środa, 18 czerwca 2014

Poszerzanie języka polskiego 2- znowu o niczym III


Jakoś się tak zrobiło krotochwilnie i słodziaśnie, więc nadajemy ciąg dalszy (ciąg wcześniejszy- tutaj: poszerzanie-jezyka-polskiego ). Halohalo tu polskie radio Warszawa (cytat). Słowotworzę mój potworze:



Karta płatnicza dla budowlańców:

Karta- gips.



Naród, który uwielbia samochody kombi (Argentyna?):

Kombinacja.



Niezwykle odważny kamieniarz:

Kamykadze.



Dźwięk na planie filmowym:

Kamerton.



Psychiczne opętanie taśmą klejącą/ choroba polegająca na bezustannym wabieniu gęsi:

Taśmania.



Montownia zatrudniająca samych czarnoskórych:

Montenegro.



Płacz przy obsikiwaniu auta:

Autobusik.



Ponowne przywiezienie podejrzanego na komendę:

Rekomendacja.



Nowa wrona w stadzie:

Kranowa.



Stacja badania nasion roślin trawiastych:

Trawestacja.



Bardzo trudny test ortograficzny:

Masaż (ewentualnie Masarz).



Rowerzysta z młotkiem:

Młotocyklista.



Śpiewak, który po latach pracy osiągnął wreszcie wysokie C:

Materac.



Holenderskie miasto po inwazji brytyjskich chomików

Hamsterdam



Holenderskie miasto brutalnie nastawione do inwazji brytyjskich chomików:

Chamsterdam



Nawoływanie dziecka do pójścia wreszcie spać:

Honolulu



Odpowiednie przygotowanie orgii:

Orgianizacja


Świeżo lakierowany samochód:

Polak.

Z www.fabrykaslubow.pl
Fabrykant 
(to podpis jest)

P.S. Nowe, poważniejsze w tonie i socjalistyczne w treści wpisy będą w przyszłym tygodniu. Kingsajz dla każdego!

piątek, 13 czerwca 2014

1 września 1945



-Czołem żołnierzu!

-Czołem ..telu generale!

-Jak się nazywacie, żołnierzu?

- Carl Mydans, sir!

-Aaa, Mydans, Ten Mydans z „Life'u”?

-Ten, sir!

-Podajcie no mi tutaj szklaneczki- są tam w rogu, w szafce.

Szum morza wpadał przez otwarte drzwi bungalowu, a silny, niemal sztormowy wiatr, mimo słonecznej pogody osłabiał wilgotny upał. W sąsiednim pomieszczeniu ktoś stukał na maszynie. Generał rozparł się wygodnie w wiklinowym fotelu.

-No i jak tam sobie radzicie, Mydans?

-Trochę bujało, obywatelu generale, ale już się przyzwyczaiłem. Poza tym już prawie spokój. Mniej strzelają.

-No, mieliśmy trochę roboty przez te parę lat, trochę mieliśmy...

Złoty płyn polał się do szklanek.

-No, Mydans! Zdrowie! Jesteście pierwszym cywilem, który się dowiaduje. Za naszych chłopców! Tych co zginęli i tych którzy dali radę! Jutro kapitulacja!

- O rany! Naprawdę, generale?

-Tak jest! Żółtki zmiękły nareszcie.

-Prawdę mówiąc ja też bym miał kisiel w majtach jakby mi spuścili na głowę taki armageddon, panie generale.

-Arma... co?

-Lanie, panie generale

-A. Wy fotopstryki zawsze macie ten swój zawodowy żargon. No dobra, Mydans! Jest zadanie!

- Tak jest, panie generale!



Na plaży żołnierze targali skrzynki z amunicją, za cienką ścianą słychać było ich śmiechy i pokrzykiwania. Maszyna w sąsiednim pokoju stukała nadal.



-Polejcie no, Mydans! Dokopaliśmy żółtym w polu, teraz trzeba im dokopać fotograficznie. Mydans, co potrzebujecie do zrobienia tej kapitulacji? Proście o co chcecie, ma to być najlepsze zdjęcie na okładkę. Kapujecie?

-Tak jest, sir! A gdzie się to odbędzie?

-Ustawiamy wszystko w pałacu cesarskim w Tokio.



Moskiteiera w oknie trzepotała od wiatru.



-Za pozwoleniem, panie generale, ale tam będzie pełno Japońców jako publika.

-No i co z tego, żołnierzu?

-Jak to będzie wyglądać, panie generale? Pokonaliśmy ich, a tutaj ich cała masa. To źle wygląda w druku. Po drugie na pewno będą w galowych strojach. Tych kimonach.

-No i?

- A pan nie założy przecież nic innego niż mundur, prawda? Z całym szacunkiem, ale te ich kimona za bardzo przyciągają uwagę, nawet czarno- białe garnitury... to duży kontrast, wasze mundury znikną na tym tle... No chyba... jakby tak Kodak Tri-X 50... jakby tak generała w złotym środku postawić... no może...

-Polejcie no, Mydans, tego złotego środka!



Butelka zadzwoniła o szklanki. Papiery na biurku powiewały lekko w przeciągu, przyciśnięte łuskami artyleryjskimi.



-Nie filozofujcie, Mydans! Co sugerujecie?

-Nooo, ja myślę, żeby to lepiej wyglądało na amerykańskim gruncie, panie generale.

-Amerykańskim gruncie?!!! Ocipieliście, żołnierzu?! Ja wiele mogę, ale skąd ja wam wezmę amerykański grunt na dalekim wschodzie! No dobra! Ważna sprawa! Zaraz sprawdzimy co my tu możemy...

-Ale, panie generale, nie o to mi...

-Adiutant!!!

Stukanie na maszynie ustało.

-Słucham, panie generale!

-Zadzwońcie zaraz do LeMaya z lotnictwa, niech na jutro przewiozą do Tokio ze trzy tony ziemi, powiedzmy... yyy... z Teksasu. Niech zbiorą te swoje cholerne Skytrain'y i biorą się do roboty!

-Ale, panie generale, chodzi o symbol! O symbol!!!

-O symbol, mówicie Mydans? Polejcie no tutaj.

-Tak, panie generale. O symbol, tylko o symbol!



Butelka stuknęła lekko o szklanki.



-No, dobra, walcie prosto z mostu, Mydans, jak wy to widzicie.

-Ja myślę, panie generale że trzeba to zrobić na statku.

-Na jakim statku, żołnierzu?! Nasza flota handlowa nie pływa tutaj od trzech lat! Jest wojna, żołnierzu! Znaczy- była...

-Noo, nie handlowym, tylko tym... wojennym.

-Na okręcie, żołnierzu!!! Dobra Mydans, zaczynacie mnie zaciekawiać. Opowiadajcie dalej. Polejcie no tu!

-Noo, dobrze by było na okręcie. Dużo marynarzy, białe mundury... będzie jaśniej w kadrze, możemy wtedy przymknąć przesłonę, zwiększyć głębię ostrości...

-Po co wam przesłona, żołnierzu?! Artylerii już dawno nie mają, wykosiliśmy ich do cna! Głębię zwiększyć, mówicie? Znaczy okręt podwodny! Adiutant!!!

- Nie! Nie! Zwykły taki! Panie generale, z lufami żeby był.

-Z lufami? Dobra. Symbol, mówicie? Dobra. Flagowy, znaczy się weźmiemy. US Missouri cumuje w Tokio. No i co dalej?

-Marynarzy dużo, panie generale. Ustawi się wszystkich równo, środek wolny, lufy... o ja to może naszkicuję. Można kartkę?

-O, tu macie Mydans kartkę. Nie... To rozkaz rozstrzelania dezertera. Tę weźcie.

-Dziękuję. O tak. Tu z lewej, u góry, lufy celują w niebo. Tu pokład. O, tam z tyłu dużo marynarzy, żeby kontrast dla luf był. A tu by się przydał taki kontrapunkt...

-Od kontrataków, to ja mam pułkownika Drebbina. Zaraz go przyślemy. Adiutant!!!

-Nie! Nie! Panie generale, kontrapunkt! Przeciwwaga taka kompozycyjna.

-A! Od kompozycyjnej to ja mam... Zaraz. Od kompozycji to chyba wy jesteście?

-Tak jest, panie generale!

-No to co wy mi tu chcecie skomponować?

-Noo, tu by się przydał jakiś statek... Okręt znaczy się. Dla lepszej kompozycji. Tu w tym miejscu, po prawej.

-Aha. Dobra. Zrobi się. US Iowa może być? Nic większego nie mamy.

-Jasne, panie generale!

-No brawo, żołnierzu. Pokażcie no ten rysunek. Aha. Dowódcy- tutaj. Marynarze- tutaj..., US Iowa- tutaj... Lufy... To jaki kąt luf, żołnierzu?

-Kąt luf?

-Kąt luf, żołnierzu?!

- To może ja ręką pokażę- o. O taki.

-37 stopni, 12 minut, żołnierzu! Dobra jest! Załatwione! Marynarze- tu. Dowódcy-tu. Macie to u mnie! Jeszcze jakieś życzenia, żołnierzu?!

-Nie, dziękuję panie generale, chociaż...

-Walcie śmiało, żołnierzu!

-Jakby tak... Jakby tak Japończycy mogli na chwilę zastygnąć przy podejściu, tak z nogami- o tak.

-Żaden problem, żołnierzu! Żółtki jedzą nam z nogi... Tfu! Z ręki nam jedzą. Zaraz wyślemy sierżanta Lewisa do tego, jak mu tam... Umezu. Niech trochę potrenuje do jutra. Wszystko?

-Wszystko, panie generale.

-Odmaszerować!!!

-To do jutra, panie generale. Dziękuję.

-To armia wam podziękuje, żołnierzu, jak zrobicie dobre zdjęcie. Ale ma być dobre! Bo jak nie... Pamiętajcie żołnierzu, pluton egzekucyjny czuwa! Zaraz, tu był gdzieś ten druczek na rozstrzelanie dywersanta... Gdzie to do cholery...Odmaszerować!!!



Za ścianą dał się słyszeć niski warkot odpalanego Jeepa. Kierowca z fantazją ruszył wzbudzając spod kół mały tuman piasku. Auto odjechało dróżką wśród palm, reporter kołysał się na wybojach na bocznym siedzeniu.

Wiatr wiał trochę łagodniej, moskiteiera w oknie wydymała się lekko. Przez szum morza przebijały się okrzyki żołnierzy noszących metalowe skrzynie z amunicją.

Adiutant zapukał do gabinetu generała

-Co tam masz, Jimmy?

-Panie generale, Kapitan Stevens jest nad Pacyfikiem, dolatuje nad Midway, pyta drogą radiową gdzie mają dostarczyć te trzy tony ziemi z Teksasu.

Carl Mydans. Japan signing surrender on US Missouri. 2.09.1945


Fabrykant

z www.fabrykaslubow.pl



P.S
Na specjalne życzenie Krzysztofa Gol- linie na zdjęciu:




poniedziałek, 9 czerwca 2014

Szklanka do połowy przepełniona.


Nie mogę się zdecydować czy pójść na wojnę, czy na łatwiznę.
Może pójdę na łatwiznę.
Wpis będzie krótki, bo natura ludzka da się opisać w kilku słowach.
Na znanym portalu aukcyjnym, zwanym Allegro, przez niektórych Alledrogo) jest aktualnie zatrzęsienie najróżniejszych staroci fotograficznych, starych obiektywów i aparatów analogowych. Śledzę je z podnietą. Opisy z ogłoszeń doganiają powoli te, które zamieszczają handlarze samochodów, chociaż oczywiście skala koloryzowania jest siłą rzeczy mniejsza. Na sprzedaż nie trafiają przecież (jeszcze) obiektywy po lekkiej stłuczce, sprasowane razem z przystankiem autobusowym, dyskretnie wyklepane i polakierowane z opisem „bezwypadkowy, jedyny taki zobacz”. Skala cofania przebiegu też nie jest w fotografii zbyt wysoka, bo na szczęście kupujących obiektywy nie mają liczników (aparaty cyfrowe już tak).
Sprzedający nadrabiają wszystkie te niedostatki pieszczącą ucho poezją.
Jak wiadomo- szklanka może być do połowy pusta, lub do połowy pełna, lepiej pisać o zaletach niż o wadach. Ostatnio jednak czara słodyczy przepełniła się, rozświetlając mi twarz uśmiechem szczęścia. Zacytuję może tekst, bo link do ogłoszenia przestanie być aktualny:

„Obiektyw całkowicie sprawny. Urwane jest tylko mocowanie do aparatu”

Rzeczywiście. Samochód bez silnika jest prawie równie dobry, jak ten z silnikiem. Całkowicie sprawny. Trzeba mu tylko wstawić silnik.

Inny optymista niedawno napisał:

„Kultowy Canon 35-70/ 3,5-4,5. Super zdjęcia! Obiektyw 100% sprawny, choć przednia soczewka chodzi luźno w tubusie”

Mhm. Latająca w tubusie przednia soczewka wpływa doskonale na zdjęcia. Po prostu automatycznie robi ze zdjęć arcydzieła. Luźna przednia soczewka, to jest po prostu to, co tygrysy lubią najbardziej.

Czasami zdarza się, że sprzedający nie wie co sprzedaje, ale to sytuacja typowa dla każdej branży. Natomiast zauważyłem, że co najmniej połowa ze sprzedających wiekowe obiektywy Sigmy z mocowaniem EF NIGDY nie próbowała ich podłączać do aparatów cyfrowych Canona i za nic nie wie jak się z cyfrówkami Canona sprawują, choćby ich końmi po podwórzu ciągali wte i nazad. Nie wiedzą i już. I nie powiedzą.
Błogosławieni ci co nic nie wiedzą, bo dzięki nim możemy wpuścić na Fotodinozę trochę szydery i hejtu. Ale zauważcie drodzy czytelnicy że jest to hejt dobrotliwy, dobrotliwy...
(Zawołanie do hejtera: Hejta! Wio!)

Wracając do Allegro. Już prawie wszystkie analogowe rumpy są oczywiście w tytułach „kolekcjonerskie”. Kolekcjoner śmieci będzie miał z nich wiele radości, rzeczywiście, zwłaszcza że większość z nich jest obrana z muszli ocznych, a nawet pasków na szyję. Tutaj też trafiła ta nieziemska poetyczna mania krzyczenia w tytułach „Canon 300, UNIKAT, JEDYNY!”, podczas gdy w sąsiednich ogłoszeniach tkwi obok dwadzieścia takich unikatów jedynych.

Tu, w celu podsumowania, zacytuję zasłyszany wczoraj w radiu samochodowym bon mot. Sprawił on, że z zamyślenia mało nie wjechałem byłem nie tam gdzie trzeba. Był to wywiad z inspektorem policji drogowej, który stwierdził:

„Jest to sytuacja wyjątkowa, z którą spotykamy się bardzo często”

Nie sądźmy, abyśmy sądzeni nie byli. Niedługo trzeba wystawić coś na Allegro...


Fabrykant

P.S. A na wojnę (na sam koniec wojny) pójdziemy w następnym wpisie. I znowu zrewolucjonizuje to historię fotografii. Zostańcie Państwo z nami.
Oddaję głos do studia (cytat).

wtorek, 3 czerwca 2014

Kompania opozycyjnych braci

Robert Capa



Fotografia to opowiadanie poezją o prozie życia. Fotografowie wojenni wiedzą coś o tym. Brudna i zła, wojna musi być tak przedstawiona, by uderzyć widza w czuły punkt, sprawić by przeniósł się oczami wyobraźni do sytuacji, jakie zarejestrował fotoreporter. Wtedy powstają dobre zdjęcia. Takie które się zapamiętuje.



Powiem to szczerze- Robert Capa, jeden z najbardziej znanych fotoreporterów wojennych, prekursor, człowiek nieustraszony, człowiek który poświęcił życie dla sprawy pokazywania światu rzeczywistości wojny- nie jest moim ulubionym fotografem.



Doceniam jego wkład, doceniam jego pracę. To cholernie ciężkie musiało być, trudne i niebezpieczne. Facet brał udział w 5-ciu wojnach, poczynając od hiszpańskiej wony domowej (1936) aż do śmierci w I wojnie indochińskiej (1954). Jego biografia jest niesamowita, nawet ta z Wikipedii (polecam gorąco, choć był w młodości wrednym komunistą), coś jak film przygodowy:


Wszyscy, prawdopodobnie wszyscy, znają jego zdjęcia z inwazji na Normandię, robione pod ostrzałem, z najwyższym poświęceniem.

Robert Capa

Robert Capa


 
Robert Capa
 




Być może wiecie o tym fakcie, że zdjęcia z D-Day zostały przesłane w rolkach do redakcji „Life'u” (Można by rzec, że „Life” był takim ówczesnym CNN), gdzie laborant- patałach tragicznie je przegrzał przy suszeniu, maksymalizując kontrasty i ziarno. Dlatego są takie „brudne” i słabo czytelne. Uratowano z klisz co się dało, choć w zamyśle Capy miało to zapewne wyglądać inaczej.



Niestety, zdjęcia Capy, choć historyczne i epokowe, nie wzbudzają jakoś mojego najwyższego entuzjazmu estetycznego („ja, na kolana padłszy, zaraz tyż prędko poszedłem”- cytat).



Najbardziej trafia do mnie to jego zdjęcie, które znalazłem w „Małej historii fotografii”. Robione prawdopodobnie w chwili względnego spokoju, kiedy jatka ataku już się przetoczyła. Jako pesymiście (wesołemu pesymiście) podoba mi się uderzający przekaz tego zdjęcia, obrazujący doskonale Daremność. Wojenną daremność wielu wysiłków:

Robert Capa




Capa, razem z Cartier- Bressonem założył wiekopomną agencję fotografów Magnum. Chwała mu za to. A do annałów i kronik, wielokrotnie cytowana, przeszła jego sentencja:



„Jeśli zrobiłeś kiepskie zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco blisko”



Chwytliwa i prowokacyjna sentencja, którą blogerzy i portale foto umieszczają w „10-ciu najważniejszych cytatach o fotografii” i traktują jako przykazanie.

To, między innymi, dzięki niej wszyscy pchają się z obiektywem rozdając kuksańce łokciami, żeby być w samym centrum wydarzeń.




„Jeśli zrobiłeś kiepskie zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco blisko”


A to przecież nieprawda jest.



A przynajmniej- jest to prawda połowiczna.

Zastanawiałem się dłuższą chwilę jakie można dać przykłady kontra. I stwierdziłem, że dobrą kontrą jest zdjęcie jego brata- Cornella Capy, także fotografa.



Cornell, zwany „le petit Capa”, młodszy brat Roberta, mniej znany, bo nie rzucał się w wiry wojenne, ale jednak znany, bo fotografujący dla „Life'u”.

Miał do fotografowania nieco inne nastawienie niż awanturniczy brat. Skupiał się bardzo często na „ogóle”, a nie na szczególe. O swojej pracy powiedział:

„Nie fotografowałem nigdy pejzażu, jeśli nie był częścią opowiadanej historii. Jeśli widziałem chłopa pracującego na polu- pracującego z widoczną trudnością- wtedy robiłem zdjęcie chłopa na polu. Ale nigdy nie robiłem zdjęcia samego pola bez chłopa”.

Cornell Capa

Cornell Capa

Cornell Capa


Czy Cornell robił gorsze zdjęcia niż jego brat? Mnie podobają się bardziej, choć oczywiście, były robione w łatwiejszych okolicznościach. Niektóre portrety Cornella Capy, są dosłownym zaprzeczeniem głośnej teorii jego brata: „...nie byłeś wystarczająco blisko”. Nie był blisko. I udawało mu się.

To zdjęcie może być ikoną:

Cornell Capa


Portret Aleca Guinness'a 1952 (zanim jeszcze został Obi Wan Kenobim):




Niektórzy powiedzą że nie jest to portret. No, może i nie jest. Ale ten nieportret mówi bardzo wiele o portretowanym. Niezależnie od tego czy zdjęcie jest pozowane, czy też podchwycone spontanicznie- jednak Alec Guinness zgodził się do niego pozować w ten sposób.

Co ja czytam o Guinessie z tego zdjęcia? To:

Człowiek lubiący spokój

Marzyciel, może nawet romantyk

Niekonwencjonalny

Elegancki

Nie bojący się ośmieszenia.



Może wy wyczytacie tam jeszcze inne rzeczy. Nie wiem czy to dużo, ale wiele portretów nie mówi nam zupełnie nic o portretowanych osobach, a to zdjęcie jest pod tym względem wyjątkowe.



Rację mieli, oczywiście, obydwaj Capowie. Haczyk tkwi w zrozumieniu, co oznacza „wystarczająco blisko”. Bliskość fizyczna nie jest receptą na zrobienie dobrego zdjęcia. A przynajmniej nie receptą jedyną. Dla Cornella „wystarczająco blisko” oznaczało niekonwencjonalne 20 metrów od portretowanego.



Robert Capa, strzelając swoją sentencją, miał raczej na myśli bezkompromisowość, odwagę i działanie. Myślę też że chciał zrobić wrażenie wszystkowiedzącego zwycięzcy, mówiąc te słowa. Sedno sprawy zawiera się w zwrocie „wystarczająco”, a zatem sentencję tą można traktować tak ogólnie, jak tylko się da.



Może właśnie na zewnątrz wydarzeń i z daleka od nich powstanie najlepsze zdjęcie?

Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl