USA w okolice Łodzi (Lodz, Poland)? Bardzo poproszę. Myślę że nie tylko ja bym się ucieszył.

Po kilku dniach przychodzi trybik. Mr Marley nie kłamał- kółeczko jest białe.
Tamron USA- You are great!

Teraz Paweł elektromagik przystępuje do działań naprawczych.
Ręce, które leczą.
Nie jest to jednak proste. W najmniejszym stopniu nie jest.
Otóż nowy trybik ma wspólną ze starym, czarnym trybikiem rzecz najważniejszą: ilość i wielkość ząbków. Ale niestety wygląda na wersję dramatycznie zmodernizowaną- jest ciut wyższy, ma średnicę mocowania większą i inny profil wpustu na wałek napędowy.
O rany. O rany.
Ja bym się poddał.
Jednak Paweł nie jest taki miękki

Twardzielem być- to niemało
Twardzielem być- znaczy wiele
Trzeba być twardym w środę,
sobotę, a nawet w niedzielę. 

Kto w sobie twardości tej nie ma
Kto mięczak i galareta
Niech nie udaje golema
Twardo zakończył poeta.
          Krzysztof Gol Piotrowski (w odmętach młodości)

Paweł zrobił jednak heroiczne dzieło. Powiększył otwór mocowania, zmniejszył wysokość trybiku i stworzył nowy wpust na ośkę napędową. Wszystko to w elemencie wielkości 5 x 4 mm. To właściwie było niemożliwe.


Kojarzy mi się to natychmiast z felietonem Jana Kaczmarka z niezapomnianego "60 minut na godzinę":

"Znana jest taka anegdota techniczna, o pewnej firmie A, która wyprodukowała tak cienki drucik, że go gołym okiem trudno było zauważyć pod lupą. Czy wszystko jedno pod czym. Firma A, chcąc się pochwalić posłała ten drucik konkurencyjnej firmie B, która po jakimś czasie odesłała jej ten drucik z powrotem, ale z przewierconym w tym druciku wzdłuż otworem. I sprawa by się skończyła kompromitacją firmy A, gdyby ta firma była firmą mało ambitną, ale tak nie było. Nie. Firma A mianowicie nagwintowała tę cienką rureczkę i posłała ją do firmy B, która z kolei też brakiem ambicji nie grzesząc, wykonała nagwintowany wkręcik, wkręciła go w tę rureczkę i odesłała go do A. I wszystkim tym kierowało nie co innego- lecz ambicja. Zjawisko spotykane na każdym centymetrze życia."
(Jan Kaczmarek jest do odnalezienia w nagraniu tutaj w minucie 47:31)

I Paweł wykazał się maksymalną ambicją. Jeszcze Polska nie zginęła. I Tamron nie zginął, nie skończył na śmietniku.
Wspólnymi międzynarodowymi siłami uratowaliśmy (bardziej- Panowie uratowali, ja tylko pisałem maile) obiektyw przed wyrzuceniem, świat przed zaśmieceniem, a mnie przed depresją.

Fabrykant

Wielkie podziękowania za heroiczny wysiłek i zdjęcia z naprawy dla Pawła.

Many thanks to Mr Brian Marley, Tamron USA:

Once upone a time one lady found
A crappy machine all broken down
Deeply touch with sentiment
She wrapped it in embrace
with affection she then said:
In hell you must've been made
But I've been made in heaven
There’s nothing else we need
There’s nothing else we need

You're such a piece of crap
So I will patch you up
I'm gonna change your case
old parts with new replace
And you’ll be pretty, like before
And you’ll feel restored
You will be classy again
twittering happily now and then
And I’ll put you in a cage
To keep you from flying away

/We’ll be pretty, like before
And we will feel restored/ (x4)

      Czesław Śpiewa "Twittering Machine"





6 komentarzy:

  1. Gratulacje i szacunek za wytrwałość !

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnemu mechanikowi bardzo , bardzo precyzyjnemu panu Pawłowi też obiektywnie (Lumix/Leica) coś zawdzięczam a ty masz spore koneksje w świecie techniki. Ja mam mniejsze koneksje i przez to się borykam. Tak jak ten Czesław, który mi się bardzo podoba. Nb. tłumaczenie angielskie dla Mr. Brian Marley jest bardzo udane. Ale twoje tamronowe zdjęcia jeszcze lepsze.Podobnie jak tobie, czasem wpada mi do głowy uratowanie czegoś. Jak śpiewa ta rodaczka Marleya - "Rescue me, rescue me". Ratowanie Ziemi opanowali ambientaliści, Greenpaserzy, ATTAC i IPCC więc dotychczas uratowałem aparat GLOBICA 13x18 i jestem w trakcie ratowania pojazdów. (Nasz Adam aktualnie ratuje swego opla , który nie zdążył uratować sarny, która wpadła mu nocą pod koła). Natomiast w Italii wpadła mi w spracowane ręce una bicicletta. Wpadła mi ona ponadto w oko, bo po cieniutkich oponach rozpoznałem, że chodzi o rowwer wyścigowy i to kultowy. "Pinarello Treviso" , mniej więcej twój rocznik. W internetach zorientowałem się,że nowe Pinarello, co prawda Kevlarowe kosztuje 3-8000 euro.Moja bicicletta nie miała szczęścia do żadnego "signora Paolo", który by ją reanimował i opatrzona została dyletancko przez "torpedowca", który orygialną przerzutkę Campagnola zastąpił Sachs- torpedem. Czyli poszedł na saksy, na łatwiznę ..I nie zdołał wykończyć. Dlatego wahając się wystawiłem Pinarello na sprzedaż (oczywiście w e-zatoce). A dla towarzystwa, un velo - Montebecane Mirage z tej samej epoki ale kompletny. Rower ten wisiał u nas w garażu od lat i chciał się przejechać. Adam i Julian z oburzeniem zaprotestowali przeciw wyprzedaży rodzinnych skarbów cyklistycznych.Chcieli ratować , jak ich wujek fabrykant z miasta Łodzi i wszyscy inni ambientaliści. A ja w rozterce, jak by powiedział Mr. Brian Marley - "torn between two lovers". Niestety moje rowery są w średnim stanie technicznym. Ale znalazłem jakiegoś Herr Konrada, który robi tu za pana Pawła.
    "Pożijom, uwidim" jak mówi gospodin Putin.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tłumaczenie p. Czesława, dodaję- nie moje. Wzięte z www.tekstowo.pl, gdzie są teksty Wszystkiego Co Kto Chce. Rowery też fajna rzecz, mój aktualny kupiłem za 80 złotych. Bardzo sobie chwalę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Fabrykancie! Hip hip hura!!! Fajnie, że się udało. Na pohybel jednorazowości (no może z wyjątkiem chusteczek, tudzież innych przedmiotów higienicznych, oczywiście biodegradowalnych :-))) Panie Fabrykancie, ja o sprawie z trybikiem nigdy nie zapomniałem i ciągle ją w głowie miałem. Pamiętasz Pan jak proponowałem, żeby Googlowi takie kółeczko zajumać? Dobrze, żeś Pan tego nie zrobił, bo może Google by się rozsypało, nie daj Boże i skąd by oni taki trybik wzięli. Też by musieli do Tamrona USA uderzać. Ale Pan jednak jesteś miszcz wytrwały. Szacun i gratulacje. W każdym razie, chciałem tylko napisać, że mi ta sprawa z głowy nigdy nie wypadła i od czasu do czasu, będąc u znajomych lub u rodziny, tam gdzie są dzieci, cichcem i potajemnie różne zabawki mechaniczne rozbierałem, łudząc się, że rzekomy trybik znajdę. Tak mi się ubzdurało, że gdzie jak gdzie, ale w zabawkach, szczególnie samochodzikach z napędem, trybików nie brakuje. No ale nie znalazłem. Rozłożonych zabawek, również nie byłem w stanie złożyć z powrotem. Efekt jest taki, że już nikt ze znajomych i rodziny mnie nie zaprasza, dzieci na mój widok wybuchają niekontrolowanym płaczem, a ja do tej pory, jak widzę dziecięcy samochodzik, to go oglądam pod kątem ewentualnej rozbiórki. No ale już nie muszę. Panie Fabrykancie, naprawdę cieszę się niezmiernie, żeś Pan ten trybik znalazł. Teraz muszę wytłumaczyć wszystkim znajomym, o co chodziło z tym psuciem zabawek, pokazując im niniejszy wpis na Fotodinozie. Mam nadzieję, że jak to zobaczą, to zrozumieją i wybaczą. Ale zepsute samochodziki i tak będę musiał odkupić w ilości 28 sztuk w imię odbudowania relacji...

    Dyrektor Artystyczny Nieco Nieetyczny (DANN)
    Waldeck_13

    P.S. Panie Fabrykancie, a może by tak na wszelki wypadek jednak te samochodziki dalej rozbierać i psuć, bo może Pan zapasowy trybik będziesz potrzebował? Jakby co, to szepnij Pan tylko słówko...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakby co, to Fotodinoza poczuwa się do udziału w tym odkupie. W ramach solidarności. Walczącej o trybik. Dalej niech Pan szanowny nie rozbiera, bo jeszcze jakieś nieszczęście będzie. Opowiem tu prawdziwą przypowiastkę o delikatnym rozbieraniu. Coś z branży zawodowej. Otóż dwie ulice od mojej mieszkał pan w swoim domku, ładnym, obłożonym kamieniem i otynkowanym. Dobrze mu się wiodło i postanowił wymienić sobie okna- bo wiadomo- cieplej, nowocześniej i schludniej. Przyjechała firma, wymierzyła, a tydzień później przywiozła okna. Niestety okazało się, że ten co robił pomiary jakoś tak kiepsko je zrobił, albo ci co zmontowali- jakoś tak kiepsko je zmontowali. Okna okazały się trzy centymetry za duże. Pan monter pocieszył- niech się pan nie martwi, podkujemy trochę tynk, będzie dobrze. I tak właśnie zrobili, podkuli trochę, a pod tynkiem ukazały się jakieś drewniane słupki. No już trudno- trochę obdziabali siekierą, a trochę wycięli fleksem, niektóre trzeba było wyjąć, ale koniec końców wszystkie okna w całym domu zostały pięknie wymienione i pasowały. Panowie zadowoleni zainkasowali kwotę i poszli. Wieczorem dom zaczął troszkę trzeszczeć i pokazały się pierwsze rysy na ścianach, a następnego dnia schody troszkę się zaczęły chybotać. Działo się to wszystko dwadzieścia pięć lat temu. Od dwudziestu pięciu lat dom stoi niezamieszkany, ponieważ grozi zawaleniem i jego remont okazał się całkowicie nieopłacalny. Miał po prostu drewnianą konstrukcję, przykrytą od zewnątrz tynkiem i kamieniem, a monterzy uszkodzili słupki konstrukcyjne przy każdziusieńkim oknie. Procesy się toczą, rudera straszy dwie ulice dalej. Także ten... z demontażem lepiej uważać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Fabrykancie, bo to byli tzw. "fachowcy". Z tych co to mówią: "Będzie Pan zadowolony..." A potem szukaj wiatru w polu. W każdym razie, Panie Fabrykancie, ja będę miał oczy szeroko otwarte i jak mi gdzieś wpadnie w oko trybik łudząco podobny, to wejdę w jego posiadanie, każdym możliwym sposobem i ofiaruję go Panu. Ku chwale Fotodinozy!!!

    DANN
    Waldeck_13

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.