piątek, 16 marca 2018

Po co? Molier i Bond w Bukowinie.




Po co się w ogóle pisze? Na pierwszy rzut oka – nie wiadomo. Może i tam niektórzy dla kasy piszą. Niektórzy piszą dla potomności.

Młodzież pobiła w Warszawie człowieka
Miał okulary, kiepsko uciekał.
Poeci piszą dla potomności
Potomność łamie poetom kości.
Krzysztof Gol.

Dla sławy też niektórzy piszą. Dla popularki i fotografowania się na ściankach sponsorskich. Niektórzy piszą dla Sprawy i Idei. Ja jakoś nie. Niektórzy piszą, bo im, na przykład, redaktor naczelny każe. Ale redaktor Grobliński cicho siedzi, nic nie każe. Komfort. A jednak się coś pisze.
Trzeba było dopiero pojechać do Bukowiny Tatrzańskiej żeby ten temat zgłębić.






Bukowinę się zna od dawna. Cała Polska ją zna, jako jedną z najwyżej położonych wsi w kraju. Miłością ślepą (troszkę platoniczną) się pokochało Bukowinę po lekturze książki „Sklep potrzeb kulturalnych” Antoniego Kroha, który warszawiakiem będąc, spędził w Bukownie całe dzieciństwo, a potem mu już tak zostało. Skończył etnografię i został badaczem i zgłębiaczem i wiercicielem na wskroś kultury podhalańskiej. Był dyrektorem Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem i Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu. Tak naprawdę to on odkrył dla Polski Łemków, organizując pierwszą wystawę o ich kulturze, sztuce i historii. Nie była to jedyna epokowa wystawa jaką zorganizował, drugą, która odbiła się szerokim echem była „Duchy epoki. Czyli pierwsza wojna światowa trwa do dziś”, ponieważ Antonii Kroh jeździ na różnych konikach, a jednym z nich są Cesarsko Królewskie Austro- Węgry. Napisał o tym całą wspaniałą księgę „O Szwejku i o nas”, samego „Szwejka” także tłumaczył i opatrywał przypisami. Zajmował się sztuką ludową, był kuratorem konkursów, wyszukiwał ludowych twórców jak współczesny Oskar Kolberg.

Ale przede wszystkim – jak ten Antonii Kroh pisze!

To jest wspaniale gawędziarskie, dygresyjne, ironiczne, bystre, czasem złośliwe. Erudycyjne do głębi. Ten pan przegryzł się przez całą historię góralszczyzny na wylot. Dzięki niemu i jego książkom można uświadomić sobie, że kultura podhalańska, jaką dziś oglądamy jest wielkim konglomeratem pełnym paradoksów. Składa się na nią żywa kultura wiejska i pierwotna, ale też dużą jej część stanowi projekcja różnych chciejstw wszelkiej maści XIX i XX wiecznych etnografów, miłośników ludu i wielbicieli „prawdziwej góralszczyzny”, jeszcze prawdziwszej niż ta prawdziwa. Kultura ta, w aktualnej formie i prezencji jest tak naprawdę stosunkowo późna, a na pewno mocno przetworzona w stosunku do tego co się na Podhalu działo jeszcze w XVIII wieku.

W XVIII wieku, proszę państwa, do Bukowiny Tatrzańskiej nie prowadziła nawet ŻADNA droga. Była to górska bieda- wioska pod silnym pańszczyźnianym uciskiem, a jeszcze do swoich panów wyjątkowo nie miała szczęścia. Starosta Michał Komorowski, trzymający w garści całe nowotarskie Podhale wsławił się tym, że łamał prawo, ściągając od chłopów nienależne daniny. Nawet te wskazane prawem nie były lekkie. Proszę bardzo, oto co musiał zapłacić rocznie posiadacz ziemi w Bukowinie:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.