poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Luksus kontra grat. Canon EF-S 24 f/2,8 vs Sigma 24 f/2,8 Super Wide Macro.





Dzisiaj będzie test całkowicie w pełni półprofesjonalny. Umiarkowany luksus i umiarkowany grat. Dwa sprzęty w bardzo atrakcyjnych cenach, na które stać nawet amatorów. Podstawowe pytanie testowe brzmi - gdzie jest postęp, panie Mecenasie?
Czy zdołamy dobrnąć do odpowiedzi?

Do każdego z tych obiektywów mam stosunek entuzjastyczny, choć do każdego inny. Boż one są różne jednak, pomimo podobieństw. Najpierw podsumujmy nówkę.

Naleśnik




Canon wypuścił na rynek obiektyw, którego nikt właściwie się nie spodziewał. Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji! Nikt na niego nie liczył, ani o nim nie marzył szczególnie. Ba! ten obiektyw dublował wręcz inny model Canona, od lat już istniejący. Jednego z pierwszych stałoogniskowców w systemie EOS - EF 24 mm f/2,8 z 1988 roku, prostego, skutecznego i lubianego, zastąpionego potem znacznie droższą wersją ze stabilizacją obrazu (2012 rok). 
Nowy Canon pojawił się w 2014 i nazywał się niemal identycznie: EF-S 24 mm f/2,8, kluczowa jednak była literka S w nazwie, oznaczająca sprzęt przeznaczony na małą klatkę APS-C, podczas gdy stara, dwudziestopięcioletnia 24-ka EF obsługiwała oczywiście pełną klatkę, bo stworzono ją w czasach filmu analogowego. 


Pierwsze EF 24mm f/2,8 Canona, rok 1988

Drugie EF 24mm f/2,8 IS STM, rok 2012

Trzecie EF-S 24mm f/2,8 STM - naleśnik, rok 2014


To były czasy! Wtedy jeszcze dzisiejszą "pełną klatkę" nazywano filmem małoobrazkowym. Dopiero dzisiaj zyskała status luksusu i nobilitującą nazwę. Wtedy kingsajz był dla każdego.

Wszystko to przez matryce cyfrowe, które zredukowały standardowy rozmiar. Nowy model EF-S oprócz przeznaczenia na amatorskie matryce cyfrowe miał jednak jedną wyróżniającą się wybitnie cechę - był obiektywem typu Pancake. Pierwszego w swej historii naleśnika wypuścił Canon rok wcześniej, był to pełnoklatkowy model EF-S 40 f/2,8 STM. Dwudziestkaczwórka została jego młodszym bratem na małe matryce.
 Wygląda mi też na to, że te dwa obiektywy były w ogóle pierwszymi "naleśnikami", jakie Canon w swojej historii (od 1933 roku) wyprodukował.

Obiektywy typu naleśnik pojawiły się na świecie za sprawą fizyka pana Paula Rudolfa z firmy Zeiss już w 1902 roku. Skonstruował on prosty obiektyw z czterech soczewek o niezwykle małych rozmiarach, bardzo płaski - Zeiss Tessar. Wszystkie późniejsze naleśniki są pochodną tej konstrukcji. Mimo zadziwiająco małej grubości optyka Tessara jest znana z wysokiej jakości obrazu. 
Po osiemdziesięciu latach swojego istnienia zdecydował się na niego i Canon.

Konstrukcja naleśnikowego obiektywu 24mm na małe matryce APS-C miała sens jeszcze większy niż wcześniejsze o rok 40mm na pełną klatkę, bo pasowała niewielkimi rozmiarami do rozmiarów amatorskich aparatów. Zyskiwała go dodatkowo, wobec spodziewanego ataku aparatów bezlusterkowych konkurencji. Canon zawczasu pomyślał o miniaturyzacyjnym orężu, pozwalającym się doczepiać do jego najmniejszej lustrzanki i chwalić się podobną poręcznością co atakujące go Sony czy Olympusy.
Obydwa naleśniki Canona miały dość umiarkowaną cenę, która taką pozostała do dziś - są jednymi z najtańszych jego obiektywów. Czy warto, panie Mecenasie rozważać zakup takiego ledwo odstającego od aparatu gówienka?

Staruszek




Drugi obiektyw jest najpopularniejszą w czasach przedcyfrowych Sigmą. Sigma załatwiła tym sprzętem wielu producentów na cacy. Zabiła nim wiele much za jednym zamachem. Po pierwsze jest to obiektyw - uwaga uwaga, nie uwierzycie - o rok starszy niż cały canonowski system EOS. Wyprodukowano go z myślą o pierwszym autofokusowym aparacie świata sprzedawanym z sukcesem, czyli Minolcie 7000. Sigma zmodernizowała wtedy swój manualny obiektyw 24 mm, konstruując narzędzie do podgryzania dużych graczy rynkowych, którym wtedy w żadnym razie nie była. Zbudowano zatem sprzęt wszystkomający - po pierwsze mocno szerokokątny, po drugie dający rekordowe możliwości zbliżenia makro, po trzecie niewielki, a po czwarte prawie o połowę tańszy niż wszystkie podobne obiektywy konkurencji.


Osoby zastanawiające się, co wybrać jako swój drugi w życiu obiektyw, nie musiały się długo zastanawiać - ten po prostu był idealny. Zauważmy, że w latach 80-tych standardem szerokokątności było 35 albo max 28 milimetrów. 24mm Sigmy było wspaniałym bonusem, pozwalającym ówczesnemu amatorowi ogarnąć wreszcie wszystkie osoby na zdjęciach z imprezy, albo sfotografować ciasne miejskie zaułki. Do tego zupełnie zieloni wielbiciele makro mogli sobie popróbować co znaczy większe zbliżenie do obiektu. 
Ten obiektyw był produkowany nieprzerwanie i bez żadnych zmian wyglądu do - ta dam! - 2001 roku. Piętnaście lat! Został jednak wykończony i sczezł marnie. Po tym jak Canon zmienił swój software w ostatnich aparatach analogowych nagle Sigma przestała działać z Canonami na każdej wyższej niż pełne otwarcie przesłonie. Spowodowało to gwałtowny spadek zaufania do Sigmy na poczatku lat 2000-ch, z którego ta firma zaczęła wychodzić  na dobre dopiero w ostatniej pięciolatce.
24 f/2,8 Super Wide Macro została wycofana z produkcji we wszystkich wersjach bagnetowych, także z mocowaniem Nikon, Minolta/Sony i Pentax. Podejrzewam, że gdyby nie afera software'owa i gryzienie się z Canonem byłaby produkowana jeszcze dłużej.
Dzisiaj można zmienić chip sterujący w takim starym obiektywie i przywrócić mu pełną sprawność w działaniu z aparatem Canon. Zajmuje się tym pan Jiri Otisk spod czeskiej Ostrawy - LINK.




Wstęp

Testowanie może zatem odbywać się za pomocą Canona z tzw "cropem", czyli wyciągniętego z szafy Canona 40D. Jako potentat w branży fotograficznej udałem się z nim do sklepu na test sklepowy. 

Będzie to tak zwany test - przegryw. Podobno stylówa na przegryw jest teraz modna wśród gimbazy. Otóż producenci i sprzedawcy nie pchają się na Fotodinozę drzwiami i oknami, zatem obiektywy trzeba wyrywać im z gardła, w miarę mych, doprawdy skromnych, możliwości. 

Sigma 24 f/2,8 Macro okazuje się na wstępie, mimo podobieństw, zupełnie innym obiektywem niż Canon 24 f/2,8. A to, ponieważ jest obiektywem do pełnej klatki 35mm, czego nasz naleśnikowy przyjaciel nie ogarnia. Nawet nie można go podpiąć do żadnego pełnoklatkowca, bo ma mocowanie EF-S, czyli przeznaczone do małej matrycy Canonowskiej. A taki był ładny, amerykański! Szkoda! (cytat)

Dla tych co mają cyfrową lub analogową pełną klatkę Canon przewidział inny naleśnik, wspomniany wcześniej 40mm f/2,8, dający na matrycy 35mm podobny obraz, jak 24 f/2,8 na "małej klatce". Może kiedyś się takiego dorwie.





Canon jest mniejszy niż Sigma, aczkolwiek należy zauważyć, że nie jest to przepaść, co dla Sigmy będzie komplementem. Naleśnik jest niby płaski, ale jednak swoją grubość ma, w przeciwieństwie do naleśników manualnych z dawnych lat. Mimo wszystko jest to najmniejszy obiektyw autofokus jaki można w ogóle podpiąć do Canona EOS. Nic mniej się nie da. Intuicja podpowiada, że będzie idealną parą dla jak najmniejszego aparatu - maksymalnie poręczną, pozwalającą się trzymać np. pod kurtką, albo w co większej kieszeni - u Canona najlepszy zestaw dla niego stanowiłby pewnie 100D, albo 200D.
Obydwa obiektywy sprawiają bardzo miłe, solidne wrażenie, chociaż każdy na swój sposób - Canon jest plastikowy, ale bardzo zwarty, (metalowe jest tylko mocowanie bagnetowe). Nic nie puka, nic nie stuka, tylko lać paliwo i jeździć. 
Sigma (obiektyw przynajmniej dwudziestoletni, a mój egzemplarz zapewne starszy) już nie jest tak milcząca, ale za to ma obudowę z porządnego metalu, gładko lakierowaną, co w dzisiejszych czasach, w półce budżetowej jest zupełnie niespotykane. Wzornictwo Sigmy jest przy tym na tyle ładne i stonowane, że nie sprawia ona wrażenia sprzętu retro, tak jak niektóre inne modele.

Co tam zatem potrafią?

Wycelowało się obydwa obiektywy w różne miejsca sklepowe, żeby choć w takim w pełni półprofesjonalnym teście sprawdzić z czym mamy do czynienia.

Wszystkie zdjęcia testowe są nieobrabiane, jedynie zmniejszone, prosto z aparatu Canon 40D (ustawionego na światło jarzeniowe). Wszystkie powiększają się po kliknięciu.

Zdjęcia z podparcia:





Testy całego kadru (w pełni półprofesjonalne, ang. "totally full half-proffesional test"), z ręki:



Centrum kadru (wycinek 10% z oryginalnego rozmiaru):


Górny lewy róg kadru (wycinek 10%):




Jakość w centrum kadru
Wszystkie zdjęcia z wiekowej Sigmy są mniej kontrastowe, niż z Canona. Na pełnym otwarciu jest też ona wyraźnie bardziej miękka, choć całkiem niezła. Canon jest dobry zaczynając od pełnego otworu i już po minimalnym przymknięciu robi się bardzo dobry. Ten poziom trzyma aż do f/5,6. Potem ostrość zaczyna mu lekko słabnąć. Sigma tymczasem zyskuje na ostrości dopiero po silnym przymknięciu - dogania Canona dopiero w okolicach f/5,6, a powyżej tej wartości obydwaj konkurenci mają podobną ostrość w centrum.
Canon nie jest zatem mistrzem świata, ale można uznać go za bardzo dobry. Sigma - dobry.
Canon 9/10
Sigma 6/10

Jakość w rogu kadru
Brawa dla maluszka Canona, który pomimo konstrukcji do małych matryc potrafi dać w rogach dobrą ostrość i utrzymać ten poziom do f/8. Niestety winietowanie mocno przyciemnia ten obraz.
Sigma nie jest w tej materii gorsza, a przy tym  winietuje wyraźnie mniej niż Canon, jeżeli używamy jej na małej klatce APS-C. 
W Canonie ściemnienie narożników zdjęcia jest widoczne wyraźnie aż do f/5,6. Można chłopaka zrozumieć, bo kryje mniejsze pole obrazowe, jako konstrukcja pod mniejszą matrycę. 
Jak ktoś chce poznać winietowanie Sigmy, to musi założyć ją do aparatu pełnoklatkowego - winietuje równie silnie, czego nie zobaczymy na małej klatce. Aparaty z "cropem" wycinają brzegi obrazu, a razem z nimi i całe winietowanie. Niemniej w porównaniu z naleśnikiem - plus dla Sigmy
Canon 4/10
Sigma na APS-C 8/10, na pełnej klatce 4/10


Odblaski i wady chromatyczne
Niespodziewanie, nawet w tak niesprzyjających warunkach jak wnętrze sklepowe, da się wykryć istotne wady Sigmy. To marna odporność na mocne światła w kadrze, dająca silne halo wokół lamp. Jest to wyraźna ułomność tego obiektywu. Winę ponoszą zapewne powłoki przeciwodblaskowe soczewek, które pochodzą z roku 1986-go, a nie z 2014-go. Od tamtej pory zanotowano w tej dziedzinie olbrzymi postęp.
Na zdjęciach pod światło widać w Sigmie pod światło nikłe kolorowe obwódki wokół krawędzi, czyli wady chromatyczne. Nie jest najgorsza pod tym względem, ale nie jest też mistrzem. Sigma była budżetowym obiektywem, nie wstawiono jej żadnej soczewki specjalnej, ani apochromatycznej, niwelującej te wady.
Canon,choć tutaj nie jest idealny (widać lekkie tendencje do takich wad, jeżeli jest mocno przymknięty, powyżej f/8), to jednak bije na głowę konkurenta, daje obrazki czyste, kontrastowe, nieco bardziej wyraziste niż Sigma. Na poniższych dwóch zdjęciach łatwo porównać zarówno odporność na odblaski, jak i wady geometryczne (dystorsje) obu szkieł.


Canon EF-S 24mm f/2,8 Pancake

Sigma 24mm f/2,8 Super Wide Macro

Canon 9/10
Sigma 1/10

Dystorsje geometryczne
I Canon i Sigma nie są zbyt rewelacyjne pod tym względem i do ideału im sporo brakuje. Linie proste leżące przy krawędziach kadru są lekko pokrzywione, ale z zachowaniem zasad przyzwoitości. Sigma wydaje się tutaj nieco lepsza, ale tylko dlatego, że mała klatka wycina sam środek obrazu. Na pełnej klatce dystorsje widać na jeszcze na gorszym poziomie niż u Canona.
Canon 5/10
Sigma na APS-C 6/10, na pełnej klatce 5/10

Autofokus.
Używając na co dzień obiektywów sprzed potopu, nie będę obiektywny, tylko subiektywny - Canon wydał mi się pod względem autofokusa niemal ideałem - jest szybki, bezgłośny, przyjemny, choć w jednym ze zdjęć pomylił się i ustawił ostrość za celem. Zaledwie w jednym, na kilkadziesiąt strzelonych. W porównaniu z Sigmą to jednak przepaść. Sigma bowiem, czasem chciałaby, ale nie może - raz na kilkanaście zdjęć nie wceluje w to co trzeba, dla pewności test ostrości na różnych przesłonach wykonywałem pięć razy. Wiadomo, że sprawność ostrzenia w zestawach aparatu z obiektywem zależy od aparatu, ale także od rodzaju światła - w świetle sztucznym ostrzą nieco gorzej niż w słonecznym. Sigma potwierdza tę regułę - rzadko psuje zdjęcia w plenerze, w porównaniu do efektów zdjęć w interiorze Fotojokera. Jej autofokus jest też bzyczący, głośny i wolniejszy niż naleśnika Canona.
Z Canonem 5D Sigma sprawuje się wyraźnie lepiej, niż z "cropowym" 40D

Canon 9/10
Sigma 6/10

Zbliżenia trzeciego drugiego stopnia
Tutaj zaskoczenie. Canon stworzył szkło z możliwością wspaniałego zbliżenia do obiektu, czyli szkło quasi makro. Dość powiedzieć, że jest ciut lepszy niż Sigma, na której obudowie słowo "makro" powtórzono trzy razy. Canon oferuje odwzorowanie aż 1:3,7 , dzięki możliwości zbliżenia do obiektu n a 16 cm (mierzy się tę odległość od płaszczyzny matrycy, zatem front obiektywu może leżeć kilka centymetrów od celu)


Sigma, maksymalne zbliżenie do Canona.




Canon, maksymalne zbliżenie do Sigmy
Canon EF-S 24 mm f/2,8 @ f/5,6 - na fotografii Alpine A110, model w skali 1:24

Sigma AF 24mm f/2,8 Super Wide Macro @ f/5,6


Sigma była w swoim czasie niepobitą rekordzistką w swoim segmencie, i to była nią przez długie lata. Daje odwzorowanie 1:4 i zbliżenie maksymalne 18 cm.

Obydwa obiektywy są bardzo przyjemne pod tym względem, pozwalają na mocne powiększenie detali w kadrze, nawet na amatorski zarys wstępu do polowania na owady w trawach. Oprócz tego ułatwia to na komponowanie dziko przerysowanych perspektywą kadrów, z potężnym pierwszym planem i znikającym w oddali tylnym. Brawo! To tygrysy lubią najbardziej, zaraz się rzucamy do przerysowanych zbliżeń, trzask, trzask i jeszcze jeden i jeszcze...








Maksymalne zbliżenie. Motylki przy tak bliskim kontakcie wyglądają już całkiem nieźle.








Na tym zdjęciu widać już spore różnice w dziedzinie pracy pod światło pomiędzy obydwoma obiektywami - było robione z dołu, w stronę świetlika dachowego. Sigma daje tu znacznie słabszy kontrast.




Canon. Maksymalne zbliżenie

Sigma. Maksymalne zbliżenie







Jakby kto pytał, to modelik jest w skali 1:24.

Spokojnie tygrysie! (cytat).

Gdyby Tygrys był mniejszy 
Od Królika i lżejszy, 
I cokolwiek grzeczniejszy, 
A zaś Królik silniejszy 
Od Tygrysa i wyższy, 
A znów Tygrys był niższy, 
I cokolwiek szczuplejszy, 
Wtedy tak by nie brykał 
Na biednego Królika, 
Który jednak jest mniejszy.


Canon 9/10
Sigma 9/10



Podsumowanie


Jak mi się podobają? Bardzo! Obydwa. Canon byłby wyraźnym zwycięzcą, gdyby nie to, że Sigma potrafi trochę więcej. Proszę bardzo, to potrafi:

Sigma na Canonie 40D, niepełnoklatkowym:



Sigma na Canonie 5D, pełna klatka, z tego samego miejsca:


Sigma na Canonie 40D, niepełnoklatkowym:


Sigma na Canonie 5D, pełna klatka, z tego samego miejsca:


Oprócz tego, że na aparacie APS-C Canon i Sigma dają pole widzenia zbliżone do klasycznego standardu, czyli ok 40mm (38,4 dokładnie), to Sigma na pełnej klatce daje jeszcze swój właściwy kąt widzenia - czyli rzetelne szerokokątne 24mm.
Canona nie podepniemy do żadnego aparatu pełnoklatkowego, z racji mocowania EF-S, które to uniemożliwia. Tutaj Sigma bije Canona swą uniwersalnością.




Dla kogo zatem Canon EF-S 24mm f/2,8 STM Pancake?
- dla osób używających aparatów z małą klatką i nie zamierzających zmieniać jej przez dłuższy na pełną klatkę - tu wybór jest oczywisty, Canon zwycięża.
- dla osób potrzebujących jak najmniejszego, ascetycznego sprzętu do podróży.
-dla pstrykających chętnych do zabawiania się w klasyczną fotografię a la Cartier Bresson - jeden obiektyw stałoogniskowy do wszystkiego. Jest to ścieżka wymagająca, ale też powodująca fotograficzny rozwój (ograniczenia działają inspirująco). Należy tu zaznaczyć, że Canon 24mm Pancake jest sprzętem bardziej wyrafinowanym niż pierwszy lepszy obiektyw - jest to szkło typu "coś za coś" (wysoka jakość obrazu, niezła jasność i bardzo mały rozmiar w zamian za uniwersalność mniejszą niż zoomy).
- dla amatorów chcących spróbować fotografii bliskiej macro, dużych zbliżeń do obiektu.

Dla kogo Sigma AF 24mm f/2,8 Super Wide Macro?

- dla posiadaczy pełnej klatki, lub chcących mieć takowy (np. analogowy), nie szukających obiektywu idealnego, za to taniego i poręcznego i do wielu zastosowań. 

Pod wieloma względami oba obiektywy są zbliżone swą koncepcją - małe, zwarte, dające w miarę uniwersalny kąt widzenia, nawiązujący do klasyki fotografii, jeśli używamy ich na APS-C. Przy tym obydwa dające możliwość zaskakująco dobrego zbliżenia "prawie że nieomal macro". Postęp techniczny biegnie jednak naprzód - w Canonie wyeliminowano niemal wszystkie wady Sigmy, powielono wszystkie jej zalety, a przy tym uzyskano mniejszy rozmiarowo sprzęt. Jednym słowem mamy to, czego byśmy się spodziewali.
Jeżeli strzelacie aparatem niepełnoklatkowym, to powinniście spróbować kiedyś tego szkła.

Sigma, pomimo wad, także daje się lubić, bo jest zwarta, solidna i ciut bardziej wszechstronna od konkurenta. Ale nie jest dla purystów, żądnych ideału. Czyli jest dla mnie - pełnego półprofesjonalisty. I chwała jej za to.

Fabrykant

P.S. Jeżeli artykuł się podobał, będę wdzięczny za wszelkie udostępnienia. (Piszę pro publico bono, znaczy się jeno sława i chwała mi zapłatą)

P.S.
Z góry i z dołu przepraszam, że artykuły na Fotodinozie nie ukazują się regularnie. Sorry, taki mamy klimat (cytat). Mimo wszystko zostańcie nastrojeni na nasze fale. 
Zapraszam na Facebooka Fotodinozy LINK, zwłaszcza biednych, osieroconych użytkowników dawnego Google Plusa.

Porządny test Canona 24mm f/2,8 STM Pancake jest u Foto-nieobiektywnego: LINK
Porządny test Sigmy 24mm f/2,8 Macro jest na Photozone: LINK


12 komentarzy:

  1. No i fajnie! Bardzo dziękuję za pełen półprofesjonalizm testu. Bardzo lubię rzeczoną Sigmę i w zasadzie moje obserwacje pokrywają się z tymi przedstawionymi wyżej. Używam tego szkiełka w martwym systemie (ex-Minolta) Sony A. Ale ciii! Jeszcze tego oficjalnie nie ogłosili. Plusy rzeczonego systemu są takie że można kupić za bezcen fajne obiektywy, bo nierozwojowy on jest, ten system. Minus taki, że póki co fotografuję korpusem APS-C i robiąc przymiarki do większej matrycy żałuję że onże system nie pożył dłużej i mam do wyboru jeden korpus, dla niepoznaki o dwóch nazwach a900/a850. No czasem a99 gdzieś przemknie jak meteoryt. Ale na niedostępnym cenowo pułapie. Pamiętam cenę owej Sigmy w samej końcówce sprzedaży około roku 2001: 499zł, troszkę ich nasprzedawałem. Wtedy to już Sigma zaczęła aspirować. Teraźniejsze aspiracje mają nazwy Art, Contemporary i Sport a niegdysiejsze nieco skromniejsze EX. Wówczas powstała trójca 20, 24 i 28mm wszystkie z "ambitnym" światłem f/1.8. Pamiętam swoje rozczarowanie tymi obiektywami, nie wiem, czy większe z powodu gabarytów, czy ceny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to fakt. Jeśli chodzi o ciekawe szkiełka w umiarkowanej cenie, to producenci aparatów bardziej się starają niż ci zewnętrzni - vide nawet ten Naleśnik, ale też i Nikkor 35mm, albo Sony 35/1,8. Także najtańsze superszerokie mają Canon i Nikon, a nie Sigma i Tamron.

      Usuń
    2. właśnie , a co polecisz z super szerokich do małej klatki nikona TANIO ?

      w sklepie gość mi polecał sigme 10-20 f3,5 , ale to jednak bardzo drogo

      Usuń
    3. Nikkora 10-20/4,5-5,6 VR oczywiście. Ciemny jak nieszczęście, ale komu to przeszkadza w tej kategorii? Świetny optycznie i ze stabilizacją. Kolega nikonowiec ma i chwali pod niebiosa. Kosztuje nowy koło 1350 zł. Na używane trzeba chyba trochę poczekać, bo to dość nowa konstrukcja.

      Usuń
  2. Dziękuję za zaproszenie w imieniu gplusowych użytkowników.
    Jeszcze jak by Sz.P. byłby w stanie udostępnić zawartość z fb jako publiczną, bez potrzeby logowania to było by znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest ustawione na publiczną zawartość. Podejrzewam niestety, że Facebook już na stałe ustawił zasłaniający pasek "zaloguj się lub zarejestruj" dla każdego pozafacebookowego użytkownika.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hurgot Sztancy2 kwietnia 2019 21:04

    jakby miały się bić, to sigma by wygrała bez trudu, większa, cięższa i z metalu; plastikowe chuchro od canona legło by w pierwszej rundzie

    OdpowiedzUsuń
  5. Z taka chęcią przeczytałam ten wpis! Zastanawiałam się od dłuższego czasu na tym obiektywem Canona. Fajnie zrobione porównanie z Sigmą. Nie mam niestety pełnej klatki, więc Sigmie na razie podziękuję, ale za to mogę podjąć poważniejsze rozważania co do zakupu Canona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się w nim zakochałem. Ale lubię proste bezpretensjonalne szkła, a winietowanie na pełnym otworze uznaję za zaletę, a nie wadę. To daje ładne efekty zdjęciowe.

      Usuń
  6. A u Canona - jest stabilizator w obiektywie? Zwykle skrót IS w nazwie to sygnalizuje. A STM niekoniecznie.. A w tym teście?

    OdpowiedzUsuń
  7. piekny test ktory zachecil mnie do zakupu uzywanej sigmy za grosze - spodziewalem sie ze przyslony nie domkne ale jeszcze maly test na sony a7II i adapter metabones - i tadam - działa! Dziala sterowanie przyslona na adapterze metabones - sam bylem zaskoczony. Sony a7II ma stabilizacje matrycy a adapter zapewnia obsluge takich obiektywow ktore same canony nie bardzo chca obsluzyc. Pozdrawiam. zagladam regularnie - tak trzymac!

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.