poniedziałek, 4 lutego 2019

Trzy celowniki (a teraz czwarty). Wpis gościnny


Aparat John Stock na mokre płyty, z 1866 roku.
OppidumNissenae [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)], from Wikimedia Commons

Dziś na Fotodinozie artykuł gościnny, napisany przez znanego komentatora bloga - Zorkiego 4, czyli Miłosza Gawrońskiego. Piękny przelot przez historię aparatów, od Adama i Ewy, aż do dzisiejszego poranka. Zapraszam:


Dziękuję Fabrykantowi za propozycję gościnnego wpisu. Chciałbym poruszyć w nim kwestię z dziedziny historii rozwoju techniki fotograficznej. Od zarania dziejów fotografii zmagano się z problemem, jakim było kadrowanie i ustawianie ostrości. We wczesnych aparatach na płyty fotograficzne i wywodzących się z nich konstrukcji na błony cięte, najdoskonalszą metodą ustawiania ostrości i ustalenia kadru było użycie matówki. Jednak był to proces powolny, choć dokładny. Aparat ustawiano na statywie, co było niezbędne ze względu na jego rozmiary, niewielką jasność obiektywów i niską czułość dawnych błon. Błonę, znajdującą się na aparacie w metalowej lub później również plastikowej kasecie, należało zabezpieczyć metalową zasłonką tzw. szyberkiem i całość usunąć, a w to miejsce założyć matówkę czyli równomiernie zmatowioną taflę szklaną. Na tejże matówce można było obserwować obraz obrócony “do góry nogami”, odsłaniając obiektyw i/lub otwierając migawkę. Z powodu ciemnych obiektywów oraz niskiego kontrastu matówki, należało odciąć dopływ bocznego światła - stąd powszechne użycie czarnej gęstej tkaniny narzucanej na tył aparatu i głowę fotografa. Po skadrowaniu zdjęcia i ustawieniu ostrości zamykano migawkę (albo zasłaniano obiektyw) i usuwając matówkę zakładano z powrotem kasetę z materiałem światłoczułym, pamiętając o wyciągnięciu szyberka. Dopiero wówczas można było przystąpić do naświetlania.

Czytało się długo powyższy akapit? Proszę mi uwierzyć, cała procedura trwała jeszcze dłużej. Cały czas trwały prace nad usprawnieniem tego procesu. Po pierwsze, zaczęto montować matówki na stałe, ich sprężynowy docisk powodował że pomiędzy aparat a matówkę można było wsunąć kasetę z błoną. Pojawiły się tzw. kasety podwójne, załadowane dwoma listkami materiału, wystarczyło je tylko obrócić o 180 stopni. Eksperymentowano z celownikami lustrzanymi, które dawały wprawdzie obraz zamieniony stronami, ale już obiekt “stał na nogach” a dzięki kominowym składanym osłonom w większości wypadków nie trzeba było już używać czarnej tkaniny, ponieważ do celownika przykładało się całą twarz. Pojawiały się dodatkowe elementy jak np. celownik ramkowy, mający w najprostszej wersji postać dwóch, często składanych, ramek z drutu lub blaszki pozwalający na szybkie wstępne ustalenie kadru. Wciąż jeszcze kadrowanie i ustawianie ostrości było żmudne, mimo że rosnąca jasność obiektywów i czułość materiałów powoli zaczynały pozwalać na fotografię “migawkową”.

Kodak No. 1 patent
Von George Eastman - U.S. Patent and Trademark Office ( http://pdfpiw.uspto.gov/.piw?docid=00388850&PageNum=1&&IDKey=E9723128398A&HomeUrl=http://pdfpiw.uspto.gov/ ), Gemeinfrei, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=10970675

Nieustający postęp w projektowaniu obiektywów, rozwój prasy, która rezygnowała z technik graficznych na rzecz fotografii, nieuchronnie prowadził do rewolucji na miarę trwającej dziś smartfonowej. W 1888r. Eastman Kodak z Rochester zaoferował za 25$ aparat Kodak No.1 Slogan reklamowy brzmiał: „Naciśnij spust, a my zrobimy resztę!” I było to rzeczywiście nowatorskie podejście do fotografii, dzięki któremu wyszła ona z niszy dla bogatych i wtajemniczonych i stała się dziedziną (względnie) popularną. Kodak No.1 był niebywale prymitywnym aparatem typu box, z wyglądu przypominał skrzynkę pozbawioną jakichkolwiek przyrządów celowniczych oprócz wyciśniętego w skórzanej okleinie “V”, pokazującego kąt widzenia; jeden czas migawki i jedna wartość przysłony i dosyć przyzwoity obiektyw typu aplanat miały wystarczyć amatorom. Jednak to właśnie ten aparat za sprawą użytego materiału fotograficznego przyczynił się do rozpropagowania fotografii. Otóż wewnątrz znajdowała się rolka filmu zwojowego pozwalająca na wykonanie około 100 zdjęć w formacie (okrągłym) ca. 8x8cm. Po skończeniu filmu fotograf odsyłał aparat do producenta i za 10$ dostawał go z powrotem załadowany na nowo z kompletem odbitek. Genialne!


 Pomysł chwycił, Kodak i pozostali producenci zaczęli się prześcigać w udoskonalaniu pierwotnej konstrukcji. Bardzo szybko wyszedł Kodak No. 2, który był już wyposażony w prawdziwy lustrzany celownik Watsona, ale wciąż daleko było do precyzji kadrowania a o ustawianiu ostrości nie było mowy. Wreszcie w okresie międzywojennym wciąż rosnący popyt na coraz mniejsze i bardziej precyzyjne aparaty fotograficzne spowodował powszechne użycie trzech typów celowników. Jak pisał już wcześniej Fabrykant, firma Franke und Heidecke z Brunświku zaprojektowała bardzo udany aparat Rolleiflex i jego uproszczoną wersję Rolleicord w formie lustrzanki dwuobiektywowej. Zostały one dobrze przyjęte, ponieważ cechowały się stosunkowo niewielkimi gabarytami, były solidnie zbudowane i używały wysokiej klasy komponentów (migawki, obiektywy). Będę trochę powtarzał po Fabrykancie: oprócz zalet konstrukcja lustrzanki dwuobiektywowej miała też wady. I to niemałe.

Rolleiflex f/2.8
Von Juhanson - Image taken by Juhanson, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=366400

Pierwszą była tzw. paralaksa, czyli obiektywy celowniczy i zdjęciowy widziały nieco inny wycinek rzeczywistości, mimo identycznej ogniskowej, a to ze względu ich ułożenia jeden nad drugim. Przy planach fotografowanych “na nieskończoność” czy np. na 5m paralaksa była w zasadzie pomijalna, ale im bliżej - tym było gorzej. Reinhold Heidecke zdawał sobie z tego sprawę i zaprojektował sprytny zasłonkowy system korekcji paralaksy, ale i on nie był w stanie do końca rozwiązać problemu i najbliższą odległość ogniskowania ustalono na 1m. Można było tą odległość skrócić zakładając na obiektywy specjalne nasadki Proxar, które składały się z trzech soczewek. Dwie z nich były identyczne i zakładało się je na oba obiektywy, a trzecią z nich należało dodatkowo założyć zgodnie z naniesionym na obudowę znacznikiem na obiektyw celowniczy, w celu dodatkowego skorygowania powiększającej się paralaksy. Oczywiście z nasadkami aparat przestawał ostrzyć na większe odległości – czyli doskwierał brak tzw. nieskończoności. Dosyć to było karkołomne.

Drugim poważnym mankamentem były obiektywy wbudowane na stałe. I ten kłopot starano się rozwiązać na dwa sposoby. Jednym z nich było zaprojektowanie dwóch aparatów wyspecjalizowanych: Weitwinkel - Rolleiflex i Tele - Rolleiflex. Pierwszy z nich miał obiektyw Zeiss Distagon 4/55mm a drugi Zeiss Sonnar 4/135mm. Problem polegał na tym, że wspomniane wyżej Rolleie były cięższe i sporo droższe od modelu bazowego. No i trzeba było tachać trzy aparaty a nie jeden. Rozwiązanie wcześniej zastosowane i bardziej kompromisowe to nasadki Mutar, jedna o krotności 0,7x a druga 1,5x, które o tenże faktor zmieniały ogniskową obiektywów. Jako że był to dodatkowy element optyczny psujący nieco korekcję obiektywu, producent zalecał w wypadku ich użycia stosować przysłony rzędu 11, choć na forach fotograficznych można przeczytać opinie że i przy 5,6 jakość zdjęć jest akceptowalna. 

Mamiya C220 i C330
By DANYvanvee at English Wikipedia - Transferred from en.wikipedia to Commons by Common Good using CommonsHelper., Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7042391

Oba te problemy rozwiązała dopiero po II Wojnie Światowej Mamiya w modelach serii C. Wprowadziła ona wymienne obiektywy, a w zasadzie pary obiektywów, a aparaty wyposażone były w miech pozwalający na stosunkowo bliskie ogniskowanie. Jednak i to rozwiązanie nie było doskonałe, same aparaty były dosyć duże i ciężkie, obiektywy były drogie, bo raz że podwójne, a dwa, że każdy obiektyw zdjęciowy musiał mieć własną (nie tanią) migawkę. Korekcja paralaksy była w Mamiyach tylko połowiczna. Paralaksę wskazywała na matówce obniżająca się wskazówka, co dawało dokładny kadr od góry, ale w specyficznej kombinacji obiektyw - odległość obrazowa wskazówka obniżała się poniżej połowy wysokości matówki, czyli ponad połowa obszaru przyszłego zdjęcia w ogóle nie podlegała obserwacji/kadrowaniu! Najlepszym wyznacznikiem tego jak skomplikowaną drogę obrała Mamiya było to, że żaden z producentów nie próbował pójść w jej ślady, podczas gdy klonów Rolleifleksa trudno się doliczyć.

Leica II
By © Kameraprojekt Graz 2015 / Wikimedia Commons /, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=42276389


Do jeszcze bardziej zminiaturyzowanych aparatów na błonę filmową, które dawały prostokątny obrazek, konstrukcja lustrzanki dwuobiektywowej nie bardzo przystawała. Dlatego Leica, będąca ich prekursorem, postanowiła zaadaptować dalmierz typu artyleryjskiego. Zajmował on stosunkowo niewiele miejsca i pozwalał na sprzężenie z wymiennymi obiektywami. Jednak Leica nie zdecydowała się na połączenie dalmierza i celownika w jednym “okienku” i kadrowanie oraz celowanie ostrością w przedwojennych Leicach były czynnościami rozłącznymi. Dopiero odwieczny rywal Leicy Zeiss Ikon ustanowił funkcjonujący przez lata kanon połączenia dalmierza z wizjerem w modelu Contax II. 


Contax II z 1936
By Rama - Own work, CC BY-SA 2.0 fr, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4499997


Nieco starsi czytelnicy Fotodinozy mogli się zetknąć z radzieckimi kopiami zarówno Leicy II w postaci Zorki lub Zorki 2/2S jak i Contaksa II/IIa jako Kijewa 4/4a.


Zorka S, Zorkij S
Radziecka kopia Leicy II, pod gwintem mocowania obiektywu widać „pazurek” sprzęgający dalmierz z obiektywem. Na sankach lampy sfatygowany celownik do obiektywu 85mm

Zorka S, Zorkij S,
Z tyłu widać dwa okienka, z lewej dalmierz, z prawej bezramkowy celownik dla ogniskowej 50mm

 Po wojnie, dzięki m.in. zlikwidowaniu licznych niemieckich patentów, producenci mogli bez przeszkód z nich korzystać bez ryzyka procesu. Nastąpił prawdziwy wysyp aparatów z celownikiem dalmierzowym. Paradoksalnie najbardziej skorzystała na tym Japonia, która musiała zlikwidować praktycznie cały przemysł wojenny i przestawić go na cywilne tory.


Cosina 35
Kompakt z wczesnych lat 70 XX w. małe rozmiary zachęcały do zabrania na każdą wycieczkę. Dalmierz sprzężony, automatyka naświetlania ze wskazaniem wartości wybranej przysłony w celowniku. Czego amator mógł wówczas chcieć więcej?


 W krótkim czasie japońskie konstrukcje osiągnęły niedoścignioną jakość i stopień zaawansowania technicznego. Sztandarowym produktem z tego okresu jest Nikon SP. 


Nikon SP. Selenowy światłomierz był dodatkowym akcesorium!
By Dnalor 01 - Own work, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=27859126

Nikonowi nie bardzo udała się sztuka skopiowania helikoidu nastawiania ostrości i w zasadzie tylko krótsze ogniskowe były komparatybilne z Contaksem. Za to celownik Nikona SP to prawdziwy majstersztyk. Zawierał on dwa zestawy celowników, w pierwszym widać było podświetlane ramki dla obiektywów 28 i 35 mm bez korekcji paralaksy - przy szerokich kątach miała ona mniejsze znaczenie, w drugim były ramki dla ogniskowych 50, 85, 105 i 135 mm. Ramki można było załączać kolejno, miały korekcję paralaksy, a jeśli ramki celownika Albada były słabo widoczne przy słabszym oświetleniu, można je było dodatkowo elektrycznie (sic!) podświetlić. No “potfur” po prostu! Aparaty Nikona, jak i twórczo rozwinięte kopie Leicy ze stajni Canona (model 7s) dowiodły swojej przydatności - głównie wśród fotoreporterów, m.in. w konflikcie w Korei. Ale Nikon SP to rok 1957, dwa lata przed debiutem Nikona F, który dokonał kolejnego przewrotu. 

Cofnijmy się znów na chwilę do okresu przedwojennego. Firma Ihagee z Drezna w 1936 roku wypuszcza na rynek pierwszą lustrzankę małoobrazkową pod nazwą Kine Exakta.


Kine Exakta
By Minya S - http://de.wikipedia.org/wiki/Datei:Kine_Exakta_Typ_3_Bj._1938_-2745.jpg, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=12057967

 Był to prawdziwy aparat systemowy, zastosowano bagnetowe mocowanie obiektywów, których liczba ustawicznie rosła, szeroki był zakres czasów migawki, a celownik lustrzany pozwalał na obserwację przez obiektyw zdjęciowy bez jakiejkolwiek paralaksy. Krótko po wojnie do wygodniejszej pracy z wysokości oka zaprojektowano nasadkę pryzmatyczną. Konkurencja wciąż miała swoje atuty: Rolleifleksy i Rolleicordy z racji większego formatu dawały lepszy jakościowo obrazek a dalmierzówki były bardziej zwarte i prostsze w obsłudze (w Exaktach nie było jeszcze samopowrotnego lustra, obraz wracał na matówkę dopiero po powtórnym naciągnięciu błony), oraz miały jaśniejsze i szybsze w ustawianiu ostrości celowniki. Zwiększona odległość rejestrowa (odległość pomiędzy tyłem obiektywu a kliszą – przyp. Fabrykant) w lustrzankach, stworzona w celu pomieszczenia komory lustra, bardzo skomplikowała konstrukcję obiektywów szerokokątnych. Przed wojną nie było do tego systemu obiektywów poniżej 38mm. Zanim opanowano w pełni konstrukcję szerokokątnych obiektywów typu retrofocus (układ ten pozwalał na zwiększenie odległości rejestrowej w obiektywie szerokokątnym ale jednocześnie komplikował jego konstrukcję) można było założyć do lustrzanek obiektywy mocno szerokokątne tylko pod warunkiem uprzedniego podniesienia lustra i posłużenia się dodatkowym celownikiem lunetkowym. I oczywiście pod warunkiem, że konkretny korpus na wstępne uniesienie lustra pozwalał. W takiej „szerokokątnej” konfiguracji wszystkie zalety lustrzanki znikały. 



Jupiter 12 35mm f/2.8
Obiektyw szerokokątny o konstrukcji „normalnej” czyli nie retrofocus. Tu radziecka wersja z mocowaniem Contax. Tylny człon optyczny po zamocowaniu na aparacie ląduje parę milimetrów od migawki

Nadal trwały prace nad modernizacją konstrukcji obiektywów krótkoogniskowych jak i udoskonaleniem samych lustrzanek. W Exakcie Varex z 1950 roku pojawiły się wymienne układy celownicze i matówki choć już w 1948 roku debiutował włoski Rectaflex z wbudowanym na stałe pryzmatem, potem już prym zaczęły wieść konstrukcje japońskie. 


Rectaflex
By Antonio Calossi - Own work, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=48313296

W 1954 roku Asahi Optical Corporation znany później jako Pentax wprowadził na rynek model Asahiflex IIB z lustrem samopowrotnym. I tak dochodzimy do roku 1959, kiedy Nippon Kogaku Kogyo Kabushiki Kaisha z Tokio (czyli Nikon) rozpoczął produkcję modelu Nikon F. 
Nikon F, w wersji srebrnej.
Fot. s58y, Wikipedia, licencja CC.
Była to pierwsza lustrzanka jednoobiektywowa Nikona, ale aparat był na tyle udany, że produkowano go do 1973 roku. Ze względu na wszechstronność, niezwykłą wytrzymałość (zaprojektowano m.in. migawkę o kurtynach z tytanowej folii zamiast płócienną jak u konkurencji), niebywale rozbudowany system wymiennych ścianek, silników i układów celowniczych oraz doskonałą renomę optyki, podbił on serca fotoreporterów, a w ślad za nimi nastąpiła “eksplozja lustrzankowa” na rynku amatorskim. Od tego momentu lustrzanki dwuobiektywowe zostały zepchnięte na zupełny margines. Dalmierzówki broniły się trochę dłużej i jeszcze w latach 60 i 70 XX w. wciąż jeszcze stanowiły pokaźny segment rynku, ale ich liczba sukcesywnie malała. Przez wiele lat pozycja lustrzanek była niezagrożona, z łatwością adaptowano coraz to nowe rozwiązania, jak pomiar światła ciągłego przez obiektyw, pomiar światła błyskowego przez obiektyw czy wreszcie od lat 80 XX w. automatyczne ustawianie ostrości. I wydawałoby się, że równie łatwo aparaty te przetrwają z modyfikacjami kolejną rewolucję, tym razem cyfrową, ale nadszedł rok 2008 i Panasonic w modelu Lumix DMC-G1 ustanowił nowy standard (to był pierwszy na rynku bezlusterkowiec - przyp. Fabrykant).


Panasonic Lumix DMC-G1, pierwszy na rynku cyfrowy bezlusterkowiec.
Fot. Brett Jordan, Wikipedia, licencja CC
 Nawet teraz pozycja lustrzanek jest wciąż silna, lecz coraz bardziej podkopywana przez liczne aparaty “bezlusterkowe”. Charakterystyczne jest to, że nowy segment nie dostał oryginalnej nazwy, tylko jest ona de facto negacją tradycyjnej nazwy lustrzanek. Ale to już temat na osobną opowieść, a jej coraz to nowe rozdziały są dopisywane na naszych oczach.
Gratuluję czytelnikom Fotodinozy wytrwałości, mam nadzieję że Was nie zanudziłem.



Miłosz Gawroński
Zorki 4



Źródła:
Częściowo polegałem na własnej pamięci ale tam gdzie trzeba było ją wspomóc:
Zaglądałem również do Wikipedii i Camerapedii (camera-wiki) ale podawane tam informacje trzeba traktować z pewnym dystansem i weryfikować w innych źródłach.

Autor o sobie:
Swego czasu fotografia zajmowała poważną pozycję w moim życiu, dodatkowo pracowałem w najlepszym ówcześnie sklepie fotograficznym Wielkopolski. Z jednej strony pasjonowały mnie nowinki techniczne, lecz przekornie zacząłem głosić zasadę, że najlepszy sprzęt foto wyprodukowano przed moim urodzeniem. Było w tym stwierdzeniu sporo przesady, ale nawet teraz czasem wzdycham do epoki kiedy obiektywy nosiły imiona jak Tessar, Primotar czy Xenar, szkła uchodzące za doskonałe składały się z czterech do sześciu soczewek, a liczba oryginalnych konstrukcji aparatów znacznie przekraczała dzisiejszą. Panowały rozmaite formaty błon fotograficznych. Dziś mamy świat pod tym względem znacznie bardziej ujednolicony, rolę zwykłych aparatów dla “pstrykaczy” przejęły smartfony, rynek kompaktów kurczy się z roku na rok, pozostają na nim albo zupełnie proste konstrukcje, albo też takie z wielgachnym zakresem zooma, bądź wodoszczelne, czy raczej drogie aparaty premium z powiększoną matrycą. Lustrzanki jednoobiektywowe krok po kroku oddają pole tzw. bezlusterkowcom, a segment fotografii produktowej, technicznej kurczy się coraz bardziej - wielkie formaty powoli zaczynają być zbędne. Sam stoję w tej chwili na uboczu, fotografię traktuję jako hobby, nie wzbraniam się przed użyciem smartfona do fotografowania choć wciąż najchętniej sięgam po lustrzankę, w tej chwili cyfrową.

Bardzo dziękuję za wsparcie i artykuł.
                Fabrykant

9 komentarzy:

  1. Zaczne ab ovo czyli od XIX wieku i Mr. Eastmana. Szkoda, że Państwo tego nie mogą zobaczyć co ja mam w swych rękach - Eastmana opatentowanego 5.-go Januara 1897! Z dwoma celownikami! Jeden do kadrowania prostokątnego obrazu (nie kwadratowego!) w pionie (np. do fotografowania żony - Mrs. Eastman)a drugi do fotografowania obiektów horyzontalnych (np. kochanki Mr. Eastmana). Aparat drewniany na film zwojowy ok. 4 na 5 cali. Z pneumatycznym spustem migawki! Obiektyw nie wiadomo jakiej ogniskowej ale na pewno wystarczającej. Clou jest jasność tego objektywu . 4,0 ! (mój właśnie kupiony Kit do Canona EOS 200D ma jasność do 5,6 ! Hańba dla współczesnych japońskich inżynierów kanonierów. Ale Nikoniarze nie są jaśniejsi. Ciemnota zawładnęła światem! A wszystkie moje stuletnie obiektywy do aparatów kliszowych postawiły by do końca współczesną produkcję obiektywów z Japonii!I ten mój obiektyw z 1897 blenduje od f.4,0 do f.128! To dopiero sztuka. A teraz o hitlerowskim aparacie Exacta,a właściwie Exa, który w ramach reparacji powojennych dostała łódzka Szkoła Filmowa a potem profesor Dłubak, który mi, biednemu studentowi bez lustrzanki, tę Exę wypożyczył służbowo. Co było fantastyczne w tej Exakcie to fakt, że lusterko spełniało rolę migawki! Z uwagi na tzw. masy przyśpieszane taka migawka ograniczona była do długich czasów - najkrótszy był bodaj 1/100 sekundy. Z szacunkiem - kanonier L.T. (do Nikonów miałem zawsze awersję bo nie mogłem im wybaczyć "indeksowania" światła obiektywu. Canon & Co rozwiązał sprawę inteligentniej i wygodniej).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wój to ma! Opisałby Wój z detalami i ze zdjęciami takiego Eastmana. Lusterko jako migawka? A to ciekawe! W sumie nawet samo się nasuwa w tej roli.

      Usuń
    2. Ta migawka Exy nosi nazwę klapkowej. Jak się nazywa, tak działa. Exa była tanią odmianą Exakty, stąd taka uproszczona lustromigawka bez krótkich czasów.
      Z czasów pracy na dużym sprzęcie pamiętam, że znacznie bardziej komfortowo kadrowało mi się na gołej matówce, niż przez celownik lustrzany. Wolałem obraz postawiony na głowie niż obrócony lewo-prawo. Szmata na głowę oczywiście bardzo się przydawała. Pamiętam, że podczas jakiejś sesji (początek XXI wieku) zdjęcia robiłem aparatem "ze szmatą", ale zamiast polaroida używałem cyfrowej lustrzanki. To było zestawienie!
      Autorze, świetny artykuł! Dawno nie czytałem tekstu tak przekrojowego, a jednocześnie dokładnego. Zdziwiła mnie wysoka (wysoka?) cena pierwszego Kodaka. Wydawało mi się, że pod koniec XIX wieku 25 $ to była kupa kasy, okolice miesięcznych zarobków robotnika, czy cóś koło tego. Będę musiał uzupełnić swoją widzę w tym zakresie.

      Usuń
    3. Ja uczyłem się na Exie ale późniejszym modelu: Exa IIc. To była uproszczona Exacta - brak było np. możliwości wymiany pryzmatu na matówkę, pasowała też tylko część akcesoriów itd. Migawkę miała już normalną, czyli szczelinową, Niestety właśnie ta migawka się przetarła i to był koniec ukochanego aparatu mojego Taty. Zenit to przy tym to katorga :(.

      Usuń
  2. Faktycznie ciekawe byłoby zobaczyć tego Kodaka ze schyłku XIX w. Jasność obiektywu nie powinna tak bardzo dziwić, już w 1840 imć Pan Petzval zaprojektował obiektyw o jasności f/3.7. Dodajmy że był to pierwszy obiektyw który powstał nie dotychczasową metodą prób i błędów oraz doskonalenia istniejących konstrukcji tylko obliczony i zaprojektowany teoretycznie zanim powstał prototyp. Obstawiałbym że w tym Kodaku może być coś na kształt późniejszego aplanatu, które to osiągały nawet jasność f/3.5 Klapkowa migawka EXY miała jeszcze tę nieprzyjemną cechę że winietowała z obiektywami o dłuższych ogniskowych (od około 100mm było to bardzo widoczne) i przy makrofotografii. M.in. dlatego EXA II/500 miała już konwencjonalną migawkę szczelinową. Jest mi niezmiernie miło że mój tekst znalazł uznanie w oczach foto-nieobiektywnego, jestem zapalonym czytelnikiem jego tekstów. Mnie też zastanowiła wysoka cena tego Kodaka No. 1 i dlatego napisałem o względnej popularności. Info o cenie wziąłem z camera-wiki, tam też był komentarz odnośnie wysokiej ceny aparatu, podobna informacja jest też w niemieckojęzycznej Wikipedii. Pisząc artykuł, z konieczności dosyć skrótowy i pewnie nie ustrzegłem się w nim od uproszczeń, chciałem zwrócić uwagę czytelnikom Fotodinozy na bogatą historię sprzętu fotograficznego, na całe mnóstwo rozwiązań stosowanych w ówczesnych aparatach które obecnie popadły w całkowite zapomnienie albo egzystują w egzotycznych niszach. A przy okazji przypomniałem sobie jak lubiłem kiedyś fotografować tymi alternatywnymi aparatami. Pierwszą moją „poważną” kamerą była Zorka 4 którą dostałem od wuja (prawuja, bo to był brat babci) I dzięki niej nigdy nie przemogłem się by kupić prymitywnego do bólu Zenita. Później miałem okazję fotografować Rolleicordem V który był bardzo przyjemny w pracy i odwdzięczał się doskonałymi technicznie zdjęciami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, strasznie mnie te wspomnienia nakręcają do naprawy mojego Starta. Na razie chyba kupię drugi w życiu film w skali czerwonej "redscale" (odwrócony negatyw). Pierwszy strzeliłem już i będzie wkrótce z tego wpis. Ale mam już pomysł na drugi.
      Bardzo dziękuję jeszcze raz za wpis gościnny!

      Usuń
  3. bardzo fajny artyklul przekrojowy! swietnie sie czytalo!
    moim zdaniem zabraklo w nim kieszonkowych aparatow mieszkowych (takich co to sie otwierala klapa z przodu na bok i rosuwal mieszek, one chyba byly dosc popularne kiedys, nawet mam taki, dostalem kiedys za dzieciaka od dziadka, bo rozpadniety byl mechanizm otwierania z wysuwaniem mieszka i wtedy sie nad tym "doktoryzowalem" poprostowalem te blaszeczki i powymyslalem gdzie to ma byc kilkukrotnie zreszta bo oczywiscie nie to ze za 1 razem zgadlem ale koniec koncow dzialalo i sie ladnie otwieralo i zamykalo :) mam go gdzies do dzis, musze poszukac :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A pomyśleć, że zenit to w sumie też zorki tylko "lekko" przerobione ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się że tekst się podobał. Jak wspomniałem wyżej, nawet gdybym zwiększył znacznie jego objętość, nie byłbym w stanie opisać wszystkich wariantów aparatów. Skupiłem się na podziale aparatów w zależności od układu celowniczego. Składane miechowce mimo że były bardzo popularne zarówno przed jak i po II Wojnie korzystały z celowników ramkowych i lunetkowych i/lub lusterkowych jak na przykład Zeiss Ikonta czy Ercona, ale zdarzały się i takie ze sprzężonymi dalmierzami: Zeiss Ikonta, Moskwa, Certosix. W niektórych można było również używać matówek. Z tego względu nie wymieniłem tych dość pospolitych aparatów. Profesjonalne "kombajny" w rodzaju Mamiyi Universal pozwalały np. na korzystanie z kilku typów celowników. A i do dalmierzowej Leicy była lustrzana nasadka Visoflex pozwalająca na korzystanie z dłuższych ogniskowych lub makrofotografię. Dawny świat fotograficzny był zdecydowanie bardziej różnorodny niż dzisiejszy.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.