Zakłady przemysłu motoryzacyjnego VEB
Sachsenring Automobilwerke w Zwickau produkowały z duroplastu
samochód marki Trabant od lat 50-tych do 90-tych.
Na swej damce chyżo pomykał.
Pod pretekstem przejażdżki na ramie
Robił dziecko kolejnej damie,
Po czym kłaniał się i szybko znikał.
(Bronisław Maj)
Duroplast to polimerowe tworzywo sztuczne, niepalne i o dużej wytrzymałości na zgniatanie i zginanie. Dzięki temu, że było tanie w produkcji Niemiecka Republika Demokratyczna była, o dziwo, najbardziej zmotoryzowanym krajem Demokracji Ludowej – na 1 samochód przypadały tylko 4 osoby (w 1989 roku). Zważywszy, że Trabant był czteroosobowy, całe NRD mogło wsiąść do swoich samochodów i po upadku Muru Berlińskiego popędzić na spotkanie z kapitalizmem w RFN- ie.
Trabant jest jednym z przykładów, że sensowne użycie tworzyw sztucznych może być impulsem do rozwoju.
Tymczasem mamy rok 2018-ty. Wszystko dziś jest wypasione, drogie, multiinterfejsowe, błyszczące metalem, luksusowe i podłączone do internetu. Także aparaty fotograficzne. Enerdowski Trabant jest na tym tle gównianym pudełeczkiem, w którym jedyne co podnieca, to sentyment do starzyzny. To, zdaje się, dzisiaj słabo się sprzedaje. Jak coś nie wygląda na drogie i nowe, to znaczy że należy wyrzucić to natychmiast do śmietnika, wziąć kredyt na dwadzieścia lat i kupić nowe.
Wydawałoby się, że Trabanty nie mają dziś racji bytu.
Ale chyba nie do końca. Przynajmniej nie w dziedzinie sprzętu fotograficznego.
Tutaj ścierają się różne trendy – spadek zainteresowania fotografią jako medium służącym estetyce i wiedzy, wzrost zainteresowania fotografią jako czczą rozrywką i rejestratorem głupot, oraz związany z tym spadek zainteresowania poważniejszym sprzętem fotograficznym (przy powszechności smartfonów) i wzrost cen tegoż zaawansowanego sprzętu. Od kilku lat aparaty typu lustrzanka lekko drożeją, podobnie obiektywy fotograficzne. Bezlusterkowce, stanowiące nikły procent sprzedaży także trzymają cenę, pomimo tego że nowością ich już nazwać nie można.
Większość producentów takich zaawansowanych sprzętów stanowią firmy japońskie. Sprawdziłem sobie kurs jena z ostatnich dwóch lat, i wiecie co? Ten jen od półtora roku cały czas tanieje. Niestety sprzęty fotograficzne nie bardzo. Kolejne generacje albo są droższe od poprzedników, albo przynajmniej nie tańsze. Producenci motywują te ceny coraz większym wypasem i zaawansowaniem sprzętu, pomimo tego że żadnej rewolucji nie widać, co najwyżej dokładanie kolejnego wodotrysku do buchającej fontanny. Mi się wydaje że to tworzy pewne zaklęte koło. Popyt spada, producenci podnoszą ceny żeby sobie to rekompensować, no to popyt spada dalej itd. Tak to intuicyjnie, a nie rozumem i wiedzą wyczuwam.
No i zdaje się, że mój ulubiony Canon też to wyczuł, albo wyrozumował ze swej tajemnej wiedzy. Dość że wrócił do korzeni, jakie był je miał jeszcze w połowie lat dwutysięcznych i jeszcze wcześniej.
No i fajnie. Lubimy korzenie.
Od lat 90-tych w gamie aparatów Canona był zawsze model lustrzanki maksymalnie amatorski, na ogół stworzony na bazie modelu z półki wyższej, tyle że poprzedniej generacji. Już się kiedyś o takim pisało- LINK. Uproszczony, odelżony i uplastikowiony pełnił rolę zanęty dla amatora zastanawiającego się nad pierwszą lustrzanką. W dobie aparatów cyfrowych ów model zniknął jak sen jaki złoty, między innymi dlatego że zmiana modeli nie następowała tak jak w czasach analogowych co kilka lat, tylko zwykle co 1 – 1,5 roku, bo młoda technologia cyfrowa szła naprzód. Rolę modelu podstawowego pełnił w ostatnich czasach zwykle po prostu aparat poprzedniej generacji, który produkowano dłużej, równolegle z następcą.
Trabanty wymarły.
Ostatnim zanotowanym i bardzo ciekawym Trabantem u Canona był 300D pseudonim „Trabant”, z roku 2003 . To był aparat, który zaniósł cyfrowe lustrzanki pod strzechy amatorów, w czasie kiedy konkurenci zastanawiali się i debatowali czy w ogóle cyfrowe lustrzanki mają przyszłość. Canon uprościł co mógł i uplastikowił i zaczął go sprzedawać za połowę ceny konkurencji, na czym zrobił karierę. Dokładnie za 899 dolarów. Była to pierwsza lustrzanka cyfrowa oferowana poniżej 1000 dolarów, pierwsza sprzedawana w ilościach masowych. Pewien dziennikarz BBC, może trochę na wyrost, uznał 300D za jedną z pięciu najważniejszych cyfrówek w historii, w jednym rzędzie obok pionierskiego Kodaka DC290 inżyniera Stevena Sassona. To był aparat, który rozpoczął cenową i technologiczną współczesną wojnę pomiędzy producentami aparatów systemowych. Wcześniej tylko się nieufnie obwąchiwali, po wypuszczeniu Canona 300D rzucili się sobie do gardeł.
Canon 300D, alias Kiss Digital. |
300D był uproszczoną funkcjonalnie wersją bardziej zaawansowanego modelu 10D. Najlepiej było kiedy pewni Rosjanie odkryli fakt, że wiele z tych uproszczeń jest realizowanych na drodze software'owej i napisali pierwszy na świecie hakerski program do aparatu, który poblokowane funkcje uwalniał. Program ten był znany wśród canonowców jako „Wasia – ware” i przez pewien czas był przebojem canonowskiej części internetu.
Potem nie było już takich trabantowych modeli. Wyścig zbrojeń pomiędzy producentami jakby złagodniał, a rynek dojrzał. Ostatnimi czasy było już tylko coraz drożej i drożej.
Jednak albo nadeszły właśnie ciężkie czasy, albo Canon chce uciec do przodu konkurencji. Mnie to cieszy, bo jak wiadomo ostra konkurencja to jest rzecz dobra dla konsumenta. A ja konsument jestem.
Otóż Canon właśnie zapowiedział dwa nowe modele aparatów. Jeden normalny i jeden Trabant. Pierwsza cyfrowa lustrzanka z plastikowym mocowaniem bagnetowym! Ostatni raz takie mocowanie widziano w Canonach w roku 2003, w lustrzance analogowej.
To modele EOS 2000D i 4000D- cyfrówki dla amatorów. Ta ostatnia jest modelem uproszczonym, choć nie prostackim. Taka wersja ulgowa.
W porównaniu z modelem normalnym model ulgowy ma: mniejszy ekran, ręcznie wysuwaną lampę błyskową (widzianą w Canonach ostatnio w roku... hm, w roku w którym dinozaury chodziły po ziemi), brak modułu NFC umożliwiającego sparowanie ze smartfonem (ale nadal można to zrobić przez wi-fi), brak gniazda do podłączenia pilota zdalnego sterowania (ale nadal można zrobić to samowyzwalaczem lub z aplikacji smartfonowej) i matrycę pochodzącą z poprzedniej generacji lustrzanek, która ma „tylko” 18 milionów pikseli, zamiast 24 milionów jak w modelu normalnym.
Co ja na to?
No oczywiście popieram z calych sił!!! A czego się spodziewaliście po blogerze, którego najbardziej wypasiony aparat ma 12 milionów pikseli (a i tak uważam że to za dużo) i korzysta z Nokii 6230i? No dobra, ze smartfona czasem też.
Popieram z całych sił, bo komu przeszkadza ręczne podnoszenie lampy? Kto zauważy na zdjęciu brak sześciu milionów pikseli? Kto z amatorów ma dwadzieścia pięć obiektywów żeby wycierać nimi plastikowe mocowanie bagnetowe? Nikomu. Nikt. Żaden. Do tego jest ten aparat porządnie (a na standardy amatorskie sprzed paru lat – doskonale) wyposażonym sprzętem.
Trochę tu goło, ale zapewniam że bardzo wesoło. |
Popieram z całych sił, bo aparat ten wchodzi na rynek jako najnowsza nowość w cenie 1550 złotych. A takiej ceny za nowość to dawno się nie oglądało. Oznacza to, że po kilku miesiącach ma on szansę być najtańszą nową lustrzanką na rynku.
Dilujcie z tym Trabantem Nikonie, Sony, Pentaksie i wy bezlusterkowi! A my w tym czasie usiądziemy w fotelu i będziemy się przyglądać popijając winko.
Fabrykant
Jeżeli się podobało - byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie udostępnienia.
Dzięki!
Źródła i źródełka:
https://www.optyczne.pl/630.2-artykuł-Canon_EOS_2000D_i_EOS_4000D_w_naszych_rękach_Canon_EOS_4000D.html
http://www.bbc.com/news/magazine-16483509
I to jest dobra wiadomość!
OdpowiedzUsuńPoprawiliście mi, Panie Fabrykant, dziś humor. Bo poważny prezent trzeba kupić (nie małpkę), obdarowywana osoba lubi zdjęcia robić, ba, nawet wyzwanie 36 klatek przyjęła.
Tym samym wiem już co dostanie.
A, no to się cieszymy. Co prawda na razie go w polskich sklepach nie widzieli. Ale pewno szybko będzie. Opis detaliczny mogę polecić na Optyczne.pl: https://www.optyczne.pl/630.1-artykuł-Nowości_Canona_w_naszych_rękach.html
Usuńfajny, ale poczekam na EOS40.000 (albo EOS Lakh:) )
OdpowiedzUsuńGdy zaczynałem "poważniejszą" zabawę w fotografię, wybór był znacznie gorszy a ceny sprzętu większe. Teraz za połowę tego co wydałem kupując wtedy nowego Canona 30D miałbym sprzęt praktycznie w każdym aspekcie lepszy. Do tego byłoby co do niego podpiąć nie wydając fortuny. Bo tak: obiektyw kitowy miałby stabilizację, miałby ostrość, miałby sensowny AF. Szeroki kąt: 10-18 jest jak znalazł. Teleobiektyw: 55-250 jest chyba jednym z lepszych w swojej klasie. Portretówka: 50 1.8 STM, ewentualnie Canon 85 1.8. Brakuje tylko czegoś jasnego w okolicach ekwiwalentu 35mm - 24 2.8 STM mi tu trochę nie pasuje. Ale jest Sigma 30mm 1.4, którą miałem dwukrotnie i po trzykroć polecam.
OdpowiedzUsuńMam 30/1,4 i też polecam, choć trzeba było w niej dostrajać autofokus.
UsuńJa jeszcze zauważę, że oprócz niewątpliwego postępu technicznego, dużym pozytywem jest także upływ czasu. Na rynku jest teraz olbrzymi wybór obiektywów używanych, których kilkanaście lat temu jeszcze nie było, nie mówiąc już o aparatach, które "przedatowują się" co trzy lata, pomimo że nadal robią równie dobre jak w dniu swej premiery zdjęcia.
robienie jak najlepszego taniego sprzetu to nielada wyzwanie i sie bardzo ciesze, tylko zeby sie nie okazalo, ze jest to po prostu dziadostwo, ze mocowania sie wylamuja i obiektyw lata albo wypada.. cos takiego jak metalowy krazek to akurat nie jest w produkcji masowej droga rzecz, jak by to mocowanie bylo metalowe i podrozylo caly aparat nawet o 10zl to nie byla by zadna roznica.. zeby sie nie okazalo, ze to po prostu za dlugo ma nie sluzyc i tyle
OdpowiedzUsuń