poniedziałek, 17 października 2016

Kontrola greckiego kryzysu.



Czy jest kryzys? Oj, kryzys, kryzys...

Słońce świeci, oliwki rosną, morze w tym kryzysie strasznie się turkusowe robi. Rybacy łowią, turyści zalegają na plaży w ramach tzw. vacatio legis.
Troszkę poprzeklinamy sobie w ramach cytatu:

(...)Otóż była tam przystań, w tej mieścinie rzadkiej,
Na którą nasz bohater trafił przypadkiem
pomyślał: "O, tu ludzie pracy są też"
I podszedł do rybaka który chlał wino,

zresztą piąte
Popatrzył i żeby zacząć gadkę chyba, powiedział:
-No co tam słychać panie rybak?
A rybak na to:
-A, dobrze, dzisiaj rano wstałem
Wziąłem łódkę, trochę popływałem, k...
Przez godzinę wyłowiłem ryb z piętnaście
I odpoczywam sobie od południa tutaj właśnie.
-Od dwunastej?! - krzyknął biznesmen - Od dwunastej już masz wolne?!
-A co? Siądę tu gdzieś i wino pier...

Biznesmen chociaż na wczasach poczuł się w żywiole:
-Pozwolisz, że dam ci radę...
-A co! Pozwolę!
-Jak to k...?! O dwunastej dzień pracy skończony?!
Przecież mógłbyś zarobić więcej, tylko pomyśl!
Połowiłbyś od rana, aż do chwili kiedy słońce znika
I po tygodniu miałbyś pana pomocnika!
Po miesiącu kupiłbyś drugą łódkę, potem trzecią
Po roku śmigałbyś wziętym w leasing kutrem
Później drugim, siódmym i tak dalej...
Stary, wielka firma - czy to nie brzmi wspaniale?


Tu rybak przerwał:
-Panie, muszę powiedzieć,

               że pomysł niezły.
Ale ze mną co bedzie?
-Jak to co? Będziesz odpoczy
wał sobie!
-Tak? No a co ja teraz robię?”


Łona i webber „Biznesmen”

Odwiedziło się kolebkę. Kultury, oczywiście.


Z tymi Grekami, to moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Oni są po naszych pieniądzach. Może trochę spokojniejsi, choć gorącą krew mają schowaną trochę głębiej. Ich naród jest jak lawa (cytat). Nawet nasza historia też ma jakieś paralele. To znaczy- do czasu, do czasu...

Oni są trochę starsi.

Zwykle jak jedzie się do jakiegoś europejskiego kraju, zwłaszcza północno czy środkowoeuropejskiego, to dzieje wyglądają tam podobnie- jakieś początki państwa, jakieś średniowiecze, potem liczne podboje sąsiadów, albo przez sąsiadów, potem jakieś Austro- Węgry czy inna Turcja albo Rosja, potem wojna, okupacja, dwadzieścia osiem filmów o tym zrobiłem, robię dwudziesty dziewiąty (cytat).

No i w Grecji- też.

Tylko oni mieli wcześniej jeszcze trzy tysiące lat historii!!!

O ratunku! Trzy tysiące lat!

Po drugiej wojnie mieli też, tak jak my, zdrowo przerąbane- była tu wojna domowa. I nie taka jak między PiSem i KODem- na deklaracje i słowa potępienia, oraz wsadzanie na stanowiska jednych kolesi na miejsce innych, tylko prawdziwa, ideowa i mająca korzenie jeszcze sprzed I wojny światowej. Wojna, w skrócie rzecz biorąc pomiędzy lewicowymi zwolennikami republiki i prawicowymi zwolennikami monarchii.


Podziały były jeszcze głębsze- w czasie II Wojny Światowej monarchistyczny prawicowy rząd na uchodźstwie, wspierany silnie przez Wielką Brytanię miał w Grecji słabe oddziały partyzanckie, oraz wielu dawnych zwolenników, którzy kolaborowali z hitlerowcami, natomiast lewicowcy i komuniści stworzyli w tym czasie bardzo silny opór przeciwko Niemcom i mieli w Grecji znaczne siły ludzi.

Pamiętamy potem dogadywanie się w Jałcie i Teheranie, gdzie Churchill przyklepywał ze Stalinem procentowe zaangażowanie się Wielkiej Brytanii i ZSRR w poszczególne kraje europejskie- pisał o tym Norman Davies. Churchill napisał na karteczce:

             ZSRR     inni

Rumunia       90%     10%

Grecja        10%     90%

Jugosławia    50%     50%

Węgry         50%     50%

Bułgaria      75%     25%

a Stalin postawił po prawej stronie staranne ptaszki niebieskim atramentem, na znak zgody.

Karteczka nie zachowała się. Są tylko relacje o jej istnieniu.

Grecja zatem miała zostać przyznana Zachodowi.

Niestety słabo się to rymowało z aktywnością lewicowo- komunistycznej greckiej partyzantki ELAM, która całą wojnę bardzo dzielnie sobie radziła. Do 1943 roku, bez pomocy aliantów wyzwoliła większość terenów Grecji spod okupacji Niemiec i założyła tam własne państwo „ludowe”, z sądami, szkołami, administracją, opieką zdrowotną i łącznością, dobrze zorganizowane i cieszące się wielkim poparciem społecznym. Lewicowa partyzantka zgromadziła pod swoimi skrzydłami bardzo różne polityczne siły- od komunistów po centrystów, miała szerokie zaplecze na greckich wsiach. ELAM dążyła po wojnie do doprowadzenia do wolnych wyborów i była przeciwna automatycznemu powrotowi dawnej monarchii.

Rosjanie, znani z prowadzenia tajnych działań na rzecz rozsiewania komunizmu w Europie (wojna domowa w Hiszpanii 1936) w Grecji nie angażowali się. Początkowo ze względu na to że byli po stronie Hitlera, potem dlatego że ów Hitler dobrał im się do tyłka, a na końcu wojny zapewne z powodu karteczki Churchilla. Stany Zjednoczone także nie wypowiadały się na temat Grecji. Wszystkie karty rozdawali tu Brytyjczycy. Dopiero potem okazało się, że są to karty znaczone.

ELAM próbowało przez całą wojnę dogadać się z Brytyjczykami, u których przebywał mało władny rząd monarchistyczny, na temat wspomnianych powojennych wolnych wyborów. Słabo szły te negocjacje, ale jakiś tam kompromis ustalono. W międzyczasie Brytole finansowali w wielkim stopniu dostawy broni dla partyzantki monarchistycznej, a w niewielkim dla lewicowej, żeby zrównoważyć wpływy. Słabo im poszło, bo za chwilę nastąpiła kapitulacja Włoch, a Włosi w dużej mierze okupowali Grecję- po kapitulacji oddali grzecznie broń i wyposażenie ELAM-owi.

Oprócz tego spora część Greków popierała okupację hitlerowską i wzięła udział w budowaniu kolaboracyjnego Państwa Greckiego, pomagającego w eksterminacji Żydów i zwalczającego bratobójczo partyzantkę za pomocą tzw. Batalionów Bezpieczeństwa.

W 1944 lewicowo- komunistyczna partyzantka, po prowizorycznym porozumieniu, wzięła udział wraz z wojskami brytyjskimi w wyzwalaniu Grecji i atakowaniu wycofujących się Niemców. Wbrew jednak ustaleniom to Anglicy i monarchistyczny ruch oporu triumfalnie wjechał do Aten jako ich wyzwoliciele.


Wielka Brytania zajęła się nadzorem nad utworzeniem powojennego greckiego rządu. Zaproponowano w nim lewicy 5 miejsc, co było niewspółmierne do jej poparcia społecznego i zaangażowania w wyzwolenie. Komuniści z dawnego ELAM mieli już odrzucić tę propozycję, ale tutaj nastąpił pierwsze w czasie II Wojny spotkanie komunistów greckich i radzieckich, na którym przekazano naciski Stalina na to, żeby jednak NIE odrzucać propozycji Brytoli.

Patrzcie jaki to słowny chłop był, ten Stalin. Jak ptaszki na karteczce postawił, to nie było przebacz.

ELAM jednak, zamiast wejść grzecznie do rządu, zaczął wzywać swoich partyzantów do przejmowania miast. A miał 200 tysięcy ludzi pod bronią. Brytyjczykom zaczęło się palić pod tyłkiem i zaczęli namawiać i organizować powszechne rozbrojenie, zarówno komunistycznej ELAM, jak i (teoretycznie) dla równowagi- monarchistycznej partyzantki. Monarchiści mieli jednak tylko 1/4 tej siły. ELAM odrzucił porozumienia i wezwał do masowych protestów. Demonstracje w stolicy zostały ostrzelane na rozkaz Brytyjczyków, przez dawne bataliony niemieckich kolaborantów. Na Ateny ruszyły z całego kraju rzesze komunistycznych zbrojnych i krwawa wojna domowa rozpętała się na dobre.

Była to w sporej części wojna grecko- brytyjska. Już na samym początku konfliktu Winston Churchill zlecił brytyjskiemu dowódcy w Atenach potraktowanie stolicy Grecji jak zbuntowanego miasta wroga, a nie miasta sojuszniczego. Użyto pojazdów pancernych, lotnictwa i 300 czołgów. A po stronie rządowej wzięły udział głównie oddziały greckich hitlerowców, wprawione przez całą okupację w zwalczaniu komunistycznej partyzantki. Obie strony stosowały okrutne metody, terror i egzekucje oparte często na przypadkowych pomówieniach.

W Atenach zginęło 11 tysięcy ludzi, a 12 tysięcy zostało wziętych do niewoli.

To był początek wojny domowej.


Komuniści liczyli na pomoc z ZSRR, ale jak wiemy istniała kartka z niebieskimi ptaszkami Stalina i się przeliczyli. Stany Zjednoczone zachowały neutralność, ale wyraziły Brytyjczykom nieco niechęci za brutalne metody działania. Wobec przewagi wojsk brytyjskich podpisano w końcu zawieszenie broni, a potem układ o wolnych wyborach, które było chwilowym gwoździem do trumny komunistów. Nakazano im złożenie broni. Natychmiast po tych aktach zaczęły się masowe aresztowania dawnych lewicowych partyzantów i liczne przejawy terroru stosowane przez siły monarchistyczno- rządowe. Z więzień wypuszczono masowo hitlerowskich kolaborantów, którzy byli dla Brytyjczyków znacznie mniej istotni i zaczęto zapełniać je komunistami. Równolegle szły przygotowania do wyborów, w atmosferze zastraszania i nacisków.

Był to ostatni moment na jakikolwiek kompromis. Gdyby udało się przeprowadzić te wybory, być może dalszy konflikt zostałby zażegnany. Ale tak się nie stało.

Komunistyczne oddziały odrzuciły wyniki głosowania i nie zamierzały składać broni bez oporu. Zapewne spora część tego uzbrojenia do dzisiaj tkwi za krokwiami greckich strychów. Partyzanci lewicy wycofali się w góry, jak za okupacji i zajęli na nowo organizowaniem walk i dywersją- utworzyli nową organizację DSE (Dimokratikos Stratas Elladas). Monarchiści rządowi także nie próżnowali i wprowadzali kontrterror na szeroką skalę- na południowym Peloponezie bojówki dawnych kolaborantów mordowały kogo chciały, nie oglądając się na rząd i wybory.

Między 1946 a 1949 rokiem rozpętała się w Grecji wyniszczająca wojna. W drugim etapie wpływ Sowieckiej Rosji i USA na jej przebieg był już wyraźnie widoczny. Brytyjczycy słabli, a zimna wojna rozkręcała się z każdym rokiem.

Komunistyczna partyzantka zradykalizowała się i ogłosiła, że zamierza przyłączyć Grecję do państw bloku wschodniego, pod skrzydłami ZSRR. Wobec takiego dictum wsparcie z Rosji zaczęło masowo iść przez Bułgarię, Albanię i Jugosławię, a partyzanci lewicy zyskali szybko spore przewagi zajmując kilkaset miejscowości na północy Grecji i organizując tam niezależną od rządowej administrację, pobór podatków i zaciąg do wojska.

Widząc coraz większe sukcesy komunistów, na scenę wkroczyli Amerykanie, odsuwając Brytyjczyków na dalszy plan. Ogłosili wsparcie finansowe dla prawicowego rządu Grecji, utworzyli agencję pomocy, wysłali doradców wojskowych, potem de facto utworzyli wspólny grecko-amerykański sztab do walki z partyzantami, a w niedługim czasie zaczęli sterować gospodarczo i militarnie greckim rządem. USA, teoretycznie zgodnie z doktryną Trumana, traktowało każdy przejaw światowego komunizmu jako ewidentne zagrożenie, ale też traktowało go identycznie, niezależnie od pochodzenia.


Truman w orędziu do kongresu w 1947 roku oznajmił, że USA powinny „pomagać narodom, które przeciwstawiają się presji zewnętrznej lub próbom przejęcia siłą władzy nad nimi przez uzbrojone mniejszości”. Jeden problem, że w Grecji owa mniejszość stanowiła de facto większość i to popieraną społecznie. Amerykanie postanowili postawić tamę komunizmowi, co zapewne wyszło tej części europy na dobre, ale zemściło się to późniejszą szczerą nienawiścią społeczeństwa greckiego do Ameryki.

Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ

Jakieś dwadzieścia lat temu byliśmy na Krecie. Zagubiliśmy się samochodem na górskich ścieżkach. Na szczęście napatoczył się wąsaty miejscowy gospodarz w kapeluszu i niebieskim pikapie. „Jedźcie za mną, poprowadzę was”- powiedział łamanym angielskim i pojechaliśmy dziurawymi drogami aż do celu. „Skąd jesteście?”- spytał na koniec, a gdy mu odpowiedzieliśmy, emocje w nim zagrały: „Z Polski? Wałęsa? Wałęsa to idiota!!! Sprzedał was Amerykanom! Po co likwidował komunizm?!! Komunizm jest dobry!!!”

Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ

Wojna domowa trwała do 1949 roku z różnymi przesileniami. Dozbrojeni przez Rosjan komuniści zaczęli stosować frontalne militarne ataki na miasta, licząc na małego ducha u rządowych obrońców i swoje poparcie społeczne. Jednak przewaga liczebna sił rządowych zdołała te ataki odeprzeć. Komuniści popełnili też błąd ortodoksji. O ile lewicowa partyzantka podczas II Wojny skupiła całe spektrum ideowe i angażowała wszystkich przeciwników nazistowskich Niemiec, także tych niezdeklarowanych politycznie, o tyle w czasie wojny domowej DSE wyraźnie opowiedziała się wyłącznie za komunizmem i to pod skrzydłami Rosji. Nie przyjmowano do niej apolitycznych żołnierzy.


Ciosem dla greckiej partyzantki okazał się konflikt między Tito a Stalinem. Greccy komuniści opowiedzieli się za sowieckim dyktatorem, w związku z tym Jugosławia momentalnie zakręciła kurki z dostawami i zamknęła granicę z Grecją, co odcięło wojska partyzanckie od dogodnego zaplecza.

Stalin od początku nie miał przekonania do wspierania komunistycznych sił w Grecji (karteczka!), w tym momencie przestał już całkowicie wierzyć w sukces swoich greckich podopiecznych. Wywołało to wewnętrzne konflikty wśród partyzantów. Mimo sporych sukcesów w wojnie, między innymi w bitwach o góry Gramos, gdzie siłami 11 tysięcy partyzantów pokonano 80-tysięczne wojsko wyposażone w 136 dział i 50 samolotów, szale wagi zaczęły skłaniać się na stronę prawicy.

Prawicowe siły rządowe, ze wsparciem Amerykanów zyskiwały coraz to nowe sukcesy. Sporym przyczynkiem do nich było szerokie wykorzystanie lotnictwa, a także, uwaga uwaga, bomb napalmowych. Zdziwiłem się gdy to przeczytałem. Było to bodaj jedyne w Europie ich użycie!


Pod koniec 1946 roku przewaga sił rządowych nad DSE była pięćdziesięciokrotna.

Pozbawione zaplecza i sprzętu siły komunistów zostały powoli skutecznie wyniszczone. W 1949 ostatnie ich niedobitki wycofały się do Albanii i ogłosiły „czasowe zawieszenie broni”. Grecka wojna domowa, ta właściwa- skończyła się, pochłaniając 150 tysięcy ofiar z obu stron.

Niemniej nie skończył się zamordyzm i terror państwowy. Można powiedzieć, że pod tym względem lata 50-te w Grecji były stalinizmem à rebours, w którym niestety u władzy było sporo prominentnych kolaborantów hitlerowskich.

Amerykanie zastosowali tu szeroko swoją złotą zasadę- „Sukinsyn. Ale nasz sukinsyn”.


Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ

Doznałem trochę komunizmu na własnym ciele i duszy i wiem czym on pachnie. Ale czytając powojenną historię Grecji mogę tylko dokonać autocytatu, ze swojej jedynej w życiu wymyślonej sentencji:

Cel uświęca środki, ale krawędzie pozostają zwykle nieuświęcone.

Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ

Skrytobójstwa polityczne były na porządku dziennym. Uwięziono około 100 tysięcy partyzantów DSE, a ponad 65 tysięcy rodzin wyemigrowało- większość do Jugosławii, ale też 14 tysięcy zostało przyjętych w Polsce, także sieroty do zorganizowanych na Dolnym Śląsku domów dziecka- utworzyli do dzisiaj widoczną grecką diasporę. Z samych muzyków można tu wymienić Eleni, Milo Kurtisa i Kostka Joriadisa.

W Grecji największym zapleczem DSE były tereny wiejskie, rząd postawił więc na strategię wyniszczenia. Przymusowo przesiedlono 800 tysięcy ludzi z wiosek, umieszczając ich w prowizorycznych obozach na terenach podmiejskich, pod ścisłym nadzorem policji. Wiele górskich wsi opustoszało na zawsze.


Grecka wieś miała być programowo zastraszona i niedoinwestowana i do lat 60-tych miała się gorzej niż polskie wsie w realnym socjalizmie, szczególnie pod względem edukacji i opieki medycznej. Dopiero w latach 70-tych, po upadku dyktatury pułkowników, kiedy Grecja postawiła na turystykę i zaczęła się w szybkim tempie bogacić- wsie na prowincji zyskały nieco cywilizacji.

I teraz jak się to wszystko przeczyta i przemyśli- to nie chce się uwierzyć. Patrząc na ten lazur morza, słońce i góry dochodzi się do wniosku, że piękne okoliczności przyrody nie łagodzą obyczajów. Za cholerę nic nie łagodzą i człowiek w swej zapalczywości i żądzy władzy i ideologicznym zaczadzeniu może mieć je gdzieś, może rżnąć bliźniego i obrzucać go napalmem w dowolnie pięknym czy brzydkim miejscu świata.





Dlatego też, patrząc na historię można stwierdzić że jednak z Grekami się nie dogadamy. Mimo że ich lubimy i oni nas chyba też. Są sympatyczni, gościnni, raczej tradycyjni, mocno religijni, nie zadzierają nosa, lubią się bawić i pogląd ogólny na świat mają pewnie dość podobny do naszego. No, ale ich żołnierze wyklęci walczyli z sierpem i młotem na sztandarach.


Czy karteczka Stalina i Churchilla nadal wpływa na dzisiejsze życie i wewnętrzne konflikty w Grecji? Tego nie wiem. Na ten temat wiedzę mam wątłą, czy to prom czy to prom czy to prom czy to promprom (cytat).

Grecja dzisiejsza wydaje się odległa o lata świetlne od swojej dawnej wojny domowej, chociaż z pewnością ma różne współczesne problemy. Pierwszy z nich to chyba Euro. Waluta taka.

Mając porównanie ze wspomnianą wizytą w Grecji za czasów tuż-po-studenckich stwierdzam autorytatywnie że zdrożało.

W tej chwili jedno ciało zwróciło się do drugiego ciała i spytało: – Hę, hę, hm, no, co tam? Co tam, panie kolego? – Co tam? – odrzekło tamto ciało. – Staniało. – Staniało? – powiedziało pierwsze ciało. – Chyba podrożało? – Podrożało? – spytało drugie ciało. – Chyba cośkolwiek staniało.– Bułki nie chcą stanieć – mruknęło pierwsze ciało i schowało resztki niedojedzonej bułki do kieszeni. (Cytat)



W Grecji nie staniało. W czasie pierwszego pobytu- wycieczki wykupionej dwadzieścia lat temu w biurze podróży- po raz pierwszy i ostatni w swej karierze zetknąłem się z jedzeniem hotelowym, które nie nadawało się do jedzenia. Ani śniadania, ani obiadokolacje nie nadawały się absolutnie do przełknięcia, a może i nawet do wzięcia do otworu gębowego, przy czym zaznaczę, że nie jestem z tych wybrednych. Wycieczka była tania, to prawda, może nawet i najtańsza w biurze, no ale jeść trzeba.

Chodziliśmy czasami na obiady do pobliskich knajp. Płaciło się drachmami. Było tanio. Tanio jak w Polsce.

Niestety dwie rzeczy wydają mi się drogie w dzisiejszej Grecji- jest to jedzenie i paliwo. To dość dotkliwe dla turysty. No, można mniej jeść- to całkiem nieźle wpływa na wygląd. Ale mniej jeździć? Nie da się.

Stosując zasady eco- drajwingu przelecieliśmy południowy Peloponez. Na pewno ma on pewne wspólne części z resztą Grecji, ale jak się ma 165 zamieszkałych wysp i 2500 niezamieszkałych to trudno żeby wszędzie było tak samo. Nie będzie się zatem uogólniać.


Peloponez południowy zwalnia turystę od niektórych zwiedzań. Uwalnia go od niektórych obowiązków. Na przykład od zgłębiania antyku. Tak się, proszę Państwa, korzystnie składa, że większość pozostałości antycznych w okolicach półwyspu Mani czy Monemvasii nie wyrasta ponad linię kolan przeciętnego turysty. Jak to mawiają Włosi (a co przeszło już do rodzinnych fabrykanckich grepsów)- tradizzioni ruderi antichi. Kiedyś widzieliśmy taką okazałą tablicę z napisem na froncie znacznie mniej okazałych ruderi.

Kamieni kupa, a nie fortress.


Z ruin sięgających poniżej kolan podniecają nas wyłącznie ruiny staropiastowskie. Ze staropiastowskimi mogę się jakkolwiek utożsamić.
Zatem Peloponez uwalnia, i turysta może się skupić przede wszystkim na podnoszeniu z podłogi szczęki na widok licznych widoków.


Nie znaczy to także, że nie ma tu wspaniałych zabytków. Są, jak cholera. Ale nie takie antyczne, jakby się myślało o, bądź co bądź, kolebce cywilizacji. Taka Sparta, na przykład. Wyobraźnia natychmiast podsuwa wizje trzystu Spartan zrzucających ze skały starców i dzieci, w ramach eugenicznych projektów. Ale niestety. Zrzucanie skończyło się wraz z antykiem i teraz z cywilizacji spartańskiej została tylko nazwa i przeciętna mieścina, o 2/3 mniejsza od Pabianic.
Nic tu nie ma.
Ciekawy jestem, czy ktokolwiek z holiłudzkich twórców antycznych filmów kiedykolwiek tu zawitał? Pewnie nie.
Nie ma już starożytnej Sparty, ale wystarczy przejechać pięć kilometrów za miasteczko, żeby obejrzeć imponujące resztki dawnej epoki, przy tym nie zakłócając sobie ani na chwilę pejzażowych wrażeń estetycznych. Bizantyjska Mistra, osiadła na stromych górach nad Spartą. Może to nie antyk, ale 750 lat jakie minęły od jej zbudowania i tak robi wrażenie. Miasto wyjątkowo związane z religią, w którym stoi kilkanaście kościołów wschodniego obrządku. Może się to wydawać dużą ilością, ale 600 lat temu mieszkało tu 20 tysięcy mieszkańców, odwiedzali Mistrę, jako bogaty ośrodek kultury uczeni i artyści z Włoch, Konstantynopola i Serbii, zostawiając tu swoje ślady i wpływy, między innymi wpływy renesansu.





Dwadzieścia tysięcy ludzi! Wyobrażacie sobie taką liczbę we wczesnym średniowieczu? Toż to jakiś Rzym, czy też Paryż był, chodź dzisiaj nie wygląda. To jest więcej ludności, niż dzisiaj ma aktualna Sparta (Sparti)!







Wszędzie w lokalnych marketach- dość drogo. No chyba że trafi się na Lidla. Wtedy niewiele drożej niż w Polsce. Ciekawe, co? Niemiecki supermarket jest dywersyjnie tani. Niemieckie ciasteczka są tam tańsze, niż greckie ciasteczka w greckim markecie. Nic już nie rozumiem z tej całej Unii Europejskiej. Ale pocieszam się, że nawet jej władze zwierzchnie też nie rozumieją.
Lidlów jest generalnie bardzo mało na południu. Więc mało okazji do niemieckiej taniochy. Za to tanie są kwatery do wynajęcia, a z pewnością tańsze niż nad polskim Bałtykiem. Wynajem auta też jest stosunkowo tani. Cała ta tanizna jest zapewne spowodowana pozasezonowościa naszej podróży, ale też nagłośnionym problemem uchodźców, który niewątpliwie wpływa na popularność Grecji. Co turystom szkodzą uchodźcy, tego nie wiem. Ci turyści powinni także unikać Niemiec i Francji i to od dość dawna. Mniejsza z tym.


Peloponez prawie że byłby wyspą, sto sześćdziesiątą szóstą wyspą Grecji, gdyby nie sześciokilometrowy pasek lądu jaki łączy ten gigantyczną ziemię z kontynentem europejskim. Chociaż może i jest jednak wyspą. Bo łącznik z kontynentem przecięty jest od 1893 roku Kanałem Korynckim. Jest to taka inwestycja, że tylko siąść z gębą rozdziawioną i patrzeć. Co też i robią liczni turyści na moście drogowym koło Loutraki.


Łącznik Peloponezu z lądem Europy od starożytności stanowił miejsce strategiczne. Opłynięcie całego półwyspu dookoła było nie tylko niebezpieczne, ale w dobie żaglowców zabierało wielką ilość czasu- to ponad 200 mil morskich. Tutaj między jednym bezpiecznym morzem (Jońskim) a drugim (Egejskim) było do pokonania tylko sześć kilometrów. Kusząca alternatywa w drodze z Aten do Rzymu. Starożytni wymyślili następujący tryb postępowania. Statki podpływały do lądowego przesmyku, były rozładowywane, a potem PRZETACZANE na specjalnych rolkach po gładkiej drodze z kamiennych płyt, następnie wodowane po drugiej stronie i towarowane ponownie. Korynt zyskał na tych przeprawach kolosalną fortunę, choć niektórzy kupcy woleli sprzedać statek po jednej stronie przesmyku, przewieźć towary i po drugiej stronie kupić drugi- wychodziło taniej.
Pomysł przekopania kanału w tym miejscu miał już sam Aleksander Wielki, Juliusz Cezar i Kaligula. Jednak sprzeciwiali się temu przedsięwzięciu egipscy matematycy, którzy wyliczyli, że poziom morza po obu stronach przesmyku- jest różny. Chyba mieli słabe teodolity, ci matematycy. Dopiero Neron, rozpoczął prace nad kanałem, olewając matematyków, niestety zmarł niedługo po rozpoczęciu budowy.
Trochę lat minęło.
W XIX wieku idea zaczęła się odradzać. Ówczesny gubernator Grecji polecił oszacować koszty inwestycji. Oszacowano je i wyszło 40 milionów franków francuskich, co odpowiadało załamującej ilości 11,6 TONY złota. Być może na tym by się skończyło, ale Fryderyk Marie de Lesseps, właśnie ukończył budowę Kanału Sueskiego, który na nowo rozpalił nadzieje na sukces. Podpisano umowę na zbudowanie kanału najpierw z Francją, ale potem przekazano budowę generałowi węgierskiemu Istvanowi Türrowi, który był ówcześnie adiutantem króla Włoch. Założył on w Paryżu spółkę „Societé Internationale du Canal Martime de Corinthe” z kapitałem początkowym 30 milionów franków, która dostała koncesję na eksploatację kanału i sąsiednich terenów na 99 lat. Plany były szerokie- zamierzano oprócz kanału wybudować także dwa miasta na jego końcach, generał Türr już ostrzył sobie zęby na zyski i wykupił na własność willę i grunty niedaleko nowo planowanego portu.
Projektantem kanału został rodak generała- Węgier Bella Ferster. Poprowadził on trasę kanału po tym samym śladzie, jaki planował Neron. Zatrudniono 1800 robotników, kupiono maszyny i środki wybuchowe. Pierwszego odpalenia lontów dokonali król Grecji Jerzy I i królowa Olga, wraz z licznym dworem i rodziną. Oraz z pompą.


Niestety wkrótce zaczęły się problemy. Na budowie zaczęło brakować słodkiej wody- musiano odrestaurować antyczny akwedukt w celu jej dostarczenia, oraz wykopać kilka studni. Konieczne było też wybudowanie elektrowni do obsługi budowy. Najgorzej, że za straszne pieniądze kupiono nie takie maszyny jak trzeba- okazały się bezużyteczne w korynckim wapieniu. Kapitał początkowy wyparował jak sen jaki złoty, spółka zwróciła się do akcjonariuszy o dofinansowanie, ale odzew był słaby. Rok później wydano na budowę już 42 miliony franków i kolejne poszukiwanie kapitału skończyło się fiaskiem- spółka ogłosiła upadłość.
Budowę przejęło greckie „Przedsiębiorstwo Budowy Kanału Korynckiego”. Niestety także ogłosiło upadłość.
Dokończyło budowę „Greckie Przedsiębiorstwo Budowy Kanału Korynckiego”. Otwarcie nastąpiło w 1893 roku, z udziałem króla i królowej Grecji, po dwunastu latach od rozpoczęcia i wydaniu 60 milionów franków. Królowa przecinała wstęgę złotymi nożyczkami.
Po otwarciu, kanał zamknięto do następnego roku, celem dokończenia.
Ale w 1894 roku przepłynął kanałem pierwszy statek. Średniej wielkości jednostka francuska „Notre Dame de Salut”. Już po pierwszym statku okazało się, że dupa blada.
Cały nasz misterny plan...itd. (cytat).
„Notre Dame de Salut” podczas dziewiczego rejsu przez kanał wielokrotnie przydzwoniła dnem i bokami w inwestycję. Kanał okazał się za mały!


Jak wiemy, później budowane kanały także miały czasem ta przypadłość- na przykład Kanał Biełomorski, budowany na rozkaz Stalina, z poświęceniem życia 50 tysięcy przymusowych robotników- okazał się za płytki dla czegokolwiek większego.
Mimo wszystko przez Kanał Koryncki przechodzi dzisiaj rocznie około 11 tysięcy statków- głównie wycieczkowych, albo mniejszych jednostek. Większe statki są przeciągane holownikiem.
Choć nie spełnił do końca swych zadań, jednak skrócił drogę z Aten do Rzymu o 24- 28 godzin (mierzone na początku XX wieku) i był z sukcesem eksploatowany.


Myślicie że to koniec?
No niebałdzo.
Podczas II Wojny Światowej Kanał stanowił miejsce strategiczne, bardzo ułatwiające przerzucanie wojsk drogą morską. W 1941 roku niemieccy spadochroniarze zdobyli mosty nad kanałem i odcięli drogę wycofującym się Brytyjczykom. Potem w kwietniu 1941 Anglicy wysadzili kanał w powietrze.
Myślicie że to koniec?
No niebałdzo
Jeszcze w tym samym roku odbudowały go wojska włoskie, które przejęły okupację Grecji.
W 1944 roku role się odwróciły- włosi już dawno skapitulowali (jak wiemy- uzbroili grecką partyzantkę) a Niemcy przegrywali na całej linii. Wycofujące się wojska niemieckie wysadziły ponownie kanał w powietrze i wypełniły go pół milionem metrów sześciennych ziemi, oraz wagonami kolejowymi, zapewne spuszczanymi prosto z zerwanego mostu kolejowego.
Nie mam stuprocentowej pewności, a jedynie przypuszczenie, że ślad tych wszystkich demolicji jest widoczny do dziś w postaci poszerzenia kanału w okolicach owego mostu.
Pięć lat trwała odbudowa. Skończyła się już pod zarządem Amerykanów w 1948 roku, z dobrym skutkiem
Ten skutek jest absolutnie porażający dla dzisiejszego turysty.
Jest to lita skała, w której na głębokość 90 metrów wyryto potworny wąwóz, o szerokości 24 metrów i długości 6,3 kilometra. Nie ma żadnej śluzy, ale pływy morza nie są niebezpieczne dla żeglugi. Nad kanałem rozpiętych jest 6 mostów, w tym jeden kolejowy. Dwa mosty na końcach kanału są przeznaczone na lokalny ruch samochodów i ruch pieszy. I są to mosty zwodzone. Ale zwodzone ODWROTNIE! Gdy mają być otwarte zanurzają się 8 metrów pod wodę!
Takaż to atrakcja XIX wieczna.
Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ Ψ

Po przyjeździe na kwaterę zastaliśmy kota na dachu sąsiedniego bungalowu. Kot siedział tam i miauczał rozpaczliwie. Po drugim dniu miauczenia dostarczyliśmy mu na dach prowiant i wodę, metodą zrzutu ręcznego, bez użycia lotnictwa. Zjadł i miauczał.

Trzeciego dnia postanowiliśmy go uratować.

Podstawiliśmy wspólnymi siłami huśtawkę pod okap dachu, na którą wspiąłem się z narażeniem życia, żeby przejąć kota.

Niestety po uratowaniu kota, okazało się że huśtawka co prawda pomaga przy wejściu, ale nie zapewnia zejścia.

Teraz ja siedzę tu na dachu i miauczę.

Piękny widok.

Nie zabierajcie mnie stąd.


Fabrykant
cały antyczny.


P.S.
Część druga pewnie nastąpi. Prawdopodobnie będzie ciekawsza. Zostańcie nastrojeni w odpowiednim nastroju.


Źródła i źródełka:






1 komentarz:

  1. CZĘŚĆ DRUGA DOSTĘPNA TUTAJ:
    https://fotodinoza.blogspot.com/2016/10/kontrola-greckiego-kryzysu-vol-2-piraci.html

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.