niedziela, 13 listopada 2016

Im gorzej tym lepiej. Sigma 90/2,8 Macro vs Canon 85/1,8 USM




Ograniczenia sprzyjają.
Bez ograniczeń wszystko takie rozmemłane. Ograniczenia nadają formę. Ramę.

Poszedłem tym tropem strzelając zdjęcia do Projektu Okrążenia dwoma obiektywami stałoogniskowymi. I to w czarnobieli. Prawdę powiedziawszy, zanim zacząłem tę serię myślałem najpierw o jednym obiektywie- 24mm. Zauważyłem w ogóle, że mając szerokokątny zoom i robiąc zdjęcia pejzażowo- reporterskie prawie zawsze ustawiam ogniskową właśnie na 24mm. To jest ogniskowa na której dobrze wychodzą budynki i lanszafty z jakimś pierwszym planem. Właściwie mógłbym zamienić szeroki zoom na stałą 24-kę i efekt byłby podobny.

Do tego bardzo dobry artykuł o przewadze obiektywu stałoognoskowego nad zoomem i jego błogosławionym wpływie psychologiczno- socjologicznym (nie tylko optycznym) na jakość zdjęć napisał już Foto-nieobiektywny na Fotoblogii- tutaj:


W tę stronę biegły me myśli.
Ale doszedłem do innego wniosku. Zbytnie ograniczenia zbytnio ograniczają.

Same zdjęcia z 24-ki byłyby jednak dość monotonne. Słabo też prezentują się przy tej ogniskowej detale fotografowane z bliska jako pojedynczy, główny obiekt. Po prostu trzeba zbyt blisko do niego podejść (co zniekształca) albo zbyt dużo będzie widać jego otoczenia. Zatem trzeba wziąć też coś dłuższego. Żeby robiło za inny punkt widzenia.

Wziąłem dinozaura- 90-tkę macro Sigmy.


Rzadko do tej pory używany przeze mnie sprzęt, boż mam portretową 85-tkę Canona (f/1,8), która chyba nie ma sobie równych pod względem efektów do ceny. Świetna portretówka, bardzo jasna, szybka, bierzesz ją i robisz co chcesz.

No ale już się powiedziało, że ograniczenia sprzyjają.
Im gorzej tym lepiej.
Lepiej nie móc zrobić wszystkiego co się chce.

Bo za łatwo- oznacza: za szybko. Za mało zastanowienia.

To właściwie dotyczy wszystkich dziedzin życia. Chyba.

Wziąłem więc obiektyw lat 25. Sigmę 90/2,8 Macro AF. W sam raz na Fotodinozę.

Noo, przeszukałem trochę internetu i noo, nie za bardzo da się znaleźć jakiś obszerniejszy test. Nooo... to do roboty.

Przy odległościach makro Sigma wysuwa tubus do przodu.


Sigma jako jeden z pionierów autofokusowych wypuściła na rynek swoje obiektywy z automatycznym ustawianiem ostrości WCZEŚNIEJ niż zrobił to Canon i Nikon, bo w 1985 roku, tuż po powstaniu pierwszego całkowicie udanego systemu Minolty. Nie wiem jakie tam koneksje mieli inżynierowie z Sigmy, z inżynierami z innych firm, ale może chodzili z nimi na sushi i przy sake dowiadywali się co tam się w tych dużych firmach kroi i potem byli gotowi na autofokusową rewolucję.

-Słuchaj Satsuki, co wy tam rysujecie?
-Ja, to rysuję dla rozrywki widoki zatoki tokijskiej, ale jak chcesz prawdziwej sztuki to Funaru maluje obrazy olejne...
-Co, ty mi tu p... za uszami, Satsuki, w pracy co rysujecie?
-A, takie tam obiektywy się rysuje, jak zwykle, szerokokątne i standardowe i te... no... teleobiektywy. Teraz na przykład 90-tkę się rysuje macro, ja ci to mówię, ale to była tajemnica.
-Satsuki, wyżej wała nie podskoczysz, to nie rób sobie jaj! Koledzy mówią, że autofokus rysujecie...

Tak to sobie zwizualizujmy ten rok 1984-ty.

To dotyczyło samego napędu i jego elektronicznego sterowania, bo obiektywy jako takie, to Sigma już miała, a przynajmniej układy optyczne i soczewki, które z manualnych obiektywów można było zaadaptować do autofokusów.

90-tka Macro istniała już od dawna w ofercie manualnych szkieł, nie wiem co prawda od kiedy, bo się tego nie udało znaleźć, ale prawdopodobnie od lat 70-tych. Wielu producentów niezależnych miało taką optykę- przydatną i popularną wśród miłośników strzelania robaczków na listkach, ale i wśród portrecistów.

Manualna Sigma 90/2,8 Macro


Wersja tego obiektywu z autofokusem została wypuszczona bardzo wcześnie, żeby wykorzystać boom na nowe aparaty z automatyczną ostrością- w 1988 roku. Znaczy się 28 lat temu. O rany! Tempus fugit! Panta rhei! Ratunku!

Powiedzieli ci, że twój czas to pieniądz.
Ale nie ma takiej sumy, co zatrzyma czas.
https://www.youtube.com/watch?v=wYH82apwlTo

My tu panie tempus fugit, a tu czas płynie. Konkludując- moja Sigma 90 nie należy do pierwszej serii, wypuszczanej do 1993, tylko do drugiej, z lat 1993-1997. Znanej jako Zen.

To był straszny Zen!

Hesus Maria, jak mawiają Hiszpanie- kto to wymyślił, żeby obiektywy lakierować specjalnym gumowatym lakierem, i jeszcze nazwać go tak wyraczaście. No chyba, że Zen to jakiś skrót?
Zrąbaliśmy Ewidentnie Naszlakier.
Wszystko byłoby jeszcze dobrze, gdyby ten lakier był w miarę trwały. Mógłby się nawet rysować, tak jak się rysuje. Ale on jeszcze do tego obłazi.

Wiem coś o tym. Sigma 90/2,8 Macro to mój jedyny obiektyw- dinozaur kupiony prawie w stanie sklepowym. Niektórzy nazywają to- mint. Znaczy się w pudełeczku i nie używany (prawdopodobnie).

Niestety zapomniałem zrobić mu zdjęcia w stanie mint.


A potem zacząłem go używać. Tak na poważniej, znaczy się częściej dopiero od tego roku, kiedy to został od nowa zaczipowany u weterynarza, tfu, co ja gadam- miał zmienionego czipa na taki, który pozwala używać wszystkich przesłon na Canonie EOS (o tym za chwilę).

Zaręczam, że nie rzucam obiektywami o podłogę, choć nie mam też do nich nabożnego stosunku- to jest narzędzie, które ma służyć. No, ale i tak 90-tka zawsze dostawała swoją przegródkę w torbie, a jedyny twardy przedmiot z którym mogła się stykać to był co najwyżej dekielek, niedbale wrzucony na szybko do środka.


Tymczasem lakier z 90-tki obłazi.

On obłazi charakterystycznie. Przy bagnecie mocującym.

Wychodzi na to, że odpryski powstały głównie przy szybkim zakładaniu go na aparat- na przykład na ślepo- nie patrząc.

Wiecie jak to jest- człowiek dostrzega coś ładnego z daleka, zapatrza się i żeby mu nie umknęło pędem zmienia obiektyw z krótkiego na długi- właściwie machinalnie.

Tutaj było dużo zmieniania- w Projektach Okrążenia miałem tylko jeden aparat i co chwila żonglowałem obiektywami. 24-ce to nie zaszkodziło, ale 90-tce- tak.

Gdyby nie te odpryski, ów lakier jest całkiem przyjemny w dotyku, tak jak obudowy niektórych telefonów- chwytny. I to już 25 lat temu. Nie próbujcie tylko czyścić go żadnym alkoholem lub, nie daj bóg, rozpuszczalnikiem- ów słynny Zen nie ustoi. Klęknie.
Na szczęście nie lakierem robi się zdjęcia, a soczewkami. I pod tym względem obiektyw pokaże co umie.

Oprócz nieszczęsnego lakieru zrobili ją naprawdę solidnie- cały zewnętrzny tubus jest metalowy, bagnet mocowania oczywiście też. Z tworzywa jest jedynie wysuwany przedni człon z soczewką. Jak się przyjrzeć naszej Sigmie, to wszystkie następne modele, następcy tego szkła, były już bardziej plastikowe (co jednak nie znaczy że mniej trwałe).

Autofokus Sigmy nie jest demonem prędkości. O nie. Zwłaszcza przy małych odległościach od celu silnik kręci ostrością wolno. Tak to już jest w obiektywach makro- ma być wolno, ale dokładniej. Dlatego na obiektyw do zdjęć sportowych i szybkiego ruchu Sigma się słabo nadaje. Przejazd autofokusu od minimalnych 32 centymetrów do nieskończoności trwa prawie dwie sekundy. Gdy owa droga odbywa się w drugą stronę- jeszcze nieco dłużej- na końcu Sigma wraz z aparatem do którego jest przypięta dokonują delikatnych doostrzeń.

Dlatego też przydaje się limiter zakresu ostrzenia.

Sigma 90/2,8 ma limiter odległości, co przy tej ogniskowej w obiektywach do makro jest już regułą- można ustawić czy ma szukać ostrości od oka konika polnego, aż po dalekie pejzaże, czy też ostrzyć w zakresie 32- 60 cm lub 60- do nieskończoności- do wyboru.

Ogólnie rzecz biorąc, jako krótki teleobiektyw sprzęt ten nadaje się do różnych rzeczy. Co tam kto lubi- pejzaż, detal czy portret. Różne rzeczy da się tym zrobić, jakich nie oferują obiektywy typowo portretowe.

(Wszystkie zdjęcia bez poszarpanej ramki są wyłącznie zmniejszone i w żaden sposób nieobrabiane. Umieściłem pod nimi opis przesłon na jakich zostały zrobione. Wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu nań.)


Na przykład żadną typową portretówką nie zrobimy takiego zbliżenia żadnej burej suce. Sigma 90 Macro @f/4


Sigma 90 Macro @ f/6,3

Sigma 90 Macro @ f/2,8



Sigma 90 Macro @ f/3,5

Sigma 90 Macro @ f/3,5. Maksymalne zbliżenie detalu z poprzedniego zdjęcia.

Sigma 90 Macro @ f/2,8 maksymalne zbliżenie.

Sigma 90 Macro @ f/2,8
Sigma 90 Macro @ f/4. Maksymalne zbliżenie.



WALORY MAKRO

To jest makro.
A ja nie jestem za bardzo makro. Trzeba było coś spróbować.
To jest makro, ale nie full makro. Skala odwzorowania to 1:2. Skalę 1:1 można było osiągnąć z dodatkową soczewką makro dokręcaną od frontu. Nie posiadam takowej.

Ale ja nie jestem makro.

Jakby kto potrzebował, to są do kupienia najróżniejsze zamienniki.
1:2 to całkiem spore powiększenie, uznawane już za „prawdziwe” makro, chociaż nie przez purystów i chociaż prawie wszystkie 90-tki i 100-tki na rynku powiększają w skali 1:1. Wraz z Sigmą 90 ową mniejszą skalę odwzorowania 1:2 ma jeszcze Cosina/ Soligor/ Vivitar 100/3,5, oraz Canon 50/2,8 Macro. Jeśli więc typowe zdjęcia środkowego zęba turkucia podjadka są twoim celem- większość innych setek/ dziewięćdziesiątek będzie lepsza pod względem powiększenia.

Żeby potrenować makro specjalnie dla was udałem się do Indii Zachodnich, a potem do Afryki, wraz z akwalungiem oczywiście, żeby sfotografować te oto okazy (a w rzeczywistości- na giełdę zwierząt w KS Start Łódź, która odbywa się w niedzielę rano. Stąd właśnie kilkudniowe opóźnienie tego wpisu):






Teraz o innych walorach Sigmy.




Wycinki- 10% powyższych kadrów. Z lewej f/2,8, z prawej f/5,6. (Kliknij by powiększyć do rozmiaru oryginalnego)


Pierwsza ważna rzecz w obiektywie makro- to ostrość. O tym będzie za chwilę.

Druga ważna rzecz w obiektywach makro to możliwość silnego przymknięcia przysłony, ponieważ przy dużych zbliżeniach głębia ostrości jest mikroskopijna.
Tutaj na przykład przydałoby się ustawić przesłonę f/16, albo większą. Niestety światła było za mało nawet na 1000 ISO- przesłona f/4
 I przy tej przymkniętej przesłonie powinny zapewniać dobrą jakość obrazu. Hm. No nie wiem czy dam radę- do takich przesłon w makro potrzebna jest już lampa błyskowa, albo mieszkanie w jakimś południowym kraju, który zapewnia odpowiednią ilość słońca.

I zimno i pada i zimno i pada
na to miejsce w środku Europy
Gdzie ciągle samochody są kradzione
A waluta to polski złoty.
(Cytat. Dla obcokrajowców- to że samochody kradną, to już dwudziestoletnia przeszłość. Tak jak i cytowana pieśń.)

Sigmę da się przymknąć do f/22. Może być, choć nie jest to pierwsza klasa- większość dzisiejszych setek i dziewięćdziesiątek macro zapewnia przymknięcie do f/32. A niektóre krótsze obiektywy do makrofotografii nawet f/45.
Tutaj znów widać pewne podobieństwa do wspomnianej budżetowej Cosiny 100/3,5- która trafiła do naszego zestawienia „10 najtańszych obiektywów doCanona EOS, które mają coś w sobie”. Należy jednak zauważyć, że Cosina jest obiektywem znacznie nowszym od naszej Sigmy 90/ 2,8.

Sigma w 1997 zmieniła 90-tkę na 105/2,8 Macro, w którym ulepszono wszystkie powyższe parametry.

Trzecia ważna rzecz w obiektywie makro, to płaskie pole obrazowania. Każdy obiektyw daje ostry obraz na powierzchni mniej lub bardziej zbliżonej do sfery. Tak naprawdę zatem tylko miejscach w których sfera ta styka się z matrycą lub klatką filmu uzyskujemy maksymalnie ostry obraz. Pozostała powierzchnia kadru będzie MNIEJ ostra.

Dlaczego zatem często widzimy czasem zdjęcia ostre od pierwszego do ostatniego planu? Załatwia to głębia ostrości, którą uzyskujemy przymykając mocniej przesłonę. Gdyby jednak zbadać takie zdjęcie piksel po pikselu okaże się że ostrość jest maksymalna tylko w niektórych miejscach- tych które ułożone są w sferycznym polu obrazowania.

Widać to doskonale przy niskich wartościach przysłony w obiektywach szerokokątnych.

Jednak obiektywami macro często fotografuje się płaskie przedmioty- monety, znaczki pocztowe, służą one także np. do reprodukcji obrazów. Zatem im pole obrazowania będzie w nich bardziej płaskie, tym równiejszą ostrość dadzą na całej powierzchni kadru, nawet pomimo niskiej wartości przysłony. W naszej dinozaurowej Sigmie wystarczy przymknąć przesłonę do f/4, a uzyskamy ładną równą ostrość w całym kadrze i praktyczne zniknięcie winietowania.

Sigma 90 Macro @ f/2,8.


Sigma 90 Macro @ f/4

Inna rzecz ważna w reprodukcji- to dystorsja geometryczna. Znaczy się, żeby linie proste wychodziły na zdjęciu jako proste- nawet na brzegach obrazu.


Wygląda na to, że Sigma jest pod tymi względami całkiem przyzwoita, szczególnie dobra pod względem idealnie skorygowanej dystorsji. Postarali się ci Japończycy sprzed ćwierćwiecza. Wszystko to zapewne za sprawą konstrukcji mechanicznej zwanej „floating element” a po polsku- „soczewkami pływającymi”. Dzięki niej w obiektywie porusza się nie tylko jeden zespół soczewek do ustawiania ostrości (jak w większości stałoogniskowych obiektywów), ale też drugi, odpowiadający za dobre odwzorowanie obrazu przy dużym zbliżeniu.

To jedyne zaawansowanie naszej 90-tki, bo Sigma nie chwali (chwaliła) się żadnym specjalnym szkłem użytym do wyrobu soczewek. Nie ma ci ono żadnej super właściwości, jak to się często dzisiaj stosuje w zaawansowanych obiektywach. Na przykład szkło SLD. Dodajmy, że Włodzimierz Cimoszewicz nie ma z tym SLD nim nic wspólnego. A, nie, przepraszam- ma! Zapewne ma takie w swojej lornetce.

Sigma 90 Macro @ f/2,8


Wycinki z krawędzi powyższego zdjęcia.


Wady chromatyczne na brzegach w naszej Sigmie także wyglądają ładnie, tzn są niewielkie nawet na otwartej przesłonie.

PORÓWNANIE
Żeby sprawdzić ile warta jest Sigma 90 Macro porównało się ją z canonowskim championem portretowym- wspomnianą 85/1,8 USM.
Z lewej Canon EF 85 f/1,8 USM, z prawej Sigma AF 90 f/2,8 Macro


Wyraźna różnica w wielkości soczewek- z lewej Sigma 90/2,8 Macro, z prawej Canon 85/1,8.


Są to obiektywy o zbliżonej ogniskowej, ale ewidentnie różnym przeznaczeniu- w portretowym Canonie jasność jest większa o półtorej działki, ale za to możliwość zbliżenia do obiektu to tylko 0,85m co daje skalę odwzorowania 1:7,69. No makro to to nie jest w najmniejszym stopniu.

Tylne soczewki także się różnią- z lewej Sigma 90/2,8 Macro, z prawej Canon 85/1,8.


Zobaczmy jak sobie radzą.

Testy wykonywane na 400 ISO Canonem 5D z podparcia, zdjęte oczywiście filtry uv.  Prawie pełen półprofesjonalizm.

Na pierwszy rzut oka widać podstawową przepaść pomiędzy obydwoma szkłami- to kontrast. Winą jest różnica czasów w jakich zostały wyprodukowane, a z nią jakość powłok przeciwodblaskowych. Byle światło z kontry osłabia każde zdjęcie z Sigmy- tak, że wychodzi ono znacznie bledsze niż z Canona. Sigma jest ewidentnie obiektywem starszej generacji. Gdy jednak przyjrzymy się ostrości w centrum kadru, pomijając niski kontrast- o, tutaj Sigma wcale nie jest gorsza. A nawet-o dziwo- ciut lepsza. Tak tak, Szanowni Państwo.





Na najwyższych przesłonach widoczne wszystkie paprochy na matrycy. Pełny półprofesjonalizm.

Dodajmy, że obydwa obiektywy nie są nówkami sztukami nieśmiganymi- Canon 85 jest przy tym znacznie dłużej użytkowany niż Sigma niedawno wyjęta z pudełka- możliwe że nowa 85 zachowywała by się lepiej. Mój Canon 85 to dziesięcioletni weteran, wierny druh portretowy, z niejednej torby fotograficznej był wydobywany. Ale takie są realia- nie jestem Fotoblogią, ani żadnym Optycznym, żeby pchały się do mnie firmy celem przetestowania swoich nówek.
Życie.


Ze względu na większą jasność Canon zaczyna dwoma ustawieniami wcześniej- na f/1,8 i f/2,0. Nawet w centrum jest przy tym. lekko miękki.

Potem dochodzimy do bezpośredniej rywalizacji.

I tu jest nieźle! Na swoim pełnym otworze przesłony, czyli na f/2,8 jest równie dobra co Canon na tym samym ustawieniu! Gdy tymczasem dla canonowskiego obiektywu jest to półtorej działki przymknięcia!

Potem obydwa szkła idą łeb w łeb równą ostrością, aż do przesłony f/16, kiedy to Sigma jest ciut ostrzejsza.Ho ho ho. A nawet hohohoho.

Przy f/22 jest już znowu równowaga- obydwa obiektywy trochę miękną.

Gdyby nie ten słaby kontrast Sigma mogłaby zaskoczyć niejednego. W skrócie dajemy 5 na 6. Nieźle!

No i jeszcze jedna ciekawostka- Sigma MNIEJ winietuje na pełnym otwarciu niż Canon. No ale, w sumie rzeczywiście, łatwiej tego dokonać inżyniersko w ciemniejszym obiektywie.

Ciekawe co się dzieje na samym rogu kadru?



Oooo, to było dla mnie wyzwanie. Któremu nie sprostałem. Pełny półprofesjonalizm. Otóż ustawienie Canona, tak żeby narożnik był rzeczywiście ostry- przy papierowej głębi ostrości na f/1,8- to było prawie nie do zrobienia. Minimalne dotknięcie pierścienia ostrości rujnowało trafienie w cel. Czterokrotne podejście spowodowało że obydwoma obiektywami są zdjęte różne kadry. No ale od biedy coś się da porównać.

Lecimy.


Canon zaczyna marnie- narożnik jest miękki przy f/1,8 i f/2,0 i zaczyna być przyzwoity przy f/2,8. Na otwartej przesłonie widać w rogu wyraźne wady chromatyczne.

Tymczasem Sigma jest już całkiem niezła nawet na pełnym otworze- wyraźnie lepsza od Canona przy f/2,8 i f/4, a już po przymknięciu do f/5,6 jest bardzo dobra i trzyma tę jakość do f/16, potem przy f/22 słabnie.

Canon dogania Sigmę mniej więcej przy f/8, a potem prześciga ją lekko, aż do samego końca- jest bardzo dobry.

Sam się zaskoczyłem. Wygląda na to, że Sigma ma lepszą ostrość w centrum, nieco lepszą ostrość na brzegach przy niskich przesłonach (a niewiele gorszą przy wysokich) i mniej winietuje niż uznawana za bardzo dobrą portretówka Canona. To ci dopiero. I jeszcze kosztowała 1/3 ceny.

I jeszcze można nią strzelać zbliżenia o jakich w 85/1,8 się nie śniło nawet Platonowi. A nawet Nietschemu.
Z czego się śmiejecie? Z Nietschego.

Canon 85/1,8 ma dwie wyraźne przewagi nad Sigmą- znacznie wyższą jasność, a zatem daje możliwość używania znacznie mniejszej głębi ostrości- w sam raz do portretów, oraz genialny, bardzo szybki i cichy autofokus. Autofokus- ideał.

NA APS-C
Można powiedzieć, że jest jeszcze lepiej. Mała klatka okroi nam obrazek, odrzuci obierki i zostawi sam soczysty środek- ostrość na brzegach wygląda jeszcze wyższą, a 90-tka staje się przy tym porządniejszym teleobiektywem, który sprawia wrażenie większego skompresowania widoku. Lubimy takie kompresowanie.

Do tego, choć skala odwzorowania jest taka sama jak na pełnej klatce, to element fotografowany na APS-C wypełni większą część klatki. Całkiem fajnie. I głębia ostrości będzie większa. Też fajnie- do makro.

SIGMA, CANON I SERWIS
Sigma 90/2,8 Macro należy do tych obiektywów Sigmy, które gryzą się z cyfrowym Canonem EOS- to jest współpracują tylko na otwartej przesłonie. To znaczy raczej Canon gryzie się z nimi. Ale dzisiaj można taki obiektyw rechipować.

Nie można jednak w tak wiekowym obiektywie np. wyregulować elektronicznie autofokusu, ani nie można też za bardzo liczyć na jakieś części zamienne. Taki mały ryzyk, fizyk i optyk.

W 1998 roku nasz model został zastąpiona przez nowe obiektyw- 105/2,8 EX Macro, dłuższy, z przesłoną przymykaną do f/45 i dający odwzorowanie 1:1 bez żadnych soczewek- dla miłośników zbliżeń intymnych z jelonkiem rogaczem (he he) niewątpliwie lepszy.

NO I CO?
No i fajnie. 90/2,8 Macro to w rezultacie bardzo dobry obiektyw, zdolny chłopak, wszechstronny i do fotografii zbliżeniowej i do portretowej. Zawodzi właściwie tylko w jednej dziedzinie- słabego kontrastu. Zwiększanie tegoż kontrastu podczas obróbki zdjęć w komputerze jest wymagane.

No, ma jeszcze wolny autofokus, ale przypadłość tą dzieli z większością obiektywów makro. Znaczy się wiedziały gały co brały.

Plusy:
-bardzo dobra ostrość w centrum kadru na wszystkich przesłonach
-dobra ostrość w rogach kadru na pełnym otworze i bardzo dobra po przymknięciu
-solidna metalowa konstrukcja
-bardzo dobrze skorygowana dystorsja
-winietowanie zanika już przy f/4
-mało widoczne wady chromatyczne

Minusy
-bardzo słaby kontrast pod jakiekolwiek światło
-wolny autofokus
-makro jedynie 1:2

Więcej grzechów Sigmy nie pamiętam, ale jestem tylko pełnym półprofesjonalistą (Jak to będzie po angielsku? Full semi-professional? Coś w tym guście).

Dalsze zdjęcia z Sigmy 90 Macro proszę śledzić na Fotodinozie we wpisach serii Projekt Okrążenia Łodzi:



Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty.

LINK DO CHIPÓW POZWALAJĄCYCH NA WSPÓŁPRACĘ SIGMY Z KAŻDYM CYFROWYM EOS'em: LINK


Źródła i źródełka:
Testy:
http://wendigo.altervista.org/sigma_90_macro.htm



Historia sprzętowa:



Makrooptyka:











10 komentarzy:

  1. kiedyś robiłem zakupy w macro, nie wiem czy to wiele wnosi do tematu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze coś, zawsze coś, Monsieur Hurgot. A zbliżenie było duże?

      Usuń
    2. aha, zbliżeń kilka było, szczególnie że i towar niezły i obsługa przyjemna, przynajmniej w dziale rybnym - choć tak kolorowych jak na zdjęciach powyżej nie mieli

      Usuń
    3. Szkoda. Już Pan Kleks mówił, że co kolorowe- to smaczne.

      Usuń
    4. no tak, ja też wolę gdy jedzonko nabierze kolorku - taka np. kiełbasa zupełnie inaczej smakuje brązowa, a inaczej z domieszką bieli lub zieleni

      Usuń
  2. mi sie wydaje ze lepsza ostrosc i mniej znieksztalcen w Sigmie to po prostu zalety mniejszych soczewek, a ze mniejsze soczewki to jednak nie same zalety to wada jest gorsza jasnosc, a gorszy kontrast to nie wiem czemu, moze brak jakis powlok filtrujacych na soczewkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz Pan słuszność poniekąd. Łatwiej jest zaprojektować obiektyw ciemniejszy niż jaśniejszy- to na pewno. Brak zniekształceń na zdjęciach to jednak głównie zaleta dobrego zaprojektowania soczewek (odpowiedniej ich ilości, żeby odpowiednio korygowały drogę światła do matrycy) oraz wykonania tychże soczewek pod względem jakości użytego szkła i jego spolerowania.
      Gorszy kontrast ewidentnie od dużo słabszych powłok przeciwodbiciowych. W tej dziedzinie nastąpił i następuje nadal bardzo znaczący postęp. Notabene w czasach fotografii analogowej soczewki były często pokrywane przeciwrefleksyjną powłoką tylko od strony zewnętrznej- bo film nie odbijał za dużo światła. Natomiast Ty sam, jako znany rozbieracz i naprawiacz wszystkiego co elektroniczne zapewne widziałeś z bliska matrycę światłoczułą- świci się ona jak lusterko i daje wielkie odblaski w drugą stronę. W dzisiejszych obiektywach już się to uwzględnia przy powlekaniu.

      Usuń
    2. Ten niższy kontrast to rzeczywiście powłoki. Przerabiałem głównie na sigmowej makrówce 50/2.8, bo 90/2.9 miałem króciutko. I właściwie nie wiem po co i dlaczego, bo w tym czasie byłem szczęśliwym posiadaczem Minolty 100/2.8. Muszę sobie przypomnieć...
      A pięćdziesiątki rozdzielczością szły łeb w łeb, jednak Sigma miała zauważalnie niższy niż Minolta kontrast. Ale Minolta też nie była bez grzechu, co było przyczyną, że wypadła z moje stajni, a kupiłem właśnie Sigmę.
      Jedna z wersji Sigmy 105/2.8 była przymykalna do f/45, ale tylko w niektórych mocowaniach - Minolta i Canon jeśli dobrze pamiętam.
      Po pojawieniu się lustrzanek cyfrowych, przeróbka starych Sigm na wersje DG odbywała się najczęściej wyłącznie poprzez dodanie / poprawienie warstw z tyłu ostatniej soczewki. Wiadomo - odbicia od matrycy...
      Dzięki za zlinkowanie do mojego tekstu o stałkach jako o pozytywnych spowalniaczach - co prawda tylko do fotoblogiowego klonu, a nie blogspotowego oryginału, ale wstyd byłoby marudzić :-)

      Usuń
    3. Przyznam, że za pomocą Googla szukałem tegoż wpisu, ale Fotoblogia się tak mocno pozycjonuje (przynajmniej w moim googlu), że widać tylko ją. Poproszę zatem o stosowny link do Foto-nieobiektywnego w kometarzu.

      Usuń
    4. :-) Nie dziwię się temu pozycjonowaniu Fotoblogii, bo Krzysiek Basel (naczelny) ciągle monituje autorów o starania w tym względzie. Boldowanie, pełne nazwy sprzętu, ba, nawet kropka zamiast przecinka w liczbie przysłony. Co się człowiek namęczy przy redagowaniu tekstów....
      Link tu: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2014/12/3-s-czyli-pozytywne-spowalniacze-czesc.html
      Gdy sam próbuję wyguglać, to przy haśle "pozytywne spowalniacze" pierwsze dwa wyniki są fotoblogiowe, ale trzeci jest już trafieniem w mojego blogspota.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.