piątek, 22 lutego 2019

Aparaty, kłamstwa i obrazy fotografizne.



Może macie ochotę poczytać sobie coś dobrego o fotografii?
Otóż mam dla Państwa Szanownych bardzo dobrą książkę w prezencie. A raczej to autor ma ją dla nas. "Aparaty i obrazy, w stronę kulturowej historii fotografii". Jest do pobrania za darmo jako PDF - TUTAJ. Przeczytałem z wielką przyjemnością - bardzo pasuje do tematyki mojego bloga
Jakub Dziewit, jej autor, który jest kulturoznawcą, kuratorem wystaw i wykładowcą Uniwersytetu Śląskiego, bierze na warsztat fotografię i jej rezonans społeczny i kulturowy. Książka, pomimo naukowo - filozoficznego wstępu, jest tak naprawdę swobodną gawędą autora na tematy bardzo dla fotografii ważne - porusza kwestię jej "prawdziwości" i kwestię jej mimetyzmu względem rzeczywistości, czyli naśladowania istniejącego świata. Większość eseju jest poświęcona tej kwestii. A temat jest doprawdy kluczowy, bo czy fotografia jest prawdą? Czy mówi prawdę? Albo chociaż do prawdy dąży? Czy też udaje, oszukuje oko widza, kłamie w owe żywe oczy, nagina, montuje i kadruje, upiększa i fotoszopuje?
Rzeczy aktualne (jak się okazuje) od zarania, aż do dzisiaj, kiedy to w atmosferze skandalu zrzucani z podiów są kolejni fotografowie wygrywający konkursy metodą "na klonowanie Photoshopem", a z pomników zrzucani są kolejni nestorzy fotografii, których oskarża się o manipulowanie obrazem - między innymi słynny Steve McCurry - LINK

Dziewit przedstawia początki powstawania fotografii, relacjonuje poważne kłopoty pierwszych fotografów z odwzorowaniem rzeczywistości - zdjęcia musiały być tworzone maksymalnie sztucznym sposobem, żeby dać wrażenie czegoś naturalnego, np. składane z kilku obrazów. Już pionierzy zyskali też świadomość możliwości manipulacji, jakie niesie "obiektywna" na pozór fotografia. Pierwotne było przecież mniemanie publiczności o tym, że fotografowanie to pozbawione wpływu twórcy "malowanie samym światłem", bezpośrednie odwzorowanie widzianego świata:
"Prostem szaleństwem byłoby, gdyby którykolwiek z artystów pomyślał nawet ubiegać się o niedościgłą dla ludzkiej ręki dokładność i doskonałą precyzję, jaką daje sama przyroda, działająca w machinie fotograficznej"
       Tygodnik Ilustrowany 1860 rok.

Fotografia została wynaleziona, a raczej wdrożona w życie w okolicach 1827 roku, a już kilkanaście lat później trzeba było się żegnać z tymi słodko naiwnymi przekonaniami.

No i co teraz, proszę publiczności? Kłamali ci pionierzy fotografii jak z nut, czy może za pomocą ograniczonej ilości dostępnych słów próbowali opisać świat swym fotograficznym poematem?


Bardzo, bardzo ciekawe są obserwacje Dziewita, dotyczące znanych pionierskich fotografii, na przykładzie których nie tylko analizuje ona drogę techniki utrwalania obrazów (jej wpływ początkowy był przemożny, bo implikował nie tylko jak były wykonywane zdjęcia, ale też CO było w ogóle fotografowane), ale zwraca uwagę na dodatkowe niuanse kulturowe tych pionierskich zdjęć - na przykład zdjęcie Hippolyte'a Bayarda "Autoportret topielca" określa (słusznie!) pierwszym w historii manifestem fotograficznym twórcy. 
fot. Hyppolite Bayard "Autoportret topielca" 1840r, na odwrocie autor napisał ironiczny elaborat, na temat swojego zapoznania przez świat nauki, pomimo równoległego z uznanymi pionierami wynalezienia fotografii. Domena publiczna.

Dowiadujemy się z książki o kulisach i całym anturażu epoki, jaki towarzyszył oglądaniu pierwszych zdjęć - autor stawia ciekawą tezę, że fotografia powstała... z nudów. Społeczeństwo zachodu wzbogaciło się, żyło znacznie dostatniej niż poprzednie pokolenia i łaknęło nowych rozrywek - poszukiwania fotograficzne były, między innymi, odpowiedzią na te potrzeby. Dziewit relacjonuje szczegółowo historię Nicefora Niépce'a, kolejne losy jego wynalazków, problemy z bratem, który włączył się w propagowanie fotografii srebrowej, ale nic z tego nie wyszło, relacje z Daguerrem, zawiłe losy patentu na wykonywanie zdjęć.

Nasuwają mi się niejakie skojarzenia z fabułą "Głosu Pana" Stanisława Lema, w którym opisano  zawiłości towarzyszące fikcyjnemu epokowemu odkryciu, które może zmienić losy ludzkości i losy odkrywców, ale im głębiej w las, tym więcej drzew, które przesłaniają klarowne widoki.

Notabene, tak jest przedstawiane zazwyczaj pierwsze zdjęcie w historii:

fot. Joseph Nicéphore Niépce, ok 1827.

A tak wygląda ono "naocznie":


fot. Joseph Nicéphore Niépce, ok 1827.

Dopiero Jakub Dziewit mi to uświadomił.

Bardzo dużo ciekawostek, podanych swobodnym językiem, inwencja gawędziarska autora musi aż być wyraźnie hamowana - co widać po licznych osobistych przypisach na niemal każdej stronie książki, z wielu z nich można by stworzyć osobne eseje.

Przy tak przekrojowym ujęciu - od XIX wiecznych początków, aż do współczesności - książka ma raczej skondensowaną formę, Jakub Dziewit wyłuskuje z dziejowych odmętów raptem kilka - kilkanaście fotografii i niewielu autorów, którzy służą mu za wyraziste przykłady do wywodu. Jest, owszem, słabszy moment, wtedy kiedy autor zagłębia się przez chwilę nazbyt szczegółowo w zawiłości dzisiejszych aparatowych systemów, mnie to oczywiście nie przeszkadza, ale czytelnik "mniej fotograficzny" zechce być może przerzucić je o kartkę dalej. Co istotne - rozwój techniki i rozwój postrzegania fotografii są w tej książce traktowane całościowo, jako dwie strony socjologiczno - kulturowego medalu. Połączenie osobistego stosunku autora do fotografii z ogólnym spojrzeniem na jej historię daje w sumie piękny i pełny obraz tej dziedziny, kwestie przez książkę poruszane powinny dać do myślenia każdemu, kto ma ochotę świadomie celować obiektywem. Nawet obiektywem smartfona. O smartfonach też jest tam trochę.

Na samym wstępie autor podkreśla znaczenie opowieści w kulturze. Cała w ogóle antropologia kultury jest właściwie taką opowieścią, nadającą narrację faktom historycznym, by postawić je w odpowiednim kontekście. Dziewit cytuje tu Terry’ego Pratchetta:

„Jesteśmy małpami opowiadającymi historie i radzimy sobie z tym doskonale. Gdy tylko dorośniemy na tyle, by rozumieć, co się wokół nas dzieje, zaczynamy żyć w świecie opowieści. Myślimy narracją. Robimy to tak odruchowo, że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Opowiedzieliśmy sobie historie dostatecznie wielkie, by w nich żyć”

I fotografia w olbrzymiej części też jest narracyjna, słusznie zauważa autor. Przedstawia, opisuje, opowiada. Dlatego też i „Aparaty i obrazy” skupia się na różnych narracjach. Na przykład takiej, o Niecyforze Niépce’u, wynalazcy fotografii:

„Pewnego dnia pewien szlifierz soczewek, nazwiskiem Chevalier, stał w swoim sklepie w Paryżu, gdy wszedł jakiś młody człowiek w podartem zniszczonem ubraniu i zapytał nieśmiało o cenę nowej kamery [obscury, przyp. mój], z wklęsło wypukłą soczewką. Chevalier podał cenę, ale wydała się obcemu zbyt wysoka. Przy tej sposobności zwierzył się, że udało mu się uzyskać trwały obraz w kamerze. Chevalier wziął go za niezupełnie poczytalnego. Wtedy obcy wyjął  z kieszeni kawałek papieru i pokazał kupcowi widok Paryża, który tego wprawił w zdumienie [...]. Młodemu klijentowi Chevaliera udało się utrwalić dziwny obraz: o tem ludzkość marzyła od stuleci. Na nalegania Chevaliera dał mu obcy butelkę z pewną cieczą, wytłumaczył mu, jak jej należy używać, i opuścił sklep, zmartwiony tem, że nie mógł sobie nabyć nowej kamery. Obiecał coprawda jeszcze wrócić, ale się nie pokazał więcej, a Chevalier, który nie zapamiętał należycie wskazówek obcego, stracił cenną tajemnicę.”
         W. Kaempfert „Epokowe wynalazki”

No i co? Fajna opowieść, nie? 
Tylko czy prawdziwa?
Domyślcie się. A jeśli się nie domyślicie, albo nawet jak się domyś
licie - Przeczytajcie „Aparaty i Obrazy”.

Fabrykant

9 komentarzy:

  1. Prawdę - tak jak i miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę - każdy ma swoją... Co jest powszechnie wiadome nie tylko w fotograficznym kontekście, a jednak ludzie uparcie trwają w naiwności, że zdjęcie oddaje stan rzeczywisty. Ileż rozczarowań rodzi się choćby podczas przeglądania ogłoszeń o sprzedawanych pojazdach - gdzie im zdjęcie piękniej podane, tym więcej rozbieżności wychodzi podczas oględzin w naturze. Duch Lema pewnie chichocze w zaświatach, przewidując, że pewnie prędzej zostanie wymyślone narzędzie do weryfikowania prawdy na zdjęciach niż ludzie skorzystają z własnego rozumu i umiejętności dystansowania się do podawanych w ten czy inny sposób informacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo nie dość, że twórcy pragną czarownie oszukiwać, to jeszcze odbiorcy lubią być oszukiwani i ulegać złudzeniom, zgodnym z wyobrażeniami

      Usuń
  2. ściągnąłem sobie książkę Dziewita i zaczynam czytać Ale prawedy w fotografii nie ma bo zawsze - "na początku było słowo" a właściwie myśl fotografa - jakby tu oglądającą publiczność zafascynować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fotografia jest sztuką, nie oczekujmy zatem, że oddaje prawdę. Trzeba przyjąć, że jest zapisem tego, co autor chciał nam przekazać/pokazać. Rozwiąże to wszelkie dyskusje, kłopoty i posądzenia.
    Pamiętacie wpis o dokumentacjach z wypadków samochodowych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie może to być, niestety, takie proste, bo fotografia pełni też rolę dokumentacyjną, w tym reportażową, a wobec tego oczekiwania odbiorców są raczej nastawione na niewciskanie im kitu pod pozorem obiektywizmu. Może trzeba z góry odrzucić ocenę fotografii "dziennikarskiej", reporterskiej jako obiektywnego obrazu rzeczywistości. Od tekstów gazetowych wymaga się, by fakty były potwierdzone przynajmniej z dwõch źrõdeł. W fotografii to nie do zastosowania. Ale to oznacza, że nie można wierzyć nikomu, a przez ostatnie sto lat - jednak wierzono. Trudno zmienić przyzwyczajenia.

      Usuń
  4. Fotografia nigdy nie była obiektywna a przynajmniej ta "typowa" pstrykana "u cioci na imieninach" czy pierścionków na pierwszą komunię... Zawsze za aparatem stoi człowiek i jego widzenie świata. Obiektyw, klisza/matryca, cały "proces fotograficzny" to nic innego jak przetwarzanie rzeczywistości wg widzimisię autora...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hurgot Sztancy23 lutego 2019 21:02

    jak chcę sobie poczytać o fotografii, to wpadam na taki portal: fotodinoza - polecam! 9/10

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.